@anulaczarnula Bardzo Ci współczuję. Nasze historie są bardzo podobne. Ja pożegnałam moją Zuzię 07.03.2011 roku. Termin porodu miałam na 25.09. Przecierałam szlaki chcąc godnie pochować maleństwo. Rok później urodziłam zdrowego i wspaniałego synka.
Moje drugie maleństwo odeszło od nas w zeszły piątek 11.08.2017. Antoni Jeremiasz miał 13 tygodni i około 7 cm. Jesteśmy w trakcie załatwiania pogrzebu, bedzie spoczywal wraz ze swoją siostrą którą pochowalismy pięć lat temu.Ciężki to czas.
Dziękuję za modlitwę, dziś dostaliśmy kartkę pamiątkową ze szpitala. Trzeba przyznać, że to miły gest, sami robią. Pięć lat temu, przy Amelce też dostaliśmy. Nasz Antos ważył 20g. Wszystko co po nim zostało to usg, zdjęcie i ta właśnie kartka.
Lekarze nie znaleźli przyczyny zatrzymania pracy serca. Zarowno Amelka jak i Antoś byli zdrowi. Nie decydujemy o życiu i śmierci, czas się z tym pogodzić,ciężka to lekcja. Nie bardzo umiem sobie znaleźć teraz miejsce. To poczucie pustki jest przerażające.
Bardzo często przyczyna jest nieznana. My mamy w niebie 2 synów, którzy zmarli pod koniec 13 tyg. W obu przypadkach nie ustalono przyczyny. Jeden z nich też miał na imię Antoni.
To ja z drugiej strony mam pytanie: jak rozmawiać z kobieta, ktora przeszła poronienie i szuka jakiegoś pocieszenia? Bo jest to strasznie ciezkie dla mnie... dodam, ze to drugie poronienie, a koleżanka niewierząca, ale z pełna świadomością i powiedziałabym na wskroś katolicka moralnością. Czyli sprawa jest jakby podwójnie skomplikowana, bo świadomość jest, ale z nikad nadziei i pocieszenia...
Odnośnie pocieszania to pamietam słowa lekarza z przed dziecięciu już lat gdy w 10 tyg moja ciąża obumarła. Płakałam przed zabiegiem, przeżywałam to i usłyszałam „ co płaczesz? Młoda jesteś i jeszcze zdążysz urodzić dzieci. Weź się w garść bo natura wie co robi.” Myślałam, ze to było bezduszne i chamskie ale fakt sprowadziło mnie na ziemię. Krótko potem okazało się, że moja tarczyca jest w fatalnym stanie. Dzięki naszemu Aniołkowi podjęłam leczenie i tak jak mówił lekarz zdążyłam...
Moim zdaniem nie ma takich słów które mogłyby pocieszyć osobę niewierzącą. Natomiast to co pociesza to to że trwa sie blisko i ze jest sie gotowym wysluchac, przytulic... To ze sie pamieta. I nie tylko przez pierwszy tydzien czy miesiac po, ale i rok po, gdy dla innych juz nie ma tematu, i tylko ta mama zostaje z tym sama.
A dla mnie okropne było takie pocieszanie... Jeszcze mi było gorzej.
W tamtym czasie takie słowa nie były pocieszające a wręcz odwrotnie. Myśle, że trudno kogoś pocieszać po stracie. Trzeba wysłuchać i czekać. Czas leczy rany - coś w tym jest. Najbardziej bolało mnie to, że nie mogłam się nikomu wygadać. Nawet bliscy ucinali temat i prosili mnie żebym o tym nie wspominała i się nue nakręcała. A ja chciałam się tylko wyżalić, dopiero po wielu miesiącach kiedy rozmawiałam z koleżanką która przeszła przez to samo mogłam odetchnąć. Dlatego myśle, że grupy wsparcia są dobrym rozwiązaniem. W myśl zasady, że syty glodego nie zrozumie
Dla mnie są straszne trudne te rozmowy, ale ona mi dzisiaj powiedziała, ze sie lepiej zawsze czuje jak ze mna pogada. To takie balansowanie pomiędzy wiara a próba bycia nienachalnym ze swoimi przekonaniami w takim trudnym momencie... nie wiem, ale rozwala mnie to zupełnie, bo bardzo zaangażowałam sie w całym sprawę... ale dzięki za wszelkie porady!
Wiara w takich przypadkach bez wątpienia pomaga. Może to co ją spotkało będzie pierwszym krokiem do Boga? To, że przy niej jesteś i możesz wysłuchać to naprawdę bardzo dużo.
Byc blisko, wysłuchać, przytulic (wedle tego, co ktos potrzebuje). I nie bac sie modlić- mozna powiedziec: Wiem, ze jestes niewierzaca, ale ja wierzę i chcialbym sie za Ciebie i za Was pomodlic. Moge teraz? Jak jest zgoda, to modlisz sie przy kolezance. Jesli sobie nie zyczy, to kiedy indziej, ale powiedz,ze to bedzies robic. K
Mnie wkurzalo że nikt nie chce gadać.. Na szczęście w domu i wspólnocie znalazło się paru rozmówców ale takie ucinanie w rodzinie dalszej jak jakiegoś tabu w momencie kiedy byliśmy przed pogrzebem albo głosy które do mnie dochodziły stamtąd że to"ali ten pogrzeb potrzebny chyba"itp..
Byc blisko, wysłuchać, przytulic (wedle tego, co ktos potrzebuje). I nie bac sie modlić- mozna powiedziec: Wiem, ze jestes niewierzaca, ale ja wierzę i chcialbym sie za Ciebie i za Was pomodlic. Moge teraz? Jak jest zgoda, to modlisz sie przy kolezance. Jesli sobie nie zyczy, to kiedy indziej, ale powiedz,ze to bedzies robic. K
Kowalka, chyle czoła. Niesamowicie to mądre co napisałaś. Az mi się płakać zachciało ze wzruszenia. Tak bardzo zaluje ze nie mam takich ludzi jak Wy w swoim otoczeniu.
Ja nie widziałam nigdy potrzeby rozmawiać. W sensie z dalsza rodzina, znajomymi, a bliższa rodzina na tyle na ile się pytali. Np mama moja pytała o wiele rzeczy.
Ja też do dalszej rodziny nie chciałam koniecznie gadać.. Ale temat wychodził w odpowiednim czasie i był ucinany. Dla mnie to było denerwujące... Bolesne..
Dzięki jeszcze raz! Troche dziwnie sie przy niej modlić, bo widzimy sie zwykle w pracy Ale ona wie, ze ja sie modlę, ze pamietam, sama nawet jakby szuka tego. No gdyby jej te moje modlitwy przeszkadzały, to by na pewno mnie w cała sprawę nie platala, bo zna moje stanowisko i wie tez jak rozwiązuje sprawy. Ona jest o krok, milimetr od nawrócenia.
Z doświadczenia wiem, ze niewiele jest osób, ktore rozumieją...
Przezywanie straty to bardzo osobista, indywidualna sprawa. Przechodziłam wiele razy. Moim zdaniem lepiej nic nie mówic niz silic się na nieudolne pocieszanie. Tak naprawdę to bardzo trudno znaleźć właściwe słowa takim momencie (tzn mam na mysli takie, ktore chciałabym usłyszec)...
Komentarz
Bardzo Ci współczuję. Nasze historie są bardzo podobne.
Ja pożegnałam moją Zuzię 07.03.2011 roku. Termin porodu miałam na 25.09.
Przecierałam szlaki chcąc godnie pochować maleństwo.
Rok później urodziłam zdrowego i wspaniałego synka.
Natomiast to co pociesza to to że trwa sie blisko i ze jest sie gotowym wysluchac, przytulic... To ze sie pamieta. I nie tylko przez pierwszy tydzien czy miesiac po, ale i rok po, gdy dla innych juz nie ma tematu, i tylko ta mama zostaje z tym sama.
Jak jest zgoda, to modlisz sie przy kolezance. Jesli sobie nie zyczy, to kiedy indziej, ale powiedz,ze to bedzies robic.
K
Ale ona wie, ze ja sie modlę, ze pamietam, sama nawet jakby szuka tego. No gdyby jej te moje modlitwy przeszkadzały, to by na pewno mnie w cała sprawę nie platala, bo zna moje stanowisko i wie tez jak rozwiązuje sprawy. Ona jest o krok, milimetr od nawrócenia.
Przezywanie straty to bardzo osobista, indywidualna sprawa.
Przechodziłam wiele razy.
Moim zdaniem lepiej nic nie mówic niz silic się na nieudolne pocieszanie.
Tak naprawdę to bardzo trudno znaleźć właściwe słowa takim momencie (tzn mam na mysli takie, ktore chciałabym usłyszec)...