@awia - zgadzam się, że można urodzić w bardzo skromnych warunkach mieszkaniowych. Ważniejsze, żeby w tym mieszkaniu czuć się komfortowo i bezpiecznie.
To ja pisalam o tych warunkach domowych, a raczej ich braku - w pokoju, w ktorym moglabym rodzic sa okna na calej scianie, od ogory do dolu. No jakos by mnie to blokowalo. @manna jesli cos by sie zlego dzialo, to polozna i tak Cie wezmie do szpitala. Jak wszystko dobrze bedzie szlo to nie bedzie tez powodow do paniki. Bardzo, ale to bardzo zycze Ci domowego porodu
@manna - jeśli położna domowa pracuje w szpitalu, do którego transferuje rodzącą, to może jej dalej towarzyszyć w porodzie. Tak jest w Poznaniu na Polnej i w Warszawie na Żelaznej. I w Łodzi jest taka położna też. I pewnie jeszcze sporo innych jest.
Bardzo dobrze wspominam poród w domu Z drugim dzieckiem - do pierwszego też się w domu przygotowywałam, ale coś mnie powstrzymywało. Teraz myślę, że niesprzyjające otoczenie (wynajmowane mieszkanie w kamienicy), syna rodziłam już w domku - który choć bliźniak - dawał mi pełne poczucie bezpieczeństwa.
Hym, hym. Myślę poważnie, żeby próbować znowu organizować poród domowy. Ale jakoś oboje z mężem się uprzedziliśmy do jednego-słusznego-lekarza-odbierającego-porody-domowe-w-Gdańsku i nie wiem, co robić... Położna Gdyńska mnie nieco kusi, ale jakoś to, że zajmuje się refleksoterapią mnie odrzuca... No i generalnie, muszę właśnie przede wszystkim na spokojnie jakoś przepracować mój pierwszy poród i się w końcu pogodzić, że nie wyglądał zbyt naturalnie, poza "drogami".
Tymka w Gdańsku jest dwóch lekarzy ginekologów o tym samym nazwisku, ( a nawet trzech trzeci w wojewódzkim, ale nie domowy)obydwoje przyjmujują porody. Spróbuj do Romana
@Taja - w większości szpitali może towarzyszyć rodzącej tylko jedna osoba. Jeśli ma wejść domowa położna, to nie może wejść mąż :-( Ale są wyjątki. Za Chazana na Kasprzaka można było mieć dwie osoby towarzyszące.
Może jakby po znajomości załatwić... Do mojego brata i bratowej (już po porodzie) wpuścili mnie po 22.00, choć wcale mnie na oddział nie powinni wpuszczać. Co do osób obecnych przy porodzie - muszę rekonesans zrobić. Na Żelaznej, na pewno nie wpuszczają dwóch osób towarzyszących.
@Kerima - serio? Na Madalu to bym się spodziewała ale na Żelaznej kiedyś nie było dyskusji - jedna osoba towarzysząca i koniec! Może po remoncie, jak im się warunki poprawiły, to coś zmienili w przepisach? A ta doula to jakiś certyfikat musi mieć, czy wystarczy, że powie, że jest doulą?
Ja też pisałam, że nie mam warunków w domu. Ale nie chodziło o skromny lokal (no może brak wanny byłby minusem) tylko o to, że nie uważam tego miejsca za swój DOM. To wynajęte mieszkanie, w którym mieszkamy ze względu na kontrakt męża, nie czuję się z nim w żaden sposób związana, to po prostu lokal, w którym tymczasowo mieszkam. Z tego względu głównie jakoś nie widzę siebie rodzącej tam.
Mój prawdziwy dom, czyli mieszkanie warszawskie jest w tej chwili wynajęte komu innemu.
Na Madalu była umowa, że wpuszczają jako drugą towarzyszącą doulę za okazaniem legitymacji Stwowarzyszenia, potwierdzającej odbywanie stażu. Na Żelaznej wchodzi się bez problemu, nie słyszałam, żeby ktokolwiek był legitymowany. Byle ta doula nie robiła np. badania wewnętrznego, bo wtedy będzie klops
A tak BTW - po porodzie @Predikaty nasówa mi się pytanie do tych doświadczonych porodami domowymi mam i oczywiście położnych...
Jak już wyjdzie główka, to potem położna/e (i lekarz?) jakoś tak wciskają dziecko do środka, czy coś... ?
Tak samo jest w domowych porodach? Coś mi bratowa mówiła, że chodzi o wyjęcie ramienia dziecka, dlatego trzeba dziecko jakby wcisnąć do środka, wyjąć jedną rączkę i potem drugą. Tj. taki ból, który bym określiła "nie do wytrzymania", najgorszy podczas całego porodu.
W domowych też to się praktykuje? To jest konieczne, czy jest szanse, że jeśli dziecko jest mniejsze, to nie trzeba tego robić?
@palusia - co bratowa pali? ;-) Nie wciska się dziecka po urodzeniu główki. Ani w porodzie szpitalnym, ani w domowym. Jestem o tym zupełnie przekonana. Nie wiem, o czym piszesz (mogę się domyślać), ale nie chodzi o wciskanie czegokolwiek po urodzeniu główki dziecka.
Ej, ja nie mówię, że tak robili, tylko że tak czułam, jakby tak robili. Może się źle wyraziłam... Ja dopiero pierwsze dziecko "dołem" rodziłam, to może przy następnym będę potrafiła lepiej określić moje odczucia
Ja tego nawet nie widziałam, bo nie patrzyłam i to był jedyny moment, kiedy stękałam tak głośno. Tylko tyle pamiętam :-/
Ale jak czytam o Waszych domowych porodach, to jeśli dobrze pamiętam @Haku rodziła na stojąco i pod koniec ją położna poprosiła, czy da się niżej nieco zejść, bo dziecko wyleci. Chyba, że coś źle zinterpretowałam... U @Katarzyny mąż czekał na kolejny skurcz i podtrzymywał główkę, a ja chyba mogę powiedzieć, że zaraz jak wyszła główka, to dziecko zostało wyjęte. Czy to możliwie? Nie wiem. Nie pamiętam, żebyśmy czekali jeszcze na kolejny skurcz. Jakby to powiedzieć, żebyście mnie dobrze zrozumiały... hmmm...
No kurde, czułam jakby mi dziecko nazot wciskali :-O nie potrafię inaczej określić tego odczucia. Jestem przekonana, że im się nie udało, bo dziecko od półtora roku jest na zewnątrz
Ale wiecie, ja tu od Was dużo się uczę i dowiaduję. I to, że było mi dane młodszego urodzić po cc względnie naturalnie, to głównie dzięki Wam. I stąd moje pytanie, czy powinnam przy następnym porodzie na coś bardziej zwrócić uwagę, albo powiedzieć tej całej obsłudze w białych kitlach, że mają mnie zostawić w spokoju... bo to, że mogę nie chcieć oksytocyny wiedziałam, to że mogę nie chcieć nacięcia, wiedziałam. I to co wiedziałam, to wywalczyłam (w pocie czoła), ale np. rodziłam w takiej pozycji jak mi kazali, bo tego już nie wiedziałam
I z tą ostatnią fazą też się zastanawiam o co chodzi... na co by tu się jeszcze nie zgodzić ;-)
I jeszcze jedna rzecz mi chodzi po głowie.... B-)
Chyba wolałabym jednak, żeby to łożysko się samo urodziło, bo ostatnio to chyba "aż" 5, max 10 minut czekali i mnie uśpili i koniec tematu. Tylko, że musieli jeszcze łapą zbadać, czy macica cała jest więc tak czy owak musieli mnie uśpić, ale się zastanawiam, czy to ma duże znaczenie dla dziecka (dla mnie?), że łożysko urodzi się samo, skoro i tak mnie będą badać potem? A może już tym razem nie będą musieli, tylko po pierwszym porodzie po cc.
To ostatnie pytanie, to oczywiście do położnych (jest tu ktoś jeszcze poza @Katarzyną ?)
W domu co prawda nie rodziłam, ale za każdym razem po wyjściu główki (a moje dzieci miały spore główki) odchodziły wody, więc reszta dzidziusia chlup i była na świecie. I wspominam to jako najprzyjemniejszy element porodu. Zatem nie wiem, o czym piszesz...
Przy H. to ja się bałam że wypadnie i pytałam położne czy go łapią. Przy F. położna (żelezna) przytrzymywała główkę F. żeby "nie wyskoczyła jak korek" ale to nie było wciskanie - trzymała jej po prostu rękę na głowie. Chociaż w sumie coś tam było o wciskaniu. H. się urodziła główka i się na klatce piersiowej zatrzymał (36cm) i położne nieco kombinowały z wydobyciem go (co wynikało z jego ułożenia i okręconej dookoła nogi pępowiny) ale wylazł.
Komentarz
@manna jesli cos by sie zlego dzialo, to polozna i tak Cie wezmie do szpitala. Jak wszystko dobrze bedzie szlo to nie bedzie tez powodow do paniki. Bardzo, ale to bardzo zycze Ci domowego porodu
Co do osób obecnych przy porodzie - muszę rekonesans zrobić.
Na Żelaznej, na pewno nie wpuszczają dwóch osób towarzyszących.
A ta doula to jakiś certyfikat musi mieć, czy wystarczy, że powie, że jest doulą?
Ja też pisałam, że nie mam warunków w domu. Ale nie chodziło o skromny lokal (no może brak wanny byłby minusem) tylko o to, że nie uważam tego miejsca za swój DOM.
To wynajęte mieszkanie, w którym mieszkamy ze względu na kontrakt męża, nie czuję się z nim w żaden sposób związana, to po prostu lokal, w którym tymczasowo mieszkam.
Z tego względu głównie jakoś nie widzę siebie rodzącej tam.
Mój prawdziwy dom, czyli mieszkanie warszawskie jest w tej chwili wynajęte komu innemu.
Przeciez dziecko samo wychodzi, nie trzeba nic kombinowac.
Nie wciska się dziecka po urodzeniu główki. Ani w porodzie szpitalnym, ani w domowym. Jestem o tym zupełnie przekonana. Nie wiem, o czym piszesz (mogę się domyślać), ale nie chodzi o wciskanie czegokolwiek po urodzeniu główki dziecka.
Przy F. położna (żelezna) przytrzymywała główkę F. żeby "nie wyskoczyła jak korek" ale to nie było wciskanie - trzymała jej po prostu rękę na głowie. Chociaż w sumie coś tam było o wciskaniu.
H. się urodziła główka i się na klatce piersiowej zatrzymał (36cm) i położne nieco kombinowały z wydobyciem go (co wynikało z jego ułożenia i okręconej dookoła nogi pępowiny) ale wylazł.
W domu zdecydowanie milej się rodzi