Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Mama - w domu!

14950515254

Komentarz

  • No właśnie - na ocenę każdej sytuacji z osobna składa się ogromna ilość szczegółów, którą rodzina musi przeanalizować i wybrać jakąś opcję - zawsze coś kosztem czegoś, więc chodzi o znalezienie tej granicy bezpieczeństwa utrzymania rodziny. To jest bardzo indywidualna sprawa - i myślę, że większość mam chętnie by została w domu dłużej, gdyby naprawdę korzyści przewyższały ryzyko.  
  • no właśnie stoję na stanowisku że korzyści zostania w domu z dziećmi zazwyczaj przewyższają ryzyko. Nie oceniam innych jeśli wybrały inaczej. Znam realia i wiem że można się ich bać. Sama doskonała nie jestem. Rozumiem też że można lubić swoją pracę zawodową.
  • A ja mam warunek, że na konto mają wpływać określone dochody z wynagrodzeń - inaczej znacznie zwiększą nam marżę. No i oczywiście podstawa to spłacanie rat, a one są wysokie. Z resztą ja się naprawdę nie kłócę, wiem, że najlepiej jak mama jest w domu, macie rację. I wiem, że każdy musi ocenić własną sytuację, bo to jest skomplikowana sprawa. 
  • edytowano kwietnia 2013
    My byliśmy przez może półtora roku małżeństwem weekendowym bez dzieci. I powiem Wam, że życie małżonków w dwóch różnych miastach na pewno małżeńśtwu nie służy. Też małż wyjechał za pracą. Nie widziałam sesnu, że ja tęsknię tu, a on tęskni tam...no tyle, że mu emerytura szła...bo koszty utrzymania drugiego mieszkania były spore...
  • A co do stylu korporacyjnego...te zwyczaje zaczynają wkraczać do budżetówki. Z jednej strony dobrze, bo konkurencja, trzeba się starać itp. A z drugiej wymagania korporacyjne są bardzo trudne i dla samotnych, i dla bezdzietnych, a dla małżonków z dziećmi prawie niewykonalne. W ostatnim pismie Nowe Państwo przeczytałam b ciekawy artykuł o tym, po bo nowoczesnemu społeczeństwu jest promowowanie homoseksualizmu. Homo nie ma dzieci, jest dyspozycyjny bardziej itp. Idealny pracownik korporacyjny.

    Chore, ale może coś w tym jest?

  • @Bea - są takie zapisy w umowach kredytowych, bo np. była oferta z korzystniejszym oprocentowaniem lub niższą prowizją banku, ale obwarowana pewnymi warunkami, popularne są właśnie: zobowiązanie do założenia konta w danym banku i zlecenia przelewania tam wynagrodzenia, w dodatku ustalone jest minimum, np. 2500 miesięcznie, plus jeszcze wymóg posiadania karty kredytowej dla tego konta. Można z karty nie korzystać, ale opłata roczna leci.

    Pierwszy z brzegu wynik z info o tym, ładnie zestawione w tabelce: http://www.bankier.pl/wiadomosc/Jak-duzo-poswiecisz-dla-tanszego-kredytu-hipotecznego-2735185.html
  • Przeczytałam jakieś ostatnie 20 stron tego wątku i jestem zaskoczona podejściem, że zadaniem męża jest utrzymanie rodziny, nawet gdyby to miało wymagać od niego wyjazdu lub pracy na 2 etaty. Moje dzieci są tak przywiązane do taty ,że jak tylko wjeżdża na dzień dwa, lub musi do późnego wieczora zostać w pracy, marudzą, każą do niego dzwonić i pytają kiedy wróci, czekają, nie chcą iść spać a jak tylko usłyszą że sie brama do garażu otwiera to skaczą i piszczą z radości. Mąż też za nimi/nami tęskni czasami jak musi dwa dni spędzić służbowo w Warszawie woli przyjechać na noc do domu do Krakowa niż zostać hotelu.
    Jestem pewna ,że gdybyśmy mieli trudną sytuacje finansową to  wróciłabym do pracy, tylko żeby mąż nie musiał wyjeżdżać, wg mnie ważniejsza jest codzienna obecność obojga rodziców nawet w niepełnym wymiarze czasu, niż stała obecność matki i weekendowy ojciec.
    A swoją drogą ja mam 4 dzieci, bardzo lubię spędzać z nimi czas, jesteśmy razem w domu i szybko do pracy nie wrócę, ale bardzo za nią tęsknię...
  • Tylko mój wybór nie jest do końca moim wyborem, to konsekwencja stanu zdrowia jednego dziecka, myśle że gdyby wszystkie dzieci były zdrowe, rozważałabym powrót do pracy za jakiś czas. 
  • Byłam dzieckiem z kluczem na szyi - wtedy nikt się nie martwił dzieckiem bez opieki... i pamiętam, jak brakowało mi mamy. Z czasem przywykłam do tego, że mogę robić sobie co chcę (moi rodzice nic o mnie tak naprawdę nie wiedzieli - rezultat jako 17latka wyprowadziłam się z domu), ale już jako jedenastolatka obiecałam sobie, że jeżeli będę miała dzieci to będę w domu.
    I jeszcze jedno: mimo trudności na chleb zawsze wystarczyło...
  • @maliwiju - masz rację, jednak najbardziej razi mnie protekcjonalne i pogardliwe nazywanie facetów bez pracy lub, co gorsza, zarabiających niewystarczająco, żeby starczyło na utrzymanie domu, "niezaradnymi".
  • Co do kredytu, to takie zapisy w umowie mam i nie są niezgodne z prawem - to nie jest warunek udzielenia kredytu, a obniżenia marży, którą z bankiem wynegocjowaliśmy pod pewnymi warunkami. Musimy mieć określone wpływy na konto, kartę kredytową i przelewać pewną kwotę co miesiąc na fundusz inwestycyjny (2 ostatnie rzeczy przez 5 lat, a nie cały czas). I tak się opłacało, bo marża jest bardzo obniżona. Jeśli dochody nam spadną, to w najgorszym razie wzrośnie marża, umowy z nami nie zerwą przecież. 
    Być może mogłabym być w domu dłużej, ale byłoby to ryzyko, którego nie chcieliśmy podjąć - gdybym nie miała mamy, która zajmie się dzieckiem, pewnie zostałabym z małym chociaż rok, czy półtora, a tak wróciłam do pracy, gdy dziecko miało 7 miesięcy. Poza tym też uważam, że zdecydowanie lepiej jak oboje pracują, niż jak mama jest w domu, ale taty prawie nie ma - to na pewno nie jest zdrowsze ani dla małżeństwa, ani dla dzieci - ale też nie oceniam, są pewnie sytuacje, gdzie nie ma wyboru.
  • Kotkowa nie trudź się i tak pan z tego watku nie przekonasz. Powinnas  porzucic prace to jedyny dobry wybór, nawet jezeli miałabys stracic mieszkanie. Przeciez twój mąż może wyjechać za granice albo oboje możecie wyemigrować co za problem. To nic, że masz dobrą prace, nie zostajesz po godzinach, twoje miejsce jest w domu, koniec dyskusji.
  • Jeszcze wrócę do tych "niezaradnych" facetów. Czy osoby, które wyznają taki pogląd widzą swoje życie jako pasmo szczęśliwych chwil, nie dopuszczają, że coś może się zdarzyć? Czy Wasz mąż, jak nagle w pewnym momencie życia straci pracę, to już będzie dla Was "nieporadny"? W takim razie co warta jest przysięga małżeńska, jeśli są takie założenia, że "facet musi utrzymać rodzinę"? A jak nie daje rady to co?
  • W takim razie co warta jest przysięga małżeńska, jeśli są takie założenia, że "facet musi utrzymać rodzinę"? A jak nie daje rady to co?
    no ja się właśnie nad tym zastanawiałam. Niektóre dziewczyny pisały, że ich mężowie zmobilizowali się dopiero w po pewnym czasie, czyli w chwili zawierania małżeństwa tacy nie byli. A co gdyby jeden z drugim nie dał jednak rady? Co wtedy? Rozwód? @Odrobinka i @Bea - co byście zrobiły? Poszłybyście do pracy gdyby zabrakło na chleb dla dzieci? Bez złośliwości pytam.
  • edytowano kwietnia 2013
    Jeszcze wrócę do tych "niezaradnych" facetów. Czy osoby, które wyznają taki pogląd widzą swoje życie jako pasmo szczęśliwych chwil, nie dopuszczają, że coś może się zdarzyć? Czy Wasz mąż, jak nagle w pewnym momencie życia straci pracę, to już będzie dla Was "nieporadny"? W takim razie co warta jest przysięga małżeńska, jeśli są takie założenia, że "facet musi utrzymać rodzinę"? A jak nie daje rady to co?
    hmm u mnie odchodzi czesc dylematów, poniewaz moj maz nie pozwala mi pracowac ..choc gdybym sie uparła to by niewiele mogł zdziałać ..nie upieram się. 
    On założył od początku, ze bedzie głownym "zywicielem" rodziny bo był/ jest nastawiony na przyjmowanie wszystkiego co mu los przyniesie. 
    Małzenstwo było dla nas jednoznaczne z założeniem rodziny. 
    Ja pracowałam zanim wyszłam za mąz i troche w małżenstwie/głownie na etat ale tez na swojej dzialal./ poniewaz dzieci nie pojawiły sie od początku. 
    Mój maz jest moim autorytetem jak radzic sobie w trudnych sytuacjach ..gdyby nie daj Boze stało sie jakies nieszczescie to bede musiała kontynuowac jego postawe.
  • Małzenstwo było dla nas jednoznaczne z założeniem rodziny. 

    Dla większości małżeństw, mimo zmian, nadal jest.
  • Jeszcze wrócę do tych "niezaradnych" facetów. Czy osoby, które wyznają taki pogląd widzą swoje życie jako pasmo szczęśliwych chwil, nie dopuszczają, że coś może się zdarzyć? Czy Wasz mąż, jak nagle w pewnym momencie życia straci pracę, to już będzie dla Was "nieporadny"? W takim razie co warta jest przysięga małżeńska, jeśli są takie założenia, że "facet musi utrzymać rodzinę"? A jak nie daje rady to co?
    Ja nie daje rady to wtedy można pomysleć czy wrócic do pracy, ale jak facet ma taka opcję to może mniej sie starać. Ja kiedys myslałam że dużo naszych wyborów zalezy od okoliczności a teraz mysle inaczej, dzieki mojemu mezowi tez. Myslę że jak człowiek chce miec dzieci to bedzie je miał, niezaleznie od metrażu mieszkania, mniejszych czy wiekszych dochodów. Jak męzczyzna ma wpojone że jest od utrzymania rodziny  to stanie na glowie by tak było bo to kwestia jego honoru.
    Najwazniejsze jest żeby mając tradycyjne poglądy na podział rol w rodzinie wybrać odpowiedniego kandydata na męża. Później moze byc za późno.
    Mimo zmieniajacych sie modeli rodziny pewnych rzeczy się nie przeskoczy. Mężczyzna nie zastapi mnie w ciązy, rodzeniu, karmieniu, zdecydowanie też kobiety lepiej ogarniaja pracę w domu z opieka i wychowaniem dzieci(mój małzonek jak sie dziecmi zajmuje to nie jest w stanie w tym samym czasie zrobić czegokolwiek w domu, jak robi herbatę to stoi i czeka  nad czajnikiem az się woda zagotuje , a ja w tym czasie pozmywam, pranie rozwieszę czy pampersa zmienię) Mamy pewne predyspozycje i już. Nawet w  Pismie Sw jest okreslona rola kobiety i męzczyzny (to on ma w pocie czoła uprawiać ziemie)
    Ja nie widzę powodu by do zadań wynikających z natury dokladac sobie jeszcze zajmowanie się bytem materialnym rodziny. Jesli ktoś chce to jego wybór tylko wg mnie to czesto wychodzi że kobieta robi dwa razy wiecej (nawet jak oboje pracują to z reguły kobieta ma wiecej obowiazkow domowych). Z chęcią wiec zrzucam na niego ten obowiazek i doceniam że jest w stanie zaroszczyc się o byt całej naszej czwórki, a on czuje się dzieki temu taki ważny i jak "prawdziwy facet".

    Zdaje sobie sprawę, że może w zyciu byc róznie, te pewnie jak dzieci pójda do szkoły nie bedę wiecznie w domu ale po to mam wykształcenie, doswiadczenie zawodowe i pewne cechy (jak np dobra organizacja pracy, która w domu mozna-trzeba  nawet wycwiczyć do perfekcji!) że w razie koniecznosci odciąze męza w JEGO roli.
  • Nikogo do niczego nie przekonuję ani nie usiłuję. Odnoszę się do pewnego ideału. Każdy sam podejmuje decyzje o swoim małżeństwie i wychowywaniu dzieci. Nikt mi nie powie że dla dzieci lepsze jest niż mama przedszkole, babcia i niania a w pewnym wieku i tata. Myślę też że wiele kobiet nie pracowałoby zawodowo gdyby pensji jednej wystarczało na spokojne utrzymanie i gdyby pewien rodzaj feminizmu nie wypaczył podejścia do bycia w domu i nie twierdził że to ograniczające dla kobiety i zniewolenia. Albo pracowałoby w drobnym wymiarze godzin. No oczywiście kobiety które mają ukochany zawód też by pracowały. To obserwuję tu gdzie mieszkam.
    A w małżeństwie jesteśmy stworzeni do pomocy sobie nawzajem i w takiej sytuacji gdzie mąż choruje, nie może pracować jasne jest że kobieta idzie do pracy i nie ma to niczego wspólnego z niezaradnoscia męża.
    Nie da się ocenić w miarę obiektywnie rzeczywistości posługując się wyjątkami.
  • @Odrobinka Leśna A w małżeństwie jesteśmy stworzeni do pomocy sobie nawzajem i w takiej sytuacji gdzie mąż choruje, nie może pracować jasne jest że kobieta idzie do pracy i nie ma to niczego wspólnego z niezaradnoscia męża.

    Niestety, rzeczywistość jest taka, że nie tylko w przypadku choroby tak bywa i to często, z powodów, o których pisałam wcześniej. I też nie ma to nic wspólnego z żadną niezaradnością.

    @apolonia ;Ja nie widzę powodu by do zadań wynikających z natury dokladac sobie jeszcze zajmowanie się bytem materialnym rodziny. Jesli ktoś chce to jego wybór tylko wg mnie to czesto wychodzi że kobieta robi dwa razy wiecej (nawet jak oboje pracują to z reguły kobieta ma wiecej obowiazkow domowych). Z chęcią wiec zrzucam na niego ten obowiazek i doceniam że jest w stanie zaroszczyc się o byt całej naszej czwórki, a on czuje się dzieki temu taki ważny i jak "prawdziwy facet".

    Idealnie tak jest pewnie najlepiej, nie ma stresu, że zarobki męża nie wystarczają. Podkreślam jeszcze raz, że często nie jest to wybór, tylko konieczność. I dlatego dziwi mnie takie zawołanie @asiao "gdzie ci mężczyźni, żywiciele rodziny", bo jest to uproszczenie.
  • A ja trochę żałuję, że ten wątek zamiast stać się miejscem do budującej rozmowy stał się jakimś przekrzykiwaniem.

    W książce przede wszystkim mowa jest o tym że bycie pełnoetatową mamą to jest taki sam zawód jak każdy inny i albo będziemy twórcze i będziemy się rozwijać albo nie. I ta zasada tyczy się wszystkich zawodów od fryzjerki po dyrektora korporacji.

    Każda matka jest przez jakiś czas pełnoetatową matką. Jedna przez parę miesięcy inna przez kilka czy kilkanaście lat. I albo do tego czasu podchodzi się jako zmarnowany albo jako wartościowy. Albo podchodzi do tego twórczo albo "byle jak". Myślę że książka otwierająca ten wątek zachęca matki by wspierając się nawzajem stawały się co raz bardziej twórcze w swoim zawodzie etatowej matki.

    Ja świadomie zrezygnowałam z pracy zawodowej pełnoetatowej aby przez kilka lat skupić się na rodzinie, co absolutnie nie oznacza, że nie planuje pracować w ogóle, ani się nie rozwijać. Natomiast wiem że to jest tylko kilka lat. Dzieci nie są małe wieczność. Znam całą masę kobiet, które po odchowaniu dzieci wróciły do pracy. Nie zawsze do tej samej co przed dziećmi, nie wszystkie zrobiły wielkie kariery, ale do pracy jak najbardziej.

    Przecież w trakcie zajmowania się dziećmi możemy rozwinąć takie partie naszego życia, które przerodzą się w ścieżkę pracy zawodowej.

    Może wszystkie podzielicie się jak twórczo wykorzystałyście czas, który spędziłyście w domu z dziećmi? I te które już wróciły do pracy i te które jeszcze nie i te które nie planują wracać do pracy?

    Ja jestem młodą mamą i spragniona jestem budujących historii, ciekawych pomysłów? Jak dobrze wykorzystać czas spędzony w domu?
  • Chodzi mi głównie o to że czas spędzony w domu z dziećmi jest specyficzny i różni się od pracy zawodowej, a kobiety powinny się wspierać w tym by ten okres w życiu przeżyć owocnie.
  • To przeobrażenie się jest chyba najtrudniejsze.
  • Chodzi mi głównie o to że czas spędzony w domu z dziećmi jest specyficzny i różni się od pracy zawodowej, a kobiety powinny się wspierać w tym by ten okres w życiu przeżyć owocnie.
    Czy sam fakt bycia w domu z dziećmi, obcowania z nimi, towarzyszenia im w drodze do samodzielności i dorosłości nie jest wystarczającym darem i owocnością tego stanu?
    Zamiast szukać surogatów życia skupmy się na tym, co naprawdę mamy i zacznijmy to doceniać.
    Poczujmy wagę odpowiedzialności za nasze dzieci i rodzinę.
    W życiu nie przyszłoby mi do głowy, że czas, gdy wychowuję dzieci nie jest dla mnie owocny lub jest mało owocny.
    Dzieci, rodzina tyle mnie nauczyły!
    Zmieniły.
    Właśnie dzięki temu, że nie pracuję rozwinęłam się jako człowiek, pogłębiłam myślenie, dojrzałam.
    Rodzina, to najlepsze miejsce na taki rozwój.
    Rodzina nie jest czymś gorszym od pracy zawodowej. 
    To moja praca zawodowa, a że nie opłacana... Cóż.... :)
    Otrzymuję zapłatę innego rodzaju. :)

    Mam czasem wrażenie (może czytam zbyt pobieżnie), że z wielu wpisów wyziera właśnie taka teza - kobieta musi podjąć pracę zawodową, kiedykolwiek, ale musi. Bez tego jej życie się nie rozwinie, nie zaowocuje. Takie feministyczne pranie mózgu.
    Gdzieś to czytam "między wierszami"...

    Ja też powoli przygotowuję się do powrotu do pracy.
    Jednak nie mam zamiaru wmawiać sobie, że to ukoronowanie mojego życia.


    Pracujcie, jeśli taka Wasza wola, ale nie wmawiajcie przynajmniej nam, że to marzenie każdej kobiety i szczyt jej człowieczeństwa oraz jedyna szansa rozwoju! (Nie piszę tego do nikogo konkretnie, wyrażam swoje zdanie.)
    To wszystko zostanie tutaj, na ziemi, nic z tego nie zabierzecie do nieba. 

    Do pracy wrócę dla pieniędzy i dlatego, że mam nadzieję jeszcze coś komuś z siebie dobrego dać. :).

  • Takie feministyczne pranie mózgu.
    ja myślę, że za dużo zwalamy na feministki. Większość ludzi dziwiących się kobietom, które chcą zostać w domu myśli raczej o braku emerytury i sytuacjach gdy nagle taka mama zostaje sama z dziećmi, a nie o jej samorealizacji czy robieniu mega kariery.
  • edytowano kwietnia 2013
    Takie feministyczne pranie mózgu.
    ja myślę, że za dużo zwalamy na feministki. Większość ludzi dziwiących się kobietom, które chcą zostać w domu myśli raczej o braku emerytury i sytuacjach gdy nagle taka mama zostaje sama z dziećmi, a nie o jej samorealizacji czy robieniu mega kariery.
    Jeśli nie feministyczne, to komunistyczne. :D
    To, że kobieta musi czy powinna pracować, to jednak wymysł ostatnich dziesięcioleci. :D 
    Pozwoliliśmy sobie chyba coś wmówić.

    Obawiam się, że ci ludzie dziwiący się kobietom, (które chcą zostać w domu z dziećmi) i myślący o ich emeryturach i zabezpieczeniach (a powinni raczej myśleć o swoich...) z powodu strachu przed utratą tychże świadczeń, nie zdają sobie sprawy, że to myślenie płytkie i doczesne.
    I nie twierdzę, że niepotrzebne są te zabezpieczenia. Tylko nie róbmy z nich warunku istnienia.
    Może nie dożyję emerytury? A może to ja odejdę przed mężem? I na co mi wtedy moja ciężko zapracowana (zdobyta być może kosztem małych dzieci) emerytura...?
    W perspektywie życia wiecznego większym dobrem są same dzieci, przekazywanie życia, troska o nie, niż praca i ludzkie zabezpieczenia.
    Rozumiem niepokój, sama go doświadczam, ale absolutnie jest to dla mnie niedostateczny powód do podjęcia pracy zawodowej, jeżeli tracę coś o wiele większego i wartościowego - realizację powołania stanu - bycia przede wszystkim matką.
    Zaznaczam i powtarzam: nie jestem przeciwko pracy zawodowej kobiet, przeciwko samorealizacji, szukaniu w pracy rozwoju. I nie piszę o kobietach, które mają poważne powody do podjęcia takiej pracy, choć czasami i z tymi powodami polemizowałabym. :)

    Tylko nie mówmy, że kobieta "musi".
    Wiele kobiet z powodzeniem łączy np. kilka godzin pracy zawodowej z byciem pełnoetatową matką i żoną. To też jakieś rozwiązanie.
    A poza tym - bądźmy ludźmi wiary.
  • Hej Olesiu,

    Dużo emocji odczytuję w Twoim wpisie, Napisałabym "w ogóle nie mówmy ludziom, że coś muszą".

    To znaczy są tacy, co muszą i się cieszą, że pracę zawodową jeszcze mają, bo to ich źródło utrzymania.

    Po drugie, jak tak jak ja nie mam dzieci, to praca zawodowa w dużym stopniu moje miejsce na Ziemi, powołanie, sposób na odwrócenie uwagi od chorób, służba ludziom.

    I nie ukrywajmy utrzymanie też. A może przede wszystkim.

    Dziewczyny, żyjcie po swojemu i w ogóle nie dajcie sobie nic wmówić tym, którzy zawsze wiedzą lepiej, co dla nas dobre

  • @AgaMaria - Ty wiesz, że ten wpis nie był do Ciebie, prawda?
  • Jasne, że wiem. Przepraszam za zabieranie głosu. Tak mi się ulało obok tematu na temat "poglądy innych na nasz sposób życia". Nie gniewaj się Olesiu.
  • Nawet mi to w głowie nie postało! :*
  • @Bella - ale te postulaty wyceniania pracy w domu są bez sensu. Niby jak to zmierzyć? Jakieś propozycje "pensji" dla kobiet zajmujących się domem. Same się ośmieszają.
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.