@Promama
kupuje.
Powiem szczerze, ze tutaj to tansze niz w PL (1,45 EUR/l, produkt ekologiczny bardzo dobrej jakosci), wiec nie mam motywacji, zeby sobie dolozyc kolejny obowiazek.
bardzo Ci dziekuje, ze nie odebralas mojego pytania jako atak i ze sie nie obruszylas, tylko spokojnie odpowiedzialas. Juz rozumiem
ja jedynie z wlasnego doswiadczenia chcialabym przestrzec przed zbyt pochobnym odstawianiem miesa bez jednoczesnego ogolnego poprawienia sposobu odzywiania (co w sumie pisze i Ania). Jako nastolatka 3 lata nie jadlam miesa, ale nie zadbalam o zadne inne zmiany... porazka!
Z sojowym trzeba uważać, bo często jest reakcja krzyżowa. Ja odkąd mam potworne skurcze jelit, nawet po małej ilości mleka do kawy, po prostu piję rzadziej kawę. A jak już to własnie z sojowym, u mnie nic sie nie dzieje, ale różnie bywa.
Tego migdałowego nigdy nie widziałam, muszę spróbować. Naleśniki robię np z ryzowym i z mąką oekiszową. Sery tylko kozie. Z lodów, sorbety.
Słuchajcie, do robienia mleka sojowego, migdałowego, ryżowego, owsianego najlepiej kupić soymilk maker. Policzyłam że się opłaca. Kosztuje coś ok 200zł, ale jak policzycie ile te mleka kosztują..... to szybko się zwróci.
Jak tylko znajdę robotę i pospłacam długi to kupuję
Olesia, z tym, co człowiek dostał od Boga, to juz można dyskutować (jesli ktoś chce). W sumie jest powiedziane w Biblii, że rośliny mają być pokarmem człowieka, a człowiek dostał pozwolenie jadania mięsa ze względu na zatwardziałość swojego serca dopiero po potopie.
Kristi, mleczko migdałowe robię sama, nie widziałam u nas kupnego (choć wiem, że są), ale też ceny takich specyfików są porażające w Polsce. Do tego dla mnie ważne jest, by to było świeże i by korzystać z dobrych tłuszczy zawartych w orzechach czy nasionach. Co prawda w takich mleczkach jest w niektórych informacja, że one mają dodatek olejów tłoczonych na zimno, ale takie mleko wg mnie jest pasteryzowane, więc juz korzyści z takiego tłuszczu dla organizmu nie ma.
Mleczko robię tak: migdały zalewam wrzątkiem, czekam kilka minut. Wodę odlewam, powtórnie zalewam wrzątkiem. Drugie zalanie nie jest koniecznie, to zależy od migdałów. Są takie, którym skórka szybko schodzi, są takie bardziej oporne i muszą dostać drugą porcję wrzątku. Ogólnie skórka powinna sama prawie się zsunąć, bez skrobania paznokciem. Jeśli nie schodzi, zalewamy wrzątkiem i po chwili wyjmujemy łyżką migdały. Skórkę ściągam, migdały wrzucam do blendera. dolewam niewielką ilość wody - jeśli migdały zaleje się dużą ilością wody, to nie zmiksują się dobrze, będzie duzo twardych grudek. Miksuję do uzyskania gładkiej masy (z orzechów i nasion migdały są najtwardsze), dolewam wody do uzyskania odpowiedniej konsystencji i koniec. Nie potrafię powiedzieć, ile trzeba migdałów na uzyskanie szklanki mleka, gdzieś czytałam, że 20, ja zawsze robię na oko. Na wszelki wypadek zawsze dajemy najpierw mniej wody, potem zawsze można dolać. Ja czasem robię sobie śmietankę migdałową, czyli po prostu mleczko mniej rozcieńczone, lubię ją do surówki z cukini, sporadycznie do innych, np. zielonej sałaty. Raczej surówki jadamy z winegretem. Takie mleczka można robić i z orzechów włoskich (mają intensywny smak tychże), sezamu, nerkowców i in. Bardzo smakują mi mleczka zbożowe, pyszne było z kamutu (to taki przodek pszenicy), ale takie dobre są też i z innych zbóż. Zboża namaczamy, następnego dnia gotujemy długo, az ziarenka zaczną pękać. Miksujemy z wodą, odcedzamy. Smakowało mi też mleczko z wiórków kokosowych i płatków owsianych, proporcje na oko. Razem składniki gotujemy, miksujemy, odcedzamy.
Mam znajome ktore maja ow milksoy maker i sa zadowolone. a niektore sie nauczyly robic mleko ryzowe w thermomiksie.
aha, a wlasnie od dawna chodzi mi po glowie pewna kwestia odnosnie niejedzenia miesa itp. i zawsze zapominam spytac (nie tylko tu na forum, tez moich znajomych na zywo):
Jak to jest z ta witamina B12?
jest czlowiekowi niezbedna, a wystepuje tylko w produktach pochodzenia zwierzecego.
wiec weganizm chyba nie jest tak bardzo naturalny???
chyba ze czegos nie wiem albo cos mi umknelo, nie inwestygowalam jakos bardzo tej kwestii.
Ja mam pytanie dotyczące siemienia lnianego i zawartych w nim kwasów omega 3. Do domowego chleba dodaję około 3 łyżek świeżo zmielonego siemienia. Czy to ma sens? Czy podczas pieczenia te kwasy przetrwają? Czy należy jeść siemię wyłącznie na surowo żeby zawierały omega 3?
Aga, strączki można dodawać do różnych potraw. Typowa to pierogi czy naleśniki z zieloną soczewicą i cebulką. Ja jeszcze często dodaję do takiego farszu zmielone, gotowane ziemniaki, by danie nie było tak bardzo białkowe. Jak wiesz, białko w diecie nie jest problemem - oczywiście myślę o diecie wartościowej, nie takiej typu kisielek, biała bułeczka z dżemem etc. W sumie raczej białka zjada się za dużo niż za mało, pamiętam, że z badań wynika, że wiele dzieci w Polsce dostaje 1000-2000% dziennej normy białka. A zmierzam do tego, że strączki czy mięso mogą być w małych ilościach. Jesli same strączki dzieciom nie smakują, to warto dodawać je do potraw.
Dziś np. zrobiłam warzywa z soczewicą. Niewielką kapustę pokroiłam na nieduże kwadraty, 3 marchewki starłam na dużych oczkach, pokroiłam 4 ząbki czosnku, 1 cebulę poszatkowałam. Rozgrzałam patelnię, dałam trochę oleju, wrzuciłam czosnek. Zamieszałam, gdy czosnek zbielał dodałam cebulę. Mieszałam, po chwili dodałam startą marchew. Trzymałam na patelni, ciągle mieszając, do chwili, gdy marchew zmiękła. Dodałam troszkę gałki muszkatołowej, oregano, szczyptę imbiru, ostrą i słodką paprykę, majeranek i sól. Połączyłam z kapustą w garnku, dodałam pomidory do smaku. Kapustę wcześniej wrzuciłam do garnka, dodałam b. mało wrzątku (kapusta ma się dusić, nie gotować), często mieszałam, jak była potrzeba dawałam troszkę wody. Jak kapusta zmiękła, dodałam resztę przygotowanych warzyw i dusiłam jeszcze kilka minut razem. Dodałam ugotowaną soczewicę. W ten sposób można robić różne kombinacje warzywno-strączkowe.
Można zamiast zielonej soczewicy dać czerwoną, nie jest widoczna w potrawie.
A ciecierzyca też dzieciom nie smakowała? My ją bardzo lubimy, zwłaszcza tę większą, nie tę małą, taką mączną do falafeli. A tak jeszcze z takich dań, gdzie są strączki - pasztety, kotlety, wszelkiego rodzaju kluski z ugotowanej kaszy jaglanej czy gryczanej, pasty do pieczywa. Jeśli dzieci lubią pasty, to bardzo dobre są takie z dodatkiem wody z kiszonych ogórków. Ja robię je ze słonecznika, pestek dyni, migdałów, orzechów włoskich (każdy rodzaj osobno). Najlepiej wieczorem zalać je wodą z kiszonych ogórków, wody z kiszonki ok. 3/4, reszta to przegotowana woda. Płyn ma przykryć orzechy czy nasiona. Rano miksujemy w blenderze, trzeba zwykle dodać trochę płynu. Jeśli woda z kiszonki było bardzo słona, to dajemy tylko przegotowaną wodę - najlepiej spróbować, czego brakuje.
Przy takich jelitach, jak u córki, to do czasu poprawy zmiejszyłabym bardzo ilość mięsa. Ono długo jest trawione i gnije w jelitach. Jeśli jest jedzone, to z dużą ilością warzyw. Do tego domowe, świeżo robione soki, domowe kiszonki (nie muszą być takie wielodniowe, mogą być kilkudniowe) i ogólnie żywność nieprzetworzona. Nie mam pomysłu, co robić z niejadkiem. Jak gościło u nas takie diecko, to robiłam dla niego np. kanapeczki w wybranym przez niego kształcie (mam foremki do ciastek w kształcie lokomotywy, traktora, samochodu, konika) wycinając kromkę taką foremką. Do tego dodawałam opowiadanie, że robimy jedzenia jak dla ufoludków - pasta ufoludkowa (słonecznikowa), wióreczki ufoludkowe ulubione (starta na drobne wiórki marchew), posypka ufoludkowa (natka). Dzieci zjadały zawsze. U mnie jest tak, że do niczego nie zmuszamy ani nie namawiamy, razem spożywamy posiłki i dzieci jedzą to, co jest na stole - mają wybór. Na szczęście do tej pory nie było problemów ze zdrowiem czy apetytem.
Aniu, serdecznie dzieki! Napisalam dluga odpowiedz, nie skopiowalam, wiec zgodnie z prawem Murphyego wylogowalo mnie przy probie wyslania jej.
W kazdym razie super pomysl z pasta slonecznikowa. Sprobuje koniecznie, bo slonecznik i inne pestki (np. dynie, pinie itd.) podjadaja bardzo chetnie.
W kwestii straczkow wyprobowalam sporo.
Ciecierzycy nie chca. Soczewicy czerwonej tez nie. Jak byli bardzo glodni, to zjedli odrobine na obiad, ale jak ostatnio odgrzalam na kolacje, to siegneli po wedline. Z zielona troche lepiej. Zrobie dzisiaj na obiad wlasnie zielona z warzywami (troche zmodyfikuje Twoj przepis, bedzie marchew, cebula, brokul i pieczarki, bo akurat to mam). Przegonie wczesniej na rowerach, zeby mieli apetyt.
Fasole znaja rozne - biale od malej do jasia-mutanta, czerwona, czarna, taka "z okiem", rozne inne z azjatyckiego sklepu. Zjedza zupe fasolowa i troche fasolki w barszczu. Co ciekawe, zjedza chili con carne, a gardza chili sin carne. Pasztetow, pasty fasolowej (niezaleznie od dodatkow) nie chca. Hummus tez zdrapia z chleba. Pasztet miesny pozra niczym gornik po szychcie. Pierogi i nalesniki naleza ogolnie do ich ulubionych potraw, ale nadzienie fasolowe/soczewicowe wchodzi srednio. Ostatnio robiac ruskie, im zrobilam farsz z kartofli, podsmazonej cebuli i odrobiny chudego boczku (tyle zeby byl jakis miesny aromat) - to zjedli, az im sie uszy trzesly.
I zapytam przy okazji jeszcze o cos innego. Czy masz jakis roslinny ekwiwalent smietany? Niestety, sojowej "smietany" nie mozemy uzywac, bo dzieci reaguja na soje mega biegunka. I sie zastanawiam, czy mozna to zrobic jakos inaczej, ale zeby nie bylo slodkawe.
Aniu D, masz dar pisania, czy myślałaś aby wydać jakąś książkę na ten temat, mówię poważnie, podoba mi się też styl w jakim piszesz, posty na forum są długie, męczące dla oka (bo bez akapitów) ale ładnie wyedytowane i zredagowane dobrze wyglądałyby w książce.
Do tego fotografie - jak chcesz to mam kontakt do dobrych fotografów zajmujących się profesjonalnie zdjęciami kulinarnymi (wielodzietni zresztą) - może coś byście razem zrobili - bo widzę że jest duże zainteresowanie tematyką, choćby tu na forum.
AniuD-po raz kolejny moje wyrazy wielkiego uznania i szacunku.
Piszesz fajnie, ja-fanka wszystkich "gawęd kuchennych" pochłaniam Twoje wpisy i ciągle mi mało.
Nie wiem, czy to się da(ze strony technicznej i nie tylko)-ale fajnie by było, gdyby stworzyć cały dział np Kuchnia wege(czy jak tam ją nazwać) i w niej poddziały, typu:śniadania, obiady, kolacje, coś na zimno, na gorąco, desery itp.całe jadłospisy i propozycje...echhhh, wiem, rozmarzyłam się...
Wiem, że pewnie za wiele od Ciebie wymagam, że są całe fora i portale-ale jakoś tak bardzo jesteś dla mnie autorytetem i praktykiem, że nie mam ochoty szukać inspiracji gdzie indziej....wiem, to bardzo wiele pracy, ale może dasz się uprosić... :ih::ih::ih::ih:
edit: a może nazwać po prostu Zdrowa kuchnia?coby niektórych nie drażnić:cool:
Paweł, można jeść co sie chce. Ania dzieli się z nami swoimi przepisami z wege, korzystam z wielu, co nie przeszkadza mi zjeść czasami mięsa i przede wszystkim ryb.
Załóż wątek, dlaczego powinno sie jeść mięso i tam sie produkuj. Chętnie tez poczytam o twoim sposobie odżywiania, rozumiem ze to zdrowa, pełnowartosciowa kuchnia, z przyjemnością wykorzystam przepisy.
Jestem za pomysłem Prayboya, a jeszcze bardziej tymczasem za działem tutaj pt. Kuchnia wege, czyli za pomysłem @kociary.
Aniu D. dasz się namówić...?
Sama bardzo chętnie korzystałabym z Twoich przepisów, aby urozmaicić jadłospis, bo gdy czytam Twoje wpisy, to wydaje mi się nagle, że ciągle jem to samo...
Komentarz
kupuje.
Powiem szczerze, ze tutaj to tansze niz w PL (1,45 EUR/l, produkt ekologiczny bardzo dobrej jakosci), wiec nie mam motywacji, zeby sobie dolozyc kolejny obowiazek.
bardzo Ci dziekuje, ze nie odebralas mojego pytania jako atak i ze sie nie obruszylas, tylko spokojnie odpowiedzialas. Juz rozumiem
ja jedynie z wlasnego doswiadczenia chcialabym przestrzec przed zbyt pochobnym odstawianiem miesa bez jednoczesnego ogolnego poprawienia sposobu odzywiania (co w sumie pisze i Ania). Jako nastolatka 3 lata nie jadlam miesa, ale nie zadbalam o zadne inne zmiany... porazka!
:thumbup::tooth:
Tego migdałowego nigdy nie widziałam, muszę spróbować. Naleśniki robię np z ryzowym i z mąką oekiszową. Sery tylko kozie. Z lodów, sorbety.
w większych miastach jest ich już całkiem sporo, albo kupić w sieci z wysyłką do domu.
Jak tylko znajdę robotę i pospłacam długi to kupuję
Kristi, mleczko migdałowe robię sama, nie widziałam u nas kupnego (choć wiem, że są), ale też ceny takich specyfików są porażające w Polsce. Do tego dla mnie ważne jest, by to było świeże i by korzystać z dobrych tłuszczy zawartych w orzechach czy nasionach. Co prawda w takich mleczkach jest w niektórych informacja, że one mają dodatek olejów tłoczonych na zimno, ale takie mleko wg mnie jest pasteryzowane, więc juz korzyści z takiego tłuszczu dla organizmu nie ma.
Mleczko robię tak: migdały zalewam wrzątkiem, czekam kilka minut. Wodę odlewam, powtórnie zalewam wrzątkiem. Drugie zalanie nie jest koniecznie, to zależy od migdałów. Są takie, którym skórka szybko schodzi, są takie bardziej oporne i muszą dostać drugą porcję wrzątku. Ogólnie skórka powinna sama prawie się zsunąć, bez skrobania paznokciem. Jeśli nie schodzi, zalewamy wrzątkiem i po chwili wyjmujemy łyżką migdały. Skórkę ściągam, migdały wrzucam do blendera. dolewam niewielką ilość wody - jeśli migdały zaleje się dużą ilością wody, to nie zmiksują się dobrze, będzie duzo twardych grudek. Miksuję do uzyskania gładkiej masy (z orzechów i nasion migdały są najtwardsze), dolewam wody do uzyskania odpowiedniej konsystencji i koniec. Nie potrafię powiedzieć, ile trzeba migdałów na uzyskanie szklanki mleka, gdzieś czytałam, że 20, ja zawsze robię na oko. Na wszelki wypadek zawsze dajemy najpierw mniej wody, potem zawsze można dolać. Ja czasem robię sobie śmietankę migdałową, czyli po prostu mleczko mniej rozcieńczone, lubię ją do surówki z cukini, sporadycznie do innych, np. zielonej sałaty. Raczej surówki jadamy z winegretem. Takie mleczka można robić i z orzechów włoskich (mają intensywny smak tychże), sezamu, nerkowców i in. Bardzo smakują mi mleczka zbożowe, pyszne było z kamutu (to taki przodek pszenicy), ale takie dobre są też i z innych zbóż. Zboża namaczamy, następnego dnia gotujemy długo, az ziarenka zaczną pękać. Miksujemy z wodą, odcedzamy. Smakowało mi też mleczko z wiórków kokosowych i płatków owsianych, proporcje na oko. Razem składniki gotujemy, miksujemy, odcedzamy.
aha, a wlasnie od dawna chodzi mi po glowie pewna kwestia odnosnie niejedzenia miesa itp. i zawsze zapominam spytac (nie tylko tu na forum, tez moich znajomych na zywo):
Jak to jest z ta witamina B12?
jest czlowiekowi niezbedna, a wystepuje tylko w produktach pochodzenia zwierzecego.
wiec weganizm chyba nie jest tak bardzo naturalny???
chyba ze czegos nie wiem albo cos mi umknelo, nie inwestygowalam jakos bardzo tej kwestii.
Dziś np. zrobiłam warzywa z soczewicą. Niewielką kapustę pokroiłam na nieduże kwadraty, 3 marchewki starłam na dużych oczkach, pokroiłam 4 ząbki czosnku, 1 cebulę poszatkowałam. Rozgrzałam patelnię, dałam trochę oleju, wrzuciłam czosnek. Zamieszałam, gdy czosnek zbielał dodałam cebulę. Mieszałam, po chwili dodałam startą marchew. Trzymałam na patelni, ciągle mieszając, do chwili, gdy marchew zmiękła. Dodałam troszkę gałki muszkatołowej, oregano, szczyptę imbiru, ostrą i słodką paprykę, majeranek i sól. Połączyłam z kapustą w garnku, dodałam pomidory do smaku. Kapustę wcześniej wrzuciłam do garnka, dodałam b. mało wrzątku (kapusta ma się dusić, nie gotować), często mieszałam, jak była potrzeba dawałam troszkę wody. Jak kapusta zmiękła, dodałam resztę przygotowanych warzyw i dusiłam jeszcze kilka minut razem. Dodałam ugotowaną soczewicę. W ten sposób można robić różne kombinacje warzywno-strączkowe.
Można zamiast zielonej soczewicy dać czerwoną, nie jest widoczna w potrawie.
A ciecierzyca też dzieciom nie smakowała? My ją bardzo lubimy, zwłaszcza tę większą, nie tę małą, taką mączną do falafeli. A tak jeszcze z takich dań, gdzie są strączki - pasztety, kotlety, wszelkiego rodzaju kluski z ugotowanej kaszy jaglanej czy gryczanej, pasty do pieczywa. Jeśli dzieci lubią pasty, to bardzo dobre są takie z dodatkiem wody z kiszonych ogórków. Ja robię je ze słonecznika, pestek dyni, migdałów, orzechów włoskich (każdy rodzaj osobno). Najlepiej wieczorem zalać je wodą z kiszonych ogórków, wody z kiszonki ok. 3/4, reszta to przegotowana woda. Płyn ma przykryć orzechy czy nasiona. Rano miksujemy w blenderze, trzeba zwykle dodać trochę płynu. Jeśli woda z kiszonki było bardzo słona, to dajemy tylko przegotowaną wodę - najlepiej spróbować, czego brakuje.
Przy takich jelitach, jak u córki, to do czasu poprawy zmiejszyłabym bardzo ilość mięsa. Ono długo jest trawione i gnije w jelitach. Jeśli jest jedzone, to z dużą ilością warzyw. Do tego domowe, świeżo robione soki, domowe kiszonki (nie muszą być takie wielodniowe, mogą być kilkudniowe) i ogólnie żywność nieprzetworzona. Nie mam pomysłu, co robić z niejadkiem. Jak gościło u nas takie diecko, to robiłam dla niego np. kanapeczki w wybranym przez niego kształcie (mam foremki do ciastek w kształcie lokomotywy, traktora, samochodu, konika) wycinając kromkę taką foremką. Do tego dodawałam opowiadanie, że robimy jedzenia jak dla ufoludków - pasta ufoludkowa (słonecznikowa), wióreczki ufoludkowe ulubione (starta na drobne wiórki marchew), posypka ufoludkowa (natka). Dzieci zjadały zawsze. U mnie jest tak, że do niczego nie zmuszamy ani nie namawiamy, razem spożywamy posiłki i dzieci jedzą to, co jest na stole - mają wybór. Na szczęście do tej pory nie było problemów ze zdrowiem czy apetytem.
W kazdym razie super pomysl z pasta slonecznikowa. Sprobuje koniecznie, bo slonecznik i inne pestki (np. dynie, pinie itd.) podjadaja bardzo chetnie.
W kwestii straczkow wyprobowalam sporo.
Ciecierzycy nie chca. Soczewicy czerwonej tez nie. Jak byli bardzo glodni, to zjedli odrobine na obiad, ale jak ostatnio odgrzalam na kolacje, to siegneli po wedline. Z zielona troche lepiej. Zrobie dzisiaj na obiad wlasnie zielona z warzywami (troche zmodyfikuje Twoj przepis, bedzie marchew, cebula, brokul i pieczarki, bo akurat to mam). Przegonie wczesniej na rowerach, zeby mieli apetyt.
Fasole znaja rozne - biale od malej do jasia-mutanta, czerwona, czarna, taka "z okiem", rozne inne z azjatyckiego sklepu. Zjedza zupe fasolowa i troche fasolki w barszczu. Co ciekawe, zjedza chili con carne, a gardza chili sin carne. Pasztetow, pasty fasolowej (niezaleznie od dodatkow) nie chca. Hummus tez zdrapia z chleba. Pasztet miesny pozra niczym gornik po szychcie. Pierogi i nalesniki naleza ogolnie do ich ulubionych potraw, ale nadzienie fasolowe/soczewicowe wchodzi srednio. Ostatnio robiac ruskie, im zrobilam farsz z kartofli, podsmazonej cebuli i odrobiny chudego boczku (tyle zeby byl jakis miesny aromat) - to zjedli, az im sie uszy trzesly.
I zapytam przy okazji jeszcze o cos innego. Czy masz jakis roslinny ekwiwalent smietany? Niestety, sojowej "smietany" nie mozemy uzywac, bo dzieci reaguja na soje mega biegunka. I sie zastanawiam, czy mozna to zrobic jakos inaczej, ale zeby nie bylo slodkawe.
Do tego fotografie - jak chcesz to mam kontakt do dobrych fotografów zajmujących się profesjonalnie zdjęciami kulinarnymi (wielodzietni zresztą) - może coś byście razem zrobili - bo widzę że jest duże zainteresowanie tematyką, choćby tu na forum.
Cisza!
Piszesz fajnie, ja-fanka wszystkich "gawęd kuchennych" pochłaniam Twoje wpisy i ciągle mi mało.
Nie wiem, czy to się da(ze strony technicznej i nie tylko)-ale fajnie by było, gdyby stworzyć cały dział np Kuchnia wege(czy jak tam ją nazwać) i w niej poddziały, typu:śniadania, obiady, kolacje, coś na zimno, na gorąco, desery itp.całe jadłospisy i propozycje...echhhh, wiem, rozmarzyłam się...
Wiem, że pewnie za wiele od Ciebie wymagam, że są całe fora i portale-ale jakoś tak bardzo jesteś dla mnie autorytetem i praktykiem, że nie mam ochoty szukać inspiracji gdzie indziej....wiem, to bardzo wiele pracy, ale może dasz się uprosić... :ih::ih::ih::ih:
edit: a może nazwać po prostu Zdrowa kuchnia?coby niektórych nie drażnić:cool:
Załóż wątek, dlaczego powinno sie jeść mięso i tam sie produkuj. Chętnie tez poczytam o twoim sposobie odżywiania, rozumiem ze to zdrowa, pełnowartosciowa kuchnia, z przyjemnością wykorzystam przepisy.
PS- pomysł Prayboya świetny:â??
Aniu D. dasz się namówić...?
Sama bardzo chętnie korzystałabym z Twoich przepisów, aby urozmaicić jadłospis, bo gdy czytam Twoje wpisy, to wydaje mi się nagle, że ciągle jem to samo...