Ja nie widziałam nigdy potrzeby rozmawiać. W sensie z dalsza rodzina, znajomymi, a bliższa rodzina na tyle na ile się pytali. Np mama moja pytała o wiele rzeczy.
Tego mi właśnie najbardziej brakowało, rozmowy z moją mamą, ale też rozumiem, że to ją przerosło. Bo to tej pory w naszej rodzinie poronienia się nie zdarzały.
Mi wystarcza, że o moim utraconym dziecku mogę pogadać ze sobą i z Bogiem. Nie chcę, by ktokolwiek dotykał tego tematu. Mąż, na szczęście, udaje, że tego nie było. Dla mnie to doświadczenie jest bardzo ważne i bardzo moje. Wraca do mnie zawsze, gdy mi źle. Nie ma we mnie żalu do Boga, że zabrał to dzieciątko - miał prawo, to On jest Panem życia i śmierci. Jest tęsknota. Ale z wierzchu - nikt niczego się nie domyśli. I tak jest dobrze.
No widać każdy przeżywa inaczej. Mnie bolało to że dookoła właśnie wiele ludzi "że świata" udaje że tych dzieci nie było. I widzę że mój mąż widzi tak samo.. Tzn. Bogu dzięki tak jak ja... Ze mi w karcie ciąży ilość ciąż poprawił na grubo. Doliczajac te "biochemiczne".. Ze czuliśmy się jak ufoludki robiąc pogrzeb po trzecim.. Od pół roku byłyśmy pierwsze z koleżanką z sali które odebrały ciała do pogrzebu... Może mówię chaotycznie trudno to wytłumaczyć. Nie chciałam o tym paplac bez przerwy ale chciałam by uznano że te dzieci były bo były.. I że mam prawo do żałoby po nich,.. A nie "zapomnieć starać się dalej młoda jesteś, dobrze że na początku itp"
Moje dziecko było. Nie mam wątpliwości. Odchodząc, chciało mnie zabrać ze sobą. Kochana Kruszynka! Bywają dni, gdy żałuję, że skrewiłam i wezwałam pomoc...
@Maciejka Jak masz kogoś wśród znajomych, kto przeżył śmierć dziecka przed narodzeniem, to można zaproponować kontakt. Raczej słuchać, niż mówić. Zapewniać o modlitwie. I modlić się!
@Katarzyna nie skrewiłaś! Dobrze zrobiłaś, że wezwałaś pomoc, co my byśmy tu bez Ciebie zrobiły/li?
Pomogło też zdjęcie cudzego dziecka po poronieniu w podobnym wieku. To było takie JESTEM, a nie "zlepek komórek". Także dzięki temu kolejnym razem wiedziałam, że nie muszę się godzić od razu na łyżeczkowanie. W całym trudzie tej sytuacji: wzruszenie było ogromne móc trzymać w dłoni maleńkie ciałko córki ❤
@Katarzyna nie skrewiłaś! Dobrze zrobiłaś, że wezwałaś pomoc, co my byśmy tu bez Ciebie zrobiły/li?
Dalibyście sobie radę! A ja bym może była przy tym dzieciątku. Idealizuję je - to jedyne dziecko, które nie zrobiło mi żadnej przykrości. A na głos Boga pobiegło prosto do Nieba...
Dla mnie utrata maleństwa(w 9 tygodniu) to bardzo cenne, choć smutne doświadczenie. Przeszłam przez różne etapy, a teraz jestem tylko szczęśliwa, że je mamy, nasze święte, piękne, kochane dziecko. Nazwaliśmy je Jan Dominik Paskal. Jan, bo termin porodu był na dzień św. Jana Apostoła, Dominik, bo to znaczy "należący do Pana", Paskal, bo jego króciutkie życie przypadło na okres paschalny. To jest piękne, że przez niego nasza rodzina jest już po części w Niebie, czyli wszyscy jakby jesteśmy zanurzeni w Niebie. Mamy większą niż inni opiekę, bo mamy swojego własnego świętego.
Jak można pomóc kobiecie w takiej sytuacji? Po prostu dobrocią i serdecznością, nawet niekoniecznie rozmawiając na ten temat. I wiem, że każdy jest inny. Podobno kobiety po poronieniu nie chcą słuchać, że mogą mieć kolejne dzieci, a mnie właśnie bardzo to pocieszało. Mówienie mi, że tak jest lepiej, bo dziecko mogło być chore ( choć tego nie wiemy), też jest dla mnie taką zdroworozsądkową pociechą. Ale prawdziwe pocieszenie w tej sprawie i w innych jest tylko w kochającym Jezusie. Łączy się z tym też pocieszenie u kochającego męża, on tu na ziemi jest echem Jezusa. W tym wypadku jednak żona musi pamiętać, że to nie jej należy się pocieszenie od męża, lecz należy się ono obojgu od siebie nawzajem.
Ja za pierwszym razem nie potrafiłam o tym mówić nawet z mężem, przeżyłam swoją żałobę głęboko i dopiero po latach byłam w stanie powiedzieć nielicznym, nie mieliśmy też pogrzebu. Za drugim razem było inaczej. Nie chciałam się z tym kryć. Chciałam dać sobie prawo do bólu takiego na zewnątrz także. I pogrzeb bardzo mi w tym pomógł.
Po prostu nie ma dwóch takich samych sytuacji. Dla mnie usłyszeć od lekarza, że może to nie była ciąża - było ciosem. Usłyszeć od pocieszających, że powinnam się cieszyć, bo mam siódemkę zdrowych - też nie do końca trafione. Pewnie , że inaczej stracić dziecko, które już miesiąc się karmi, przewija niż takie co ma 6 mm...ale nie można takiej mamie po stracie takich przykładów chyba przytaczać...ja nie chciałabym ich słyszeć...Obojętnie czy to było moje pierwsze, szóste czy dwunaste dziecko.
@Agnicha ja też mam świetnego lekarza...ale na dyżur trafiłam z gwałtownym krwawieniem do innego...jego podejście było mało delikatne, za to już dwóch lekarek, które się potem zatroszczyły - bardzo taktowne i profesjonalne. Pierwszy lekarz powiedział - "nie mamy jeszcze dowodu, że to była ciąża" ( na moje pytanie o możliwość pochówku i pobraniu materiału do badań płci) Oraz usłyszałam także " A nie dosyć tych ciąż?" ( po wywiadzie w którym było , że urodziłam już siedmioro)
Potem w rozpaczy zadzwoniłam do mojego lekarza, który musiał ostro pogadać z tym pierwszym, bo bardzo zmienił ton rozmowy na znośny...Sam przyszedł i dopytywał mnie o chęć pochowku, choć nadal wyrażał powątpiewanie w jego sens...ale jak dodał ; " Ale to już Pani sprawa" Po zabiegu podszedł do mnie , chwycił za rękę i powiedział " udało się pobrać kosmówkę, mąż może zabrać do do badania". Przechowano też w szpitalu wszystko co podczas zabiegu doczyszczono...
W naszym przypadku, przy ostatnim poronieniu naszego synka Augustyna w 17 tygodniu ciąży, a 14 tygodniu jego życia lekarz na widok dziecka które mąż przywiózł w soli fizjologicznej( poronilam w domu, ale na skutek krwotoku karetka mnie eskortowala do szpitala bo straciłam kontakt z rzeczywistością) powiedział: proszę pokazać płód, na co mąż mówi: chce Pan zobaczyć mojego syna, tak? Lekarz zbity z pantalyku po chwili powiedział: tak, chce zobaczyć syna. Widać było, że czasem niewiele moze skłonić do refleksji...
U nas wczoraj 4 rocznica straty ale też 3 urodziny średniej. Także znośniej przeżyć ten dzień. Ciąża była wczesna i poroniłam w domu. Także nie miałam okazji dokonać pochowku jak i przekonac się o płci dziecka i nie czuje kto to miał być więc nawet imienia nie nadałam. Mi pomogła taka racjonalizacja że pewnie dziecko byłoby ciężko chore więc lepiej jest że jest już po drugiej stronie. Skłoniło mnie też to by lepiej przyjrzeć się swojemu zdrowiu i zadbać o nie bo dużo się nazbierało. Mąż do tej pory tłumaczy sobie że pewnie to nie była ciąża mimo pozytywnego testu. A w nauczaniu Kościoła coś się zmienilo? Bo piszecie że dzieci są w niebie- mali świeci. Czy dalej w otchłani?
Nasz Augustyn na pewno jest w niebie, choć jak się okazało po rozmowie ze znajomym księdzem, Jego świety patron św. Augustyn twierdził, ze dzieci, które nie zostały ochrzczone idą do piekła:) Ale wiemy, że nasz jest w niebie i oręduje za nami.
W codziennej modlitwie wieczornej wszedł do zestawu wszystkich świętych patronów, których wzywamy. Dzięki temu jego istnienie, to, że był jest oczywistością dla nas wszytkich, członków rodziny.
A co donauczania Koscioła w tej kwestii jest dokument, który mam w posidaniu, który jest aktualnym stanowiskiem Kościoła w sprawie dzieci nienarodzonych. Jeśli ktoś potrzebuje moge przesłać na priv.
Międzynarodowa Komisja Teologiczna, Nadzieja zbawienia
@manna u mnie też najtrafniej reagowała najmłodsza i Jej słowa niosły mi wiele otuchy. Jak miała 4 lata to powiedziała ni stąd ni zowąd, że wie, że gdyby urodził się tamten dzidziuś to jej by nie było ( nie rozmawiałam z Nią nigdy o tym...potem dowiedziałam się, że starsze siostry z Nią gadały) - Zaszłam w ciążę z Julką 4 miesiące po stracie...
A rok później dokładnie w rocznicę poronienia przytuliła się i powiedziała "Dziękuję, że mnie urodziłaś" Tak mnie to złapało za serce... I bardzo do mnie dotarło, że Ktoś bardzo chciał, by Julia była Przy ostatniej stracie też kilka takich tekstów miała...np, że bardzo chciała tej siostrzyczki i za chwilę dodawała "no i mam...w Niebie" oraz: "Szkoda, że nie ma z nami Anielki..." I Julka ma z naszych dzieci najbardziej rozwiniętą inteligencję emocjonalną...często mnie tym zadziwia. A jest dzieckiem pośrodku dwóch straconych...
Nie można...dzisiaj dwa lata a boli jeszcze mocniej
Można. O ile z pokorą uznamy, ze to Pan Bóg jest dawcą życia i śmierci. Jezeli przyjmiemy, że On wie co dla nas najlepsze, jezeli zaakceptujemy Jego wolę... Wtedy pomimo bólu przychodzi pokój.
Po ludzku boli. Zapomniec sie nie da.
Dzis mija 11 lat od mojej drugiej straty. Pozegnalismy synka Maksymiliana. Pamietam...
Moja ciąża się nie rozwijała. Czekam w domu na krwawienie, a nic się nie dzieje .Lekarka dała mi 10 dni na rozwój sytuacji. W domu mam 7 miesięczne dziecko na piersi. Jak mam isc do szpitala i zostawic ją ?Przerosło mnie to wszystko. Jest mi tak strasznie przykro.
@gigi, bardzo mi przykro! +++ Można dłużej czekać i kontrolowac sytuację u lekarza, a można też stawić sie rano w szpitalu, i wyjść po południu, jeśli nie ma komplikacji (ja tak 2x wychodziłam) Tylko żebyś w jakieś życzliwe ręce trafiła. K.
Komentarz
@Katarzyna nie skrewiłaś! Dobrze zrobiłaś, że wezwałaś pomoc, co my byśmy tu bez Ciebie zrobiły/li?
Także dzięki temu kolejnym razem wiedziałam, że nie muszę się godzić od razu na łyżeczkowanie. W całym trudzie tej sytuacji: wzruszenie było ogromne móc trzymać w dłoni maleńkie ciałko córki ❤
A ja bym może była przy tym dzieciątku. Idealizuję je - to jedyne dziecko, które nie zrobiło mi żadnej przykrości. A na głos Boga pobiegło prosto do Nieba...
Nie pomaga wysluchiwanie o podobnych historiach i umarlych dzieciach z polowy wojewodztwa.
Po prostu nie ma dwóch takich samych sytuacji.
Dla mnie usłyszeć od lekarza, że może to nie była ciąża - było ciosem.
Usłyszeć od pocieszających, że powinnam się cieszyć, bo mam siódemkę zdrowych - też nie do końca trafione.
Pewnie , że inaczej stracić dziecko, które już miesiąc się karmi, przewija niż takie co ma 6 mm...ale nie można takiej mamie po stracie takich przykładów chyba przytaczać...ja nie chciałabym ich słyszeć...Obojętnie czy to było moje pierwsze, szóste czy dwunaste dziecko.
ja też mam świetnego lekarza...ale na dyżur trafiłam z gwałtownym krwawieniem do innego...jego podejście było mało delikatne, za to już dwóch lekarek, które się potem zatroszczyły - bardzo taktowne i profesjonalne.
Pierwszy lekarz powiedział - "nie mamy jeszcze dowodu, że to była ciąża" ( na moje pytanie o możliwość pochówku i pobraniu materiału do badań płci)
Oraz usłyszałam także " A nie dosyć tych ciąż?" ( po wywiadzie w którym było , że urodziłam już siedmioro)
Potem w rozpaczy zadzwoniłam do mojego lekarza, który musiał ostro pogadać z tym pierwszym, bo bardzo zmienił ton rozmowy na znośny...Sam przyszedł i dopytywał mnie o chęć pochowku, choć nadal wyrażał powątpiewanie w jego sens...ale jak dodał ; " Ale to już Pani sprawa"
Po zabiegu podszedł do mnie , chwycił za rękę i powiedział " udało się pobrać kosmówkę, mąż może zabrać do do badania". Przechowano też w szpitalu wszystko co podczas zabiegu doczyszczono...
Ale wiemy, że nasz jest w niebie i oręduje za nami.
W codziennej modlitwie wieczornej wszedł do zestawu wszystkich świętych patronów, których wzywamy.
Dzięki temu jego istnienie, to, że był jest oczywistością dla nas wszytkich, członków rodziny.
Międzynarodowa Komisja Teologiczna, Nadzieja zbawienia
Jak miała 4 lata to powiedziała ni stąd ni zowąd, że wie, że gdyby urodził się tamten dzidziuś to jej by nie było ( nie rozmawiałam z Nią nigdy o tym...potem dowiedziałam się, że starsze siostry z Nią gadały) - Zaszłam w ciążę z Julką 4 miesiące po stracie...
A rok później dokładnie w rocznicę poronienia przytuliła się i powiedziała "Dziękuję, że mnie urodziłaś"
Tak mnie to złapało za serce... I bardzo do mnie dotarło, że Ktoś bardzo chciał, by Julia była
Przy ostatniej stracie też kilka takich tekstów miała...np, że bardzo chciała tej siostrzyczki i za chwilę dodawała "no i mam...w Niebie" oraz:
"Szkoda, że nie ma z nami Anielki..."
I Julka ma z naszych dzieci najbardziej rozwiniętą inteligencję emocjonalną...często mnie tym zadziwia. A jest dzieckiem pośrodku dwóch straconych...
Podobnie wrazliwa
A jest dzieckiem pomiędzy...pięciorgiem straconych.
Hm...
https://malydziennik.pl/mam-dziecko-w-niebie-czy-ze-strata-dziecka-mozna-sie-pogodzic/
Wtedy pomimo bólu przychodzi pokój.
Po ludzku boli.
Zapomniec sie nie da.
Dzis mija 11 lat od mojej drugiej straty.
Pozegnalismy synka Maksymiliana.
Pamietam...
Można dłużej czekać i kontrolowac sytuację u lekarza, a można też stawić sie rano w szpitalu, i wyjść po południu, jeśli nie ma komplikacji (ja tak 2x wychodziłam) Tylko żebyś w jakieś życzliwe ręce trafiła.
K.