Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Przesada w wychowywaniu religijnym?

191011121315»

Komentarz

  • Bo wymagać należy w stosunku do wieku. A wiara to nie jakaś chora konkurencja. Pobożność powinna wpływać z rozumienia choćby częściowego Bożej Potęgi i łaski jaką ten wielki Bóg nam udziela. Jak się choćby przez chwilę zastanowić kim jest Bóg to kolana same się uginają.
    Dla mnie nastolatek to już w wielu punktach dorosły człowiek. I odpowiada sam za swoją postawę przed Bogiem.
  • W pewnym momencie środki przymusu przestają działać. I co wtedy?
    -----------------
    Środki przymusu przestają działać, bo widocznie nie sa potrzebne, gdyż w odpowiednim czasie przymus spełnił swoją rolę i nastolatek z wielką chęcią idzie do kościoła, czyli, jak na początku, środki przymusu nie muszą już działać.

    O to, że "w pewnym momencie środki przymusu przestają działać" martwią się najczęściej ci, którzy środków przymusu nie stosują. Praktycznie dziecko w ten sposób nie ćwiczy sprawności o jaką nam chodzi, a skutkuje to u nastolatka niechęcią chodzenia do kościoła.
  • edytowano maj 2015
    W Szwajcarii, grubo przed 1965r. katolicy prześcigali się w pobożności z protestantami. Np. nie dostawał obiadu ten, kto z rana nie poszedł na Mszę Świętą. W 1968r. przyszła fala rewolucji obyczajowej (telewizja, radio, kino) i wypłukała młodzież ze świątyń.
    -----------
    Zauważ, że ta fala dotyczyła też młodych rodziców, którzy wychowywali swoje dzieci bez żadnych przymusów i dlatego, gdy te dzieci stały się młodzieżą, zostały wypłukane przez rewolucję ze świątyń.
  • @Szalwia myślę że Anieli chodzi o to że błędy popełniono wcześniej, zanim ten chłopak stał sie nastolatkiem. Nastolatek jest już wychowany.
  • To do wspólnoty też trzeba należeć, jakiejkolwiek?
  • do dwóch warto - wspólnota rodzinna i Kościół Powszechny :)
    dla mnie obie ważne!
  • Może chciałaby po prostu pomodlić się sama? Możliwe, że (chwilowo?) stało się to dla niej krępujące, bo duchowość, którą pewnie dopiero samodzielnie przerabia stała się dla niej sprawą intymną. Nie wiem, czy o to chodzi, ale ja xy lat temu miałam podobne zachowania i motywację...
  • edytowano maj 2015
    @Aniela, naprawde myslisz ze (tylko taki) taki scenariusz jest mozliwy tzn ze pod wplywem przymusu nastolatek nagle zacznie z checia chodzic do kosciola?
    ---------------
    @Szalwia, wcale tak nie myślę jak Ci się wydaje.

    Jeżeli wczesniej nie było przymusu chodzenia, zanim dziecko zostało nastolatkiem, to przymus nie zadziała na nastolatka.

    Ale jeżeli przymus był od samego początku, to najprawdopodobniej w dziecku wykształciła się cnota pobożności i wtedy nastolatek nie będzie potrzebował przymusu zewnętrznego, bo z radością i bez problemu pójdzie do kościoła w niedzielę.

  • tam cala rodzina chodzila regularnie do kosciola, praktykowala, rodzice byli dosc zaangazowani we wspolnote.
    -----------------------
    Czyli czegoś jeszcze zabrakło.

    "Oprócz nauczania prawdy potrzebna jest cnota" http://www.edukacja-klasyczna.pl/dlaczego-mlodzi-ludzie-odchodza-od-kosciola
  • można przesadzić z przeintelektualizowaniem , ze srogą dyscypliną, z wychowaniem religijnym też...

    pierwsza musi być miłość
  • A jak się nie wykształci pomimo przymusu?
    -----------------
    Pewne jest, że żadna sprawność nie wykształci sama z siebie, bez wysiłku.
  • My tu nie mówimy o mistrzowskiej umiejętności gry na skrzypcach,

    ale o religijności, która każdemu z łaski i natury jest dana.

  • no ale że w czym ci rodzice przesadzili ?
    Z tego co piszesz to ten nastolatek był zniechęcony do kościoła zanim był przymuszany przez rodziców.
    Moja mama też przymusza mojego niewierzacego ojca do uczestniczenia w nabożeństwach związanych z uroczystościami rodzinnymi typu komunia wnuczek czy chrzciny. Sam z siebie na pewno by nie poszedł na Mszę św. tylko stałby pod kościołem.
    My tu mamy jedną mszę po polsku w niedzielę i jedną tridentine. Chodzimy razem bo jesteśmy rodziną. Jak moje córki wyjdą z domu albo osiągną stosowny wiek to zadecydują same gdzie będą chodzić i czy będą chodzić
  • gdyby to bylo takie proste jak piszesz to na swiecie nie byloby chyba zadnych ateistow Wielu z nich kiedys praktykowalo.
    ----------------
    To wcale nie jest proste wymagać od własnych dzieci w liberalnym świecie. Nie znam żadnego ateisty, który kiedyś praktykował, Ty może znasz, ale ja nie.




    Jest takie powiedzenie: tak jak stanie w garazu nie czyni cie samochodem, tak chodzenie do kosciola nie czyni cie katolikiem czy wierzacym w ogole. Trzeba widziec tego sens i uwazam ze nie da sie tego osiagnac przymusem.
    -----------------------
    Praktyki religijne to nie tylko chodzenie do Kościoła. Szkoda, że nie przeczytałaś artykułu, który przesłałam w linku. Tam jest rozróżnienie na cnoty moralne i teologalne. Rozwój wszystkich cnót jest ważny.

    Nieno samym przymusem niczego się nie osiągnie, ale nie należy przymusu negować. Poza tym, przymus to bardzo szerokie pojęcie, to robienie czegoś, czego się w danej chwili akurat nie chce robić.

    Zatem rodzice zmuszający dziecko do praktyk, oczywiście czyniący to z właściwą delikatnością i roztropnością, widzą tego sens, a ich małe dziecko jeszcze tego sensu widzieć nie jest w stanie.
  • mnie Mama zmuszała do chodzenia na Mszę w okresie nastoletnim (ok.13-15 lat). Nie głodziła mnie, tylko stosowała hmm... emocjonalne środki perswazji.
    Rzeczy, które mi nie pasowały, były albo bardzo osobiste, albo nieuchwytne dla mnie, na pewno nie umiałabym i nie chciałabym tego wyartykułować.
    Ponieważ musiałam chodzić, wynalazłam sobie Mszę św. dla młodzieży (wcześniej chodziłam z nią na Mszę św. dla ogółu, czyli głównie starszych osób), z bębnami, fletem, skrzypcami, księdzem o zmiennej intonacji, wieczorem (ach, ten nastrój), zaczęłam chodzić sama.
    I jestem jej wdzięczna, że mnie "zmusiła" ale dała wolność w tym, jak ten obowiązek realizować.
    Nie wiem, gdzie bym teraz była bez tego
  • edytowano maj 2015
    mnie nie zmuszano, ani nie zniechęcano - taki tam dom "katolików-świątecznych" - wiecie: z koszyczkiem, palemką itp., rodzice akceptowali "decyzję" dziecięciolatki

    niezmiernie żałuję, że moi rodzice nie byli w tym względzie niczym Aniela - brak właściwej formacji na starcie naprawdę bardzo utrudnia

  • edytowano maj 2015
    Pamiętam jak mój syn w zerówce zalewał się łzami i nie chciał iść w niedzielę do kościoła, "bo tam jest nuuudno" - mówił. My do niego: "chodzisz do szkoły, masz religię w szkole i twoim obowiązkiem jest chodzenie do kościoła", siłą wyprowadzaliśmy go z domu :D. Dzisiaj ma 16 lat i nie ma z tym żadnych problemów.
    e: do kościoła chodzi nawet w dni powszednie
  • ja też miałam jak Marsjanka i brak formacji wiele mi utrudnia.
  • z tym zmuszaniem to różnie bywa, trzeba znać swoje dziecko. Mnie rodzice na pewnym etapie zmuszali, oczywiście nie fizycznie tylko argumentem: "Póki z nami mieszkasz akceptujesz nasze zasady, wyprowadzisz się zrobisz jak uważasz" I do kościoła chodziłam. Miałam natomiast koleżankę, równolatkę. na którą przymus działał jak płachta na byka. Wolała błąkać się w deszczu po osiedlu niż pójść do kościoła. Teraz jest bardzo daaaleko od religii i koscioła
  • edytowano maj 2015
    a ja znam odwrotny przyklad. gdzie rodzice bynajmniej nieletni katolicy, bo praktykujacy, dzialajacy w formacji. syn z tzw. charakterkiem byl zmuszany do chodzenia i praktykowania. efekt:jak rodzice nie byli w stanie kontrolowac to zachowywal sie jak urwany ze smyczy tj. najwiecej pil i szalal. odszedl calkowicie od kosciola, wrecz antyklerykal, córka nie ma zadnych sakramentow.

    to co do jednego dziecka poskutkuje to u drugiego przyniesie skutek odwrotny.
  • ej, mama wychowywała nas wszystkich czworo podobnie (tato w kościele tylko pogrzeb-ślub) a jakoś bracia mocno z Kosciołem związani, ja tez jakoś, a siostra ni jak, stawia koszyczek na parapecie, bo jak słychać, że ksiądz święconkę czyni to i ich parapetowa sie uswięci.
    Nawet nie liczę, że na Komunie chłopców na Mszę pojadą, raczej w domu zostaną do stołu nakrywać.
    I owszem, siostra miała przez mamę nakazane: idź do kościoła, i szła, tylko zamiast na Mszę, to na spacer.
  • Ale to chyba oczywiste ze nie mowimy o malych dzieciach, 6 czy 10-letnich ktorym sie w kosciele nudzi. Ja w kazdym razie mowilam o nastolatkach ktorzy maja juz jakies pojecie o wierze i konkretne argumenty za tym by nie chodzic do kosciola. Nie takie ze jest tam nudno czy zimno
    ----------
    Szalwia, to bardzo dziwne, że wcześniej wartościowałaś negatywnie moje wpisy nie czytając ich dokładnie. Stale zaznaczałam, że chodzi o przymus w stosunku do małych dzieci, bo jeżeli tego przymusu nie zastosowano, to nie ma się co łudzić, że przymus podziała na nastolatka. W kółko o tym piszę, że aż mnie mdli od tego, a Ty, że Tobie o co innego chodzi. Weź, najpierw czytaj to, co piszę, a później łaskawie krytykuj. Dziękuję za uwagę.
  • Z kosciolem jest tak samo jak ze szkola. Jak sie czasem nie przymusi to dziecko nie polezie. Jak sie nie zmusi to się nie nauczy. I co? Nie zmuszac? Bo do szkoly i nauki sie zrazi?

    Mnie zmuszano. Do jednego i drugiego. Czasem droga do celu byla zawila ;-) Dzis jestem tu gdzie jestem.

    A jak bym odeszla od kościoła? Cóż, rodzice przynajmniej by mieli czyste sumienie ze nie poluzowali.
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.