Nasze dochody nie są wysokie, ale potrafimy tak wszystko wydawać, że na dobre jedzenie starcza. Mona wspomniała w innym wątku, że wegetarianizm jest drogi. Tak nie jest, może być, ale nie musi. Tak jak osoby jedzące mięso mogą wydawać dużo, a mogą mało. Jak się kupuje gotowe wyroby (mleczka, pasty, jogurty, ciaska etc), to się wydaje dużo. Jak się wszystko robi samemu, to mało.
Mi się wydaje, że jest jeszcze "środkowa droga" między jedzeniem w kółko dżemu z białym chlebem na śniadanie, golonki na obiad i smażonej kiełbasy na kolację.
Aniu,
a możesz powiedzieć, jakie warzywa, strączki i owoce jecie teraz, zimą?
[cite] juka:[/cite]to się wydaje strasznie czasochłonne...
ja jem mało mięsa, dużo poniżej średniej krajowej ;-) , ale wrzucenie pstrąga do piekarnika wymaga znacznie mniej zaangażowania niż wykonanie jaglanych kotletów... można się pobawić, jak sie ma pół wolnego dnia
To nie jest czasochłonne, jeśli się jest dobrze zoragnizowanym. Kasz, strączków można ugotować więcej, z części zrobić pasztet, z część dodać do zupy itp.
Mnie także na początku wydawało się to pracochłonne, bo nie wiedziałam co można z danych rzeczy przygotować. Kaszę jaglaną spokojnie można zjeść na śniadanie na słodko z suszonymi albo świeżymi owocami, zrobić z niej krupnik i kotleciki.
jasne - można kasze jeść na każdy posiłek - tylko po co?
różnorodnie chyba miało być... i bez ideologii...
nie pasowała mi nagonka na AnięD., ale nie pasuję mi też jej stawianie jej sposobu żywienia na piedestale - i ośmieszanie i deprecjonowanie żywienia innych
od razu przypomina mi się Amelia (czy jakoś tak) i jej przeświadczenie że wielodzietni żywią się i swoje dzieci li tylko chlebem ze smalcem
a na kłopoty skórne i alergie polecam porządnie przebadać tarczycę (jeśli ktoś będzie chętny mogę rozwinąć temat)
nie tylko związane z otyłością - tarczyca jest bardzo ważna, zwłaszcza dla kobiet - moje kłopoty z poronieniami, wagą, suchą pękającą skórą i jeszcze parę innych okazały się mieć związek z tarczycą - i to mimo, że wyniki podstawowych badań tarczycowych były w tzw. "normie"
najważniejsze badania to:
1. TSH (hormon przysadki sterujący pracą tarczycy) - ale nie można sugerować się samym poziomem TSH, bez zbadania hormonów tarczycy - warto też pamiętać, że normy dla kobiet w wieku tzw. płodnym są dużo węższe niż podawane przez laboratoria max. do 2
2. FT3 i FT4 (tzw. wolne hormony tarczycy - nie należy badać T3 i T4 ze względu na małą wiarygodność badania) - ich poziom i zdrowych powinien oscylować w okolicach 50% normy i być mniej więcej na tym samym poziomie normy - różnice w poziomach hormonów sugerują od razu jakiego rodzaju zaburzenia wchodzą w grę
3. przeciwciała tarczycowe - pomagają określić czy kłopoty z tarczycą mają podłoże autoimmunologiczne - TRAB (chroba Graves-Basedowa), aTG i aTPO (stany zapalne tarczycy, głównie choroba Hashimoto)
4. USG tarczycy - bardzo ważne badanie, ważna jest objętość tarczycy, jej echogeniczność, ewentualna obecność guzków itp.
przy nadwadze zwykle mamy do czynienia z niedoczynnością tarczycy
[cite] Marsjanka:[/cite]jasne - można kasze jeść na każdy posiłek - tylko po co?
różnorodnie chyba miało być... i bez ideologii...
nie pasowała mi nagonka na AnięD., ale nie pasuję mi też jej stawianie jej sposobu żywienia na piedestale - i ośmieszanie i deprecjonowanie żywienia innych
od razu przypomina mi się Amelia (czy jakoś tak) i jej przeświadczenie że wielodzietni żywią się i swoje dzieci li tylko chlebem ze smalcem
a na kłopoty skórne i alergie polecam porządnie przebadać tarczycę (jeśli ktoś będzie chętny mogę rozwinąć temat)
Te kasze to był tylko przykład na to, że nie musi być czasochłonnie.
[cite] Karina:[/cite]
Te kasze to był tylko przykład na to, że nie musi być czasochłonnie.
nie kumam tego,
poświęcam ostatnio na obiad ok. 30-40 minut - z czego ok. 10-15 min. poświęcam na przygotowanie (obranie, wymycie, siekanie, krojenie, wstawienie, przyprawienie) - a resztę czasu spędzam w pozycji leżącej z rzadka przerywanej doglądaniem perkoczących garnków
czy potrawy z tej przykładowej kaszy (lub innej) są mniej czasochłonne?
chętnie się dokształcę
pewne predyspozycje do chorób tarczycy mogą być dziedziczne, w tej chwili na terenie Polski raczej nie występują choroby powodowane brakiem jodu (bo od pewnego czasu trwa tzw. profilaktyka jodowa - czyli np. jodowanie soli kuchennej), więc coraz chorób tarczycy ma podłoże immunologiczne
ale - co jest swego rodzaju niesprawiedliwością - choroby tarczycy dotykają zazwyczaj kobiety, i to najczęściej po ciąży/porodzie/poronieniu - kiedy może wystąpić poporodowe zapalenie tarczycy (pzz) z nadczynnością lub niedoczynnością (lub jedno przechodzące w drugie) - PZZ może wystąpić do 12 miesięcy po porodzie - więc przedłużające się zmęczenie, senność, drażliwość, wypadające włosy, kłopoty ze skórą itp. powinny wzmóc czujność i skłonić do przebadania się (nawet prywatnie - bo lekarze na NFZ są mało skłonni do dawania skierowań, niestety - ja np. "za zdrowo wyglądałam")
ma to związek z bardzo dużym obciążeniem tarczycy matki podczas ciąży, zwłaszcza w pierwszych tygodniach ciąży (cały pierwszy trymestr), w 2. i 3. trymestrze dziecko korzysta już po części z własnej tarczycy (choć głównie cały czas z mamy)
ja straciłam z powodu niedoczynności dwie ciąże, między pierwszą stratą a drugą ponad 20 miesięcy nie mogłam zajść w ciąże (i jak się okazało po znalezieniu wyników z mojej drugiej ciąży, z Michasią, już wtedy byłam w niedoczynności i wedle słów diagnozującej mnie w zeszłym roku endokrynolog "cud, że Pani donosiła tę ciąże zdrowo"), mam też powiększoną tarczycę wskazującą na stan zapalny, i przeciwciała aTPO i aTG, co świadczy o tym że trwa to już dłuższy czas i organizm zaczął wytwarzać przeciwciała przeciwko tarczycy - na tej podstawie mam stwierdzoną niedoczynność spowodowaną przewlekłym autoimmunologicznym zapaleniem tarczycy tzw. Hashimoto) - w obecną zaszłam w pierwszym cyklu po poronieniu, kiedy, dzięki Bogu, zostałam zdiagnozowana, i włączono mi leczenie - tyroksynę, syntetyczny hormon tarczycy (tego hormonu nie należy się bać - mała biała tabletka, łykana rano na czczo) - dziś jestem już w 30tc.
[cite] Pax:[/cite]Asiao- ja tylko pytam i sama siebie tez,a ze moja znajoma wyzdrowiala to po prostu fakt.Niestety ni ejest za bardzo wierzaca i modle sie za nia.
Pax a wiesz, że osoby które są niewierzące lub "nie za bardzo wierzące"
to po CUDOWNYM uzdrowieniu przy zastosowaniu metody takiej czy innej, nagle stają się niezwykle wierzące ..niestety głownie w TO dzięki czemu wg. nich zostały uzdrowione
Co zrobi wierząca osoba uzdrowiona z ciężkiej choroby ? ..zapewne będzie dziekować Bogu za ten dar ...
czy poprawi się jakość życia tej osoby ?
Komu bedzię dziękować uzdrowiona niewierząca osoba?
czy poprawi się jakość życia tej osoby ?
Co nie jest wieczne jest niczym !
SWOJĄ DROGĄ
Ciekawe że większość metod CUDOWNEGO ULECZANIA wymyślili PANOWIE
Aniu, jeżeli jeszcze Ci się będzie chciało, to czy możesz podać Twój przepis na pasztet? Wiem, że jest sprawdzony, więc chętnie bym wypróbowała. W poście postanowiliśmy nie jeść mięsa, więc taki pasztet się przyda!
Miałem nic w tej sprawie nie pisać ale zaraz będę jadł obiad (mięsny) więc wydziela mi się z pewnością coś krwiożerczego do mózgu więc nie zdzierżyłem...
Rozumiem dietę w przypadku ludzi poważnie chorych.
Cukrzyca, nietolerancja na gluten, uczulenia.
Oni muszą jeść tak jak im wypada i nic na to nie mogą poradzić.
Ja tam jestem człowiekiem zdrowym i przez to co istotne wolnym.
Mogę jeść co i kiedy chcę. Jasnym jest że nie będę się odżywiał w trybie ciągłym jedzeniem z tektury i sklepu chemicznego (w rodzaju McDonalds), bo to każdego doprowadzi do grobu. Ale jestem też daleki od zostania niewolnikiem jakiejś obłędnej ideologii związanej ze zdrową żywnością. Tam gdzie za chwilę będę mieszkał jest JEDEN sklep i jego właściciel za zdrową żywność zapewne uważa pół litra z ogórkiem. Niezbyt mi się widzi uprawianie jakichś pielgrzymek w poszukiwaniu
zdrowej żywności która nie zawiera żadnych szkodliwych substancji - bo takiego żarcia w naszych czasach tak naprawdę po prostu prawie nie ma.
Z resztą. Zgodnie z moim rozumieniem, pielgrzymki powinny być związane tylko z Bogiem a nie z moim ogólnym samozadowoleniem że odżywiam się DOBRZE (bo lepiej niż inni nieświadomi i niedouczeni nieszczęśnicy którzy krzywdzą siebie, swoje ciała swoich bliskich, a przede wszystkim rożne przepiękne zwierzątka).
A mięso mi smakuje. Nie śmierdzi i jest bardzo smaczne. Tak, być może w oczach niektórych to czyni mnie ścierwojadem i człowiekiem który nie ma w sobie nic ze św. Franciszka ale trudno. Ja poza strawą duchową potrzebuję też cielesnej i na pewno nie jestem święty. A poza tym gdyby człowiek miał być wyłącznie roślinożerny to by go Bóg trochę lepiej zrobił (dwa żołądki np. byłyby niezłe i możliwość trawienia celulozy). A ja tak nie mam (nie wiem jak inni), więc radzę sobie jak umiem i nie będąc wybrednym jem większość rzeczy jakie nie uciekają na drzewo i część tych co uciekają też.
Zgadzam się że pewnie mnie to wcześniej uśmierci ale trudno. Nie jestem wcale aż tak mocno przywiązany do tego świata żebym musiał walczyć o to za taką cenę. Nie jest też powiedziane że nie przejedzie mnie samochód z jakimś miłośnikiem soków owocowo warzywnych z żyta chmielu i ziemniaków za kierownicą (jakże wegetariańsko zabrzmiało) i wtedy cała dieta psu a budę PATRZ NASTĘPNY POST.
Jestem też katolikiem i zamierzam odwołać się do Biblii. Uważam że mam do tego prawo a jak komuś to przeszkadza to już nie mój ból. To w końcu nie jest forum GazWyb. Apokalipsy cytował nie będę (to jest domena kogoś innego) ale coś odpowiedniego znalazłem.
PRIMO: z Ew wg. Marka: "Nie może splamić człowieka nic, co wchodzi do niego z zewnątrz, ale to plami człowieka, co wychodzi z niego. Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha. A kiedy wszedł do domu, z dala od tłumu zapytali Go uczniowie o tę przypowieść. I mówi im: - Czy wy też nie pojmujecie? Czyż nie rozumiecie, że wszystko, co z zewnątrz wchodzi do człowieka, nie może go uczynić nieczystym? Że nie wchodzi do jego serca, ale do brzucha i zostaje wydalone na zewnątrz? W ten sposób uznał wszystkie pokarmy za czyste".
Ja nie jestem starozakonny żebym miał jakąś listę "koszernych i trefnych" dań. Jem to co się da i staram się nie jeść śmieci. Nie dorabiam do tego żadnej ideologii, ani nie czuje się przez to ani lepszy ani gorszy.
SECUNDO: z Ew. wg Łukasza: " Lecz Bóg rzekł do niego: Głupcze, jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy od ciebie; komu więc przypadnie to, coś przygotował? Tak dzieje się z każdym, kto skarby gromadzi dla siebie, a nie jest bogaty przed Bogiem. Potem rzekł do swoich uczniów: Dlatego powiadam wam: Nie troszczcie się zbytnio o życie, co macie jeść, ani o ciało, czym macie się przyodziać. Życie bowiem więcej znaczy niż pokarm, a ciało więcej niż odzienie.
Wierzę w Boga i tylko w niego. Nie w diety, nie w zdrową żywność, nie w dziwnie rozumiany franciszkanizm. Nie jestem wyznawcą ani kotleta schabowego, ani tym bardziej jaglanego.
UFF. To tyle co mi leżało na wątrobie - to pewnie przez to mięso. Przepraszam za kilometrowy post ale mój nick nie wziął się znikąd. Na żywo też tak mam. Współczujcie moim uczniom. Jedyne co ich trzyma przy życiu to fakt że lekcja trwa tylko 45 minut.
Była sobie para z 60-letnim stażem małżeńskim. Nie byli bogaci, ale dawali sobie radę, ostrożnie gospodarując pieniędzmi. Mieli po 85 lat, ale byli dobrego zdrowia, głównie dzięki żonie, która przez ostatnią dekadę kładła wielki nacisk na zdrowe jedzenie i ćwiczenia. Z pewnością żyliby jeszcze długo, jednak podczas podróży rozbił się ich samolot. Tak więc trafili do nieba. Stanęli przed niebiańskimi wrotami, a św. Piotr wprowadził ich do wewnątrz. Zabrał ich do pięknego dworku, umeblowanego w złoto i jedwabie, z pięknie wyposażoną kuchnią i wodospadem w głównej łazience. Zobaczyli służącą, wieszającą ich ulubione ubrania w szafie. Westchnęli oszołomieni, gdy Piotr powiedział:
- Witamy w niebie. To będzie teraz wasz dom. Staruszek zapytał Piotra, ile to wszystko będzie kosztować.
- Ależ, nic - odpowiedział Piotr - Pamiętajcie, to nagroda, którą otrzymujecie w niebie za wasze życie na ziemi.
Staruszek wyjrzał przez okno i zobaczył wielkie pole golfowe, wspanialsze niż jakiekolwiek na ziemi.
- A jakie tam są opłaty? - mruknął.
- To jest niebo - odpowiedział św. Piotr. - Tu możesz grać codziennie, za darmo.
Potem udali się do klubu i zobaczyli obficie zastawiony stół, z każdą kuchnią, jaką sobie można wymarzyć. Staruszek patrzył na owoce morza, steki, egzotyczne desery i przeróżne rodzaje napojów.
- Nawet nie pytaj - św. Piotr uprzedził staruszka. - To jest niebo, to wszystko jest za darmo dla was, cieszcie się.
Staruszek rozejrzał się wokół i nerwowo spojrzał na żonę.
- Dobrze, a gdzie są nisko tłuszczowe, niskocholesterolowe potrawy i bezkofeinowa kawa? - zapytał.
- To jest najlepsza część. - odpowiedział św. Piotr. - Możecie jeść i pić ile chcecie i nigdy nie będziecie grubi ani chorzy. To jest niebo!
Staruszek wciąż nie dowierzał.
- Żadnej gimnastyki, aby to zgubić? - zapytał
- Nie, chyba że chcecie - odpowiedział Piotr.
- Nie ma badania poziomu cukru ani ciśnienia krwi ani...
- Już nigdy. Wszystko co tu robicie ma wam sprawiać radość. Staruszek spojrzał na żonę i powiedział:
- Ty i te twoje cholerne otrębowe płatki! A mogliśmy tu być już dziesięć lat temu!
Prayboy, ale od kiedy jakąś nową cnotą jest żywienie się byle jak, byle tanio?
Poza tym, nie masz zupełnie racji. Przez dłuższy czas piekłam w domu (od razu dopowiem - w tym czasie pracowałam całoetatowo z dojazdami prawie 50 km w jedną stronę, żeby nie było, że to hobby dla znudzonych rencistów i niewykonalne w normalnych warunkach życiowych). Kupowałam z reguły dobrą, droższą mąkę, a i tak wychodziło taniej niż piekarniana masówka.
[cite] Kerima:[/cite]Mi się wydaje, że jest jeszcze "środkowa droga" między jedzeniem w kółko dżemu z białym chlebem na śniadanie, golonki na obiad i smażonej kiełbasy na kolację.
Sniadań nie jadam, ale powyższe jest właśnie moim ulubionym jedzeniem. Na kolację, zamiast smażonej kiełbasy może byś tuszonka (bardzo tłusta konserwa wieprzowa) lub chleb ze smalcem i cebulą.
A wątrobę mam na maksa rozwaloną.:bigsmile:
Klarcia wręcz organicznie nie znosi tzw. zdrowego jedzenia.:fingersear:
Juka, coś, co jest pracochłonne jest robione od czasu do czasu, na co dzień są inne, proste potrawy. Osoby jedzące mięso też chyba nie przygotowują każdego dnia mielonych?
Kerima, w zimie jadamy marchew, dynię (w duzych ilościach, w sezonie można ją kupić na giełdzie po 1 zł za kg lub posadzić sobie na działce, wiele odmian można przechowywać do wiosny), buraki, pietruszkę, seler, kapustę białą, włoską, pekińską, czerwoną, brukselkę, jarmuż (mamy swój z działki, ale można też kupić w Makro i Realu), cebulę, pory (w dużych ilościach), rzepę czarną, rzepę białą, to są nasze podstawowe. Czasem seler naciowy, bardzo rzadko brokuła. Generalnie jadamy to, co jest sezonowe. wyjątkiem jest papryka, którą mrozimy i czasem dodajemy do potraw.
Strączki: soczewica zielona, czerwona, ciecierzyca, fasola jaś, groch niełuskany, fasola kidney, fasola mung i azuki. do tego dodaję do różnych potraw pestki dyni, słonecznika, sezamu.
Owoce to głównie jabłka i gruszki, sporadycznie cytrusy (raczej mąż i Pawełek, ja nie lubię ich jeść w zimie). Do tego suszone owoce, morele, śliwki, jabłka, gruszki.
Marsjanka, a możesz mi pokazać, gdzie ośmieszam i deprecjonuję żywienie innych? U mnie jedzenie nie jest na piedestale, powiedziałabym, że np Małgorzata więcej pisze o tym, co lub jeść, co zrobiła czy zrobi. Dla mnie posiłek to posiłek, wchodzę do kuchni, robię, zjadamy i tyle. Jakoś sobie nie przypominam, żeby tylko tym żyła i się tym ekscytowała.
Pisałam o chlebie z dżemem, bo również na tym forum czytałam o takich śniadaniach podawanych dzieciom. Czy ja innych ośmieszam? Nie, piszę, że to jest dobry i zdrowy posiłek dla rosnącego organizmu. Ale i tak każdy sam decyduje.
Małorzato, dieta dr Dąbrowskiej nie tyko jest dla tych, którzy ciężko chorują. Również dla tych, co chcą zregenerować wątrobę, usunąć z organizmu złogi, niepotrzebne komórki (w tym zrakowaciałe), czy się odmłodzić. Czym innym jest sama dieta, której przestrzega się np. kilka tygodni czy dłużej (same warzywa, nie wszystkie i wybrane owoce), a czym innym jadłospis na każdy inny dzień - z przestrzeganiem różnych zaleceń.
Małgorzat, a co jest dziwnego z tym, że to rodzice decydują o diecie i wychowaniu dziecka? Ty wybierasz dla swojej rodziny to, o czym piszesz, ja co innego. Czy zakładasz, że Twoje dzieci będą Twoimi klonami w przyszłości, absolutnie niczego nie zmienią w życiu? Muszą być takie jak Ty i wszystko mieć u siebie tak, jak Ty miałaś? Ja nie zakładam, że moje dzieci muszą konieczne i bezapelacyjnie iść naszą drogą. Podstawą u nas jest to, że pewnych rzeczy nie jadamy, bo nie musimy, a nie dlatego, że np. nie możemy. Wszystko mogę, ale nic nie muszę.
Małgorzato, napisałaś: "jakbym zjawiła się w tzw, "gościach" u Ciebie, nic nie masz z mojej diety". Rozumiem, że każdy posiłek u Ciebie jest mięsny, nawet w piątek i zawsze nabiałowy? Skąd wiesz, jak gotuję? Tak się składa, że są ludzie, którzy do nas przychodzą z przyjemnością, bo wiedzą, że zawsze jest smaczny, ugotowany posiłek dostosowany do ich smaku i gustu. Mamy mnóstwo znajomych jedzących tradycyjnie i w sumie się utarło, że oni wolą do nas przychodzić, bo wiedza, że zawsze jest coś nowego, czego nie znają. Bardzo smakowała np. sałatka z dynią hokkaido, por duszony z marchewką, imbirem i ciecierzycą, potrawka z fasolki mung. Bardzo mnie zaciekawiłaś swoimi słowami, nie jadacie żadnej fasoli, żadnych sałatek, naleśników z kapustą, grzybami, bananem, duszonych czy pieczonych warzyw czy zapiekanek, gołąbków, spagetti z pesto czy innych sosem, foccacci, różnych placków na słono i słodko, warzyw typu do ryby po grecku z np. fasolą, żadnych pieczonych pierogów np. z grzybami czy soczewicą czy warzywami, kapusciaków etc etc? Wszystko wyłącznie z mięsem i nabiałem? Nasza kuchnia jest na tyle bogata, że czasem mąż się skarży, że na swoje ulubione potrawy musi czekać miesiąc czy dwa, bo ciągle jest coś nowego.
Dla mnie szacunek dla gościa wiąże się z tym, że zawsze mam dla niego posiłek i zawsze jest on dostosowany do jego smaków i potrzeb. Ponieważ zawsze goście są u nas długo, więc nigdy nie jest tak, że dostają kanapki. Wspólne spożywanie posiłku jest dla mnie bardzo ważne.
Acha, pytałaś o moją wiarę. Jestem katoliczką, czynnie zawsze uczestniczę w Mszy Św. Nie fascynowałam się ani Hare Kriszna ani tymi podobnymi sprawami. Po prostu nie każdy jedzący inaczej musi być innowiercą.
[cite] Prayboy:[/cite]ceny z budki z pieczywem:
- chleb (zwykły bez konserwantów): 2.20
- bułeczka orkiszowa: 1.20
u mnie
- chleb żytni - 2zł
- chleb razowy ze słonecznikiem - 2zł
- chleb biały zwykły - 2zł
i wszystkie pyszne, ale jutro koleżanka ma mi przynieść zakwas i spróbuję upiec sama:bigsmile:
Ta moja koleżanka (swoją drogą doktor medycyny) i stosuje dietę podobną do Ani D., podobną w tym, że je warzywa i owoce sezonowe, dużo kasz, nie pije mleka, nie odrzuca natomiast (póki co) mięsa (je mięso, ale nie często). Tak się ostatnio zgadzałyśmy i ja im dłużej o tym myślę i im więcej czytam to widzę, że taka dieta ma sens.
Tymczasem jestem w okresie przejściowym - zbieram przepisy
Co do sposobu żywienia naszych przodków (bo tu się niektórzy powoływali), to też nie sądzę by codziennie szynkę i pieczeń jedli, albo pomidory w zimę... Mięsko to raczej od święta tylko było, a na co dzień: kasza, buraki, kiszona kapusta, ziemniaki, cebula...
A ja bym tak chciała być gościem i chętnie spróbowała bym posiłków Ani D. :bigsmile: Już sam opis apetycznie zabrzmiał:bigsmile:
A potem do Małgorzaty na jej frytki
Belfer, a kto mówi, że trzeba wszystko kupować w sklepie ze zdrową żywnością? Niektóre rzeczy można, ale podstawy kupujemy na bazarze lub giełdzie, gdzie jest dużo taniej. Polecam tak robić zakupy, gruszki polskie na giełdzie kosztują teraz ok. 1, w sklepie co najmniej 3-5 zł. Tam kupujemy wszelkie kasze, sporo strączków, warzywa. Dużo rzeczy, które jadamy, kupujemy w zwykłym sklepie, typu brązowy ryż. W sklepie ze zdrową żywnością (czasem przez net, jak chcemy większą ilość) kupujemy niełuszczony sezam, fasolkę mung, razowy makaron (też jest już w wielu sklepach) i azuki, sos sojowy. To chyba wszystko. Acha, nie kupujemy w eleganckich sklepach typu "Galeria smaku" etc, bo tak wszystko jest pakowane w maleńkie opakowania i kosztuje dużo. Nie śledzimy składu produktów, w sumie jest tak, że nie kupujemy prawie nic gotowego (z różnych powodów, też finansowych, smakowych i in).
Mąki razowe mamy swoje, bo tak jest dużo taniej. Pszenica kosztuje ok 1 zł, żyto 40 gr za kilogram. Jak upiekę chleb, a robię to od lat, to kosztuje nas to grosze. Takiego chleba na zakwasie nie da się kupić. Nie idziemy w stronę fajerwerków, tylko prostego, smacznego i zwykłego jedzenia. Jak pisałam, my wszystko możemy, nic nie musimy. wiele osób nie rozumie, że ja nie pożądam szynki, schabowego, żółtego sera etc. Ludzie patrzą na nas swoją miarą i wydaje im się, że skoro dla nich to taki rarytas, to dla nas pewnie też, tylko się, biedaki, męczymy i ograniczamy. Cóż, tak to jest, że głodny nie zrozumie bogatego.
Komentarz
Aniu,
a możesz powiedzieć, jakie warzywa, strączki i owoce jecie teraz, zimą?
Mnie także na początku wydawało się to pracochłonne, bo nie wiedziałam co można z danych rzeczy przygotować. Kaszę jaglaną spokojnie można zjeść na śniadanie na słodko z suszonymi albo świeżymi owocami, zrobić z niej krupnik i kotleciki.
różnorodnie chyba miało być... i bez ideologii...
nie pasowała mi nagonka na AnięD., ale nie pasuję mi też jej stawianie jej sposobu żywienia na piedestale - i ośmieszanie i deprecjonowanie żywienia innych
od razu przypomina mi się Amelia (czy jakoś tak) i jej przeświadczenie że wielodzietni żywią się i swoje dzieci li tylko chlebem ze smalcem
a na kłopoty skórne i alergie polecam porządnie przebadać tarczycę (jeśli ktoś będzie chętny mogę rozwinąć temat)
najważniejsze badania to:
1. TSH (hormon przysadki sterujący pracą tarczycy) - ale nie można sugerować się samym poziomem TSH, bez zbadania hormonów tarczycy - warto też pamiętać, że normy dla kobiet w wieku tzw. płodnym są dużo węższe niż podawane przez laboratoria max. do 2
2. FT3 i FT4 (tzw. wolne hormony tarczycy - nie należy badać T3 i T4 ze względu na małą wiarygodność badania) - ich poziom i zdrowych powinien oscylować w okolicach 50% normy i być mniej więcej na tym samym poziomie normy - różnice w poziomach hormonów sugerują od razu jakiego rodzaju zaburzenia wchodzą w grę
3. przeciwciała tarczycowe - pomagają określić czy kłopoty z tarczycą mają podłoże autoimmunologiczne - TRAB (chroba Graves-Basedowa), aTG i aTPO (stany zapalne tarczycy, głównie choroba Hashimoto)
4. USG tarczycy - bardzo ważne badanie, ważna jest objętość tarczycy, jej echogeniczność, ewentualna obecność guzków itp.
przy nadwadze zwykle mamy do czynienia z niedoczynnością tarczycy
Te kasze to był tylko przykład na to, że nie musi być czasochłonnie.
nie kumam tego,
poświęcam ostatnio na obiad ok. 30-40 minut - z czego ok. 10-15 min. poświęcam na przygotowanie (obranie, wymycie, siekanie, krojenie, wstawienie, przyprawienie) - a resztę czasu spędzam w pozycji leżącej z rzadka przerywanej doglądaniem perkoczących garnków
czy potrawy z tej przykładowej kaszy (lub innej) są mniej czasochłonne?
chętnie się dokształcę
z hormonami wogóle?
zwolennicy zdrowego odżywiania zapewne twierdzą, zę od wrzucania w siebie nieodpowiednich pokarmów...
ale - co jest swego rodzaju niesprawiedliwością - choroby tarczycy dotykają zazwyczaj kobiety, i to najczęściej po ciąży/porodzie/poronieniu - kiedy może wystąpić poporodowe zapalenie tarczycy (pzz) z nadczynnością lub niedoczynnością (lub jedno przechodzące w drugie) - PZZ może wystąpić do 12 miesięcy po porodzie - więc przedłużające się zmęczenie, senność, drażliwość, wypadające włosy, kłopoty ze skórą itp. powinny wzmóc czujność i skłonić do przebadania się (nawet prywatnie - bo lekarze na NFZ są mało skłonni do dawania skierowań, niestety - ja np. "za zdrowo wyglądałam")
ma to związek z bardzo dużym obciążeniem tarczycy matki podczas ciąży, zwłaszcza w pierwszych tygodniach ciąży (cały pierwszy trymestr), w 2. i 3. trymestrze dziecko korzysta już po części z własnej tarczycy (choć głównie cały czas z mamy)
ciekawy artykuł o hormonach tarczycy w ciąży
ja straciłam z powodu niedoczynności dwie ciąże, między pierwszą stratą a drugą ponad 20 miesięcy nie mogłam zajść w ciąże (i jak się okazało po znalezieniu wyników z mojej drugiej ciąży, z Michasią, już wtedy byłam w niedoczynności i wedle słów diagnozującej mnie w zeszłym roku endokrynolog "cud, że Pani donosiła tę ciąże zdrowo"), mam też powiększoną tarczycę wskazującą na stan zapalny, i przeciwciała aTPO i aTG, co świadczy o tym że trwa to już dłuższy czas i organizm zaczął wytwarzać przeciwciała przeciwko tarczycy - na tej podstawie mam stwierdzoną niedoczynność spowodowaną przewlekłym autoimmunologicznym zapaleniem tarczycy tzw. Hashimoto) - w obecną zaszłam w pierwszym cyklu po poronieniu, kiedy, dzięki Bogu, zostałam zdiagnozowana, i włączono mi leczenie - tyroksynę, syntetyczny hormon tarczycy (tego hormonu nie należy się bać - mała biała tabletka, łykana rano na czczo) - dziś jestem już w 30tc.
Pax a wiesz, że osoby które są niewierzące lub "nie za bardzo wierzące"
to po CUDOWNYM uzdrowieniu przy zastosowaniu metody takiej czy innej, nagle stają się niezwykle wierzące ..niestety głownie w TO dzięki czemu wg. nich zostały uzdrowione
Co zrobi wierząca osoba uzdrowiona z ciężkiej choroby ? ..zapewne będzie dziekować Bogu za ten dar ...
czy poprawi się jakość życia tej osoby ?
Komu bedzię dziękować uzdrowiona niewierząca osoba?
czy poprawi się jakość życia tej osoby ?
Co nie jest wieczne jest niczym !
SWOJĄ DROGĄ
Ciekawe że większość metod CUDOWNEGO ULECZANIA wymyślili PANOWIE
Drogie Panie proponuje więcej słuchać głosu SERCA
Rozumiem dietę w przypadku ludzi poważnie chorych.
Cukrzyca, nietolerancja na gluten, uczulenia.
Oni muszą jeść tak jak im wypada i nic na to nie mogą poradzić.
Ja tam jestem człowiekiem zdrowym i przez to co istotne wolnym.
Mogę jeść co i kiedy chcę. Jasnym jest że nie będę się odżywiał w trybie ciągłym jedzeniem z tektury i sklepu chemicznego (w rodzaju McDonalds), bo to każdego doprowadzi do grobu. Ale jestem też daleki od zostania niewolnikiem jakiejś obłędnej ideologii związanej ze zdrową żywnością. Tam gdzie za chwilę będę mieszkał jest JEDEN sklep i jego właściciel za zdrową żywność zapewne uważa pół litra z ogórkiem. Niezbyt mi się widzi uprawianie jakichś pielgrzymek w poszukiwaniu
zdrowej żywności która nie zawiera żadnych szkodliwych substancji - bo takiego żarcia w naszych czasach tak naprawdę po prostu prawie nie ma.
Z resztą. Zgodnie z moim rozumieniem, pielgrzymki powinny być związane tylko z Bogiem a nie z moim ogólnym samozadowoleniem że odżywiam się DOBRZE (bo lepiej niż inni nieświadomi i niedouczeni nieszczęśnicy którzy krzywdzą siebie, swoje ciała swoich bliskich, a przede wszystkim rożne przepiękne zwierzątka).
A mięso mi smakuje. Nie śmierdzi i jest bardzo smaczne. Tak, być może w oczach niektórych to czyni mnie ścierwojadem i człowiekiem który nie ma w sobie nic ze św. Franciszka ale trudno. Ja poza strawą duchową potrzebuję też cielesnej i na pewno nie jestem święty. A poza tym gdyby człowiek miał być wyłącznie roślinożerny to by go Bóg trochę lepiej zrobił (dwa żołądki np. byłyby niezłe i możliwość trawienia celulozy). A ja tak nie mam (nie wiem jak inni), więc radzę sobie jak umiem i nie będąc wybrednym jem większość rzeczy jakie nie uciekają na drzewo i część tych co uciekają też.
Zgadzam się że pewnie mnie to wcześniej uśmierci ale trudno. Nie jestem wcale aż tak mocno przywiązany do tego świata żebym musiał walczyć o to za taką cenę. Nie jest też powiedziane że nie przejedzie mnie samochód z jakimś miłośnikiem soków owocowo warzywnych z żyta chmielu i ziemniaków za kierownicą (jakże wegetariańsko zabrzmiało) i wtedy cała dieta psu a budę PATRZ NASTĘPNY POST.
Jestem też katolikiem i zamierzam odwołać się do Biblii. Uważam że mam do tego prawo a jak komuś to przeszkadza to już nie mój ból. To w końcu nie jest forum GazWyb. Apokalipsy cytował nie będę (to jest domena kogoś innego) ale coś odpowiedniego znalazłem.
PRIMO: z Ew wg. Marka: "Nie może splamić człowieka nic, co wchodzi do niego z zewnątrz, ale to plami człowieka, co wychodzi z niego. Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha. A kiedy wszedł do domu, z dala od tłumu zapytali Go uczniowie o tę przypowieść. I mówi im: - Czy wy też nie pojmujecie? Czyż nie rozumiecie, że wszystko, co z zewnątrz wchodzi do człowieka, nie może go uczynić nieczystym? Że nie wchodzi do jego serca, ale do brzucha i zostaje wydalone na zewnątrz? W ten sposób uznał wszystkie pokarmy za czyste".
Ja nie jestem starozakonny żebym miał jakąś listę "koszernych i trefnych" dań. Jem to co się da i staram się nie jeść śmieci. Nie dorabiam do tego żadnej ideologii, ani nie czuje się przez to ani lepszy ani gorszy.
SECUNDO: z Ew. wg Łukasza: " Lecz Bóg rzekł do niego: Głupcze, jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy od ciebie; komu więc przypadnie to, coś przygotował? Tak dzieje się z każdym, kto skarby gromadzi dla siebie, a nie jest bogaty przed Bogiem. Potem rzekł do swoich uczniów: Dlatego powiadam wam: Nie troszczcie się zbytnio o życie, co macie jeść, ani o ciało, czym macie się przyodziać. Życie bowiem więcej znaczy niż pokarm, a ciało więcej niż odzienie.
Wierzę w Boga i tylko w niego. Nie w diety, nie w zdrową żywność, nie w dziwnie rozumiany franciszkanizm. Nie jestem wyznawcą ani kotleta schabowego, ani tym bardziej jaglanego.
UFF. To tyle co mi leżało na wątrobie - to pewnie przez to mięso. Przepraszam za kilometrowy post ale mój nick nie wziął się znikąd. Na żywo też tak mam. Współczujcie moim uczniom. Jedyne co ich trzyma przy życiu to fakt że lekcja trwa tylko 45 minut.
Była sobie para z 60-letnim stażem małżeńskim. Nie byli bogaci, ale dawali sobie radę, ostrożnie gospodarując pieniędzmi. Mieli po 85 lat, ale byli dobrego zdrowia, głównie dzięki żonie, która przez ostatnią dekadę kładła wielki nacisk na zdrowe jedzenie i ćwiczenia. Z pewnością żyliby jeszcze długo, jednak podczas podróży rozbił się ich samolot. Tak więc trafili do nieba. Stanęli przed niebiańskimi wrotami, a św. Piotr wprowadził ich do wewnątrz. Zabrał ich do pięknego dworku, umeblowanego w złoto i jedwabie, z pięknie wyposażoną kuchnią i wodospadem w głównej łazience. Zobaczyli służącą, wieszającą ich ulubione ubrania w szafie. Westchnęli oszołomieni, gdy Piotr powiedział:
- Witamy w niebie. To będzie teraz wasz dom. Staruszek zapytał Piotra, ile to wszystko będzie kosztować.
- Ależ, nic - odpowiedział Piotr - Pamiętajcie, to nagroda, którą otrzymujecie w niebie za wasze życie na ziemi.
Staruszek wyjrzał przez okno i zobaczył wielkie pole golfowe, wspanialsze niż jakiekolwiek na ziemi.
- A jakie tam są opłaty? - mruknął.
- To jest niebo - odpowiedział św. Piotr. - Tu możesz grać codziennie, za darmo.
Potem udali się do klubu i zobaczyli obficie zastawiony stół, z każdą kuchnią, jaką sobie można wymarzyć. Staruszek patrzył na owoce morza, steki, egzotyczne desery i przeróżne rodzaje napojów.
- Nawet nie pytaj - św. Piotr uprzedził staruszka. - To jest niebo, to wszystko jest za darmo dla was, cieszcie się.
Staruszek rozejrzał się wokół i nerwowo spojrzał na żonę.
- Dobrze, a gdzie są nisko tłuszczowe, niskocholesterolowe potrawy i bezkofeinowa kawa? - zapytał.
- To jest najlepsza część. - odpowiedział św. Piotr. - Możecie jeść i pić ile chcecie i nigdy nie będziecie grubi ani chorzy. To jest niebo!
Staruszek wciąż nie dowierzał.
- Żadnej gimnastyki, aby to zgubić? - zapytał
- Nie, chyba że chcecie - odpowiedział Piotr.
- Nie ma badania poziomu cukru ani ciśnienia krwi ani...
- Już nigdy. Wszystko co tu robicie ma wam sprawiać radość. Staruszek spojrzał na żonę i powiedział:
- Ty i te twoje cholerne otrębowe płatki! A mogliśmy tu być już dziesięć lat temu!
Dowcip pierwszorzędny, zresztą post powyżej też.:ff:
więc wklej przepis
bo ja z tych, co , jak przeczytają ,że ktoś chwali jedzonko- od razu jestem głodna i chce ugotować
tzn proszę Cie o ten przepis , żeby nie było...
jestem za tym żeby każdy jadł co chce i nie wciskał innym swojej ideologii.
Poza tym, nie masz zupełnie racji. Przez dłuższy czas piekłam w domu (od razu dopowiem - w tym czasie pracowałam całoetatowo z dojazdami prawie 50 km w jedną stronę, żeby nie było, że to hobby dla znudzonych rencistów i niewykonalne w normalnych warunkach życiowych). Kupowałam z reguły dobrą, droższą mąkę, a i tak wychodziło taniej niż piekarniana masówka.
Sniadań nie jadam, ale powyższe jest właśnie moim ulubionym jedzeniem. Na kolację, zamiast smażonej kiełbasy może byś tuszonka (bardzo tłusta konserwa wieprzowa) lub chleb ze smalcem i cebulą.
A wątrobę mam na maksa rozwaloną.:bigsmile:
Klarcia wręcz organicznie nie znosi tzw. zdrowego jedzenia.:fingersear:
- chleb (zwykły bez konserwantów): 2.20
- bułeczka orkiszowa: 1.20
Kerima, w zimie jadamy marchew, dynię (w duzych ilościach, w sezonie można ją kupić na giełdzie po 1 zł za kg lub posadzić sobie na działce, wiele odmian można przechowywać do wiosny), buraki, pietruszkę, seler, kapustę białą, włoską, pekińską, czerwoną, brukselkę, jarmuż (mamy swój z działki, ale można też kupić w Makro i Realu), cebulę, pory (w dużych ilościach), rzepę czarną, rzepę białą, to są nasze podstawowe. Czasem seler naciowy, bardzo rzadko brokuła. Generalnie jadamy to, co jest sezonowe. wyjątkiem jest papryka, którą mrozimy i czasem dodajemy do potraw.
Strączki: soczewica zielona, czerwona, ciecierzyca, fasola jaś, groch niełuskany, fasola kidney, fasola mung i azuki. do tego dodaję do różnych potraw pestki dyni, słonecznika, sezamu.
Owoce to głównie jabłka i gruszki, sporadycznie cytrusy (raczej mąż i Pawełek, ja nie lubię ich jeść w zimie). Do tego suszone owoce, morele, śliwki, jabłka, gruszki.
Pisałam o chlebie z dżemem, bo również na tym forum czytałam o takich śniadaniach podawanych dzieciom. Czy ja innych ośmieszam? Nie, piszę, że to jest dobry i zdrowy posiłek dla rosnącego organizmu. Ale i tak każdy sam decyduje.
Małgorzat, a co jest dziwnego z tym, że to rodzice decydują o diecie i wychowaniu dziecka? Ty wybierasz dla swojej rodziny to, o czym piszesz, ja co innego. Czy zakładasz, że Twoje dzieci będą Twoimi klonami w przyszłości, absolutnie niczego nie zmienią w życiu? Muszą być takie jak Ty i wszystko mieć u siebie tak, jak Ty miałaś? Ja nie zakładam, że moje dzieci muszą konieczne i bezapelacyjnie iść naszą drogą. Podstawą u nas jest to, że pewnych rzeczy nie jadamy, bo nie musimy, a nie dlatego, że np. nie możemy. Wszystko mogę, ale nic nie muszę.
Małgorzato, napisałaś: "jakbym zjawiła się w tzw, "gościach" u Ciebie, nic nie masz z mojej diety". Rozumiem, że każdy posiłek u Ciebie jest mięsny, nawet w piątek i zawsze nabiałowy? Skąd wiesz, jak gotuję? Tak się składa, że są ludzie, którzy do nas przychodzą z przyjemnością, bo wiedzą, że zawsze jest smaczny, ugotowany posiłek dostosowany do ich smaku i gustu. Mamy mnóstwo znajomych jedzących tradycyjnie i w sumie się utarło, że oni wolą do nas przychodzić, bo wiedza, że zawsze jest coś nowego, czego nie znają. Bardzo smakowała np. sałatka z dynią hokkaido, por duszony z marchewką, imbirem i ciecierzycą, potrawka z fasolki mung. Bardzo mnie zaciekawiłaś swoimi słowami, nie jadacie żadnej fasoli, żadnych sałatek, naleśników z kapustą, grzybami, bananem, duszonych czy pieczonych warzyw czy zapiekanek, gołąbków, spagetti z pesto czy innych sosem, foccacci, różnych placków na słono i słodko, warzyw typu do ryby po grecku z np. fasolą, żadnych pieczonych pierogów np. z grzybami czy soczewicą czy warzywami, kapusciaków etc etc? Wszystko wyłącznie z mięsem i nabiałem? Nasza kuchnia jest na tyle bogata, że czasem mąż się skarży, że na swoje ulubione potrawy musi czekać miesiąc czy dwa, bo ciągle jest coś nowego.
Dla mnie szacunek dla gościa wiąże się z tym, że zawsze mam dla niego posiłek i zawsze jest on dostosowany do jego smaków i potrzeb. Ponieważ zawsze goście są u nas długo, więc nigdy nie jest tak, że dostają kanapki. Wspólne spożywanie posiłku jest dla mnie bardzo ważne.
u mnie
- chleb żytni - 2zł
- chleb razowy ze słonecznikiem - 2zł
- chleb biały zwykły - 2zł
i wszystkie pyszne, ale jutro koleżanka ma mi przynieść zakwas i spróbuję upiec sama:bigsmile:
Ta moja koleżanka (swoją drogą doktor medycyny) i stosuje dietę podobną do Ani D., podobną w tym, że je warzywa i owoce sezonowe, dużo kasz, nie pije mleka, nie odrzuca natomiast (póki co) mięsa (je mięso, ale nie często). Tak się ostatnio zgadzałyśmy i ja im dłużej o tym myślę i im więcej czytam to widzę, że taka dieta ma sens.
Tymczasem jestem w okresie przejściowym - zbieram przepisy
Co do sposobu żywienia naszych przodków (bo tu się niektórzy powoływali), to też nie sądzę by codziennie szynkę i pieczeń jedli, albo pomidory w zimę... Mięsko to raczej od święta tylko było, a na co dzień: kasza, buraki, kiszona kapusta, ziemniaki, cebula...
A potem do Małgorzaty na jej frytki
Mąki razowe mamy swoje, bo tak jest dużo taniej. Pszenica kosztuje ok 1 zł, żyto 40 gr za kilogram. Jak upiekę chleb, a robię to od lat, to kosztuje nas to grosze. Takiego chleba na zakwasie nie da się kupić. Nie idziemy w stronę fajerwerków, tylko prostego, smacznego i zwykłego jedzenia. Jak pisałam, my wszystko możemy, nic nie musimy. wiele osób nie rozumie, że ja nie pożądam szynki, schabowego, żółtego sera etc. Ludzie patrzą na nas swoją miarą i wydaje im się, że skoro dla nich to taki rarytas, to dla nas pewnie też, tylko się, biedaki, męczymy i ograniczamy. Cóż, tak to jest, że głodny nie zrozumie bogatego.