@makodorzyk to tak typowo w którym przebiegu zwykle wychodzi? Średnio? Kolega miał w 39 i kobieta nie dała mu zaświadczenia, że negatyw. Chociaż normalnie w laboratoriach jest chyba przyjęte 35?
@makodorzyk, a powiedz proszę jeszcze jedno. Z jednej strony jest wiele głosów, że to nie są testy diagnozujące chorobę, z drugiej zawsze jak mieliśmy badania (np. to od kleszczy, czy inne), to były te igg czy jakoś tak. A teraz one są nie brane pod uwagę. Czujesz dlaczego tak jest? To nie jest pytanie pod tezę, chcę zrozumieć.
@makodorzyk, a powiedz proszę jeszcze jedno. Z jednej strony jest wiele głosów, że to nie są testy diagnozujące chorobę, z drugiej zawsze jak mieliśmy badania (np. to od kleszczy, czy inne), to były te igg czy jakoś tak. A teraz one są nie brane pod uwagę. Czujesz dlaczego tak jest? To nie jest pytanie pod tezę, chcę zrozumieć.
U nas laboratoria poza szpitalnym oferują ileś rodzaju testow w zależności od tego czy są objawy i kiedy by ewentualny kontakt
W ofercie są. Ale generalnie standardem zgody na wjazd, przyjęcie do lekarza jest ten najdroższy. I w punktach wymazu tylko jego robią i tylko na niego można dostać bezpłatne skierowanie.
Jesteśmy przerażeni tym, co widzimy dookoła. Wiele osób nie robi sobie nic z obostrzeń, mimo że jest to prawo, są to prośby, apele, również nasze, medyków - czyli nie polityków, nie osób związanych z jakimś „układem”, jak to jest określane, tylko ludzi, którzy na co dzień ryzykują własnym zdrowiem mimo zaszczepienia – powiedział dr Kubiak.
Zapytany o przypadek pacjenta, który zapadł mu w pamięć, opowiedział o 44-letnim mężczyźnie, który nie traktował poważnie obostrzeń, m.in. niechętnie zakładał maskę ochronną. Wezwał ratowników medycznych ze względu na duszności. Po wykonaniu szybkiego testu okazało się, że jest zakażony koronawirusem.
– Trudno opisać jego reakcję i wyraz twarzy w chwili, gdy powiedzieliśmy mu o tym. To było przerażenie – opowiadał Kubiak. – Wiedział, że na COVID-19 się umiera, ale choroba miała go przecież nie chwycić - był 44-letnim mężczyzną, a przecież „tylko starsze osoby zapadają na COVID-19”. O ile mi wiadomo, zmarł w szpitalu.
dotarło już? czy dalej klapki na oczach?
Znów mamy coraz więcej covidowych wyjazdów na dyżurach, znów zakładamy kombinezony, znów są chwile zastanowienia przed powrotem do domu. Moja córka, zanim przytuli się po moim powrocie, czeka, aż się umyję. To trochę przerażające, ale z drugiej strony – jest lampka z tyłu głowy, że cały czas mamy epidemię, walczymy – powiedział ratownik medyczny ze Szczecina dr Tomasz Kubiak.
Zaznaczył, że ratownicy ze zdziwieniem obserwują osoby, które przez rok widzą pandemię, a jednak zdają się zaprzeczać jej istnieniu. – Na pewno mają dość obostrzeń, są wściekli na to wszystko, co się dookoła dzieje, ale jednak przecież ludzie umierają – wskazał.
– Jesteśmy przerażeni tym, co widzimy dookoła. Wiele osób nie robi sobie nic z obostrzeń, mimo że jest to prawo, są to prośby, apele, również nasze, medyków - czyli nie polityków, nie osób związanych z jakimś „układem”, jak to jest określane, tylko ludzi, którzy na co dzień ryzykują własnym zdrowiem mimo zaszczepienia – powiedział dr Kubiak.
Zapytany o przypadek pacjenta, który zapadł mu w pamięć, opowiedział o 44-letnim mężczyźnie, który nie traktował poważnie obostrzeń, m.in. niechętnie zakładał maskę ochronną. Wezwał ratowników medycznych ze względu na duszności. Po wykonaniu szybkiego testu okazało się, że jest zakażony koronawirusem.
– Trudno opisać jego reakcję i wyraz twarzy w chwili, gdy powiedzieliśmy mu o tym. To było przerażenie – opowiadał Kubiak. – Wiedział, że na COVID-19 się umiera, ale choroba miała go przecież nie chwycić - był 44-letnim mężczyzną, a przecież „tylko starsze osoby zapadają na COVID-19”. O ile mi wiadomo, zmarł w szpitalu.
Dodał, że ratownicy medyczni często są świadkami trudnych sytuacji, gdy okazuje się podczas wizyty w domu pacjenta, że jedna osoba jest zakażona, a rodzina musi przejść na kwarantannę. – Tym ludziom sypie się nagle ich poukładany świat. Nagle te wszystkie restrykcje, obostrzenia stają się jaśniejsze i sensowniejsze – zaznaczył.
Wskazał też, że w pierwszej fali pandemii widać było większą dyscyplinę społeczną. – Nawet podczas zakupów więcej osób używało rękawiczek. Dziś właściwie nikt ich w sklepie nie nosi, są tylko maski. Ale i te zakrywają tylko usta, a nie nos. I to przeraża – mówił ratownik.
Powiedział, że wiele osób okazuje zespołom ratowniczym wdzięczność, ale nadal często „kwestia szacunku jest bardzo kiepska”. – Słyszymy, że na pewno, jeśli ktoś umrze, wpiszemy COVID-19, bo jesteśmy w „mafii covidowej”. Takie sytuacje też się zdarzają – powiedział dr Kubiak. Dodał, że ratownicy są w codziennej pracy bardzo zmęczeni, a kombinezony ochronne nie ułatwiają zadania.
Zaznaczył jednak, że obecnie większy niż na początku pandemii komfort zapewnia m.in. dostępność masek ochronnych. – Nie musimy już, tak jak w pierwszej fali, szukać w internecie, sprowadzać z zagranicy, żeby być bezpiecznym – dodał ratownik.
Podkreślił też, że znacznie rzadziej zdarzają się przypadki okłamywania medyków co do stanu zdrowia pacjenta. W pierwszej fali pandemii zdarzało się ukrywanie objawów zakażenia. – Teraz pacjent często mówi, że jest na kwarantannie, jest to zrozumienie dla naszej pracy – zaznaczył dr Kubiak.
Dodał, że innym problemem jest wzywanie zespołów ratownictwa medycznego w sytuacji, gdy pacjenci mogliby skonsultować się z lekarzem POZ. – Wiele osób wzywa karetkę, przykro to mówić, z wygody. Bo ratownicy zrobią badanie w domu, a do przychodni trzeba iść, trzeba siedzieć – powiedział dr Kubiak. – Staramy się zrozumieć takich pacjentów, ale nie po to zostały stworzone zespoły ratownictwa medycznego.
Przypomniał, że po poradę do lekarza należy udać się, gdy stan pacjenta nie wymaga nagłej pomocy, nie pogarsza się z chwili na chwilę, a objawy przedłużają się, a także wtedy, gdy przyjmowane są na stałe leki. – Służby ratunkowe należy wezwać na pewno w przypadku nagłego stanu, który nie pozwala nam w danej chwili funkcjonować, powoduje zaburzenia oddychania – powiedział dr Tomasz Kubiak.
Dodał, że pacjenci ze stwierdzonym pozytywnym wynikiem zakażenia koronawirusem w przypadku pogorszenia się stanu zdrowia przed wezwaniem służb powinni dwukrotnie wykonać pomiar pulsoksymetrem, aby sprawdzić, czy rzeczywiście poziom wysycenia krwi tlenem (saturacja) spadł poniżej 94 proc. Jak zaznaczył, należy o tym poinformować operatora numeru alarmowego.
Wskazał też, że dla pacjentów z przewlekłymi chorobami lepsza jest konsultacja z lekarzem rodzinnym, który może przepisać inne leki – jeśli ratownicy przewiozą ich na SOR, istnieje większe ryzyko ewentualnego kontaktu z osobami z niezdiagnozowanym jeszcze zakażeniem SARS-CoV-2.
jeszcze a propos armageddonu, to jeśli ktoś liczy na skałę kosmiczną to nie o to chodzi, nawet nie o epidemię. Swiat się kończy (od mniej więcej roku) tak jak w ostatnim wersie Wydrążonych ludzi.
otyłość jest największym czynnikiem ryzyka niestety mój kuzyn oraz szwagier kolegi mieli to samo.
Oby z tego wyszedł, ale faktycznie otyłość jest fatalnym prognostykiem. Kolega 40 lat po prostu pewnego dnia nie był w stanie wyjść z auta, bo krążenie padło. Dlaczego się o tym nie mówi, że na podatność pracujemy całe życie, że najlepszą walka jest ruch, siłownia, dieta... Naopowiadają ludziom, że maseczka i ostrożność wystarczy i to ich ochroni i są skutki
Moja mama otyla w przeciwieństwie do taty i ona bezobjawowo praktycznie w rodzinie też otyli nie przeszli źle, mi się wydaje że to coś bardziej genetycznego albo więcej niż jeden czynnik wplywa
Otyłość stanowi czynnik ryzyka ciężkiego przebiegu COVID-19. Jedną z prawdopodobnych przyczyn jest związany z otyłością przewlekły stan zapalny, który zaburza prawidłową odpowiedź immunologiczną i wpływa także na proces krzepnięcia krwi. Ponadto otyłość wiąże się z upośledzeniem czynnościowym układu oddechowego. Szacuje się, że otyłość dotyczy 42,4% dorosłych obywateli Stanów Zjednoczonych i jest czynnikiem ryzyka innych chorób przewlekłych, w tym cukrzycy typu 2, chorób układu krążenia i niektórych nowotworów. Amerykański Komitet Doradczy ds. Szczepień Ochronnych wskazuje, że otyłość wiąże się z dużym ryzykiem ciężkiego przebiegu COVID-19, dlatego szczepienie tej grupy osób powinno stanowić priorytet. Na podstawie danych z Premier Healthcare Database Special COVID-19 Release (PHD-SR), Centrum Kontroli i Zapobiegania Chorób (ang. Centers for Disease Control and Prevention – CDC) przeanalizowało związek pomiędzy wskaźnikiem masy ciała (BMI) a ryzykiem ciężkiego przebiegu COVID-19 (w tym konieczności hospitalizacji, pobytu na oddziale intensywnej terapii, konieczności inwazyjnej wentylacji mechanicznej oraz wystąpieniem zgonów). Wśród poddanych analizie 148 494 dorosłych pacjentów, u których rozpoznano COVID-19 w okresie od marca do grudnia 2020 r., 28,3% miało nadwagę, a u 50,8% stwierdzono otyłość. Zarówno nadwaga, jak i otyłość były czynnikami ryzyka związanymi z koniecznością inwazyjnej wentylacji mechanicznej, ponadto wykazano, że otyłość zwiększała ryzyko hospitalizacji i zgonu, szczególnie wśród osób dorosłych w wieku <65. roku życia. Badanie wykazało, że zależność pomiędzy BMI a ciężkością COVID-19 miała charakter nieliniowy.
Ryzyko hospitalizacji, przyjęcia na oddział intensywnej terapii i zgonu były najniższe wśród pacjentów z BMI odpowiednio: 24,2 kg/m2, 25,9 kg/m2 i 23,7 kg/m2 i zaobserwowano gwałtowne zwiększenie ryzyka wraz z wyższym BMI. Wyniki tego badania wskazują, że osoby otyłe mają istotnie większe ryzyko ciężkiego przebiegu SARS-CoV-2 i częściej wymagają intensywnego leczenia. Wg autorów badania osoby otyłe powinny być zaliczone do grupy priorytetowej do otrzymania szczepień przeciwko COVID-19. Konieczne jest także przestrzeganie pozostałych zasad związanych z bezpieczeństwem: noszenie masek ochronnych i przestrzeganie dystansu, a także walka z otyłością poprzez promowanie zdrowego odżywiania i aktywności fizycznej.
tu masz odpowiedź dlaczego Szwedzi się nie bali epidemii. Tam po prostu nie ma ludzi otyłych, w przeciwieństwie do Polski, Włoch, USA, Brazylii, Meksyku - akurat tam gdzie najwięcej zgonów
otyłość jest największym czynnikiem ryzyka niestety mój kuzyn oraz szwagier kolegi mieli to samo.
Oby z tego wyszedł, ale faktycznie otyłość jest fatalnym prognostykiem. Kolega 40 lat po prostu pewnego dnia nie był w stanie wyjść z auta, bo krążenie padło. Dlaczego się o tym nie mówi, że na podatność pracujemy całe życie, że najlepszą walka jest ruch, siłownia, dieta... Naopowiadają ludziom, że maseczka i ostrożność wystarczy i to ich ochroni i są skutki
Moja mama otyla w przeciwieństwie do taty i ona bezobjawowo praktycznie w rodzinie też otyli nie przeszli źle, mi się wydaje że to coś bardziej genetycznego albo więcej niż jeden czynnik wplywa
tu masz odpowiedź dlaczego Szwedzi się nie bali epidemii. Tam po prostu nie ma ludzi otyłych, w przeciwieństwie do Polski, Włoch, USA, Brazylii, Meksyku - akurat tam gdzie najwięcej zgonów
Znowu Ci argumenty nie pykły. Polska i Szwecja mają praktycznie ten sam procent ludzi otyłych. We Włoszech mniej niż w Szwecji. Kalka myślowa bez sprawdzenia źródeł.
albo dawaj, nie chce mi się szukać jesteś specjalista od statystyki (patrz pierwsza strona wątku Maski włóż gdzie prorokowałeś śmierć milionów ludzi w ciągu kilku miesiecy)
niech będzie, ale to z 2014 roku, poza tym akurat tam jest właśnie to co mówię - Szwecja ma mniej otyłych niż Polska, czyli potwierdza się. Do tego dołóż czyste powietrze, sposób bycia ( Szwedzi są mało wylewni i mało towarzyscy i mało gościnni) A np. we Włoszech jest zywczaj że wszyscy sie całują na ulicach - dlatego tam tak poszło mocno.
To mit. W Szwecji rzeczywiste zagęszczanie jest znacznie większe niż w Polsce. Po drugie od czterech miesięcy mamy lockdown kompletny w Czechosłowacji i nie widać żadnych istotnych różnic na ich korzyść.
Znaczenie epidemiologiczne raczej, zwłaszcza przy takiej hurtowej ilosci zarażonych i prędkości transmisji.
Czyli sensu już dużego teraz nie ma. Skoro się nie udało zatrzymać i ustalić ognisk przy kilkudziesięciu dziennie to nie da się tym bardziej przy kilkudziesięciu tysiącach dziennie.
Z resztą wszyscy których znam nie podają kontaktów sanepidowi, bo nikt nie widzi już w tym sensu.
Komentarz
https://docer.pl/doc/xxcsx1s
Kolega miał w 39 i kobieta nie dała mu zaświadczenia, że negatyw. Chociaż normalnie w laboratoriach jest chyba przyjęte 35?
Z jednej strony jest wiele głosów, że to nie są testy diagnozujące chorobę, z drugiej zawsze jak mieliśmy badania (np. to od kleszczy, czy inne), to były te igg czy jakoś tak.
A teraz one są nie brane pod uwagę.
Czujesz dlaczego tak jest?
To nie jest pytanie pod tezę, chcę zrozumieć.
Ale generalnie standardem zgody na wjazd, przyjęcie do lekarza jest ten najdroższy. I w punktach wymazu tylko jego robią i tylko na niego można dostać bezpłatne skierowanie.
Jesteśmy przerażeni tym, co widzimy dookoła. Wiele osób nie robi sobie nic z obostrzeń, mimo że jest to prawo, są to prośby, apele, również nasze, medyków - czyli nie polityków, nie osób związanych z jakimś „układem”, jak to jest określane, tylko ludzi, którzy na co dzień ryzykują własnym zdrowiem mimo zaszczepienia – powiedział dr Kubiak.
Zapytany o przypadek pacjenta, który zapadł mu w pamięć, opowiedział o 44-letnim mężczyźnie, który nie traktował poważnie obostrzeń, m.in. niechętnie zakładał maskę ochronną. Wezwał ratowników medycznych ze względu na duszności. Po wykonaniu szybkiego testu okazało się, że jest zakażony koronawirusem.
– Trudno opisać jego reakcję i wyraz twarzy w chwili, gdy powiedzieliśmy mu o tym. To było przerażenie – opowiadał Kubiak. – Wiedział, że na COVID-19 się umiera, ale choroba miała go przecież nie chwycić - był 44-letnim mężczyzną, a przecież „tylko starsze osoby zapadają na COVID-19”. O ile mi wiadomo, zmarł w szpitalu.
dotarło już? czy dalej klapki na oczach?
Znów mamy coraz więcej covidowych wyjazdów na dyżurach, znów zakładamy kombinezony, znów są chwile zastanowienia przed powrotem do domu. Moja córka, zanim przytuli się po moim powrocie, czeka, aż się umyję. To trochę przerażające, ale z drugiej strony – jest lampka z tyłu głowy, że cały czas mamy epidemię, walczymy – powiedział ratownik medyczny ze Szczecina dr Tomasz Kubiak.
Zaznaczył, że ratownicy ze zdziwieniem obserwują osoby, które przez rok widzą pandemię, a jednak zdają się zaprzeczać jej istnieniu. – Na pewno mają dość obostrzeń, są wściekli na to wszystko, co się dookoła dzieje, ale jednak przecież ludzie umierają – wskazał.
– Jesteśmy przerażeni tym, co widzimy dookoła. Wiele osób nie robi sobie nic z obostrzeń, mimo że jest to prawo, są to prośby, apele, również nasze, medyków - czyli nie polityków, nie osób związanych z jakimś „układem”, jak to jest określane, tylko ludzi, którzy na co dzień ryzykują własnym zdrowiem mimo zaszczepienia – powiedział dr Kubiak.
Zapytany o przypadek pacjenta, który zapadł mu w pamięć, opowiedział o 44-letnim mężczyźnie, który nie traktował poważnie obostrzeń, m.in. niechętnie zakładał maskę ochronną. Wezwał ratowników medycznych ze względu na duszności. Po wykonaniu szybkiego testu okazało się, że jest zakażony koronawirusem.
– Trudno opisać jego reakcję i wyraz twarzy w chwili, gdy powiedzieliśmy mu o tym. To było przerażenie – opowiadał Kubiak. – Wiedział, że na COVID-19 się umiera, ale choroba miała go przecież nie chwycić - był 44-letnim mężczyzną, a przecież „tylko starsze osoby zapadają na COVID-19”. O ile mi wiadomo, zmarł w szpitalu.
Dodał, że ratownicy medyczni często są świadkami trudnych sytuacji, gdy okazuje się podczas wizyty w domu pacjenta, że jedna osoba jest zakażona, a rodzina musi przejść na kwarantannę. – Tym ludziom sypie się nagle ich poukładany świat. Nagle te wszystkie restrykcje, obostrzenia stają się jaśniejsze i sensowniejsze – zaznaczył.
Wskazał też, że w pierwszej fali pandemii widać było większą dyscyplinę społeczną. – Nawet podczas zakupów więcej osób używało rękawiczek. Dziś właściwie nikt ich w sklepie nie nosi, są tylko maski. Ale i te zakrywają tylko usta, a nie nos. I to przeraża – mówił ratownik.
Powiedział, że wiele osób okazuje zespołom ratowniczym wdzięczność, ale nadal często „kwestia szacunku jest bardzo kiepska”. – Słyszymy, że na pewno, jeśli ktoś umrze, wpiszemy COVID-19, bo jesteśmy w „mafii covidowej”. Takie sytuacje też się zdarzają – powiedział dr Kubiak. Dodał, że ratownicy są w codziennej pracy bardzo zmęczeni, a kombinezony ochronne nie ułatwiają zadania.
Zaznaczył jednak, że obecnie większy niż na początku pandemii komfort zapewnia m.in. dostępność masek ochronnych. – Nie musimy już, tak jak w pierwszej fali, szukać w internecie, sprowadzać z zagranicy, żeby być bezpiecznym – dodał ratownik.
Podkreślił też, że znacznie rzadziej zdarzają się przypadki okłamywania medyków co do stanu zdrowia pacjenta. W pierwszej fali pandemii zdarzało się ukrywanie objawów zakażenia. – Teraz pacjent często mówi, że jest na kwarantannie, jest to zrozumienie dla naszej pracy – zaznaczył dr Kubiak.
Dodał, że innym problemem jest wzywanie zespołów ratownictwa medycznego w sytuacji, gdy pacjenci mogliby skonsultować się z lekarzem POZ. – Wiele osób wzywa karetkę, przykro to mówić, z wygody. Bo ratownicy zrobią badanie w domu, a do przychodni trzeba iść, trzeba siedzieć – powiedział dr Kubiak. – Staramy się zrozumieć takich pacjentów, ale nie po to zostały stworzone zespoły ratownictwa medycznego.
Przypomniał, że po poradę do lekarza należy udać się, gdy stan pacjenta nie wymaga nagłej pomocy, nie pogarsza się z chwili na chwilę, a objawy przedłużają się, a także wtedy, gdy przyjmowane są na stałe leki. – Służby ratunkowe należy wezwać na pewno w przypadku nagłego stanu, który nie pozwala nam w danej chwili funkcjonować, powoduje zaburzenia oddychania – powiedział dr Tomasz Kubiak.
Dodał, że pacjenci ze stwierdzonym pozytywnym wynikiem zakażenia koronawirusem w przypadku pogorszenia się stanu zdrowia przed wezwaniem służb powinni dwukrotnie wykonać pomiar pulsoksymetrem, aby sprawdzić, czy rzeczywiście poziom wysycenia krwi tlenem (saturacja) spadł poniżej 94 proc. Jak zaznaczył, należy o tym poinformować operatora numeru alarmowego.
Wskazał też, że dla pacjentów z przewlekłymi chorobami lepsza jest konsultacja z lekarzem rodzinnym, który może przepisać inne leki – jeśli ratownicy przewiozą ich na SOR, istnieje większe ryzyko ewentualnego kontaktu z osobami z niezdiagnozowanym jeszcze zakażeniem SARS-CoV-2.
mój kuzyn oraz szwagier kolegi mieli to samo.
Dlaczego się o tym nie mówi, że na podatność pracujemy całe życie, że najlepszą walka jest ruch, siłownia, dieta...
Naopowiadają ludziom, że maseczka i ostrożność wystarczy i to ich ochroni i są skutki
Ryzyko hospitalizacji, przyjęcia na oddział intensywnej terapii i zgonu były najniższe wśród pacjentów z BMI odpowiednio: 24,2 kg/m2, 25,9 kg/m2 i 23,7 kg/m2 i zaobserwowano gwałtowne zwiększenie ryzyka wraz z wyższym BMI. Wyniki tego badania wskazują, że osoby otyłe mają istotnie większe ryzyko ciężkiego przebiegu SARS-CoV-2 i częściej wymagają intensywnego leczenia. Wg autorów badania osoby otyłe powinny być zaliczone do grupy priorytetowej do otrzymania szczepień przeciwko COVID-19. Konieczne jest także przestrzeganie pozostałych zasad związanych z bezpieczeństwem: noszenie masek ochronnych i przestrzeganie dystansu, a także walka z otyłością poprzez promowanie zdrowego odżywiania i aktywności fizycznej.
Polska i Szwecja mają praktycznie ten sam procent ludzi otyłych. We Włoszech mniej niż w Szwecji.
Kalka myślowa bez sprawdzenia źródeł.
_______________
te żródła to gdzie?
Koronawirus a otyłość. Najwięcej zgonów w krajach z wysokim odsetkiem osób z nadwagą (medonet.pl)
Co piąte szwedzkie dziecko ma nadwagę - Nadwaga i otyłość - Medycyna Praktyczna dla lekarzy (mp.pl)
no tak. ale dzieci nie chorują - potrzebne dane z podziałem na grupy wiekowe
https://vm.tiktok.com/ZMeDuuGf8/
Proszę, to chyba bardziej pewne źródło niż Focus
https://www.google.com/url?sa=t&source=web&rct=j&url=https://journals.viamedica.pl/forum_zaburzen_metabolicznych/article/download/38761/27153&ved=2ahUKEwji2uDW88jvAhX6BhAIHbsDDSUQFjAAegQIBBAC&usg=AOvVaw3KhisPLdtQfKQ3DN8jfSTG
A np. we Włoszech jest zywczaj że wszyscy sie całują na ulicach - dlatego tam tak poszło mocno.
Po drugie od czterech miesięcy mamy lockdown kompletny w Czechosłowacji i nie widać żadnych istotnych różnic na ich korzyść.
Czyli sensu już dużego teraz nie ma. Skoro się nie udało zatrzymać i ustalić ognisk przy kilkudziesięciu dziennie to nie da się tym bardziej przy kilkudziesięciu tysiącach dziennie.
Z resztą wszyscy których znam nie podają kontaktów sanepidowi, bo nikt nie widzi już w tym sensu.