Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Minusy edukacji domowej

1235720

Komentarz

  • Aniela - A nie możesz wyznaczyć, co ma być przeczytane, opanowane, a potem sprawdzić, czy jak? Chodzi o to, żeby nie czytać im, ale jakoś wdrożyć w samodzielne opanowanie materiału.
    Nie mówię, że mi to wychodzi, ale widzę to jako jedyny ratunek w sytuacji braku czasu. Ty masz troje, ja mam za to maluchy, które nie zawsze dadzą coś zrobić, albo najmłodsze krzyczy, płacze. Bo ja swojego najstarszego to trochę rozpuściłam - tłumaczyłam, wyjasniałam, czytałam - po prostu nagadałam się jak na wykładzie, a przeciez gdyby on sam miał przebrnąć przez ten materiał, może by więcej skorzystał?
  • Ja mam czworo na ED, bo jeden z poziomów to bliźniaczki, he, he.

    Właśnie to sprawdzanie zajmuje dużo czasu i energii. Również z tym tłumaczeniem i wyjaśnianiem najstarszemu to też doświadczyłam, że nie ma się co spinać, niech czasem sam się pomęczy, he, he, ale sprawdzić zawsze muszę, jak to opanował i czy czegoś nie przeinaczył.
  • "Myślę, że z ED jest trochę jak z mieszkaniem na zamkniętym osiedlu
    strzeżonym. Bardzo wygodnie, bezpiecznie, pełna kontrola nad wszystkim.
    Ale jednocześnie - trochę poza prawdziwym światem."
    --------------------------------
    Czyli co?? Moje nerwy, spiny itp, itd to ma być nieprawdziwy świat??? Chciałabym.
  • "W szkole do której chodziła pracowali moi rodzice. Oboje. Nie było
    rzeczy, którą zrobiłam, dobrej czy złej, o której by nie wiedzieli. nie
    było znajomych, których by nie znali. Nie miałam w ogóle swojego życia."
    -----------------------------
    Moje dzieci to będą miały swoje życie jak będą już na tzw. swoim.
  • Jakie znowu nerwy? Czy chodzi o "rzeczywiste odczucie ciężaru odpowiedzialności za edukację własnego potomstwa"?
  • Jakie znowu nerwy? Czy chodzi o "rzeczywiste odczucie ciężaru odpowiedzialności za edukację własnego potomstwa"?
    -------------------------
    Nie chodzi o "rzeczywiste odczucie ciężaru odpowiedzialności za edukację własnego potomstwa", ale o rzeczywisty ciężar nauczania i wychowania własnych dzieci. Trzeba się zmęczyć i zdenerwować, żeby były efekty, podobnie jak przy uprawie roli, he, he.
  • @Wanda
    Uważam, że dobra szkoła to świetna rzecz. Jednak obecnie nie znam szkoły w okolicy, z której byłabym zadowolona, bo w ogóle współczesny system edukacyjny jest nie-do-przyjęcia. Dlatego podjęłam tę ciężką pracę czyli ED, bo tutaj mam szansę największego wpływu na swoje dzieci.
  • Nie dostrzegam żadnego negatywnego wpływu ed na kontakty dzieci z rówieśnikami. Bawią się swobodnie, zawierają znajomości. F. jest nieco cichszy i bardziej nieśmiały, ale zawsze taki był, również w przedszkolu.

    Maura - pytasz o udział ojców w ed. U nas zajęcia poranne są tylko jednym z punktów, wieczorami i w weekendy również odbywają się różne pogadanki, gry, wyprawy itd. I tu pole do popisu ma Tata, jest to wkład bardzo cenny, zwłaszcza dla pięciolatki z upodobaniem do zagadek logicznych.
    Ponieważ nie mam przymusu pracy zawodowej, wewnętrznego ani zewnętrznego, to obecny układ bardzo mnie raduje oraz relaksuje.

    Anegdotka: idziem,y sobie przez rezerwat skał w Ciężkowicach, przed nami grupa skałek w kształcie piramid, zaskakująco regularnych. Pięciolatka, małe blond dziewczę, staje w podziwie i woła: Mamo, patrz! Ostrosłup, moja ulubiona bryła!
  • My wróciliśmy do systemu. Ed negatywnie wpłynęła na rozmemłanie naszych chłopaków. Naprawdę dobrze im robi sztywny plan szkolny. Szybko kończą lekcje.  Posłałam ich ze względy na codzienny wf i gry zespołowe, których ewidentnie im brakowało. Do tego maja kupę innych obowiązków - szkołę muzyczną, służbę ministrancką, harcerstwo i treningi.  

    Rozruszało mi się towarzystwo.
  • A o wiedzę i tak dbamy  z mężem. 
  • Wf maja naprawde dużo - codziennie co najmniej 1 godzina + sks + basen + treningi. Bardzo ich to cieszy. Nawet rzuty piłka lekarską są dla nich radością:)
  • Nie umiem ocenić, bo F. w szkole nie był, ale rozmemłany nie jest. Fajny chłop.
    :)
  • Ja się bardzo cieszę ostatnio ze świadomości mojego najstarszego.

    I zarazem dziwię bo nie tłumaczyłam mu nic w stylu- nie będziesz chodził do szkoły. Tylko słyszał gdy rozmawiałam o ED z mężem, mamą, znajomymi.

    A on ostatnio gdy zapytałam czy chciałby do szkoły pójść odpowiedział z poważną miną :Mamo, przecież najpierw ja się będę uczył w domu. Jak będę duży to pójdę do szkoły a potem do pracy ;)

    Fajnie że jest to dla niego coś normalnego :)

  • edytowano maja 2014
    @Marcelina, nie musisz się tłumaczyć przecież.  Nie atakuję przecież nikogo.  Piszę o swoich chłopakach. Wiadomo, że dla każdej matki jej syn to fajny chłop. Najfajniejszy. Dla mnie też. 

    U nas Ed miała też minusy. Szkoła też ma. Ma tez plusy. Przynajmniej na tym etapie, na którym jesteśmy, szkoła jest dla nas wsparciem.  Może kiedyś wrócimy do ed - taki płodozmian wydaje mi się najkorzystniejszy.  Albo wioska ed, o której pisała Wanda. Żeby jedna mieli z kim pograć w piłkę.
  • edytowano maja 2014
    Jeszcze jedno.  Wydaje mi się, że mówiąc o ED nie powinno się mówić w samych superlatywach - to może też odstraszyć. Nigdy nie jest tak, że są same plusy. Te minusy tez są. Dobrze jest je wypunktować - dzięki temu opcja proED staje się bardziej wiarygodna. Same zachwyty brzmią podejrzanie - przynajmniej dla mnie. 

    Na pierwszym spotkaniu naszej śląskiej grupy ED rozmawialiśmy właśnie o minusach ed.  Z osobami, które już długo uczą w domu. One je widziały wyraźnie. To co, nikt inny ich  nie widzi? Mimo minusów i tak zdecydowały się uczyć dalej dzieci w domu. I dobrze.
    Decyzja i tak należy do rodziców, którzy najlepiej znają swoje dzieci.
  • Czytam z zainteresowaniem - piszcie, piszcie dalej :)

    Padło tu takie stwierdzenie, że rodzic ed jest niezadowolony "ograniczaniem" programem nauczania (tym szkolnym, do egzaminów) - a to nie jest pewne ułatwienie? Bo tak sobie myślę, ze jednak jakieś ramy chyba są potrzebne, jakas systematyka, szkic itp. żeby jednak ten olbrzymi obszar zwany wiedzą ogarnać, podzielić, rozpisać, rozrysować ;) 
     
  • @kociara - zakres czasem pomaga, a czasem nie. Najbardziej przeszkadza, jak trzeba daną porcję materiału na koniec roku zdać ;-)
  • Bardzo podoba mi się pomysł zajęć dla dzieci ED w Szkole Mamy Róży, 1x na miesiąc powiedzmy. W tym roku parę rodzin z AMR przychodzi na lekcje muzealne na mieście. Taką mamy "latającą szkołę", my chodzimy raz na tydzień, inni raz na miesiąc, wedle potrzeb i zainteresowań.   

  • no tak...czyli jak w życiu, normalnie-z jednej strony plus, z drugiej minus, ze tak filozoficznie rzeknę ;)
  • Kociara - mnie, gdybym mieszkała w Pl i prowadziła ED, program by odstraszał, bo niekoniecznie chciałabym go realizować. 
  • @kociara - bardziej serio - przeszkadzają bardziej coroczne egzaminy niż sam zakres materiału. Te egzaminy są nijak nieporównywalne z klasówkami zdawanymi przez uczniów szkolnych. Np. w naszej szkole niektórzy nauczyciele w ramach egzaminu po prostu składają do kupy klasówki z całego roku. Potem dziecko ma godzinę na to, żeby się z całością uporać.
    Co innego test trzecioklasisty, szóstoklasisty, czy na koniec gimnazjum, czy inna matura - to zdają wszyscy, więc da się porównać wyniki dzieci z ED z tymi szkolnymi.
  • Do Katarzyny dodam, że mojej szkole np. dziecko (dodam, że natury nieśmiałe), kl.IV, było egzaminowane z jęz. angielskiego z dziećmi, które na co dzień posługują się językiem angielskim, bo mieszkają w Irlandii (to były dzieci z Libratusa). I to dziecko zostało przez panią nauczycielkę ocenione, że nie umie się komunikować w jęz. angielskim, dlatego dostało na świadectwie tróję, a materiał gramatycznym słownikowy itd. przerabiało solidnie i dobrze cały rok szkolny. Gdyby chodziło do szkoły na pewno nie umiałoby tego, co umie, no ale komunikować się jeszcze nie potrafi.
  • "Jeszcze jedno.  Wydaje mi się, że mówiąc o ED nie powinno się mówić w
    samych superlatywach - to może też odstraszyć. Nigdy nie jest tak, że są
    same plusy. Te minusy tez są. Dobrze jest je wypunktować - dzięki temu
    opcja proED staje się bardziej wiarygodna. Same zachwyty brzmią
    podejrzanie - przynajmniej dla mnie."
    -------------------------------
    Zgadzam się jak najbardziej, to zależy od tego jaki kto ma cel.

    Ja np. chciałabym, aby w szkole więcej wymagano, aby była większa dyscyplina i aby uczono prawdy, aby dzieci nie traciły tam czasu na jakies niepotrzebne zajęcia. Aby tego uniknąć, zdecydowałam się na ED.

  •  "Wydaje mi się, że mówiąc o ED nie powinno się mówić w
    samych superlatywach - to może też odstraszyć."
    --------------------
    Może odstraszyć, szczególnie jak się zacznie i okazuje się, że nie jest tak różowo, że np. dzieci wcale nie są takie chętne do nauki, bo być zwyczajnie nie mogą (mają naturę złamaną grzechem pierworodnym!)
  • edytowano maja 2014
    @Aniela - jedna z najfajniejszych mam uczących już  naprawdę długo dzieci w domu mówi, że nigdy nie zachęca nikogo do ed. Wszystkim odradza. Nie chce mieć nikogo na sumieniu - potem by przychodzili z reklamacjami, bo wyobrażenia nijak by się miały do rzeczywistości. Różne są powody przejścia na ED. Każda rodzina jest inna. Co do szkoły - wszyscy znamy jej minusy. Długa listę można by ułożyć.  Ale ed też je ma. Dobrze też je poruszyć czasami.


  • Mnie też jedna mama długo ucząca w ED powiedziała 3 lata temu, że ED to harówka. I wszystko się zgadza!

    Nie odradzałabym ED, ale doradzam, że aby iść do celu trzeba się zawziąć i nie zrażać jakimiś trudnościami.
  • A ja muszę teraz pogodzić też szkołę. Starszy ma bardzo dużo do czytania, w dodatku kazałam nauczycielce dawać mu klasyczną literaturę, a nie jakieś współczesne powieści dla młodzieży... No i się trudzi, ale nie zniechęca. Poznaje nowe słowa. 
    I tak zostawię na przyszły rok. Parę lekcji angielskiego rano w szkole, w domu reszta, w mniejszym zakresie oczywiście, bo i czasu mniej. 
    A młodszy chyba musi iść na dłużej, bo on wciąż słowa po angielsku  nie powie. A w wieku 6 lat to jakaś konkretna wiedza jeszcze nie jest konieczna. 

  • Szkoła ma tu ten plus (przynajmniej powinno tak być), że w klasie
    dziecko jednak uczy się rozmawiania, wyrabia sobie pewność w
    posługiwaniu się językiem, słucha innych, nauczyciel wymyśla scenki itp.


    ----------
    Niekoniecznie, bo w klasie łatwiej zniknąć w tłumie i nie robić nic, potem nie móc odrobić zaległości itd.
  • "czwartoklasista powinien rozumieć i umieć użyć podstawowych zwrotów"
    --------------------------
    Może uczyć się tych zwrotów na pamięć poprzez ciągłe powtarzanie, a później gdy przyjdzie życie, odpowiednia sytuacja to będzie mógł je zastosować. To nie jest powód, aby wysyłać dzieci do szkoły.
  • Szkoła ma tu ten plus (przynajmniej powinno tak być), że w klasie
    dziecko jednak uczy się rozmawiania, wyrabia sobie pewność w
    posługiwaniu się językiem, słucha innych, nauczyciel wymyśla scenki itp.
    Jeśli ED, to w przypadku języków obcych zapisanie na dodatkowe zajęcia
    czy chociaż zorganizowanie grupki dzieci do nauki wydaje mi się
    konieczne. Gramatyka i słówka to jedno, ale najważniejsze to nauczyć się
    mówić (w grupie) i nie bać się tego.
    --------------------------
    Przynajmniej powinno tak być w szkole, ale NIE JEST.
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.