A pazłotko to koleżanka z kujawsko-pomorskiego tak mówiła i jeszcze schów (od schowaj), schódki (schody).
Miałyśmy dyskusje o łyżkach do nabierania zupy: chochla (wiadomo dolnośląskie), nabierka (wielkopolskie), wazówka (kujawsko-pomorskie).
A no i mój nr 1 to naderszałam (trochę zmarzłam - wielkopolskie).
I tak właśnie sobie mieszkałyśmy w trójkę, a każda z innego województwa i śmiechu było co niemiara.
Aktualnie mamy rodzinny dylemat otóż na końcówkę chleba mówię: piętka, a na środkowe części kromki.
Pamiętam jak byłam na wakacjach dalekoooo i pytają mnie ile chcę kromek , ja ię upieram że wcale bo nie lubię, Ciocia pyta ponownie a ja że nie chcę. Nie to nie kto by się przejmował dopiero po kolacji się zorientowałam że oni na skibkę kromka mówią, a ja się dziwiłam co oni mi tak kromki (czyt. piętki chleba) chcą wciskać.
Ktoś wspomniał o poszedłem - poszłem , nadal obowiązuje ( dzięki Bogu) forma poszedłem a ta druga jest błędna.
Często też zdarza się iż ktoś mówi: "tam pisze" a poprawnie powinno być "jest napisane" .Dla ułatwienia powiem jak wytłumaczyłam to synowi: książka którą czytasz jest już napisana, autor nie stoi koło Ciebie i jej nie pisze.Często klienci w sklepie przychodzili z pretensją "Pani ale tam przecie pisze" szlag mnie trafiał natychmiastowy.
Jak jedziemy do mnie na wieś (Mazowsze na pograniczu Podlasia) i zaczynam tam wdawać się w dysputy z lokalesami, to mój mąż twierdzi, że przestaje mnie rozumieć. Inna rzecz, że jak Was czytam, to dochodzę do wniosku, że język mojej ojczystej wsi, to zdrowa mieszanka...
"Ćma" u nas też była w użyciu, więc z kapciem czy packą bym nie biegła jak balum tylko z latarką. Z innych oryginalnych, to była jeszcze "flaga". Co to takiego. Ano, spróbujcie zgadnąć z kontekstu. Opowieść mojej babci: "Sąsiad we flagę orał i potem mu kobyła zdechła."
I jeszcze pamiętam z dzieciństwa bardzo powszechne użycie słowa "musowo" w znczeniu "trzeba". Np. "Na jutro deszcz zapowiadają, to musowo dziś siano sprzątnąć."
Kresowianko, ale potrójne dożywocie ma sens jak najbardziej- np za dobre sprawowanie redukują ci karę o 1/3 i zostaje i tak podwójne. Mnie się ten akurat aspekt amerykańskiego prawa podoba, że sumuje się lata za każdą ofiarę (można nawet kilkaset lat dostać), a nie jak u nas- czy 1 osobę zabijesz czy 2 czy 3 właściwie większej różnicy nie robi...
Słuszna uwaga tyle, że w stanach za pojedyncze morderstwo nie ma chyba od razu dożywocia tylko np 30 lat. Dlatego do pewnego momentu jest to uzasadnione (nie wiem, jakie zniżki kar mają). Jednak osób zabijających więcej niż 5-ciu ludzi raczej nie ma wiele. Prawo tego typu ma sens gdyż jest nadzieja, że morderca pomyśli 2 razy zanim zabije świadka zdarzenia lub próbujących go ująć policjantów.
Np taki Kowalski w napadzie furii zabija żonę (dajmy na to 30 lat więzienia) ktoś to widział, ale on zastanowi się 2 razy czy zabić świadka jak wisi nad nim kolejne 30 lat. Gdy kara jest taka sama 'opłaca' mu się zabić świadka gdyż zwiększa to jego szanse na ucieczkę, a potencjalna kara i tak jest taka sama.
Podobnie jest z gwałtami- gdyby była za nie maksymalna kara (jak niektórzy by chcieli), pewnie wielu zboczeńców nie zawahałoby się zabić ofiary by nie pozostawiać świadka.
Oczywiście w przypadku totalnych degeneratów i seryjnych morderców system ten się nie sprawdza, ale na szczęście są to bardzo rzadkie przypadki...
[cite] Monika73:[/cite]U nas też w wyroku orzekającym karę dożywocia można zastrzec , że oskarżony nie będzie mógł ubiegać się o warunkowe przedterminowe zwolnienie.
Poszłam kiedyś po koleżankę , aby ta wyszła na dwór, na plac zabaw pobawić się. Usłyszałam , że Małgosia jest na polu.
Ciężko było mi zrozumieć, że ludzie mieszkający w mieście w bloku mają swoje pole :bigsmile:
Złotko, sreberko, pazłotko ,u nas funkcjonuje to ostatnie, mąż nie wiedział o co chodzi, dla niego to sreberko bo srebrne :bigsmile:
U nas na śląsku spotkałam sie z tym, że CUG to pociąg, dla mojej Babci ( mazowsze, dalsze i bliższe okolice miasta na wzgórzu tumskim ) cug to przeciąg. Jak zdarza mi się sypnąć "k...ą" w obecności Babci, ta mówi " nie zemść" zamiast nie przeklinaj . No i te zmiękczania: chiba - to mnie rozczula :bigsmile: zjedz jeszcze jedną kanapkie, wypij herbatkie , suchie powietrze :bigsmile:
Za to u rodziny z okolicy Puław, słyszę często , że chłopcy pojechały na targ, wujek z kuzynem poszły na ryby itp.
A i jeszcze w okolicach rodzinnych - Mazowsze- kuzyn to brat cioteczny ( w skrócie brat )kuzynka - siostra ( cioteczna) Jak mówiłam, że jestem kuzynką X , to zaraz słyszałam,że nie jest Ona dla mnie jakąś tam kuzynką tylko siostrą a dokładniej siostrOM :bigsmile:
Mój pierwszy kontakt z koleżanką z Krakowa: "ja najbardziej lubię suszyć włosy na polu" :shocked: i już widziałam oczami swej wyobraźni, jak dziewczyna z mokrymi włosami jedzie autobusem za miasto i malowniczo przechadza się pośród łanów zboża :rolling:
Większość innych zadziwiających sytuacji miała miejsce w sklepie na Czystej: "Poproszę tę angielkę" - powiedziałam. "Nie ma". Pokazuję pani, że przecież leżą za nią na półce. Pani rzuciła krótko: "Są weki". "To ja dziękuję" - uciekłam spłoszona do jakiegoś samoobsługowego. Weki u nas (w Łodzi) to słoiki, a w Krakowie - pszenne długie bułki.
Najgorsze to "potargana bluzka" i "ubrać buty" - to jest tak nielogiczne, że aż czasem śmieszne...
Ale i w Łodzi są charakterystyczne słowa, np.: migawka i krańcówka. Ciekawe, czy znacie?
@hipolit - u mnie na wsi też cug to przeciąg i zemszczenie jako przeklinanie funkcjonuje. Również o osobnikach płci męskiej mówi się, że poszły czy pojechały, a o tym kim jest kuzyn i kuzynka, to się dowiedziałam dopiero w V klasie na lekcjach angielskiego, bo ja miałam ciotecznych braci i siostry. Nawet te dużo dalsze (np. skoligacone przez babcie i dziedków) kusynostwo, to byli bracia i siostry cioteczni.
I jeszcze masowo zamienia się "a" na "o" np. w końcówkach wyrazów "-ak". Są więc: chłopoki, ptoki, ślimoki, wiatroki itp.
Mnie zawsze zastanawiało, jak odróżnić 'pole' od 'pola', zwłaszcza dotyczy to osób mieszkających na wsi. Mój św.p. dziadek miał pole i czasem z nim na nie chodziłam, ale już nie pamiętam, jak o nim mówił...
A moi szli raczej "w pole" niż "do pola" - nigdy się nie spotkałam z takim określeniem.
Chociaż u nas dzieci, to szły się bawić "na dwór" a nie "na pole". Nawet, jak w istocie szliśmy szaleć na jakimś polu - np. biegać boso po rżysku albo zbierać stonki w kartoflach.
No ale nie ma to jak spotkanie polsko-słowackie. Moja przyjaciółka wyszła za mąż za Słowaka. Wesele było nietypowo bo na Słowacji, na wsi gdzie mieszkała babcia pana młodego - czyli "stara mama".
Jak się zjawiliśmy (ja świadkowałam) "stara mama" przywitała nas serdecznym: Pekny dz'en hej! A idźcie se won!
Komentarz
A to z francuskiego mogło tam trafić pantoufle to kapcie.
Miałyśmy dyskusje o łyżkach do nabierania zupy: chochla (wiadomo dolnośląskie), nabierka (wielkopolskie), wazówka (kujawsko-pomorskie).
A no i mój nr 1 to naderszałam (trochę zmarzłam - wielkopolskie).
I tak właśnie sobie mieszkałyśmy w trójkę, a każda z innego województwa i śmiechu było co niemiara.
Aktualnie mamy rodzinny dylemat otóż na końcówkę chleba mówię: piętka, a na środkowe części kromki.
Mąż mówi na końcówkę: kromka, na środkowe skibka.
Ciekawe co będzie mówił syn?
Kononowicz Kononowiczem, ale - w Niemczech można uzyskać np. 170% inwalidztwa.
Naprawdę - mój znajomy ma tak w papierach.
" Jachu je?"
"Je, ino kimo"
Ktoś wspomniał o poszedłem - poszłem , nadal obowiązuje ( dzięki Bogu) forma poszedłem a ta druga jest błędna.
Często też zdarza się iż ktoś mówi: "tam pisze" a poprawnie powinno być "jest napisane" .Dla ułatwienia powiem jak wytłumaczyłam to synowi: książka którą czytasz jest już napisana, autor nie stoi koło Ciebie i jej nie pisze.Często klienci w sklepie przychodzili z pretensją "Pani ale tam przecie pisze" szlag mnie trafiał natychmiastowy.
no to podobnie jak się ustala karę potrójnego dożywocia..
"Ćma" u nas też była w użyciu, więc z kapciem czy packą bym nie biegła jak balum tylko z latarką. Z innych oryginalnych, to była jeszcze "flaga". Co to takiego. Ano, spróbujcie zgadnąć z kontekstu. Opowieść mojej babci: "Sąsiad we flagę orał i potem mu kobyła zdechła."
I jeszcze pamiętam z dzieciństwa bardzo powszechne użycie słowa "musowo" w znczeniu "trzeba". Np. "Na jutro deszcz zapowiadają, to musowo dziś siano sprzątnąć."
Np taki Kowalski w napadzie furii zabija żonę (dajmy na to 30 lat więzienia) ktoś to widział, ale on zastanowi się 2 razy czy zabić świadka jak wisi nad nim kolejne 30 lat. Gdy kara jest taka sama 'opłaca' mu się zabić świadka gdyż zwiększa to jego szanse na ucieczkę, a potencjalna kara i tak jest taka sama.
Podobnie jest z gwałtami- gdyby była za nie maksymalna kara (jak niektórzy by chcieli), pewnie wielu zboczeńców nie zawahałoby się zabić ofiary by nie pozostawiać świadka.
Oczywiście w przypadku totalnych degeneratów i seryjnych morderców system ten się nie sprawdza, ale na szczęście są to bardzo rzadkie przypadki...
Po pierwsze nie w szopie tylko w stodole
a po drugie nie taczki tylko toki
no!
Ale jak często się z tego korzysta?
Poszłam kiedyś po koleżankę , aby ta wyszła na dwór, na plac zabaw pobawić się.
Usłyszałam , że Małgosia jest na polu.
Ciężko było mi zrozumieć, że ludzie mieszkający w mieście w bloku mają swoje pole
:bigsmile:
Złotko, sreberko, pazłotko ,u nas funkcjonuje to ostatnie, mąż nie wiedział o co chodzi, dla niego to sreberko bo srebrne
:bigsmile:
U nas na śląsku spotkałam sie z tym, że CUG to pociąg, dla mojej Babci ( mazowsze, dalsze i bliższe okolice miasta na wzgórzu tumskim ) cug to przeciąg.
Jak zdarza mi się sypnąć "k...ą" w obecności Babci, ta mówi " nie zemść" zamiast nie przeklinaj .
No i te zmiękczania:
chiba - to mnie rozczula :bigsmile:
zjedz jeszcze jedną kanapkie, wypij herbatkie , suchie powietrze :bigsmile:
Za to u rodziny z okolicy Puław, słyszę często , że chłopcy pojechały na targ, wujek z kuzynem poszły na ryby itp.
A i jeszcze w okolicach rodzinnych - Mazowsze- kuzyn to brat cioteczny ( w skrócie brat )kuzynka - siostra ( cioteczna)
Jak mówiłam, że jestem kuzynką X , to zaraz słyszałam,że nie jest Ona dla mnie jakąś tam kuzynką tylko siostrą a dokładniej siostrOM :bigsmile:
Większość innych zadziwiających sytuacji miała miejsce w sklepie na Czystej: "Poproszę tę angielkę" - powiedziałam. "Nie ma". Pokazuję pani, że przecież leżą za nią na półce. Pani rzuciła krótko: "Są weki". "To ja dziękuję" - uciekłam spłoszona do jakiegoś samoobsługowego. Weki u nas (w Łodzi) to słoiki, a w Krakowie - pszenne długie bułki.
Najgorsze to "potargana bluzka" i "ubrać buty" - to jest tak nielogiczne, że aż czasem śmieszne...
Ale i w Łodzi są charakterystyczne słowa, np.: migawka i krańcówka. Ciekawe, czy znacie?
Toki też w liczbie mnogiej!!! :bigsmile:
A w stodole u nas to siano trzymają :cool:
I jeszcze masowo zamienia się "a" na "o" np. w końcówkach wyrazów "-ak". Są więc: chłopoki, ptoki, ślimoki, wiatroki itp.
skope ogródek,
złape dziecko za rękę
itp.?
Wiecie skąd to?
Chociaż u nas dzieci, to szły się bawić "na dwór" a nie "na pole". Nawet, jak w istocie szliśmy szaleć na jakimś polu - np. biegać boso po rżysku albo zbierać stonki w kartoflach.
:thumbup:
Migawka to bilet miesięczny
Krańcówka to miejsce, gdzie zawracają tramwaje (w Krakowie - pętla)
Jak się zjawiliśmy (ja świadkowałam) "stara mama" przywitała nas serdecznym:
Pekny dz'en hej! A idźcie se won!
w stodole i siano i zboże i ostrewki i toki i grabie i kosy i wszystko się trzyma,
a w stajni bydło
to co jest w szopie?