naprawdę wystarczy 40 minut pieczenia na taki ok. kilogramowy bochenek? jakoś mi się to mało wydaje, ale ja w pieczeniu chleba nie mam wprawy, piekłam tylko ciasta...
chleb siedzi już w piecu pół godziny, najpierw miał 230 stopni, potem zmniejszyłam do około 200, za chwilę znowu trochę zmniejszę...
Prześladuje mnie wizja, że będzie zakalec, niedopieczony i w ogóle... takie miałam perypetie na początku z ciastami.
lepiej lekko przypalić niż nie dopiec, prawda?
normalnie, totalny laik ze mnie i co sekundę atakuje mnie nowa wątpliwość, aaaaaa!
@pustynny, głuchy odgłos rozpoznasz, ręczę Ci. Stukałaś się kiedyś w głowę z otwartymi ustami w "O" w celu udowodnienia, że nic w niej nie ma (u mnie w rodzinie to była jedna z podstawowych rozrywek)? To mniej więcej podobnie brzmi głuchy odgłos upieczonego chleba.
Chleb jeszcze dobrze nie wystygł, a my już się na niego rzuciliśmy.
Pierwsze wrażenie po rozkrojeniu - łeeee, zakalec.
Ale nie, chleb wyrósł, bąbelki równomiernie rozłożone. Po prostu taki wilgotny jest - to normalne?
Przepis był taki:
400 g świeżo wyhodowanego zakwasu żytniego
300 g mąki pszennej
100 g mąki żytniej 200
200 ml wody
Kwaśny jest, ale chyba tak w sam raz, strasznie mi ta kwaskowość się podoba
Ogólnie - ufffff, obyło się bez katastrofy kulinarnej, chleb jest jadalny!!!!
Misję uważam za zakończoną sukcesem - chleb idealny nie jest (zresztą tak dawno nie jadłam nic podobnego, że nie wiedziałam już, jakiego smaku się spodziewać), ale jak na pierwszy raz zdaje egzamin.
Ogromnie Wam dziękuję za cierpliwe odpowiadanie na moje co 5-sekundowe pytania
Żebyście nie myśleli, że teraz to już lekko ze mną będziecie mieli, to mam kolejne pytanie:
czy ktoś z Was ma zakwas poza lodówką na stałe? Czy tak w ogóle można? Dokarmiać go ciągle, on ciągle rośnie i ewoluuje sobie, i co drugi dzień mu trochę podbierać i piec?
Czyli odwracając pytanie, czy jak się piecze co drugi dzień, jest sens chować go do lodówki w ogóle?
Czy może lepiej jest piec raz w tygodniu większą ilość?
Był czas, gdy piekłam co drugi dzień i wtedy nie trzymałam zakwasu w lodówce, ale doszłam do wniosku, że to jednak marnotrawstwo prądu i teraz piekę raz w tygodniu z większej porcji.
Jak się piecze co drugi dzień, to nie ma sensu chować do lodówki. Warto tylko rozważyć, czy jest sens piec co drugi dzień. Chleb zleżały jest zdrowszy od świeżego. Moja ś.p. babcia piekła co 2 tygodnie 15 wielkich bochnów. I na te 2 tygodnie wystarczały i utrzymywały przez ten czas świeżość na tyle, że dawało się w kromkę wbić zęby.
Melduję że drugi chleb udał się jeszcze lepiej, jest bardziej wyrośnięty i co za tym idzie bardziej miękki w środku.
Mój mąż, zadeklarowany miłośnik białego pieczywa, powiedział, że jest pyszny! I że następny mam zrobić bardziej żytni! Szok normalnie!
Dzięki wielkie za ten wątek, sama z siebie pewnie bym nigdy nie uwierzyła, że jestem w stanie upiec chleb na zakwasie. Straszną frajdę mi to sprawiło, i ten kwaskowy posmak, jak mi go brakowało! Chyba z 10 lat nie jadłam takiego chleba!!!
Tak się "bałam" tego zakwasu, a okazało się, że to w sumie prostsze niż pieczenie chleba w automacie!!!
Dzięki Wam wielkie za ten wątek
Słuchajcie, a co można zrobić, żeby chleb był bardziej kwaśny (wiem, wiem, przeważnie ludzie na głowie stają, żeby ten kwas był ledwo wyczuwalny, ale nam właśnie najbardziej smakuje taki mocno kwaskowaty)?
Najlepiej pod tym względem wyszedł pierwszy chleb, który wyrastał prawie 30 godzin i się nieźle przekwasił. Następne podwajały swoją objętość w standardowym czasie, i już tyle smaku nie miały. znaczy się, pyszne są, i lekko kwaskowe, ale nam kwachu nadal mało. Eksperci, macie coś do powiedzienia?
Może po dodaniu mąki zostawić na drugie wyrastanie w dzieży, a potem wymiesza dodając tylko minimalną ilość mąki (np. pszennej lub orkiszowej, żeby z glutenem było, to lepiej urośnie), dobrze wyrobić i dopiero do blaszek na finalne wyrastanie. Powinien wyjść kwasisko.
Komentarz