Cały czas te same kłamstwa - dla dobra biednych zabijmy bogatych, dla dobra białych zniewolmy czarnych, dla dobra Egipcjan zabijmy męskich potomków Józefa, dla dobra kalekich i chorych zabijmy kalekich i chorych....
Co się stało z naszym narodem? Myślę, że dopiero jakieś rozbiory mogłyby poustawiać rzeczy na właściwym porządku, bo się "W doopach poprzewracało i g... się z rozumem miesza..."
45 lat komunizmu, gdzie aborcja była całkowicie legalna i zalecana jako środek na uzdrowienie pracującej kobiety, która przez ciążę z trybików systemu pracy wylatywała. Potem kolejnych 20 gdzie aborcji zabroniono w większości przypadków ale pozostawiono furtkę. Gdzie obniżono standard życia ludności przez likwidaję miejsc pracy i wyprzedaż kapitałowi zagranicznemu za bezcen , co skłaniało ludzi do rezygnowania z rodziny, dzieci itd, bo ju zw ogłle nie mieli z czego żyć i ten porażający brak perspektyw... Jeśli społeczeństwo zdążyło tym nasiąknąć to trudno aby nagle zmieniło zdanie.
Dopiero życie w dobrobycie jakby uwolniło w nas to, co najgorsze. Nie tylko w naszym kraju, przecież to tendencja światowa. tylko my wiemy, co się u nas dzieje.
Poza tym nasz kraj będzie bardziej atakowany przez oja kłamstwa, bo tu katolicyzm jest najsilniejszy, więc cała siła uderzenia poszła na nas. Inni już ulegli ideologii śmierci, teraz trzeba rozbić nasze mury.
Minister finansów Jacek Rostowski powinien wytłumaczyć się z tego, co robił na spotkaniu klubu nazywanego Grupą Bilderberg. Coroczny zjazd najbardziej wpływowych osobistości świata zachodniego od lat budzi kontrowersje.
Jeśli nawet istnieje taka "tajemnicza" grupa, to na pewno nie ta, bo o tajemniczych pociągających za sznurki grupach nie piszą na Onecie....u nas na przykład tajemnicze grupy spotykają się przy ośmiorniczkach.
Nie lubię Gazety ale czytałam artykuł o komunie Ottona Muehla. Niby nie w temacie ale nasunął mi sie wniosek, że tym którzy po cichu sterują światem zależy aby r... ć.kościół oraz instytucję rodziny istnienie autorytetu ojca,, uczciwych prezydentów, doprowadzić lud do upadku nędzy i móc ich wykorzystywać rzucając im jako ochłap pseudowolność i brak zasad, antykoncepcję aborcję( aby nie musieli byc za nic odpowiedzialni) . Ideologia praktycznie ta sama.
pozwolę sobie skierować do Pani kilka słów. Robię to w nadziei, że może kiedyś przestanie Pani wreszcie żałować, że Pani dziecko nie zostało zabite, a przyszło na świat.
Ktoś zapyta, jakim prawem wtrącam się w Pani życiowy dramat, w Pani nieszczęście spowodowane śmiercią dziecka (a może raczej tym, że dziecko nie było takie, jak Pani sobie je wymarzyła). Odpowiedź jest prosta. Pani dała mi takie prawo, dzieląc się swoją historią z mediami i skarżąc się, że nie pozwolono Pani terminować ciąży, przy czym mówi Pani rzecz jasna wyłącznie o chęci zaoszczędzenia synkowi cierpień.
W ostatniej rozmowie z „Wprost” (przyznam, że ciężka to lektura, dla ludzi o mocnych nerwach), Pani mąż mówi:
W 22. tygodniu wiedzieliśmy, że nasz syn nie ma szansy na przeżycie. Wiedzieliśmy, że umrze, kwestia tylko, czy będziemy musieli patrzeć na jego męki. Mogliśmy mu po prostu oszczędzić cierpień.
Pani Agnieszko, nie może Pani mieć żadnej pewności, że gdyby „zaoszczędziła” Pani synkowi cierpień, żyłoby się Pani z tym lepiej. Być może każdego dnia budziłaby się Pani ze świadomością, że pozwoliła na zabicie swojego dziecka, być może cierpiałaby Pani, zadając sobie pytanie, czy mógłby się zdarzyć cud i Jaś mógłby jednak urodzić się zdrowy.
W moim otoczeniu było wiele takich cudów. Sama, będąc w pierwszej ciąży usłyszałam, że nic „z tego nie będzie” i żebym się nie „przywiązywała”. Jednak się przywiązałam, pamiętam pierwsze ruchy, najpierw coś jakby bulgotanie w brzuchu, potem łaskotanie motyla, potem już regularne „wiercenie się”, łącznie z odczuwalnymi czkawkami dziecka. Dziś ciąża, z której „miało nic nie być” idzie do trzeciej klasy. Długo mogłabym opisywać historie koleżanek i znajomych, które słyszały, że dziecku nie bije serce lub, że się nie porusza, a potem nagle okazywało się, że wszystko jest ok. Takich cudów wokół nas jest pełno.
„U mnie cud się nie zdarzył” - odpowie mi Pani. Jaś był ciężko chory.
Cud się zdarzył, Pani Agnieszko. Po pierwsze, to cud życia. Choć nie było to życie tak doskonałe, jak Pani by tego chciała. Zdarzył się też inny cud. Mogła Pani pożegnać się z synkiem, mogła go Pani przytulić, mogła Pani przekazać mu całą swoją miłość, którą na pewno Pani miała. W innym wypadku nie walczyłaby Pani o dziecko od tylu lat, w sposób tak zacięty. Tylko jeszcze nie umie Pani tego docenić. Tymczasem powinna Pani dziękować Bogu, a jeśli Pani w niego nie wierzy, to losowi za możliwość spotkania z synkiem.
Pani Monika Nowak przeżyła podobną do Pani historię, urodziła córeczkę, która po godzinie zmarła. Dziecko przyszło na świat przez cesarskie cięcie w 29. tygodniu ciąży i ważyło ok. 500 g. Od początku matka wiedziała, że dziewczynka jest chora i ma małe szanse na przeżycie. O tych bezcennych chwilach z dzieckiem mówi jednak tak:
Wczoraj po 7. rano, kiedy jeszcze leżałam na stole operacyjnym, spojrzałam w jej piękne malutkie oczka i byłam szczęśliwa. Ta chwila była bezcenna, warta wszystkiego, całego bólu po cięciu, który teraz odczuwam. Córeczka była za mała i zbyt chora, żeby ją reanimować, umarła w ciągu godziny. To dramat, który przeżywam już drugi raz, za pierwszym synek umarł w moim łonie w 31. tygodniu ciąży. Ale tym razem zdążyłam się spotkać z moją córeczką i czuję duży spokój. Położna powiedziała mi, że czując naszą bliskość i miłość łatwiej mogła odejść do aniołków. Została też ochrzczona jeszcze na sali operacyjnej. To wszystko dla mnie, jako matki, jest bardzo ważne.
Cała rozmowa z panią Moniką znajduje się tutaj
Mówi Pani o Jasiu:
Byliśmy u niego codziennie, dwa razy dziennie. Ale krótko.
A Pani mąż dodaje:
Nie dawaliśmy rady więcej. Godzina, najdłużej dwie. Żona brała go na ręce.
Mówicie:
Wiedzieliśmy, że umrze, kwestia tylko, czy będziemy musieli patrzeć na jego męki. Mogliśmy mu po prostu oszczędzić cierpień.
Moi Drodzy, tysiące rodziców patrzą na cierpienia swoich dzieci, bo dzieci chorują. Nawet jeśli rodzą się doskonałe, różowe i okrągłe, dopadają je rotawirusy, nowotwory, zapalenia płuc i tysiące innych strasznych chorób. Czy wtedy rodzice decydują się na „skrócenie cierpień” dzieci? Nie, są przy nich całymi sobą, w każdej sekundzie, godzinie, pielęgnują, wspierają, kochają. Od tego po prostu są rodzice.
Wtedy, gdy byliście przy Jasiu, on na pewno czuł Waszą obecność i mógł bezpiecznie odejść.
Mówicie:
JACEK: W tym wszystkim najbardziej cierpiało nasze dziecko. Kiedy się urodziło, to nikt z żadnych ruchów pro-life, z żadnych fundacji, nikt z popierających prof. Chazana, żaden ksiądz, dosłownie nikt nie zgłosił się, żeby chociaż zapytać, jak można pomóc, co można zrobić.
AGNIESZKA: Kuria wolała zbierać pieniądze na karę dla prof. Chazana, niż chociażby pomodlić się za nasze dziecko.
Dlaczego uważacie, że nikt się za Was nie modlił? Znam wiele osób, które to robiły. Robiły to w ciszy, bo na tym polega modlitwa. Chcieliście pielgrzymek pod szpital? Czy nie powiedzielibyście wtedy, że kościół lub chrześcijańskie oszołomy wtrącają się w Wasze cierpienie? Ktoś siłą chce Wam chrzcić syna, itd.?
Macie żal do ruchów pro-life, a jednocześnie nie macie żalu do Romualda Dębskiego, który poszedł do stacji informacyjnej ze zdjęciami, które miały dowodzić jak straszny jest Wasz Syn, miały wzbudzić w opinii publicznej powszechną odrazę do Waszego Dziecka, by tym większa była nagonka na profesora Chazana. Nie słyszałam też, by wyrażała Pani publicznie żal pod adresem ordynatora Dębskiego, który przecież także (na szczęście) odmówił terminacji ciąży, jednak ogień medialnego natarcia skierował na profesora Chazana. Dlaczego? Nie jest przecież przypadkiem fakt, że Pani historię opisała i nagłośniła dziennikarka, która opublikowała wywiad rzekę z Romualdem Dębskim?
Walczy Pani z człowiekiem, dzięki któremu mogła Pani pożegnać swojego synka. Przyznam szczerze, że jako matka po prostu tego nie rozumiem. Co Pani osiągnęła? Prawdopodobnie tyle, że w szpitalu na Madalińskiego rozpoczną się aborcje, których do tej pory nie przeprowadzono.
Szczerze współczuję Pani bólu po stracie dziecka. Szczerze wierzę, że kiedyś uda się Pani zostać kochającą mamą. Może jednak, skoro natura tak uparcie odmawia Wam tego prawa, warto rozważyć adopcję? Może gdzieś czeka na Waszą miłość jakiś chory maluch, którego nie chcieli jego rodzice?
Życzę Pani szczęścia i tego, żeby Pani kiedyś dojrzała do tego, by podziękować prof. Chazanowi, zamiast walczyć z nim w sądzie.
@Kotek, dziękuję, piękny tekst, rzeczywiście. Taki wyważony i pozbawiony niechęci do tych rodziców, o co niełatwo. Bo Ci rodzice też są przecież ofiarami w tym wszystkim.
A propos niekonsekwencji katolików. Też wdałam się po raz kolejny w dyskusję na fejsbuku i po raz kolejny koleżanka zażyła mnie pytaniem - jak się ma świętość każdego życia do przypadku wojny? Przecież Kościół nie zabrania bezwględnie zabijania w czasie wojny, mamy różnych bohaterów narodowych, którzy mają na swoim sumieniu istnienia ludzkie? Jak to jest?
Poza tym zabicie dziecka w łonie matki jest szczególnie odrażające. Z jednej strony - jest zupełnie niewinne i bezbronne; z drugiej - nieochrzczone. No a z trzeciej - jak można zabić własne dziecko?!
Akoleżanka zażyła mnie pytaniem - jak się ma świętość każdego życia do przypadku wojny? ------------------- Po prostu życie napadniętych nie jest mniej ważne od życia napastników - stąd prawo do obrony.
Tak, czytałam o tej wojnie sprawiedliwej, ale tym nie mniej jakoś mam wątpiwości, czy w czasie wojny mogłabym z czystym sumieniem zabić drugiego człowieka. Nie tylko w czasie wojny, ale też np. w obronie własnych dzieci. Pewnie bym to zrobiła, ale myślę, że świadomość popełnionego czynu ciażyłaby mi do końca życia.
Pewnie bym to zrobiła, ale myślę, że świadomość popełnionego czynu ciażyłaby mi do końca życia. ------------- To zrozumiałe, ale to nie przesądza o winie moralnej (i nie ma z nią związku).
Nie, nie jest w szale, po prostu poczuła wsparcie "wielu wspóółczujących osób", usłyszała o atakach na Chazana, daje się dalej podjudzać i się rozkręciła. Najwyraźniej przeżyła "wielką stratę", milion to już jest wielka sumka.
M_Monia, ja do pewnego stopnia rozumiem Twoje wątpliwości, to znaczy - też bym wolała, żeby Chazan nie był byłym aborterem. Ale jeszcze raz - wśród lekarzy tego pokolenia masz do wyboru albo czynnych aborterów, albo byłych aborterów. A w młodszym pokoleniu też wszyscy co najmniej asystowali. Jest to straszne i jak człowiek pomyśli o skali tej hekatomby, to się zimno robi. Ale nadal - wolę mieć do czynienia z lekarzem, który zrozumiał to zło i teraz traktuje z wielkim szacunkiem każde, dowolnie małe dziecko - niż z takim, który nadal widzi dwa równorzędne wyjścia z "sytuacji ciąży". I nie ma sensu roztrząsać, kto i za co i czy na pewno odpokutował. Człek w tej konkretnej sytuacji postąpił włąściwie i teraz się go za to niesprawiedliwie glanuje. To w tej sprawie jest istotne.
M_Monia - Toż nie dziękuj, to jest raczej oczywiste, że wszyscy tutaj też by sobie tego życzyli. W ogóle wolelibyśmy, żeby świat był lepszy. My też. Żeby nie było chorych dzieci, żeby nie było biedy, żeby nie było złych ludzi. No ale się nie da. A wywlekanie i rozpatrywanie komuś jego przeszłości w sytuacji, gdy on sam o niej otwarcie mówi, nie ma specjalnego sensu. Bo potem sie rozmywa cała sprawa: kto robi dobrze, kto niedobrze, co jest dobre a co niedobre. Takie czasy, że niestety trzeba sie określić.
Z młodymi ginekologami jest tak, że mają mniejsze doświadczenie, a sprawy, z którymi kobiety do nich się udają są coraz częściej i coraz bardziej skomplikowane, niż kiedyś. Ginekolog - jak każdy inny lekarz, powinien mieć szerszą wiedzę, np. znać się na tarczycy, bo inaczej to lecenie odbywa się metodą prób i błedów. Problem w tym, że im młodszy lekarz, tym jego kształcenie medyczne było wyżej wyspecjalizowane plus doszkalania finansowane przez konkretne firmy farmaceutyczne, często te od antykoncepcji. No ale tobie może to nie przeszkadza.
Hehe ja wybieram ( jeśli już naprawdę muszę) takich co nie są wyrywni do gmerania tu i ówdzie.
Ogólnie niezbyt szczegółowi i dokładni ani upierdliwi oraz nie stosują szantaży emocjonalnych i moralnych.W ogóle jak idę do lekarza to aby osiągnąć to co mi potrzebne a nie zawracać głowę sobie i jemu/jej.
Monia i inni zwolennicy antykoncepcji wytłumaczcie mi do cholery dlaczego wg. prawa i medycyny dobrem jest odwlekanie poczęcia w nieskończoność za pomocą sztucznych środków takich jak hormony czy spirala, która powoduje wiadomo co nie tyle niezapłodnienie co wręcz uniemożliwienie zagnieżdżenia się zarodka czy jak kto woli zygoty. Za to przestępstwem jest wycięcie kobiecie macicy nawet jeśli jej pozostawienie zagraża życiu bezpośrednio ( np, może zgnić bo się nie zejdzie po cesarce) i niemoralne dla nich jest urodzenie kolejnego dziecka z świadomym narażeniem swojego życia ? Gdzie jest logika ?
Komentarz
poustawiać rzeczy na właściwym porządku, bo się "W doopach
poprzewracało i g... się z rozumem miesza..."
45 lat komunizmu, gdzie aborcja była całkowicie legalna i zalecana jako środek na uzdrowienie pracującej kobiety, która przez ciążę z trybików systemu pracy wylatywała. Potem kolejnych 20 gdzie aborcji zabroniono w większości przypadków ale pozostawiono furtkę. Gdzie obniżono standard życia ludności przez likwidaję miejsc pracy i wyprzedaż kapitałowi zagranicznemu za bezcen , co skłaniało ludzi do rezygnowania z rodziny, dzieci itd, bo ju zw ogłle nie mieli z czego żyć i ten porażający brak perspektyw...
Jeśli społeczeństwo zdążyło tym nasiąknąć to trudno aby nagle zmieniło zdanie.
http://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/o-tym-sie-nie-mowi-bilderberg-tajemnicza-grupa-ktora-rzadzi-swiatem/p3l2n
Na ten temat pisano również w Gościu Niedzielnym.
Władcy marionetek
Minister finansów Jacek Rostowski powinien wytłumaczyć się z tego, co robił na spotkaniu klubu nazywanego Grupą Bilderberg. Coroczny zjazd najbardziej wpływowych osobistości świata zachodniego od lat budzi kontrowersje.
http://gosc.pl/doc/1616348.Wladcy-marionetek
Szanowna Pani Agnieszko,
pozwolę sobie skierować do Pani kilka słów. Robię to w nadziei, że może kiedyś przestanie Pani wreszcie żałować, że Pani dziecko nie zostało zabite, a przyszło na świat.
Ktoś zapyta, jakim prawem wtrącam się w Pani życiowy dramat, w Pani nieszczęście spowodowane śmiercią dziecka (a może raczej tym, że dziecko nie było takie, jak Pani sobie je wymarzyła). Odpowiedź jest prosta. Pani dała mi takie prawo, dzieląc się swoją historią z mediami i skarżąc się, że nie pozwolono Pani terminować ciąży, przy czym mówi Pani rzecz jasna wyłącznie o chęci zaoszczędzenia synkowi cierpień.
W ostatniej rozmowie z „Wprost” (przyznam, że ciężka to lektura, dla ludzi o mocnych nerwach), Pani mąż mówi:
W 22. tygodniu wiedzieliśmy, że nasz syn nie ma szansy na przeżycie. Wiedzieliśmy, że umrze, kwestia tylko, czy będziemy musieli patrzeć na jego męki. Mogliśmy mu po prostu oszczędzić cierpień.
Pani Agnieszko, nie może Pani mieć żadnej pewności, że gdyby „zaoszczędziła” Pani synkowi cierpień, żyłoby się Pani z tym lepiej. Być może każdego dnia budziłaby się Pani ze świadomością, że pozwoliła na zabicie swojego dziecka, być może cierpiałaby Pani, zadając sobie pytanie, czy mógłby się zdarzyć cud i Jaś mógłby jednak urodzić się zdrowy.
W moim otoczeniu było wiele takich cudów. Sama, będąc w pierwszej ciąży usłyszałam, że nic „z tego nie będzie” i żebym się nie „przywiązywała”. Jednak się przywiązałam, pamiętam pierwsze ruchy, najpierw coś jakby bulgotanie w brzuchu, potem łaskotanie motyla, potem już regularne „wiercenie się”, łącznie z odczuwalnymi czkawkami dziecka. Dziś ciąża, z której „miało nic nie być” idzie do trzeciej klasy. Długo mogłabym opisywać historie koleżanek i znajomych, które słyszały, że dziecku nie bije serce lub, że się nie porusza, a potem nagle okazywało się, że wszystko jest ok. Takich cudów wokół nas jest pełno.
„U mnie cud się nie zdarzył” - odpowie mi Pani. Jaś był ciężko chory.
Cud się zdarzył, Pani Agnieszko. Po pierwsze, to cud życia. Choć nie było to życie tak doskonałe, jak Pani by tego chciała. Zdarzył się też inny cud. Mogła Pani pożegnać się z synkiem, mogła go Pani przytulić, mogła Pani przekazać mu całą swoją miłość, którą na pewno Pani miała. W innym wypadku nie walczyłaby Pani o dziecko od tylu lat, w sposób tak zacięty. Tylko jeszcze nie umie Pani tego docenić. Tymczasem powinna Pani dziękować Bogu, a jeśli Pani w niego nie wierzy, to losowi za możliwość spotkania z synkiem.
Pani Monika Nowak przeżyła podobną do Pani historię, urodziła córeczkę, która po godzinie zmarła. Dziecko przyszło na świat przez cesarskie cięcie w 29. tygodniu ciąży i ważyło ok. 500 g. Od początku matka wiedziała, że dziewczynka jest chora i ma małe szanse na przeżycie. O tych bezcennych chwilach z dzieckiem mówi jednak tak:
Wczoraj po 7. rano, kiedy jeszcze leżałam na stole operacyjnym, spojrzałam w jej piękne malutkie oczka i byłam szczęśliwa. Ta chwila była bezcenna, warta wszystkiego, całego bólu po cięciu, który teraz odczuwam. Córeczka była za mała i zbyt chora, żeby ją reanimować, umarła w ciągu godziny. To dramat, który przeżywam już drugi raz, za pierwszym synek umarł w moim łonie w 31. tygodniu ciąży. Ale tym razem zdążyłam się spotkać z moją córeczką i czuję duży spokój. Położna powiedziała mi, że czując naszą bliskość i miłość łatwiej mogła odejść do aniołków. Została też ochrzczona jeszcze na sali operacyjnej. To wszystko dla mnie, jako matki, jest bardzo ważne.
Cała rozmowa z panią Moniką znajduje się tutaj
Mówi Pani o Jasiu:
Byliśmy u niego codziennie, dwa razy dziennie. Ale krótko.
A Pani mąż dodaje:
Nie dawaliśmy rady więcej. Godzina, najdłużej dwie. Żona brała go na ręce.
Mówicie:
Wiedzieliśmy, że umrze, kwestia tylko, czy będziemy musieli patrzeć na jego męki. Mogliśmy mu po prostu oszczędzić cierpień.
Moi Drodzy, tysiące rodziców patrzą na cierpienia swoich dzieci, bo dzieci chorują. Nawet jeśli rodzą się doskonałe, różowe i okrągłe, dopadają je rotawirusy, nowotwory, zapalenia płuc i tysiące innych strasznych chorób. Czy wtedy rodzice decydują się na „skrócenie cierpień” dzieci? Nie, są przy nich całymi sobą, w każdej sekundzie, godzinie, pielęgnują, wspierają, kochają. Od tego po prostu są rodzice.
Wtedy, gdy byliście przy Jasiu, on na pewno czuł Waszą obecność i mógł bezpiecznie odejść.
Mówicie:
JACEK: W tym wszystkim najbardziej cierpiało nasze dziecko. Kiedy się urodziło, to nikt z żadnych ruchów pro-life, z żadnych fundacji, nikt z popierających prof. Chazana, żaden ksiądz, dosłownie nikt nie zgłosił się, żeby chociaż zapytać, jak można pomóc, co można zrobić.
AGNIESZKA: Kuria wolała zbierać pieniądze na karę dla prof. Chazana, niż chociażby pomodlić się za nasze dziecko.
Dlaczego uważacie, że nikt się za Was nie modlił? Znam wiele osób, które to robiły. Robiły to w ciszy, bo na tym polega modlitwa. Chcieliście pielgrzymek pod szpital? Czy nie powiedzielibyście wtedy, że kościół lub chrześcijańskie oszołomy wtrącają się w Wasze cierpienie? Ktoś siłą chce Wam chrzcić syna, itd.?
Macie żal do ruchów pro-life, a jednocześnie nie macie żalu do Romualda Dębskiego, który poszedł do stacji informacyjnej ze zdjęciami, które miały dowodzić jak straszny jest Wasz Syn, miały wzbudzić w opinii publicznej powszechną odrazę do Waszego Dziecka, by tym większa była nagonka na profesora Chazana. Nie słyszałam też, by wyrażała Pani publicznie żal pod adresem ordynatora Dębskiego, który przecież także (na szczęście) odmówił terminacji ciąży, jednak ogień medialnego natarcia skierował na profesora Chazana. Dlaczego? Nie jest przecież przypadkiem fakt, że Pani historię opisała i nagłośniła dziennikarka, która opublikowała wywiad rzekę z Romualdem Dębskim?
Walczy Pani z człowiekiem, dzięki któremu mogła Pani pożegnać swojego synka. Przyznam szczerze, że jako matka po prostu tego nie rozumiem. Co Pani osiągnęła? Prawdopodobnie tyle, że w szpitalu na Madalińskiego rozpoczną się aborcje, których do tej pory nie przeprowadzono.
Szczerze współczuję Pani bólu po stracie dziecka. Szczerze wierzę, że kiedyś uda się Pani zostać kochającą mamą. Może jednak, skoro natura tak uparcie odmawia Wam tego prawa, warto rozważyć adopcję? Może gdzieś czeka na Waszą miłość jakiś chory maluch, którego nie chcieli jego rodzice?
Życzę Pani szczęścia i tego, żeby Pani kiedyś dojrzała do tego, by podziękować prof. Chazanowi, zamiast walczyć z nim w sądzie.
mnie pytaniem - jak się ma świętość każdego życia do przypadku wojny?
-------------------
Po prostu życie napadniętych nie jest mniej ważne od życia napastników - stąd prawo do obrony.
-------------
To zrozumiałe, ale to nie przesądza o winie moralnej (i nie ma z nią związku).
Jeśli nie wiadomo o co chodzi, chodzi o pieniądze :-&
http://wiadomosci.wp.pl/kat,1019393,title,Pacjentka-prof-Bogdana-Chazana-chce-miliona-zlotych-zadoscuczynienia,wid,16785516,wiadomosc.html
Ale nadal - wolę mieć do czynienia z lekarzem, który zrozumiał to zło i teraz traktuje z wielkim szacunkiem każde, dowolnie małe dziecko - niż z takim, który nadal widzi dwa równorzędne wyjścia z "sytuacji ciąży".
I nie ma sensu roztrząsać, kto i za co i czy na pewno odpokutował. Człek w tej konkretnej sytuacji postąpił włąściwie i teraz się go za to niesprawiedliwie glanuje. To w tej sprawie jest istotne.
No ale tobie może to nie przeszkadza.
Czy uważasz się za katoliczkę?