Koniec końców zaczynam gadać jak najęta do Boga, pogrążam się w miłej konwersacji spoglądając na krucyfiks, a potem nagle łapię się, że gadam od pół godziny - z męża schodzi na mnie jako żonę, potem na Was jako grupę, potem dumam nad tym, że żony modlą się za mężów a za żony to nikt się nie modli, potem zastanawiam się nad szczęściem małżeństwa, a kończę na otwartości na dzieci.
Więc w ramach modlitwy za mężów kończę na modlitwie za nas wszystkie :bigsmile:
Najlepiej mi się modli w moim czerwonym fotelu.
No, a dodatkowo NP
I w ogóle mnie różne przemyślenia nachodzą.
Jest tak, że żona jest w pewnym sensie w centrum rodziny. To, jaki jest dom, jakie są w nim takie drobne rytuały zależy od żony. Jak żona coś wymyśli i pielęgnuje, wówczas to naturalnie wychodzi.
Teraz porównanie: jest jak taka kobieta z dziećmi i wszystkim na osiołku - nie interesuje się tym zasadniczo gdzie ten osiołek zmierza. Ale sobie tu umości, tam umości aby było jej i dzieciom wygodniej siedzieć. Mężowi kanapeczkę przyrządzi, pozachwyca się okolicą.
Jednak mąż - to człowiek, który tego osiołka ciągnie. On musi mieć świadomość dokąd zmierza. Jego żona widzi tylko okolicę najbliższą, a mąż rozmyśla - co będzie za tamtą skałą, za tym wzniesieniem? Może będzie bardziej wiało?
No i ten biedny facet ciągnie tego osiołka. Im więcej dzieci, tym trudniej osiołka ciągnąć. A ta żona mu jeszcze nieraz smędzi - tu mi wieje, tam było lepiej, tu za bardzo pod górę, tu kamieniście, tu słonce praży...
Jakże my mamy mało wdzięczności do tych naszych mężów - że nie pomyśleli "to ty durna babo ciągnij sobie tego osiołka, prowadź nas a ja ci będę smędził"
Niestety czasem jest tak, ze kobieta sama zeskakuje z osiołka i wtyka męża na siodło i ona ciągnie. Tylko, że nie wie dokąd. I ma wątpliwości.
Ja podobnie jak Monika73 Pnp, i dodatkowo coś od siebie jeszcze dodam. mężowi nic nie wspominałam, a On ostatnio sie mnie pyta czy sie modlę za niego.:shocked::shocked: ( na orga nie zagląda) Duch Święty działa!!!!
[cite] Haku:[/cite]
I w ogóle mnie różne przemyślenia nachodzą.
Jest tak, że żona jest w pewnym sensie w centrum rodziny. To, jaki jest dom, jakie są w nim takie drobne rytuały zależy od żony. Jak żona coś wymyśli i pielęgnuje, wówczas to naturalnie wychodzi.
Teraz porównanie: jest jak taka kobieta z dziećmi i wszystkim na osiołku - nie interesuje się tym zasadniczo gdzie ten osiołek zmierza. Ale sobie tu umości, tam umości aby było jej i dzieciom wygodniej siedzieć. Mężowi kanapeczkę przyrządzi, pozachwyca się okolicą.
Jednak mąż - to człowiek, który tego osiołka ciągnie. On musi mieć świadomość dokąd zmierza. Jego żona widzi tylko okolicę najbliższą, a mąż rozmyśla - co będzie za tamtą skałą, za tym wzniesieniem? Może będzie bardziej wiało?
No i ten biedny facet ciągnie tego osiołka. Im więcej dzieci, tym trudniej osiołka ciągnąć. A ta żona mu jeszcze nieraz smędzi - tu mi wieje, tam było lepiej, tu za bardzo pod górę, tu kamieniście, tu słonce praży...
Jakże my mamy mało wdzięczności do tych naszych mężów - że nie pomyśleli "to ty durna babo ciągnij sobie tego osiołka, prowadź nas a ja ci będę smędził"
Niestety czasem jest tak, ze kobieta sama zeskakuje z osiołka i wtyka męża na siodło i ona ciągnie. Tylko, że nie wie dokąd. I ma wątpliwości.
no i tyle
cóż u mnie to ja ciągnę tego osiołka, a mąż najlepiej by na nim leżakował cały czas (oczywiście z jak najmniejszą ilością dzieci, bo miejsce zabierają )
nie interesuje się tym zasadniczo gdzie ten osiołek zmierza. - cóż ja bym tak nie umiała, mnie wszystko interesuje, chcę jak najwięcej wiedzieć i rozmawiać/współdecydować - tak jak to było u mnie w domu.
@Kobieto,
u mnie podobnie
Jak zaczynaliśmy ja ciągnęłam osiołka.
Teraz ja już na osiołka wsiadłam i mąż już prawie go ciągnie - a więc stoimy w miejscu ale z perspektywą dobrą.
Mam nadzieję, że się tu nie osiedlimy gdzie stoimy
[cite] *Duke:[/cite]
a swoją drogą- niesamowita jesteś Katarzyno!:clap:
chyba Himalaje Cie pociągają;)
Coś Ty? Ja się nawet w Bieszczadach czuję fatalnie. Hemoglobinę mam niską i ciśnienie marne. Już powyżej 1000 m. n. p. koncentracja tlenu dla mnie za mała Ja dolinami pomykam. Ale uparcie do celu...
[cite] Haku:[/cite]@Kobieto,
u mnie podobnie
Jak zaczynaliśmy ja ciągnęłam osiołka.
Teraz ja już na osiołka wsiadłam i mąż już prawie go ciągnie - a więc stoimy w miejscu ale z perspektywą dobrą.
Mam nadzieję, że się tu nie osiedlimy gdzie stoimy
to zazdroszczę...ja po 6 latach małżeństwa doczekałam się jedynie tego, że jak padam na twarz to mąż łaskawie pozwoli mi pojechać na osiołki i czasami pomaga mi przy czyszczeniu, krarmieniu osiołka itp.
@Kobieto, hmm - ja mam za mały staż małżeński, aby cokolwiek wiedzieć, ale mi się wydaje, ze właśnie Twój problem może tkwić w odwróconym modelu z domu rodzinnego (ja mam to samo). Są osoby, którym nie przeszkadza odwrócony model, mnie natomiast bardzo uwierał i mojego męża też.
Zaczęłam od pracy nad sobą i rozmów z mężem - problem jest głównie we mnie.
Z jakiego jesteś miasta?
Może udałoby się znaleźć dla Was jakieś sensowne miejsce. poradnię czy kurs?
[cite] Haku:[/cite]@Kobieto, hmm - ja mam za mały staż małżeński, aby cokolwiek wiedzieć, ale mi się wydaje, ze właśnie Twój problem może tkwić w odwróconym modelu z domu rodzinnego (ja mam to samo). Są osoby, którym nie przeszkadza odwrócony model, mnie natomiast bardzo uwierał i mojego męża też.
Zaczęłam od pracy nad sobą i rozmów z mężem - problem jest głównie we mnie.
Z jakiego jesteś miasta?
Może udałoby się znaleźć dla Was jakieś sensowne miejsce. poradnię czy kurs?
problem jest taki, że mojemu mężowi to nie przeszkadza, wręcz odwrotnie do tego jeszcze jego mamusia, która cały czas się nad nim lituje, współczuje, wzdycha jak mu ciężko itp...gr...najlepiej by załadować wszystko na moje plecy, bo on biedny nie da/daje sobie rady
niestety obecnie mieszkam za granicą/nie mam pojęcia kiedy wracam do Pl więc szans na żadną poradnie/kurs nie widzę
dziękuję za stronę kryzys.org ale nie skorzystam. Znam tą stronę od jej początków, gdy byli tam tacy ludzie jak elzd1 czy zuza i inni ( w tym osoby, które też współtworzyły forum ). Pamiętam jak zostali potraktowani przez głównego założyciela....plus najazdy na inne osoby. Od kilku lat tam nie zaglądam i tak niech pozostanie.
Co do przecięcia pępowiny to problem jest u mojego męża skomplikowany o tyle, że on psychicznie zatrzymał się na poziomie nastolatka ( niestety był tak specjalnie "wychowany" przez teściową, gdzie z ojca zrobiła tego złego , a ona jedyna rozumie swojego małego synusia itd) . ech...ręce mi opadają i czasami mam wrażenie, że jestem w sytuacji bez wyjścia.
@Kobieto a może Ty tez tak traktujesz swego męża jak teściowa? Może on wyczuwa Twoje nastawienie, że nic się nie zmieni, że ona taki a nie inny może być... i jest mu tak wygodnie.
[cite] Basja:[/cite]@Kobieto a może Ty tez tak traktujesz swego męża jak teściowa? Może on wyczuwa Twoje nastawienie, że nic się nie zmieni, że ona taki a nie inny może być... i jest mu tak wygodnie.
zapewniam +++
edit: jeśli uraziłam to przepraszam
właśnie ja z tym zachowaniem walczę. Walczę z jego litowaniem się na sobą, leniuchowaniem, folgowaniem sobie, traktowaniem siebie jak dziecko itp. Ja to jestem ta niedobra, bo wymagam. Przez pierwsze lata to była walka bo ja chcę mieć mężczyznę a nie chłopca. pominę milczeniem jego zachowanie w czasie ciąży i po urodzeniu dziecka. Dopiero, gdy zagroziłam, że odejdę to trochę się zmienił. Ale teściowa cały czas tam z tyłu mu to samo...a mi czasami już sił brakuje w tej walce
wiecie co jest najgorsze?? że mój mąż oprócz poranienia psychicznego, nieprzystosowania do życia w rodzinie, anty wychowania itd. przyznał mi się kiedyś, że chciał, aby jego życie było ciemne i mroczne (prosił o to ). Dla mnie jest to jednoznaczne z zaproszeniem "złego" do swojego życia. Wysłałam do kiedyś na mszę połączoną z egzorcyzmami ( sama nie mogłam pójść ) modlę się za niego, ale nie wiem co wiecej mogę zrobić
Komentarz
:ek:
Zmiany zachodzą drastyczne. Oczywiscie na lepsze.
CHWAŁA BOGU!!!
I bardzo Wam dziękuję za ten wątek :ax:
Plus własnymi słowami , plus westchnięcie do św. Józefa.
Ta i koniec, żadna inna mi "nie wchodzi"...:shamed:
I spontaniczna.
Widocznie tak ma być...
:bigsmile::bigsmile::bigsmile:
Edit: a ja pamiętam o Was. Cały czas...!
Może to dlatego...?
I zapewniam o wstawiennictwie modlitewnym nadal i w podanej intencji.
Koniec końców zaczynam gadać jak najęta do Boga, pogrążam się w miłej konwersacji spoglądając na krucyfiks, a potem nagle łapię się, że gadam od pół godziny - z męża schodzi na mnie jako żonę, potem na Was jako grupę, potem dumam nad tym, że żony modlą się za mężów a za żony to nikt się nie modli, potem zastanawiam się nad szczęściem małżeństwa, a kończę na otwartości na dzieci.
Więc w ramach modlitwy za mężów kończę na modlitwie za nas wszystkie :bigsmile:
Najlepiej mi się modli w moim czerwonym fotelu.
No, a dodatkowo NP
I w ogóle mnie różne przemyślenia nachodzą.
Jest tak, że żona jest w pewnym sensie w centrum rodziny. To, jaki jest dom, jakie są w nim takie drobne rytuały zależy od żony. Jak żona coś wymyśli i pielęgnuje, wówczas to naturalnie wychodzi.
Teraz porównanie: jest jak taka kobieta z dziećmi i wszystkim na osiołku - nie interesuje się tym zasadniczo gdzie ten osiołek zmierza. Ale sobie tu umości, tam umości aby było jej i dzieciom wygodniej siedzieć. Mężowi kanapeczkę przyrządzi, pozachwyca się okolicą.
Jednak mąż - to człowiek, który tego osiołka ciągnie. On musi mieć świadomość dokąd zmierza. Jego żona widzi tylko okolicę najbliższą, a mąż rozmyśla - co będzie za tamtą skałą, za tym wzniesieniem? Może będzie bardziej wiało?
No i ten biedny facet ciągnie tego osiołka. Im więcej dzieci, tym trudniej osiołka ciągnąć. A ta żona mu jeszcze nieraz smędzi - tu mi wieje, tam było lepiej, tu za bardzo pod górę, tu kamieniście, tu słonce praży...
Jakże my mamy mało wdzięczności do tych naszych mężów - że nie pomyśleli "to ty durna babo ciągnij sobie tego osiołka, prowadź nas a ja ci będę smędził"
Niestety czasem jest tak, ze kobieta sama zeskakuje z osiołka i wtyka męża na siodło i ona ciągnie. Tylko, że nie wie dokąd. I ma wątpliwości.
no i tyle
mężowi nic nie wspominałam, a On ostatnio sie mnie pyta czy sie modlę za niego.:shocked::shocked: ( na orga nie zagląda)
Duch Święty działa!!!!
i ja:)
:thumbup:
a swoją drogą- niesamowita jesteś Katarzyno!:clap:
chyba Himalaje Cie pociągają;)
w sumie jest ona dla mnie trudniejsza niż za dzieci:shamed:
cóż u mnie to ja ciągnę tego osiołka, a mąż najlepiej by na nim leżakował cały czas (oczywiście z jak najmniejszą ilością dzieci, bo miejsce zabierają )
nie interesuje się tym zasadniczo gdzie ten osiołek zmierza. - cóż ja bym tak nie umiała, mnie wszystko interesuje, chcę jak najwięcej wiedzieć i rozmawiać/współdecydować - tak jak to było u mnie w domu.
u mnie podobnie
Jak zaczynaliśmy ja ciągnęłam osiołka.
Teraz ja już na osiołka wsiadłam i mąż już prawie go ciągnie - a więc stoimy w miejscu ale z perspektywą dobrą.
Mam nadzieję, że się tu nie osiedlimy gdzie stoimy
U mnie wyraźnych zmian póki co nie widać. Jedynie to, że codziennie możemy sobie wyczyścić to co się nagromadziło przez cały dzień.
Coś Ty? Ja się nawet w Bieszczadach czuję fatalnie. Hemoglobinę mam niską i ciśnienie marne. Już powyżej 1000 m. n. p. koncentracja tlenu dla mnie za mała Ja dolinami pomykam. Ale uparcie do celu...
to zazdroszczę...ja po 6 latach małżeństwa doczekałam się jedynie tego, że jak padam na twarz to mąż łaskawie pozwoli mi pojechać na osiołki i czasami pomaga mi przy czyszczeniu, krarmieniu osiołka itp.
Zaczęłam od pracy nad sobą i rozmów z mężem - problem jest głównie we mnie.
Z jakiego jesteś miasta?
Może udałoby się znaleźć dla Was jakieś sensowne miejsce. poradnię czy kurs?
problem jest taki, że mojemu mężowi to nie przeszkadza, wręcz odwrotnie do tego jeszcze jego mamusia, która cały czas się nad nim lituje, współczuje, wzdycha jak mu ciężko itp...gr...najlepiej by załadować wszystko na moje plecy, bo on biedny nie da/daje sobie rady
niestety obecnie mieszkam za granicą/nie mam pojęcia kiedy wracam do Pl więc szans na żadną poradnie/kurs nie widzę
http://www.kryzys.org/index.php?c=6
I tu - http://sites.google.com/site/sycharorg/przeciacpepowineabyzycwprawdzie
dziękuję za stronę kryzys.org ale nie skorzystam. Znam tą stronę od jej początków, gdy byli tam tacy ludzie jak elzd1 czy zuza i inni ( w tym osoby, które też współtworzyły forum ). Pamiętam jak zostali potraktowani przez głównego założyciela....plus najazdy na inne osoby. Od kilku lat tam nie zaglądam i tak niech pozostanie.
Co do przecięcia pępowiny to problem jest u mojego męża skomplikowany o tyle, że on psychicznie zatrzymał się na poziomie nastolatka ( niestety był tak specjalnie "wychowany" przez teściową, gdzie z ojca zrobiła tego złego , a ona jedyna rozumie swojego małego synusia itd) . ech...ręce mi opadają i czasami mam wrażenie, że jestem w sytuacji bez wyjścia.
Polecam NP
zapewniam +++
edit: jeśli uraziłam to przepraszam
właśnie ja z tym zachowaniem walczę. Walczę z jego litowaniem się na sobą, leniuchowaniem, folgowaniem sobie, traktowaniem siebie jak dziecko itp. Ja to jestem ta niedobra, bo wymagam. Przez pierwsze lata to była walka bo ja chcę mieć mężczyznę a nie chłopca. pominę milczeniem jego zachowanie w czasie ciąży i po urodzeniu dziecka. Dopiero, gdy zagroziłam, że odejdę to trochę się zmienił. Ale teściowa cały czas tam z tyłu mu to samo...a mi czasami już sił brakuje w tej walce
Nowennę Pompejską??