Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Systemy ;)

1568101114

Komentarz

  • Pustynna, ja tak mam. Sprzątam, rzucając zakrętami, po czym po dziesięciu minutach wszystko wraca do poprzedniego stanu. Nienawidzę tego i nie widzę żadnego sensu.
  • edytowano listopad 2014
    .
  • [cite] uJa:[/cite]IrenaB, powołAnia - mogłabyście się podzielić np. tygodniowym menu? u mnie to strasznie kuleje, dziś w ogóle nie wiem co na obiad, a wyjść nie mam jak, już parę razy myślalam żeby wpisywać menu na cały tydzień ale brak mi pomysłów.
    No więc może Cie zaskoczę, ale ja takiego szczegółowego menu na cały tydzień to nie robię. Kiedyś próbowałam, ale zawsze był jakiś obsuw czasowy, że nie zdążyłam albo dzieci mało zjadły jednego dnia i zostało wystarczająco na kolejny obiad. Takie planowanie mijało się z celem.

    Ogólnie robię tak, że planuję jakąś jedną-dwie konkretne potrawy i zapewniam wszystkie konieczne składniki. Np myślę sobie, że dawno nie było schabowych, albo pizzy, albo czegoś innego, albo, że chcę wypróbować jakiś konkretny nowy przepis, więc planuję tę konkretnie potrawę zrobić. A do reszty posiłków robię menu ramowe, czyli kupuję średnio 3 porcje mięsa na tydzień, dla urozmaicenia wołowinę, wieprzowinę, drób, oraz staram się 1 porcję ryby. Kupuję taką część mięsa, która jest w momencie robienia zakupów najbardziej atrakcyjna, czyli widzę że świeża, w dobrej cenie. Warzywa też kupuję na zasadzie "to i to konkretnie potrzebuję, a reszta to w zależności od tego co jest atrakcyjne i żeby było urozmaicenie".

    Jak przychodzi do gotowania danego posiłku, to patrzę co jest w lodówce, co w pierwszej kolejności trzeba wykorzystać, ile mam czasu na gotowanie i .... co mi fantazja podpowiada. Staram się też, aby przynajmniej raz w tygodniu był ryż, makaron, kasza, ziemniaki, a w pozostałe dni powtarzam któryś z tych składników skrobiowych.

    W ten sposób nie jestem niewolnikiem jakiegoś sztywnego planu/menu, mam zapewnioną różnorodność oraz mam duże pole do kreatywności kulinarnej. No i mało się marnuje...
  • [cite] Marcelina:[/cite]Pustynna, ja tak mam. Sprzątam, rzucając zakrętami, po czym po dziesięciu minutach wszystko wraca do poprzedniego stanu. Nienawidzę tego i nie widzę żadnego sensu.

    Hmmm. Mam 3 interpretacje:

    1. literówka: rzucasz zakrętkami, taki sposób wyładowywania frustracji, tylko niewiele daje przy sprzątaniu.

    2. rzucasz zakrętami (po hiszp. curva), czyli wiadomo czym.

    3. sprzątasz, latając po domu w sposób zygzakujący.

    Proszę o odpowiedź, która wersja prawidłowa :cool:
  • @Maciejko, ja w tym miesiącu z tą piżamą to miałam kilka razy :shamed:

    Plus o obiedzie przypominałam sobie, jak juz dziecko z głodu awanturę robiło :shamed:

    Fajnie mieć zainteresowania, ale jak one potrafią oderwać od przyziemności, ło matko.
  • [cite] pustynny_wiatr:[/cite]
    Np. zebrałam z kuchni zabawki, niosę je do salonu, żeby je schować do pudeł. ale po drodze widzę rozrzucone buty, więc na chwilę odkładam zabawki na półkę, zgarniam buty i... zapominam o zabawkach i idę dalej! :fm:

    Pustynna mi się sprawdzał "impulsownik" notesik zawieszony na sznurowadle na szyi.
    Działał tak - robiłam coś - np. porządkowałam szufladę i w między czasie znajdowałam zdjęcia, które dawno już miałam wkleić do albumu, więc zamiast przerwać porządkowanie szuflady, wpisywałam w zeszycik "wkleić zdjęcia" i kładłam je obok - w specjalnym miejscu.

    Na początku przerywałam pracę co 3 min, a potem okazywało się, że większość tych zapisków była totalnie bzdurna.
    Bardzo ułatwiał pracę.
  • [cite] uJa:[/cite]IrenaB, powołAnia - mogłabyście się podzielić np. tygodniowym menu? u mnie to strasznie kuleje, dziś w ogóle nie wiem co na obiad, a wyjść nie mam jak, już parę razy myślalam żeby wpisywać menu na cały tydzień ale brak mi pomysłów.
    [cite] uJa:[/cite]IrenaB, powołAnia - mogłabyście się podzielić np. tygodniowym menu? u mnie to strasznie kuleje, dziś w ogóle nie wiem co na obiad, a wyjść nie mam jak, już parę razy myślalam żeby wpisywać menu na cały tydzień ale brak mi pomysłów.

    U mnie jest tak, że kuchnia to moja pasja, a planowanie menu na cały tydzień to jedno z ulubionych zajęć w weekend. Lubię nowości, lubię gotować coś, czego jeszcze nie gotowałam. Mam mnóstwo książek kucharskich i ostatnio mam ochotę sprawdzić po kolei WSZYSTKO (oprócz potraw, które omijam, bo albo składniki są niedostępne, choćby z powodów finansowych, np. homar, albo wiem, że nikt tego nie tknie, np. wątróbka, tylko ja lubię wątróbkę, albo ja nie tknę, np. spaghetti z Marmite Nigeli - Marmite jest dla mnie niejadalny). Ale tak poza tym, to chłopaki, oprócz może najmłodszego, są otwarci na nowe smaki bardziej ode mnie (w Hiszpanii jedli np. jeżowca surowego dopiero co wyłowionego z morza; do tej pory nie wiem, czy jeżowce rzeczywiście się je, czy nasz znajomy zrobił ich w balona)
    A poza tym, to podobnie jak Pustynny jestem elastyczna. Bo mimo mojego planowania, czasami coś zostaje z poprzedniego dnia, albo coś, co zaplanowałam na dwa dni (zupy prawie zawsze gotuję tak, by były na dwa dni) znika jednego dnia. Czasami, jak coś zostanie w znacznej ilości, to zamrażam, a następnego dnia gotuję coś innego. W ten sposób mam zapas na sytuacje awaryjne, kiedy nie ma czasu na gotowanie.
    Moje podejście do gotowania dobrze oddaje sytuacja rozmowy z moim Tatą w trakcie którejś z jego wizyt u nas. Ja (po części do siebie, po części do Taty, aby wyraził swoje życzenie): "Co by tu dziś zrobić na obiad?", bo jeszcze wtedy nie planowałam z tygodniowym wyprzedzeniem. A Tato, chętny, by mi ułatwić moje ciężkie życie gospodyni domowej: "Ja Ci powiem, to proste. Niedziela - rosół, poniedziałek - z tego rosołu robisz pomidorową, wtorek - mielone, piątek - ryba, itd. Kolejny tydzień - tak samo. I problem z głowy." Tyle, że moje pytanie podszyte było nutką ekscytacji, a on odczytał je: "Znów coś muszę wymyślić na obiad. Co za nuda." I chciał dobrze.
    W tym tygodniu wczoraj rzeczywiście zrobiłam pomidorową z niedzielnego rosołu :bigsmile:
    Do tego wczoraj był kurczak po chińsku z czosnkiem i ogórkiem. Dziś miały być warzywa z serem z patelni, ale był wczorajszy obiad, bo zrobiłam za dużo.
    Prawie zawsze robię dwa dania, a pierwsze to niekoniecznie zupa, czasami jakieś małe danie, czasami sałatka. Ale też jeśli nie mam czasu, albo mi się nie chce, to pomijam to pierwsze danie. I nie jestem zbyt przywiązana do zaplanowanego menu.
    Jutro np. będę robić makaron z chili i krewetkami. Pojutrze zupę z kukurydzy i kurczaka, a na drugie dorsz w sosie słodko-kwaśnym, itd.
    Jeśli nie mam jakiegoś składnika (o ile tylko nie jest jakiś zupełnie podstawowy), to go pomijam, albo zastępuję czymś innym tak, że te przepisy są czasami tylko inspiracją, a wychodzi "radosna twórczość".

    Napisałabym też o moim systemie sprzątaniowym, ale, choć jest piękny, nie zrealizowałam go od Nowego Roku ANI JEDNEGO DNIA (choć nie jest jakiś szczególnie obciążający). Oparłam go na planie Anthei Turner czyli Perfekcyjnej Pani Domu.
  • Pustynna, odpowiedzi 2. i 3. są prawidłowe. Klnę pod nosem, jak mam gorszy dzień to klnę i płaczę, a po domu poruszam się niezbornym zygzakiem, bo porzucam jedną czynność w połowie i biegnę do następnej.
  • Sprzątałam kiedyś z rana, wieczorem już śladu po mojej pracy nie było.
    teraz sprzątam wieczorem ( nawet okna myję późnym wieczorem), najczęściej jak panowie śpią albo już zmęczenie ich dopada i nie są zbyt "ruchliwi" coby mi pod nogi wchodzić czy świeżo umyte deptać. rano po wejściu do kuchni ciśnienie już mi tak nie skacze. Do obiadu ( te jemy dość późno ) jest czysto, więc popołudniowi goście nie są narażani na zawał :wink:
    Kiedyś robiłam sobie piesze wycieczki z koszem pod pachą i zbierałam "runo pokojowe" coby donieść do pralki i wyprać.
    Potem stwierdziłam, że panowie też muszą się wykazać i albo wytresują skarpety i gacie coby same wędrowały do kosza albo będą prać.
    Tresura im nie wyszła, ja prałam tylko to w koszu było, jak pusto im się w szafkach porobiło, to się prać ręcznie nauczyli coby szybko przeprać co najbardziej potrzebne.
    Nie odnosili do kuchni naczyń , ja nie zbierałam , dostawali na i w jednorazówkach, nawet jak ktoś przyszedł.
    Nauczyli się i to dość szybko

    Wiem, że mi łatwiej bo nas tylko troje w domu, ale uwierzcie moi panowie byli gorsi niż grupa przedszkolaków
  • U nas podobnie, chociaż nad wszystkim czuwam ja- w sensie przypominacza.
  • Wyciągam, bo czas na porządki porządniejsze nadchodzi...
    k.
  • a dziekuję bardzo ;)

    poszukiwałam nieudolnie ostatnio :)
  • potrzebny mi dobry system przeprowadzkowy. Ma ktoś? :)
  • Odrobinki pytaj, miszczynią Ci ona jest. I dwukrotnie (co najmniej) w ciąży się przeprowadzała.
    @Odrobinka aaa!
    k.
  • potrzebny mi dobry system przeprowadzkowy. Ma ktoś? :)
    1. Gromadzisz kartony.
    2. Przygotowujesz sobie notesik (najlepiej a6, ale to nie jest obowiązkowe)
    3. Przygotowujesz długopis.
    4. Zapełniasz karton np. garnkami. Zostaje trochę miejsca i wstawiasz tam jeszcze np.kubek z kwiatkiem.
    5. Na kartonie wpisujesz numer (dobrze jest wpisać z kilku stron, żeby przy każdym obrocie kartonu był widoczny)
    6. Ten sam numer wpisujesz w notesiku i pod numerem "Garnki + kubek z kwiatkiem"

    Powtarzasz punkty od 4 do 6, dopóki nie spakujesz wszystkiego.

    W miejscu docelowym rozpakowujesz kartony (rozpakowane możesz wykreślać z notesika).

    Nie wszystkie naraz, możesz wybiórczo. Jeżeli potrzebny Ci pilnie kubek z kwiatkiem, zaglądasz do notesika i wiesz, w którym kartonie siedzi.

    Oprócz numerów kartony można też oznaczać jakimś symbolem, np. KU - kuchnia, KS - książki. Ale dzięki notesikowi możesz między książki włożyć coś innego - i znajdziesz to dość szybko. Poza tym dzięki notesikowi i systemowi numerów wiesz, gdzie się znajdują książki szczególnie ważne.

  • na razie piszę na kartonie "książki+pościel" itp
    Jak ja nienawidzę mieć rozgardiaszu w domu w związku z pakowaniem :(
  • edytowano listopad 2012
    Haku, pisanie bezpośrednio na kartonie oczywiście jest dobre,
    ale z notesikiem wiesz, co masz gdzie nawet wtedy, jak nie widzisz kartonu (bo np. stoi w innym pomieszczeniu).
    Nie musisz wszystkiego wypakowywać, a wiesz, gdzie co jest.
  • szczerze Was podziwiam :) jako, że zawodowo mam na codzień do czynienia z szeroko pojętymi "systemami" często można się spotkać w literaturze tematu, że miszczowie systemów (np. Taichi Ono) mówią: systemy są super - ale nie stosuj tego w domu.

    Tym bardziej szacun dla tych komu się to udaje.

  • A propos systemów i kartonów... Postawiłam w przedpokoju trzy duże kartony podpisane: "na miejsce", "do oddania/sprzedania", "do wyrzucenia".

















    I tak sobie stoją już trzy tygodnie......:-)



  • edytowano listopad 2012
    @IrenaB - też mam takie kartony... Nie napiszę ile stoją. I przestaje się w nich już mieścić...
  • A propos systemów i kartonów... Postawiłam w przedpokoju trzy duże kartony podpisane: "na miejsce", "do oddania/sprzedania", "do wyrzucenia".

















    I tak sobie stoją już trzy tygodnie......:-)



    DOPIERO trzy tygodnie B-)

    Od półtora roku wyrzucam kawałek kompa, telefon, coś tam jeszcze.... Torba z tym barachłem leży w "salonie", a na niej stosik książek, oczywiście ;))
  • No więc, od wczoraj te kartony już nie leżą w przedpokoju :-)
    Ten "na miejsce" opróżniłam (brawa? Nie słyszę!!!)
    Ten "do wyrzucenia" przeniosłam do pomieszczenia gospodarczego, gdzie nie kłuje tak w oczy, a ten "do oddania/sprzedania" do pokoju, bo chcę opróżnić regały z książek, które nikomu już z nas nie są potrzebne i nie sądzę, żeby były (mnóstwo językowych i ekonomicznych, jeszcze z czasów studiów).Ale kiedy się za to zabiorę, to nie wiem....
  • edytowano listopad 2012

    =D> =D> =D> =D>
    na zachętę do dalszego działania :)

    A wiesz Irenka, że właśnie w dzień Twego przyjścia pozbyłam się takich kartonów w przedpokoju i cały czas miałam wrażenie, że baaardzo pusto tam jest :)
  • Ale chciałabym się przeprowadzać! :-< Tyle gratów sie wtedy wyrzuca...i jak ładnie poukładane w szafach....i przez pierwsze półrocze nikt nie pamięta, co gdzie jest...ech....

  • =D> =D> =D> =D>
    na zachętę do dalszego działania :)

    A wiesz Irenka, że właśnie w dzień Twego przyjścia pozbyłam się takich kartonów w przedpokoju i cały czas miałam wrażenie, że baaardzo pusto tam jest :)

    Czy moja wizyta była choć trochę zachętą do pozbycia się ich? Bo ja sama najlepiej i najefektywniej działam, gdy muszę. Wtedy w godzinę posprzątam cały dom, albo zrobię dwudaniowy obiad z deserem.

    Zresztą na studiach też mobilizowałam się dopiero tuż przed egzaminem i wcale źle na tym nie wychodziłam.
  • no była, była, bo ni chciałam Cię witać kartonami :D
    Z tą mobilizacją mam tak samo! I na studiach też :)
  • Basja:
    A wiesz Irenka, że właśnie w dzień Twego przyjścia pozbyłam się takich kartonów w przedpokoju
    Ireno, przyjedź też do mnie! :-))))
  • wymyśliłam nowy system - zabawkowy

    Ale uwaga - mam jedno małe dziecko

    Zatem podzieliłam zabawki na trzy pudełka i wieczorem chowam wszystkie. Rano zdejmuje jedno z nich (codziennie inne) i wówczas dziecko jest mniej znudzone, a ja mam w domu mniej bałaganu.
    A jak mnie zupełnie zdenerwuje, to chowam wszystkie i wyciągam chwilę przed snem jakąś sympatyczną grupę zabawek, a dziecko, zachwycone tym, że coś ma, bawi się w ciszy przez min 30 min :D

    Pewnie system znany, ale dla mnie odkrycie

  • edytowano styczeń 2013
    wymyśliłam nowy system - zabawkowy
     (..)
    Zatem podzieliłam zabawki na trzy pudełka i wieczorem chowam wszystkie.
    Hakku, świetny system przy jednym małym dziecku. Przy nieco starszych też częściowo stosuję, choć nie da się już tak ściśle jak Ty. Ogólnie uważam, że im mniej zabawek w obiegu, tym łatwiej się bawić.

    A ja stosuję od pewnego czasu system porządków 5-minutowych: 5 minut na uprzątnięcie z grubsza jednego pomieszczenia. Rzeczy zbędne w danym pomieszczeniu wstawić do jakiegoś pojemnika (koszyka, miski na pranie), żeby nie odrywać się przez 5 minut od sprzątania. Potem chodzić z tym pojemnikiem, dopóki się nie odłoży wszystkich przedmiotów z niego na swoje miejsce.
  • Podejrzewam, że system zawodzi, kiedy dziecko umie sięgać po zabawki/domagać się ich zdjęcia.
    Na razie jest ok

    Też wpadłam na system z pojemnikami! tylko u mnie polega na ładowaniu w ciągu dnia rzeczy do pojemnika przypisanego danemu pomieszczeniu (pudełka z ikei plastikowe) i roznoszeniu wieczorem zawartości pudeł.

    Niestety jak się jednego dnia go nie opróżni...
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.