Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Single - dzieci dobrobytu

edytowano grudzień 2014 w Polityka

Nastąpiła po prostu nienotowana wcześniej w dziejach naszej cywilizacji singielska rewolucja. W roku 1950 ok. 22 proc. dorosłych Amerykanów żyło samotnie – było ich wtedy ok. 4 milionów. Jednoosobowe gospodarstwa domowe tworzyli głównie mężczyźni o imigranckim pochodzeniu, którzy pracowali fizycznie w tak niegościnnych regionach Stanów Zjednoczonych, jak Alaska czy Newada.

Dziś singlami jest już sporo więcej niż 50 proc. dorosłych Amerykanów, czyli 31 milionów obywateli kraju. Taki styl życia cieszy się największą popularnością w największych obszarach metropolitalnych, jak Waszyngton, Los Angeles, San Francisco czy Nowy Jork. W Europie zjawisko singielstwa sięga jeszcze głębiej. W Szwecji, Norwegii, Finlandii czy Danii aż 40 – 45 proc. wszystkich gospodarstw domowych składa się z jednej osoby. Odsetek singli rośnie w szybkim tempie także w krajach rozwijających się. W ciągu jednej tylko dekady 1996 – 2006 globalna populacja singli skoczyła o jedną trzecią: ze 153 milionów do 202 milionów ludzi.


http://forsal.pl/artykuly/634031,klinenberg_single_to_dzieci_dobrobytu_zakladanie_rodziny_sie_dzis_nie_oplaca.html

«1345678

Komentarz

  • Gdzieś przeczytałam prognozy GUS, że w 2030r tylko 30% ludzi zdecyduje się na zawarcie zwiazku malżeńskiego i zrodzenie dzieci. Zagrozenie dla rodziny moze byc nieuniknione. Pozostali to będa single i ludzie w wolnych związkach.
  • edytowano luty 2014
    Może się zgadza jeśli chodzi o Amerykanów czy Włochów. W Polsce myślę, że mało kto jest tak z wyboru konsumpcyjnym singlem. Ludzie nie zakładają rodzin, nie wiążą się z nikim na serio ze strachu, bo młode pokolenia przeżyły najpierw puste pólki PRLu, więc mają jakiś lęk, że nie zapewnią przyszłym dzieciom choćby odpowiedniego pożywienia , kolejne widziało jak ich rodzice tyrali po kilkanaście godzin aby zapłacić za czynsz, lub połowa z nich nie miała pracy i wyjechali za granicę, rodziny się porozpadały, w związku z czym ci młodzi boją się powtórzyć ich błędy. Nawet ludzie z mojego jeszcze pokolenia ( dzisiejsi 40 i prawie 40 latkowie) to dzieci rozwodników lub osób które miały poważne problemy z utrzymaniem rodziny i możliwością poświęcenia czasu małżonkowi i dzieciom. A teraz jest nagonka na rodzinę , na rodziców , ludzi nazywa sie nieodpowiedzialnymi tylko dlatego, że decydują sie na urodzenie kolejnego dziecka, czy już za sam fakt podjęcia decyzji o związku na całe życie. Ludzie nie potrafią też rzucić wszystkiego na jedną kartę i zaufać sobie nawzajem a żeby stworzyć dobry związek trzeba otworzyć serce i umysł na drugą osobę bezgranicznie i na dodatek musi to być w zgodzie ze samym sobą ale żeby to działało musi być obustronne.
  • edytowano luty 2014
    Nie wiem czy mało kto jest z wyboru. Mysle jednak, ze moze być pół na pół. Koleżanka za którą się modlicie trafia na samych piotrusiow panów którzy nie chca sie wiązac a jedynie zaliczanie nowych panienek im w głowie a ślub moze kiedys moze nigdy (czyli wydaje się, że albo źle szuka albo większośc tych singli, którzy zostali sa typami którym nie w głowie życie tylko z jedną kobietą i odpowiedzialnością). Inna kolezanka to sama nie chce się wiązac bo lubi być niezalezna i dobrze się czuje tylko w wolnym związku albo jako kochanka żonatego. może jak zblizy się do 40 to zacznie żalować a na razie jest zabawa i jest dobrze jak jest, co chwilę podróze żadnych zobowiązań.
  • Tak czy inaczej mamy duże zagrożenie dla rodziny: bycie singlem i zycie w wolnych związkach wypiera małżeństwo i wg prognoz będzie tylko gorzej. 
  • edytowano luty 2014
    To prawda z tymi rozwodami. jak nie wyjdzie wolny zwiazek to nie ma tej łatki rozwodnika. Jednak wielu ludziem bycie wolnym po prostu odpowiada. Rewolucja seksualna też do tego doprowadziła no i pewnie też niepewny rynek pracy, podobno także emancypacja kobiet i niedojrzałośc emocjonalna młodych ludzi (kiedyś człowiek był zmuszony dojrzec a dziś już nie).
    Te ilosci ludzi rezygnujacych z zakładanoia rodziny sa przerażające. Mówi sie o zapaści demograficznej, ale gdyby prawie wszyscy zakładali rodziny tego by nie było w Europie. Single w większości przypadków raczej dzieci nie mają.
  • http://www.rodzinka.net.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=282&Itemid=1

    Trudności materialne lub problemy mieszkaniowe nie stanowią już zasadniczego powodu przedłużającego się panieństwa czy kawalerstwa. Tym powodem są obecnie czynniki psychologiczne oraz prowadzony tryb życia, np. budowanie kariery zawodowej. Omawiany raport z badań można przeczytać na stronie internetowej CBOS.
  • edytowano luty 2014
    Ojejuju nie jestes w stanie odpowiadac za swoje dzieci. Przykład: Rodzina wielodzietna mojego taty. Dzieci z tej rodziny juz nie były tak wielodzietne (oprócz jednego wujka) a część z nich miała tylko 2 dzieci. Teraz my wnuki - niektórzy się rozwiedni, niektórzy mimo że zblizaja się do 30 nie załozyli rodziny, a dzieci jeszcze mniej. To przykład z mojej rodziny a obydwie babcie były pobozne i wielodzietne.

  • U mnie tendencja odwrotna - mam dzieci sporo więcej niż moi rodzice i jedni dziadkowie ,to samo w rodzinie męża
    ;)
  • edytowano luty 2014
    Nie wazne jak jest w naszych rodzinach w sumie. Chodzi o całokształt, ogół ludzkości. Na jedna kobietę przypada 1,3, dziecka w Polsce a kiedys było pewnie co najmniej 2 razy tyle.
    Kiedyś singli prawie nie było a teraz wielu młodych ludzi po prostu nie chce wiązać się małżeństwem.
  • Ale nie wiemy jakie trendy będą w kolejnych pokoleniach , może po pokoleniu niżu nastanie moda na wielodzietność.
  • Prognozy sa tylko na gorsze, ze bedzie więcej singli.
  • Prognozy są tylko prognozami ).
  • Poza tym może jak młode pokolenie naogląda się sfrustrowanych , podstarzałych singli , to zmądrzeje
    :P
  • Singiel - człowiek Nowego Wspaniałego Świata. Nie przeludnia biednej zanieczyszczonej ziemii, jest idealnym konsumentem. Ma kasę bo zarabia i wydaje tylko na siebie i ma  maksymalnie rozdmuchane przez reklamę potrzeby. Po erze singli będzie duuużo miejsca na świecie dla naprawdę bogatych.
  • jak to szlo ? przetrwaja tylko najsilniejsze gatunki ;)
  • edytowano marzec 2014
    O ile nasze dzieci nie będą sterylizowane odgórnie albo unia nie wprowadzi limitów na dzieci lub też zezwoleń lub w przypadku nieposłuszeństwa wobec władz- przymusowych aborcji....
  • A mnie się wydaje,że single lubią mówić,że są samotni z wyboru bo ciężej jest się przyznać,że jestem sam bo nie trafiłem na swoją połówkę.Owszem są na pewno tacy, którym życie bez zobowiązań odpowiada ale ile ludzi poszukuje. Tyle,ze wymagania też rosną. Era komputera- portale randkowe rosną jak grzyby po deszczu.Dla kogo?
  • @prowincjuszka ale masz wizje, aż mi skóra ścierpła
    :-SS
  • Jako długoletnia singielka nie z wyboru myślę, że to nie takie wszystko proste do oceny. Fakt, znaleźć odpowiednią osobę też niełatwo. Nie zawsze Pan Bóg od razu kogoś odpowiedniego przysyła...
    Czasem warto przejść przez parę toksycznych relacji, by docenić dobrego człowieka i człowieka dla nas...
    Takich niezdecydowanych, wiecznych singli, zwłaszcza panów jest sporo, nawet w grupach modlitewnych, w kościele katolickim. Wypłakują się, że są bezżenni, ale jak trzeba powziąć kroki poważne, zadeklarować się, to jest ucieczka.
    :(
  • edytowano marzec 2014
    Myślę, że single, to czasem nie tyle dzieci dobrobytu, co raczej dzieci strachu przed bezrobociem i tzw. korporacyjnej mentalności, która zawłaszcza coraz większe obszary naszego życia zawodowego. Trzeba się wykazywać, być efektywnym, mieć wyniki, bo inaczej zwyczajnie zwolnią i zostanie się bez środków do życia. Gdzie tu czas i przestrzeń na poważny związek?
    Tyle trąbi się o niżu demograficznym, o polityce prorodzinnej, a jak przychodzi, co do czego, to widzę, ze koleżanki dzieciate są pod obstrzałem, są niewygodne, bo jednak nie zawsze dyspozycyjne, bo zaabsorbowane dziećmi itp.
    Tak to wygląda, więc singielstwo nie tylko z wygody, ale myślę też z niemożności znalezienia czasu i sił na życie prywatne.

    To a propos singli na uczelniach. Ale uniwersytety to zawsze były wyjątkowe pod tym względem. Czasem życie naukowe przypomina życie zakonne. Współmałżonek ma do wyboru zaakceptować taki stan rzeczy, lekko go zmodyfikować albo nie wytrzyma z naukowcem.
  • @AgaMaria - może też naukowiec sobie odpuścić samorealizację i wielkie ideały i skoncentrować się na rodzinie, a naukę, to tylko tak, od niechcenia, lewym tylnym odnóżem popychać ;-)
  • edytowano marzec 2014
    Katarzyna - cha cha lewym odnóżem dobre
    niedawno zaczęłam bardziej wszystkiemi odnóżami popychać, bo jak byłam młodsze, to właśnie mi się nie chciało, marzyłam o rodzinie, nudziły mnie te działania naukowe, teraz bardziej cieszą.

    Akurat mam w otoczeniu takie osoby, które próbują wypełnić to, co prawie niemożliwe - nie zaniedbać swojej rodziny, w tym dzieci i wypełnić wymogi pracodawcy i systemu na uczelniach...
    Serio, nie znam kobiety, która by odmówiła małżeństwa z powodu "ideałów naukowych"...jak jest z prokreacją nie wiem. Natomiast na uczelniach sporo osób, które właśnie nie mogły mieć własnej dziatwy "zrobiło karierę". Taka kompensacja?
  • edytowano marzec 2014
    AgaMaria to nie jest kompensacja, to jest coś nie tak jeśli od człowieka wymaga się tego aby praca wypełniała niemal całe życie. Ludzie, którzy maja dzieci potrzebują więcej pieniędzy a często dostają mniej. Matki często sa bardzo dobrymi pracownikami mimo swojej mniejszej dyspozycyjności. pracodawcy nie mogą bac sie matek bo kobiety zaczna (zresztą już zaczęły) rezygnowac z macierzyństwa lub ograniczać je do 1 dziecka. Może parytety dla matek zebyśmy się mniej bały?

    W moim środowisku bardzo mało jest kobiet które zrezygnowałyby z pracy, kariery, karierki dla wychowania dzieci. Wybierają raczej kompromis czyli to i to szybki powrót i mniejszą ilość dzieci. Jeśli coś po drodze sie z praca zawali wpadają w depresję i być może myślą, że więcej dzieci nie będzie.
  • edytowano marzec 2014
    Nie trzeba być naukowcem aby praca wypełniała całe życie a utrzymać z tej pracy człowiek może tylko siebie i ewentualnie jednego kota lub niedużego psa.( no chyba, że się chce mieć łatkę nieodpowiedzialnej i lekkomyślenej osoby jak większość z nas) ;)
    Nie dziwię się, że ludzie uciekają stąd, szczególnie ci co mają rodziny albo chcą mieć w przyszłości dzieci.
    Tym bardziej jak komuś wyprano mózg, że na dzieci trzeba mieć doskonałe warunki, żonie /mężowi mieć co do zaoferowania, jakieś banały o odpowiedzialnym planowaniu rodziny i takie tego.
    Nie wiem jak jest w przypadku młodych mężczyzn, ale np. moja siostra trafiała na samych beznadziejnych chłopaków a czas przeleciał. A wiązać się z kimkolwiek kto w dodatku ma jakieś obciążenia w postaci byłych konkubin, albo eksżony nie ma sensu.
  • edytowano marzec 2014
    Mamamałgosia ale pieniądze i kariera na prawde dają poczucie szczęścia. Rodzina, kochający mąż, dzieci, przyjaciele,pieniądze, kariera, młodośc, zdrowie to wszystko daje szczęście. Same pieniądze i kariera nie, to za mało, bo dla kogo to wszystko ale jak jest ułożone życie osobiste i zawodowe to co innego.
    Nie nazwałabym tego gwozdziami do trumny.

    Podziękowali 1Coralgol
  • A mnie się wydaje, że jeżeli ktoś opiekuje się zwierzakiem i to daje mu jakąś namiastkę uczuć do człowieka, to mu wolno...i dobrze, że te pokłady ciepła w sobie ma, choćby wobec mniejszych stworzeń  ;;) >:D<
    W ogóle jestem pełna podziwu jak ludzie radzą sobie z życiem, ze swoim życiem, w tym z samotnością też. I to jest dzielność przed ludźmi, przed Bogiem.
    Single dzieci dobrobytu...nie wydaje mi się...widzę wkoło ludzi z niewypełnionym powołaniem i trochę tym faktem sfrustrowanych.
    Nie każdemu dar macierzyństwa / ojcostwa jest dany. Z drugiej strony te osoby czasem żałowały, że dzieci nie miały, ale przecież nie były w małżeństwie, więc dla katolików i tak no way...
    Skomplikowane to wszystko, więc dlatego pełna podziwu jestem dla osób samotnych, a pozbieranych, niezgorzkniałych, służących innym, dających świadectwo itp.
  • Historia pokazuje ze katolicy mieli władze i pieniadze a jesli nie to mieli godnosc i sluzyli biedniejszym i slabszym..i przede wszydtkim Bogu.
    Jak czytam ze tylko bieda i nieszczęście daje wiarę i spelnienie to mi słabo.
  • edytowano marzec 2014
    Bóg daje oparcie i poczucie szczęścia ale lepiej byc bogatym, zdrowym, miec przyjaciól, rodzinę, udane zycie prywatne i zawodowe niż miec ciągle pod wiatr byc samotnym lub miec toksycznego męża, nnie mieć przyjaciół itd. Inaczej nie dążylibyśmy do tego, inaczej nie miałyby depresji osoby które mają złą sytuację. Jak trwoga to do Boga i jest łatwiej. Jak jest tylko dobrze to być może łatwiej odejśc od kościoła ale można przecież byc spelnionym i blisko Boga.
    Każdy chce  miec udane zycie, zyć w zgodzie ze sobą i być szczęśliwym no chyba, ze jest masochistą. Byleby tylko nie byc niewolnikiem: mamony, kariery po trupach do celu, miec płytkie relacje z rodziną i innymi ludźmi nastawione na zysk jedynie.
  • edytowano marzec 2014
    Mamamalgosia taki jest tytuł artykuly, takie też są badania psychologów. Kiedyś ludzie łączyli się w pary i zakładali rodziny, wychowywali dzieci bo tak było trzeba i ciągnęli ten wózek nawet jak pil i bił, a dziś jest trudniej bo rosną wymagania (bo konsumpcyjność działa też na tą strefę) co do mężów (musi imponować, musi to tamto), żon (należy się najpierw wyszumieć, nie może mnie ograniczać,...). Może nie wszyscy ale spora część tak ma.
  • edytowano marzec 2014

    Jeśli ma pani około trzydziestki, pani mama pewnie jest po pięćdziesiątce. A to znaczy, że była wychowana w kulturze, w której model kobiety jest oparty na rodzinie. Tylko w rodzinie może czuć się spełniona i wartościowa. Więc z perspektywy kobiety pięćdziesięcioletniej samotne życie singielki jest niepełne. Ale mogę panią pocieszyć...

    Poproszę

    Katusze, które przeżywają matki obecnych singielek, za 20, 30 lat będą pani zupełnie obce. Bo jeśli pani córka będzie szczęśliwą, robiącą karierę i samodzielną singielką po trzydziestce, jej stan uzna pani za naturalny. Widać to już zresztą po zmianach w wychowaniu dziewczynek. Kiedyś socjalizacja polegała głównie na przyuczaniu do prowadzenia domu, czyli wypełniania roli żony i matki. Dziś, gdy naukę szycia czy gotowania rodzice zamieniają na zachęcanie córki do studiów i robienia kariery, całe pokolenie kobiet jest przygotowywane w ten sposób do życia bez męża. Gdy więc to pani będzie miała dorosłą córkę, już nikt nie będzie patrzył na osoby żyjące w pojedynkę jak na tych, którym się w życiu nie udało.

    Skąd ta pewność?

    Z Ameryki. Kilka lat temu ukazała się tam, znana również w Polsce, książka "Nowa singielka" autorstwa E. Kay Trimberger. Jest to książka o singielkach po pięćdziesiątce, które u nas wciąż są rzadkością. A na Zachodzie już nie, bo tam przemiany społeczne związane z usamodzielnianiem się kobiet zachodziły szybciej. To, co my w ostatnich latach obserwujemy, patrząc na samodzielnych, dobrze zarabiających singli koło trzydziestki, Amerykanie widzieli już w latach 70.

    Co widać z takiego dystansu czasowego?

    Na przykład to, że w przypadku osób żyjących przez całe życie w pojedynkę, tradycyjne więzi rodzinne zastępuje tak zwana sieć, czyli rodzina z wyboru. To grupa przyjaciół, którzy są blisko nie tylko w życiu towarzyskim, ale także w trudnych momentach czy w czasie dotychczas zarezerwowanym dla rodziny, na przykład przy stole wigilijnym. W Polsce też już możemy obserwować taki model. Do tego dochodzi fakt, że aż co piątej kobiecie po 30. roku życia nie chce się z nikim wiązać. A po czterdziestce prawie połowa kobiet przestaje się rozglądać za wymarzonym partnerem.

    Nie chce czy nie ma możliwości?

    Oprócz tych, którzy w danym momencie stawiają na samotność, na przykład świeżo upieczeni rozwodnicy, większość singli jest w sytuacji między przymusem a wyborem. Bo zwykle nie jest tak, że dana kobieta nie ma żadnych widoków na związek, ale te możliwości, które ma, jej nie satysfakcjonują. Kolokwializując, w dzisiejszych czasach jest po prostu bardziej wybredna niż kiedyś


    (...)

    Dr Emilia Paprzycka - od 2004 r. bada życie singli. Pracuje w Katedrze Socjologii SGGW. Jest wykładowcą jedynego w Polsce seminarium poświęconego singlom w IFiS PAN i Collegium Civitas. Autorka książki "Kobiety żyjące w pojedynkę - między wyborem a przymusem".


    Podziękowali 1Coralgol
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.