M_Monia acha, jakaś egzegeza "Kościola otwrtego" . Chciałem uprzytomnić, iż zacytowane słowa Zbawiciela, to znacznie gorsze niż dzisiejsze "ch.j, k..wa, pierd..ić"
Nie zauważyłam, aby w wypadku moich dzieci nastąpiło jakieś zmęczenie i obrzydzenie co do wyjazdów rekolekcyjnych.
Przecież na tych wyjazdach o tematyce religijnej nie tylko siedzimy w kościele, ale też śpimy, jemy, chodzimy/jeździmy na wycieczki, plażujemy itp, itd
Mój syn po zeszłorocznym obozie o charakterze religijnym, gdzie codziennie była Msza św. , katecheza, różaniec, chce jeździć co roku. Jakoś go te modlitwy nie zraziły. Widocznie program był tak atrakcyjny, że dzieci i młodzież chcą wracać. Ma 12 lat.
Są różne dzieci. Niektóre chcą jezdzić z rodzicami na wakacje w wieku 16 lat i pozniej a inne nie. Sa dzieci posluszne i są buntownicy/przekorni itp. nie wszyscy mają to szczęście do posiadania na stanie tego pierwszego gatunku.
rekolekcje - jeśli dobre - nie znudzą, a dla dzieci jeżdżących "od zawsze" są naturalne jak chleb na śniadanie...każde z naszej siódemki odlicza dni do następnych przecież na rekolekcjach nie klęczy się 24h/dobę, formy są zróżnicowane - dla nas to przede wszystkim czas spędzony z rodzinami o podobnych wartościach ...a codzienną Mszę Św czy możliwość adoracji traktujemy jak coś egzotycznego
można zniechęcić łatwo w inny sposób...np każąc mówić kilkulatkowi cały różaniec itd formy i czas ich trwania warto dostosować do wieku np roczniak robi "amen" dwulatek potrafi powiedzieć "Aniele Stróżu" trzylatek zna "Ojcze nas" i "Zdrowaś Mario" 4-6 latek zazwyczaj bez problemu wytrwa dziesiątkę różańca...
Źle jeśli się dziecko we wczesnym wieku zniechęci do modlitwy lub każe za wiercenie się w kościele
Krytyka, że dziecko nie daje rady dłużej/więcej może skutecznie odstraszyć
Mi wstyd za zachowanie dziewczyn w kościele, za te szpagaty i mycie podłóg kurtkami, ale wiem, że one nie panują nad sobą. Pozwalamy im czasem na jakieś kontrolowane niekontrolowanie się, do pewnego wieku. Wygląda to okropnie ale one nie są w stanie wysiedzieć 5 minut. Zazdroszczę jak widzę niektóre grzeczne egzemplarze na kolankach u mamy/taty.
Ale z drugiej strony jakbym czekała aż dostaną ochoty, same z siebie na poranną wieczorną modlitwę, to bym sobie mogła poczekać do matury a potem tez nie ma gwarancji:)Także występuje w tym czasie kwęczenie, rozkłady na podłodze, ale trudno. Przymus.
Jak byliśmy z dziećmi na rekolekcjach to ten wyjazd różnił się tym że byliśmy wśród innych ludzi i codziennie na mszy świętej z kazaniem rekolekcyjnym. Ewentualnie na wspolnym różańcu czy drodze krzyżowej. Rówieśników dla moich dzieci było sporo i w momentach nauko czy pracy w grupach miały swoje zajęcia. Modlimy się codziennie razem wieczorem i przed posiłkami. Do kościoła też razem chodzimy. Ubolewam że nie co dzień ale wynika to z braku organizacji i zabiegania na co dzień. Nie widzę niczego zlego w wyjeździe na rekolekcje rodzinne. Nawet co roku. Nie widzę też co w tym może zniechęcać do Kościoła. Bóg i Kościół są elementami normalności i codzienności. Nastolatki się zniechęcają jak widzą w tym obłudę. Przynajmniej takie są moje doświadczenia w tym temacie.
a myślalam ze tylko ja mam takie dzieci. marudzenie, że w kosciele nudno,że się nie chce za dlugo itp. wieczorna modlitwa to przymus, bo po prostu padaja na buzie i nie maja siły itd... jak czytam o malych dzieciach, ktore tak chloną wszystko, chca sie modlić i uczestniczyc itd..to normalnie zalamka. u mnie wszystko idzie opornie i z problemami.
Chcą czy nie chcą jest to część rytuału codziennego. Mój mąż potrafi zadbać o pion. A to że czasem krzywo kleczą i marudzą nie ma znaczenia. Po prostu od małego się modlimy i do dwóch i pół roku nie zmuszamy do klęczenia. Tak samo w kościele. Jest różnie. Ale chodzimy na msze trydenckie i pięknie śpiewają i chyba atmosfera sama się udziela. Co nie znaczy że siedzą jak myszki. Wiercą się, przesiadają, wstają, czasem trzeba z którąś przespacerować się na tyły... Ale są nauczone że w pewnych miejscach się mówi szeptem.
Wysłać gdzie indziej iak dla mnie. Albo dopytać czemu nie chce. Bo czasem to jakaś pierdoła związana z poprzednimi wyjazdami. Albo chęć samodzielności. Też zależy wszystko od towarzystwa z jakim się jedzie. I od formy rekolekcji. Ja np nie lubię rekolekcji DK. Bo tam wszystko jest do bólu zorganizowane. Zero wolności jak dla mnie. @jukaa nie wiem moja piętnastolatka modli się z nami bez oporów, do Kościoła chadza bez problemów, dużo też sama chodzi, nie pilnujemy jej zanadto.
Ja się z czymś takim nie spotkałam. Jednakowoż są sytuacje gdzie postapilabym podobnie jak ów pan. Np nastolatek nie chce uczestniczyć w komunii swojego rodzeństwa, pójść na jubileusz babci żeby jej złożyć życzenia itp. Skoro chłopak ma 16/17 lat to znaczy że sakramentu bierzmowania raczej mu udzielono i moim zdaniem odtąd sam jest odpowiedzialny za swoje życie religijne.
Dlatego ja myślę że problem jest szerszy. Chodzi o to jak długo traktować swoje dzieci jako takie do prowadzenia za rączkę, a kiedy dać im wolność. Od zawsze mam pogląd że wychowujemy tak mniej więcej do 11/12 roku życia.Później już tylko zbieramy owoce.
Czytałam u Gajdów że zawsze rodzice mają prawo stosować zakazy nakazy wynikające z bezpieczeństwa dziecka ale te wynikające ze światopoglądu stopniowo się dziecku jakby oddaje do samodzielnej decyzji, niestety licząc się z tym, że może ono wykorzystać swoją wolną wolę nie tak jak byśmy woleli.' Ale kiedy ten czas nadchodzi, no czy to się da jakoś rozpoznać..
No bo życie wieczne to też kwestia superważna. A mimo to Bóg nas do niczego nie zmusza. Choć, jakby spojrzeć czasem z perspektywy czasu, to nieźle prowadzi, by pokazać to i owo, abyśmy lepiej zadecydowali. Niektórych prowadzi trudnymi doświadczeniami, by potrafili docenić to co ważne. Więc niby pozwala na różne rzeczy ale też czasem mocno ingeruje...czasem..no nie wiem:)
U nas była taka sytuacja, że syn jednej pani bardzo nie chciał już iść z nią na Mszą wg starego rytu, no i jakiś czas nie chodził, a potem podjął sam decyzję że jednak ma to sens mimo niezrozumienia kolegów i chodzi do tej pory. (Yess!) No ale był wcześniej taki sam przypadek, że chłopak osiągnął jakiśtam wiek powiedzmy na oko 14 lat i już teraz ojciec jego przychodzi sam.
@wielorybek myślę, że się da wyczuć taki moment. Jeśli wychowujesz dzieci do samodzielności to jest dla mnie oczywiste, że spokojnie możesz określić punkty gdzie rozmaite rzeczy możesz odpuścić. Co innego jest w sytuacjach, gdzie jest wymagane coś ze względu na dobro, szeroko rozumiane, rodziny. Bo od domowników wymagać należy współpracy i poszanowania zasad. Niezależnie od wieku czy stopnia pokrewieństwa.
Mialam w swoim nastoletnim zyciu okres, kiedy nie chodzilam do kosciola - zamiast na Msze, szlam sobie na spacer - taki okres burzy i naporu. I coz, gdyby nawet rodzice mnie sila zawlekli, to mysle, ze moje uczestnictwo byloby tylko fizyczne - wiec pozytku zadnego by z tego nie bylo, natomiast owocowaloby to, jak siebie znam - totalnym odrzuceniem religii jako takiej. Do powrotu na lono Kosciola musialam sama dojrzec i pare razy w zyciu po lbie dostac, zeby mi sie poukladalo wewnetrznie. A wiec- czy zmuszac? nie da sie. Mysle, ze trzeba starac sie swiecic wlasnym przykladem i wiara, aby dzieci widzialy sens tego, co robimy i w co wierzymy, a nie, zeby wszystko, co wiaze sie z religia bylo dla nich li i jedynie pustym gestem i strata czasu.
My tam sobie rano klękamy do modlitwy. Mówię, że zaczynamy modlitwę, klękam, żona siada (bo ciąża); Ł. przylatuje i sobie kuca czy co tam robi obok. Nigdy jej nie uczyliśmy się żegnać ani żadnej modlitwy, ani nie wymuszaliśmy, by przychodziła; ze słyszenia się nauczyła na pamięć czego trzeba. Z zasady nie zwracam na nią uwagi w trakcie modlitwy, bo w modlitwie nie o nią chodzi, ale o Boga.
Po modlitwie zawsze się wszyscy przytulamy i całujemy, i wyznajemy miłość.
Wieczorem się modli z usypiającym rodzicem (zwykle z żoną); leżąc w łóżku dziękują za różne rzeczy z dnia.
Jak na razie gra i huczy.
Nie wyobrażam sobie wymagać modlitwy od dziecka wbrew niemu. To nie poranne ubieranie, ale czas dla Boga. To tak, jakbym ją przymuszał, by mi mówiła, że mnie kocha.
Komentarz
-------
Ciemna masa i czarni tak bardzo empatycznie zabrzmialo, Monia...
http://www.edukacja-klasyczna.pl/poboznosc-i-nauka-modlitwy#more-8813
Przecież na tych wyjazdach o tematyce religijnej nie tylko siedzimy w kościele, ale też śpimy, jemy, chodzimy/jeździmy na wycieczki, plażujemy itp, itd
Jakoś go te modlitwy nie zraziły. Widocznie program był tak atrakcyjny, że dzieci i młodzież chcą wracać.
Ma 12 lat.
przecież na rekolekcjach nie klęczy się 24h/dobę, formy są zróżnicowane - dla nas to przede wszystkim czas spędzony z rodzinami o podobnych wartościach ...a codzienną Mszę Św czy możliwość adoracji traktujemy jak coś egzotycznego
można zniechęcić łatwo w inny sposób...np każąc mówić kilkulatkowi cały różaniec itd
formy i czas ich trwania warto dostosować do wieku
np roczniak robi "amen"
dwulatek potrafi powiedzieć "Aniele Stróżu"
trzylatek zna "Ojcze nas" i "Zdrowaś Mario"
4-6 latek zazwyczaj bez problemu wytrwa dziesiątkę różańca...
Źle jeśli się dziecko we wczesnym wieku zniechęci do modlitwy lub każe za wiercenie się w kościele
Krytyka, że dziecko nie daje rady dłużej/więcej może skutecznie odstraszyć
ale wiele zależy od dziecka, a nie od wieku
Ale z drugiej strony jakbym czekała aż dostaną ochoty, same z siebie na poranną wieczorną modlitwę, to bym sobie mogła poczekać do matury a potem tez nie ma gwarancji:)Także występuje w tym czasie kwęczenie, rozkłady na podłodze, ale trudno. Przymus.
Modlimy się codziennie razem wieczorem i przed posiłkami. Do kościoła też razem chodzimy. Ubolewam że nie co dzień ale wynika to z braku organizacji i zabiegania na co dzień.
Nie widzę niczego zlego w wyjeździe na rekolekcje rodzinne. Nawet co roku. Nie widzę też co w tym może zniechęcać do Kościoła.
Bóg i Kościół są elementami normalności i codzienności.
Nastolatki się zniechęcają jak widzą w tym obłudę. Przynajmniej takie są moje doświadczenia w tym temacie.
a myślalam ze tylko ja mam takie dzieci.
marudzenie, że w kosciele nudno,że się nie chce za dlugo itp. wieczorna modlitwa to przymus, bo po prostu padaja na buzie i nie maja siły itd...
jak czytam o malych dzieciach, ktore tak chloną wszystko, chca sie modlić i uczestniczyc itd..to normalnie zalamka. u mnie wszystko idzie opornie i z problemami.
Po prostu od małego się modlimy i do dwóch i pół roku nie zmuszamy do klęczenia. Tak samo w kościele. Jest różnie. Ale chodzimy na msze trydenckie i pięknie śpiewają i chyba atmosfera sama się udziela. Co nie znaczy że siedzą jak myszki. Wiercą się, przesiadają, wstają, czasem trzeba z którąś przespacerować się na tyły... Ale są nauczone że w pewnych miejscach się mówi szeptem.
Też zależy wszystko od towarzystwa z jakim się jedzie. I od formy rekolekcji.
Ja np nie lubię rekolekcji DK. Bo tam wszystko jest do bólu zorganizowane. Zero wolności jak dla mnie.
@jukaa nie wiem moja piętnastolatka modli się z nami bez oporów, do Kościoła chadza bez problemów, dużo też sama chodzi, nie pilnujemy jej zanadto.
Jednakowoż są sytuacje gdzie postapilabym podobnie jak ów pan. Np nastolatek nie chce uczestniczyć w komunii swojego rodzeństwa, pójść na jubileusz babci żeby jej złożyć życzenia itp.
Skoro chłopak ma 16/17 lat to znaczy że sakramentu bierzmowania raczej mu udzielono i moim zdaniem odtąd sam jest odpowiedzialny za swoje życie religijne.
Dlatego ja myślę że problem jest szerszy. Chodzi o to jak długo traktować swoje dzieci jako takie do prowadzenia za rączkę, a kiedy dać im wolność.
Od zawsze mam pogląd że wychowujemy tak mniej więcej do 11/12 roku życia.Później już tylko zbieramy owoce.
Ale kiedy ten czas nadchodzi, no czy to się da jakoś rozpoznać..
No bo życie wieczne to też kwestia superważna.
A mimo to Bóg nas do niczego nie zmusza.
Choć, jakby spojrzeć czasem z perspektywy czasu, to nieźle prowadzi, by pokazać to i owo, abyśmy lepiej zadecydowali. Niektórych prowadzi trudnymi doświadczeniami, by potrafili docenić to co ważne. Więc niby pozwala na różne rzeczy ale też czasem mocno ingeruje...czasem..no nie wiem:)
U nas była taka sytuacja, że syn jednej pani bardzo nie chciał już iść z nią na Mszą wg starego rytu, no i jakiś czas nie chodził, a potem podjął sam decyzję że jednak ma to sens mimo niezrozumienia kolegów i chodzi do tej pory. (Yess!)
No ale był wcześniej taki sam przypadek, że chłopak osiągnął jakiśtam wiek powiedzmy na oko 14 lat i już teraz ojciec jego przychodzi sam.
Co innego jest w sytuacjach, gdzie jest wymagane coś ze względu na dobro, szeroko rozumiane, rodziny. Bo od domowników wymagać należy współpracy i poszanowania zasad. Niezależnie od wieku czy stopnia pokrewieństwa.
Po modlitwie zawsze się wszyscy przytulamy i całujemy, i wyznajemy miłość.
Wieczorem się modli z usypiającym rodzicem (zwykle z żoną); leżąc w łóżku dziękują za różne rzeczy z dnia.
Jak na razie gra i huczy.
Nie wyobrażam sobie wymagać modlitwy od dziecka wbrew niemu. To nie poranne ubieranie, ale czas dla Boga. To tak, jakbym ją przymuszał, by mi mówiła, że mnie kocha.
i z takiego wychowania beda albo święci albo wariaci
niestety tych drugich jest więcej