Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Otwartość na życie

1303133353638

Komentarz

  • Aga powiedział(a):
    To pomyśl, a jak nic nie wymyślisz, a będzie Cię dalej nurtowało, to zapytasz. Powiedzmy, tak po weekendzie ;)
    To Ty też nie wiesz?
  • @ewaklara - mylisz tabelki i tabletki chyba...
  • Wanda, myślę, ze ilość roboty ciężko określić z góry, nie wiadomo, jakie dziecko, z jakimi potrzebami się urodzi jako kolejne. Ilość zajęć może wzrosnąc o 5%, moze o 500%. I jedno dziecko też może wymagać więcej troski niż piątka w innej rodzinie. Dość typowo też matka przy kolejnym dziecku już rezygnuje z pracy zawodowej, więc może w 100% poświęcić się obowiązkom domowym - to też zmienia proporcje. Ale skądś biorą się wpisy, że ta czy tamta, to by nawet poszła do pracy czy na studia, ale nie ogarnie - czyli jednak ma tej pracy domowej po kokardkę. I naprawdę nie uważam, że należy się tego wstydzić, tylko dlatego, że poważanie społeczne dla pracy w domu jest kiepskie. 
  • @Aga jak już pisałam niejedna osoba mnie tu oceniła jako patologię, nie wprost.Powiem Ci tak: nie da się tak wychowywać pięciorga dzieci jak trojga. Do czwartego dziecka świetnie się wszystko ogarnia, organizuje itp. Piąte moim zdaniem zmienia perspektywę. Nie wiem czy jestem w mniejszości. Kiedy rozmawiam  rodzicami z dzieci w liczbie przekraczającej pięć to własnie zawsze słyszę, że dzieci w takiej rodzinie muszą być bardziej samodzielne. U nas też przejście do gimnazjum oznacza przypisanie do sekcji. Tylko że można przeskoczyć co pół roku z sekcji niższej do wyższej jeśli się faktycznie jest zdolnym. Również można spaść na niższy poziom. Osobiście nie pilnuję nauki dzieci. Zwalam odpowiedzialność na nie i na nauczycieli. Tylko przypominam że maja odrobić zadanie. Najstarsza dostała sie własnie niedawno do najlepszego Collegu w mieście a może i w Kantonie. Na pianinie mają ćwiczyć same. Nie zawsze się wywiązują ale to one świecą oczami że nie ćwiczyły bo ja im przypominam. Gdyby to miało wyglądać tak że zmuszam do grania to darowałabym sobie i dzieciom muzyczną. A chcą chodzić, bo lubią się pokazać. Mam czworo dzieci w miejscowej szkole. Wszystkie są najlepsze jub jedne z najlepszych w klasie. Są lubiane, mają dużo kolegów i koleżanek, nauczycielki je chwalą. Tak, zauważam taką tendencję że obecnie z dziećmi się wychodzi, czeka się na nie pod drzwiami na ich zajęciach, wozi się je, zapisuje się je na niezliczoną ilość dodatkowych aktywności. Moje chodzą tam gdzie chcą. Karolina na teatr, skrzypce, strzelanie i prawo jazdy na skuter, Klara na pianino i na gimnastykę, Zofia na pianino i na łyżwy, Teresa na zajęcia plastyczne. Całą resztę czasu spędzają na podwórku z dziećmi, na rowerach, rolkach tudzież innych aktywnościach.
  • Katarzyna powiedział(a):
    @ewaklara - mylisz tabelki i tabletki chyba...
    Dziękuje Katarzyna, to wiele wyjaśnia:)
    zaczynam nerwowo reagować na ten wątek. No i niedospana jestem.

    Oczekiwalabym, że mnie tu poklepią po ramieniu i pocieszą.
    A to dzielenie włosa na czworo i ośmioro i dwoje mnie frustruje:)
    Podziękowali 1apolonia
  • @Wanda , pewnie dojrzewamy, to i optyka nam się zmienia.
    Zresztą chyba normalne, że o ile z perspektywy trójki wyobrażam sobie czwórkę, to uciekłabym daleko, jakbym miała nagle mieć dziesiątkę. Niejaka Rosa Pilch pewnie uznałaby dziesiątkę za pusty dom ;)


    Podziękowali 1Agnieszka82
  • Nie no oczywiscie, ze jest wiecej pracy z kazdym kolejnym dzieckiem 
    nie tylko tej fizycznej, organizacyjnej ale rowniez wiecej pracy nad soba 
    Dlatego wielodzietnosc nie jest dla kazdego tylko dla najbardziej wytrwalych i walecznych 
    Podziękowali 2Rejczel mamababcia
  • Odrobinka powiedział(a):
    @Aga jak już pisałam niejedna osoba mnie tu oceniła jako patologię, nie wprost.Powiem Ci tak: nie da się tak wychowywać pięciorga dzieci jak trojga. Do czwartego dziecka świetnie się wszystko ogarnia, organizuje itp. Piąte moim zdaniem zmienia perspektywę. Nie wiem czy jestem w mniejszości. Kiedy rozmawiam  rodzicami z dzieci w liczbie przekraczającej pięć to własnie zawsze słyszę, że dzieci w takiej rodzinie muszą być bardziej samodzielne. U nas też przejście do gimnazjum oznacza przypisanie do sekcji. Tylko że można przeskoczyć co pół roku z sekcji niższej do wyższej jeśli się faktycznie jest zdolnym. Również można spaść na niższy poziom. Osobiście nie pilnuję nauki dzieci. Zwalam odpowiedzialność na nie i na nauczycieli. Tylko przypominam że maja odrobić zadanie. Najstarsza dostała sie własnie niedawno do najlepszego Collegu w mieście a może i w Kantonie. Na pianinie mają ćwiczyć same. Nie zawsze się wywiązują ale to one świecą oczami że nie ćwiczyły bo ja im przypominam. Gdyby to miało wyglądać tak że zmuszam do grania to darowałabym sobie i dzieciom muzyczną. A chcą chodzić, bo lubią się pokazać. Mam czworo dzieci w miejscowej szkole. Wszystkie są najlepsze jub jedne z najlepszych w klasie. Są lubiane, mają dużo kolegów i koleżanek, nauczycielki je chwalą. Tak, zauważam taką tendencję że obecnie z dziećmi się wychodzi, czeka się na nie pod drzwiami na ich zajęciach, wozi się je, zapisuje się je na niezliczoną ilość dodatkowych aktywności. Moje chodzą tam gdzie chcą. Karolina na teatr, skrzypce, strzelanie i prawo jazdy na skuter, Klara na pianino i na gimnastykę, Zofia na pianino i na łyżwy, Teresa na zajęcia plastyczne. Całą resztę czasu spędzają na podwórku z dziećmi, na rowerach, rolkach tudzież innych aktywnościach.
    No życie jak w Madrycie.... zazdroszczę!
    Mądre pracowite i jeszcze same chodzą na zajęcia i do tego na obczyźnie a szczesliwe
    Nie wiem jak to się wam udało ale mój szacun!
    Podziękowali 2PonuraKura beatak
  • Moja Karolina w od klasy trzeciej sama jeździła na lekcje do SM w Krakowie a w pierwszej klasie sama chodziła do SM w Krynicy bo mieliśmy blisko. Myślę że wymagania można dogadać. Karolina jeździła też sama od klasy trzeciej czy czwartej na chór do Opery Krakowskiej.
  • @aga---p nie wiem jak to się udało. Po prostu mam zdolne dzieci co chyba nie jest.moją zasługą. Z pracowitoscia jest różnie czasem trzeba pogonić ale głównie pyszczydłem. 
    Podziękowali 1aga---p
  • Anawim powiedział(a):
    Paprotka powiedział(a):
    Moze troche doleje oliwy do ognia, ale nie pisze tego prowokujaco tylko nasunelo mi sie na mysl po przeczytaniu postow Anawima, ze czlowiek kieruje sie w zyciu swoim poczuciem zadowolenia. Wychodzi na to ze gdy odrzec otwarcie na zycie z wznioslych slow, pozostaje wygodnictwo. Bo to wygodne zrzucic z siebie odpowiedzialnosc za poczecie kolejnego dziecka. Katolik gdy chce odlozyc w czasie poczecie nie ma duzego wyboru, wszelka antykoncepcja zakazana, pozostaje wstrzemiezliwosc albo npr ktory nie sprzyja spontanowi i jak mi sie wydaje dla wielu ludzi jest frustrujacy i niekomfortowy. Opcja uprawiania seksu kiedy sie zechce niezaleznie od dnia cyklu i "ryzyka" ciąży jest oczywiscie bardziej kuszaca i na pewno daje wiecej zadowolenia niz trzymanie sie nprowego grafiku. A w trudnej sytuacji bytowej kobieta stosujaca npr gdy jednak zajdzie w ciaze pewnie sie podlamie i bedzie obwiniac ze widocznie niestarannie stosowala metode. Za to kobieta ktora zyje w full otwartosci nie przyjmie na siebie i męża odpowiedzialnosci bo to Bog tak chcial i nawet jesli bedzie w bardzo trudnej sytuacji to sobie wytlumaczy ze Bog ma dla niej plan i lepiej wie co dobre. 

    @Paprotka ;
    Czy to naprawde jest takie trudne do zrozumienia? To, że człowiek kieruje się ku temu, o czym sądzi, że da mu największe zadowolenie, jest po prostu FAKTEM, a nie postulatem.

    Jeśli komuś jest lepiej bez tabelek, no to po co ma je stosować? Jeśli komuś jest lepiej z tabelkami, to po co ma z nich rezygnować?

    Anawim, no tak, ale zauwaz ze otwartosc nie jest przedstawiona jako prostszy wybor kierowany zadowoleniem, tylko cos jakby wyzszy level wiary i ufnosci:)

    Mnie to ze otwartosc jest podyktowana wygoda skojarzylo sie po porownaniu  postawa nprowca. Osoba ktora decyduje sie na stosowanie npru moim zdaniem widzi wieksza odpowiedzialnosc i swoj udzial w powolywaniu na swiat kolejnego dziecka, dlatego w tym celu decyduje sie nawet na ograniczenie zycia seksualnego i zmniejszenie jego komfortu. Chodzi o intencje. Zwykle dorosle postepowanie, znam mozliwe skutki wiec probuje cos zrobic by ich uniknac bo np. maz stracil prace, konczy sie nam umowa na wynajem mieszkania a na utrzymaniu mamy juz kilkoro dzieci*. Oczywiscie w wypadku niespodziewanej ciazy w trudne sytuacji zyciowej obie strony przyjma to dziecko, ale ta ktora stosowala npr nie moze przynajmniej sobie powiedziec ze nie probowala odlozyc poczecia w czasie. 
    *Dlatego napisalam, ze otwartosc na zycie w takiej sytuacji wyglada dla mnie jak kierowanie sie wygoda. Seks kiedy sie chce, ewentualne poczecie to juz wola Pana Boga - czlowiek nie musi sie tym przejmowac.
    Aha, zwolennicy otwartosci na zarzuty ze nie dzialaja rozumnie itp czesto odpowiadaja w stylu "co z tego ze nie mamy stalej pracy, prace mozna stracic zawsze", "to nic ze nie mamy teraz na nic pieniedzy, a ty skad wiesz ze za rok dalej je bedziesz mial" itp. Dla mnie to kompletne pomieszanie spraw, jasne ze nie wszystko da sie przewidziec ale czlowiek nie jest tez bezwolna marionetka ktora nie ma wplywu na swoj los. Nawet wierzacy nie uwazaja przeciez ze to Bog steruje ich poczynaniami. I to ze nie przewidzimy jak bedzie wygladalo nasze zycie za rok nie znaczy ze nie mamy mozliwosci go ksztaltowac. 
  • U nas wydają od 14.

    Z drugiej strony, ostatni poniedziałek... Leje, normalne oberwanie chmury, zimno się strasznie zrobiło do tego. Moja drobna córka schodzi z wiolonczelą na plecach (wiolonczela w pokrowcu sprawia wrażenie większej od dziecka), dziecko ledwo widzi przez strugi deszczu, skulone. I mija nas uchodźca, który młodej... podstawia nogę. Dobrze, że ma dziecko refleks, że ją trzymałam za rękę itd., nie runęła. Ale naprawdę bym miała kupę nerwów, gdyby musiała chodzić sama, zwłaszcza zimą po zmroku. Jak jestem w pracy, odwozi ją moja mama lub opiekunka i bardzo się z tego cieszymy. 
  • Nie ma co narażać dzieci bez potrzeby. Moja koleżanka pracuje w policji i bardzo przestrzegała mnie ostatnio przed zbyt szybkim usamodzielnianiem, zwłaszcza dziewczynek (miała na myśli samodzielne dojazdy do dalszych dzielnic, my mieszkamy w wielkim mieście).
    Podziękowali 3Aga kasha Rejczel
  • Komunię miałam i biały tydzień i wyłączona ze świata wirtualnego byłam, a tu 20 stron ...
  • Z malutkimi skrzypcami ponad 30 lat temu też nie było przyjemnie wędrować samemu po zmroku, choć blisko, to okolica "taka se" i ciemna. Ale chciałam, to miałam.
    Podziękowali 1Felicyta
  • edytowano maj 2017
    No dużo zależy od tego gdzie się mieszka. Moje mają 5 minut z buta do szkoły i tyle samo do muzycznej. Plac zabaw i plac rowerowo rolkowy jest 20 m od mojego mieszkania. Karolina w Krakowie jeździła jednym autobusem do muzycznej bez przesiadek. Miała przystanek pod SM i pod domem.
    Podziękowali 2beatak Skatarzyna
  • AgaAga
    edytowano maj 2017
    @beatak , my mieszkamy od pewnego czasu na wsi. Nie mam problemu, żeby dziecko poruszało się za dnia po wsi, zresztą np. do czy ze szkoły idą całą gromadą. Mają umówione miejsca, gdzie się spotykają. Poza tym, jak we wsi jedna szkoła, to wiadomo, że ruch gwiaździsty i im bliżej szkoły, tym więcej dzieci, w końcu nawet jak któreś szło samo, to na drodze prowadzącej do szkoły dołącza do którejś grupki. Jeżeli chodzi o treningi popołudniowe, np. syn umawia się z kolegą mieszkającym "za winklem" i potem odbiera się na zmianę, raz my, raz jego rodzice. Akurat mamy fajnie, że do szkoły moi mogą iść drogą, na której nie ma ruchu zupełnie i dopiero pod samą szkołą przechodzą przez ulicę. 

    Ale reszta, w innej miejscowości czy po zmroku- wożenie, odbieranie obowiązkowo! 

    I jako że pracuję w Monachium, to temat bezpieczeństwa dzieci jest non stop obgadywany. W dużym mieście jest pod tym względem horror! To, co opowiadają dzieciate dziewczyny mieszkające w mieście... wiesz, cieszę się, że mieszkamy w naszej dziurze. Nie ma praktycznie dziecka, które nie spotkałoby się z dziwnymi propozycjami, groźbami itd. To tak w najlepszym przypadku. I rano jadąc na 8 do pracy, widzę, jak rodzice wiozą czy odprowadzają. Z drugiej strony, wiedząc, że sama unikam pewnych miejsc, niektórych stacji, że są ulice, gdzie strach białasowi się zapuścić (nawet znajomi faceci unikają, choćby szli dłużej do pracy, to wolą wysiąść wcześniej i iść na około), to dziękuję bardzo, ale na pewno nie posłałabym tam dziecka samego. 
    Co ciekawe, widać, że matki w chustkach czy pełnym arabskim rynsztunku też BARDZO pilnują... W paskudnych czasach żyjemy, no niestety.
    Podziękowali 3beatak draconessa Rejczel
  • U nas jest tzw pedibus. Czyli taki przystanek dla dzieci z którego chętne mamy odprowadzają dzieci ze szkoły albo z zajęć poszkolnych do przystanku w danej dzielnicy. Na piechotę. Fajny pomysł.
    Podziękowali 1Skatarzyna
  • Fajne.
    Jak się ma takie dobre warunki i dzieci-samograje, łatwo pracować przy dzieciach, kupa nerwów odpada. 
    Podziękowali 1Odrobinka
  • edytowano maj 2017
    Z przeczytania bieżącej strony wnioskuję, że temat dotyczy samodzielnego powrotu ze szkoły :) ja z tych przewrażliwionych :), ostatnio mąż u fryzjera siedział, dosłownie obok okna plac zabaw, na którym nasze dzieci, obok na fotelu policjantka i dialog, powiedziała, że jest dużo przypadków porwań dzieci, że tego się nie nagłaśnia a statystyki są ...

    Podziękowali 1Rejczel
  • Jak ktoś chce spotkać naprawdę przeczulonych ludzi, to zapraszam do Irlandii. Ten naród jest pomylony zupełnie. Dzieci wszędzie z mamą i tatą, najlepiej za rączkę. Masakra. My nie stosujemy się do tutejszych standardów i wychodzimy na ufoludków. Ale też udało się niektórym Irlandczykom otworzyć oczy. :)  
  • Czyli orgowe offtopowanie ciągle w modzie ;) Dawno mnie nie było, ale pewne rzeczy się trzymają ;) Niemniej, na serio, jest to poważny problem. W czasach, kiedy kilkadziesiąt dzieci obwieszało trzepak pod blokiem i "wróć na dobranockę" było normalną formą umówienia się z rodzicami, było jednak pod tym względem łatwiej. 
  • Bo ileż można o tej otwartości ;). Offtopik nie jest zły ;) 
    Tak, to jest strasznie trudne wychowywać dzieci wśród setek nadopiekuńczych rodziców wokół. Jak ja widzę jedenastoletniego syna sąsiadów odprowadzanego do szkoły (szkoła 200m od domu) za rękę przez babcię (babcia niesie tornister, ofkors, taki mamy klimat na tej wyspie), to nie wiem, czy śmiać się czy płakać... Ale to ogólnie wcale nie jest śmieszne, jest tragiczne :(.
  • Ale też wtedy były porwania. Moja koleżanka opowiadała jak ja w dzieciństwie facet porwał i zataszczyl do piwnicy ale wrzeszczała i ktoś przechodził i ja puścił. Traumę przeszła....
  • Były, ale chyba jednak mniej, no i ludzie tak się nie kontaktowali (choćby przez media spoleczniościowe), mniej wiedzieli. A jak informacje zaczęły się bardziej rozprzestrzeniać, to dzieci samopas poznikały z trzepaków. 
    Na wsi cenię, że jednak panuje zdrowy rozsądek, przynajmniej w zarysach. Jedenastolatek z babcią wlekącą za nim tornister spaliłby się ze wstydu. 
    Podziękowali 1draconessa
  • Natalia powiedział(a):
    Jak ktoś chce spotkać naprawdę przeczulonych ludzi, to zapraszam do Irlandii. Ten naród jest pomylony zupełnie. Dzieci wszędzie z mamą i tatą, najlepiej za rączkę. Masakra. My nie stosujemy się do tutejszych standardów i wychodzimy na ufoludków. Ale też udało się niektórym Irlandczykom otworzyć oczy. :)  
    No wiesz,co karaj to obyczaj.W takiej na przykład Szwajcarii zalecane jest by 4 latki same maszerowały do i z przedszkola.
    Podziękowali 1Odrobinka
  • Pewnie wiele zależy od tego jak bezpieczny jest dany kraj.

    Ja będąc w rodzinnej wsi nie dziwię się, że dzieci od I klasy chodzą do szkoły same, ale już w Gdańsku to inna inszość. 
  • Co to znaczy orgowe offtopowanie?
  • edytowano maj 2017
    Paprotka powiedział(a):

    Anawim, no tak, ale zauwaz ze otwartosc nie jest przedstawiona jako prostszy wybor kierowany zadowoleniem, tylko cos jakby wyzszy level wiary i ufnosci:)
    To, że każdy wybór jest kierowany spodziewanym zadowoleniem nijak się ma do spodziewanej prostoty czy trudności. Ludzie bardzo cżęsto decydują się na trudy, bo albo spodziewają się zadowolenia po trudach albo wręcz w trudach czują się zadowoleni; dotyczy tak kariery, jak i chodzenia po górach, budowania domów, płodzenia i wychowywania dzieci.
    Inna sprawa, że mamy fatalny kult "trudności". Nie jest prawdą, że tylko to co trudne jest wartościowe lub wielkość dobra jest proporcjonalna do trudu w jego osiągnięciu. Niekiedy jest, niekiedy nie jest. 
    Wręcz problematyczne jest to ciągłe odraczanie, bo mózgu nie oszukasz. Ludzie pierwotni żyli w perspektywie dziś, próbując zachować swoje życie i przekazać je dalej, a nie zastanawiali się, czy przy spodziewanych zarobkach 700 PLN na osobę idzie posłać najstarsze dziecko do muzycznej za 2 lata, skoro mąż 2 tygodnie temu stracił pracę i zestresowany chodzi, a tu należałoby się jeszcze od seksu powstrzymać, by nie pogarszać sytuacji kolejną ciążą. 

    Dlatego mi się najbardziej podoba to, co napisała Małgorzata. Seks dla samego seksu. Nie wiem, czy podkładam to samo znaczenie pod to sformułowanie, co ona, ale "chwytaj dzień, bo przecież nikt się nie dowie, jaką nam przyszłość zgotują bogowie". Jeśli ktoś wypracował takie myślenie i odczuwanie we współczesnym świecie, to tylko pozazdrościć szczęścia.
    Podziękowali 1beatak
  • Będą bardzo wdzięczna jak ktoś odważny się znajdzie i wyjaśni mi pojęcie: orgowe offtopowanie?
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.