Zgadzam się z Elżunią, niestety. Pracowałam w podstawówce i gimnazjum i jeden młody człowiek był w stanie rozwalić na lekcji wszystko i to u dobrych, doświadczonych nauczycieli. Ale to się akurat bierze z braku narzędzi. Nauczyciel tak naprawdę, poza gadką szmatką, nie może zrobić nic, szczególnie jeśli nie ma (a najczęściej nie ma) wsparcia dyrektora. Dla mnie najlepszym (wiem wiem, nierealnym) rozwiązaniem byłoby skreślenie z listy uczniów kogoś, kto nie chce się zmienić, ma na koncie poważne wybryki i zagraża bezpieczeństwu innych i wysłanie kogoś takiego do specjalnej placówki, gdzie pracowaliby dobrze wyszkoleni i dobrze opłacani specjaliści.
Hitem w mojej osobistej matematycznej klasie w LO był uczeń z dyskalkulią, o której to zaświadczenie matka przyniosła po I semestrze, który uczeń zakończył oceną niedostateczną.
Opinie o dys, orzeczenia powodują, ze dziecko jest w stanie przebrnąć przez CAŁY program szkolny, a potem prace moze mieć zwiazaną tylko z wycinkiem. Ja np. co jakis czas poprawiam koszmarne błędy ortograficzne w opisach jednego mojego znajomego, co nie zmienia faktu, ze studia architektoniczne skończył i pracuje. Bo auto sprawdzacz czasem niektórych konstrukcji jakoś nie wychwytuje ) E. poza tym, praca i tak trzeba sie dzielic i jeden może robic opisy, a ktos inny więcej rysunków. Z dysgrafia nie trzeba od razu zostac sekretarka czy z dyskalkulia księgową, ale zeby zostac np. inzynierem elektrykiem jednak do matury nalezy w systemie edukacyjnym dotrwać. Mam w rodzinie geniusza matematycznego, który w drugiej czy trzeciej klasie LO (jeszcze w dawnych czasach) powtarzał klasę, bo nie zdał z polskiego. A z przedmiotów ścisłych był olimpijczykiem. W druga strone miałam koleżanki, które z matematyką itp. nie radziły sobie wcale, a potem pokończyły po dwa, trzy kierunki filologiczne, humanistyczne.
I dodam, ze te braki, w jednym przypadku z języka ojczystego, w innych z matematyki nijak sie nie przekładały na ich dalsze sukcesy zawodowe. A CV może sprawdzic ktoś bez dys.
No to ja powiem, jak jest u mnie. Mam wsparcie dyrekcji jak cholera. Poważnie. Niczego nie zamiatamy pod dywan, posiłkujemy się policją. W sądzie bywam bardzo często, piszę do sądu i wszystkich instytucji. Sąd zna mnie tak dobrze i tak dobrze zna metody mojej (naszej) pracy, ze ufa wysyłanym opiniom i pismom i często w postanowieniach znajdują się słowa z moich opinii. Kuratorzy, MOPR, CWR znają mnie bardzo dobrze i znają metody pracy.
A i to niewiele daje w kilku przypadkach lub udaje się sprawę załatwic (tj umiescić w placówce czy innej szkole) po kilku, kilkunastu miesiącach. Wiele rzeczy jest niezależnych od szkoły, bo szkoła nie ma narzędzi ani uprawnień np do przeniesienia ucznia sprawiajacego problemy - bo w aktualnym stanie prawnym jest to niemożliwe. Nie wiem jak Elunia jaki masz pomysł na "takie pokierowanie sprawami żeby rozwalacz zrezygnował z tej szkoły", ale moze nie znam jeszcze wszystkich możliwosci-chętnie się dowiem. Moze to być dla mnie bardzo cenne i pomocne.
A poprawiam, bo praca jest wspólna, rozsyłana po wszystkich w zespole i jak coś zauważę, to zmieniam. Jeśli ja zrobię jakiś bład, to tez jest szansa, ze ktoś to wychwyci i poprawi.
Powiem na swoim przykładzie: mam dys i świetnie sobie radzę, nie pracodawca nie pytał o dys , ale wie, zresztą to wcale mi w pracy nie przeszkadza
nie jestem dorosłym z usterką tylko niektóre rzeczy widzę inaczej i jestem tego świadoma, niektóre rzeczy lepiej niektóre gorzej od innych, ale myślę, że to przede wszystkim sprawa osobowości i świadomości
Po co orzeczenie o dys w szkole: bo bez tego świstka gorzej spełnić wymagania szkolne to raz, a dwa uczeń musi znać swoje "możliwości", radzić sobie z tym co gorzej i ukierunkowywać swoje mocne strony
Nie dajmy się zwariować, zawód, pracę człowiek sobie wybiera
Wszystkim trzem moim synom poradnia pp była gotowa wystawić zaświadczenia o dysgrafii. Ku zaskoczeniu pań, nie wyraziłam zainteresowania. No, mają moje dzieci w tym zakresie obciążenie z obu stron, ale wiem po sobie, mężu i dwóch najstarszych, że z tego można wyjść, jeśli się popracuje. Co do przewijającego się pytania o wymarzoną karierę dla dzieci - to ja jestem tą matką, której wcale nie zależy, żeby dzieci studia pokończyły. Niech robią w życiu coś pożytecznego i niech robią to dobrze i z satysfakcją. Jak będą chcieli studiować, to będę wspierać, bo inteligentni wszyscy są i mogą studia pokończyć, ale jeśli zdecydują inaczej, to bardzo się postaram mie wtrącać w ich decyzje.
Echhh, najgorzej, jak komuś się wydaje, ze oto zna cudowny sposób na coś, podczas, gdy okazuje się, że tylko mu się wydaje, że go zna albo wydaje mu sie, ze sie da, bo tak mu się wydaje, ze wie
No wiec informuję Cię @Elunia, że każdy z podanych przez Ciebie sposobów w jednym wypadku moze zadziałać w drugim niekoniecznie. Z tymi obiecanymi dopuszczającymi nie zawsze działa.
Cóż, Ameryki nie odkryłaś choć nadal mam wrazenie, ze usiłujesz przekonać, ze Ty znasz (lub mogłabyś znać, gdybyś się tylko postarała-w odróznieniu od do niczego się nie nadajacych debilnych nauczycieli) genialne sposoby i sztuczki. Muszę cię rozczarować, ale nie. Nie znasz. Wydaje Ci sie tylko, ze znasz.
Oczywiscie zakładam, ze możesz opierać się na doświadczeniach ze szkołami, które faktycznie mają problem w ujawnianiu określonych zdarzeń, zapewniam jednak, że szkołom mało się teraz opłaca ukrywać takie zdarzenia czy zachowania. Problem może być potem, bo sądy działają długo czasami latami
Dyskusja troche zdryfowała w kierunku zasadności tych wszystkich opinii itp. Moim zdaniem, jeśli uczeń szkodzi ewentualnie tylko sobie, czyli zamiast opanowac materiał donosi zaświadczenia, to szczerze mówiąc jego sprawa i nie moja broszka, jak sobie poradzi jako dorosły. Jeśli sprawi "problemy wychowawcze", to cóz, tez opinia zależy od punktu siedzenia. Kiedyś moje dzieci były ta stroną pokrzywdzona w kontaktach z róznymi agresorami - no to wtedy miałam jednoznaczna - szkoła ma sie pozbyc.... teraz mam ZA, który czasem nad soba nie panuje, od czasu do czasu dochodzi do przepychanek (przy czy raczej jednoznacznie jest prowokowany, no ale z drugiej strony zdarzyło mu sie zareagowac nieadekwatnie), nie stosuje kodu kulturowego typu - dziewczynki sie nie rusza (mimo, ze mu naubliża, popchnie itp.), i coż, poglad troszkę mi sie zmienił. Ale współpracuję ze szkołą, rozmawiam z rodzicami innych dzieci , z synem i w sumie jest w miarę dobrze.
@Ula ale zakładam, że oprócz dys. ten architekt miał jeszcze inne zalety Może nie przeszkadzał w lekcjach albo był świetny z matmy. No i drogi życiowej nie wyybrał w kierunku np.polonistyki. Koleżanka mojej córki z tragiczną dysortografią studiuje nauczanie wczesnoszkolne.Dla mnie absurd ale uczelnia przyjęła.
Moja mama, teraz już 80+ ale z dysorto tragiczną, tyle że wtedy nieorzekaną była nauczycielką. Później w przedszkolu, ale poczatkowo uczyła w małej wiejskiej szkółce, wtedy jeszcze z "nakazu pracy". Dała radę. Za zasadę przyjęła, że nigdy sama niczego nie pisze na tablicy. Każdy uczeń musiał mieć na ławce słownik ortograficzny, każdy trudniejszy wyraz sprawdzano. Klasa ortografię opanowała znakomicie, mamie nie pomogło.
Elunia, może nieświadomie poruszyła ważną kwestię, tyle, ze Elunia troszkę inaczej to widzi. Otóż niestety, ale aktualna sytuacja jest poniekąd konsekwencją zbytniego słuchania rodzica, w zasadzie rodziców. Tak naprawdę rodzic decyzuje o wszystkim. Daleka jestem od tego, by uznać że "rodzice wara od szkoły", ale takie właśnie podejscie zaowocowało absurdalnymi rozwiązaniami. Rodzice decydują o planie wychowawczym, statucie. Rodzic musi wyrazić zgodę na powtarzanie klasy (0-3), rodzic wyraża zgodę na zamieszczanie w opinii z pp, co się na niej znajdzie. Rodzic moze wyrazić sprzeciw przeciwko diagnozie. Mało tego - żeby umieścic ucznia w placówce socjoterapeutycznej czy zajmujacej się dziećmi niedostosowanymi lub zagrożonych niedostosowaniem musi zwrócić się o wydanie opini poradni. A co, jeśli się nie zgodzi? Oczywiscie, można przez sąd, ale to wydłuza sprawę nawet do 3 lat.
Rodzic moze odwołać się od oceny, domagać się egzaminu. (dlatego min mamy takie terminy, ze ocena musi być podana na miesiąc przed klasyfikacją i potem nie można postawić ndst, jeśli sie nie podało, ze przewidywana ocena z przedmiotu X jest oceną ndst - wiec przez miesiąc uczeń moze nie robic nic, a i tak dst czy dopa dostanie).
A jeśli uwzględnimy to, oc tak genialnie opisała i podsumowała @Malgorzata - to naprawdę łatwo wyciągnać wnioski
@kociara do niczego nie mam zamiaru cię przekonywać, gdzież dałabym radę Radzenie sobie z uczniem problemowym to jedno ale traktowanie uczniów normalnych i ich rodziców to drugie. Ton w jakim piszesz o rodzicach którzy mają jakiekolwiek zarzuty do szkoły jest dokładnie taki jak ich traktowanie. Czy możesz z czystym sumieniem powiedzieć, że nigdy nie przemawiałaś do tych uczniów zdolnych i średniozdolnych oraz ich rodziców w tonie - wszystkich trzeba tolerować, żyjemy w społeczeństwie i musimy się dostosować itp.itd. Bo ja mam wrażenie, że to wam kładą do głowy na tych wszystkich szkoleniach. A warto sobie wbić do głowy, że szkoła jest do nauki, a nie do terapii.
@Elunia - i znowu mamy problem, bo w moich wypowiedziach doszukujesz sie "tonu" albo chcesz tak to wiedziec, widziec, by obronić własne stanowisko. No nie poradzę. Moze kiedyś będzie nam dane, to w 4 oczy przekonasz sie, ze mówię to, co mam do powiedzenia wprost, bez podtekstów.
Ale do rzeczy Z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że nigdy nie ukrywam przed przychodzącymi na skargę rodzicami, ze z określonymi sytuacjami nie mozemy sobie poradzić. I to też nasza najwieksza bolączka. Nawet znając dobrze sytuację dziecka, jego przeszłosć itp i rozumiejąc nie mam w zwyczaju usprawiedliwiać. Tłumaczyć-tak, ale nie usprawiedliwiać. Wymagam, jak i od innych.
A akurat o dostosowaniu się to mówki strzelam tym "trudnym"
Bo generalnie prawda jest taka, ze nie da się pewnych spraw załatwić tak, by wszyscy byli zadowoleni. Nie mam naa myśli teraz bandziorów, ale np dzieci z FAKTYCZNYMI zaburzeniami zachowania. One mają prawo uczyć sie w szkole, inne dzieci mają prawo być bezpieczne i miec spokój na zajęciach. Pewnie, ze łatwiej byłoby usunąc, schować, zapomnieć.
I powiem Ci jeszcze jedno - wielu, bardzo wielu rodziców na tym forum ma dzieci z głebokimi i bardzo głebokimi zaburzeniami zachowania. Faktycznymi i realnymi. I one właśnie są wg innych rodziców tymi, którzy powinni być usunięci, grożą im sądami i placówkami, to "przez nie" inne dzieci nie mogą się uczyć, wszystko jest ich winą. Zaręczam, że robią wszystko co w ich mocy a nawet więcej, by opanować niewłaściwe zachowania. Z różnym skutkiem.
Zgodzę sie, że często wiecej uwagi poświecam dzieciom trudnym o które nikt poza nami nie zawalczy. Ale tak pojmuję swój zawód, nie poradzę, ze bliższy mi i poniekąd ważniejszy "bandzior" z patologii niż wychuchany syn czy córka kochających rodziców.
Małgorzata ma rację; jako wychowawczyni w gim. i podst. stykałam się z takimi rodzicami na każdym zebraniu. W liceum jest tylko trochę lepiej. Ale tak swoją drogą, nie wszyscy nauczyciele tak uczą, by dzieci naprawdę skorzystały z lekcji.
@Elunia -trochę nie w porządku jest atakowanie ad personam i wyciąganie dziwnych wniosków. Juz kiedyś dość obszernie pisałaś o tym, jak to dobrze znasz środowisko i jakimi niekompetentymi debilami są wg Ciebie.Tylko dlaczego, na jakiej podstawie stawiasz mnie w tym szeregu? Szkoda, że nie słuchasz, nie próbujesz zrozumieć co się do Ciebie pisze Niedobrze, że w pewnym...hm... zacietrzewieniu?złości? zdajesz się nie pamiętać o tym, co kiedyś pisałam. Przypomnę. Między innymi o tym, że od reformy oczekiwałabym uporządkowania tych kwestii o których wspominasz . Bo i mnie one uwierają nawet bardziej niż Ciebie. Bo Twoje dzieci skończą szkołę, ja w niej (mam nadzieje)zostane dłużej. A skoro o szkołach specjalnych wspominasz to powiem Ci, że rodzic nawet głębiej upośledzonego dziecka jeśli nie zechce, to go do takiej szkoły nie zapisze. Podobnie z integracyjnym.
I tak. Ważne są dla mnie "bandziory", którym rodzice dali (jak to ktos tu kiedys ladnie ujal) tylko życie a inni postrzegają ich jak margines, śmieci niewarte niczego poza wywalenie poza nawias. I nie zamierzam za to przepraszać. I pozwolisz, że mimo wszystko sama zdecyduję, gdzie i z kim będę pracować o ile jeszcze mogę sama decydowac
Edit : generalnie odnoszę wrażenie, że masz pretensię do garbatego ze ma dzieci proste. Masz cala listę zrzutów, z wieloma sie zgadzam-tylko kierujesz je wobec niewłaściwych osób i tylko utrwalasz swoją gorycz i frustrację. I wylewaSz kiedy tylko możesz. I to jest nie oki
Ale ustawodawca tak to widzi. Szkoła ma uczyć, wychowywać, wyrównywanie szansę, uczyć tolerancji i otwartości, współpracy. Dziecko z problemem ma być otoczone szczególną! !!! opieką i wsparciem (do rodzica tez dociera taki przekaz i rodzic rozlicza szkołę z tego, co dla jego dziecka zrobila), szczególnym wsparciem należy otoczyć dzieci z rodzin dotkniętych patologią i ubóstwem. Szkoła ma być otwarta na każdy problem i wspierać rodzinę . Szkoła ma radzic sobie z adhdowcem i bandziorami. I do tego mieć wyniki. To tak jakby od lekarzy oczekiwać wyleczenia z każdej choroby. Także tej nieuleczalnej lub smiertelnej.
Nie mam dorosłych dzieci, nie mam dużego doświadczenia. Nie mam też chorych ambicji, by dziecko koniecznie poszło na renomowane studia czy co innego. Ja lubię życie wolne i jesli dziecko będzie się dobrze czuło w wolności - typu swoja firma - to dlaczego ma siedzieć za biurkiem. Ale wymagałam i będę wymagać czytania (min kilka książek miesięcznie) i nauki. A po to, by nawet człowiek z prostym zawodem miał jakieś pojęcie o świecie, by wiele pojęć nie było dla niego obcych, by nie był robotem. Lubię rozmowy z ludźmi, cenię bardzo mądrość życiową połączoną z wiedzą. I nie ma tu znaczenia czy rozmawiam z naszą pediatrą (mądra kobieta) czy mechanikiem, który interesuje się światem i różnymi zjawiskami. Bo jak nie przeraża mnie sprzątanie przez moje dzieci, to jednak nie chciałabym, by ich życie zaczynało i kończyło się na oglądaniu głupich programów w tv (bo to łatwe i "przyjemne"). Widzę zresztą, że jak od małego książki są na każdym kroku, umiejętnie się podsuwa ciekawe tytuły, to dzieci chcą po nie sięgać.
@Elunia żeby pochylić się nad zdolnym uczniem trzeba mieć do tego warunki. Jeśli w klasie masz 80% sredniakow i jakieś15% poniżej średniej a zdolnych i chcących się uczyć jakieś5% to jest to bardzo trudne zadanie. Dlatego mnie się generalnie podoba tutejszy system. W klasie Karoliny (3 gimnazjum) jest 20 osób, ktore chcą się uczyć. Nie są to tylko same hiperzdolne dzieci ale też takie którym na nauce zależy i bardzo muszą się przykładać żeby utrzymać średnią i nie spaść do niższej sekcji. Wtedy nie musi się zanizac wymagań. Nie dla wszystkich wartością musi być nauka. Dla niektórych wartością są pieniądze, komfortowe życie, rodzina. Tak jak pisała @kobieta tu nie trzeba mieć magistra żeby dobrze zarabiać. Zresztą chyba nigdzie tak nie jest. Nawet w Polsce. Tu nie przyjmą Cię do pracy jeśli masz zbyt duże kwalifikacje na dane stanowisko. Owszem znam osoby co pracują po studiach na przysłowiowym zmywaku ale oni najczęściej nie nostryfikują dyplomów.zrobionych w jakichś krajowych pseudouczelniach.
@Agnieszka tu jest inny system niż w Polsce. Nie wszystko mi się w nim podoba ale w nauczaniu poczatkowym od 1 do 3 jest jeden nauczyciel. Później od 4 do 6 jest dwóch nauczycieli. + osobny od wf i plastyki. Dopiero na poziomie gimnazjum zaczynają się nauczyciele przedmiotowi. W klasach 4 do 6 w zasadzie uczą się tylko francuskiego, niemieckiego, matematyki i historii, zaczynając od historii Fryburga i kantonu a potem podstaw historii Szwajcarii.
Jednakowoż prawie każdy z wypowiadających się ma dzieci zdolne, inteligentne ,z potencjałem czyli jednak na forum większe zagęszczenie tych ponad przecietnych Co do funkcji terapeutycznej szkoły, to uważa się za osiągnięcie cywilizacyjne Integrację w szkołach państwowych. Taki też jest kierunek- rejonowa szkoła ma się dostosować do potrzeb dzieci ze specjalnymi wymaganiami. I na tym polu nie ma szans, by wszyscy byli zadowoleni.
Ja mam same geniusze jak na razie. Ale to nie znaczy że mają jakiś nakaz skończenia studiów. Jeśli będą chciały to same muszą się uczyć na tyle żeby się na studia dostać i je ukończyć. Za korki nie zapłacę. Mogą sobie zarobić same.
Jednakowoż prawie każdy z wypowiadających się ma dzieci zdolne, inteligentne ,z potencjałem czyli jednak na forum większe zagęszczenie tych ponad przecietnych
Cóż, potencjał intelektualny moich dzieci był oceniany nie przeze mnie, tylko przez panie z poradni pp przy użyciu narzędzi do tego przeznaczonych. Ja jedynie widzę, że z przyswajaniem wiedzy problemów nie mają. Niestety, nie mają też świetnych ocen, ale nie przyszłoby mi do głowy mieć o to pretensji do nauczycieli. Za innych się nie wypowiadam.
Znam np taki przypadek gdzie dziecko ma stwierdzony ZA bo jest z lekka niedostosowane i super inteligentne. Po prostu na lekcjach się nudzi a rozwój społeczny u niego nie nadąża za intelektualnym. Pani w pp powiedziała że da opinię o ZA żeby dziecko miało spokój w szkole od nauczycieli. Ciekawe ile dzieci tak jeszcze ma. I zważywszy że w Polsce za opinią nie idzie większa terapia ani korekcja zachowań. Po prostu ma się podkładkę to się nic nie musi. A że rodzice zabiegani to też mają wynik badania. Najepiej żeby jeszcze lekarstwo przepisać w syropku. To jest ze szkodą dla tych co faktycznie są zaburzeni bo ich się wkłada do jednego wora z tymi co mają opinię dla świętego spokoju. Kurczę ja z wielu względów nie lubię Szwajcarii, jest jak złota klatka i luksusowe więzienie, zwłaszcza dla obcokrajowca, ale naprawdę mają tyle dobrych rozwiązań, w dodatku prostych. ED też mają. I dziwię się że nie można czerpać rozwiązań z czegoś co faktycznie działa, tylko silić się na buble programowe i przesuwanie kocków z 6-3-3 na 8-4. Denerwuje mnie że w sumie żadna z partii nie ma obecnie żadnego logicznego i spójnego programu dla Polski a już na pewno dla edukacji.
Jednakowoż prawie każdy z wypowiadających się ma dzieci zdolne, inteligentne ,z potencjałem czyli jednak na forum większe zagęszczenie tych ponad przecietnych Co do funkcji terapeutycznej szkoły, to uważa się za osiągnięcie cywilizacyjne Integrację w szkołach państwowych. Taki też jest kierunek- rejonowa szkoła ma się dostosować do potrzeb dzieci ze specjalnymi wymaganiami. I na tym polu nie ma szans, by wszyscy byli zadowoleni.
Tylko problem polega na tym,że polskie szkoły nie są dostosowane ani programowo,ani nie mają narzędzi by dobrze te funkcje pełnić,ani nie mają pomieszczeń (np.na pokój w którym taki rozedrgany emocjonalnie przeszkadzacz mógłby się wyciszyć czy przeciwnie wyszaleć ) ani nawet kadry odpowiednio przeszkolonej. Stąd wynika podejście większości dyrektorów/nauczycieli -przepchnąć przez szkołę jak najszybciej i się problemu pozbyć. A po tyłku dostaje większość czyli zwyczajne dzieciaki.
Dla mnie rozwiązanie jest bardzo proste-powrót do dawnych zasad czyli to szkoła decyduje czy chce się szarpać z uczniem czy go wydalić. Pamiętam ze swoich szkolnych czasów ,że jak rodzice byli, jak to się określało, wzywani do szkoły (z powodu złego zachowania dziecka) to był wstyd i dla dziecka i stres dla rodzica,bo może trzeba będzie dzieciakowi nowej szkoły szukać. Kiedy zaczęłam bywać na zebraniach u swoich chłopaków to oczy mi zaczęły wychodzić ze zdumienia z jak absurdalnymi zarzutami i w jakim tonie rodzice atakują nauczycieli. A ci drudzy grzecznie i posłusznie się tłumaczą. Jak dla mnie to postawienie wszystkiego na głowie.
Komentarz
Hitem w mojej osobistej matematycznej klasie w LO był uczeń z dyskalkulią, o której to zaświadczenie matka przyniosła po I semestrze, który uczeń zakończył oceną niedostateczną.
E. poza tym, praca i tak trzeba sie dzielic i jeden może robic opisy, a ktos inny więcej rysunków. Z dysgrafia nie trzeba od razu zostac sekretarka czy z dyskalkulia księgową, ale zeby zostac np. inzynierem elektrykiem jednak do matury nalezy w systemie edukacyjnym dotrwać. Mam w rodzinie geniusza matematycznego, który w drugiej czy trzeciej klasie LO (jeszcze w dawnych czasach) powtarzał klasę, bo nie zdał z polskiego. A z przedmiotów ścisłych był olimpijczykiem. W druga strone miałam koleżanki, które z matematyką itp. nie radziły sobie wcale, a potem pokończyły po dwa, trzy kierunki filologiczne, humanistyczne.
A CV może sprawdzic ktoś bez dys.
Mam wsparcie dyrekcji jak cholera. Poważnie.
Niczego nie zamiatamy pod dywan, posiłkujemy się policją.
W sądzie bywam bardzo często, piszę do sądu i wszystkich instytucji.
Sąd zna mnie tak dobrze i tak dobrze zna metody mojej (naszej) pracy, ze ufa wysyłanym opiniom i pismom i często w postanowieniach znajdują się słowa z moich opinii.
Kuratorzy, MOPR, CWR znają mnie bardzo dobrze i znają metody pracy.
A i to niewiele daje w kilku przypadkach lub udaje się sprawę załatwic (tj umiescić w placówce czy innej szkole) po kilku, kilkunastu miesiącach.
Wiele rzeczy jest niezależnych od szkoły, bo szkoła nie ma narzędzi ani uprawnień np do przeniesienia ucznia sprawiajacego problemy - bo w aktualnym stanie prawnym jest to niemożliwe.
Nie wiem jak Elunia jaki masz pomysł na "takie pokierowanie sprawami żeby rozwalacz zrezygnował z tej szkoły", ale moze nie znam jeszcze wszystkich możliwosci-chętnie się dowiem. Moze to być dla mnie bardzo cenne i pomocne.
mam dys i świetnie sobie radzę, nie pracodawca nie pytał o dys , ale wie, zresztą to wcale mi w pracy nie przeszkadza
nie jestem dorosłym z usterką tylko niektóre rzeczy widzę inaczej i jestem tego świadoma, niektóre rzeczy lepiej niektóre gorzej od innych, ale myślę, że to przede wszystkim sprawa osobowości i świadomości
Po co orzeczenie o dys w szkole: bo bez tego świstka gorzej spełnić wymagania szkolne to raz, a dwa uczeń musi znać swoje "możliwości", radzić sobie z tym co gorzej i ukierunkowywać swoje mocne strony
Nie dajmy się zwariować, zawód, pracę człowiek sobie wybiera
Co do przewijającego się pytania o wymarzoną karierę dla dzieci - to ja jestem tą matką, której wcale nie zależy, żeby dzieci studia pokończyły. Niech robią w życiu coś pożytecznego i niech robią to dobrze i z satysfakcją. Jak będą chcieli studiować, to będę wspierać, bo inteligentni wszyscy są i mogą studia pokończyć, ale jeśli zdecydują inaczej, to bardzo się postaram mie wtrącać w ich decyzje.
No wiec informuję Cię @Elunia, że każdy z podanych przez Ciebie sposobów w jednym wypadku moze zadziałać w drugim niekoniecznie.
Z tymi obiecanymi dopuszczającymi nie zawsze działa.
Cóż, Ameryki nie odkryłaś choć nadal mam wrazenie, ze usiłujesz przekonać, ze Ty znasz (lub mogłabyś znać, gdybyś się tylko postarała-w odróznieniu od do niczego się nie nadajacych debilnych nauczycieli) genialne sposoby i sztuczki.
Muszę cię rozczarować, ale nie. Nie znasz. Wydaje Ci sie tylko, ze znasz.
Oczywiscie zakładam, ze możesz opierać się na doświadczeniach ze szkołami, które faktycznie mają problem w ujawnianiu określonych zdarzeń, zapewniam jednak, że szkołom mało się teraz opłaca ukrywać takie zdarzenia czy zachowania.
Problem może być potem, bo sądy działają długo czasami latami
teraz mam ZA, który czasem nad soba nie panuje, od czasu do czasu dochodzi do przepychanek (przy czy raczej jednoznacznie jest prowokowany, no ale z drugiej strony zdarzyło mu sie zareagowac nieadekwatnie), nie stosuje kodu kulturowego typu - dziewczynki sie nie rusza (mimo, ze mu naubliża, popchnie itp.), i coż, poglad troszkę mi sie zmienił. Ale współpracuję ze szkołą, rozmawiam z rodzicami innych dzieci , z synem i w sumie jest w miarę dobrze.
ściągnęłam to od Ciebie
mnie się to podoba, synom też
Otóż niestety, ale aktualna sytuacja jest poniekąd konsekwencją zbytniego słuchania rodzica, w zasadzie rodziców. Tak naprawdę rodzic decyzuje o wszystkim.
Daleka jestem od tego, by uznać że "rodzice wara od szkoły", ale takie właśnie podejscie zaowocowało absurdalnymi rozwiązaniami.
Rodzice decydują o planie wychowawczym, statucie. Rodzic musi wyrazić zgodę na powtarzanie klasy (0-3), rodzic wyraża zgodę na zamieszczanie w opinii z pp, co się na niej znajdzie. Rodzic moze wyrazić sprzeciw przeciwko diagnozie.
Mało tego - żeby umieścic ucznia w placówce socjoterapeutycznej czy zajmujacej się dziećmi niedostosowanymi lub zagrożonych niedostosowaniem musi zwrócić się o wydanie opini poradni. A co, jeśli się nie zgodzi? Oczywiscie, można przez sąd, ale to wydłuza sprawę nawet do 3 lat.
Rodzic moze odwołać się od oceny, domagać się egzaminu. (dlatego min mamy takie terminy, ze ocena musi być podana na miesiąc przed klasyfikacją i potem nie można postawić ndst, jeśli sie nie podało, ze przewidywana ocena z przedmiotu X jest oceną ndst - wiec przez miesiąc uczeń moze nie robic nic, a i tak dst czy dopa dostanie).
A jeśli uwzględnimy to, oc tak genialnie opisała i podsumowała @Malgorzata - to naprawdę łatwo wyciągnać wnioski
Ale do rzeczy
Z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że nigdy nie ukrywam przed przychodzącymi na skargę rodzicami, ze z określonymi sytuacjami nie mozemy sobie poradzić. I to też nasza najwieksza bolączka. Nawet znając dobrze sytuację dziecka, jego przeszłosć itp i rozumiejąc nie mam w zwyczaju usprawiedliwiać. Tłumaczyć-tak, ale nie usprawiedliwiać. Wymagam, jak i od innych.
A akurat o dostosowaniu się to mówki strzelam tym "trudnym"
Bo generalnie prawda jest taka, ze nie da się pewnych spraw załatwić tak, by wszyscy byli zadowoleni. Nie mam naa myśli teraz bandziorów, ale np dzieci z FAKTYCZNYMI zaburzeniami zachowania. One mają prawo uczyć sie w szkole, inne dzieci mają prawo być bezpieczne i miec spokój na zajęciach. Pewnie, ze łatwiej byłoby usunąc, schować, zapomnieć.
I powiem Ci jeszcze jedno - wielu, bardzo wielu rodziców na tym forum ma dzieci z głebokimi i bardzo głebokimi zaburzeniami zachowania. Faktycznymi i realnymi. I one właśnie są wg innych rodziców tymi, którzy powinni być usunięci, grożą im sądami i placówkami, to "przez nie" inne dzieci nie mogą się uczyć, wszystko jest ich winą.
Zaręczam, że robią wszystko co w ich mocy a nawet więcej, by opanować niewłaściwe zachowania. Z różnym skutkiem.
Zgodzę sie, że często wiecej uwagi poświecam dzieciom trudnym o które nikt poza nami nie zawalczy. Ale tak pojmuję swój zawód, nie poradzę, ze bliższy mi i poniekąd ważniejszy "bandzior" z patologii niż wychuchany syn czy córka kochających rodziców.
A Kociarę uważam za bardzo dobrą nauczycielkę.
Ale tak swoją drogą, nie wszyscy nauczyciele tak uczą, by dzieci naprawdę skorzystały z lekcji.
Niedobrze, że w pewnym...hm... zacietrzewieniu?złości? zdajesz się nie pamiętać o tym, co kiedyś pisałam. Przypomnę. Między innymi o tym, że od reformy oczekiwałabym uporządkowania tych kwestii o których wspominasz . Bo i mnie one uwierają nawet bardziej niż Ciebie. Bo Twoje dzieci skończą szkołę, ja w niej (mam nadzieje)zostane dłużej.
A skoro o szkołach specjalnych wspominasz to powiem Ci, że rodzic nawet głębiej upośledzonego dziecka jeśli nie zechce, to go do takiej szkoły nie zapisze.
Podobnie z integracyjnym.
I tak. Ważne są dla mnie "bandziory", którym rodzice dali (jak to ktos tu kiedys ladnie ujal) tylko życie a inni postrzegają ich jak margines, śmieci niewarte niczego poza wywalenie poza nawias.
I nie zamierzam za to przepraszać. I pozwolisz, że mimo wszystko sama zdecyduję, gdzie i z kim będę pracować o ile jeszcze mogę sama decydowac
Edit : generalnie odnoszę wrażenie, że masz pretensię do garbatego ze ma dzieci proste.
Masz cala listę zrzutów, z wieloma sie zgadzam-tylko kierujesz je wobec niewłaściwych osób i tylko utrwalasz swoją gorycz i frustrację. I wylewaSz kiedy tylko możesz. I to jest nie oki
Szkoła ma uczyć, wychowywać, wyrównywanie szansę, uczyć tolerancji i otwartości, współpracy.
Dziecko z problemem ma być otoczone szczególną! !!! opieką i wsparciem (do rodzica tez dociera taki przekaz i rodzic rozlicza szkołę z tego, co dla jego dziecka zrobila), szczególnym wsparciem należy otoczyć dzieci z rodzin dotkniętych patologią i ubóstwem.
Szkoła ma być otwarta na każdy problem i wspierać rodzinę .
Szkoła ma radzic sobie z adhdowcem i bandziorami. I do tego mieć wyniki.
To tak jakby od lekarzy oczekiwać wyleczenia z każdej choroby. Także tej nieuleczalnej lub smiertelnej.
Co do funkcji terapeutycznej szkoły, to uważa się za osiągnięcie cywilizacyjne Integrację w szkołach państwowych. Taki też jest kierunek- rejonowa szkoła ma się dostosować do potrzeb dzieci ze specjalnymi wymaganiami. I na tym polu nie ma szans, by wszyscy byli zadowoleni.
Natomiast po latach kolega uświadomił mi jeszcze podział na genialne i cudze
Za innych się nie wypowiadam.
Ciekawe ile dzieci tak jeszcze ma. I zważywszy że w Polsce za opinią nie idzie większa terapia ani korekcja zachowań. Po prostu ma się podkładkę to się nic nie musi. A że rodzice zabiegani to też mają wynik badania. Najepiej żeby jeszcze lekarstwo przepisać w syropku.
To jest ze szkodą dla tych co faktycznie są zaburzeni bo ich się wkłada do jednego wora z tymi co mają opinię dla świętego spokoju.
Kurczę ja z wielu względów nie lubię Szwajcarii, jest jak złota klatka i luksusowe więzienie, zwłaszcza dla obcokrajowca, ale naprawdę mają tyle dobrych rozwiązań, w dodatku prostych. ED też mają. I dziwię się że nie można czerpać rozwiązań z czegoś co faktycznie działa, tylko silić się na buble programowe i przesuwanie kocków z 6-3-3 na 8-4.
Denerwuje mnie że w sumie żadna z partii nie ma obecnie żadnego logicznego i spójnego programu dla Polski a już na pewno dla edukacji.
Stąd wynika podejście większości dyrektorów/nauczycieli -przepchnąć przez szkołę jak najszybciej i się problemu pozbyć.
A po tyłku dostaje większość czyli zwyczajne dzieciaki.
Dla mnie rozwiązanie jest bardzo proste-powrót do dawnych zasad czyli to szkoła decyduje czy chce się szarpać z uczniem czy go wydalić.
Pamiętam ze swoich szkolnych czasów ,że jak rodzice byli, jak to się określało, wzywani do szkoły (z powodu złego zachowania dziecka) to był wstyd i dla dziecka i stres dla rodzica,bo może trzeba będzie dzieciakowi nowej szkoły szukać.
Kiedy zaczęłam bywać na zebraniach u swoich chłopaków to oczy mi zaczęły wychodzić ze zdumienia z jak absurdalnymi zarzutami i w jakim tonie rodzice atakują nauczycieli.
A ci drudzy grzecznie i posłusznie się tłumaczą.
Jak dla mnie to postawienie wszystkiego na głowie.