Tymczasem chłopiec, który stanowił zagrożenie, pochodzący z prawdziwej patologii, bił i dusił ( serio, poważnie ) inne dzieci, a także bił i wyzywał nauczycieli - on jakoś nie mógł doczekać się prawdziwej pomocy, bo.. szkoła bezradna. Jakieś pisma oficjalne do rodziców były wysyłane po dwóch latach dopiero, i po kolejnych dwóch latach dopiero miał przyznane nauczanie indywidualne... Nie bardzo to szło, bo w praktyce żadna nauczycielka nie chciała tam chodzić, zwyczajnie się bały.
Czasem niektóre dzieci pachną nieświeżym dymem papierosowym oraz pleśnią ze ścian, tworzącym nieprzyjemną dla nosa mieszankę, ale moim zdaniem to nie powód aby oskarżać o patologię, W niektórych domach tak śmierdzi i rzeczy przesiąkają, żeby to zlikwidować trzeba by było dokonać rozbiórki i postawić chałupę od nowa, w innym przypadku wystarczyło by odgrzybienie ścian i nowe tynki ale kogo na to stać. Czasem rzeczy nie wysychają od razu ( u tych co nie mają kaloryferów tylko piece i wtedy tez zapach jest taki dziwny.
W szkole podstawowej gdzie chodził Mlody był taki jeden chłopaczek Bił innych, bluzgał tak ze pan Miecio z meliny by sie zawstydził Nie słuchał nic a nic Cóż rejon musiał przyjąć Nie wiem jak dziś bo to już pare lat minęło, czy nadal tu chodzi do szkoły czy cos sie zmienił Kiedyś S mi go pokazywał, wyobrażałam go dobie jako takiego ciut większego chłopca skoro inni jakiś mu nie oddają A tu takie mikro chucherko, malutki i chudziutki, normalnie jak mały zerowkowicz
Pamietam jak wychowawczyni S o nim opowiadała W czasie przerwy szturchał sie z jakimś innym chłopcem tzn ten mikrus szturchał ale w taki sposób zeby zaraz krzyknąć dyżurującej pani, ze to przecież nie on winny tylko inne dzieci Cóż nauczyciele wiedzieli co z niego za ziółko No ten mikrusem podbiega do pani i zaczyna mowić ( jąkał sie) : Wi widzidzi pa pani Ku ku Pani mowi "przecież to nie Kuba, widziałam! " Mikrus dalej "Ku ku kurwa nic mi nie możecie zrobic" I tak i ba lekcjach i na przerwach
Powiem tak, prawie umarłam ze śmiechu jak to usłyszałam Ale wiem, ze tym co mieli kontakt z tum dzieckiem na codzień do śmiechu nie było nic a nic
same odwiedziny policjanta, jak już w końcu udało się uciszyć i śpi to biedne dziecko, co się wybudziło z potężnym rykiem i wyło przez godzinę tez są stresujące - słowo! nawet jak jest bardzo spokojny i życzliwy, akurat do nas tacy przyjechali
@Lome , pewnie jest ten lęk - ale realnie ilu twoim znajomym złośliwy urzędnik i sędzia zrobił krzywdę?
wydaje mi się, że duże znaczenie ma po prostu przepływ informacji. a głupi i mądrzy przedstawiciele "socialu" wystepują dzis z taką samą czestotliwością jak sto lat temu
ale ten lęk jest faktem, jest w dużej części związany z istnieniem aparatu socjalnego, oraz zmienia zachowania rodziców - jest ogromnym, nie wiem czy nie największym, kosztem działania aparatu monitorującego rodziny.
jukaa ja o tym lęku pisałam jako o zjawisku, które rzuciło mi się w uszy. Nie zastanawiałam się nad przyczynami. Wiadomo, urzędnik też człowiek, moja mama też jest urzędnikiem państwowym a człowiekiem jest dobrym. Chodzi mi o taki generalny brak zaufania do systemu państwowego. Policjat budzi strach w rodzicach, urzędnik stres w petencie. Gdzieś w samym systemie coś straszy.
@joanna_91 dziękuję za odpowiedź. Piszesz, że --- To jest promil - tylko dlaczego godzić się na choćby promil zła? (Na przykład na jedną aborcję? Na jeden gwałt? Jedno morderstwo?) Ja się nie godzę i chcę, żeby w obronie tego jednego człowieka stawać.---
mi chodzi o to, że w obronie człowieka raczej stoi inny człowiek, a nie system. Że ktoś musi pomóc, a nie coś. System broni zwykle siebie i podstawy swojej egzystencji. Inaczej na sprawę patrzy wolontariusz, a inaczej osoba, której kredyt na mieszkanie zależy od tego, czy będzie miała pracę.
Taki przykład ilustrujący, o co mi chodzi - w różnorakich urzędach (kulturalne) odwoływanie się do przepisów i moich praw jest dużo mniej skuteczne w załatwieniu sprawy niż odwołanie się do dobrej woli osoby, z którą rozmawiam.
Istnieje zła, demoralizująca pomoc. W moim przekonaniu pomoc systemowa zwykle taka właśnie będzie.
I mam takie ogólne wrażenie, że systemy scentralizowane, generalne (procedury ustalane są chyba na poziomie kraju?) są mniej skuteczne niż oddolne inicjatywy, o ile te drugie mają warunki do rozwoju.
poza tym bardziej akcentowałabym odpowiedzialność za wychowanie własnych dzieci niż odpowiedzialność za obronę cudzych.
Złem nie jest ani policja ani opieka społeczna ani urzędy państwowe. Zło to karierowiczostwo, naciskanie na efekty- nie ważne , że po trupach kosztem pokrzywdzonych petentów, podopiecznych czy niesłusznie oskarżonych osadzonych itd, niedofinansowanie sprzyjające korupcji i chęci przesadnego wykazywania się, jak również podpieranie wszystkiego statystykami a nie dogłębne rozpatrywanie konkretnego przypadku.
Równie dobrze należy zabronić palenia w piecach.... Co prawda u mnie w domu nikt nie pali papierochów ale ja bym nie zabrała komuś dziecka z tego powodu. W sierocińcu nauczą je palić inne dzieci...
jak jeszcze mieszkałam u mamy (za dawnych panieńskich czasów) to suszące pranie łapało zapach papierochów "dzięki" uczynnym sąsiadom kopcącym na balkonie
Nigdzie nie napisałam, że dotyczy to tylko dzieci i w dodatku, że to powód do odbierania. Ale faktem jest, że paląc przy kimś dosłownie truje się tę osobę. Oczywiście gdyby zapytać palącego, czy dolałby "Kreta" do naszej herbaty, to spojrzałby na nas jak na wariatów, a tymczasem robi coś, co działa dokładnie tak samo. Wiadomo, racjonalizują to sobie: "tyle ludzie pali", "już x lat palę i patrz, żyję!" i tak dalej...
Tu nie chodzi o to żeby się ktoś nie poczuł urażony. Tu chodzi o pomoc a nie o utopię. Systemowa pomoc pomaga najczęściej ludziom którzy kombinują. Przepisy są np takie że rodzina może mieszkać w rozwalającej się chałupie, najwyżej dzieci zabiorą za niezaradność i biedę, a samotny alkoholik, który dosłownie przepija każdą pomoc dostanie mieszkanie socjalne albo komunalne, bo no istnieją przepisy, że np mieszkanie jest za małe dla powiedzmy pięciorga osób. Sama się pytałam o takie mieszkanie i co? I mi powiedzieli że dla rodzin mieszkań nie ma. Nikt nie dyskutuje z sensem istnienia sądów i policji. Ale to wystarczy. Apolonia pisała że w Mopsach pracują ludzie przeszkoleni a w policji nie znają się na niuansach. A co za problem przeszkolić pod tym kątem policjantów? Chyba taniej niż szkolić dodatkowych urzędników i powoływać osobną placówkę.
@Ergo nie napisałaś, że smród, palenie i trucie dotyczy dzieci i odbierania, ale napisałaś to w wątku o tytule "zabieranie dzieci" "Akurat smród papierosów ewidentnie świadczy o tym, że ktoś w otoczeniu regularnie truje tego, czyje ubranie śmierdzi dymem." jak się czyta takie zdania wypowiadane w wątku "zabieranie dzieci", to człowiek się przestaje dziwić, że ludzie się boją węszących (i to dosłownie) pracowników oświaty, opieki społecznej i innych urzędników...
Odrobinka napisała: A co za problem przeszkolić pod tym kątem policjantów? Chyba taniej niż szkolić dodatkowych urzędników i powoływać osobną placówkę.
Przyznam, ze bardzo irytuje mnie takie stawianie sprawy. PO pierwsze-może tak pisać ktoś, kto kompletnie nie zna specyfiki pracy ani policji, ani opieki społecznej. Po drugie nawet jeśli-to co dalej, pytam się? Znaczy-po tych działaniach policji i sądu. Czy moze to ma być tak, ze policja niańczy dziecko zabrane, załatwia (tylko gdzie, skoro mopr [hipotetycznie] nie istnieje)jakieś wsparcie finansowe, materialne itp. Gdzie umieszcza to dziecko? To by dopiero było prawo, to by dopiero był raj
@Odrobinko - ja naprawdę rozumiem, że miałaś przykre przejścia z moprem (pewnie każdy w tym kraju miał przejścia z lekarzem, policjantem, księdzem, nauczycielem itp.) ale to naprawdę nie upoważnia Cię do tak kategorycznych sądów i radykalnych odezw opartych wyłącznie na jednostkowym (własnym)m przykładzie i ewentualnych przekazach, przykładach "gdzieś z Polski".
Naprawdę, niewiele wiesz ani o problemach ludzi, ani o sytuacjach, z jakimi mierzy się codziennie mopr. Ja wiem tylko troszeczkę, a i tak to dla mnie za dużo.
Bardzo niewiele jest sytuacji, kiedy dzieci są zabierane z powodów materialnych. Niemal zawsze jest tak, ze uwypukla się ten aspekt materialny, a tak naprawdę nikomu nie zależy, zeby przedstawić to tak, jak jest faktycznie: bezrobocie/bieda nie są w danej rodzinie ot tak, przypadkiem. Są one jedynie widocznym efektem patologicznego podejścia, postępowania itp. rodzica albo rodziny.
Przykład: matka ma 5 dzieci, każde z innym partnerem. Wychodzi z założenia, ze państwu wara od niej, ma tylko finansować ją i jej dzieci. Z pieniądze na dzieci utrzymuje kolejnych "narzeczonych". Pralkę kupioną przez mopr wykorzystuje do zarobkowania-pierze sąsiadom za jakąś opłatę, pierze nie w proszku, tylko w mydle, pralka się psuje, dostaje nastepną. Wynajmuje mieszkania, za które nie płaci, opuszcza je i szuka następnego. Przy kolejnym takim wyskoku w końcu trafia do ośrodka, gdzie znajdują ją dziennikarze i robią wzruszający materiał, jak to państwo chce zabrać dzieci, bo matka biedna.
Do tego ważne jest to, a co się często pomija-że pomoc mopru uzależniona jest od podjęcia współpracy z instytucją. Czyli jakiekolwiek działania, a nie tylko branie kasy od państwa. (mówimy o tych tzw trudnych rodzinach, z problemem nie tylko finansowym).
Natomiast przekaz (po raz kolejny dodam), ze mopry lub sądy sobie chcą statystyki poprawić "nabijając" coraz większą liczbę zabranych dzeci to bujda, ale powtarzana po raz kolejny po prostu denerwuje. Napiszę wielkimi literami: "PAŃSTWO" NIE MA INTERESU W TYM, ZEBY ZABIERAĆ W IMIĘ OSZCZĘDNOSCI DZIECI I UMIESZCZAĆ JE W PIECZY ZASTĘPCZEJ, BO NA TYM TRACI. PIENIĄDZE NA PRZYKŁAD. NIE MA ŻADNYCH NAGRÓD, PIENIĘDZY ITP DLA OŚRODKA, KTÓRY ZABRAŁ NAJWIĘKSZĄ LICZBĘ DZIECI OD RODZICÓW. PODOBNIE RZECZ MA SIĘ Z SĄDAMI. Nie nakręcajcie się tym, bo nie macie pojęcia, o czym piszecie. Każda gmina ma z roku na rok coraz mniej pieniędzy na opiekę zastępczą, coraz miej miejsc w placówkach, coraz mniej placówek, ze o rodzinnej pieczy zastępczej nie wspomnę. Zgodnie z przepisami dzieci poniżej 10 r życia nie mogą być umieszczane w domach dziecka, tylko w rodzinach zastępczych lub rodzinnych domach dziecka. Z tego między innymi powodu moje dziecko tkwi w głębokiej patologii, narażane jest jego zdrowie i życie bo opieka ma świadomosć, ze za małe na dom dziecka. A ponieważ nie ma zgody, by dziecko odebrać, będzie tkwiło w tym syfie nie wiadomo jak długo. I skończy, jak 4 rodzeństwa-aktualnie kryminalisci recydywiści
Przykład: matka ma 5 dzieci, każde z innym partnerem. Wychodzi z założenia, ze państwu wara od niej, ma tylko finansować ją i jej dzieci. Z pieniądze na dzieci utrzymuje kolejnych "narzeczonych".
Ych, przepraszam Kociaro ale to co opisałaś nie jest już patologią w naszym państwie a staje się wręcz normą. Na dodatek każde dziecko po innym partnerze pozostające przy matce jeżeli ojciec biologiczny płaci alimenty, a nie jest biedakiem, menelem tylko wykształconym dobrze zarabiającym człowiekiem, to jest takiej rodzinie finansowo lepiej niż normalnej rodzinie również z 5 dzieci, gdzie pracuje tylko wierny mąż a równie wierna żona zajmuje się domem. Ta pierwsza sytuacja jest tez społecznie bardziej zrozumiana przez ludzi- no babka ma tyle dzieci bo chciała sobie ułożyć życie z fajnym facetem i każdemu urodzić dziecko a nie wyszło. Ci tradycyjni wielodzietni to bywają postrzegani za bezmyślnych dzieciorobów, którzy albo są fanatykami religijnymi lub po prostu nie wiedzą co to spirala i depocośtam. Przez co mają problemy z utrzymaniem rodziny. Ja spotkałam się nieraz z takim podejściem służby zdrowia choćby....I tylko zagryzałam zęby.
@kociara sorry ale miałam z racji swojej pracy bardzo dużo do czynienia z lokalnym moprem i lokalną patologią, a zwłaszcza z dziećmi i młodzieżą z takich rodzin. I uważam że mopr więcej szkodził niz pomagał. Myślę że lepiej pomocą służyłyby organizacje charytatywne, niż państwowa pomoc. Nie wmawiaj mi prosze że nie wiem że bieda i niezaradność nie jest przypadkowa u patologii, albo że nie wiem jak to wygląda bo wiem. I uważam że patologia nie jest w stanie współpracować z moprem, to są jakieś ułudy, czy miraże, że się kogoś uda wyrwać z patologii, zwłaszcza dorosłą osobę. Tylko niektórym z nich zależy na dzieciach. Dla większości dzieci to powód do dostania kasy. Nic więcej. Tylko do tego momentu się liczą. Tylko mnie chodzi nie o pomoc patologii tylko dzieciom.
prowincjuszko, tu nie chodzi o "zaradność", tylko o fakty (hm, faktycznie, nie napisałam wszystkiego) - za "pieniądze dzieci", czyli alimenty nie od ojców, a od państwa balangi i wesołe życie ze zmieniającymi się partnerami. Opieka dla dzieci żadna, zero bezpieczeństwa. Roszczeniowa postawa-rozliczanie państwa a ode mnie wara.
Jeszcze raz powtarzam-rodzice naprawdę muszą się bardzo postarać, żeby państwo zabrało im dzieci. Bardzo. A nawet, jak się bardzo starają, to i tak zwleka z tym odbiorem. Nie zgodzę się z tym, ze w każdym przypadku zabranie dzieci jest dla nich wiekszą krzywdą niż pozostawienie w syfie(syf w każdym sensie, nie chodzi o czystość w domu).
Nigdzie nie powiedziałam, że system jest idealny. Żaden system, struktura, projekt itp nie jest idealny. Ale zaden system nie jest też koszem owoców i warzyw, z których wybieramy sobie to, co nam pasuje
No własnie, rodzice muszą się postarać , żeby ktoś im zabrał dzieci, takich ,, rodzin" jest trochę a mimo to są dzieci żebrzące po sąsiadach o jedzenie, wąchające klej i oddające się prostytucji z pedofilami za parę jeansów czy kozaczki i nikt ich nie zabiera. Jednak jak wytłumaczyć tępienie i celowe upokarzanie niektórych rodziców co mieli pecha i komuś podpadli? Tacy państwo B np. gdzie dla dzieci większą krzywdą i szokiem i zetknięciem z demoralizacją była akcja , aresztowania " ich i przewiezienia do sierocińca, niż ten nieszczęsny klaps wymierzony jeszcze przed wejściem ustawy antyklapsowej ?
Poza tym wcale nie uważam że nie ma takich sytuacji że dziecko powinno zostać rodzicom odebrane. Tylko łatwiej się skupić na rozszerzaniu przepisów i straszeniu ludzi, że klaps to przemoc np. Ja jestem przeciwna pomocy państwowej również w sensie ciągnięcia kasy od podatników. Ale skoro istnieje to powinna ograniczać się do faktycznie potrzebujących pomocy. Sądzę że z pomocą ludziom potrzebującym, lepiej sobie radzą oddolne inicjatywy. Są one bardziej w stanie dotrzeć do potrzebujących, ocenic jakiej pomocy potrzebują i nie muszą kierować się przepisami np kryterium dochodowym itp.
I chyba w tym momencie dotarłaś do sedna @Odrobinka - patologia nie współpracuje, ma dzieci w doopie, patologii nie zależy na dzieciach. Czyli co teraz? Zostawiamy dzieci w patologii czy szukamy dla nich lepszego miejsca?
Dzieci zabrane patologii tejże patologii nijak nie interesują, co wcześniej gdzieś tam napisałaś. Co w takim wypadku? Zostawiamy nadal dzieci patologii, bo patologia i tak się nimi nie zainteresuje? Jak pomóc dziecku patologii, omijając samą patologię? W tej chwili prawo stanowi, ze o wszystkim decyduje rodzic dziecka, nawet z ograniczoną władzą rodzicielską. Więc żeby pomóc takiemu dziecku, musimy mieć zgodę a conajmniej brak sprzeciwu rodzica. I dotyczy to zazwyczaj spraw materialnych-dać jeść i ubrać się, pomóc w lekcjach. Ale juz nie wyrwać z domu, gdzie nie ma spokojnej nocy, bo libacja.
Instytucje charytatywne to też instytucje, określone struktury. Każda ma swoje przepisy zasady i nie może działać w oderwaniu od prawa lub w oparciu o odrębne przepisy. Jeśli pozostawimy to działce charytatywnej, to siłą rzeczy staną się taką samą instytucją, jak państwowa. W tej chwili nie ma takiego klimatu, żeby rolnik bez jakichkolwiek formalności przygarnął bałakającą się sierotę czy dał nocleg dziecku sąsiadów, bo tam impreza. Za chwile inny sąsiad uzna, ze "se" siłe roboczą najął albo co tam gorszego.
Ja z kolei nie mam najlepszego zdania (hm, eufemizm, przyznaję) o placówkach prowadzonych przez organizacje albo kościelne albo powiązane z kościołem, a z kilkoma współpracuję. Czy to znaczy, ze mam prawo mówić, ze caritas i placówki wychowawczo-opiekuńcze dla dzieci to jeden wielki syf i zrównać z ziemią? Oddać państwu? Za to z moprem, sądem i kuratorami współpracuje mi się znakomicie. Często i owocnie, jak do tej pory. Ale to nie znaczy, ze uznam "system" za idealny
@Odrobinko - posługujesz się hasłami, które tak naprawdę nic nie znaczą, ale "dobrze brzmią" Z pojęciem "pomoc" musi iść konkret. Każda pomoc to jakiś konkret, który należy odpowiednio zdefiniować, podać, wyliczyć, przeliczyć, określić itp Co rozumiesz pod pojęciem "pomoc potrzebującym" w kontekście zaniedbywanych dzieci z rodzin patologicznych-bo jak rozumiem, one są bohaterem tematu w aspekcie "odbierania ich" rodzinom biologicznym? Oczywiście, nie instytucjonalnej, bo uważasz, ze niepotrzebna.
Nikt jeszcze nikomu w Polsce nie zabrał dziecka z powodu klapsa.
Komentarz
U moich dzieci w szkole też byłą taka sytuacja.
Ballada o dwóch koniach
Ech, ubawi Was ogromnie
W parę chwil balladka ta:
Raz w zaprzęgu szły dwa konie,
Szły w zaprzęgu konie dwa.
Pierwszy był to koń posłuszny,
Który w galop, cwał czy trucht
Pięknie ruszał, grzecznie ruszał
Na najmniejszy bata ruch.
Za to drugi koń był hardy,
Nieposłuszny, pędziwiatr,
W biegu szybki, w pysku twardy,
Furda lejce, furda bat!
Zaś gdy chodzi o woźnicę,
Co na koźle z batem tkwił,
Bardzo on to kierownicze
Stanowisko lubił był.
Ten woźnica dnia każdego
Myślał, mrużąc ślepia złe:
Skarcę konia niegrzecznego,
Gotów jeszcze kopnąć mnie!
Lecz cóś przecież począć muszę
Albo z kozła ruszać precz,
Autorytet się mnie kruszy,
Autorytet ważna rzecz.
Po czym w stajni, już przy żłobie
Ten woźnica bat swój brał,
Brał go tęgo w dłonie obie
I... grzecznego konia prał...
A do niegrzecznego mawiał,
Strojąc głos na srogi ton:
Jak się będziesz, draniu, stawiał,
To zarobisz tak jak on!
Z tej balladki smakowitej
Niech popłynie morał w świat:
Gdy mieć pragnie autorytet
Bandzior, co ma w ręku bat.
Kto się stawia ten ma z tego
Mimo wszystko jakiś zysk,
A kto słucha i ulega,
Ten najpierwszy bierze w pysk..
Czasem rzeczy nie wysychają od razu ( u tych co nie mają kaloryferów tylko piece i wtedy tez zapach jest taki dziwny.
Bił innych, bluzgał tak ze pan Miecio z meliny by sie zawstydził
Nie słuchał nic a nic
Cóż rejon musiał przyjąć
Nie wiem jak dziś bo to już pare lat minęło, czy nadal tu chodzi do szkoły czy cos sie zmienił
Kiedyś S mi go pokazywał, wyobrażałam go dobie jako takiego ciut większego chłopca skoro inni jakiś mu nie oddają
A tu takie mikro chucherko, malutki i chudziutki, normalnie jak mały zerowkowicz
Pamietam jak wychowawczyni S o nim opowiadała
W czasie przerwy szturchał sie z jakimś innym chłopcem tzn ten mikrus szturchał ale w taki sposób zeby zaraz krzyknąć dyżurującej pani, ze to przecież nie on winny tylko inne dzieci
Cóż nauczyciele wiedzieli co z niego za ziółko
No ten mikrusem podbiega do pani i zaczyna mowić ( jąkał sie) :
Wi widzidzi pa pani
Ku ku
Pani mowi "przecież to nie Kuba, widziałam! "
Mikrus dalej
"Ku ku kurwa nic mi nie możecie zrobic"
I tak i ba lekcjach i na przerwach
Powiem tak, prawie umarłam ze śmiechu jak to usłyszałam
Ale wiem, ze tym co mieli kontakt z tum dzieckiem na codzień do śmiechu nie było nic a nic
nawet jak jest bardzo spokojny i życzliwy, akurat do nas tacy przyjechali
wydaje mi się, że duże znaczenie ma po prostu przepływ informacji. a głupi i mądrzy przedstawiciele "socialu" wystepują dzis z taką samą czestotliwością jak sto lat temu
ale ten lęk jest faktem, jest w dużej części związany z istnieniem aparatu socjalnego,
oraz zmienia zachowania rodziców - jest ogromnym, nie wiem czy nie największym, kosztem
działania aparatu monitorującego rodziny.
gdyby nie system, byłyby to, nawet często nagłaśniane, przypadki jednostkowe
na pewno są to zwyczajni, dobrzy ludzie
ale są dwa czynniki które prowadza do złego (z ich strony):
- przewrażliwienie na krzywdę ludzką, bo taki świat oglądają, wzmocnione przez
- efekt "punktu siedzenia", prowadzący do rozszerzania działalności
---
To jest promil - tylko dlaczego godzić się na choćby promil zła? (Na przykład na jedną aborcję? Na jeden gwałt? Jedno morderstwo?) Ja się nie godzę i chcę, żeby w obronie tego jednego człowieka stawać.---
mi chodzi o to, że w obronie człowieka raczej stoi inny człowiek, a nie system. Że ktoś musi pomóc, a nie coś. System broni zwykle siebie i podstawy swojej egzystencji. Inaczej na sprawę patrzy wolontariusz, a inaczej osoba, której kredyt na mieszkanie zależy od tego, czy będzie miała pracę.
Taki przykład ilustrujący, o co mi chodzi - w różnorakich urzędach (kulturalne) odwoływanie się do przepisów i moich praw jest dużo mniej skuteczne w załatwieniu sprawy niż odwołanie się do dobrej woli osoby, z którą rozmawiam.
Istnieje zła, demoralizująca pomoc. W moim przekonaniu pomoc systemowa zwykle taka właśnie będzie.
I mam takie ogólne wrażenie, że systemy scentralizowane, generalne (procedury ustalane są chyba na poziomie kraju?) są mniej skuteczne niż oddolne inicjatywy, o ile te drugie mają warunki do rozwoju.
poza tym bardziej akcentowałabym odpowiedzialność za wychowanie własnych dzieci niż odpowiedzialność za obronę cudzych.
Zło to karierowiczostwo, naciskanie na efekty- nie ważne , że po trupach kosztem pokrzywdzonych petentów, podopiecznych czy niesłusznie oskarżonych osadzonych itd, niedofinansowanie sprzyjające korupcji i chęci przesadnego wykazywania się, jak również podpieranie wszystkiego statystykami a nie dogłębne rozpatrywanie konkretnego przypadku.
Co prawda u mnie w domu nikt nie pali papierochów ale ja bym nie zabrała komuś dziecka z tego powodu. W sierocińcu nauczą je palić inne dzieci...
"Akurat smród papierosów ewidentnie świadczy o tym, że ktoś w otoczeniu regularnie truje tego, czyje ubranie śmierdzi dymem."
jak się czyta takie zdania wypowiadane w wątku "zabieranie dzieci", to człowiek się przestaje dziwić, że ludzie się boją węszących (i to dosłownie) pracowników oświaty, opieki społecznej i innych urzędników...
Przyznam, ze bardzo irytuje mnie takie stawianie sprawy. PO pierwsze-może tak pisać ktoś, kto kompletnie nie zna specyfiki pracy ani policji, ani opieki społecznej.
Po drugie nawet jeśli-to co dalej, pytam się? Znaczy-po tych działaniach policji i sądu.
Czy moze to ma być tak, ze policja niańczy dziecko zabrane, załatwia (tylko gdzie, skoro mopr [hipotetycznie] nie istnieje)jakieś wsparcie finansowe, materialne itp. Gdzie umieszcza to dziecko?
To by dopiero było prawo, to by dopiero był raj
@Odrobinko - ja naprawdę rozumiem, że miałaś przykre przejścia z moprem (pewnie każdy w tym kraju miał przejścia z lekarzem, policjantem, księdzem, nauczycielem itp.) ale to naprawdę nie upoważnia Cię do tak kategorycznych sądów i radykalnych odezw opartych wyłącznie na jednostkowym (własnym)m przykładzie i ewentualnych przekazach, przykładach "gdzieś z Polski".
Naprawdę, niewiele wiesz ani o problemach ludzi, ani o sytuacjach, z jakimi mierzy się codziennie mopr.
Ja wiem tylko troszeczkę, a i tak to dla mnie za dużo.
Bardzo niewiele jest sytuacji, kiedy dzieci są zabierane z powodów materialnych. Niemal zawsze jest tak, ze uwypukla się ten aspekt materialny, a tak naprawdę nikomu nie zależy, zeby przedstawić to tak, jak jest faktycznie: bezrobocie/bieda nie są w danej rodzinie ot tak, przypadkiem. Są one jedynie widocznym efektem patologicznego podejścia, postępowania itp. rodzica albo rodziny.
Przykład: matka ma 5 dzieci, każde z innym partnerem. Wychodzi z założenia, ze państwu wara od niej, ma tylko finansować ją i jej dzieci. Z pieniądze na dzieci utrzymuje kolejnych "narzeczonych". Pralkę kupioną przez mopr wykorzystuje do zarobkowania-pierze sąsiadom za jakąś opłatę, pierze nie w proszku, tylko w mydle, pralka się psuje, dostaje nastepną. Wynajmuje mieszkania, za które nie płaci, opuszcza je i szuka następnego. Przy kolejnym takim wyskoku w końcu trafia do ośrodka, gdzie znajdują ją dziennikarze i robią wzruszający materiał, jak to państwo chce zabrać dzieci, bo matka biedna.
Do tego ważne jest to, a co się często pomija-że pomoc mopru uzależniona jest od podjęcia współpracy z instytucją. Czyli jakiekolwiek działania, a nie tylko branie kasy od państwa. (mówimy o tych tzw trudnych rodzinach, z problemem nie tylko finansowym).
Natomiast przekaz (po raz kolejny dodam), ze mopry lub sądy sobie chcą statystyki poprawić "nabijając" coraz większą liczbę zabranych dzeci to bujda, ale powtarzana po raz kolejny po prostu denerwuje.
Napiszę wielkimi literami: "PAŃSTWO" NIE MA INTERESU W TYM, ZEBY ZABIERAĆ W IMIĘ OSZCZĘDNOSCI DZIECI I UMIESZCZAĆ JE W PIECZY ZASTĘPCZEJ, BO NA TYM TRACI. PIENIĄDZE NA PRZYKŁAD. NIE MA ŻADNYCH NAGRÓD, PIENIĘDZY ITP DLA OŚRODKA, KTÓRY ZABRAŁ NAJWIĘKSZĄ LICZBĘ DZIECI OD RODZICÓW. PODOBNIE RZECZ MA SIĘ Z SĄDAMI. Nie nakręcajcie się tym, bo nie macie pojęcia, o czym piszecie.
Każda gmina ma z roku na rok coraz mniej pieniędzy na opiekę zastępczą, coraz miej miejsc w placówkach, coraz mniej placówek, ze o rodzinnej pieczy zastępczej nie wspomnę. Zgodnie z przepisami dzieci poniżej 10 r życia nie mogą być umieszczane w domach dziecka, tylko w rodzinach zastępczych lub rodzinnych domach dziecka.
Z tego między innymi powodu moje dziecko tkwi w głębokiej patologii, narażane jest jego zdrowie i życie bo opieka ma świadomosć, ze za małe na dom dziecka. A ponieważ nie ma zgody, by dziecko odebrać, będzie tkwiło w tym syfie nie wiadomo jak długo. I skończy, jak 4 rodzeństwa-aktualnie kryminalisci recydywiści
Ych, przepraszam Kociaro ale to co opisałaś nie jest już patologią w naszym państwie a staje się wręcz normą. Na dodatek każde dziecko po innym partnerze pozostające przy matce jeżeli ojciec biologiczny płaci alimenty, a nie jest biedakiem, menelem tylko wykształconym dobrze zarabiającym człowiekiem, to jest takiej rodzinie finansowo lepiej niż normalnej rodzinie również z 5 dzieci, gdzie pracuje tylko wierny mąż a równie wierna żona zajmuje się domem. Ta pierwsza sytuacja jest tez społecznie bardziej zrozumiana przez ludzi- no babka ma tyle dzieci bo chciała sobie ułożyć życie z fajnym facetem i każdemu urodzić dziecko a nie wyszło. Ci tradycyjni wielodzietni to bywają postrzegani za bezmyślnych dzieciorobów, którzy albo są fanatykami religijnymi lub po prostu nie wiedzą co to spirala i depocośtam. Przez co mają problemy z utrzymaniem rodziny. Ja spotkałam się nieraz z takim podejściem służby zdrowia choćby....I tylko zagryzałam zęby.
Myślę że lepiej pomocą służyłyby organizacje charytatywne, niż państwowa pomoc.
Nie wmawiaj mi prosze że nie wiem że bieda i niezaradność nie jest przypadkowa u patologii, albo że nie wiem jak to wygląda bo wiem.
I uważam że patologia nie jest w stanie współpracować z moprem, to są jakieś ułudy, czy miraże, że się kogoś uda wyrwać z patologii, zwłaszcza dorosłą osobę.
Tylko niektórym z nich zależy na dzieciach. Dla większości dzieci to powód do dostania kasy. Nic więcej. Tylko do tego momentu się liczą.
Tylko mnie chodzi nie o pomoc patologii tylko dzieciom.
Jeszcze raz powtarzam-rodzice naprawdę muszą się bardzo postarać, żeby państwo zabrało im dzieci. Bardzo. A nawet, jak się bardzo starają, to i tak zwleka z tym odbiorem.
Nie zgodzę się z tym, ze w każdym przypadku zabranie dzieci jest dla nich wiekszą krzywdą niż pozostawienie w syfie(syf w każdym sensie, nie chodzi o czystość w domu).
Nigdzie nie powiedziałam, że system jest idealny. Żaden system, struktura, projekt itp nie jest idealny. Ale zaden system nie jest też koszem owoców i warzyw, z których wybieramy sobie to, co nam pasuje
Tylko łatwiej się skupić na rozszerzaniu przepisów i straszeniu ludzi, że klaps to przemoc np.
Ja jestem przeciwna pomocy państwowej również w sensie ciągnięcia kasy od podatników. Ale skoro istnieje to powinna ograniczać się do faktycznie potrzebujących pomocy.
Sądzę że z pomocą ludziom potrzebującym, lepiej sobie radzą oddolne inicjatywy. Są one bardziej w stanie dotrzeć do potrzebujących, ocenic jakiej pomocy potrzebują i nie muszą kierować się przepisami np kryterium dochodowym itp.
Dzieci zabrane patologii tejże patologii nijak nie interesują, co wcześniej gdzieś tam napisałaś. Co w takim wypadku? Zostawiamy nadal dzieci patologii, bo patologia i tak się nimi nie zainteresuje?
Jak pomóc dziecku patologii, omijając samą patologię?
W tej chwili prawo stanowi, ze o wszystkim decyduje rodzic dziecka, nawet z ograniczoną władzą rodzicielską. Więc żeby pomóc takiemu dziecku, musimy mieć zgodę a conajmniej brak sprzeciwu rodzica. I dotyczy to zazwyczaj spraw materialnych-dać jeść i ubrać się, pomóc w lekcjach. Ale juz nie wyrwać z domu, gdzie nie ma spokojnej nocy, bo libacja.
Instytucje charytatywne to też instytucje, określone struktury. Każda ma swoje przepisy zasady i nie może działać w oderwaniu od prawa lub w oparciu o odrębne przepisy. Jeśli pozostawimy to działce charytatywnej, to siłą rzeczy staną się taką samą instytucją, jak państwowa.
W tej chwili nie ma takiego klimatu, żeby rolnik bez jakichkolwiek formalności przygarnął bałakającą się sierotę czy dał nocleg dziecku sąsiadów, bo tam impreza. Za chwile inny sąsiad uzna, ze "se" siłe roboczą najął albo co tam gorszego.
Ja z kolei nie mam najlepszego zdania (hm, eufemizm, przyznaję) o placówkach prowadzonych przez organizacje albo kościelne albo powiązane z kościołem, a z kilkoma współpracuję. Czy to znaczy, ze mam prawo mówić, ze caritas i placówki wychowawczo-opiekuńcze dla dzieci to jeden wielki syf i zrównać z ziemią? Oddać państwu?
Za to z moprem, sądem i kuratorami współpracuje mi się znakomicie. Często i owocnie, jak do tej pory. Ale to nie znaczy, ze uznam "system" za idealny
Z pojęciem "pomoc" musi iść konkret. Każda pomoc to jakiś konkret, który należy odpowiednio zdefiniować, podać, wyliczyć, przeliczyć, określić itp
Co rozumiesz pod pojęciem "pomoc potrzebującym" w kontekście zaniedbywanych dzieci z rodzin patologicznych-bo jak rozumiem, one są bohaterem tematu w aspekcie "odbierania ich" rodzinom biologicznym? Oczywiście, nie instytucjonalnej, bo uważasz, ze niepotrzebna.
Nikt jeszcze nikomu w Polsce nie zabrał dziecka z powodu klapsa.
Jak nie ? Rok temu o tej porze wszyscy protestowaliśmy przeciw nadgorliwym urzędnikom, rozbijającym normalną rodzinę .