Małgosiu.
Jak kilkanaście dni po porodzie trafiłam z naszym synkiem na oddział onkologii i hematologii z podejrzeniem u niego anemii hemolitycznej (choroba nieuleczalna, potwierdzona...), to w swojej bezradności, zagubieniu, rozchwianiu hormonalnym, tęsknocie za małymi Starszakami, których musiałam zostawić w domu (pod najlepszą opieką taty (i babci) - niech żyją Prawdziwi Ojcowie!!! ;-)) - to przerosło mnie to...
Szarpałam się, wiłam jak wąż w akwarium, przeskaiwałam w stan pokornej uniżoności ze strachu: CO DALEJ??? JAK???
Jednego dnia - kiedy dowiedziałam się, że zostajemy w szpitalu jeszcze 'kilka dni' - przemknęła mi nawet przez mózg myśl, że już chyba nowotwór lepszy..., bo SĄ PRZYPADKI uleczalności... Kretynka ze mnie!!! :confused::shamed::confused:
Bałam się, że moje zycie runęło, ze już do konca zycia 'bedziemy naznaczeni kalectwem'...
A 'rzeczywistość szpitalna' (wszyscy modlący się - szeptajecie o dobre Anioły dla Werki w tym wzgledzie) i kilkaset drobiazgów (potworne śnieżyce wtedy, zwykłe wirusy, które szalały po szpitalu, logistyka codzienności - praca, przedszkole, zupa, zakupy, etc.) - wyzwalały furię we mnie - kobiecie zamknietej w małej sali szpitalnej... Karmiąc nie mogłam wyjść ze szpitala na dłużej niż 1,5-2 godziny...
Nie chciałabym musieć przejść przez to nawet teraz - po tym... jak cała ta sytuacja zrodziła nasze "zmartwywstanie na nowo"...
Wiara w CUD to był dla mnie wtedy nieosiagalny szczyt szczytów...
Po kilkdziesięciu tygodniach zrozumiałam, że to jest Łaską... - zrozumiałam, bo wiedzieć to wiedziałam od zawsze. Usłyszałam TO i stało się TO dla mnie źródlem zdrowia.
Więc modliłam się o ŁASKĘ WIARY w cud zdrowia dla nas...
Bóg jest Dobry. :-)
Mój Filip (ze swoją dysfunkcją!) rozlał na nas Morze Miłosierdzia - to znaczy Bóg przez niego ;-). Radzi sobie dobrze - bardzo dzielny chłopczyk. Nasz. :-)
A my 'zdrowiejemy' nie tylko w przestrzeni fizycznej...
Myślę, że Pan lubi takie 'wojujące niewisty', co to mu "wykrzyczą" i "wytupią" (mnie przynajmniej raczej lubi ;-)), że chcą widzieć swoje dzieci piękne i zdrowe...
Będę prosić dzisiaj dla Ciebie, Małgosiu, o: "KAŻDEGO DNIA NA NOWO...", czyli o siły,
nadzieję wbrew nadziei i... jak najwięcej mocy na obiektywizację tych wszystkich dotrumiennych, subiektywnych szczegółów szarej codzienności, która teraz wiruje Wam/Tobie ja szalona...
Przeciez Ty wiesz, że czasami uzdrowienie jest procesem... Uściskuję - jak mówią moi chłopcy! :bigsmile:
Malgosiu ja odmawiając koronke czy stając przed Panem Bogiem tylko wznosze me myśli i mówię Ty jesteś Bogiem i pomimo uczuć, emocji i myśli - ufam Ci w sprawie Weroniki.Podobnie z innymi intencjami.Bede trwać za Wami na modlitwie dalej +++
Przeniesienie Weroniki do CZD wywołało u mnie wiele bardzo różnych emocjiâ??
Nie obyło się oczywiście bez nerwówâ??Przede wszystkim dlatego, że do końca biłam się z myślami czy to dobra decyzja? Czy Weronika przypadkiem nie powinna trafić do domu, by tu trochę â?žpodreperować się psychicznieâ?, a dopiero za jakiś czas pójść na rehabilitację. Obaw mnóstwo! I ten lęk przed tym, co nieznaneâ??
Tam, gdzie dotąd była nasza córka wiedzieliśmy przynajmniej jak jest i czego możemy się spodziewać po konkretnych ludziach, oswoiliśmy się ze â?žzwyczajamiâ?, poznaliśmy zasady gry panujące w tym szpitaluâ??A teraz znów musimy zaczynać od nowaâ??
Przewóz zaplanowany był na godz 13.00. A więc jeszcze ostatnie zabiegi, ostatnie ćwiczenia. Bez pośpiechu. Jednak tuż po 11- tej zupełnie niespodziewanie pojawili się panowie z noszamiâ??Szybkie pakowanie ubieranie, stresâ??
Byłam tak zdenerwowana, że z trudem przychodziło mi ubranie Weroniki, a w gardle czułam wielką gulęâ??
W końcu jednak córka została zapakowana i ruszyliśmy â?žna wycieczkęâ?.
Potem jeszcze izba przyjęćâ??Kolejna przejażdżka- tym razem już do budynku rehabilitacji. I w końcu przekroczyliśmy próg oddziałuâ??
Z ogromną niepewnością, nauczona doświadczeniem ciągłego zbywania moich pytań, bałam się o cokolwiek zapytaćâ??Jednak od razu naprzeciw wszelkim moim obawom wyszedł personel tego oddziałuâ??Prawdziwie serdeczni ludzie! Uśmiechnięci ludzie!
Ludzie, którzy tak naprawdę czekali na Weronikę i przyjęli ją z otwartym sercem, zatroskani o jej potrzebyâ??
Tę atmosferę serdeczności czuć od razu. Od razu też zostaliśmy poinformowani o prawach, możliwościach uzyskania pomocy czy wsparcia. Od razu spotkaliśmy się ze zrozumieniemâ??Kiedy pani pielęgniarka zbierająca wywiad usłyszała, ile Weronika ma rodzeństwa skomentowała to: â?ž Macie Państwo wspaniała rodzinę! Jesteście błogosławieni!â?. Podobną pochwałę wielodzietności słyszeliśmy tego dnia jeszcze więcej razyâ??
Dużo dobrej roboty robią tam ludzie z fundacji AKOGO. To takie dobre anioły krążące między dziećmiâ??
Wieczorem rozmawialiśmy dłużej z tymi osobami- nie tylko o Weronice, ale też o życiu, o wartościach, które są w tym życiu ważne, o Boguâ??
I tu chciałam przedstawić sens tej rozmowy, dotyczącej Weroniki, bo łączy się bezpośrednio z tym, co się wokół jej choroby dziejeâ??
Starszy pan z fundacji zrelacjonował nam i koleżance z fundacji swoje pierwsze spotkanie z Weroniką. Powiedział, że â?žrozmawiałâ? z Nią. Powiedział, że ona sprawia wrażenie, jakby przechodziła grypę... Powiedział, że nie znając zupełnie dziecka ze spotkania z Weroniką wyniósł tyle spokoju, że czuje mnóstwo pozytywnej energiiâ??
I tu zaczęło się nasze opowiadanie o tym, co się od początku dzieje wokół Weroniki, o ogromnej fali modlitwy, która rozlewa się na cały świat, o ludzkiej dobroci, która nas spotyka, o pierwszych owocach nawróceń, itdâ??itpâ??To było ogromne świadectwo o Bogu i o Jego mocyâ??Państwo ci słuchali, słuchali, słuchali i robili coraz większe oczyâ??
Na koniec ten pan z uśmiechem na ustach, zwracając się do swojej młodszej koleżanki, podsumował: â?žM., skoro Pan Bóg tak mocno działa, to my chyba niewiele tu będzieli mieli do roboty!â?.
Oni w ogóle nie mogli wyjść ze zdumienia, ile my w tym całym nieszczęściu mieliśmy szczęścia, ile Weronika miała szczęścia! Żartowali również, że w takim razie w â?žinteresieâ? wielu osób leży, aby Weronika tak szybko nie wracała do zdrowia, bo wtedy owoce będą jeszcze większeâ??
A my żartowaliśmy, że ta miła atmosfera to chyba na pokaz, po to, aby nie zniechęcać nowych pacjentów, bo to przecież nie może być prawdąâ??Faktem jednak jest, że tam wszyscy chodzą uśmiechnięci- od samej pani ordynator oddziału(akurat wczoraj była na dyżurze) po sprzątaczkęâ??Serio! To podobno część terapiiâ??
Jeśli zaś chodzi o konkretne leczenie, to nie znamy jeszcze szczegółów. Dopiero dziś mamy poznać lekarza prowadzącegoâ??Rehabilitację natomiast poprowadzi najlepsza rehabilitanta, która również prowadziła córkę p. Błaszczykâ??
No trochę się rozpisałamâ??
Ale chciałam się z Wami podzielić ty, co nas na wstępie spotkało w nowym szpitalu. Piszę to tym bardziej, że wcześniej słyszeliśmy różne opinie o CZD.
Nie twierdzę, że wszystko tam będzie ok. Bo nie wiemy jak będzieâ??Ale czuję, że Weronika jest we właściwym miejscu, wśród ludzi, którym możemy zaufaćâ??
I tu w tym miejscu po raz kolejny dziękuję Wam wszystkim za modlitwę! Za tę konkretną modlitwę- o miejsce w CZD.
Chwała Panu!
I teraz mogę powiedzieć, że chyba wiem, dlaczego ten dzień poprzedzający przeniesienie Weroniki był dla mnie taki ciężkiâ??Zły chyba doskonale zdawał sobie sprawę, ile dobra w perspektywieâ??
Małgosiu - nieustająco za Was - +++
Mój najstarszy - prawie 6-latek pamięta co wieczór o Was, nawet (a może szczególnie) jak się sam modli.
Wzruszyłam się bardzo czytając o "przeprowadzce" Weroniki.
Chwała Panu!
Ola od wczoraj w internacie... Zadowolona. A ja oczywiście też bardzo przeżywam tę jej przeprowadzkę...Bo to taki jej pierwszy krok w samodzielność- bez codziennego nadzoru rodziców...
Znów w jakiejś cząstce musiałam "oddać kntrolę". Oj cierpi moje serce...cierpi...
A i jeszcze coś!
Pamiętacie tę panią- mamę dziecka z OIOMu, która u mas pomieszkiwała?
Wczoraj jej Piotruś został wypisany do domu. Prawie całkowicie zdrowy, wymagający jedynie przez jakiś czas niewielkiej rahabilitacji neurologicznej...
Małgosiu nie mogę Cię czytać bo wyję jak bóbr i poprzestraszałam dzieciaki.
Niedawno mój Lolo odmówił ze mną koronkę za Weronikę, odmówiliśmy 2 po kolei.
Bardzo się wzruszyłam a teraz jeszcze Ty.
Wiecie, ale to jestniesamowite, ile nam rodzinom wielodzietnym daje siły, choć trochę zrozumienia, uśmiech. Nas też taką opieką otoczono, jak Lolo ciężko chorował.
A żeby był śmieszniej...Weronika trafiła na salę z dwumiesięczną dziewczynką- szóstym dzieckiem w rodzinie...
Całe noce siedzi z nią ojciec, bo matka dogląda resty dzieciaków.
Bardzo się wzruszyłam, słuchając z boku, jak mój mąż "wymieniał doświadczenia" z tym panem...Rodzinka baaardzo doświadczona...Ale niesamowicie wierząca...M.in ten ojciec oipowiadał, jak chrzcił swoje maleńkie umierające na jego rękach dziecko..
Normalnie takie świadectwa stawiają człowiekja do pionu...
Jednak dziś planują docelowo przenieść weronikę na salę z dwoma nastolatkami- żeby miała towarzystwo i bodźce...
Komentarz
Idę spać przypadkiem podziękowałam za dooopę. :ag:
Jak kilkanaście dni po porodzie trafiłam z naszym synkiem na oddział onkologii i hematologii z podejrzeniem u niego anemii hemolitycznej (choroba nieuleczalna, potwierdzona...), to w swojej bezradności, zagubieniu, rozchwianiu hormonalnym, tęsknocie za małymi Starszakami, których musiałam zostawić w domu (pod najlepszą opieką taty (i babci) - niech żyją Prawdziwi Ojcowie!!! ;-)) - to przerosło mnie to...
Szarpałam się, wiłam jak wąż w akwarium, przeskaiwałam w stan pokornej uniżoności ze strachu: CO DALEJ??? JAK???
Jednego dnia - kiedy dowiedziałam się, że zostajemy w szpitalu jeszcze 'kilka dni' - przemknęła mi nawet przez mózg myśl, że już chyba nowotwór lepszy..., bo SĄ PRZYPADKI uleczalności... Kretynka ze mnie!!! :confused::shamed::confused:
Bałam się, że moje zycie runęło, ze już do konca zycia 'bedziemy naznaczeni kalectwem'...
A 'rzeczywistość szpitalna' (wszyscy modlący się - szeptajecie o dobre Anioły dla Werki w tym wzgledzie) i kilkaset drobiazgów (potworne śnieżyce wtedy, zwykłe wirusy, które szalały po szpitalu, logistyka codzienności - praca, przedszkole, zupa, zakupy, etc.) - wyzwalały furię we mnie - kobiecie zamknietej w małej sali szpitalnej... Karmiąc nie mogłam wyjść ze szpitala na dłużej niż 1,5-2 godziny...
Nie chciałabym musieć przejść przez to nawet teraz - po tym... jak cała ta sytuacja zrodziła nasze "zmartwywstanie na nowo"...
Wiara w CUD to był dla mnie wtedy nieosiagalny szczyt szczytów...
Po kilkdziesięciu tygodniach zrozumiałam, że to jest Łaską... - zrozumiałam, bo wiedzieć to wiedziałam od zawsze. Usłyszałam TO i stało się TO dla mnie źródlem zdrowia.
Więc modliłam się o ŁASKĘ WIARY w cud zdrowia dla nas...
Bóg jest Dobry. :-)
Mój Filip (ze swoją dysfunkcją!) rozlał na nas Morze Miłosierdzia - to znaczy Bóg przez niego ;-). Radzi sobie dobrze - bardzo dzielny chłopczyk. Nasz. :-)
A my 'zdrowiejemy' nie tylko w przestrzeni fizycznej...
Myślę, że Pan lubi takie 'wojujące niewisty', co to mu "wykrzyczą" i "wytupią" (mnie przynajmniej raczej lubi ;-)), że chcą widzieć swoje dzieci piękne i zdrowe...
Będę prosić dzisiaj dla Ciebie, Małgosiu, o: "KAŻDEGO DNIA NA NOWO...", czyli o siły,
nadzieję wbrew nadziei i... jak najwięcej mocy na obiektywizację tych wszystkich dotrumiennych, subiektywnych szczegółów szarej codzienności, która teraz wiruje Wam/Tobie ja szalona...
Przeciez Ty wiesz, że czasami uzdrowienie jest procesem... Uściskuję - jak mówią moi chłopcy! :bigsmile:
Kiedyś mnie wzięło i się pokrzepiłam.... Boże, jak ja Ci wspólczuję.... :sad:
(co by nie rzec i tak brzmi głupio..)
Weronika już w CZD...
A ja spokojniejsza...
Zaraz jedziemy jeszcze do Niej...
Może później napiszę coś więcej.
Chwała Panu!
Przypominam...
Nieudanego życia
Wszystkiego najlepszego
Dokładnej sumy niedokładnych danych
Miłości nie dla ciebie
Czekania na nikogo
Przytul w ten czas nieludzki
Swe ucho do poduszki
Bo to co nas spotyka
Przychodzi
spoza nas"
Wiersz Księdza Twardowskiego dla Ciebie Małgosiu.
Codziennie myślę o Was i modlę się o zdrowie i siły dla Weroniki i całej waszej rodziny +++
Przepraszam, ale relację z dzisiejszego dna napiszę rano...Jestem baaaardzo zmęczona i łóżko wzywa. A rano muszę sama ogarnąć towarzystwo...
Odpocznij, Małgorzata! Dobrej, prawdziwie dobrej nocy!!!
Nie obyło się oczywiście bez nerwówâ??Przede wszystkim dlatego, że do końca biłam się z myślami czy to dobra decyzja? Czy Weronika przypadkiem nie powinna trafić do domu, by tu trochę â?žpodreperować się psychicznieâ?, a dopiero za jakiś czas pójść na rehabilitację. Obaw mnóstwo! I ten lęk przed tym, co nieznaneâ??
Tam, gdzie dotąd była nasza córka wiedzieliśmy przynajmniej jak jest i czego możemy się spodziewać po konkretnych ludziach, oswoiliśmy się ze â?žzwyczajamiâ?, poznaliśmy zasady gry panujące w tym szpitaluâ??A teraz znów musimy zaczynać od nowaâ??
Przewóz zaplanowany był na godz 13.00. A więc jeszcze ostatnie zabiegi, ostatnie ćwiczenia. Bez pośpiechu. Jednak tuż po 11- tej zupełnie niespodziewanie pojawili się panowie z noszamiâ??Szybkie pakowanie ubieranie, stresâ??
Byłam tak zdenerwowana, że z trudem przychodziło mi ubranie Weroniki, a w gardle czułam wielką gulęâ??
W końcu jednak córka została zapakowana i ruszyliśmy â?žna wycieczkęâ?.
Potem jeszcze izba przyjęćâ??Kolejna przejażdżka- tym razem już do budynku rehabilitacji. I w końcu przekroczyliśmy próg oddziałuâ??
Z ogromną niepewnością, nauczona doświadczeniem ciągłego zbywania moich pytań, bałam się o cokolwiek zapytaćâ??Jednak od razu naprzeciw wszelkim moim obawom wyszedł personel tego oddziałuâ??Prawdziwie serdeczni ludzie! Uśmiechnięci ludzie!
Ludzie, którzy tak naprawdę czekali na Weronikę i przyjęli ją z otwartym sercem, zatroskani o jej potrzebyâ??
Tę atmosferę serdeczności czuć od razu. Od razu też zostaliśmy poinformowani o prawach, możliwościach uzyskania pomocy czy wsparcia. Od razu spotkaliśmy się ze zrozumieniemâ??Kiedy pani pielęgniarka zbierająca wywiad usłyszała, ile Weronika ma rodzeństwa skomentowała to: â?ž Macie Państwo wspaniała rodzinę! Jesteście błogosławieni!â?. Podobną pochwałę wielodzietności słyszeliśmy tego dnia jeszcze więcej razyâ??
Dużo dobrej roboty robią tam ludzie z fundacji AKOGO. To takie dobre anioły krążące między dziećmiâ??
Wieczorem rozmawialiśmy dłużej z tymi osobami- nie tylko o Weronice, ale też o życiu, o wartościach, które są w tym życiu ważne, o Boguâ??
I tu chciałam przedstawić sens tej rozmowy, dotyczącej Weroniki, bo łączy się bezpośrednio z tym, co się wokół jej choroby dziejeâ??
Starszy pan z fundacji zrelacjonował nam i koleżance z fundacji swoje pierwsze spotkanie z Weroniką. Powiedział, że â?žrozmawiałâ? z Nią. Powiedział, że ona sprawia wrażenie, jakby przechodziła grypę... Powiedział, że nie znając zupełnie dziecka ze spotkania z Weroniką wyniósł tyle spokoju, że czuje mnóstwo pozytywnej energiiâ??
I tu zaczęło się nasze opowiadanie o tym, co się od początku dzieje wokół Weroniki, o ogromnej fali modlitwy, która rozlewa się na cały świat, o ludzkiej dobroci, która nas spotyka, o pierwszych owocach nawróceń, itdâ??itpâ??To było ogromne świadectwo o Bogu i o Jego mocyâ??Państwo ci słuchali, słuchali, słuchali i robili coraz większe oczyâ??
Na koniec ten pan z uśmiechem na ustach, zwracając się do swojej młodszej koleżanki, podsumował: â?žM., skoro Pan Bóg tak mocno działa, to my chyba niewiele tu będzieli mieli do roboty!â?.
Oni w ogóle nie mogli wyjść ze zdumienia, ile my w tym całym nieszczęściu mieliśmy szczęścia, ile Weronika miała szczęścia! Żartowali również, że w takim razie w â?žinteresieâ? wielu osób leży, aby Weronika tak szybko nie wracała do zdrowia, bo wtedy owoce będą jeszcze większeâ??
A my żartowaliśmy, że ta miła atmosfera to chyba na pokaz, po to, aby nie zniechęcać nowych pacjentów, bo to przecież nie może być prawdąâ??Faktem jednak jest, że tam wszyscy chodzą uśmiechnięci- od samej pani ordynator oddziału(akurat wczoraj była na dyżurze) po sprzątaczkęâ??Serio! To podobno część terapiiâ??
Jeśli zaś chodzi o konkretne leczenie, to nie znamy jeszcze szczegółów. Dopiero dziś mamy poznać lekarza prowadzącegoâ??Rehabilitację natomiast poprowadzi najlepsza rehabilitanta, która również prowadziła córkę p. Błaszczykâ??
No trochę się rozpisałamâ??
Ale chciałam się z Wami podzielić ty, co nas na wstępie spotkało w nowym szpitalu. Piszę to tym bardziej, że wcześniej słyszeliśmy różne opinie o CZD.
Nie twierdzę, że wszystko tam będzie ok. Bo nie wiemy jak będzieâ??Ale czuję, że Weronika jest we właściwym miejscu, wśród ludzi, którym możemy zaufaćâ??
I tu w tym miejscu po raz kolejny dziękuję Wam wszystkim za modlitwę! Za tę konkretną modlitwę- o miejsce w CZD.
Chwała Panu!
I teraz mogę powiedzieć, że chyba wiem, dlaczego ten dzień poprzedzający przeniesienie Weroniki był dla mnie taki ciężkiâ??Zły chyba doskonale zdawał sobie sprawę, ile dobra w perspektywieâ??
Marto, dziękuję..
Jednak chodzenie po wodzie to dla mnie nadal abstrakcja!
Pewnie dlatego, że już nie raz się topiłam...
Mój najstarszy - prawie 6-latek pamięta co wieczór o Was, nawet (a może szczególnie) jak się sam modli.
Wzruszyłam się bardzo czytając o "przeprowadzce" Weroniki.
Chwała Panu!
pozdrawiamy całą rodziną
k.
Ola od wczoraj w internacie... Zadowolona. A ja oczywiście też bardzo przeżywam tę jej przeprowadzkę...Bo to taki jej pierwszy krok w samodzielność- bez codziennego nadzoru rodziców...
Znów w jakiejś cząstce musiałam "oddać kntrolę". Oj cierpi moje serce...cierpi...
Pamiętacie tę panią- mamę dziecka z OIOMu, która u mas pomieszkiwała?
Wczoraj jej Piotruś został wypisany do domu. Prawie całkowicie zdrowy, wymagający jedynie przez jakiś czas niewielkiej rahabilitacji neurologicznej...
Niedawno mój Lolo odmówił ze mną koronkę za Weronikę, odmówiliśmy 2 po kolei.
Bardzo się wzruszyłam a teraz jeszcze Ty.
Wiecie, ale to jestniesamowite, ile nam rodzinom wielodzietnym daje siły, choć trochę zrozumienia, uśmiech. Nas też taką opieką otoczono, jak Lolo ciężko chorował.
:ip::ip::ip::ip:
Całe noce siedzi z nią ojciec, bo matka dogląda resty dzieciaków.
Bardzo się wzruszyłam, słuchając z boku, jak mój mąż "wymieniał doświadczenia" z tym panem...Rodzinka baaardzo doświadczona...Ale niesamowicie wierząca...M.in ten ojciec oipowiadał, jak chrzcił swoje maleńkie umierające na jego rękach dziecko..
Normalnie takie świadectwa stawiają człowiekja do pionu...
Jednak dziś planują docelowo przenieść weronikę na salę z dwoma nastolatkami- żeby miała towarzystwo i bodźce...