Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

wielodzietni jak dinozaury

24567

Komentarz

  • Qui bellissimi bambini! E una piccolina fantastica! I tak w kolko. Do tego skradlismy serce Salvatore przez to, ze wszystkie nasze dzieci zmiataja z talerzy wszystko, co sie im poda. Jego faworytka jest Jozka, ktora siedzi jak basza w wysokim krzesle i likwiduje talerz makaronu, powtarzajac "przepyjne!". Ale i starszakow, nie tylko naszych. klepie z akceptacja po glowach, zbierajac puste naczynia.
  • Nam też się nigdy żadne zaczepki ani komentarze nie zdarzyły, ale mamy 4, więc to może nie jest jakoś dużo. Jak już to pozytywnie - "dobre geny trzeba powielać" 8-}
    Teraz to nas nikt już nie zaczepi bo to nastolatki są, a za rączkę z najmłodszą tylko można iść :)
  • edytowano lipiec 2016
    Ciekawe - my dziś byliśmy dziś w muzeum pożarnictwa w Rakoniewicach - wśród zwiedzających były: jeden pan z synkiem i trzy rodziny - my czyli rodzina z dwójką synków i trzecim widocznym już w brzuszku bo to już 7 m-c :D druga para z dwójką córeczek i też widocznym brzuszkiem ciążowym tak ok. 7-8 m -ca i para z trójką dzieci - dwie córeczki i synek :D także ten tego ta Pani z baszty to by się dopiero zdziwiła - mogła by dojść do wniosku, że to głównie wielodzietni chodzą do muzeów :D tu Pani w kasie nie była zdziwiona - widać było, że lubi dzieci np. zachęcała by przymierzały kaski itd. ;)
  • Myślę że nie tyle dzieci budzą niechęć, co rodzice którzy nie reagują na ich męczące dla otoczenia zachowanie.
  • Moje najwyrazniej zachowuja sie ok, bo negatywnych komentarzy nie doswiadczamy. Tak halasliwego entuzjazmu jak we Wloszech tez nie, ale to kwestia temperamentu.
  • Oj tam czasem widać tą niechęć.
    A z reakcją to jest rożnie. Ale czasem i mi zdarzała sie sytuacja ze juz żadna moja reakcja nie mogła pomoc a wrócić np do domu autobusem musiałam, nie uśmiechało mi sie wysiadać 2 przystanki przed domem i pol godziny iść z buta zeby tylko nie jechać z wyjącym zmęczonym po całym dniu dzieckiem. No wyło i tyle. 3/4 przystanki czasem. Tłum ludzi wiec nie mogłam wyjąc z wózka.
  • Zgodzę się z Paprotka. Teraz na urlopie to jest szczególnie uciążliwe. I jak jestem w stanie zrozumieć dracego się jak opętany roczniaka w pociągu tak analogicznej sytuacj w restauracji nie rozumiem bo z knajpy takiej halasliwego osobnika należy wyprowadzić. Albo maluch który z upodobaniem wali z calej sily w stol plastikowa zabawka a rodzice się cieszą.
  • I dodam jeszcze ze mnie wzruszają rodziny wielodzietne i często mam ochotę się zapytać ile dzieci maja. Chyba z czystej, życzliwej ciekawosci.
  • Tu @Elunia pełna zgoda.
  • @Agnieszka - nie każde miejsce jest odpowiednie dla dzieci. Myślę, że bez sensu się upierać, że każdy i wszędzie powinien być zachwycony obecnością bobasa, który czyni wokół siebie zamęt i hałas, tyko z powodu, że "to tylko dziecko" i "dzieci takie są". Argumenty, że każdy kiedyś był dzieckiem, to komunały, z których nic nie wynika - gdy byliśmy dziećmi, to bywaliśmy w innych miejscach i spędzaliśmy czas inaczej niż teraz, gdy jesteśmy dorośli.
    To piszę ja, osoba, której zdarzyło się bywać z niemowlęciem w bardzo różnych, miejscach, często uważanych przez inne osoby za mocno nieodpowiednie dla niemowlaków. Zawsze jednak dokładałam wszelkich starań, by w tych nieodpowiednich dla niemowlaków miejscach obecność moich dzieci (skoro bywa konieczna) była nieodczuwalna dla postronnych osób. Gdyby miało być inaczej, upewniałam się, że wszyscy obecni wyrażają świadomą zgodę na to, że będę z dzieckiem i są skłonni znosić związane z tym niedogodności. Przykład ekstremalny: byłam przyjmować poród domowy z siedmiomiesięcznym synem, bo nie dało się tego inaczej zorganizować; rodzice rodzącego się dziecka mieli świadomość, że to jest niezbędny warunek mojej obecności przy ich porodzie i podjęli się na moją prośbę zorganizować osobę do opieki na miejscu nad moim dzieckiem na czas porodu ich dziecka; wszystko udało się znakomicie. Inny przykład trochę tylko mniej ekstremalny: zdawałam egzamin u pani słynącej z tego, że nie cierpi dzieci, z półroczną córką w chuście - uprzedziłam ją jednak, że z mojej strony zachodzi taka konieczność, zapewniłam, że zrobię wszystko, by w czasie egzaminu moje dziecko spało i nie przeszkadzało w żaden sposób i tak też zrobiłam. Po egzaminie pani przyznała mi, że było OK.
  • @Bea - no, ja mam takie doświadczenie, że czasem właśnie musi być tam, gdzie być nie powinno. Ale to jest wyłącznie mój problem i dokładam wszelkich starań, by nie było to problemem dla innych osób.
    Oczywiście, są ludzie, dla których problemem jest sama obecność dziecka. Nawet, jeśli zachowuje się ono w sposób nienaganny i absolutnie nieuciążliwy (np. śpi w chuście). To już jest w dużej mierze ich problem. Zdarzały mi się sytuacje, gdy będąc gdzieś z dzieckiem śpiącym w chuście byłam brana za ciężarną i wszystko było OK, dopóki nie rozpięłam kurtki i nie okazało się, że to niemowlę, a nie ciąża. Czasem w tym właśnie momencie okazywało się, że moje dziecko zaczyna komuś przeszkadzać. Samą swoją obecnością. Tego nie rozumiem.
  • @Katarzyna - a w jaki sposób dawano Ci odczuć, że Twoje dziecko w chuście jest problemem? Jestem w szoku, że to może być problem... X_X
  • wczoraj miałam sytuacje, ze spotkalismy Pania od ktorej m wynajmuje kawałek placu pod budke gastronomiczna
    Bardzo sympatyczna Pani
    policzyła dzieci, skomplementowała ze piekna mama i tacie niczego nie brakuje
    i wszyscy tacy czyści i pachnący
    /no ja bym poczuła obciach, ze mowie komuś ze jest czysty i pachnący/
    ale zaliczam to w poczet szoku ze ktos moze miec szalona liczbe 4 dzieci i byc czysty i pachnący ;))
  • @MamaKredka - np. pan doktor prowadzący wykład komunikował mi wprost, że sala wykładowa nie jest miejscem dla niemowlęcia i powinnam oseska zostawić w domu, bo tam mu będzie lepiej. Innym razem pani magister prowadząca ćwiczenia powiedziała mi tonem wyraźnej wyższości, że spodziewała się po mnie większego rozsądku, a nie, że będę zabierać noworodka zimą w miejsce, gdzie jest wiele osób, które mogą go czymś paskudnym zarazić.
  • Ale troskliwi =))
  • Mój wykładowca - wielce szanowany i pobożny starszy pan- powiedział koleżance w widocznej ciazy, ze z 'ta piłka to na boisko,a nie na uczelnie'.

    Do dzis czuje ten niesmak.

  • Tak, równie troskliwą panią w kolejce na poczcie spotkałam, która na sugestię jakiegoś pana, że mnie z niemowlęciem może trzeba by przepuścić w kolejce (sama się tego nie domagałam, choć miałam pełne prawo) z oburzeniem stwierdziła, że z małymi dziećmi to się w domu siedzi, a nie po urzędach lata. Sporo jest takich "troskliwych", którym przeszkadza sama obecność małego dziecka w ich pobliżu. I względem nich śmiem uważać, że to oni mają problem, a nie ja, w sytuacji gdy muszę się z dzieckiem pojawić w miejscu nie bardzo dla dziecka odpowiednim.
  • Zgadzam się, że nie każde miejsce jest odpowiednie dla dzieci. Jak mogę to pozostawiam w domu z mężem a jak nie ma męża to uprzedzam, że z dziećmi..... Kiedyś gdy miałam tylko jedno dziecko... też byłam głupia i dziwiło mnie że ktoś ma więcej dzieci.... ale z tego wyrosłam- teraz sama mam troje i jak bym miałam kolejne czwarte też bym była szczęśliwa. Mam 12 letniego syna, który chodzi na angielski, koszykówkę, zajęcia teatralne i inne. Moich młodszych jeszcze nigdzie nie posyłam . Jedna pani .... starsza również komentował, że mając trójkę dzieci są takie zadbane, czyste.... że inwestuję w te dzieci... czyli posyłam je na zajęcia dodatkowe.... . Mam wrażenie, że ludzie tak naprawdę zazdroszczą dużej rodziny bo sami boją się, że nie dadzą rady finansowo itp i dlatego atakują innych żeby odwrócić od siebie uwagę.
  • Nasza sąsiadka tez zrobiła wielkie oczy, że Zosia jeździ konno, ale za chwilę już odetchnęła z ulgą, bo przeliczyła nam 500plus i łaskawie wyraziła zgodę, że w takim razie rzeczywiście MOŻEMY SOBIE NA TO POZWOLIĆ...
    Ech ;)
  • edytowano lipiec 2016
    A mnie takie zdziwienie denerwuje. Co w tym takiego, że dzieci są zadbane? czasem jedynacy nie mają tyle zainteresowania i miłości (jestem przykładem), co dzieciaki z dużych rodzin. Takie zdziwienie, że na zajęcia dodatkowe, że ładnie ubrane, świadczy tylko o powszechnym uleganiu stereotypom.
  • Mnie się to też nie podoba.
  • Takie teksty świadczą o dużej ignorancji, zwłaszcza, że jak rozumiem mają być konplementem :))
  • Swego czasu moja teściowa wygłaszała taki monolog o życiu i świecie--- monolog, w którym tylko sama mówi do siebie o biedzie: Bo gdzie bieda tam dużo dzieci a gdzie dużo dzieci tam bieda" jak to usłyszałam (pewnie myślała że nikt jej nie słucha i zawsze mówi sama do siebie) to powiedziałam, że dzieci nie są winne biedy.... jeszcze nikt nie zbiedniał przez dzieci ale przez pijaństwo, nieróbstwo i lenistwo. Nawet rodziny gorzej sytuowane mogą jakoś sobie radzić ...gdy nie ma alkoholu.... można uzyskać jakąś pomoc ale nikt nie chce pomagać pijakom i "Prawdziwej patologii" gdzie wszystko idzie na przelew a nie dla dzieci
  • @Agnieszka - napisałaś: Trzeba jednak wziąć poprawie, ze to dzieci ludzie tylko dzieci i serio maja prawo sobie płakać, krzyczeć czy walić plastyków zabawka w stolik, bo w tym wieku to super zabawa i daje masę rozrywki.
    I ja się do tego odniosłam. Nie oczekuję, że w miejscach nieprzeznaczonych dla dzieci obcy ludzie będą brali poprawkę na przeszkadzające im zachowania moich dzieci. Nie muszą. To moja sprawa, żeby moje dzieci nie były uciążliwe, jeśli znajdują się w miejscu dla nich nie przeznaczonym (np. w urzędzie, na uczelni, w restauracji nie przewidującej goszczenia dzieci, w składzie budowlanym itp.). Co innego, w miejscach dla dzieci przeznaczonych lub takich, w których należy zakładać, że dzieci mogą się znaleźć, jak place zabaw, komunikacja publiczna, parki, restauracje z kącikiem dla dzieci, zoo, centrum handlowe itp. - tam oczekiwałabym tolerancji na normalne dziecięce zachowania nawet jeśli są nieco uciążliwe dla otoczenia (płacz, czynienie umiarkowanego hałasu związanego z zabawą, czy nawet robienie bałaganu jedzeniem (oczywiście, uważam, że obowiązkiem rodzica jest sprzątnąć po swoim dziecku) itp.), właśnie z powodu, o którym piszesz - to tylko dzieci i nie zawsze możliwe jest zapanowanie nad ich zachowaniem, by były supergrzeczne i dla nikogo nieuciążliwe. Inna rzecz - nad uciążliwością dzieci dla osób postronnych, nawet w miejscach dla dzieci przeznaczonych, rodzice powinni starać się panować. Np. jeśli w restauracji dziecko dosiada się do obcych osób i grzebie im w talerzach, to uważam, że z jego rodzicami coś nie jest w porządku i oburzenie takich osób jest w pełni uzasadnione.
  • Ja mysle ze rodzice szczególnie jedynakow często są zaskoczeni ze dzieci z rodzin wielodzietnych sa czyste i pachnące bo sami z jednym nie wyrabiają na zakrętach. Moja jedynaczka zadba ogólnie ale brudna i nieuprasowana notorycznie. Bawię sie z nią zamiast prasować i myc. A teraz jestem na wakacjach z innymi dzoecmi i bawić sie ze mną nie chce bo ma lepszych kompanow wiec i na prasowanie znalazlabym czas :D
  • Pamiętam szczere obuzenie na Bakule ktora powiedziała swojego czasu ze powinny być miejsca (restauracje, hotele) gdzie dzieci nie miałby wstępu. I ja ja popieram. W wielu sytuacjach to rowiazalby problem osób które lubią i nie lubią dzieci.
  • @andora - w kwestii prywatnych restauracji, czy hoteli - pełna zgoda! Jest tak duży wybór, że każdy powinien móc wybrać to, co mu odpowiada. Warunek, że informacje o zapatrywaniach właścicieli i klientów danego przybytku na obecność w nim dzieci będą jawne i powszechnie dostępne.
    Inna rzecz w kwestii miejsc takich jak urzędy, uczelnie publiczne itp., do których każdy obywatel powinien mieć dostęp. Także matka, która w danym momencie nie bardzo może udać się tam bez małego dziecka.
  • Oczywiści, dla mnie i mysle ze dla Pani Bakulu urzędy, komunikacja i inne miejsca publiczne nie podlegają dyskusji. Właśnie chodzi o takie miejsca gdzie jawnie można napisac o swoich preferencjach. Chce miec urlop bez dzieci jadę do hotelu gdzie one nie maja wstępu. Do mnie przemawia przykład mojej przyjaciółki, ma zlobek, caly dzień siedzi w halasie z dziecmi i czasem jak ma ochotę gdzies wyjść to dostaje szewskiej pasji na te wszystkie urocze, krzyczące maluchy. Mówi wprost. Z przyjemnością poszla by do restauracji gdzie miałaby pewnie ze dzieci nie będzie.
  • Katarzyna, dzieki, w pelni podzielam Twoje zdanie! Kiedys w Chlapowie szukalismy miejsca na wakacje i pani nam milo i wprost powiedziala, ze zapraszaja z dziecmi powyżej 13lat. Zapisalam sobie to miejsce jako do odwiedzenia na za lat dziesiec :D BEZ dzieci, oczywiscie.

    Co do dzieci w przestrzeni publicznej, jestem w klopotliwej sytuacji. Uczestnicze w dosc intensywnym kursie, po 9godzin zajec codziennie. 3 uczestnikow ma ze soba dzieci...na sali. Coz, sa malo klopotliwe. Alle malo klopotliwe razy 3sztuki razy 9godzin razy 5dni... wyczerpujace. Zwlaszcza ze kurs byl dosc kosztowny. Nie bardzo wiem co mam zrobic. Temat poki co nieaktualny, kolejna edycja w styczniu, ale wlasnie-co powiiedziec rodzicom, korzy oboje uczestnicza w kursie 9mcznym dzieckiem? Ktore rozkosznie podpelza do prezentowanych pomocy naukowych? Braklo mi jakiegos jasnego stanowiska prowadzacych i samych rodzicow.
  • Jak by ktoś chciał to w Krynicy jest Hotel przyjazny dorosłym 15+ ;)
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.