3 szklanki świeżo ugotowanego ryżu brązowego ok. 2/3 szkladnki ugotowanej soczewicy zielonej 3 duże cebule niezbyt duża kapusta 2 opakowania passaty (doskonała jest z Lidla) lub przecieru pomidorowego 3 duże marchewki sól słodka i ostra papryka oregano pieprz (jak ktoś lubi) olej
Kapustę oczyścić, pokroić na kwadraty. poddusić do miękkości w minimalnej ilości posolonego wrzątku w garnku (wystarczy ok. 1/3 szkl.). Sprawdzać czy woda się nie wygotowała. Cebulę pokroić w krążki, poddusić na oleju, dodać do niej starkowaną marchew. Dusić jeszcze chwilę pod przykryciem do miękkości. Dodać pomidory, dobrze doprawić solą, słodką i ostrą papryką oraz oregano. Dodać soczewicę, wymieszać. Wysmarować naczynie żaroodporne olejem i układać warstwami: ryż, marchew z cebulą i soczewicą, kapustę i polać pomidorami. Na wierzch dajemy pomidory i trochę oleju. Zapiekamy pod przykryciem ok. 30 min. Ważne jest, by dobrze doprawić składniki, jeśli ryż nie było solony, to dajemy sól na każdą jego warstwę oraz pieprz, jeśli lubimy.
Savia, te kupowane mają po ok. 200 ml. Ogólnie dajemy na wyczucie i by całość nie była sucha ani pływająca. Fajnie, że masz swoje przeciery, ja w tym roku nie mam.
Savia, te kupowane mają po ok. 200 ml. Ogólnie dajemy na wyczucie i by całość nie była sucha ani pływająca. Fajnie, że masz swoje przeciery, ja w tym roku nie mam.
Nie wiem czy widziałaś, ale zasypało mnie pomidorami w tym roku. :-) Wiem, że większość na smak, ale szukałam punktu wyjściowego.
Savia, zieloną też można łatwiej ugotowac w całości, czerwoną mozna łatwo rozpaciać. Trzeba więc gotować ją w wyczuciem, nie w wielkiej ilości wody. Można też zrobić tak, że soczewicę gotuje się od razu z ryżem.
Agnieszko, to właśnie ten. Może być jeszcze dziki, czerwony i in. ale to już poza moimi możliwościami finansowymi. Fajnie, że smakowało. Ja też lubię to połączenie. A dziś patrzyłam z radością, jak nasza roczniaczka wyjadała z talerza kawałeczki brukselki i zjadała je ze smakiem.
Agnieszko, to właśnie ten. Może być jeszcze dziki, czerwony i in. ale to już poza moimi możliwościami finansowymi. Fajnie, że smakowało. Ja też lubię to połączenie. A dziś patrzyłam z radością, jak nasza roczniaczka wyjadała z talerza kawałeczki brukselki i zjadała je ze smakiem.
AniaD. Siemienia raczej nie prażyć, ew. do temp. 80 stopni. Zmielone szybko zużyć, idealnie jest robić na świeżo i zjeść. Można dodać dosłownie odrobinę soli do mielenia i taką posypkę dać do dowolnej kaszy..
AniuD, ciekawa jestem twojej opinii. Prażyć, czy nie prażyć, a jeśli prażyć, to w jakiej temperaturze......etc. Pamiętasz jak długo się o tym dyskutowało na wegedzieciaku. Problem jest istotny dla osób, które jadają siemie prawie codziennie. Dr Dąbrowska kazała prażyć, ale nie do końca potrafiła/chciała wytłumaczyć dlaczego. Przeczytałam poniższe i wreszcie dotarło do mnie w czym problem. http://www.primanatura.pl/czy-siemie-lniane-jest-toksyczne/ Jakie dla nas wnioski praktyczne? Nie stosujemy przecież przemyślanej w szczegółach przez dr Budwig diety.
Czyli jeśli mielę na świeżo (dziś domieliłam też łyżeczkę ostropestu) i podaję wymieszane z pastą budwigową to jest OK?
Wydaje się , że jest OK. Zrozumiałam to tak:
Cyjanogeneza nie zachodzi gdy
- zmielone nasiona zalejemy gorącą wodą
- zagotujemy w wodzie,
Swoje właściwości utraci jednak Omega - 3.
Jeśli zmielimy siemie to enzym linamaraza inicjuje cyjanogenezę.
Aktywność linamarazy jest hamowana w środowisku kwasowym (o niskim pH).
Zatem wmieszanie zmielonego siemienia do świeżo wyciśniętego, kwaśnego soku zabezpiecza je przed gwałtownymi przemianami glikozydów w cyjanowodór.
To jest jeden sposób na "uzdrowienie" mielonego siemienia.
Sposób drugi - to podawanie siemienia z produktami bogatymi w siarkę.
W obecności aktywnej siarki zawartej w pożywieniu enzymy występujące m.in. w ludzkich komórkach neutralizują cyjanowodór i przekształcają go w tiocyjaniany (o bardzo małej toksyczności) i dalej w korzystne dla zdrowia transformacje.
Działają zatem jak odtrutka na cyjanki.
Żeby tak się stało, należy razem ze mielonym siemieniem jeść pokarm bogaty w siarkę (ser biały, jogurt, czosnek, cebula, płatki owsiane...
Okazuje się nawet, że przy takiej technologii jedzenia zmielonego siemienia, organizm z cyjanków produkuje witaminę B12.
Produkty bogate w siarkę:
- jaja kurze, mleko, ryby;
- mięso, sery;
- owoce i warzywa
Nie dziwię się, że dr Budwig była aż 7 razy nominowana do Nobla.
"..Dr Budwig była odważnym naukowcem. W pełni przekonana o słuszności swoich tez wygłaszała je publicznie nie zważając na polityczne reperkusje. Były to treści niepopularne, uderzały w interesy bardzo silnych lobby: farmaceutycznego, spożywczego a także bezpośrednio w środowisko lekarskie. Dr Budwig głośno i przekonywująco twierdziła bowiem, że za rozwój chorób degeneracyjnych odpowiedzialne jest spożywanie wysoko przetworzonej żywności, a w szczególności olejów spożywczych i margaryn, które blokują procesy utleniania w komórkach, zmuszając komórki do fermentacji, a tym samym do nowotworzenia. Spotkała się z ogromnym oporem potentatów przemysłu spożywczego, którzy robili wszystko, aby nie dopuścić do rozpowszechniania się jej rewelacyjnych odkryć. .."
BabUska, ja nie prażę. Nie mam przekonania, że utrzymam na patelni odpowiednią temperaturę, podejrzewam, że byłaby wyższa. A do prażenia w piecyku nie bardzo mam zacięcie, jakoś nie chce mi się dokładać jeszcze jednej rzeczy do zrobienia. A mój piecyk i tak nie trzyma temperatury. My nie jadamy "masełka" z siemienia samego, zawsze na kanapce jest czosnek lub cebula, warzywa, zwykle spora ich górka - więc siarkę mamy. W sumie kiedyś stwierdziłam po lekturach książek i artykułów, że jedząc różnorodne, nieoczyszczone i "niepoprawiane" w fabryce jedzenie, będzie zawsze tak, że nie ma problemu z niedoborem czy nadmiarem jakiegoś składnika. Zawsze będą się one uzupełniały, niwelowały czy wzmacniały swoje działania, po prostu jest to niesamowite. Patrząc na tabelki żywieniowe, skład poszczególnych pokarmów widać, jak wszystko się ze sobą idealnie uzupełnia. W każdej porze roku mamy inne pokarmy, które można spożywać. Od kiedy uprawiam działkę widzę, jakie wspaniałe są warzywa wczesnowiosenne, uprawiane bez folii, o krótkim okresie wegetacji. Po prostu widać, że o wszystko zadbał Ktoś o wiedzy, której człowiek nie ogarnie. Problemy mogą być, jeśli ktoś trzyma się uparcie tylko kilku ciągle tych samych produktów żywieniowych. Podobnie mogą być problemy, jeśli przy kłopotach ze zdrowiem sięga się po sztuczne, wyizolowane składniki pokarmowe - które w całym swoim naturalnym otoczeniu są lecznicze, ale wyizolowane z całego dobrodziejstwa wielu substancji, z których tylko część jest znana, już takie cudowne nie są. Ale wygodniej jest brać codziennie pigułki, które zapisze lekarz niż dokonać radykalnych zmian w codziennym menu.
Dziękuję bardzo za tego linka, przeczytałam go z wielką uwagą. Prawda o lekarzach jest bardzo smutna. Lekarze, których znam i z którymi miałam kontakt nie mają wiedzy na temat odżywiania, większość z nich należy do grupy najgorzej odżywiających się osób, jakie znam. Potem taki lekarz będzie radził pacjentowi, co ma jeść - jakie będą jego rady, jeśli sam na temat żywienia niewiele wie? Ludzie często bronią się bardzo przed poznaniem czegoś, co w jakiś sposób będzie wymuszało na nich zmiany. Lepiej jest zaatakować coś, czego się nie zna niż poznać trochę danych z drugiej strony, nie tylko czytając czy oglądając dane oficjalne w mediach.
Aniu, ja może takie prymitywne pytanie zadam "> Jakie warzywa oprócz cebuli i czosnku kładziesz na kanapkę o tej porze roku? Chciałabym spożywać więcej warzyw szczególnie na kolację a chleb (własny, razowy trudno mi porzucić.
No, można z nich jakąś suróweczkę machnąć - kapustkę usiekać doadać do niej, co tam się lubi (tarta marchew, seler, rzodkiew, jabłko, siekana cebula itp.), łapkami pościskać, coby sok puściło, olejem trochę polać, solą i pieprzem przyprawić i na kanapkę.
Agusia, ja sobie dobry chleb cenię, więc nie namawiam do porzucenia go . Tu chodzi o proporcje dnia i tygodnia, ile jest gotowanych posiłków, a ile na sucho. Do tego ważne jest, co na tym chlebie jest, dla wielu osób szczytem dbania o swoje zdrowie jest jedzenie w zimie kanapek z plasterkim pomidora. Na pewno nie polecam kanapek z serem i wędliną (nie chodzi o to, że nigdy, wcale, absolutnie, w żandym wypadku - ale są domy, gdzie takie kanapki to zjadana kilka razy dziennie norma). Podstawa to warzywa, a to w polskich domach często kuleje. Ludzie uważają, ze jadają zdrowo, jak w ciągu dnia na obiad jest surówka. A powinno być ok. 5 porcji warzyw dziennie, co tego jakieś owoce (sezonowe, nie cytrusy, bo to inna bajka). A na chleb dajemy: teraz poszatkowaną kapustę białą lub czerwoną (polecam kupić mały szatkownik do domu, dla mnie niezastąpiony w kuchni), cebula, plasterki czosnku szatkownika, plasterki marchewki szatkownika, może być dowolna surówka, która została z obiadu (z pora, z selera, z marchewki, z buraka etc etc). Wiele osób nie jada nigdy niektórych warzyw, bo są dla nich jadalne tylko po ugotowaniu i to jako składnik np. zupy. Takim warzywem jest np. korzeń pietruszki - jest pyszny, ja go uwielbiam. Do tego mało jada się rzepy, super smaczne są plasterki kalarepki położone na pieczywie. Ogólnie, poza ziemniakami, wszystko da się zjeść na surowo, tylko bywa, że trzeba przyzwyczaić swoje kubki smakowe.
Warto próbować jeść warzywa, które są krojone na różne sposoby - inaczej smakuje marchew poszatkowana drobno, inaczej poszatkowana grubo, a inaczej w plasterkach czy słupkach. Dotyczy to wielu warzyw. Na kanapki np. nie dajemy cebuli pokrojonej w kosteczkę, tylko pokrojnej w plasterki na szatkowniku. Inaczej smakują, nie są tak ostre (pod warunkiem, że taką odmianę kupimy, bo bywają gorzkawe). To trzeba posolić, można ścisnąć ręką (kapustę podobnie można potraktować), po chwili można jeść. Oczywiście bardzo ważne są kiszonki, w zimie warto jeść je codziennie. Nie muszą być jadane w dużych ilościach, ale stale powinny być w menu. Można zrobić kiszoną kapustę na zimę, można sobie kisić np. po 2 główki. Kupowane kapusta kiszona przestała nadawać się do jedzenie, zwykle zawiera konserwanty i tak naprawdę nie zawsze jest ukiszona jak trzeba.
Komentarz
3 szklanki świeżo ugotowanego ryżu brązowego
ok. 2/3 szkladnki ugotowanej soczewicy zielonej
3 duże cebule
niezbyt duża kapusta
2 opakowania passaty (doskonała jest z Lidla) lub przecieru pomidorowego
3 duże marchewki
sól
słodka i ostra papryka
oregano
pieprz (jak ktoś lubi)
olej
Kapustę oczyścić, pokroić na kwadraty. poddusić do miękkości w minimalnej ilości posolonego wrzątku w garnku (wystarczy ok. 1/3 szkl.). Sprawdzać czy woda się nie wygotowała. Cebulę pokroić w krążki, poddusić na oleju, dodać do niej starkowaną marchew. Dusić jeszcze chwilę pod przykryciem do miękkości. Dodać pomidory, dobrze doprawić solą, słodką i ostrą papryką oraz oregano. Dodać soczewicę, wymieszać.
Wysmarować naczynie żaroodporne olejem i układać warstwami: ryż, marchew z cebulą i soczewicą, kapustę i polać pomidorami. Na wierzch dajemy pomidory i trochę oleju. Zapiekamy pod przykryciem ok. 30 min. Ważne jest, by dobrze doprawić składniki, jeśli ryż nie było solony, to dajemy sól na każdą jego warstwę oraz pieprz, jeśli lubimy.
(brukselka z marchewką - super!!!!
zrobiłam z kaszą gryczaną, następnym razem dołożę jeszcze buraczki na ciepło - wszystko opędzlowane)
Fajnie, że smakowało. Ja też lubię to połączenie. A dziś patrzyłam z radością, jak nasza roczniaczka wyjadała z talerza kawałeczki brukselki i zjadała je ze smakiem.
http://www.primanatura.pl/czy-siemie-lniane-jest-toksyczne/
Jakie dla nas wnioski praktyczne? Nie stosujemy przecież przemyślanej w szczegółach przez dr Budwig diety.
BabUska, ja nie prażę. Nie mam przekonania, że utrzymam na patelni odpowiednią temperaturę, podejrzewam, że byłaby wyższa. A do prażenia w piecyku nie bardzo mam zacięcie, jakoś nie chce mi się dokładać jeszcze jednej rzeczy do zrobienia. A mój piecyk i tak nie trzyma temperatury. My nie jadamy "masełka" z siemienia samego, zawsze na kanapce jest czosnek lub cebula, warzywa, zwykle spora ich górka - więc siarkę mamy. W sumie kiedyś stwierdziłam po lekturach książek i artykułów, że jedząc różnorodne, nieoczyszczone i "niepoprawiane" w fabryce jedzenie, będzie zawsze tak, że nie ma problemu z niedoborem czy nadmiarem jakiegoś składnika. Zawsze będą się one uzupełniały, niwelowały czy wzmacniały swoje działania, po prostu jest to niesamowite. Patrząc na tabelki żywieniowe, skład poszczególnych pokarmów widać, jak wszystko się ze sobą idealnie uzupełnia. W każdej porze roku mamy inne pokarmy, które można spożywać. Od kiedy uprawiam działkę widzę, jakie wspaniałe są warzywa wczesnowiosenne, uprawiane bez folii, o krótkim okresie wegetacji. Po prostu widać, że o wszystko zadbał Ktoś o wiedzy, której człowiek nie ogarnie.
Problemy mogą być, jeśli ktoś trzyma się uparcie
tylko kilku ciągle tych samych produktów żywieniowych. Podobnie mogą być
problemy, jeśli przy kłopotach ze zdrowiem sięga się po sztuczne,
wyizolowane składniki pokarmowe - które w całym swoim naturalnym otoczeniu są
lecznicze, ale wyizolowane z całego dobrodziejstwa wielu substancji, z
których tylko część jest znana, już takie cudowne nie są. Ale wygodniej
jest brać codziennie pigułki, które zapisze lekarz niż dokonać
radykalnych zmian w codziennym menu.
Dziękuję bardzo za tego linka, przeczytałam go z wielką uwagą. Prawda o lekarzach jest bardzo smutna. Lekarze, których znam i z którymi miałam kontakt nie mają wiedzy na temat odżywiania, większość z nich należy do grupy najgorzej odżywiających się osób, jakie znam. Potem taki lekarz będzie radził pacjentowi, co ma jeść - jakie będą jego rady, jeśli sam na temat żywienia niewiele wie?
Ludzie często bronią się bardzo przed poznaniem czegoś, co w jakiś sposób będzie wymuszało na nich zmiany. Lepiej jest zaatakować coś, czego się nie zna niż poznać trochę danych z drugiej strony, nie tylko czytając czy oglądając dane oficjalne w mediach.
Aniu, a po jakim czasie kapusta jest już dobrze ukiszona?
Właśnie przymierzam się do kiszenia.