Aniela - A nie możesz wyznaczyć, co ma być przeczytane, opanowane, a potem sprawdzić, czy jak? Chodzi o to, żeby nie czytać im, ale jakoś wdrożyć w samodzielne opanowanie materiału. Nie mówię, że mi to wychodzi, ale widzę to jako jedyny ratunek w sytuacji braku czasu. Ty masz troje, ja mam za to maluchy, które nie zawsze dadzą coś zrobić, albo najmłodsze krzyczy, płacze. Bo ja swojego najstarszego to trochę rozpuściłam - tłumaczyłam, wyjasniałam, czytałam - po prostu nagadałam się jak na wykładzie, a przeciez gdyby on sam miał przebrnąć przez ten materiał, może by więcej skorzystał?
Ja mam czworo na ED, bo jeden z poziomów to bliźniaczki, he, he.
Właśnie to sprawdzanie zajmuje dużo czasu i energii. Również z tym tłumaczeniem i wyjaśnianiem najstarszemu to też doświadczyłam, że nie ma się co spinać, niech czasem sam się pomęczy, he, he, ale sprawdzić zawsze muszę, jak to opanował i czy czegoś nie przeinaczył.
"Myślę, że z ED jest trochę jak z mieszkaniem na zamkniętym osiedlu strzeżonym. Bardzo wygodnie, bezpiecznie, pełna kontrola nad wszystkim. Ale jednocześnie - trochę poza prawdziwym światem." -------------------------------- Czyli co?? Moje nerwy, spiny itp, itd to ma być nieprawdziwy świat??? Chciałabym.
"W szkole do której chodziła pracowali moi rodzice. Oboje. Nie było rzeczy, którą zrobiłam, dobrej czy złej, o której by nie wiedzieli. nie było znajomych, których by nie znali. Nie miałam w ogóle swojego życia." ----------------------------- Moje dzieci to będą miały swoje życie jak będą już na tzw. swoim.
Jakie znowu nerwy? Czy chodzi o "rzeczywiste odczucie ciężaru odpowiedzialności za edukację własnego potomstwa"? ------------------------- Nie chodzi o "rzeczywiste odczucie ciężaru odpowiedzialności za edukację własnego potomstwa", ale o rzeczywisty ciężar nauczania i wychowania własnych dzieci. Trzeba się zmęczyć i zdenerwować, żeby były efekty, podobnie jak przy uprawie roli, he, he.
@Wanda Uważam, że dobra szkoła to świetna rzecz. Jednak obecnie nie znam szkoły w okolicy, z której byłabym zadowolona, bo w ogóle współczesny system edukacyjny jest nie-do-przyjęcia. Dlatego podjęłam tę ciężką pracę czyli ED, bo tutaj mam szansę największego wpływu na swoje dzieci.
Nie dostrzegam żadnego negatywnego wpływu ed na kontakty dzieci z rówieśnikami. Bawią się swobodnie, zawierają znajomości. F. jest nieco cichszy i bardziej nieśmiały, ale zawsze taki był, również w przedszkolu.
Maura - pytasz o udział ojców w ed. U nas zajęcia poranne są tylko jednym z punktów, wieczorami i w weekendy również odbywają się różne pogadanki, gry, wyprawy itd. I tu pole do popisu ma Tata, jest to wkład bardzo cenny, zwłaszcza dla pięciolatki z upodobaniem do zagadek logicznych. Ponieważ nie mam przymusu pracy zawodowej, wewnętrznego ani zewnętrznego, to obecny układ bardzo mnie raduje oraz relaksuje.
Anegdotka: idziem,y sobie przez rezerwat skał w Ciężkowicach, przed nami grupa skałek w kształcie piramid, zaskakująco regularnych. Pięciolatka, małe blond dziewczę, staje w podziwie i woła: Mamo, patrz! Ostrosłup, moja ulubiona bryła!
My wróciliśmy do systemu. Ed negatywnie wpłynęła na rozmemłanie naszych chłopaków. Naprawdę dobrze im robi sztywny plan szkolny. Szybko kończą lekcje. Posłałam ich ze względy na codzienny wf i gry zespołowe, których ewidentnie im brakowało. Do tego maja kupę innych obowiązków - szkołę muzyczną, służbę ministrancką, harcerstwo i treningi.
Wf maja naprawde dużo - codziennie co najmniej 1 godzina + sks + basen + treningi. Bardzo ich to cieszy. Nawet rzuty piłka lekarską są dla nich radością:)
Ja się bardzo cieszę ostatnio ze świadomości mojego najstarszego.
I zarazem dziwię bo nie tłumaczyłam mu nic w stylu- nie będziesz chodził do szkoły. Tylko słyszał gdy rozmawiałam o ED z mężem, mamą, znajomymi.
A on ostatnio gdy zapytałam czy chciałby do szkoły pójść odpowiedział z poważną miną :Mamo, przecież najpierw ja się będę uczył w domu. Jak będę duży to pójdę do szkoły a potem do pracy
@Marcelina, nie musisz się tłumaczyć przecież. Nie atakuję przecież nikogo. Piszę o swoich chłopakach. Wiadomo, że dla każdej matki jej syn to fajny chłop. Najfajniejszy. Dla mnie też.
U nas Ed miała też minusy. Szkoła też ma. Ma tez plusy. Przynajmniej na tym etapie, na którym jesteśmy, szkoła jest dla nas wsparciem. Może kiedyś wrócimy do ed - taki płodozmian wydaje mi się najkorzystniejszy. Albo wioska ed, o której pisała Wanda. Żeby jedna mieli z kim pograć w piłkę.
Jeszcze jedno. Wydaje mi się, że mówiąc o ED nie powinno się mówić w samych superlatywach - to może też odstraszyć. Nigdy nie jest tak, że są same plusy. Te minusy tez są. Dobrze jest je wypunktować - dzięki temu opcja proED staje się bardziej wiarygodna. Same zachwyty brzmią podejrzanie - przynajmniej dla mnie.
Na pierwszym spotkaniu naszej śląskiej grupy ED rozmawialiśmy właśnie o minusach ed. Z osobami, które już długo uczą w domu. One je widziały wyraźnie. To co, nikt inny ich nie widzi? Mimo minusów i tak zdecydowały się uczyć dalej dzieci w domu. I dobrze.
Decyzja i tak należy do rodziców, którzy najlepiej znają swoje dzieci.
Czytam z zainteresowaniem - piszcie, piszcie dalej
Padło tu takie stwierdzenie, że rodzic ed jest niezadowolony "ograniczaniem" programem nauczania (tym szkolnym, do egzaminów) - a to nie jest pewne ułatwienie? Bo tak sobie myślę, ze jednak jakieś ramy chyba są potrzebne, jakas systematyka, szkic itp. żeby jednak ten olbrzymi obszar zwany wiedzą ogarnać, podzielić, rozpisać, rozrysować
Bardzo podoba mi się pomysł zajęć dla dzieci ED w Szkole Mamy Róży, 1x na miesiąc powiedzmy. W tym roku parę rodzin z AMR przychodzi na lekcje muzealne na mieście. Taką mamy "latającą szkołę", my chodzimy raz na tydzień, inni raz na miesiąc, wedle potrzeb i zainteresowań.
@kociara - bardziej serio - przeszkadzają bardziej coroczne egzaminy niż sam zakres materiału. Te egzaminy są nijak nieporównywalne z klasówkami zdawanymi przez uczniów szkolnych. Np. w naszej szkole niektórzy nauczyciele w ramach egzaminu po prostu składają do kupy klasówki z całego roku. Potem dziecko ma godzinę na to, żeby się z całością uporać. Co innego test trzecioklasisty, szóstoklasisty, czy na koniec gimnazjum, czy inna matura - to zdają wszyscy, więc da się porównać wyniki dzieci z ED z tymi szkolnymi.
Do Katarzyny dodam, że mojej szkole np. dziecko (dodam, że natury nieśmiałe), kl.IV, było egzaminowane z jęz. angielskiego z dziećmi, które na co dzień posługują się językiem angielskim, bo mieszkają w Irlandii (to były dzieci z Libratusa). I to dziecko zostało przez panią nauczycielkę ocenione, że nie umie się komunikować w jęz. angielskim, dlatego dostało na świadectwie tróję, a materiał gramatycznym słownikowy itd. przerabiało solidnie i dobrze cały rok szkolny. Gdyby chodziło do szkoły na pewno nie umiałoby tego, co umie, no ale komunikować się jeszcze nie potrafi.
"Jeszcze jedno. Wydaje mi się, że mówiąc o ED nie powinno się mówić w samych superlatywach - to może też odstraszyć. Nigdy nie jest tak, że są same plusy. Te minusy tez są. Dobrze jest je wypunktować - dzięki temu opcja proED staje się bardziej wiarygodna. Same zachwyty brzmią podejrzanie - przynajmniej dla mnie." ------------------------------- Zgadzam się jak najbardziej, to zależy od tego jaki kto ma cel.
Ja np. chciałabym, aby w szkole więcej wymagano, aby była większa dyscyplina i aby uczono prawdy, aby dzieci nie traciły tam czasu na jakies niepotrzebne zajęcia. Aby tego uniknąć, zdecydowałam się na ED.
"Wydaje mi się, że mówiąc o ED nie powinno się mówić w samych superlatywach - to może też odstraszyć." -------------------- Może odstraszyć, szczególnie jak się zacznie i okazuje się, że nie jest tak różowo, że np. dzieci wcale nie są takie chętne do nauki, bo być zwyczajnie nie mogą (mają naturę złamaną grzechem pierworodnym!)
@Aniela - jedna z najfajniejszych mam uczących już naprawdę długo dzieci w domu mówi, że nigdy nie zachęca nikogo do ed. Wszystkim odradza. Nie chce mieć nikogo na sumieniu - potem by przychodzili z reklamacjami, bo wyobrażenia nijak by się miały do rzeczywistości. Różne są powody przejścia na ED. Każda rodzina jest inna. Co do szkoły - wszyscy znamy jej minusy. Długa listę można by ułożyć. Ale ed też je ma. Dobrze też je poruszyć czasami.
A ja muszę teraz pogodzić też szkołę. Starszy ma bardzo dużo do czytania, w dodatku kazałam nauczycielce dawać mu klasyczną literaturę, a nie jakieś współczesne powieści dla młodzieży... No i się trudzi, ale nie zniechęca. Poznaje nowe słowa.
I tak zostawię na przyszły rok. Parę lekcji angielskiego rano w szkole, w domu reszta, w mniejszym zakresie oczywiście, bo i czasu mniej.
A młodszy chyba musi iść na dłużej, bo on wciąż słowa po angielsku nie powie. A w wieku 6 lat to jakaś konkretna wiedza jeszcze nie jest konieczna.
Szkoła ma tu ten plus (przynajmniej powinno tak być), że w klasie dziecko jednak uczy się rozmawiania, wyrabia sobie pewność w posługiwaniu się językiem, słucha innych, nauczyciel wymyśla scenki itp.
---------- Niekoniecznie, bo w klasie łatwiej zniknąć w tłumie i nie robić nic, potem nie móc odrobić zaległości itd.
"czwartoklasista powinien rozumieć i umieć użyć podstawowych zwrotów" -------------------------- Może uczyć się tych zwrotów na pamięć poprzez ciągłe powtarzanie, a później gdy przyjdzie życie, odpowiednia sytuacja to będzie mógł je zastosować. To nie jest powód, aby wysyłać dzieci do szkoły.
Szkoła ma tu ten plus (przynajmniej powinno tak być), że w klasie dziecko jednak uczy się rozmawiania, wyrabia sobie pewność w posługiwaniu się językiem, słucha innych, nauczyciel wymyśla scenki itp. Jeśli ED, to w przypadku języków obcych zapisanie na dodatkowe zajęcia czy chociaż zorganizowanie grupki dzieci do nauki wydaje mi się konieczne. Gramatyka i słówka to jedno, ale najważniejsze to nauczyć się mówić (w grupie) i nie bać się tego. -------------------------- Przynajmniej powinno tak być w szkole, ale NIE JEST.
Komentarz
Nie mówię, że mi to wychodzi, ale widzę to jako jedyny ratunek w sytuacji braku czasu. Ty masz troje, ja mam za to maluchy, które nie zawsze dadzą coś zrobić, albo najmłodsze krzyczy, płacze. Bo ja swojego najstarszego to trochę rozpuściłam - tłumaczyłam, wyjasniałam, czytałam - po prostu nagadałam się jak na wykładzie, a przeciez gdyby on sam miał przebrnąć przez ten materiał, może by więcej skorzystał?
Właśnie to sprawdzanie zajmuje dużo czasu i energii. Również z tym tłumaczeniem i wyjaśnianiem najstarszemu to też doświadczyłam, że nie ma się co spinać, niech czasem sam się pomęczy, he, he, ale sprawdzić zawsze muszę, jak to opanował i czy czegoś nie przeinaczył.
strzeżonym. Bardzo wygodnie, bezpiecznie, pełna kontrola nad wszystkim.
Ale jednocześnie - trochę poza prawdziwym światem."
--------------------------------
Czyli co?? Moje nerwy, spiny itp, itd to ma być nieprawdziwy świat??? Chciałabym.
rzeczy, którą zrobiłam, dobrej czy złej, o której by nie wiedzieli. nie
było znajomych, których by nie znali. Nie miałam w ogóle swojego życia."
-----------------------------
Moje dzieci to będą miały swoje życie jak będą już na tzw. swoim.
-------------------------
Nie chodzi o "rzeczywiste odczucie ciężaru odpowiedzialności za edukację własnego potomstwa", ale o rzeczywisty ciężar nauczania i wychowania własnych dzieci. Trzeba się zmęczyć i zdenerwować, żeby były efekty, podobnie jak przy uprawie roli, he, he.
Uważam, że dobra szkoła to świetna rzecz. Jednak obecnie nie znam szkoły w okolicy, z której byłabym zadowolona, bo w ogóle współczesny system edukacyjny jest nie-do-przyjęcia. Dlatego podjęłam tę ciężką pracę czyli ED, bo tutaj mam szansę największego wpływu na swoje dzieci.
Maura - pytasz o udział ojców w ed. U nas zajęcia poranne są tylko jednym z punktów, wieczorami i w weekendy również odbywają się różne pogadanki, gry, wyprawy itd. I tu pole do popisu ma Tata, jest to wkład bardzo cenny, zwłaszcza dla pięciolatki z upodobaniem do zagadek logicznych.
Ponieważ nie mam przymusu pracy zawodowej, wewnętrznego ani zewnętrznego, to obecny układ bardzo mnie raduje oraz relaksuje.
Anegdotka: idziem,y sobie przez rezerwat skał w Ciężkowicach, przed nami grupa skałek w kształcie piramid, zaskakująco regularnych. Pięciolatka, małe blond dziewczę, staje w podziwie i woła: Mamo, patrz! Ostrosłup, moja ulubiona bryła!
Ja się bardzo cieszę ostatnio ze świadomości mojego najstarszego.
I zarazem dziwię bo nie tłumaczyłam mu nic w stylu- nie będziesz chodził do szkoły. Tylko słyszał gdy rozmawiałam o ED z mężem, mamą, znajomymi.
A on ostatnio gdy zapytałam czy chciałby do szkoły pójść odpowiedział z poważną miną :Mamo, przecież najpierw ja się będę uczył w domu. Jak będę duży to pójdę do szkoły a potem do pracy
Fajnie że jest to dla niego coś normalnego
Bardzo podoba mi się pomysł zajęć dla dzieci ED w Szkole Mamy Róży, 1x na miesiąc powiedzmy. W tym roku parę rodzin z AMR przychodzi na lekcje muzealne na mieście. Taką mamy "latającą szkołę", my chodzimy raz na tydzień, inni raz na miesiąc, wedle potrzeb i zainteresowań.
Co innego test trzecioklasisty, szóstoklasisty, czy na koniec gimnazjum, czy inna matura - to zdają wszyscy, więc da się porównać wyniki dzieci z ED z tymi szkolnymi.
samych superlatywach - to może też odstraszyć. Nigdy nie jest tak, że są
same plusy. Te minusy tez są. Dobrze jest je wypunktować - dzięki temu
opcja proED staje się bardziej wiarygodna. Same zachwyty brzmią
podejrzanie - przynajmniej dla mnie."
-------------------------------
Zgadzam się jak najbardziej, to zależy od tego jaki kto ma cel.
Ja np. chciałabym, aby w szkole więcej wymagano, aby była większa dyscyplina i aby uczono prawdy, aby dzieci nie traciły tam czasu na jakies niepotrzebne zajęcia. Aby tego uniknąć, zdecydowałam się na ED.
samych superlatywach - to może też odstraszyć."
--------------------
Może odstraszyć, szczególnie jak się zacznie i okazuje się, że nie jest tak różowo, że np. dzieci wcale nie są takie chętne do nauki, bo być zwyczajnie nie mogą (mają naturę złamaną grzechem pierworodnym!)
Nie odradzałabym ED, ale doradzam, że aby iść do celu trzeba się zawziąć i nie zrażać jakimiś trudnościami.
dziecko jednak uczy się rozmawiania, wyrabia sobie pewność w
posługiwaniu się językiem, słucha innych, nauczyciel wymyśla scenki itp.
----------
Niekoniecznie, bo w klasie łatwiej zniknąć w tłumie i nie robić nic, potem nie móc odrobić zaległości itd.
--------------------------
Może uczyć się tych zwrotów na pamięć poprzez ciągłe powtarzanie, a później gdy przyjdzie życie, odpowiednia sytuacja to będzie mógł je zastosować. To nie jest powód, aby wysyłać dzieci do szkoły.
dziecko jednak uczy się rozmawiania, wyrabia sobie pewność w
posługiwaniu się językiem, słucha innych, nauczyciel wymyśla scenki itp.
Jeśli ED, to w przypadku języków obcych zapisanie na dodatkowe zajęcia
czy chociaż zorganizowanie grupki dzieci do nauki wydaje mi się
konieczne. Gramatyka i słówka to jedno, ale najważniejsze to nauczyć się
mówić (w grupie) i nie bać się tego.
--------------------------
Przynajmniej powinno tak być w szkole, ale NIE JEST.