Wg Brawario tak. Wiec dlaczego miałby nie byc w błędzie w innych sprawach? Ot choćby w sprawie tancow damsko meskich, celibatu, zmartwychwstania czy kanonu Biblii...
Wg Brawario tak. Wiec dlaczego miałby nie byc w błędzie w innych sprawach? Ot choćby w sprawie tancow damsko meskich, celibatu, zmartwychwstania czy kanonu Biblii...
Coś się panu pomyliło. To z logiki przeciwników kary śmierci wynika, że Kościół do tej pory był w błędzie. Ja nie jestem przeciwnikiem kary śmierci i uznaje za słuszne tradycyjne nauczanie Kościoła wedle którego dla ukarania szczególnie poważnych grzechów i w pewnych okolicznościach takowa sankcja jest moralnie dozwolona.
Czyli to papież jest w błędzie = w herezji, czyli bramy piekielne jednak Kościół przemogły, bo gdzie papież tam Kościół. Czyli teraz to już Pan Jezus kłamał....
Czyli to papież jest w błędzie = w herezji, czyli bramy piekielne jednak Kościół przemogły, bo gdzie papież tam Kościół. Czyli teraz to już Pan Jezus kłamał....
Przepraszam, ale równie dobrze, albo i w jeszcze większym wymiarze można odwrócić to rozumowanie i powiedzieć, że jeśli Franciszek ma rację twierdząc, iż kara śmierci jest zawsze i wszędzie zła, to bramy piekielne już dawno temu przemogły Kościół, gdy ten przez kilkanaście wieków nauczał, że kara śmierci może być moralnie dobra (zachęcając w ten sposób rządzących do praktykowania czegoś w samej swej istocie wstrętnego Bogu).
Co do zaś obecnej sytuacji, to wypowiedzi Franciszka na temat kary śmierci nie przeczą dogmatowi o (ograniczonej) nieomylności nauczania Kościoła, gdyż owe wypowiedzi nie spełniają warunków owej nieomylności.
A ten zapis nie jest w oficjalnym, zatwierdzonym przez Watykan KKK?
To jest akurat sprawa bardziej złożona, gdyż: 1. Nauczanie Katechizmu nie jest samo w sobie nieomylne. 2. Sama treść katechizmowej poprawki w sprawie kary śmierci nie używa wobec tej kary zwrotów "sama w sobie niedopuszczalna"; "zawsze i wszędzie zła", etc. To jest zaś język, który doktryna katolicka używa na określenie czynów wewnętrznie złych, a więc zawsze niedozwolonych. Z drugiej jednak strony w przypisie do owej poprawki odsyła się do jednej z homilii papieża Franciszka w której odnośnie kary śmierci użył on sformułowania, że jest ona "sama w sobie sprzeczna z Ewangelią". W samej jednak literalnej treści obecnej wersji KKK mamy do czynienia ze stwierdzeniem że "jest ona sprzeczna z Ewangelią". Nie ma jednak tam słówka "sama w sobie". Niestety więc kontekst katechizmowej poprawki sugeruje poparcie dla błędu o rzekomym wewnętrznym złu kary śmierci, jednak nie deklaruje tego w sposób dosłowny.
Tak, przynajmniej na chwilę powracając do głównego tematu wątku ...
Wyobraźmy sobie, że za jakieś 50 lat "powszechnym twierdzeniem świata naukowego" będzie teza o tym, jakoby przynajmniej w niektórych wypadkach niewierność małżeńska była doświadczeniem pozytywnym, wzbogacającym oraz budującym - a co się z tym wiąże przeciwnie absolutne unikanie zdrady małżeńskiej byłoby w związku z tym zachowaniem szkodliwym i destrukcyjnym.
Jak postawę powinien przyjąć prawowierny katolik wobec takiego "naukowego consensusu"? Powiedzieć: "No cóż, Pismo św. co prawda potępia cudzołóstwo, ale w czasach, gdy było ono spisywane, nie mieliśmy jeszcze tak dużej wiedzy z dziedziny psychologii i seksuologii, jak obecnie. Biblijne potępienia niewierności małżeńskiej nie powinny więc być absolutyzowane, ale należy je postrzegać przez pryzmat kultury i mentalności czasów, w których Pismo św. były spisywane"? A może powinno się wówczas powiedzieć coś w stylu: "Bóg oprócz Biblii dał nam też rozum, a skoro naukowcy zgodnie twierdzą, iz cudzołóstwo nie zawsze jest szkodliwe to traktujmy twierdzenia naukowców jako coś w rodzaju nowego Boskiego objawienia, które stoi ponad Pismem świętym"?
Czyż tego rodzaju tłumaczenia, nie wyglądają nam teraz na absurdalne, niedorzeczne i przede wszystkim pozbawione wiary oraz zaufania względem Boga? Czyż słusznie, nie widzimy w nich rodzaj nieroztropnej absolutyzacji twierdzeń naukowców kosztem zaufania względem absolutnej nieomylności i bezbłędności Słowa Bożego? Czyż ostatecznie rzecz biorąc takie wywody nie byłyby przedkładaniem zaufania względem ludzi nad zaufanie jakie winniśmy okazywać naszemu Stwórcy? Oczywiście, że tak. Tymczasem, pomyślmy teraz, że właśnie takie tłumaczenia są stosowane przez wielu pobożnych i mniej lub bardziej konserwatywnych katolików wobec biblijnego nauczania o słuszności i moralnej dobroci cielesnego karcenia dzieci.
Wiesz co daj już spokój z tym karceniem dzieci , jakąś krucjatę masz czy co , dlaczego tak ci zależy na tym żeby wszyscy bili dzieci? Nie rozumiem czemu nie fiksujesz się na czymkolwiek innym? Jest tyle tematów które mają znacznie wyższy poziom ważności w pogłębianiu wiary i dążeniu do zbawienie, w dzisiejszych czasach mamy tyle poważnych zagrożeń a ty tylko o jednym.
Wiesz co daj już spokój z tym karceniem dzieci , jakąś krucjatę masz czy co , dlaczego tak ci zależy na tym żeby wszyscy bili dzieci? Nie rozumiem czemu nie fiksujesz się na czymkolwiek innym? Jest tyle tematów które mają znacznie wyższy poziom ważności w pogłębianiu wiary i dążeniu do zbawienie, w dzisiejszych czasach mamy tyle poważnych zagrożeń a ty tylko o jednym.
To jest błędna uwaga z Pani strony. Na 330 tekstów jakie do tej pory opublikowałam na swej stronie tylko 2 może 3 z nich były poświęcone tematyce cielesnego karcenia dzieci. Znacznie częściej poruszałem na swym blogu takie tematy jak: tańce damsko-męskie, skromność stroju, obrona nieomylności Pisma świętego, aborcja, postulat prawnej karalności cudzołóstwa oraz sodomii.
Nie zależy mi też na tym "żeby wszyscy bili dzieci". Moją bezpośrednią intencją jest zwalczanie błędnego poglądu o tym,
jakoby karcenie fizyczne dzieci było zawsze i wszędzie szkodliwe. W
warunkach jednak nielegalności owej metody wychowawczej rodzice mają
moralne prawo do rezygnacji z praktycznego jej wdrażania a to choćby
dlatego, aby uniknąć większego zła, jakim byłoby odebranie im praw
rodzicielskich i możliwości sprawowanai opieki nad swymi pociechami.
Albo temat się po prostu dezaktualizuje; patrz wątek o pornografii. Dla współczesnej młodzieży tańce w coraz mniejszym stopniu będą stanowić okazję do grzechu, a w miejsce tego mogą się stać sposobem na kształtowanie prawidłowych reakcji fizjologicznych. Który Ojciec Kościoła by pomyślał?
Serio klaps jest tylko wyzyciem emocjonalnym rodzica? Jeśli kiedykolwiek użyłam takiego czegoś to żeby powstrzymać przed czymś dziecko. Np przed wybiegnieciem na ulicę.
Serio klaps jest tylko wyzyciem emocjonalnym rodzica? Jeśli kiedykolwiek użyłam takiego czegoś to żeby powstrzymać przed czymś dziecko. Np przed wybiegnieciem na ulicę.
Klaps jest wyżyciem emocjonalnym dorosłego LUB okazaniem bezsilności dorosłego wobec dziecka.
Czego to co wyżej napisałaś jest przykrym przykładem.
Ten kto chce znajdzie sposób,ten kto nie chce znajdzie powód...
Serio klaps jest tylko wyzyciem emocjonalnym rodzica? Jeśli kiedykolwiek użyłam takiego czegoś to żeby powstrzymać przed czymś dziecko. Np przed wybiegnieciem na ulicę.
Klaps jest wyżyciem emocjonalnym dorosłego LUB okazaniem bezsilności dorosłego wobec dziecka.
Czego to co wyżej napisałaś jest przykrym przykładem.
Ten kto chce znajdzie sposób,ten kto nie chce znajdzie powód...
prawda, ale nie cała, czyli półprawda, gdyżalbowiem jest jeszcze dziecko, które chyba zawsze w sytuacji nieposłuszeństwa szuka też porządku świata, oparcia, i klaps pozwala szybko i praktycznie bezboleśnie przywrócić równowagę świata. A znowóż ta równowaga świata jest istotnym i niezbędnym elementem jego poczucia bezpieczeństwa. Każden jeden rodzic musi więc rozważyć, czy bardziej mu zależy na własnej wygodzie psychicznej, czy tez bardziej na poczuciu bezpieczeństwa dziecka. Kropka.
Serio klaps jest tylko wyzyciem emocjonalnym rodzica? Jeśli kiedykolwiek użyłam takiego czegoś to żeby powstrzymać przed czymś dziecko. Np przed wybiegnieciem na ulicę.
Klaps jest wyżyciem emocjonalnym dorosłego LUB okazaniem bezsilności dorosłego wobec dziecka.
Czego to co wyżej napisałaś jest przykrym przykładem.
Ten kto chce znajdzie sposób,ten kto nie chce znajdzie powód...
Czasem nie ma czasu na szukanie alternatywnych rozwiązań. Ważniejsze dla mnie jest życie i zdrowie dziecka niż komfort psychiczny mój czy jego w danym momencie.
Ale to klapsem łapiesz przed ulicą? Chyba za frak wtedy trzeba złapać a klaps na ulicę popchnie... Czy jest on wyrazem stresu że dziecko o mało co wpadło pod samochód? Tak jak nie bije się i nie daje się klapsa dorosłemu, tak i nie bije się i nie daje się klapsów dziecku. Oczywiste.
no właśnie , jak wyjaśniłem powyżej, absolutnie nie oczywiste, a jedyne co , z mego doświadczenia, za tym może przemawiać, to wygoda psychiczna rodzica
A jak matka w zaawansowanej ciąży jest na spacerze z rozbrykanym dwulatkiem, który się tak rozochocił, że biega co sił w nogach byle dalej od niej? Może go złapać, ale ten się wyrwie. Przytrzymywanie kopiącego i wierzgającego dziecka, jak się ma drugie w brzuchu jest mało bezpieczne. Danie klapsa często jest w takich okolicznościach skuteczne - taka gwałtowna interwencja natychmiast przestawia rozbrykane dziecko na inne tory.
A większość ludzi daje klapsa po prostu jak się rozzlosci i tyle
to znowu jest półprawda, jest przecież i dziecko, które gra swoją grę. I twierdzę, że ważna a może i dominującą częścią tej gry, jest sprawdzanie stałości reguł
Uciekajacy i nieposluszny dwulatek z miejsca mialby powiedziane: widze, ze nie sluchasz tego o co cie prosze, Kaziu. Odbiegasz stale i jest to niebezpieczne. Prosze bardzo: wsiadasz z powrotem do wozka, zapinamy sie i jedziemy! Bedac w zaawansowanej ciazy nie wybieramy sie z rozbrykanym dwulatkiem na spacery bez wozka czy tam bez szelek Bo to masochizm.
takie postepowanie też działa, tylko zwykle wymaga dużo więcej czasu i prób, czyli, dla obu stron, generuje większe koszty, nie tylko czasowe, ale i emocjonalne
Komentarz
Co do zaś obecnej sytuacji, to wypowiedzi Franciszka na temat kary śmierci nie przeczą dogmatowi o (ograniczonej) nieomylności nauczania Kościoła, gdyż owe wypowiedzi nie spełniają warunków owej nieomylności.
1. Nauczanie Katechizmu nie jest samo w sobie nieomylne.
2. Sama treść katechizmowej poprawki w sprawie kary śmierci nie używa wobec tej kary zwrotów "sama w sobie niedopuszczalna"; "zawsze i wszędzie zła", etc. To jest zaś język, który doktryna katolicka używa na określenie czynów wewnętrznie złych, a więc zawsze niedozwolonych. Z drugiej jednak strony w przypisie do owej poprawki odsyła się do jednej z homilii papieża Franciszka w której odnośnie kary śmierci użył on sformułowania, że jest ona "sama w sobie sprzeczna z Ewangelią". W samej jednak literalnej treści obecnej wersji KKK mamy do czynienia ze stwierdzeniem że "jest ona sprzeczna z Ewangelią". Nie ma jednak tam słówka "sama w sobie". Niestety więc kontekst katechizmowej poprawki sugeruje poparcie dla błędu o rzekomym wewnętrznym złu kary śmierci, jednak nie deklaruje tego w sposób dosłowny.
Tak, przynajmniej na chwilę powracając do głównego tematu wątku ...
Wyobraźmy sobie, że za jakieś 50 lat "powszechnym twierdzeniem świata naukowego" będzie teza o tym, jakoby przynajmniej w niektórych wypadkach niewierność małżeńska była doświadczeniem pozytywnym, wzbogacającym oraz budującym - a co się z tym wiąże przeciwnie absolutne unikanie zdrady małżeńskiej byłoby w związku z tym zachowaniem szkodliwym i destrukcyjnym.
Jak postawę powinien przyjąć prawowierny katolik wobec takiego "naukowego consensusu"? Powiedzieć: "No cóż, Pismo św. co prawda potępia cudzołóstwo, ale w czasach, gdy było ono spisywane, nie mieliśmy jeszcze tak dużej wiedzy z dziedziny psychologii i seksuologii, jak obecnie. Biblijne potępienia niewierności małżeńskiej nie powinny więc być absolutyzowane, ale należy je postrzegać przez pryzmat kultury i mentalności czasów, w których Pismo św. były spisywane"? A może powinno się wówczas powiedzieć coś w stylu: "Bóg oprócz Biblii dał nam też rozum, a skoro naukowcy zgodnie twierdzą, iz cudzołóstwo nie zawsze jest szkodliwe to traktujmy twierdzenia naukowców jako coś w rodzaju nowego Boskiego objawienia, które stoi ponad Pismem świętym"?
Czyż tego rodzaju tłumaczenia, nie wyglądają nam teraz na absurdalne, niedorzeczne i przede wszystkim pozbawione wiary oraz zaufania względem Boga? Czyż słusznie, nie widzimy w nich rodzaj nieroztropnej absolutyzacji twierdzeń naukowców kosztem zaufania względem absolutnej nieomylności i bezbłędności Słowa Bożego? Czyż ostatecznie rzecz biorąc takie wywody nie byłyby przedkładaniem zaufania względem ludzi nad zaufanie jakie winniśmy okazywać naszemu Stwórcy?
Oczywiście, że tak. Tymczasem, pomyślmy teraz, że właśnie takie tłumaczenia są stosowane przez wielu pobożnych i mniej lub bardziej konserwatywnych katolików wobec biblijnego nauczania o słuszności i moralnej dobroci cielesnego karcenia dzieci.
Nie rozumiem czemu nie fiksujesz się na czymkolwiek innym? Jest tyle tematów które mają znacznie wyższy poziom ważności w pogłębianiu wiary i dążeniu do zbawienie, w dzisiejszych czasach mamy tyle poważnych zagrożeń a ty tylko o jednym.
Nie zależy mi też na tym "żeby wszyscy bili dzieci". Moją bezpośrednią intencją jest zwalczanie błędnego poglądu o tym, jakoby karcenie fizyczne dzieci było zawsze i wszędzie szkodliwe. W warunkach jednak nielegalności owej metody wychowawczej rodzice mają moralne prawo do rezygnacji z praktycznego jej wdrażania a to choćby dlatego, aby uniknąć większego zła, jakim byłoby odebranie im praw rodzicielskich i możliwości sprawowanai opieki nad swymi pociechami.
"jak nie będziesz uwazał i zrobisz sobie krzywdę, to dostaniesz wciry"
gdyżalbowiem jest jeszcze dziecko, które chyba zawsze w sytuacji nieposłuszeństwa szuka też porządku świata, oparcia,
i klaps pozwala szybko i praktycznie bezboleśnie przywrócić równowagę świata.
A znowóż ta równowaga świata jest istotnym i niezbędnym elementem jego poczucia bezpieczeństwa.
Każden jeden rodzic musi więc rozważyć, czy bardziej mu zależy na własnej wygodzie psychicznej, czy tez bardziej na poczuciu bezpieczeństwa dziecka.
Kropka.
Tak jak nie bije się i nie daje się klapsa dorosłemu, tak i nie bije się i nie daje się klapsów dziecku. Oczywiste.
Może go złapać, ale ten się wyrwie. Przytrzymywanie kopiącego i wierzgającego dziecka, jak się ma drugie w brzuchu jest mało bezpieczne.
Danie klapsa często jest w takich okolicznościach skuteczne - taka gwałtowna interwencja natychmiast przestawia rozbrykane dziecko na inne tory.
to znowu jest półprawda, jest przecież i dziecko, które gra swoją grę.
I twierdzę, że ważna a może i dominującą częścią tej gry, jest sprawdzanie stałości reguł
Bedac w zaawansowanej ciazy nie wybieramy sie z rozbrykanym dwulatkiem na spacery bez wozka czy tam bez szelek Bo to masochizm.
czyli, dla obu stron, generuje większe koszty, nie tylko czasowe, ale i emocjonalne