Wg mnie odkąd dzieci się spowiadają nie mają obowiązku ze wszystkim przychodzić do matki czy ojca. Jeśli potrafią już uporzadkować swoje sprawy podczas spowiedzi tzn że nabrały właściwego kierunku. W praktyce jest tak, że przychodzą do nas z wieloma sprawami, że pytają o różne szczegóły szykując się do spowiedzi. Nie mniej jestem pewna, że nie mówią mi o wszystkich szczegółach (dwóch starszych synów). I wcale tego nie potrzebuję. Widzę, że fantastycznie dorastają, że Boga trzymają się kurczowo, że z radością chodzą na Eucharystię, modlą się... Owoce są, więc droga prawidłowa, współpraca z kapłanem też.
A co jak będziecie mieli inne zdanie niż kierownik duchowy dzieci?
------------------
Kierownik duchowy - znamy się dobrze, przyjaźnimy się od lat i nie zdarzyło nam się mieć inne zdanie na zasadnicze tematy, więc nie mam obaw by podważał nasze wychowanie. Wręcz bym powiedziała, że jesteśmy bardzo spójni.
Dodam, że ks.H jest kierownikiem duchowym i dzieci i naszym. Czasem, gdy nie możemy pojechać, zastępuje go tu bliżej inny salezjanin. Też wielki dar dla nas i naszych dzieci.
@Gregorius wiem, ze wtedy jest problem. Nie mniej i na Pan Bog ma recepty, dla kazdego indywidualna. Znamy przyklady swietych, gdzie ojciec u dziecka wybijal z glowy powolanie, chcial sie zajac przyziemnymi sprawami, matka miala ufnosc i Bog zrobil swoje.
Greg, ja pytam powaznie. Owszem, getta moznaby sie dopatrzyc u edukatorow i sternikowcow, ze tak ogolnie pojade. Ale tak naprawde wiekszosc z nich mimo wszystko zyje na wlasnych podworkach, w pracach... wsrod bezboznikow.
@Savia wiesz co mnie już wkurza twierdzenie, że "Pan Bóg ma receptę" gdy dzieci rosną i nic się nie zmienia. czasem lekarstwo jest potrzebne tu i teraz, bo inaczej się umiera.
Gregorius, Pan Bóg ma receptę, tylko co ma zrobić gdy ludzie są zatwardziałych serc? Gdy nie są gotowi zmienić siebie o 180*? Gdy ciągle chcą po swojemu? Gdy nie chcą tych lekarstw bo wymyślili sobie inne?
Jak się nic nie zmienia to trzeba wejść w głąb siebie.
Ja kapłana, jako spowiednika, przyjaciela rodziny (choć może lepsze słowo byłoby "pasterza"), czyli o czym mówi Savia, jest ważne dla wielu. Ja osobiście poczytuję sobie za wielką łaskę, że takiego kapłana mamy, że możemy nie tylko skorzystać z sakramentów (raz w miesiącu przyjeżdża, spowiada, odprawia Mszę św), ale i porozmawiać o tym, co się dzieje, o dzieciach, posłuchać cennych uwag, poznać go ze znajomymi, którzy mają jakieś religijne wątpliwości, chcieliby porozmawiać.
My do naszego jeździmy teraz prawie 100km (przenieśli go), ale Pan Bóg w swej łaskawości zostawił tu zastępcę. :-) Obaj zupełnie inni, ale łączy ich Boże szaleństwo.
"wejść w głąb siebie" kurde czuję się jak na kozetce u psychologa. Za przeproszeniem: gówno to daje ----------- no widzisz, ja nigdy u psychologa nie byłam to nie mam durnych skojarzeń
Może Tobie to GÓWNO daje (a może gówno tam znajdujesz?), mnie daje DUŻO, mnie daje dystans do siebie.
Mamy takich znajomych Greg, bogobojni ludzie, tyle że im ciągle wszystko się sypie: i sprawy materialne i życie małżeńskie i wychowanie dzieci... Ale nie chcą usłyszeć, że mają problem DDA. Normalnie uszy korkują, oczy zasłaniają. Czasem człowiek nie chce/nie jest gotowy stanąć w prawdzie. I wtedy gówno znajduje. A im terapia potrzebna...
Tomek to zależy, u mnie wszelkimi zaszłościami i problemami zajął się Pan Bóg podczas spowiedzi. Ale nie wykluczam terapii, szczególnie gdy ktoś nie umie nazwać u siebie problemu, ale jest gotowy na zmiany.
Polecam konferencje tego księdza Piotra Glasa, wracam do nich co jakiś czas, są rewelacyjne, a polecam w tym wątku, bo słucham znowu i mówi jakie zarzuty mu stawiają: "Ksiądz jest za bardzo religijny, za mało atrakcyjne msze robi" , niedługo jak widzicie ludzie się będą skarżyć na zbyt religijnych księży, a tego egzorcysty naprawdę warto posłuchać: Szczególnie polecam tytuł : Duchowe zerwanie z przeszłością.
@Tomasz i Ewa to nie wymówka. Bez wzgledu na to jak bardzo sie przymuszam fdo tego co wedle innych mogło by mi pomoc czy robie to co lubię, nie daje to efektów. A dzieci rosną.
@Tomasz i Ewa jeszcze raz: ja słucham i stosuje sienawet do ich rad. A tu nadal zmian brak. Więc powtarzam: za chwilę będzie za późno (albo już jest), wiec lekarstwo nie jest potrzebne jutro, za rok czy za 100 lat tylko teraz. kolega rozumie czy nie?
Lacerta, nie zazdrość nikomu - jest nawet na to X przykazanie a serio, sama nie znajdziesz sobie idealnego wyjścia, dlaczego nie oddawać wszystkich rozterek Bogu i błagać, by je rozwiązywał? Jego prosić o dobrego kapłana, o prowadzenie? "Choćby matka i ojciec cię opuścili, Ja cię nie opuszczę..."
Gregorius, ale może TERAZ Bóg Ci nie chce dać, bo wcale nie jest takie konieczne, albo TERAZ Ty nie jesteś gotowy przyjąć tego co On ma dla Ciebie, albo TERAZ On Ci daje a Ty nie bierzesz, bo czekasz na inne...
Ja nie powiem skąd takiego kapłana wziąć, bo nie wiem. Sytuacje są różne, okoliczności też.
Do nas ksiądz przybywa rano, siedzi do popołudnia, zje śniadanie, lunch, porozmawia, a potem jedziemy do innej rodziny, tam jest Msza św., oni tego księdza zostawiają na noc, bo samolot na drugi dzień. A co ciekawe, tamta rodzina, dość wielodzietna, ale ojciec niewierzący. Całą kwestię religijną prowadzi ona.
I tak sobie żyjemy, ubolewając, że nie mamy Mszy św. co niedziela, ale raz w miesiącu, w zwykły dzień. Ale takie czasy...
Jak taki ksiądz spędzi pół dnia z nami, to ma jakiś obraz życia, może coś doradzić, podpowiedzieć.
a z katechezą u was jak? Bo pamiętam z moich czasów że u nas dużo wyjaśniał ksiądz właśnie na religii. W sumie to jakoś tak było że mieliśmy wyjątkowych katechetów pod tym względem. No i życie parafialne kwitło. Mieliśmy DSM i grupę apostolską i scholę. I to myślę była dobra formacja, bo rozmawialiśmy na różne tematy w trochę szerszym zakresie niż na religii, jeździliśmy na pielgrzymki i nie mieliśmy poczucia lepszości jak to bywa we współczesnych wspólnotach, bo jeździliśmy razem z paniami i panami z chóru kościelnego i z różnych organizacji przyparafialnych. I w ogóle służyliśmy w parafii, w nabożeństwach które odbywały się w kościele. Np prowadziliśmy różaniec raz w tygodniu w październiku, albo drogę krzyżową, nosiliśmy feretrony na Rezurekcji i w Boże Ciało, spotykaliśmy się raz w tygodniu w salce katechetycznej z księdzem. Gitarek nie było. Jako schola spiewalysmy na chórze z organami. Nie mieliśmy wynalazków pt msza młodzieżowa. I jak spotykam się czasem z tymi ludźmi teraz, z różnych rodzin to generalnie to są ludzie wierzący.
Komentarz
------------------
Kierownik duchowy - znamy się dobrze, przyjaźnimy się od lat i nie zdarzyło nam się mieć inne zdanie na zasadnicze tematy, więc nie mam obaw by podważał nasze wychowanie. Wręcz bym powiedziała, że jesteśmy bardzo spójni.
Czasem, gdy nie możemy pojechać, zastępuje go tu bliżej inny salezjanin.
Też wielki dar dla nas i naszych dzieci.
niektórzy na pewno twierdzą, że przesadzamy w wychowaniu religijnym.
Ja tam twierdzę, że wciąż jest wiele do zrobienia....
Mój tata mnie nauczył, że
jak kraść to miliony,
jak kochać to boginki.
i z szukaniem Boga, ze świadczeniem o Nim też trzeba iść na maxa a nie umiarkowanie.
Owszem, getta moznaby sie dopatrzyc u edukatorow i sternikowcow, ze tak ogolnie pojade. Ale tak naprawde wiekszosc z nich mimo wszystko zyje na wlasnych podworkach, w pracach... wsrod bezboznikow.
Jak się nic nie zmienia to trzeba wejść w głąb siebie.
-----------
no widzisz, ja nigdy u psychologa nie byłam to nie mam durnych skojarzeń
Może Tobie to GÓWNO daje (a może gówno tam znajdujesz?), mnie daje DUŻO, mnie daje dystans do siebie.
"Ksiądz jest za bardzo religijny, za mało atrakcyjne msze robi" , niedługo jak widzicie ludzie się będą skarżyć na zbyt religijnych księży, a tego egzorcysty naprawdę warto posłuchać:
Szczególnie polecam tytuł : Duchowe zerwanie z przeszłością.
"Choćby matka i ojciec cię opuścili, Ja cię nie opuszczę..."
Mieliśmy DSM i grupę apostolską i scholę. I to myślę była dobra formacja, bo rozmawialiśmy na różne tematy w trochę szerszym zakresie niż na religii, jeździliśmy na pielgrzymki i nie mieliśmy poczucia lepszości jak to bywa we współczesnych wspólnotach, bo jeździliśmy razem z paniami i panami z chóru kościelnego i z różnych organizacji przyparafialnych. I w ogóle służyliśmy w parafii, w nabożeństwach które odbywały się w kościele. Np prowadziliśmy różaniec raz w tygodniu w październiku, albo drogę krzyżową, nosiliśmy feretrony na Rezurekcji i w Boże Ciało, spotykaliśmy się raz w tygodniu w salce katechetycznej z księdzem.
Gitarek nie było. Jako schola spiewalysmy na chórze z organami.
Nie mieliśmy wynalazków pt msza młodzieżowa. I jak spotykam się czasem z tymi ludźmi teraz, z różnych rodzin to generalnie to są ludzie wierzący.