niby wszystko ok. odpowiem fragmentem tekstu już wyżej cytowanego: "Z tego punktu widzenia, jakkolwiek abdykacja Benedykta XVI wydaje się gestem usprawiedliwionym z teologicznego i kanonicznego punktu widzenia, to jednak na planie historycznym pozostaje on w absolutnym braku ciągłości tradycji i praktyki Kościoła. Jeżeli weźmiemy pod uwagę konsekwencje tego gestu, zobaczymy, iż mamy do czynienia z aktem nie tylko zwyczajnie „innowacyjnym”, ale radykalnie „rewolucyjnym” – -------- właśnie: rewolucyjnym i otwierającym wielką puszkę pandory
już wczoraj na antenie Radio Warszawa 106,2 FM - w poważnej rozmowie wypowiadała się pewna pani (nie pomnę nazwiska), nt koniecznej dyskusji czy nie należy wprowadzić ograniczenia wieku w sprawowaniu urzędu papieskiego do 80 lat. no bo wiek, choroby, nie może latać samolotem za ocean, itp brednie w katolickim radio, ...
ta pani wcale nie musiała prezentować katolickiego spsobu myślenia, czy ona mówiła: tak uważa Kościół? Słuchałeś do końca? Może ktoś ją poprawił. W RM na pewno zwrócono by takiej uwagę. U nas można odbierać np. radio m, które samo uważa się za katolickie, dla mnie jest ono tylko po części katolickie, dlatego go nie słucham, bo mam RM
> czy nie należy wprowadzić ograniczenia wieku w sprawowaniu urzędu papieskiego do 80 lat.<
W tym jest całkiem niegłupia myśl, ale ja bym raczej widziała potrzebę odmłodzenia kardynałów, którzy będą wybierani na papieża.
Bardzo przepraszam, ale Piotr, gdy Pan go powoływał nie miał ponad 70 lat. Poza tym, tamte czasy - jak by nie patrzeć - były jednak dla Kościoła nie tak wielkim wyzwaniem, jak obecne. Choćby tylko dlatego, iż wtedy Kościół dopiero się rodził, miał w sobie świeżość wiary - nie był skostniałą instytucją.
Benedykt XVI, ale i poprzedni papież wielokrotnie kładli nacisk na konieczność odrodzenia pierwotnej wiary Kościoła.
Namiestnik Chrystusa ustąpił bo za chwilę nadejdzie.... Chrystus... już jest we drzwiach i kołacze...
Co - niemożliwe? nieprawdopodobne?
uzasadnijcie dlaczego nie.
Możliwe i prawdopodobne - ja jednak pozwolę sobie zauważyć, że już pierwsi apostołowie żyli w przeświadczeniu, że są to czasy ostatnie, że Pan wkrótce przybędzie.
W tym jest całkiem niegłupia myśl, ale ja bym raczej widziała potrzebę odmłodzenia kardynałów, którzy będą wybierani na papieża. ------------- brawo - koncert życzeń zaczęty - puszka pandory otwarta
czyli co: młody, energiczny, brunet, gęsty zarost - broń Boże łysy, postawny, z dużego miasta, Ok? a jeszcze jak wysoko musi fikać nogami ? może jakiś test sprawnościowy ??? no bo te siły fizyczne trzeba jakoś uwiarygodnić, nieprawdaż ? i najlepiej jak dobije do 65 roku życia, to co do gazu może ? czy zastrzyk z pavulonem ? przecież taki stetryczały dziadek nie bedzie nam przynosił wstydu !
Nie o to mi chodziło. Po prostu myślę, że w obecnych czasach do kierowania Kościołem potrzebni są sprawni fizycznie i psychicznie pasterze. Ale są to Klarcine dywagacje, a i tak wszystko zależy od planów i działania Boga.
- obecne czasy - a czy różnią się od innych czasów ? Zabobon jakiś.
Naskórkiem techniki ? cóż to jest ? Wielkie NIC.
Wystarczy, że prądu zabraknie i w mig cofamy się do epoki kamienia.
„Do kierowania Kościołem potrzebni są sprawni fizycznie i psychicznie pasterze.”
Jakby popatrzeć na historię zbawienia spisaną w Piśmie Świętym i przeanalizowali kogo Pan wybierał aby mu służyli i głosili Jego słowo, to byśmy ręce załamali.
Bóg wybierał prawie samych nieudaczników, strachliwych tchórzy, niewykształconych prostaków.
Począwszy od Abrahama, któremu w starczym wieku obiecał potomstwo jak gwiazdy na niebie.
Jako opiekuna dla Maryi wybrał starego i lękliwego Józefa, który tylko chciał potajemnie opuścić Maryję.
Kogo wybrał na Apostołów: pochodzili z niskiego stanu – co najmniej czterech było rybakami, jeden (Mateusz Lewi) był wcześniej poborcą podatków.
Kapłani jerozolimscy pogardzali nimi z powodu braku wykształcenia rabinicznego i galilejskiej gwary.
Zupełnie nie nadawali się na sobie współczesne czasy.
Po śmierci Jezusa rozpierzchli się – w porządku ziemskim wszystko się skończyło wielką porażką
I na takich fundamentach Nasz Pan zbudował swój Kościół.
I w późniejszych czasach wybierał biedaków, prostych ludzi, chorych i przykutych do łózek i niczym to nie umniejszało sile i mocy z jaką głosili Ewangelię.
Wręcz przeciwnie.
Więc podnoszenie sprawności fizycznej czy psychicznej jako warunku do sprawowania posługi Piotrowej – brzmi jak warunek z kosmosu, z zupełnie innej bajki.
> - obecne czasy - a czy różnią się od innych czasów ? Zabobon jakiś. <
Nie chodzi o technikę, ale mentalność - nasza kultura umiera, co najmniej w Europie. Dawniej może nie było łatwo, ale mimo wszystko Kościół nie był zhierarchizowaną instytucją, papież miał autorytet, a jak u kogoś nie miał, to się problem siłą rozwiązywało. Wiara była mocna - no inaczej było. Dzisiaj jesteśmy praktycznie w tym samym miejscu, w jakim było Cesarstwo Rzymskie chylące się ku upadkowi.
Bóg działa, ale niestety potrzebuje do tego ludzi, i jakoś tak się składa, że czas gdy obecność Boga przejawiała się w sposób bardzo manifestacyjny, też minął. Owszem mamy nadal cudowne działanie Boga, lecz aby je zobaczyć potrzeba jednak wiary. A tej jest zdecydowanie mniej, aniżeli w dawniejszych czasach, tym bardziej wśród tzw. tradycjonalistów. Czy mam przypomnieć, jak jest odbierana posługa ojca Johna Bashobora, czy inne sytuacje, gdy Jezus objawia swoją Chwałę?
Nie chodzi o technikę, ale mentalność - nasza kultura umiera, co najmniej w Europie. Dawniej może nie było łatwo, ale mimo wszystko Kościół nie był zhierarchizowaną instytucją, papież miał autorytet, a jak u kogoś nie miał, to się problem siłą rozwiązywało. Wiara była mocna - no inaczej było. Dzisiaj jesteśmy praktycznie w tym samym miejscu, w jakim było Cesarstwo Rzymskie chylące się ku upadkowi. ------------------------------- Klarciu po części się zgadzam, ale Cesarstwo Rz upadało "dawniej" i Kościół zawsze był shierarchizowany, wtedy też
Może nieprecyzyjnie ubrałam swoje myśli w słowa, nie chodziło mi o hierarchię, jako taką, ale raczej o wykształcone struktury Kościoła urzędowego, w którym było coraz mniej obecne ewangeliczne przesłanie Pana naszego. Litera Prawa coraz mocniej przesłaniała powiew Ducha. Próbowano to zmienić podczas II SV, ale .. co z tego wyszło widzimy. Mamy "wiosnę Kościoła" i jej opozycję po stronie środowiska które określam tradsi. Mamy - w Kościele (w szerokim już słowa znaczeniu ) opaczną interpretację postanowień II Soboru i wiele jeszcze innych problemów. Bardzo trafnie powyższe wyraził Tomasz Terlikowski w swojej notce na Frondzie.
"Mamy - w Kościele (w szerokim już słowa znaczeniu ) opaczną interpretację postanowień II Soboru"
A czy wiadomo, która interpretacja jest właściwa? Bo mimo wszystko zaskakuje, że 50 lat po Soborze nagle się okazuje, że źle go interpretowano. A kto niby miał większe prawo do interpretacji, niż Paweł VI i bł. Jan Paweł II, którzy sami Sobór tworzyli?
> A czy wiadomo, która interpretacja jest właściwa?<
Wiadomo. Mamy do tego KKK, mamy liczne oficjalne wypowiedzi papieskie: Listy, encykliki, adhortacje. Trzeba było wsłuchiwać się w nauczanie papieży, pozwolić formować się w środowisku, gdzie założenia II Soboru były realizowane, a nie jedynie polować na wszelkie przejawy posoborowych wypaczeń i ostro domagać się powrotu do tego co było. Tyle razy Klarcia powtarzała, że Kościół w miejscu nie stoi, że nadal się w wierze rozwija. Akurat powtarzałam to, co głosiło oficjalne nauczanie Kościoła. W Kościele źle się dzieje, ale przyczyna tego nie leży głównie po stronie Kościoła urzędowego, tzw. laikat również ponosi za to odpowiedzialność.
Ja, osobiście doskonale rozumiem papieską decyzję i prawdę mówiąc - wcale się jej nie dziwię. Dostaniemy nowego papieża, pełnego sił witalnych, bez miary oddanego Bogu i Kościołowi - jednak tylko od nas, wiernych Kk zależy, jak będzie przebiegał kolejny pontyfikat. Bóg obdarował nas wolną wolą, możliwości trwania przy Nim lub pójścia własnymi drogami. Nawet najbardziej święty papież, w pełni zanurzony w Bogu sam nic nie zrobi, potrzebuje do tego ludzi, którzy wraz z nim będą Kościół odnawiać, w tym również tzw. laikat.
Prawdę mówiąc nie dziwię się tym, którzy pragną Paruzji już teraz - tak jest dużo łatwiej, niech przyjdzie Pan i zaprowadzi porządek, ale jest to jednak myślenie Starotestamentalne. Zakon myślał podobnie i dlatego zdecydowana większość ówczesnych Jezusowi odrzuciła Jego przesłanie. Moim zdaniem - droga przed nami jest trudna, ale i piękna. Jest też bardzo prosta - prowadzi nas po niej Piotr naszych czasów i Słowo Boże.
Klarciu, ale o to właśnie chodzi, że do tej pory nie funkcjonowała żadna inna interpretacja poza oficjalną. Teraz jednak dowiadujemy się, że trzeba wymyśleć... właściwą interpretację. Niezbyt to rozumiem.
@Maćku Kto chciał ten poznał interpretację Dokumentów II SV i doskonale widzi w II Soborze ciągłość poprzedniej nauki. Mnie jest może łatwiej, bo narodziłam się duchowo w specyficznym środowisku, w którym zawsze było tak, jak być powinno. W tym środowisku wzrasta i rozwija się moja wiara, a z wypaczeniami Liturgii - nie tyle udziwnianiem, co odwalaniem Mszy św. na odczep się - tylko raz się (w Polsce) zetknęłam, później już starannie wybierałam miejsce Eucharystii.
I Klarcia będzie się upierać, że tam gdzie formowany był i jest Maciek, wołami by jej nie zaciągnęli.
Ale czy jeżeli ktoś poznał interpretację Pawła VI i bł. Jana Pawła II, to czy ona jest właściwa, czy nie? Bo teraz pojawiają się głosy, że trzeba Sobór interpretować na nowo.
niedlugo minie 50 lat od SV II. W posoborowym czasie żyli prawie wszyscu jego uczestnicy - eksperci i autorzy soborowych konstytucji. sam papież B XVI, jeden z uczetnikow soboru spostrzega, ze sobór był niełasciwie interpretowany... to kto zatem przedstawi nam wlasciwą interpretację i skąd będziemy to wiedziec ?
a może problem leży gdzieś indziej ... może złe drzewo nie jest w stanie wydać dobrych owoców i żadne zaklęcia nie pomogą
Ale czy jeżeli ktoś poznał interpretację Pawła VI i bł. Jana Pawła II, to czy ona jest właściwa, czy nie? Bo teraz pojawiają się głosy, że trzeba Sobór interpretować na nowo.
Benedykt XVI w przemówieniu do Kurii Rzymskiej o poprawnej interpretacji II Soboru Watykańskiego
(...) Stokroć niebezpieczniejszy jest w chwili obecnej ten nieuświadomiony sentymentalizm, który panuje wszechwładnie nad naszą umysłowością i wciska się do wszystkich jej dziedzin; jest on niewątpliwie największą zaporą w pracy wychowawczej mającej na celu rozwój tężyzny ducha.
Miałem już sposobność zwrócić uwagę na to, jak zgubne skutki musi wywrzeć na umysły i charaktery młodzieży to systematyczne wpajanie jej sentymentalizmu przez niektóre podręczniki używane w naszych szkołach średnich. Tą drogą hoduje się ten nastrój biernego sentymentalizmu, tak fatalnie odbijający się następnie na całym naszym życiu społecznym. Cóż dziwnego, że następnie najważniejsze zjawiska życia duchowego sprowadzane bywają do funkcji uczuciowych! (...)
Wobec tak przesadzonych mniemań o roli uczuć w naszym życiu moralnym nie sposób się dziwić, że i życie religijne jest u nas pogrążone w sentymentaliźmie i że nie tylko ci, co stoją poza Kościołem i przejęli się nowożytnymi poglądami na genezę religii, wyprowadzają je z dziedziny uczuciowej psychiki ludzkiej, ale że nawet i wierzący, i praktykujący katolicy są przekonani, iż najważniejszą rzeczą w praktykach religijnych jest wzbudzenie w sobie uczuć. (...)
Gorzej jest znacznie, gdy to błędne przekonanie o uczuciowej podstawie religijności spotykamy w życiu praktycznym osób wierzących, gdy ktoś sądzi, że nie można dostąpić rozgrzeszenia, jeśli się nie "czuje" skruchy, że "bez wzruszenia uczuciowego" nie warto się modlić, że miłość bliźniego polega na uczuciowej sympatii itd. To są gorsze objawy, bo nie z książek zaczerpnięte, ale z codziennego życia, które strasznie zostało zanieczyszczone tymi miazmatami sentymentalizmu. (...)
Nie potrzeba chyba długo się rozwodzić nad koniecznością otrząśnięcia się z sentymentalizmu i uwolnienia odeń naszego życia religijnego. Póki tego nie uczynimy, będzie ono zawsze nosiło na sobie te cechy jakiejś bierności i niezdarności, które tak często paraliżują najlepsze poczynania. (...)
Sentymentalizm może być zatrzymany i opanowany jedynie przez wysuwanie na pierwszy plan naszego życia moralnego woli, przez zrozumienie centralnej roli, jaką ma ona w nim do odegrania i przez ześrodkowanie około niej wszystkich wysiłków wychowawczych i samowychowawczych. (...)
Źródło: (pch24) - o. Jacek Woroniecki, U podstaw kultury katolickiej, IEN, Lublin 2002, s. 40-44.
Po zakończeniu posługi Następcy Piotra będzie on tytułowany „Jego Świątobliwość Benedykt XVI” i nazywany „papieżem emerytowanym” lub „emerytowanym Papieżem Rzymskim”. Będzie używał zwykłej sutanny w kolorze białym bez mantoletu. Nie będzie używał butów czerwonych, a zapewne brązowych, jakie ofiarowano mu w Meksyku w Leon. Nie będzie też używał Pierścienia Rybaka, który wraz z pieczęciami zostanie zniszczony w sposób i w terminie ustalonym przez kolegium kardynalskie. Natomiast Benedykt XVI po ustąpieniu z urzędu będzie używał swego pierścienia biskupiego.
O godz. 20.00, kiedy dobiegnie końca pontyfikat Benedykta XVI Gwardia Szwajcarska opuści posterunek przy bramie pałacu apostolskiego, która zostanie zamknięta. Troskę o bezpieczeństwo papieża-emeryta przejmie żandarmeria watykańska.
nt. interpretacji dokumentów soborowych - fragment z wywiad z De Mattei:
Wielu utrzymuje, że współczesny kryzys wiary nie jest wynikiem Soboru Watykańskiego II, tylko nadużyć w interpretacji jego dokumentów…
– Mówi się, że dokumenty soboru zostały zmitologizowane i wyrwane z kontekstu. Jeśli to prawda, to czy odpowiedzialność spada jedynie na autorów tej mitologizacji i wyrwania z kontekstu, czy też spada również na władze, które mogły takiemu działaniu zapobiec, a nie uczyniły tego? Czemu nie powstrzymano niewłaściwej hermeneutyki? Z których diecezji, parafii, seminariów czy akademii papieskich usunięto osoby głoszące błędną hermeneutykę? Przeciwnie – usuwano, dyskryminowano i prześladowano tych, którzy pozostali wierni Tradycji. I nie mówię tu ani o arcybiskupie Lefebvre, ani o biskupie de Castro Mayerze, lecz, na przykład, o ks. Antonio Piolantim, bodaj największym włoskim teologu XX wieku, który został usunięty ze stanowiska rektora Papieskiego Uniwersytetu Laterańskiego. Odmówiono mu purpury kardynalskiej, którą przyznano Yvesowi Congarowi, zdecydowanie atakującemu żałosną ultramontańską teologię laterańskiej uczelni.
Jako narzędzie korekty niewłaściwej hermeneutyki przedstawiono nam nowy Katechizm. Jednakże przez dwadzieścia lat, jakie minęły od jego promulgacji, błędna hermeneutyka nadal bez przeszkód się rozwijała. Należy zdać sobie sprawę, że jeśli kierujemy się troską o zdjęcie z najwyższych władz kościelnych wszelkiej odpowiedzialności za posoborowe zło, to takie stanowisko tylko pogłębia zło, którego chcielibyśmy uniknąć. Jeśli przyjmiemy, że sobór rzeczywiście zdradzili fałszywi interpretatorzy jego dokumentów, jak zaprzeczyć odpowiedzialności władz kościelnych, które widziały eksplozję zła wynikającego z błędnej hermeneutyki i nie powstrzymały go? Jeżeli fałszywa hermeneutyka występowała i nadal występuje, jeśli odwoływano się do dokumentów soborowych, by czynić co innego, niż zostało w nich ustalone, to kto ponosi za to odpowiedzialność? Czy tylko progresiści, czy również ci, którzy pozwolili, by progresizm rozwijał się w łonie Kościoła i nie interweniowali, czy to w formie potępienia go, czy też choćby powstrzymania?
Jeżeli u źródeł kryzysu wiary nie leży samo wydarzenie w postaci soboru, ale jedynie fałszywa interpretacja jego dokumentów, jak należy ocenić samo wydarzenie w kontekście jego konkretnego kształtu, światopoglądu i psychiki jego uczestników, okoliczności historycznych, w jakich miało ono miejsce czy mitologii, jaka wokół niego narosła? Sobór Watykański II stanowi zwrot w historii Kościoła – nie tylko w interpretacji, ale i w doświadczeniu postępowej teologii. Czyż można zaprzeczyć, że zwrot taki nastąpił, czyżby w epoce posoborowej nie doszło do radykalnych zmian wewnątrz Kościoła? Samo to, że hermeneutyka zerwania, choć fałszywa, uzyskała przewagę nad hermeneutyką ciągłości już podczas soboru, stanowi przecież obiektywny fakt.
Jaka jest więc właściwa zasada hermeneutyki?
– Pierwszą zasadę hermeneutyki wskazuje nam w Ewangelii sam Jezus, mówiąc, że drzewo poznaje się po owocach (Mt 7, 17-20). Dziś klasztory stoją opuszczone, drastycznie spadła liczba powołań, podobnie jak uczestnictwo we Mszy Świętej i przystępowanie do sakramentów; księgarnie, wydawnictwa, prasa i uczelnie katolickie pełnymi garściami rozpowszechniają błędy; ortodoksyjnego katechizmu już się nie naucza, proboszczowie, ba, nawet biskupi buntują się przeciw Ojcu Świętemu; wierni na całym świecie pogrążają się w zamęcie religijnym i moralnym. Nie bez przyczyny Benedykt XVI mówił w homilii w dniu uroczystości Zesłania Ducha Świętego, że żyjemy w wieży Babel.
Jeśli przyczyną tego wszystkiego nie jest „duch Soboru”, który ogarnął Kościół katolicki w ostatnich pięćdziesięciu latach, to skąd się to wzięło? A jeśli te fałszywe owoce nie są owocami soboru, ale jego fałszywej interpretacji, jakie są dobre owoce poprawnej interpretacji soboru? Nie zamierzam zaprzeczać istnieniu wielu dobrych rzeczy we współczesnym Kościele. Jestem wręcz przekonany że, z pomocą łaski, już widoczne są ziarna odrodzenia. Należałoby jednak udowodnić, że te dobre i święte owoce znajdują swoje źródło w duchu soboru, nie zaś w żywotnych siłach Tradycji istniejących przed soborem i do dziś wciąż płynących w żyłach mistycznego ciała Chrystusa, żywiąc je i uświęcając.
Roberto de Mattei – profesor historii nowożytnej na uniwersytetach w Cassino i Rzymie, redaktor naczelny miesięcznika „Radici Cristiane”.
Komentarz
U nas można odbierać np. radio m, które samo uważa się za katolickie, dla mnie jest ono tylko po części katolickie, dlatego go nie słucham, bo mam RM
----------------
bardzo ciekawe pytanie: co teraz w ogóle uważa Kościół ???
Przyrównanie prowadzenia choćby największej rodziny do kierowania Kościołem, uważam jednak za spore nadużycie.
W tym jest całkiem niegłupia myśl, ale ja bym raczej widziała potrzebę odmłodzenia kardynałów, którzy będą wybierani na papieża.
Bardzo przepraszam, ale Piotr, gdy Pan go powoływał nie miał ponad 70 lat.
Poza tym, tamte czasy - jak by nie patrzeć - były jednak dla Kościoła nie tak wielkim wyzwaniem, jak obecne.
Choćby tylko dlatego, iż wtedy Kościół dopiero się rodził, miał w sobie świeżość wiary - nie był skostniałą instytucją.
Benedykt XVI, ale i poprzedni papież wielokrotnie kładli nacisk na konieczność odrodzenia pierwotnej wiary Kościoła.
-------------
brawo - koncert życzeń zaczęty - puszka pandory otwarta
czyli co: młody, energiczny, brunet, gęsty zarost - broń Boże łysy, postawny, z dużego miasta, Ok?
a jeszcze jak wysoko musi fikać nogami ? może jakiś test sprawnościowy ??? no bo te siły fizyczne trzeba jakoś uwiarygodnić, nieprawdaż ? i najlepiej jak dobije do 65 roku życia, to co do gazu może ? czy zastrzyk z pavulonem ?
przecież taki stetryczały dziadek nie bedzie nam przynosił wstydu !
Nie o to mi chodziło. Po prostu myślę, że w obecnych czasach do kierowania Kościołem potrzebni są sprawni fizycznie i psychicznie pasterze.
Ale są to Klarcine dywagacje, a i tak wszystko zależy od planów i działania Boga.
- obecne czasy - a
czy różnią się od innych czasów ? Zabobon jakiś.
Naskórkiem techniki ? cóż to jest ? Wielkie NIC.
Wystarczy, że prądu zabraknie i w mig cofamy się do epoki
kamienia.
„Do
kierowania Kościołem potrzebni są sprawni fizycznie i psychicznie pasterze.”
Jakby popatrzeć na historię
zbawienia spisaną w Piśmie Świętym i przeanalizowali kogo Pan wybierał aby mu służyli
i głosili Jego słowo, to byśmy ręce załamali.
Bóg wybierał prawie samych
nieudaczników, strachliwych tchórzy, niewykształconych prostaków.
Począwszy od Abrahama, któremu w
starczym wieku obiecał potomstwo jak gwiazdy na niebie.
Jako opiekuna dla Maryi wybrał
starego i lękliwego Józefa, który tylko chciał potajemnie opuścić Maryję.
Kogo wybrał na Apostołów: pochodzili
z niskiego stanu – co najmniej czterech było rybakami, jeden (Mateusz Lewi) był
wcześniej poborcą podatków.
Kapłani jerozolimscy pogardzali nimi z powodu braku
wykształcenia rabinicznego i galilejskiej gwary.
Zupełnie nie nadawali się na sobie współczesne czasy.
Po śmierci Jezusa rozpierzchli się – w porządku ziemskim wszystko
się skończyło wielką porażką
I na takich fundamentach Nasz Pan zbudował swój Kościół.
I w późniejszych czasach wybierał biedaków, prostych ludzi,
chorych i przykutych do łózek i niczym to nie umniejszało sile i mocy z jaką
głosili Ewangelię.
Wręcz przeciwnie.
Więc podnoszenie sprawności fizycznej czy psychicznej jako
warunku do sprawowania posługi Piotrowej – brzmi jak warunek z kosmosu, z
zupełnie innej bajki.
czy różnią się od innych czasów ? Zabobon jakiś. <
Nie chodzi o technikę, ale mentalność - nasza kultura umiera, co najmniej w Europie.
Dawniej może nie było łatwo, ale mimo wszystko Kościół nie był zhierarchizowaną instytucją, papież miał autorytet, a jak u kogoś nie miał, to się problem siłą rozwiązywało.
Wiara była mocna - no inaczej było.
Dzisiaj jesteśmy praktycznie w tym samym miejscu, w jakim było Cesarstwo Rzymskie chylące się ku upadkowi.
Bóg działa, ale niestety potrzebuje do tego ludzi, i jakoś tak się składa, że czas gdy obecność Boga przejawiała się w sposób bardzo manifestacyjny, też minął.
Owszem mamy nadal cudowne działanie Boga, lecz aby je zobaczyć potrzeba jednak wiary.
A tej jest zdecydowanie mniej, aniżeli w dawniejszych czasach, tym bardziej wśród tzw. tradycjonalistów.
Czy mam przypomnieć, jak jest odbierana posługa ojca Johna Bashobora, czy inne sytuacje, gdy Jezus objawia swoją Chwałę?
Dawniej
może nie było łatwo, ale mimo wszystko Kościół nie był zhierarchizowaną
instytucją, papież miał autorytet, a jak u kogoś nie miał, to się
problem siłą rozwiązywało.
Wiara była mocna - no inaczej było.
Dzisiaj jesteśmy praktycznie w tym samym miejscu, w jakim było Cesarstwo Rzymskie chylące się ku upadkowi.
-------------------------------
Klarciu po części się zgadzam, ale Cesarstwo Rz upadało "dawniej" i Kościół zawsze był shierarchizowany, wtedy też
Może nieprecyzyjnie ubrałam swoje myśli w słowa, nie chodziło mi o hierarchię, jako taką, ale raczej o wykształcone struktury Kościoła urzędowego, w którym było coraz mniej obecne ewangeliczne przesłanie Pana naszego. Litera Prawa coraz mocniej przesłaniała powiew Ducha.
Próbowano to zmienić podczas II SV, ale .. co z tego wyszło widzimy.
Mamy "wiosnę Kościoła" i jej opozycję po stronie środowiska które określam tradsi.
Mamy - w Kościele (w szerokim już słowa znaczeniu ) opaczną interpretację postanowień II Soboru i wiele jeszcze innych problemów.
Bardzo trafnie powyższe wyraził Tomasz Terlikowski w swojej notce na Frondzie.
Terlikowski: Boży Wojownik Benedykt XVI
http://www.fronda.pl/a/terlikowski-bozy-wojownik-benedykt-xvi,26178.html
A czy wiadomo, która interpretacja jest właściwa? Bo mimo wszystko zaskakuje, że 50 lat po Soborze nagle się okazuje, że źle go interpretowano. A kto niby miał większe prawo do interpretacji, niż Paweł VI i bł. Jan Paweł II, którzy sami Sobór tworzyli?
Wiadomo. Mamy do tego KKK, mamy liczne oficjalne wypowiedzi papieskie: Listy, encykliki, adhortacje.
Trzeba było wsłuchiwać się w nauczanie papieży, pozwolić formować się w środowisku, gdzie założenia II Soboru były realizowane, a nie jedynie polować na wszelkie przejawy posoborowych wypaczeń i ostro domagać się powrotu do tego co było.
Tyle razy Klarcia powtarzała, że Kościół w miejscu nie stoi, że nadal się w wierze rozwija.
Akurat powtarzałam to, co głosiło oficjalne nauczanie Kościoła.
W Kościele źle się dzieje, ale przyczyna tego nie leży głównie po stronie Kościoła urzędowego, tzw. laikat również ponosi za to odpowiedzialność.
Ja, osobiście doskonale rozumiem papieską decyzję i prawdę mówiąc - wcale się jej nie dziwię.
Dostaniemy nowego papieża, pełnego sił witalnych, bez miary oddanego Bogu i Kościołowi - jednak tylko od nas, wiernych Kk zależy, jak będzie przebiegał kolejny pontyfikat.
Bóg obdarował nas wolną wolą, możliwości trwania przy Nim lub pójścia własnymi drogami.
Nawet najbardziej święty papież, w pełni zanurzony w Bogu sam nic nie zrobi, potrzebuje do tego ludzi, którzy wraz z nim będą Kościół odnawiać, w tym również tzw. laikat.
Prawdę mówiąc nie dziwię się tym, którzy pragną Paruzji już teraz - tak jest dużo łatwiej, niech przyjdzie Pan i zaprowadzi porządek, ale jest to jednak myślenie Starotestamentalne. Zakon myślał podobnie i dlatego zdecydowana większość ówczesnych Jezusowi odrzuciła Jego przesłanie.
Moim zdaniem - droga przed nami jest trudna, ale i piękna. Jest też bardzo prosta - prowadzi nas po niej Piotr naszych czasów i Słowo Boże.
Kto chciał ten poznał interpretację Dokumentów II SV i doskonale widzi w II Soborze ciągłość poprzedniej nauki.
Mnie jest może łatwiej, bo narodziłam się duchowo w specyficznym środowisku, w którym zawsze było tak, jak być powinno.
W tym środowisku wzrasta i rozwija się moja wiara, a z wypaczeniami Liturgii - nie tyle udziwnianiem, co odwalaniem Mszy św. na odczep się - tylko raz się (w Polsce) zetknęłam, później już starannie wybierałam miejsce Eucharystii.
I Klarcia będzie się upierać, że tam gdzie formowany był i jest Maciek, wołami by jej nie zaciągnęli.
a może problem leży gdzieś indziej ... może złe drzewo nie jest w stanie wydać dobrych owoców i żadne zaklęcia nie pomogą
No bo jak sami autorzy tychże nie potrafią właściwie ich zinterpretować - to gdzie tkwi błąd ?
Benedykt XVI w przemówieniu do Kurii Rzymskiej o poprawnej interpretacji II Soboru Watykańskiego
http://sanctus.pl/index.php?grupa=90&podgrupa=91
(...) Stokroć niebezpieczniejszy jest w chwili obecnej ten nieuświadomiony sentymentalizm, który panuje wszechwładnie nad naszą umysłowością i wciska się do wszystkich jej dziedzin; jest on niewątpliwie największą zaporą w pracy wychowawczej mającej na celu rozwój tężyzny ducha.
Miałem już sposobność zwrócić uwagę na to, jak zgubne skutki musi wywrzeć na umysły i charaktery młodzieży to systematyczne wpajanie jej sentymentalizmu przez niektóre podręczniki używane w naszych szkołach średnich. Tą drogą hoduje się ten nastrój biernego sentymentalizmu, tak fatalnie odbijający się następnie na całym naszym życiu społecznym. Cóż dziwnego, że następnie najważniejsze zjawiska życia duchowego sprowadzane bywają do funkcji uczuciowych! (...)
Wobec tak przesadzonych mniemań o roli uczuć w naszym życiu moralnym nie sposób się dziwić, że i życie religijne jest u nas pogrążone w sentymentaliźmie i że nie tylko ci, co stoją poza Kościołem i przejęli się nowożytnymi poglądami na genezę religii, wyprowadzają je z dziedziny uczuciowej psychiki ludzkiej, ale że nawet i wierzący, i praktykujący katolicy są przekonani, iż najważniejszą rzeczą w praktykach religijnych jest wzbudzenie w sobie uczuć. (...)
Gorzej jest znacznie, gdy to błędne przekonanie o uczuciowej podstawie religijności spotykamy w życiu praktycznym osób wierzących, gdy ktoś sądzi, że nie można dostąpić rozgrzeszenia, jeśli się nie "czuje" skruchy, że "bez wzruszenia uczuciowego" nie warto się modlić, że miłość bliźniego polega na uczuciowej sympatii itd. To są gorsze objawy, bo nie z książek zaczerpnięte, ale z codziennego życia, które strasznie zostało zanieczyszczone tymi miazmatami sentymentalizmu. (...)
Nie potrzeba chyba długo się rozwodzić nad koniecznością otrząśnięcia się z sentymentalizmu i uwolnienia odeń naszego życia religijnego. Póki tego nie uczynimy, będzie ono zawsze nosiło na sobie te cechy jakiejś bierności i niezdarności, które tak często paraliżują najlepsze poczynania. (...)
Sentymentalizm może być zatrzymany i opanowany jedynie przez wysuwanie na pierwszy plan naszego życia moralnego woli, przez zrozumienie centralnej roli, jaką ma ona w nim do odegrania i przez ześrodkowanie około niej wszystkich wysiłków wychowawczych i samowychowawczych. (...)
Źródło: (pch24) - o. Jacek Woroniecki, U podstaw kultury katolickiej, IEN, Lublin 2002, s. 40-44.
O godz. 20.00, kiedy dobiegnie końca pontyfikat Benedykta XVI Gwardia Szwajcarska opuści posterunek przy bramie pałacu apostolskiego, która zostanie zamknięta. Troskę o bezpieczeństwo papieża-emeryta przejmie żandarmeria watykańska.
Za "Idziemy"
http://www.tv-trwam.pl/index.php?section=live
Wielu
utrzymuje, że współczesny kryzys wiary nie jest wynikiem Soboru
Watykańskiego II, tylko nadużyć w interpretacji jego dokumentów…
– Mówi się, że dokumenty soboru zostały zmitologizowane i wyrwane z kontekstu.
Jeśli to prawda, to czy odpowiedzialność spada jedynie na autorów tej
mitologizacji i wyrwania z kontekstu, czy też spada również na władze,
które mogły takiemu działaniu zapobiec, a nie uczyniły tego? Czemu nie
powstrzymano niewłaściwej hermeneutyki? Z których diecezji, parafii,
seminariów czy akademii papieskich usunięto osoby głoszące błędną
hermeneutykę? Przeciwnie – usuwano, dyskryminowano i prześladowano tych,
którzy pozostali wierni Tradycji. I nie mówię tu ani o arcybiskupie
Lefebvre, ani o biskupie de Castro Mayerze, lecz, na przykład, o ks.
Antonio Piolantim, bodaj największym włoskim teologu XX wieku, który
został usunięty ze stanowiska rektora Papieskiego Uniwersytetu
Laterańskiego. Odmówiono mu purpury kardynalskiej, którą przyznano
Yvesowi Congarowi, zdecydowanie atakującemu żałosną ultramontańską teologię laterańskiej uczelni.
Jako
narzędzie korekty niewłaściwej hermeneutyki przedstawiono nam nowy
Katechizm. Jednakże przez dwadzieścia lat, jakie minęły od jego
promulgacji, błędna hermeneutyka nadal bez przeszkód się rozwijała.
Należy zdać sobie sprawę, że jeśli kierujemy się troską o zdjęcie
z najwyższych władz kościelnych wszelkiej odpowiedzialności za
posoborowe zło, to takie stanowisko tylko pogłębia zło, którego
chcielibyśmy uniknąć. Jeśli przyjmiemy, że sobór rzeczywiście zdradzili
fałszywi interpretatorzy jego dokumentów, jak zaprzeczyć
odpowiedzialności władz kościelnych, które widziały eksplozję zła
wynikającego z błędnej hermeneutyki i nie powstrzymały go? Jeżeli
fałszywa hermeneutyka występowała i nadal występuje, jeśli odwoływano
się do dokumentów soborowych, by czynić co innego, niż zostało w nich
ustalone, to kto ponosi za to odpowiedzialność? Czy tylko progresiści,
czy również ci, którzy pozwolili, by progresizm rozwijał się w łonie
Kościoła i nie interweniowali, czy to w formie potępienia go, czy też
choćby powstrzymania?
Jeżeli
u źródeł kryzysu wiary nie leży samo wydarzenie w postaci soboru, ale
jedynie fałszywa interpretacja jego dokumentów, jak należy ocenić samo
wydarzenie w kontekście jego konkretnego kształtu, światopoglądu
i psychiki jego uczestników, okoliczności historycznych, w jakich miało
ono miejsce czy mitologii, jaka wokół niego narosła? Sobór Watykański II
stanowi zwrot w historii Kościoła – nie tylko w interpretacji, ale
i w doświadczeniu postępowej teologii. Czyż można zaprzeczyć, że zwrot
taki nastąpił, czyżby w epoce posoborowej nie doszło do radykalnych
zmian wewnątrz Kościoła? Samo to, że hermeneutyka zerwania, choć
fałszywa, uzyskała przewagę nad hermeneutyką ciągłości już podczas
soboru, stanowi przecież obiektywny fakt.
Jaka jest więc właściwa zasada hermeneutyki?
–
Pierwszą zasadę hermeneutyki wskazuje nam w Ewangelii sam Jezus, mówiąc,
że drzewo poznaje się po owocach (Mt 7, 17-20). Dziś klasztory stoją
opuszczone, drastycznie spadła liczba powołań, podobnie jak uczestnictwo
we Mszy Świętej i przystępowanie do sakramentów; księgarnie,
wydawnictwa, prasa i uczelnie katolickie pełnymi garściami
rozpowszechniają błędy; ortodoksyjnego katechizmu już się nie naucza,
proboszczowie, ba, nawet biskupi buntują się przeciw Ojcu Świętemu;
wierni na całym świecie pogrążają się w zamęcie religijnym i moralnym.
Nie bez przyczyny Benedykt XVI mówił w homilii w dniu uroczystości
Zesłania Ducha Świętego, że żyjemy w wieży Babel.
Jeśli
przyczyną tego wszystkiego nie jest „duch Soboru”, który ogarnął Kościół
katolicki w ostatnich pięćdziesięciu latach, to skąd się to wzięło?
A jeśli te fałszywe owoce nie są owocami soboru, ale jego fałszywej
interpretacji, jakie są dobre owoce poprawnej interpretacji soboru? Nie
zamierzam zaprzeczać istnieniu wielu dobrych rzeczy we współczesnym
Kościele. Jestem wręcz przekonany że, z pomocą łaski, już widoczne są
ziarna odrodzenia. Należałoby jednak udowodnić, że te dobre i święte
owoce znajdują swoje źródło w duchu soboru, nie zaś w żywotnych siłach
Tradycji istniejących przed soborem i do dziś wciąż płynących w żyłach
mistycznego ciała Chrystusa, żywiąc je i uświęcając.
Roberto
de Mattei – profesor historii nowożytnej na uniwersytetach w Cassino
i Rzymie, redaktor naczelny miesięcznika „Radici Cristiane”.
read more: http://www.pch24.pl/ciaglosc-czy-zerwanie-,6577,i.html#ixzz2N2URrmqj