@Elunia, ale Katarzyna podkreśliła, że "jestem zdania, że sytuacje są bardzo różne i czasem to jest uzasadnione, że by dziecku, nawet całkiem dorosłemu, pomóc w taki, czy inny sposób. Bardziej chodzi mi o podejście ogólne"
więc myślę, że nie chodziło jej o sytuację takie jak w przypadku Twojej córki
Elunia a nie uważasz ze czym innym jest pomoc w zaniesieniu dokumentów bo.... dziecko podjęło prace i nie na szans na wzięcie wolnego w pierwszych dniach, bo jest chore, czy tez nie jest możliwe zeby było w dwóch niejscach (na dwu rożnych uczelniach ) jednocześnie a czym innym jest załatwianie zaliczenia roku/semestru jeśli samemu sie mowi o tej sytuacji , ze dziecko samo sobie "dopieprzylo"?
moim zdaniem to dwie rożne sprawy! moje dziecko wie, ze moze na mnie liczyć kiedy wraca skads późno -chocby z wycieczki szkolnej (bo bywa ze wracają w środku nocy), z półmetku czy chocby dyskoteki wie, ze moze na mnie liczyć ze odbiorę mu zamówione książki z księgarni czy kupie mu cos kiedy ja mam pi drodze do tego sklepu a on nie Ale wie tez, ze jeśli sam cis zawali to sam musi ponieść konsekwencje jak oleje naukę i bedzie miał gorsza ocenę a chce miec lepsza to sam musi pójść do nauczyciela i sam musi uprosić o danie szansy na poprawę. jak zawali i nie wstanie na czas to sam uczciwie musi sie z tego usprawiedliwić ja tylko potem dopełniamy formalność z podpisem bo nie jest pełnoletni jeszcze i takie sa wymogi czym innym jest niemożność zrobienia czegoś i poprosić o pomoc a czym innym jest zawalić samemu i nie potrafić tego naprawić bo zawalenie szkoły/nauki to jest wina tylko i wyłącznie ucznia, i jedli z jakichś powodów sam "dopieprzył" to powinien sam zmierzyć sie z tym problemem.
dziecko mieszkające z rodzicami chocby i pełnoletnie ale wciąż uczące sie to prócz obowiązków domowych ma tulko naukę. nie musi chodzić do pracy i zarabiać na własne utrzymanie -mam tu na mysli czas w trakcie toku szkolnego (bo praca wakacyjna to juz co innego) ma do nauki na tyle komfortowe warunki, ze naprawde musi sie postarać zawalić w szkole znając sytuacje dzieciaków swoich znajomych, dzieciaków w rodzinie, swojego dziecka czy chocby z lektury orga mizba stwierdzić ze niejednokrotnie rodzic bedzie sie dwoił i troił zeby wspomóc dziecko kiedy temu idzie z czymś gorzej w szkole, stad kursy, korepetycje czy osobista pomoc dziecku z materiałem szkoła tez odpowiednio wcześniej informuje o tym ze ocena nsst grozi na koniec semestru czy koniec roku, po to wlasnie zeby dać czas i szanse na poprawę tej oceny. mozna ten czas wykorzystać na powyższe a mozna olać i tyle tu było wyraźnie napisane ze ów uczeń sam sobie dowalił
@Elunia, tylko Katarzyna wyraźnie napisała "Tyle, że w informatorze rekrutacyjnym stało jak wół, że dokumenty należy składać osobiście. No i był zonk potem... " ale Ciebie to ocenia, a Ty za to możesz pisać o innych, że "wszystkie mundre".
@Elunia, tylko Katarzyna wyraźnie napisała "Tyle, że w informatorze rekrutacyjnym stało jak wół, że dokumenty należy składać osobiście. No i był zonk potem... " ale Ciebie to ocenia, a Ty za to możesz pisać o innych, że "wszystkie mundre".
Aha, zieeeeeeeeeew.
A ja chętnie bym się dowiedziała, na jakie studia zawsze trzeba samodzielnie dostarczać dokumenty, bez możliwości zrobienia tego przez pełnomocnika. Pozwoliłam sobie wejść na strony kilka uczelni i wszędzie jest jest uwzględniona możliwość sytuacji, ze kandydat sam nie może tego zrobić. Najczęściej ma wtedy prawo napisania upoważnienia (w różnej formie) i inna osoba może to wtedy zrobić za kandydata.
@Elunia, wspieranie jak najbardziej w rodzinie, to dla mnie oczywiste. Ale dorosła osoba sama załatwia swoje rzeczy. Ja mam wśród bliskich rózne gwiazdy. U siostry mieszkała studentka, 2 rok studiów. Jej rodzice mieszkali jakieś 170 km dalej. I oni przyjeżdżali oboje sprzątać za nią to mieszkanie, cóż, sama widziałam, bo akurat byłam u siostry. Mama dzielnie myła kuchenkę gazową, tatuś szorował łazienkę, córka nic nie robiła. Rodzice młodzi, dziewczę zdrowe, tak było przez cały rok. I właśnie wśród młodych widzę teraz albo samodzielność od normalnego wieku albo traktowanie dzieci jak maluszki, co trzeba za rączkę prowadzić, zrobić za nich i pomyśleć, bo życie trudne jest i okrutne dla nich. Miłość jak najbardziej, pomoc jak najbardziej, ale jestem przeciwna robieniu z dorosłych ludzi sierot. I piszę o dorosłych ludziach. Ja pamiętam szkołę, tak się złożyło, że ukończyłam ich sporo. I od początku liceum nie zdarzyło się, by mi rodzic coś załatwiał z nauczycielem. No chyba ma się tyle rozumu, że jak lecą jedynki, to potem nagle na semestr nie wyskoczy trójeczka. A maturzysta chyba po tylu latach nauki to wie. Pomoc dla mnie jest zrozumiała. Na 5 roku studiów pracowałam w szkole, a napisaną i wydrukowaną pracę magisterską miałam oddać równo o 10. Sama nie mogłam, bo zwolnić się nie dało ze szkoły. Wtedy prosilam o pomoc moją mamę. I sama pomagam bliskim jak trzeba. Ale też nauczyłam się, by inni ponosili odpowiedzialność za siebie, w zwykły, zdrowy sposób.
@Elunia, tylko Katarzyna wyraźnie napisała "Tyle, że w informatorze rekrutacyjnym stało jak wół, że dokumenty należy składać osobiście. No i był zonk potem... " ale Ciebie to ocenia, a Ty za to możesz pisać o innych, że "wszystkie mundre".
Aha, zieeeeeeeeeew.
A ja chętnie bym się dowiedziała, na jakie studia zawsze trzeba samodzielnie dostarczać dokumenty, bez możliwości zrobienia tego przez pełnomocnika. Pozwoliłam sobie wejść na strony kilka uczelni i wszędzie jest jest uwzględniona możliwość sytuacji, ze kandydat sam nie może tego zrobić. Najczęściej ma wtedy prawo napisania upoważnienia (w różnej formie) i inna osoba może to wtedy zrobić za kandydata.
Tak. Osobiście lub przez osobę upoważnioną notarialnie. Tak to wyglądało za mojej kadencji. Gorzej, jak ktoś nie doczytał, pojechał na wakacje w dalekie strony i zostawił sprawę do załatwienia rodzicom.
K Nadal nie widzę sytuacji drastycznej ani biernych konsekwencji.
To, że Ty nie widzisz, nie znaczy, że ich nie ma - dla konkretnej osoby, w jej konkretnym mniemaniu. Może warto czasem spojrzeć poza czubek własnego nosa.
Wiele razy byliśmy szantażowani emocjonalnie -ze dzieciom życie łamiemy, że to tylko niedojrzałe dzieci i nie rozumieją, że ważą się ich losy...a tylko rodzic wie i rozumie.ze zero podejścia pedagogicznego, empatii i oddania. Stawalismy na drodze do szczęścia. Naprawdę każdy scenariusz tych rozmów i argumentów znalazł się i w tym wątku.
Ja też byłam tak szantażowana - dwukrotnie, i nie dałam się, choć ostro było.
Ale nie lubię wrzucania wszystkich takich młodych ludzi do jednego wora - że leń, rodzice nie umieją wychować, itp i itd . Bo jednak każda sytuacja naprawdę jest inna, jakkolwiek banalnie by to nie brzmiało.
I też nie lubię, jak ktoś zakłada wątek, gdzie prosi o pomoc, a w sumie to dowiaduje się, jak nieudolnym, niekonsekwentnym i beznadziejnym jest rodzicem. Nie mówiąc o tym, że jego dziecko to leń, niedojrzały typ, który pewnie jest wyręczany, bo nie potrafi być samodzielny.
Nieczęsto piszę na tym forum, ale po tym wątku wiem na pewno, że o pomoc i radę w sytuacji budzącej emocje raczej nie warto prosić, bo znajdą się ,,miłosierni'', ,,doskonali'', ,,wszystkowiedzący'', którzy ocenią i nawet nie pofatygują się, żeby założyć własny wątek na dany temat i w założycielskim nieźle człowiekowi dowalą. Ja bym się tak w każdym razie na miejscu Pawła czuła, choć może On, jako facet odbiera pewne rzeczy inaczej.
A patrząc z innej strony. Jak rodzice albo malzonek cos skopie i np. grozi więzienie to tez jesteście z konsekwencjami czy jednak ratujecie? Bo ja sie z jednej strony zgadzam z tym nie wyręczaniem ale czasem są dla mnie kluczowe sprawy, gdzie szczególnie jak ktoś przyjdzie po pomoc to bym pomogła. I niestety w tym wypadku od którego zaczął sie watek rodzic więcej może niż pełnoletni nawet uczen.
To, że się powtarza, czy wylatuje to tylko przykładowe scenariusze i naprawdę dużo zależy od egzemplarza, są ludzie, co na złość babci odmrożą sobie uszy lub gorzej i z takim umowa, jak u Uli, by nie przeszła. Jedni szukają sposobu na poprawę (czegokolwiek) po pierwszym upadku, inni po 10, jeszcze inni będą się upierać, że to wszystko wina siły ciążenia. Każdy przypadek należy potraktować indywidualnie, choć z pamięcią o tym że "jak sie nie psewrócis, to sie nie naucys", a wyjątki i tak będą.
Ależ ta dyskusja nie jest o Pawle i jego synu! W każdym razie, od momentu, gdy głos zabrała @Malgorzata, dyskusja przeszła na poziom ogólny, dotyczący pewnego zjawiska. Jeśli Paweł jest człowiekiem rozsądnym i przekonanym o słuszności swojego postępowania, to nie widzę powodu, by miał się czuć tym obrażony. Toż nikt mu tu nie mówi, czy robi dobrze, czy źle i nie poucza, jak ma robić. Po prostu, założony przez niego wątek, gdy już spełnił swoją rolę (tak zrozumiałam z ostatniego wpisu Pawła) został twórczo rozwinięty dalej.
Konsekwencje są zawsze Jak niedopuszczenie do matury to wtedy samokształcenie żeby zdać za rok , trzeba w tym czasie coś zarobić, douczać sie na bieżąco, być może w międzyczasie zmienić zainteresowania w ciągu roku , albo znaleźć jakieś inne zajęcie które wciągnie Nie rozumiem co to znaczy bierne konsekwencje skoro otwierają się inne możliwości . No chyba , że jest przymus mania matury oraz iscia na studia czyli tzw presja społeczna/ rodzinna . Nadal nie widzę sytuacji drastycznej ani biernych konsekwencji.
Dlatego napisałem "samo ponoszenie".
Dla mnie obie strony sporu proponują rozwiązania, które mogą się okazać słuszne w konkretnej sytuacji. Ja akurat preferuję postawy miękkie i zaangażowane/wspierające. No i z wiekiem mi chyba mija bycie zasadniczym na rzecz pragmatyzmu. "Whatever works". Czyli w tej konkretnej sytuacji - skoro prosi o pomoc, to pomagam. Skoro się nie udaje, to wspieram w znalezieniu rozwiązań, pewnie takich, jak napisałaś powyżej.
No. Możesz zabłysnąć bardziej merytorycznie. Wolność rządzi. W ot pojechało, jak zwykle, ale myśle, że dyskusja ciekawa, a każdy może zważyć w sobie i pomyśleć co tam mu najskładniej.
To się zrobił ten rodzaj dyskusji, co np. o karmieniu piersią. Strach napisać, że najkorzystniejsze dla dziecka jest karmić wyłącznie piersią przez min, pół roku i kontynuować później rozszerzając dietę, a kto w obliczu braku przeciwwskazań do kp wybiera mieszankę, ten działa na szkodę swojego dziecka. Zaraz się podnosi wielkie larum tych mam, które z różnych przyczyn (często bardzo uzasadnionych) podawały mieszankę, że ktoś im ubliża. I się nam robi oczekiwanie, jak najgorzej pojętej, poprawności politycznej. Nie wolno powiedzieć czegoś - nie ważne, że to uzasadnione i prawdziwe, co mogłoby sprawić drugiemu przykrość. Tylko do czego to prowadzi?
Przykro jest istotną częścią życia, b. istotną. żeby robić przykro dla samej przykrości, przykro bez powodu, albo z wyobrażonego powodu, to złe i głupie, ale w celu naprawczym to ważne, ot choćby pokuta.
Komentarz
"jestem zdania, że sytuacje są bardzo różne i czasem to jest uzasadnione, że by dziecku, nawet całkiem dorosłemu, pomóc w taki, czy inny sposób. Bardziej chodzi mi o podejście ogólne"
więc myślę, że nie chodziło jej o sytuację takie jak w przypadku Twojej córki
a czym innym jest załatwianie zaliczenia roku/semestru jeśli samemu sie mowi o tej sytuacji , ze dziecko samo sobie "dopieprzylo"?
moim zdaniem to dwie rożne sprawy!
moje dziecko wie, ze moze na mnie liczyć kiedy wraca skads późno -chocby z wycieczki szkolnej (bo bywa ze wracają w środku nocy), z półmetku czy chocby dyskoteki
wie, ze moze na mnie liczyć ze odbiorę mu zamówione książki z księgarni
czy kupie mu cos kiedy ja mam pi drodze do tego sklepu a on nie
Ale wie tez, ze jeśli sam cis zawali to sam musi ponieść konsekwencje
jak oleje naukę i bedzie miał gorsza ocenę a chce miec lepsza to sam musi pójść do nauczyciela i sam musi uprosić o danie szansy na poprawę.
jak zawali i nie wstanie na czas to sam uczciwie musi sie z tego usprawiedliwić ja tylko potem dopełniamy formalność z podpisem bo nie jest pełnoletni jeszcze i takie sa wymogi
czym innym jest niemożność zrobienia czegoś i poprosić o pomoc a czym innym jest zawalić samemu i nie potrafić tego naprawić
bo zawalenie szkoły/nauki to jest wina tylko i wyłącznie ucznia, i jedli z jakichś powodów sam "dopieprzył" to powinien sam zmierzyć sie z tym problemem.
dziecko mieszkające z rodzicami chocby i pełnoletnie ale wciąż uczące sie to prócz obowiązków domowych ma tulko naukę.
nie musi chodzić do pracy i zarabiać na własne utrzymanie -mam tu na mysli czas w trakcie toku szkolnego (bo praca wakacyjna to juz co innego)
ma do nauki na tyle komfortowe warunki, ze naprawde musi sie postarać zawalić w szkole
znając sytuacje dzieciaków swoich znajomych, dzieciaków w rodzinie, swojego dziecka czy chocby z lektury orga
mizba stwierdzić ze niejednokrotnie rodzic bedzie sie dwoił i troił zeby wspomóc dziecko kiedy temu idzie z czymś gorzej w szkole, stad kursy, korepetycje czy osobista pomoc dziecku z materiałem
szkoła tez odpowiednio wcześniej informuje o tym ze ocena nsst grozi na koniec semestru czy koniec roku, po to wlasnie zeby dać czas i szanse na poprawę tej oceny.
mozna ten czas wykorzystać na powyższe a mozna olać
i tyle
tu było wyraźnie napisane ze ów uczeń sam sobie dowalił
ale Ciebie to ocenia, a Ty za to możesz pisać o innych, że "wszystkie mundre".
Aha, zieeeeeeeeeew.
Pomoc dla mnie jest zrozumiała. Na 5 roku studiów pracowałam w szkole, a napisaną i wydrukowaną pracę magisterską miałam oddać równo o 10. Sama nie mogłam, bo zwolnić się nie dało ze szkoły. Wtedy prosilam o pomoc moją mamę. I sama pomagam bliskim jak trzeba. Ale też nauczyłam się, by inni ponosili odpowiedzialność za siebie, w zwykły, zdrowy sposób.
Naprawdę każdy scenariusz tych rozmów i argumentów znalazł się i w tym wątku.
Ale nie lubię wrzucania wszystkich takich młodych ludzi do jednego wora - że leń, rodzice nie umieją wychować, itp i itd . Bo jednak każda sytuacja naprawdę jest inna, jakkolwiek banalnie by to nie brzmiało.
I też nie lubię, jak ktoś zakłada wątek, gdzie prosi o pomoc, a w sumie to dowiaduje się, jak nieudolnym, niekonsekwentnym i beznadziejnym jest rodzicem. Nie mówiąc o tym, że jego dziecko to leń, niedojrzały typ, który pewnie jest wyręczany, bo nie potrafi być samodzielny.
Nieczęsto piszę na tym forum, ale po tym wątku wiem na pewno, że o pomoc i radę w sytuacji budzącej emocje raczej nie warto prosić, bo znajdą się ,,miłosierni'', ,,doskonali'', ,,wszystkowiedzący'', którzy ocenią i nawet nie pofatygują się, żeby założyć własny wątek na dany temat i w założycielskim nieźle człowiekowi dowalą. Ja bym się tak w każdym razie na miejscu Pawła czuła, choć może On, jako facet odbiera pewne rzeczy inaczej.
Każdy przypadek należy potraktować indywidualnie, choć z pamięcią o tym że "jak sie nie psewrócis, to sie nie naucys", a wyjątki i tak będą.
O brzytwę. (Brzytew?) Paweł uznał, że jest potrzebna. Pewnie wie najlepiej, czy jest, czy nie i jak bardzo.
Dla mnie obie strony sporu proponują rozwiązania, które mogą się okazać słuszne w konkretnej sytuacji. Ja akurat preferuję postawy miękkie i zaangażowane/wspierające. No i z wiekiem mi chyba mija bycie zasadniczym na rzecz pragmatyzmu. "Whatever works". Czyli w tej konkretnej sytuacji - skoro prosi o pomoc, to pomagam. Skoro się nie udaje, to wspieram w znalezieniu rozwiązań, pewnie takich, jak napisałaś powyżej.
Możesz zabłysnąć bardziej merytorycznie. Wolność rządzi.
W ot pojechało, jak zwykle, ale myśle, że dyskusja ciekawa, a każdy może zważyć w sobie i pomyśleć co tam mu najskładniej.
nie podniecaj się za bardzo, bo masz do czynienia z młodocianym ojcem-teoretykiem. Nie przystoi.
żeby robić przykro dla samej przykrości, przykro bez powodu, albo z wyobrażonego powodu, to złe i głupie, ale w celu naprawczym to ważne, ot choćby pokuta.