[cite] Aneta:[/cite]rozumiem Greg... tylko to takie twarde, rzekłabym męskie (bez przytyku)..... a kobiecie czasem wystarcz "ufaj" jak balsam na cierpienie
Mona: inaczej. Ufam, że Duch Święty oświecił ludzi definiujących dogmat, iż dzieci nie ochrzczone lądują w piekle. Nie mam ochoty ani nawet trochę, uznawać, iż Trzecia osoba Boska popadła w schizofrenię i zmieniła nagle w tej kwestii zdanie. Byłoby to straszne bluźnierstwo.
Ponieważ Bogu zależy, aby jak najwięcej było zbawionych, wobec tego wątpię aby On ukrywał przed nami jakąkolwiek drogę do Zbawienia
no tak ale chyba wystarczającą do zbawienia kazdego droge objawil czyz nie?
jakie znaczenie dla nas ma wiedza czy Bóg ma jakies sposoby na zbawienie dzieci zmarłych przed narodzeniem? Bóg chyba lepiej wie co nam objawic a co nie i z czego bedzie dla nas pożytek?
Brydzia: ależ, ja rozumiem, że nie chciałaś byś tego usłyszeć. Nie zmienia, to jednak faktu, iż naginanie doktryny katolickiej do czyjegoś "chciejstwa" jest błędem. A pytanie padło, jakie jest stanowisko Magisterium w sprawie dzieci zmarłych bez chrztu. Podałem odpowiedz zgodną z prawdą, a to, że bolesną? To co lepiej kłamać, że wszystkie dzieci idą do nieba a chrzest jest tylko imprezą rodzinną?
sprawa zbawienia zmarłyh - czyli taka w ktorej nic nie mozna zrobic to sprawa miedzy dana dusza a Bogiem. my tu na ziemi mamy obowiazek postepowac wg nauki Kosciola i niczego nie zaniedbywac i mieć ufnosc i tyle. Bóg jest sprawiedliwy i milosrny i kocha wszystkich a do tego jest troche od nas madrzejszy, i z pewnoscia znajdzie najlepsze rozwiazanie poza naszym pojmowaniem
Gregorius - może co do litery prawa masz rację, nie znam tych wszystkich katechizmowych paragrafów i dokumentów soborowych, ale Twój Bóg jawi mi się jako jakiś straszliwy sędzia.
A gdzie Miłość, Miłosierdzie, Wszechmoc, Dobro? Może zaklinam rzeczywistość ale nie wierzę w to, że w tak ważnej kwestii jak życie wieczne Bóg nie ma rozwiązania dla dzieci, które SAM zabiera przed narodzeniem i przed umożliwieniem nam jego ochrzczenia.
Bóg jest Panem czasu, nas czas ogranicza - przede wszystkim w pojmowaniu, próbie rozumienia NIEPOJĘTEGO.
Bóg sądzi sprawiedliwie ale z MIŁOŚCIĄ.
Taki fragment nasuwa mi się z Biblii o tym, że my dajemy swoim dzieciom dobre dary to o ileż bardziej Bóg daje je nam - swoim dzieciom.
Jeśli dla mnie - człowieka - jest czymś niewyobrażalnym skazać własne dziecko na męki piekielne, to tym bardziej nie pragnie tego dla nas Bóg. W końcu po to dał się ukrzyżować, żeby odbierać piekłu dusze przez zanurzenie je w niezmierzonym swoim Miłosierdziu.
Ja ufam, że mnie kiedyś Pan Bóg nie będzie rozliczał z mojego życia po aptekarsku ale właśnie przede wszystkim z miłością.
[cite] Aneta:[/cite]rozumiem Greg... tylko to takie twarde, rzekłabym męskie (bez przytyku)..... a kobiecie czasem wystarcz "ufaj" jak balsam na cierpienie
Po chwili stwierdzam jednak, że nie rozumiem.... znaczy się rozumiem każde słowo, a nawet sens całego zdania, ale i tak dalej nie rozumiem kwestii. Chyba mam za co dziękować Bogu, ze to cierpienie (utrata nienarodzonego dziecka) nie jest moim udziałem.
[cite] Gregorius:[/cite]Mona: inaczej. Ufam, że Duch Święty oświecił ludzi definiujących dogmat, iż dzieci nie ochrzczone lądują w piekle. Nie mam ochoty ani nawet trochę, uznawać, iż Trzecia osoba Boska popadła w schizofrenię i zmieniła nagle w tej kwestii zdanie. Byłoby to straszne bluźnierstwo.
Greg. Wpierasz mi to, czego nie powiedziałam. Przeczytaj od samego początku moją myśl, bo ja twierdzę, że to, że dzieci nieochrzczone lądują w piekle nie stoi w sprzeczności z tym co napisałam.
Coś jakiś rozkojarzony jesteś. Najpierw "specyficzny ksiądz", teraz to
[cite] Aneta:[/cite]rozumiem Greg... tylko to takie twarde, rzekłabym męskie (bez przytyku)..... a kobiecie czasem wystarcz "ufaj" jak balsam na cierpienie
Po chwili stwierdzam jednak, że nie rozumiem.... znaczy się rozumiem każde słowo, a nawet sens całego zdania, ale i tak dalej nie rozumiem kwestii. Chyba mam za co dziękować Bogu, ze to cierpienie (utrata nienarodzonego dziecka) nie jest moim udziałem.
Aneto ,teraz wiem dlaczego Ty mialas odwage a ja nie ...
mona: Dogmat (Duch Święty) twierdzi, że bez chrztu dzieci lądują w piekle. Z tym się widzę zgadzasz tak? Piekło to rzecz ostateczna (z tym się też powinnaś zgodzić). Czy zatem mogę logicznie wnioskować, że jest jednak z piekła wyjście?
[cite] Gregorius:[/cite]mona: Dogmat (Duch Święty) twierdzi, że bez chrztu dzieci lądują w piekle. Z tym się widzę zgadzasz tak? Piekło to rzecz ostateczna (z tym się też powinnaś zgodzić). Czy zatem mogę logicznie wnioskować, że jest jednak z piekła wyjście?
Greg
Przeczytaj od początku mój tok rozumowania. Albo może zmów "Wierzę w Boga"...
[cite] Gregorius:[/cite]Honorata: idąc dalej twym rozumowaniem: po co nam Kosciół i jego dogmaty. Bóg nas kocha i znajdzie najlepsze dla nas rozwiązanie.
no ale on nam kazał Kosciola słuchac. i takie nam rozwiazanie objawił
rzecz w tym ze uwazam za rzecz niewłasciwa rozwazania o tym kogo Bóg potepił. bo o ile mozna po ludzku uznac (beatyfikacja) ze Kosciół na pewno kogos zbawil, o tyle ze kogos potepił? po pierwsze po co nam taka wiedza - swietyh mozna prosic o wstawiennictwo a potepionych? podawac jakos straszak?
i nie nie mozna is dalej tokiem mojego rozumowania bo to grzech przeciwko Duchowi - bo mamy podane na tacy sposoby na zbawienie i mamy robic co w naszej mocy zeby sobie zapracowac na zbawienie - ale jaka mamy moc powstrzymac poronienie i ochrzcic to dziecko przed smiercia? ja nie mowie ze Bóg te dzieci zbawia bo tego nie wiem, ale tez nie mozna z cala pewnoscia powiedzie ze je potepia. to jest sprawa Boga - nasza sprawa to robienie 'swojego' i ufanie i kochanie Boga
[cite] Gregorius:[/cite]Agnieszka: moim skromnym zdaniem, mylisz miłość z pobłażaniem i rozumujesz po ludzku. Znowu ten błąd antropocentryzmu.
Jestem człowiekiem - to rozumuję po ludzku, to całkiem logiczne
Nie sądzę abym myliła miłość z pobłażaniem. Po prostu jeśli po ludzku badam np. moje relacje na linii rodzic-dziecko, to zakładam, że Bóg jest dużo lepszym rodzicem niż ja. O wiele lepiej rozumiem relację Bóg Rodzic - Człowiek jego Dziecko odkąd sama jestem rodzicem.
Cieszę się Gregorius, że to nie Ty jesteś Bogiem Ojcem - bo chyba bym się bała takiego Boga.
Co do grzechów przeciw Duchowi Św. słyszałam kiedyś, że wbrew pozorom wcale nie tak łatwo je popełnić.
[cite] Agnieszka:[/cite][ Po prostu jeśli po ludzku badam np. moje relacje na linii rodzic-dziecko, to zakładam, że Bóg jest dużo lepszym rodzicem niż ja. O wiele lepiej rozumiem relację Bóg Rodzic - Człowiek jego Dziecko odkąd sama jestem rodzicem.
Teraz parafraza: Po ludzku sądząc, to piekło jest okrutniejsze od wszelakich znanych nam, tortur. Przecież Bóg nas kocha, ergo chce naszego dobra, a nie naszych męczarni w piekle. Ergo piekło jest puste albo nie istnieje. Bo przecież miłość do takich okrucieństw jak piekło by nie dopuściła.
Komentarz
jakie znaczenie dla nas ma wiedza czy Bóg ma jakies sposoby na zbawienie dzieci zmarłych przed narodzeniem? Bóg chyba lepiej wie co nam objawic a co nie i z czego bedzie dla nas pożytek?
A gdzie Miłość, Miłosierdzie, Wszechmoc, Dobro? Może zaklinam rzeczywistość ale nie wierzę w to, że w tak ważnej kwestii jak życie wieczne Bóg nie ma rozwiązania dla dzieci, które SAM zabiera przed narodzeniem i przed umożliwieniem nam jego ochrzczenia.
Bóg jest Panem czasu, nas czas ogranicza - przede wszystkim w pojmowaniu, próbie rozumienia NIEPOJĘTEGO.
Bóg sądzi sprawiedliwie ale z MIŁOŚCIĄ.
Taki fragment nasuwa mi się z Biblii o tym, że my dajemy swoim dzieciom dobre dary to o ileż bardziej Bóg daje je nam - swoim dzieciom.
Jeśli dla mnie - człowieka - jest czymś niewyobrażalnym skazać własne dziecko na męki piekielne, to tym bardziej nie pragnie tego dla nas Bóg. W końcu po to dał się ukrzyżować, żeby odbierać piekłu dusze przez zanurzenie je w niezmierzonym swoim Miłosierdziu.
Ja ufam, że mnie kiedyś Pan Bóg nie będzie rozliczał z mojego życia po aptekarsku ale właśnie przede wszystkim z miłością.
Po chwili stwierdzam jednak, że nie rozumiem.... znaczy się rozumiem każde słowo, a nawet sens całego zdania, ale i tak dalej nie rozumiem kwestii. Chyba mam za co dziękować Bogu, ze to cierpienie (utrata nienarodzonego dziecka) nie jest moim udziałem.
Coś jakiś rozkojarzony jesteś. Najpierw "specyficzny ksiądz", teraz to
Przeczytaj od początku mój tok rozumowania. Albo może zmów "Wierzę w Boga"...
czy ja temu gdzieś przeczę?
rzecz w tym ze uwazam za rzecz niewłasciwa rozwazania o tym kogo Bóg potepił. bo o ile mozna po ludzku uznac (beatyfikacja) ze Kosciół na pewno kogos zbawil, o tyle ze kogos potepił? po pierwsze po co nam taka wiedza - swietyh mozna prosic o wstawiennictwo a potepionych? podawac jakos straszak?
i nie nie mozna is dalej tokiem mojego rozumowania bo to grzech przeciwko Duchowi - bo mamy podane na tacy sposoby na zbawienie i mamy robic co w naszej mocy zeby sobie zapracowac na zbawienie - ale jaka mamy moc powstrzymac poronienie i ochrzcic to dziecko przed smiercia? ja nie mowie ze Bóg te dzieci zbawia bo tego nie wiem, ale tez nie mozna z cala pewnoscia powiedzie ze je potepia. to jest sprawa Boga - nasza sprawa to robienie 'swojego' i ufanie i kochanie Boga
Jestem człowiekiem - to rozumuję po ludzku, to całkiem logiczne
Nie sądzę abym myliła miłość z pobłażaniem. Po prostu jeśli po ludzku badam np. moje relacje na linii rodzic-dziecko, to zakładam, że Bóg jest dużo lepszym rodzicem niż ja. O wiele lepiej rozumiem relację Bóg Rodzic - Człowiek jego Dziecko odkąd sama jestem rodzicem.
Cieszę się Gregorius, że to nie Ty jesteś Bogiem Ojcem - bo chyba bym się bała takiego Boga.
Co do grzechów przeciw Duchowi Św. słyszałam kiedyś, że wbrew pozorom wcale nie tak łatwo je popełnić.
.