Kobiety po 35 roku życia robią badania, a młodsze rzadziej, dlatego u młodszych rodzi się więcej takich dzieci, ale gdyby nie badania prenatalne i zabijanie chorych dzieci, to statystyki inaczej by wyglądały. Już są postulaty, żeby również młode kobiety badać, bo cel na zachodzie jest taki, żeby wcale się takie dzieci nie rodziły.
Ale czy to oznacza, że nie powinno się mieć dzieci po 40? Bo dziecko z ZD nie jest już takie fajne i wartościowe? Rozumiem trud związany z wychowaniem chorego dziecka, ale tak naprawdę nikt z nas nie wie, czy zdrowo poczęte czy urodzone dziecko nie zachoruje. Nie widziałam statystyk, ale wydaje mi się, że dzieci z porażeniem i urazem powypadkowym jest zdecydowanie więcej niż z ZD.
No rodzą mniej, bo pewnie czasem nie bardzo mają ochotę, albo nie mogą zajść (duuuzo trudniej). Niemniej ryzyko urodzenia dziecka z wadami chromosomalnymi wraz z wiekiem bardzo wzrasta
Dlatego ważne jest pytanie czy 1 na porodów czy 1 na sto ciąż to ZD. bo jeśli ciąż, a aborcja eugeniczna jest, niestety, faktem, to rzeczywiście mało się rodzi chorych dzieci u kobiet po 40. Mało się rodzi, ale ryzyko duże.
Mojej siostrze też mówili, że dziecko urodzi się najprawdopodobniej chore, ale nikt usunięcia nie proponował, tylko aminopunkcję, po której wiadomo na pewno. Siostra się nie zgodziła i do porodu nie była pewna jak będzie. Jednak po samych przesiewowych badaniach, które często wskazują fałszywie nikt nie zabija dzieci. Gorzej, że wiele niepotrzebnych i ryzykownych aminopunkcji się wykonuje.
niekoniecznie, że niekoniecznie. U nas w G. został najstarszy brat, swego czasu miał intratną propozycję pracy w Warszawie, gdyby jak jego młodsze 3. rodzeństwa wybrał Wa-wę opcje byłyby dwie - albo próba przeflancowania mamy, albo zrzutka na pomoc, czy tak, czy siak, łatwiej we czwórkę niż w pojedynkę.
Co innego przeflancowac babcie z Pcimia do Warszawy niz z Warszawy do UK. To jak wiezienie dla starszej osoby nawyklej do pogaduszek w sklepie, aptece w kolejce do lekarza... A w obcym kraju zdani na siebie w organizacji wolnego czasu a na dzieci zeby tlumaczyc co kto powiedzial, co jest napisane, itd. Juz nie zagada z sasiadka, nie pojdzie sama po zakupy. To nie takie proste umiec sie przeprowadzic. Znam pania ktora na stare lata przybyla do uk ale to byl swiatowy czlowiek. Ledwo to chodzo, a wyjezdza na kilka tyg do Azji. Ale to osoba co w wielkim swiecie i rozjazdach byla od zawsze. Ale to ma sie nijak do naszych polskuch babc przyzwyczajonych do konkretnego sposobu zycia.
@szczurzysko z tego co piszesz, w raju nie mieszkacie, a są tam jakieś powody by ściągać bliskich? może faktycznie odwrót lepszy? Moja mama i u mnie ma problem, że do kościoła daleko -zdrowym silnym ludziem ok 40 min. pieszo, przyzwyczajona do parafialnego 3 minuty, do klasztornego 10, przy jej 80latki, chodzie.
A co do dzielenia się opieką. Jesteśmy właśnie w sytuacji odchodzącego taty. Ma 59 lat. Wszystko za wcześnie. Jest nas 5 i przyznam, że nie jest łatwo, nie wyobrażam sobie jedynaka na naszym miejscu. 4 z nas mieszka daleko od domu rodzinnego. Staramy się bywać jak najczęściej. Siostry biorą zwolnienia żeby czuwać z mamą. Brat jest na miejscu i pomaga ile może, choćby z wrzuceniem węgla do pieca. Wiemy jaka jest sytuacja i każdy daje z siebie więcej niż do tej pory, bo sytuacja tego wymaga.
nie chciałam @szczurzysko się do Waszej osobistej sytuacji odnosić, tylko o potencjalnej babci przeszczepianej na wasz teren. Do warszawy może być trudno, a do Was ekstremalnie.
Ale co bedzie za kilka lat? Moja mama byla u nas 3 lata. Chyba srednio jej tu bylo. Wies, nikogo wokol, sami anglojezyczni, czasem odwiedzalismy znajomych Polakow. Ale generalnie nuda. Zadnej tv, czasem radio maryja ja internet dzialal sie mamie puszczalo.
Komentarz
Akceptacji dla ludzi z zespołem Downa, odpowiedzialności lekarza itd.
Ryzyko medyczne to rzecz mierzalna, statystycznie zachodzi coś częściej lub rzadziej.
lub też, że trzeba mieć tyle dzieci, żeby statystycznie, choć jedno zostało w kraju
U nas w G. został najstarszy brat, swego czasu miał intratną propozycję pracy w Warszawie, gdyby jak jego młodsze 3. rodzeństwa wybrał Wa-wę opcje byłyby dwie - albo próba przeflancowania mamy, albo zrzutka na pomoc, czy tak, czy siak, łatwiej we czwórkę niż w pojedynkę.
Juz nie zagada z sasiadka, nie pojdzie sama po zakupy. To nie takie proste umiec sie przeprowadzic.
Znam pania ktora na stare lata przybyla do uk ale to byl swiatowy czlowiek. Ledwo to chodzo, a wyjezdza na kilka tyg do Azji. Ale to osoba co w wielkim swiecie i rozjazdach byla od zawsze.
Ale to ma sie nijak do naszych polskuch babc przyzwyczajonych do konkretnego sposobu zycia.
No chyba że w jakijś enklawie polskiej.
Moja mama i u mnie ma problem, że do kościoła daleko -zdrowym silnym ludziem ok 40 min. pieszo, przyzwyczajona do parafialnego 3 minuty, do klasztornego 10, przy jej 80latki, chodzie.