Sęk w tym, że postawa mężczyzny, jaką prezentujesz @Pioszo54, jest b. daleka od podejścia kochającej się pary. To postawa roszczeniowa, bezrozumnego zwierzęcia, które musi bo ma swoje potrzeby i obowiązkiem kobiety jest je zadowalać.
Taka roszczeniowość zniechęca nawet te kobiety, które mają b. wielkie libido, mogą 5 razy dziennie miesiąc przed porodem i zaraz po. Taka postawa jest bardzo aseksualna w oczach kobiet i nie ma wiele wspólnego z miłością.
Udany seks wymaga dostrzeżenia potrzeb OBOJGA partnerów, stworzenia odpowiedniej atmosfery - podniecenia, relaksu, gry wstępnej, pieszczot odpowiednich partii ciała, dzięki czemu także kobieta będzie mogła czerpać z niego pełnię przyjemności - a nie tylko kilku ruchów posuwistych
Bardzo często kobiety nie mają ochoty na seks, wcale nie dlatego, że go nie lubią, tylko dlatego, że konkretny mężczyzna traktuje to właśnie tak jak przedstawiłeś Pioszo54 - czyli roszczeniowo i byle jak, więc wcale im się to nie kojarzy z przyjemnością.
chciałem tylko zwrócić uwagę na różnicę między płciami, także w tym obszarze,
która wydaje się być ignorowana;
jak dla mnie, to po prostu zamykanie oczu na rzeczywistość
i także egoistyczne podejście
Nie bardzo rozumiem, na czym Twoim zdaniem polega ten egoizm, który odnosisz czy to do kobiet ogólnie, czy wypowiadających się konkretnie w tym wątku.
Ja jestem bardzo daleka od obarczania wina mezczyzn. I zwroc uwage ze wina to zaczales szastac Ty mowiac ze to decyzja pan.
W seks tak jakby sie nie da w pojedynke, potrzebny jest dialog i zauwazanie potrzeb obu stron.
To co mi sie nie podoba to to ze stawiasz mezczyzn w pozycji roszczeniowej- tych ktorzy maja potrzeby do zaspokojenia. Odkryje Ameryke- kobiety tez je maja, moze nawet i wiecej, tylko nie trabia o nich tak glosno
I jezeli zwracasz uwage na roznice warunkowane przez plec i prosisz o ich zauwazenie- to zwroc uwage ze ten kij (akurat ten ;P ) ma dwa konce. Wiec warto zauwazyc potrzeby kobiety a nie tylko wymagac. Smiem twierdzic ze to bedzie sytuacja win-win.
Zanim ktoś się oburzył na patriarchat niech się zastanowi czy nie mamy matriarchatu. Choćby sprawa która opisałam. Ojciec w zachodnim społeczeństwie nie ma jak bronić swoich własnych dzieci. Nawet gdy to są prawie wcześniaki gdy mama zdecyduje inaczej.
Wydaje mi się że kobiety przesadzają np szklany sufit. A co że szklana piwnica? Żadna nie chce rozbijać szklanej piwnicy. Najniebezpieczniejsze i najsłabsze zawody wykonują też mężczyźni. Gdysny byli tacy sami przestali byśmy się sobie podobać. A największe równouprawnienie jest w rodzinach wielo zazwyczaj i to w sposób całkiem naturalny, bo mama nie ogarnia sama
Nie znam ani jednej rodziny wielo w której na równi oboje rodziców zajmuje się domem. Ba, nawet w połowie tato nie jest w stanie odciążyć mamę.
Ojcowie zaiwaniają często na ponad etat.
Pomagają ile mogą, bo poprzez pomoc spędzają też czas z dziećmi.
Trochę szkoda, że nic nie ma o konsekwencjach ciąży o nastolatek.
Gdyby był lekarz, jak do tej pory, to mógłby zrobić usg i podejrzeć jajniki. Wtedy mógłby przepisać tylko przed owulacja.
Pigulka po zageszcza tez sluz utrudniajac dotarcie plemnikow do komorki jajowej, wiec ograniczanie jej uzycia do czasu przedowulacyjnego jest bezzasadne.
W mediach była sprawa kobiety która chciała usunąć ciąże bliźniacza cewnikiem faleya ale mąż bronił swoich nienarodzonych dzieci. Nie o pigulke po chodziło a o zwykle usunięcie ciąży, której ona nie chciała a on chciał.
No i co z taką sprawa? Ojciec ma prawo bronić dzieci a matka "teoretycznie" ma prawo do własnego ciała. Sytuacja patowa. Dodatkowo w sprawę była zamieszana proaborcyjna aktywistka. Bliźniaki nie przeżyły, sprawa jest w sądzie.
Generalnie widzę że jest dyskryminacja mężczyzn, bo oni często nie mają jak obronić swoich dzieci (istniejących a nie tylko potencjalnych) nawet w małżeństwie.
To mogą być plusy bycia kobieta w krajach Zachodnich, że jednak ma się większa decyzyjnosc np w powyższej sytuacji. Facet musi żyć z myślą że jego dzieci zostały zabite.
Takich spraw będzie się mnożyć. Była kiedyś sprawa 2 zarodkow z in vitro. Para chciała dzieci, rozpoczęli procedure ale pokłócili się. I on chciał żeby te 2 zamrożone zarodki urodziły się a ona nie. Nie chciała też mu ich oddać żeby urodził je ktoś inny bo to by oznaczało że ma dzieci z mężczyzna z którym zerwała i nie chce już być. I z tego co pamiętam sąd zamiast darować życie zarodkow przychylil się do stanowiska zniszczenia zarodkow bo mamy lewicowe spoleczenstwo na zachodzie. I spraw podobnych z zarodkami było kilka też w odwrotna strone i niestety sądy lewicowe zazwyczaj w takich spornych sytuacjach trzymają stronę rodzica który się rozmyślił Bo zarodek praw i tak żadnych nie ma wg lewicy czyli jego życie lub nie jest sprawa zupelnie nieistotna.
Chetnie dowiem sie jak technicznie dokonuje sie aborcji SAMODZIELNIE cewnikiem Foleya. Ty wiesz w ogole o czym piszesz?
Nie mowie o odwrócenie ról ani o opiekunkach, które nawet jak kogoś stać raczej rodziców nie zastępują ale po prostu że całkiem naturalne jest to że jak jest więcej pracy przy dzieciach to ojciec też robi więcej przy dzieciach a nie wszystko na barkach mamy.
Jak ktoś chce mieć pewność że nie zaszkodzi dla zarodka to może ja mieć tylko przed owulacja. W okresie okoloowulacyjnym te 24 czy 48 godzin to niestety jakieś ryzyko jest.
Moniu, odp Ci na przykładzie moich rodziców.
Moja mama nie pracowała zawodowo póki najmłodsza z nas nie poszła do szkoły. Bodajże w drugiej klasie siostra była. Mama poszła pracować w małym osiedlowym sklepie, który mieścił sie w bloku, w którym mieszkaliśmy. Właśnie po to, żeby być blisko domu.
Wcześniej, nim poszła do pracy zawodowej, to zajmowała się domem. Robiła to, co każda kobieta w domu. Tato pracował ciezko, na kopalni.
Jak wracał do domu, to był umordowany. Więc moja mama nie przerzucała opieki na niego i nie szła sobie odpocząć w tym czasie.
Dom ogarniała sama, potem wiadomo, włączyliśmy się z siostrą (potem siostrami) w obowiązki.
Nikt ojcu głowy nie zaprzątał tym, że musi umyć podłogi, zawiesić firanki.
Jak miał tylko wolną chwilę albo nie był bardzo zmęczony, to zawsze spędzaliśmy czas poza domem. Spacery, rowery, czy nawet grając na osiedlowym boisku w piłkę. Bardzo lubiliśmy z tatą niedzielne giełdy (nie wiem czy pamiętasz takie giełdy). W tym czasie kiedy my z tatą biegaliśmy poza domem, to mama wtedy mogą sobie odpocząć.
Było nas tylko troje dzieci.
Moje koleżanki, których ojcowie prowadzili jakieś swoje biznesy, to miały ojców mniej. Bo oni pracowali na okrągło. Bo swojego biznesu nie da się tak całkiem zamknąć w godzinach „od do”.
Oczywiście ile rodzin, tyle sytuacji.
Tylko naprawdę nie wiem jaki masz cel w aż tak wielkim idealizowaniu wszystkiego.
W rodzinach gdzie jedno pracuje zawodowo i ma na utrzymaniu całą rodzinę, naprawdę jest deficyt czasu i sił tej pracującej osoby. I nie ma znaczenia charakter pracy.
Większość moich wielo koleżanek jest po uszy urobiona, z wytęsknieniem oczekują chwil, kiedy dzieci podrosną i będą w stanie same się obsłużyć, bo one wstydu będą mogły za dnia sobie odsapnąć.
I choć ich mężowie pomagają ile się da, to one nie obciążają ich dodatkowo, bo wiedzą, że ich mężowie to nie roboty.
Jak ktoś chce cackać się z mężem to ma takie prawo ale istnieją też tacy którzy mają równouprawnienie mając duża rodzine i to nie ważne czy mama nie pracuje czy nie. I mają szczęśliwe małżeństwa. Mój kuzyn wielodzietny żona nie pracowała. Tylko wracał z pracy to ona wychodziła dla siebie. Bo też potrzebowała.
A co ma równouprawnienie do pomocy?
Tu nie chodzi o cackanie. To, że kobiety nie obarczają swoich mężów dodatkowa praca, to też wyraz troski o ich zdrowie.
Jak pracuje jedna osoba, to ona zawsze ma w głowie, że musi dać z siebie wszytko, bo to ona odpowiada za utrzymanie sowich najbliższych.
Nie jest łatwo z gromadką maluchów w domu. Ale ojcu, mężowie, który ma na barkach ich utrzymanie łatwiej nie jest.
Każdy potrzebuje odpoczynku. Ale nie kosztem drugiej osoby.
Cewnik foleya wykorzystuje sie do wywolania porodu a dokladnie do stymulacji rozwierania szyjki macicy. Nie da sie nim dokonac aborcji, co wiecej nie ma opcji samodzielnego zalozenia go, bo zeby to zrobic przy zamknietej szyjce tak jak to jest na poczatku ciazy konieczne jest hegarowanie szyjki macicy, we wziernikach, na kulocoagu. Wiec scenariusz tak samo realny jak samodzielne wyciecie wyrostka robaczkowego. Bzdury az boli.
Możliwe ale owa pani właśnie to chciała zrobić takim sposobem, nie mając innych i tylko to napisałam. Pewnie dopuściła do zakażenia.
Do niczego nie dopuscila bo nie ma opcji zeby sobie sama Foleya zalozyla. Ty kiedys widzialas ten cewnik? To nie jest sztywna dzida, tylko miekki i gietki dren.
Nie mam zamiaru układać życia małżeńskiego wielodzietnym których podziwiam za sam fakt że mają duża rodzinę.
Ja się odnoszę do tego co piszesz.
Bo czasem to Cię trochę chyba fantazja ponosi Moniu.
W zależności od potrzeby, pod tezę, to albo wielo mają tak ciężko, że wręcz inni powinni pomagać, mamy sa umordowane, że sikają z dziećmi na kolanach, nie dojadają, piją zimną kawę, bo przecież dzieci same sobą się nie zajmą albo ….. lajcik, mają luzy, leżą pachną, bo dzieci się same sobą wzajemnie zajmują, mąż po pracy zajmuje się domem a one sobie popołudnia na gadaniu poza domem spędzają. Pomocy nie potrzeba, bo przecież mąż ogarnia wszytko - pracę zawodową i domową.
Od pierwszego dziecka podział u nas był jasny- dziecko jest wspólne. Ojciec pracuje 8h, matka też. Pozostały czas opieki musimy RAZEM ogarniać, łącznie z nockami. Dom to nie hotel, facet też ma o niego dbać. Różnie bywało z pracą, ale nigdy mąż nie miał pomysłu, że on w domu to tylko odpoczywa. Nie wyliczamy sobie ile kto robi, wystarcza, że oboje się angażujemy i jest każdemu dobrze.
Od pierwszego dziecka podział u nas był jasny- dziecko jest wspólne. Ojciec pracuje 8h, matka też. Pozostały czas opieki musimy RAZEM ogarniać, łącznie z nockami. Dom to nie hotel, facet też ma o niego dbać. Różnie bywało z pracą, ale nigdy mąż nie miał pomysłu, że on w domu to tylko odpoczywa. Nie wyliczamy sobie ile kto robi, wystarcza, że oboje się angażujemy i jest każdemu dobrze.
Barbarzyńcy buntują młodzież na zasadzie, że Bóg nie chce dać im cukierka, ale wujek da. Problem w tym, że to nie jest cukierek. To nie jest tak, że seks bez ślubu jest zły, bo Bóg go zabrania, tylko jest tak, że Bóg go zabrania, bo jest zły. I teraz pytanie kluczowe, którego nikt chyba nie zadaje, w każdym razie nie słychać go w mediach ani rozmowach: dlaczego seks bez ślubu jest zły? Kto ufa Bogu, temu wystarczy, że Bóg zabrania i nie musi nawet wiedzieć, dlaczego. Taki człowiek rozumie, że skoro Bóg zabrania, to robi to dla dobra ogółu. Ale są ludzie, którzy Bogu nie ufają, nie znają Go, więc takich warto zachęcić do refleksji nad pytaniem, dlaczego Bóg zabrania. Dlaczego nie jest dobre, że ludzie współżyją przed ślubem - zwłaszcza młodzi, mający za mało doświadczenia, by dojrzale ocenić swoje wybory? W odpowiedzi pomoże pytanie pomocnicze: jakie skutki wynikają z seksu przed ślubem? Jakie wynikają dla kobiety, jakie dla mężczyzny? Wiadomo, że dla kobiety np. takie, że przestaje być dziewicą, a brak pieczęci na ciele sprawia, że jest to jawne dla przyszłego męża. To rodzi kolejne pytanie: jakie skutki psychologiczne zrodzi u męża świadomość, że jego żonę obsługiwała nieokreślona liczba operatorów, którzy nie wiadomo co, w co i w jakiej kolejności. Żona wprawdzie np. mówi, że sprawca był jeden, niewinny, prawiczek-poeta, ale czy to wystarcza, by rozwiać niepokoje i wątpliwości męża? Czy szacunek męża nie byłby większy, gdyby wiedział, że najintymniejsze akty jedności żona przeżywa tylko z nim i że on jest dla niej najlepszym kochankiem, bo ona innego nie zna? Ale co, jeśli zna? Jeśli miała relacje intymne, to wśród nich jedna musiała być najwybitniejsza pod względem doznań. Siłą rzeczy musiała stać się wzorcowa i może służyć kobiecie jako punkt odniesienia. Mąż, chcąc nie chcąc, narażony jest na udział w zawodach o nazwie: "kto mi lepiej dogodził", gdzie żona porównuje go z innymi zawodnikami. Niekoniecznie żona robi to z rozmysłem. To się po prostu dzieje samo przez się. Nie jest przecież łatwo wymazać z pamięci najmocniejszych i najprzyjemniejszych doznań. Ona może nawet nie chcieć pamiętać i porównywać, ale problem polega na tym, że to w głowie jest. Dlatego słusznie pewne sprawy nazywane są zepsuciem, skażeniem umysłu. I słusznie trzeba ludzi przed tym chronić, zwłaszcza młodych, którzy nie wiedzą co czynią. Statystycznie rzecz biorąc, mąż jest na przegranej pozycji. Jeśli przyjmiemy, że mąż jest kochankiem przeciętnym, a żona miała np. trzy relacje, to jedna z nich musiała być statystycznie ponad przeciętna. Mąż przegrywa ze statystyką. Czy ten rozdźwięk między przeciętnym mężem a nieprzeciętnym wzorcem kochanka nie jest dla żony pokusą do pogardzania mężem albo nawet do otwartości na nowe relacje? Czy nie jest to jeden z powodów ogromnej liczby rozwodów? Jeśli mąż ma dość rozumu, to zdaje sobie z tego wszystkiego sprawę. Czy takie niepokoje i wątpliwości nie są skazą na jego miłości? Czy nie wypłyną one, gdy przyjdą gorsze dni, gdy pojawią się kryzysy małżeńskie, gdy jakaś "nowa nadzieja" zacznie męża kusić? Nie byłoby takiego niebezpieczeństwa, gdyby on i ona byli czyści do momentu ślubu. Słowo czystość też jest adekwatne, bo jeśli jakieś szkodliwe wspomnienia i doznania zaśmiecają małżonkom głowy, to słusznie nazywa się je brudem. Kolejne pytanie brzmi: dlaczego mąż nie ożenił się z dziewicą? A na której randce można zapytać kobietę, czy jest dziewicą? Spotykał się, pokochał i dopiero wtedy dowiedział się jak jest. Gdy pokochał. A jak się kogoś kocha, to czy nie wybacza się dawnych błędów? Zwłaszcza że mało kto ich w dzisiejszym zepsutym świecie nie popełnia. A więc to dobrze, że gdy pokochał, to wybaczył. I to dobrze, że i jemu wybaczono. Ale nie zmienia to faktu, że takie małżeństwo jest obciążone szkodliwymi wzorcami, które mogą rodzić niepewność, wątpliwości i pokusy. Jakie pokusy może mieć mąż, który ożenił się z porządną kobietą, dziewicą, ale sam w chwili ślubu czysty nie był? Znów pomocne jest rozważanie statystyczne. W grę może wchodzić wiele relacji, a niektóre mogą być szczególnie szkodliwe, bo z profesjonalistkami. I znów, im więcej relacji, tym bogatsza paleta doznań. Nienaturalne formy doznań tworzą nowe wzorce. Poszerzona wyobraźnia wiąże się z nowymi, nietypowymi oczekiwaniami. Mąż chce od żony, żeby robiła to, co robiły kiedyś jego najbardziej zepsute partnerki, darmowe i płatne. Ona jest porządna i sumienie nie pozwala jej na żadne zabronione przez wiarę ekscesy wbrew naturze. On jest wprawdzie katolikiem, ale letnim, i żąda spełniania marzeń. Był pewien, że zepsuje żonę po zawarciu ślubu, ale okazuje się, że ona jest silna. Nieczystość jego umysłu, brudne wzorce tworzą tęsknotę za dawnymi doznaniami, a więc tworzą pokusę. Pokusę nienaturalnych doznań. Tworzą też drugą pokusę - zepsucia żony. A skoro żona nie ulega, bo ma silną wiarę, to tworzą trzecią pokusę - poszukania sobie szałowej kochanki. Wszystko to rozkłada małżeństwo i unieszczęśliwia tych ludzi. Po co to komu? Czy nie lepiej startować od zera, z czystą głową, z partnerstwem zbudowanym na nowym fundamencie, bez pęknięć? Poganie mówią, że nie lepiej.
Słowo "poganin" ma ciekawe pochodzenie. Znaczy ono dosłownie: wieśniak. W
sensie zacofany, pełen zabobonów, ciemny, nie ucywilizowany. Do dziś
używa się słowa wieśniak w tymże znaczeniu, ale dziś jest to
nieadekwatne, bo jak wiadomo, wieś obecnie jest tak skomunikowana ze
światem, że do jej mieszkańców informacja dociera w takim stopniu jak do
miastowych. Ale dawniej tak nie było i jeśli w miastach pojawiały się
jakieś nowości, to do wiosek docierały one wolniej albo nie docierały
wcale. Gdy więc w Rzymie cesarze przyjmowali chrześcijaństwo, to na
wsiach nadal wielu czciło drzewa i strugane bożki, a życie uzależniano
od wróżb, duchów i znaków typu czarny kot przebiegł drogę. Ponieważ
wiara w zabobony była typowa dla mieszkańców wsi, a głównie ta wiara
stała w opozycji do wiary w Chrystusa, dlatego niewierzących nazywano
wieśniakami. Paganus - wieśniak. Ludzi, którzy dzisiaj Boga odrzucają,
można nazywać poganami właśnie przez skojarzenie z dawnymi rzymskimi
wieśniakami, którzy żadnej moralności nie mieli, a czcili naturę. Jeśli
nie chcieli mieć dziecka, to spędzali płód. Jak chcieli zdradzić żonę,
to się parzyli na sianie z sąsiadką. Bożki się o to nie gniewały, bo
były takie jak ich twórcy. Tylko nasz Bóg jest prawdziwy, bo jest
właśnie tak diametralnie inny od naszych niskich instynktów, że Jego
naukę uważamy za poprzeczkę podniesioną do granic możliwości. Bogów
wymyślonych przez ludzi można łatwo rozpoznać po tym, że są na obraz
ludzi, więc akceptują złe czyny. Służąc tym bogom, ludzie służą sobie,
tj. swoim skazom, złym wzorcom. Dlaczego dzisiejsi poganie promują
zepsucie? Dlaczego chcą, by małżonkowie mieli brudną przeszłość i
borykali się ze skutkami skaz w umysłach? Powiedzmy, że w obecnych
czasach wszyscy mamy jakieś skazy, choćby przez styczność ze środkami
masowego przekazu, których zepsute treści choćby niechcący trafiają do
głowy. Różnimy się tym, że jedni chcą swojej nieczystości służyć, a inni
nią gardzą i chcą służyć Stwórcy. Dlaczego poganie chcą służyć swym
skazom, na to można łatwo odpowiedzieć. Ale dlaczego chcą psuć
społeczeństwo? Dlaczego chcą, żeby ogół ludzi był zniewolony przez swe
nieczystości? Dlaczego chcą, żeby rozpadały się małżeństwa? Przecież
ofiarami będą również rodziny pogan. Dlatego słuszna jest nazwa poganin,
która oznacza ciemnotę i bycie poza cywilizacją, której przecież
najwyższym przejawem jest wyznawanie nauki Chrystusa. Małżeństwo
wzorcowych katolików jest wolne od skaz, bo małżonkowie nie wiedzą, jak
to jest mieć akt największej intymności z kimś innym. Tutaj ich punktem
odniesienia jest współmałżonek. Wynika z tego, że największymi
doznaniami są właśnie doznania ze współmałżonkiem. To współmałzonek jest
bohaterem najlepszych akcji. Czy to dobrze dla małżeństwa, czy źle?
Komu to przeszkadza? We wzorcowym małżeństwie katolickim nie istnieje
możliwość rozwodu i ponownego ślubu. Istnieje jedynie możliwość
separacji, pod warunkiem, że ze współmałżonkiem żyć się nie da. Ale
separacja oznacza życie samotne. Jeżeli wiąże się ze sobą dwoje ludzi,
którzy mają takie spojrzenie, to jakie to rodzi skutki? Tylko dobre.
Wiara, respekt wobec Chrystusa powoduje, że małżonkowie mają potężną
motywację do wybijania wszystkich klinów rozsadzających małżeństwo. Nie
ma opcji, albo jedziemy razem tym wozem, albo wóz kasujemy i oboje na
tym stracimy. Albo ratujemy małżeństwo, albo skazujemy się na życie w
samotności lub bez Boga. Lepiej ratujmy małżeństwo, ten wóz, w którym
bezpieczniej i łatwiej. Różnice zdań, różnice zwyczajów, różnice
oczekiwań - wszystko to może być powodem rozbicia małżeństwa. Ale gdy ma
się świadomość, że innego małżeństwa być nie może, to tak jakby Bóg
mówił: dogadaj się z żoną/mężem, albo poznasz mój gniew; nie po to was
związałem, żebyście z byle powodu rezygnowali z siebie. Bóg poprzez
Kościół reguluje nawet sferę seksualną, gdzie nie wolno odmawiać
współmałżonkowi pożycia bez jakiejś ważnej, zasadnej przyczyny. Tu
nasuwa się pytanie: po co Bóg stworzył ludzi z naturą przeznaczoną do
małżeństwa? Jak wiadomo, natura będzie zmieniona i w Królestwie Bożym
nie będzie małżeństw. Po co więc teraz są? Nasuwa się wniosek, że po to,
żeby ludzie socjalizowali się, a małżeństwo to najlepszy na to sposób.
Po narodzinach socjalizujemy się przez obserwację relacji rodziców. To
jest nauka teorii. A po ślubie socjalizujemy się przez praktykę, gdy
musimy wzajemnie docierać się, zakreślać granice i wchodzić w
kompromisy, żeby żyło nam się coraz lepiej, w pokoju i poszanowaniu.
Najwyraźniej Bóg uznał, że taka socjalizacja jest najlepszym masowym
sposobem na przygotowanie do życia w społeczności Królestwa Bożego. Bo
jeśli ktoś przeszedł szkołę małżeństwa, gdzie przestrzenie osobiste
małżonków ciągle się przenikają, zderzają, gdzie w grę wchodzą majtki na
żyrandolu i skarpetki w zlewozmywaku, gdzie trzeba wiele cierpliwości i
zabiegów, by jakoś się dogadywać - jeśli ktoś przeszedł zwycięsko taką
szkołę życia, to znaczy, że jest gotowy nie tylko na pokojowe współżycie
w społeczeństwie doczesnym, ale przede wszystkim wiecznym. Oczywiście
istnieje też socjalizacja przez bycie duchownym, ale to Bóg przeznaczył
dla nielicznych i jest to wyższa szkoła jazdy. Jest socjalizacja przez
bycie w zgromadzeniu zakonnym, gdzie też trzeba na pewno nieźle się
natrudzić, żeby mieć z innymi pokój. Najtrudniej jest ludziom, którzy
nie mieli szczęścia trafić na swoją połówkę. Dawniej wielu z nich
angażowało się w życie Kościoła, uczestniczyli w spotkaniach, pomagali,
socjalizowali się przez styczność z innymi na bazie jedności wiary.
Teraz chyba jest z tym gorzej. W każdym razie, jeśli Boża socjalizacja
komuś przeszkadza, jeśli przeszkadza mu pokój i miłość, to nie można
nazywać go inaczej jak tylko ciemnym poganinem i barbarzyńcą.
Och, jakie piękne byłoby życie jakby wszystko było takie proste i czarno-białe..
swoją drogą, jakież to przewidywalne…. Kiedy kobieta nie jest dziewicą, to jest ladacznica (skrót), kiedy mężczyzna nie jest prawiczkiem, to biedny on, bo go dopadła ladacznica jedna zepsuta.
Dopadła, gwałtem wzięła, mameja biedna odmówić nie śmiała. Taki nieśmiały, że nie śmiał odmówić
Komentarz
jestem szowinistyczną świnią
a Wy macie rację
powodzenia
Plus zagrywanie dziecmi w przypadku rozwodu, ale tu chyba nie trzeba nic tlumaczyc.
Rzeczywiście tryska wolnym czasem
Ty wiesz w ogole o czym piszesz?
Wiec scenariusz tak samo realny jak samodzielne wyciecie wyrostka robaczkowego.
Bzdury az boli.
Ja się odnoszę do tego co piszesz.
….. lajcik, mają luzy, leżą pachną, bo dzieci się same sobą wzajemnie zajmują, mąż po pracy zajmuje się domem a one sobie popołudnia na gadaniu poza domem spędzają. Pomocy nie potrzeba, bo przecież mąż ogarnia wszytko - pracę zawodową i domową.
Nie wyliczamy sobie ile kto robi, wystarcza, że oboje się angażujemy i jest każdemu dobrze.
https://ciekawostkihistoryczne.pl/2021/01/19/chirurg-i-pacjent-w-jednym-ten-lekarz-przeprowadzil-operacje-na-wlasnym-ciele-podczas-szalejacej-burzy-snieznej/
No i generalnie prawdopodobienstwo zrobienia samodzielnej aborcji Foleyem jedy podobna kazuistyka
Napisalam ze niemozliwa jest aborcja cewnikiem Foleya.
I ze to bzdury.
Gdzie tu czepianie sie Ciebie?
Ciąg dalszy w następnym wpisie.
swoją drogą, jakież to przewidywalne….
Kiedy kobieta nie jest dziewicą, to jest ladacznica (skrót), kiedy mężczyzna nie jest prawiczkiem, to biedny on, bo go dopadła ladacznica jedna zepsuta.