Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Tylko nie mów nikomu

1202123252636

Komentarz

  • Polly powiedział(a):
    No to się powtórzę - przypadek byłego biskupa Kalety. Jako katecheta w liceum poznał nastolatkę, z którą się związał. Odchodził, potem znowu wracał, święcenia biskupie zdążył przyjąc pomiędzy tymi "epizodami". Razem zrobili sobie in vitro w fazie gdy akurat twierdził, że rzuca kapłaństwo. No ale nie rzucił, dzieci zostały zamrożone. Po wejściu nowych przepisów, kobieta nie mogła odebrać zarodków z kliniki bez jego zgody, a on się rozmyślił i już nie chciał być tatą. Pisała do jego zwierzchników, do Franciszka. Sprawą zajęto się dopiero, gdy opisał ją Isakowicz-Zaleski i inne media; papież przeniósł go do stanu świeckiego. Dziewczyna 20 lat życia straciła w toksycznym związku. Była młodziutka, ale prawie pełnoletnia. Jednak to go nie oczyszcza w żaden sposób, miał być nauczycielem i przewodnikiem duchowym a nie kochankiem.
    Żeby było jasne skoro już nazwiskami rzucamy - chodzi o byłego biskupa Karagandy w Kazchstanie. Żeby nie było niedomówień, bo to nie jedyny bp Kaleta.
    Podziękowali 4E.milia Polly jan_u Odrobinka
  • @Bambidu, tak, Janusz Kaleta. Nie wiedziałam, że nie jest jedyny o tym nazwisku - dziękuję za dopowiedzenie.
  • edytowano maja 2019
    Wiem,ze źródlo takie se ale akurat pierwcza część artykulu to dokladny zapis jednej z rozmow. 
    Byc moze @Aniela nieco Ci rozjasni,czemuż to ofiary nie zgłaszały na policję ( pomijam już fakt,że  dziecko raczej samo nie pojdzie na komisariat). Wierzące i praktykujące dodam

    https://www.fakt.pl/wydarzenia/polityka/te-slowa-to-najwiekszy-skandal-w-calym-filmie-sekielskiego/wc2c24x
  • Chyba będzie efekt wybuchu granatu w szambie. Znalazł się prostytuujący się chłopak, który oskarża Kubę Wojewódzkiego o to, że wybiera sobie jak najmłodszych chłopców z "pigalaka". A Kaczyński kolejny raz powtórzył, że Nobel nie ochroni przed karą za pedofilię. Ilu mamy żyjących noblistów?
    Podziękowali 1Rogalikowa
  • Urzekła mnie twoja historia, czyli paint it black

     

          Basia urodziła się w Gdańsku w latach 50 i tam też dorastała. Jej mama była sekretarką, a tato pracował w stoczni. Dzieciństwo Basi nie było łatwe: tato był alkoholikiem i całymi tygodniami pozostawał poza domem, w tym czasie mama Basi w sposób najbardziej okrutny, zarówno fizycznie jak i psychicznie znęcała się swoją córką. Wspomina dziś Basia:

          „Odkąd pamiętam, biła mnie za wszystko, co zrobiłam i czego nie zrobiłam. Naczynia nie były pomyte na czas, siostra i brat nie odrobili lekcji… Zawsze ja byłam winna. Jestem najstarsza z trójki z rodzeństwa. Mama nigdy mi nie wierzyła, nawet wtedy gdy jako ośmiolatka nie nastawiłam ziemniaków o właściwej godzinie, bo zaprowadziłam płaczącego brata do lekarza.

          Miała licznych adoratorów, była bardzo atrakcyjna. I zimna. Świetnie ubrana, zawsze w czółenkach, eleganckich kostiumach. Lubiła się pokazać.

    Jednocześnie kazała mi kłaść się na tapczanie i biła pasem, dopóki się nie zsikałam. A jak się zsikałam, to dostawałam za to, że to zrobiłam”.

          W tej sytuacja Basia jako dziecko większość czasu spędzała na podwórku. I tu znów oddajmy głos Basi:

          „Podwórko, choć znajdowało się niedaleko przepięknej gdańskiej starówki, nie było miejscem dziecięcej sielanki. W pobliżu naszego bloku stał kościół, a obok niego salka katechetyczna. Ja na religię nie chodziłam, po prostu rodzice mnie nie zapisali. Była druga połowa lat 60., miałam trochę ponad 10 lat, kiedy na naszym podwórku zaczął się często pojawiać trzydziestoparoletni ksiądz, który rozpoczął pracę w parafii nieopodal. Gdyby ktoś go obserwował z zewnątrz, to pewnie by się dziwił, bo gdy wchodził na podwórko, wszystkie dzieci – dziewczynki i chłopcy – rozbiegały się po kątach, uciekały.

          Interesowały go dzieci od ośmiu do kilkunastu lat. Jak miał kogoś upodobanego, to zaciągał go na strych albo do piwnicy, a nawet szukał go po piwnicach (a były rozległe, poniemieckie), gdy ten przed nim uciekł. Niekiedy we dwoje czy troje chowaliśmy się przed nim w kotłowni za stosami węgla. Nie rozmawialiśmy wtedy o tym, dlaczego tak się dzieje. Byliśmy dziećmi, jeszcze tylu rzeczy nie rozumieliśmy”.

          Ksiądz Henryk, bo tak mu było na imię, szczególnie upodobał sobie Basię i od pierwszego razu jak ją zgwałcił, ona już nigdy nie zaznała spokoju. Próbowała się przed nim ukrywać. Kiedy tylko pojawiał się na podwórku, ona albo uciekała do domu, albo próbowała się schować w jakichś zaułkach, ale on ją zawsze potrafił dopaść. Kręcił się po okolicy tak długo aż wreszcie ją znalazł i wtedy albo ją gwałcił, albo przynajmniej doprowadzał do wytrysku, brudząc jej sukienkę.

          Czemu ani Basia, ani jej koleżanki, z których niektóre zaszły z księdzem w ciążę, nie powiedziały rodzicom o tym, co się dzieje? Otóż Basia wyjaśnia tę kwestię jednoznacznie: PRL to były czasy, kiedy rodzice nie ufali swoim dzieciom, a każde słowo skierowane przeciwko księżom było traktowane z całą surowością.

          Mimo tak ciężkiego dzieciństwa, Basia ukończyła podstawówkę ze średnią 4,95, w związku z czym mogła wybrać sobie najlepsze liceum w mieście. Tam też należała do wyróżniających się uczniów, ponieważ jednak miała pewne problemy z chemią, rodzice zapisali ją na korepetycje i tam poznała Wojtka, w którym się z wzajemnością zakochała. Ponieważ mama Basi nie wyraziła zgody na ich związek, Basia postanowiła zajść z Wojtkiem w ciążę. I znów oddajmy głos Basi:

          „Reakcja mamy mnie zaskoczyła. Stwierdziła, że zawsze była za tym, żebym wyszła za Wojtka. Zapytała, który to miesiąc i czy byłam już u lekarza. Gdy powiedziałam, że czwarty i że jeszcze nie byłam na badaniach, zaproponowała, że mnie umówi ze swoim lekarzem we Wrzeszczu. Warto, by mnie prowadził do końca ciąży. Zgodziłam się, zdumiona jej serdecznością. Pojechałam z nią na wizytę. Lekarz kazał mi się rozebrać i siąść na fotelu. Nagle jego żona, która była zarazem jego pomocnicą, zaczęła przypinać mi nogi i ręce klamrami do fotela, a moja mama powiedziała do lekarza: ‘No, to wiesz, co masz zrobić. Tylko bez znieczulenia, żeby pamiętała, że matki należy słuchać’. To był szok. Wtedy ten człowiek zaczął na żywo usuwać mi ciążę! Pokazywał fragmenty płodu i powtarzał: ‘Zobacz, matki należy słuchać’”.

          Ale przy tym też stało się coś jeszcze gorszego. Otóż mama Basi poinformowała Wojtka, że Basia usunęła ciążę, bo nie chciała mieć z nim dziecka, a Wojtek jej uwierzył. W pierwszej chwili chciał Basię porzucić, ale udało się jakoś sprawę załagodzić i Basia znów zaszła w ciążę. Jednak i tym razem mama Basi uknuła intrygę i poinformowała Wojtka, że to nie on jest ojcem dziecka. Tym razem Wojtek już nie był w stanie znieść presji i dzieci się rozstały, w wyniku czego Basia tragicznie poroniła.

          W pierwszym momencie  Basia chciała popełnić samobójstwo, na szczęście pewnego dnia w Sopocie poznała o siedem lat starszego Australijczyka, który się w niej zakochał od pierwszego wejrzenia, a ona, jak wspomina, „dla niego i dzięki niemu” pod koniec lat 70. Wyjechała do Melbourne, gdzie urodziła się ich córka Amanda.


  • Szczęście niestety nie trwało długo. Okazało się, że ojciec Amandy Basię zdradza i para się rozstała. Minęło parę samotnych lat, kiedy Basia poznała w pracy pewnego Greka, mężczyznę dobrego i troskliwego, z którym Basia zaszła w ciążę i urodziła mu córkę Eleonorę. Niestety i on okazał się człowiekiem podłym. Któregoś dnia rzucił sie na Basię i zaczął ją dusić, ta wezwała policję, Grek został aresztowany, a Basia znów została sama. Jednak i tym razem koło fortuny okazało się dla Basi szczęśliwe, bo pojawił się przy niej mężczyzna wręcz doskonały, któremu Basia wreszcie mogła zaufać. No i niestety również tym razemszczęśćie trwało krótką chwilę. Okazało się że jej nowy partner to bezwzględny homoseksualista, działający na szeroką skalę w Internecie. Gdyby ktoś miał jakieś pytania, trzeba nam wiedzieć, że w Australii Internet był już powszechnie stosowany w latach 80.

          Pod koniec lat 80 Basia wraz ze swoimi córkami przyleciała do Polski i zaprowadziła je do parku, w którym kiedy była jeszcze młodą dziewczyną spotykała się z Wojtkiem. I proszę sobie wyobhrazić, że nagle ujrzała, że na ich ulubionej ławce siędzi nie kto inny jak Wojtek. Zaprosił więc Wojtek dawną miłość do swojego mieszkania w Oliwie, gdzie wciąż mieszkał ze swoją mamą. Para wyjaśniła sobie przeszłość i miłość wróciła.

    Znów czas na Basię we własnej osobie:

         „Przełom lat 80. i 90. był niezwykły. Upadała komuna. Scorpionsi śpiewali o ‘dzieciach jutra, które marzą o wietrze zmian…’. W ich ‘Wind of Change’, które powstało już po zwycięstwie Solidarności, pobrzmiewają nasze nadzieje z tamtego czasu. W Gdańsku czuło się ten wiatr zmian. Wydawało się, że wszystko jest możliwe. Zakochaliśmy się wtedy z Wojtkiem w sobie na nowo. Ponieważ miał problemy z alkoholem, postawiłam warunek: jeżeli nie pójdzie na leczenie, to za niego nie wyjdę. Nie zrobiłabym tego, żebym nie wiem jak go kochała. Miałam ojca alkoholika, dlatego nie wyjdę za alkoholika. Wojtek poszedł na odwyk i rzeczywiście przestał pić. Pobraliśmy się w 1993 roku. Zdecydowaliśmy, że polecimy z dziewczynkami do Australii, by mogły tam dokończyć szkołę”.

          I wtedy to Basia zaczęła się interesować sztuką i kulturą aborygeńską. Posłuchajmy, jak to się zaczęło:

    Chciałam zrozumieć, co jest siłą tych niesamowitych malowideł, dlaczego są na nich kółka i kropki, białe szkielety na czarnym tle, dlaczego wszystko jest takie „patyczkowe”, jak ja to mówię. Gdy pytałam o to Aborygenów, twierdzili, że Australia tak wygląda z lotu ptaka. Odpowiadałam: ‘Ale przecież setki lat temu nikt nie latał samolotami. Nie mogliście wiedzieć, że ona tak wygląda z powietrza’. Oni na to, że potrafią wejść w stan oddzielenia od swojej duszy i widzieć wszystko z lotu ptaka. Poza tym inspirują ich zmarli. Porozumiewają się z nimi i przelewają na płótno (a we wcześniejszych wiekach na korę lub na kamienie w jaskiniach) to, co tamci widzą. Sami robią farby z kwiatów, gałęzi i innych darów natury. Zafascynowana ich wizjami zaczęłam malować. Potrafię zrozumieć aborygeńską sztukę, ale nie potrafię tego wypowiedzieć. Wszyscy w tym nurcie malują w podobny sposób: żółw zawsze oznacza miłość, żmija – początek życia, jaszczur – powodzenie w różnych przedsięwzięciach”.

          Po pewnym czasie zainteresowanie przekształciło w pasję i Basia postanowiła zostać artystką. Ponieważ jej obrazy wywołały w środowisku wielkie zainteresowanie, postanowiła wrócić z Wojtkiem i córeczkami do Polski i otworzyć galerię sztuki aborygeńskiej. Gdy wszystko rozwijało się pomyślnie,  nadszedł rok 2000, kiedy to okazało się, że Basia ma bardzo złośliwego czerniaka, który po pewnym czasie zaczął dawać przerzuty i wszystko w tym momencie się skończyło. Córka Basi nie dostała się na studia plastyczne, Wojtek znów zaczął pić, w dodatku po wydaniu ostatniej złotówki z zaoszczędzonych 60 tysięcy złotych, prowadzący leczenie Basi profesor poinformował, ją że skoro „życie nie jest dla niej warte dopłaty”, będą musieli się pożegnać i Basia zmuszona została do przerwania leczenia. Wracała z rozmowy z profesorem płacząc i w tym momencie ktoś ją klepnął w ramię, i usłyszała słowa „Hi, Barbara”. Odwróciła się i zobaczyła swojego serdecznego kolegę, wykładowcę na Uniwersytecie Gdańskim, któremu kiedyś wyświadczyła tę przysługę, że przygotowała jego studentów do egzaminów językowych. Poskarżyła się więc Basia swojemu koledze na swoją trudną sytuację, a jego ogarnęło takie współczucie, że nie dość że kupił Basi bilet na samolot to Australii, to jeszcze  załatwił jej tam pracę w szkole dla Aborygenów.

          Ponownie posłuchajmy opowieści Basi:

          „W tym okresie, gdy uczyłam dzieci Aborygenów pod Hedland, przeszłam wtajemniczenie w ten fascynujący świat. Aborygeni przeważnie nie tolerują białych ludzi, bo oni na siłę chcą zmienić ich odwieczne przyzwyczajenia. Stawiają im domy, w których jest światło, gaz, łóżka, a ci wynoszą materace na zewnątrz i śpią pod gołym niebem. Nie chcą zmieniać swojego sposobu życia. Biały człowiek często tego nie rozumie, narzuca im swój styl myślenia. Dlatego Aborygeni są nieufni, ostrożni. Ja bardzo szanowałam ich odrębność. No i byłam sobą, nie udawałam. Szczerze się angażowałam. Może dlatego z czasem zaczęłam być przyjmowana jak członek rodziny. Kiedy malowali patykami, mogłam siedzieć godzinami i patrzeć, jak to robią. Kiedyś dziewięćdziesięcioletni Aborygen zaproponował, że pokaże mi malowidła sprzed 60 000 lat w pobliskiej jaskini. Odpowiedziałam, że nie. Na co on, że w pobliżu jest jedna jaskinia, o której istnieniu nie wiedzą biali ludzie. Bardzo się ucieszyłam. Najpierw musieli mnie jeszcze zaakceptować ich zmarli przodkowie, a kiedy okazało się, że moja aura jest wyrazem ich akceptacji, po odpowiedniej ceremonii mogłam tam pójść. Do jaskini odprowadzało nas wielu członków plemienia. W środku starzec wziął mnie za rękę i zaczął pokazywać malowidła naścienne. Nie potrafię opisać uczucia, które mi towarzyszyło. To było dotykanie sacrum. Po tej wizycie moja więź z mieszkańcami tego rezerwatu była jeszcze mocniejsza”.



  •       Basia nie powiedziała Aborygenom, że choruje, jednak, jak się okazało, mówić tego nie musiała. Oni sami to wiedzieli doskonale. I oto, kiedy już przyszedł czas pożegnania, na lotnisku zebrała się grupa Aborygenów z dzidami i zaczęli wydawać dziwne dźwięki, po czym najstarszy z nich pocałował Basię w policzek i powiedział: „Ten rak odejdzie, zobaczysz. Nasze modlitwy poskutkują”. Oczywiście Basia zapytała go, skąd on to wie, a on jej odpowiedział, że o jej chorobie powiedzieli mu zmarli przodkowie.

          Basia wyjechała do Perth i została przyjęta do szpitala. Pojawiały się kolejne przerzuty i kolejne operacje, a tymczasem za Basią do Australii przyjechał Wojtek. Niestety wciąż pił i wszelkie zarobione pieniądze przepijał, przez co, żeby sprowadzić do siebie pozostawione w Polsce córeczki, Basia zaczęła malować drewniane naczyńka i sprzedawać na rynku. By zająć dobre miejsce, musiała być na targu z naczyńkami o trzeciej rano, a w związku z tym każdego wieczoru musiała wychodzić ze szpitala o 21 i iść pieszo 28 kilometrów. Któregoś wieczoru, zanim wyszła na conocną wędrówkę, lekarka która przepisywała Basi tabletki na uspokojenie, zapytała, czemu ona jest taka smutna. Basia opowiedziała jej swoją historię kończąc informacją, że zostawiła w Polsce swoje córeczki, bardzo za nimi tęskni, chciałaby je sprowadzić do siebie, ale nie ma pieniędzy. Następnego dnia, kiedy wróciła do szpitala, lekarka wręczyła Basi kopertę z biletem na samolot dla jej młodszej córki, mówiąc, że „ona i jej mąż są lekarzami, zarabiają 10 tysięcy dolarów tygodniowo”, więc dla nich taki bilet to żaden wydatek.

           Tymczasem Wojtka, który praktycznie żywił się jedynie alkoholem w każdej możliwej postaci, zaatakował rak trzustki i para się rozstała ponownie, z tym zastrzeżeniem, że Basia do niego wróci, kiedy ten przestanie pić i pójdzie na studia. Jak sobie zażyczyła, tak też się stało. Wojtek rozpoczął studia kryminalistyczne, kończąc je z wyróżnieniem. Niestety krótko potem zmarł z powodu cukrzycy.

           Ostateczny zwrot w życiu Basi nastąpił, kiedy do Australii przybył nieżyjący dziś już ksiądz Jan Kaczkowski i już po chwili stał się wielkim przyjacielem i powiernikiem Basi, sprawiając że Basia w wieku 60 lat po raz pierwszy w życiu przystąpiła do Sakramentu Pokuty oraz przyjęła Komunię Świętą, ale dla którego również i Basia stała się źródłem Nowej Wiary i Drogą Zbawienia. Jak zaświadcza sama Basia, ich niezwykłe relacje uzyskały wymiar wręcz transcendentny, kiedy Basia zamówiła u pewnego aborygeńskiego artysty malarza obraz namalowany wedle jej projektu, który okazał się tak niezwykły, że ludzie, którzy go dotknęli, doznawali uzdrowień, duchowych, ale również i fizycznych. Ale też, wedle osobistego świadectwa Basi, w pewnym momencie wspomniany ksiądz Kaczkowski wypowiedział do niej następujące słowa: „Wierzę w to głęboko, że gdyby Chrystus był kobietą, to miałby twoją twarz”.

            Dziś Basia jest znów w Polsce, czekając aż urzędnicy Episkopatu zechcą się z nią umówić i wysłuchać jej świadectwa o tym, jak to, kiedy była jeszcze małą dziewczynką, była wielokrotnie zgwałcona przez księdza Henryka Jankowskiego.  

            Ktoś spyta mnie teraz, skąd ja to wszystko wiem. Otóż ja to wiem z dwóch źródeł: przede wszystkim z osobistej relacji Basi w piśmie „Więź”, TU. , ale też oczywiście z wywiadu, jakiego w tych dniach Barbara Borowiecka udzieliła telewizji TVN24. Barbara Borowiecka – główny świadek oskarżenia w sprawie pedofilii w Kościele Katolickim.

           Polecam.

    toyah.pl
  • Nie, nie w Kościele katolickim. To jest oskarżenie wobec jednego księdza. Akurat tak się składa, że ten ksiądz nie żyje, więc nie może się bronić. Czemu ta pani czekała do tego momentu z ujawnieniem swojej historii? Każdy może sobie odpowiedzieć.
  • edytowano maja 2019
    Maciek_bs powiedział(a):
    Nie, nie w Kościele katolickim. To jest oskarżenie wobec jednego księdza. Akurat tak się składa, że ten ksiądz nie żyje, więc nie może się bronić. Czemu ta pani czekała do tego momentu z ujawnieniem swojej historii? Każdy może sobie odpowiedzieć.
    co więcej na świadka bierze kolejnego nieżyjącego - ks.Piotra Kaczkowskiego.
    dla mnie to mitomanka, wiarygodność tej kobiety żadna (historia z opisem aborcji na żywca - z pokazywaniem kawałków dziecka- kto uwierzy w coś takiego.
    Podziękowali 2Nika76 Aniela
  • edytowano maja 2019
    M_Monia powiedział(a):
    W jej potworna matka I z taka aborcje jestem w stanie uwierzyc. To byly chore czasy. Jesli jednak ten ksiadz nie zyje nie moze sie obronic.

    to nie jest możliwe. Nikt nie dokonuje aborcji bez znieczulenia z wyjmowaniem dziecka po kawałku. Potem ten wątek z cudownym obrazem i aborygenami... mitomanka. Ktoś ją wyjął z kapelusza ewidentnie.
  • mitomanka
  • Poczekaj, czego dowiemy się o Nobliście. Może to wyjaśni zmowę milczenia.
  • M_Monia powiedział(a):
    Tak.czy inaczej Kosciol powinien blagac o przebaczenie. Z pewnoscia zrobil wiele zla. Zeby bylo przebaczenie potrzebny jest zal i.zadoscuczynienie
    Kościół to też ja. Naprawdę nie gwałcę dzieci.
  • Tylko powtarzam za Kaczyńskim.
    Podziękowali 2Pioszo54 Berenika
  • Moze Kaczyńskiemu sie Nobel z Oscarem pomyrdał  B)
    Podziękowali 1Monika73
  • Ja pierdziu jakie głupoty ta baba wypisuje. I ktoś w to w ogóle wierzy?
    Podziękowali 2Prayboy Aniela
  • Mnie załamuje fakt, że o tym, co było (lub nie było) trzydzieści lat temu wszystko można powiedzieć. Możliwości weryfikacji nieduże.
    Podziękowali 2Rogalikowa Skatarzyna
  • A i przestępstwo już się przedawnilo.
  • edytowano maja 2019
    Monika73 powiedział(a):
    A i przestępstwo już się przedawnilo.
    Za to pewien prominentny polityk partii rządzącej, jeśli wierzyć spekulacjom i odczytywać te nerwowe ruchy i rąbanie siekierą kodeksu karnego-bedzie mogl spac spokojnie,bo nawet jesli tasmy prawdy ujrzą światło dzienne to nikt mu zarzutów nie postawi. 
    Bo powyzej 14 roku zycia no i w celach zarobkowych...takze ten...sprawiedliwość i prawo dla wybrancow  B)
  • Elunia powiedział(a):
    O kim piszesz @kociara? Piszcie nazwiskami bo to goopie takie domysły.
    Marszałek  .
  • Sprawa choc mocno wyciszana, już jakiś czas temu przedostała się do mediów.
    Chodzi o tasmy - nagrania polityków PiSu, był cały cyrk z agentami, bo jedni nagrali, inni potem szukali tych taśm (poszukacie sobie w necie). Początkowo, jeszcze zanim udało się to wyciszyć obowązywała wersja, ze to prominentny polityk, ale teraz pojawia się nazwisko marszałka Kuchcińskiego- @Elunia, pamiętasz-sama brałaś udział w dyskusji-który miał korzystać z usług ukraińskiej, 14letniej prostytutki
    Podziękowali 1Elżunia
  • Czyli tygodnik "Nie" opisał "fakt" polegający na złożeniu do prokuratury zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa. A tym przestępstwem miało być niepodjęcie przez CBA tematu kontaktów Kuchcińskiego z nieletnią prostytutką.

    Zwróćcie uwagę na finezję tej ustawki. Nikt nie może zweryfikować, czy CBA ma rzeczywiście materiały na temat takiego zdarzenia. Nikt nie może zweryfikować, czy miało ono rzeczywiście miejsce, skoro nieletnia Ukrainka nie zgłosiła gwałtu. W zawiadomieniu do prokuratury można napisać dowolną bzdurę, którą prokuratura odrzuci, podobnie jak w tym przypadku. Ale Urbana nie można podać do sądu, bo on tylko to zacytował.
    Podziękowali 1Aniela
  • Ja wiem,ze bardzo wygodnie glosic takie tezy,zawsze mozna poszukac info w innych źródłach...tylko o,jaki pech-w tych niezaleznych nie bedzie

    A ksiadz pedofil z Tylawy nadal robi za katocelebrytę w RM. Zdumiewające
    Podziękowali 1beatak
  • Coś źle napisałem?
    Podziękowali 3Rogalikowa Aniela Monira
  • Nie
    Podziękowali 1Aniela
  • kociara powiedział(a):

    A ksiadz pedofil z Tylawy nadal robi za katocelebrytę w RM. Zdumiewające
    @Aniela na pewno ma na to dobre wytłumaczenie.
  • kociara powiedział(a):
    Wiem,ze źródlo takie se ale akurat pierwcza część artykulu to dokladny zapis jednej z rozmow. 
    Byc moze @Aniela nieco Ci rozjasni,czemuż to ofiary nie zgłaszały na policję ( pomijam już fakt,że  dziecko raczej samo nie pojdzie na komisariat). Wierzące i praktykujące dodam

    https://www.fakt.pl/wydarzenia/polityka/te-slowa-to-najwiekszy-skandal-w-calym-filmie-sekielskiego/wc2c24x
    Ale dlaczego ja mam wierzyć, że takie przysięgi miały miejsce? Na jakiej podstwaie? Bo Siekielski nakręcił film? Ta scena chyba nie jest dokumentalna?
  • Elunia powiedział(a):
    Te pedofilskie historie są tak okropne, że już można każdego podejrzewać. Strach puścić dzieci z rodzina czy znajomymi, bo różnie bywa. Za chwilę dojdziemy do absurdu, straszne to.
    Do absurdu to juz niektórzy doszli w tym wątku.

    Ja czytam teraz książkę "Pedofilią w Kościół" i dowiaduję się, że takie same scenariusze realizowano w stosunku do Kościoła w USA, Australii, Irlandii, Holandii, Niemczech, Austrii, Belgii itd.
    Wszystko jest udokumentowane, można sprawdzić.


Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.