To chyba nie jest najlepszy ten instruktor;) mój ma na facebooku mnóstwo pozytywnych opinii od ludzi którzy zdali za pierwszym podejsciem i sporo tam ludzi w średnim wieku ( sądząc po zdjęciach). Naprawdę nie rozumiem dlaczego taki 20 latek miałby zdać szybciej niż 30 czy 40 latek. Jakość moje obserwacje świadczą o czym innym.
U mnie prawie się zgadza jeździłam 46h ale dużo łatwiej mi było w wieku 24 niż 20 lat... To znaczy jak miałam 20, to zaczęłam kurs, ale szkoła upadła i przerwałam. Po 10h jazd nawet ruszyć płynnie nie umiałam. I nie mogłam za nic zrozumieć teorii, przepisów. Po kilku latach przepisy zrobiły się oczywiste.
Tak sobie myślę, że jest to jedna z tych bardzo stresujących sytuacji. Każdego kosztuje, i nie tylko o pieniądze chodzi. Ile nerwów... Ja teraz będę robić, że tak powiem, kolejny level, ale już się stresuje....
No, od razu, ale wielkiej różnicy nie ma między 7.5t a 12t, który to jest jako minimum na C, a na jakim zdawalam. Teraz się zacznie pod górkę, bo ciągnik siodłowy to już wyższa sztuka...
Teorie też znałam i umiałam zastosować. Gorzej było z oszacowaniem, czy zdążę i nie będzie to wymuszenie pierwszeństwa. Ja jak widzę że ktoś z podporządkowanej szybko zbliża się do skrzyżowania odruchowo zdejmuje nogę z gazu. Obawiam się że mi wyjedzie. Ważne że są postępy. Rok już mam prawko,ale przeżycia związane z kursem pamiętam.
Ja mam 40 i jeździ mi się bardzo dobrze. Powiedziałam instruktorowi że chciałabym kilka jazd przed egz dodatkowych wziąć( mam za sobą 20 godz), a on " a po co, nie masz na co kasy wydawać? Zdasz za pierwszym razem" Jakoś w moim.otoczeniu wszystkie 40 zdają za pierwszym razem. A najbardziej lubię manewry, łuk, parkowanie prostopadle i równoległe. No i lubię jeździć szybko, gdzieś na ekspresówkach, poza terenem zabudowanym. Na ulicy czasem inni kierowcy są największym zagrożeniem, jeżdżą zygzakiem, wymuszają często pierszenstwo. W dużym.miescie jazda to nie jest przyjemność, ciągła gimnastyka, światła, pasy , tramwaj itd. Do końca roku zamierzam zdać.
Ja też po mieście i to stolicy. Zaskoczona jestem ze tak mi się podoba jazda samochodem. Fakt że ja już kiedyś skończyłam kurs, prawie ćwierć wieku temu wtedy niczego się nie nauczyłam bo nie miałam motywacji i beznadziejna instruktorkę. I chyba mialam.jakas traumę przez to. Teraz mam świetnego instruktora a to połowa sukcesu.
Z tamtego kursu który robiłam jako 17 latka pamiętam okropne bóle brzucha przed i w trakcie każdej jazdy. Teraz jeżdżę po Warszawie niemalże bezstresowo. Chyba jestem wyjątkiem od reguły jakoby w średnim wieku było trudniej Dla mnie to takie uogólnianie jak to że matki wielodzietne są dobrze zorganizowane. W mojej pracy akurat mama wielodzietna ( 6 dzieci) była najsłabszym i najbardziej niezorganizowanym pracownikiem. Myślę że to cechy osobowości raczej i predyspozycji. Są też takie osoby które nie powinny jezdzic, nie każdy do wszystkiego się nadaje. Chociaz jeśli chodzi o jazdę autem to większość ludzi jest w stanie to opanować. Jeszcze przed kursem jak patrzyłam.na różne osoby starsze i słabo ogarnięte ogólnie to myślałam sobie: " oni jeżdżą a ja nie dam rady??"
Jest od niedawna taki program My way na TVN, w srode wieczorem - Edyta Gorniak uczy sie jezdzic. Wsiada do auta z instruktorem i jezdza po Warszawie. Ogladalam pierwszy odcinek a potem jakos zapomnialam. Jak tam jej idzie nauka?
Nie @Agnieszka82 . Próbowałam sie do nie zapisać tylko okazało się że ona jezdzi tylko z Tarchomina i musiałabym do niej dojeżdżać:( W ogóle ma grafik strasznie napięty. Teraz jazdy zajmują mi jednorazowo 2 godz, a u p. Joanny byłoby to 4 godz z dojazdem więc logistycznie dla nas za trudno. Wkurzona byłam.ale p. Joanna poleciła mi instruktora na którego wcześniej dostałam też namiar ze szkoły. I jakoś tak czulam że będzie dobrze. Moj instruktor jest oazą spokoju i cierpliwości, wszystko super tłumaczy i dodaje wiary w siebie. Także nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło! A gdybym nie miała wcześniej poleconego instruktora to bym nie trafiła do tej szkoły także dziękuję jeszcze raz! Jak nie znam egzaminu to moze wezme dodatkowe jazdy u p.Joanny. Moja jedna znajoma miała taki kurs że praktycznie każda jazdę .innym instruktorem.i bardzo sobie to chwalila.
Ja miałam super instruktorkę, ale właśnie przed egzaminem radziła mi wziąć kilka lekcji z innymi. Bardzo dużo się na tych 3 jazdach nauczyłam, jednak każdy instruktor zwraca uwagę na inne rzeczy. Jeden z nich nauczył mnie sprawnie, dynamicznie zmieniać pasy.
@Ojejuju głowa do góry! Trzeba czasu! Zaczęłam jeździć po 50tce. Po 30 latach od zrobienia prawka. Trenowałam rok. Teraz jeżdżę sama, prawie codziennie. Idzie mi chyba coraz lepiej. Ale trzymam się znanych tras. Wybieram godziny możliwie niemasakrycznych korków i staram się wrócić do domu tak, by auto zaparkować przed blokiem, gdy jest jeszcze miejsce. Mam ten luksus, że często tak mogę. Ale są takie dni, że tak jadę do pracy przed 8.00 i jest koszmarny korek, a wracam około 16.00 i też jest gęsto. Także w kółko hamulec, sprzęgło, zmiana biegów, gaz, hamulec, sprzęgło, biegi, hamulec, gaz itp. itd. Nie czuję teraz strachu. Zwykle. Codziennie jest jednak coś nowego, jakaś nowa sytuacja. A to mgła... a to jakieś zwężenie jezdni, a to szron na szybach, a to zaparowane...a to włączyłam wycieraczki i nie mogę ich zatrzymać itp. itd. A to ktoś się bezczelnie wepchnął (bardzo częste w godzinach porannych) itp. itd.
Do tej pory staram się tak jechać, by nie musieć tych pasów zmieniać zbyt często. To znaczy staram się od rana znaleźć już na tym właściwym pasie (nieważne, że przykorkowany) doczekam się. Ale jestem już na tym właściwym pasie.
Ale migawkę (bilet miesięczny) też naładowałam. Po południami przesiadam się na tramwaje, bo wtedy są masakryczne korki, a poza tym, jeśli wrócę samochodem pod wieczór, to już o miejscu na zaparkowanie przed blokiem można już tylko pomarzyć.
Dziś sobie zrobiłam dzień bez samochodu i przemieszczałam się po mieście na nogach i pojazdami szynowymi. Można spotkać znajomych i pogadać. I trochę się poruszać i odpocząć od prowadzenia. Ale jutro skoro świt chcę wyruszyć autem... W sumie, teraz już mogę napisać, że lubię jeździć i sprawia mi to przyjemność .
@Ojejuju ale w gęstym, miejskim ruchu to patrzenie na tych, co niby mają nas przepuścić nie jest takie od czapy! Doświadczenie to pokazuje! Jechaliśmy taką ulicą, gdzie mieliśmy pierwszeństwo i ze względu na swoje nawyki i asekuranctwo powiedziałam do męża: zwolnij przy skrzyżowaniu, przy którym mieliśmy pierwszeństwo... i wtedy stamtąd ktoś na bezczela wyjechał i całe szczęście, że zwolniliśmy... Często jestem czujna. Pierwszeństwo pierwszeństwem... a czujność nie zawadzi.
Komentarz
Ważne że są postępy.
Rok już mam prawko,ale przeżycia związane z kursem pamiętam.
Do końca roku zamierzam zdać.
Nie cierpię jeździć. Zastanawiam sie czy kiedykolwiek to polubię...
Ale mus to mus.
Podziwiam Was dziewczyny!!!
Mam ten luksus, że często tak mogę. Ale są takie dni, że tak jadę do pracy przed 8.00 i jest koszmarny korek, a wracam około 16.00 i też jest gęsto.
Także w kółko hamulec, sprzęgło, zmiana biegów, gaz, hamulec, sprzęgło, biegi, hamulec, gaz itp. itd.
Nie czuję teraz strachu. Zwykle. Codziennie jest jednak coś nowego, jakaś nowa sytuacja. A to mgła... a to jakieś zwężenie jezdni, a to szron na szybach, a to zaparowane...a to włączyłam wycieraczki i nie mogę ich zatrzymać itp. itd. A to ktoś się bezczelnie wepchnął (bardzo częste w godzinach porannych) itp. itd.
Ale jutro skoro świt chcę wyruszyć autem...
W sumie, teraz już mogę napisać, że lubię jeździć i sprawia mi to przyjemność .
Często jestem czujna. Pierwszeństwo pierwszeństwem... a czujność nie zawadzi.