Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Jak znaleźć księdza...

12346

Komentarz

  • Mrówkojad:

    Ze Sternika na sam początek.
  • @Maciek jeśli już przy tym jesteśmy: skoro przenosisz ze Sternika do piusaków. To spytam wprost: co jest lepsze u piusaków a co gorsze u sternika? 
  • @Maciek jeśli już przy tym jesteśmy: skoro przenosisz ze Sternika do piusaków. To spytam wprost: co jest lepsze u piusaków a co gorsze u sternika? 
    Pytanie nie do mnie, ale to nieco inne profile wychowania, choć oba katolickie. Ale Akwinata to sprawdzone wzorce wykształcenia klasycznego wraz z szacunkiem do Tradycji i tradycji, również w takich sprawach jak brak koedukacji i wszystkie pozytywy, jakie z tego wypływają.
  • Greg, odpowiem Ci przy piwie :)
  • @Mrówkojad u sternika też nie ma koedukacji

    @Maciek znaczy przyjeżdżasz w najbliższym czasie? 
  • Może w tym roku Wy wpadniecie? ;)
  • Może w tym roku Wy wpadniecie? ;)
    Powiedz to mojej małżonce
  • @Maciek ,a może jednak trochę zdradzisz bez piwa? Wprawdzie u nas ani jednego, ani drugiego nie ma,ale Sternik jest moim marzeniem i nie wykluczamy przeprowadzki do czasu wieku szkolnego dzieci.
  • Może w tym roku Wy wpadniecie? ;)
    Powiedz to mojej małżonce
    hehe...małe Gregoriusiontko by się przydało...chociaż może jednak planują a nie spontan...
    ;)
  • Moniko, nigdy nie sugeruj się cudzymi opiniami. A marzenie o Sterniku jest bardzo piękne, sam kiedyś też marzyłem :)
  • Łomatko, jeszcze tego księcia nie znaleźliście? ;))

    (ja NIE szukam)
    (księcia)
    (spowiednika owszem)
    (dobrego=surowego)
    (trudno znaleźć :(( )
  • edytowano czerwiec 2013
    Łomatko, jeszcze tego księcia nie znaleźliście? ;))

    (ja NIE szukam)
    (księcia)
    (spowiednika owszem)
    (dobrego=surowego)
    (trudno znaleźć :(( )

    @Katia, nie wiem czy pomogę, ale póki nie znajdziesz  mądrego księdza u siebie, może chciałabyś posłuchać kazań ks. Jana Pęzioła z Wąwolnicy?  http://www.sanktuarium-wawolnica.pl/audio.html

    Osobiście bardzo polecam. Nie słuchałam jeszcze wszystkiego z tej strony, ale znamy z Mężem osobiście tego Księdza i jest bardzo ok ( my mamy w miarę blisko). Bardzo konkretny, mądry, dobry w sensie niepobłażliwy. Słyszałam, że przyjeżdżają do niego ludzie np. aż z Rzeszowa (ale to wiadomo, że już jakieś utrudzenie i nie każdy ma możliwość). My jesteśmy bardzo zadowoleni z każdej  rozmowy z Nim. Bardzo polecam. 

     

     

  • edytowano czerwiec 2013
    Ło matko ... odpisywać.. a odpisze :P


    Oj nie,nie,nie.

    Przeczytaj xxx a zrozumiesz, że 1+1=2 oraz 1+1=4 i 1+1=9 
    Nie będę uczestniczył w objaśnianiu, że papież mówiąc wprost ABC miał na myśli coś dokładnie odwrotnego, zostawiam takie tematy bezrobotnym humanistą (z szacunkiem naleznym bezrobotnym humanistą :) ).
    Masz tupet. Chcesz wiedzieć, a nie chcesz czytać.

    Z tym „bezrobotnym humanistą” to była figura
    retoryczna nie atak ad personam – więc bez fochów proszę J


    Pokrótce: kiedy Cyprian powiedział Poza Kościołem nie ma zbawienia to konotacja tego twierdzenia była następująca: nie dostąpią zbawienia Ci, którzy zachowują wiarę, ale nie są w jedności z biskupem.

    Cytat ten powstał w pewnej rzeczywistości
    historycznej (prześladowania, odejścia i powroty do Kościoła) i w tej
    perspektywie powinno się go odczytywać.

    To jest identyczna sytuacja jak z
    wcześniejszymi cytatami z Piusa, pozbawiasz cytata tła i oczywistej konotacji i
    używasz jako wytrycha do przeprowadzenia argumentu o zupełnie niepowiązanych z
    oryginałem znaczeniach.

    Taki przykład teoretyczny:

    Dziś papież nakazuje posłuszeństwo i
    podporzadkowanie się siostrą zakonnym z USA które prowadzą działalność aborcyjną.
    Zabrania im tego i pisze w bulli, że każdy kto nie słucha bp. Rzymskiego w
    kwestiach moralnych jest odszczepieńcem i przeklętym.

    100 lat później, jego następca podpisuje
    dokument zezwalający na święcenie sodomitów na xięży/bp…. cokolwiek.

    Na tych którzy się sprzeciwiają zrzuca
    cytat z bulli wielkiego papieża sprzed 100 lat – „…każdy kto ni słucha bp.
    rzymskiego w kwestiach moralnych jest odszczepieńcem i przeklętym.”

     

    Ten sam mechanizm wykorzystujesz Ty.
    Używasz fragmentów wyrwanych z kontekstu – albo kontekstu dokumentu; albo
    kontekstu pontyfikatu; albo kontekstu epoki.

     

    Jest oczywiste (i zawsze było) dla każdego
    katolika, że obowiązuje nas posłuszeństwo papieżowi. Jednocześnie jeśli ten
    „błądzi” mamy prawo (ba! Obowiązek) się temu przeciwstawić („otwarcie mu się sprzeciwiłem, bo na to zasłużył (...)
    powiedziałem mu wobec wszystkich” Ga2,11).
     Tylko kto może orzec, że papież błądzi? Tylko
    jego następca – więc co teraz?

    Można powiedzieć – papieża nie ma i zostać
    sedekiem, lub stwierdzić całkiem rozsądnie, papież ma rację wtedy, kiedy nie
    przeczy tradycji i nauce wcześniejszych papieży – ot i cała historia.



    Z czasem konotacje mogły być różne: np. takie, że jeśli ktoś nie został ochrzczony (nie został przyjęty do Kościoła), to nie dostąpi zbawienia (chyba najczęstsza konotacja wśród tych, którzy słyszą to zdanie po raz pierwszy i nie zostali dodatkowo pouczeni).


    Nie o pouczenie chodziło, tylko o różne
    rzeczywistości historyczne! Trochę inaczej pojmowano to zdanie w dobie
    prześladowań, trochę inaczej w rozkwicie średniowiecza, trochę inaczej po
    odkryciu „nowego świata” … i bodajże P. IX (?) dołożył cegiełkę „nieświadomego
    dzikiego”. A później były czasy SVII, Kongarów, Kungów i Rahnerów,…. Tylko, że
    mnie to nie interesuje, mnie interesuje wyłącznie katolicyzm. 


    Ciekawe. Moja babcia (i zapewne wielu zwykłych katolików) zachowanie ludzi, którzy nie słuchają swojego biskupa określiłaby mianem gorszącego.

    No tu bym był bardzo ostrożny. Akurat
    wiele babć i innych „zwykłych” wiernych było zgorszonych tym co wyprawiali
    biskupi i xięża 50 lat temu (czego owocem były wielkie środowiska
    tradycjonalistów). Czym innym jest nie słuchać bp. takiego:

    image

    A czym innym takiego:

    image

    Znam babcie, co by tego drugiego nie tylko
    nie słuchały ale i pogoniły zdrowo!




    Świetne zastosowanie cytatów na 3-, że jeśli ktoś nie jest w jedności ze swoim biskupem, to jest poza Kościołem. Ale Ty jesteś w tej 0,00001 promila, która to PRAWDZIWIE pojmuje. Absolutnie niemożliwe? A może jednak - wykładnią wiary nie powinni się zajmować świeccy? Zwykle nie mają kompetencji, a nawet jeśli mają, to nie jest ich powołanie.
    OK. Nic nie zrozumiałem :)



    Twoja córka nie modli się świadomie, jest to oczywiste, że wszystko co podaje się nam do wierzenia dotyczy osób świadomych, rozumnych i w odpowiednim wieku. 
    Fałsz. Przedmiot naszej wiary dotyczy również nieświadomych ludzi (patrz: sakramenty).

    Powtarzam, roczne dziecko nie modli się
    świadomie.

    Oczywiście na każdy poziomie rozwoju
    człowiek ma jakieś tam pojęcie rozumienia co nie znaczy, że każde z nich jest
    zgodne z tym co przez pojęcie rozumienia czy świadomości się przyjmuje.

    Nie przypadkiem wyznaczono warunek minimalnego
    wieku wraz z zapasem „stanu rozumienia/pojmowania” do pierwszej komunii.

     

    A tego „nieświadomych ludzi (patrz:
    sakramenty)” to już zupełnie odjazd – nieświadome sakramenty! Który sakrament
    możesz przyjąć nieświadomie (no chrzest dziecka – ale to jest na barkach
    przyjęcia i świadomej decyzji rodziców przysięgających [właśnie w z wiązka z
    przejęciem tej świadomej decyzji z dziecka na siebie] wychowanie je w wierze)?

    Bierzmowanie? Małżeństwo? Kapłaństwo? Bez
    jaj!



    .....
    Dalej to już tylko można podsumować - przywiąż się do
    ziemi co byś nie odleciał J



  • edytowano czerwiec 2013

    Wpadasz na wątek w którym ktoś prosi o
    pomoc w poszukiwaniu duchowego przewodnika i wyrzucasz swoje głębokie frustracje.
    Ktoś prosił o wskazanie tradycyjnego kapłana (czytaj takiego któremu może
    zaufać!!! A nie który będzie mu przytakiwał!!!Tego też nie zrozumiałeś?) a ty
    wyskakujesz z kto tam ma się nawracać i kto cośtam cośtam.

    Meliski?

     

     

    Co do logiki i jasności.

    To jest tak, że biorę do ręki Mortalium
    Animos i czytam:

    „..urządzają, zjazdy, zebrania i odczyty z
    nieprzeciętnym udziałem słuchaczy i zapraszają na nie dla omówienia tej sprawy
    wszystkich, bez różnicy, pogan wszystkich odcieni, jak i chrześcijan, ba, nawet
    tych, którzy - niestety - odpadli od Chrystusa, lub też uporczywie
    przeciwstawiają się Jego Boskiej naturze i posłannictwu.

    Katolicy nie mogą żadnym paktowaniem
    pochwalić takich usiłowań, ponieważ one polegają na błędnym zapatrywaniu, że
    wszystkie religie są mniej lub więcej dobre i chwalebne, o ile, że one w równy
    sposób, chociaż w różnej formie, ujawniają i wyrażają nasz przyrodzony zmysł,
    który nas pociąga do Boga i do wiernego uznania Jego panowania.

    Wyznawcy tej idei nie tylko są w błędzie i
    łudzą się, lecz odstępują również od prawdziwej wiary, wypaczając jej pojęcie i
    wpadając krok po kroku w naturalizm i ateizm.

    Z tego jasno wynika, że od religii przez
    Boga nam objawionej, odstępuje zupełnie ten, ktokolwiek podobne idee i
    usiłowania popiera.”

    Potem biorę do ręki Ut unum sint i czytam:

    „Sobór mówi, że Kościół Chrystusa „trwa w
    Kościele katolickim, rządzonym przez Następcę Piotra oraz biskupów pozostających
    z nim we wspólnocie”, uznaje zarazem, iż „poza jego organizmem znajdują się
    liczne pierwiastki uświęcenia i prawdy, które jako właściwe dary Kościoła
    Chrystusowego nakłaniają do jedności katolickiej”.

    „Same te Kościoły i odłączone Wspólnoty,
    choć w naszym przekonaniu podlegają brakom, wcale nie są pozbawione znaczenia i
    wagi w tajemnicy zbawienia. Duch Chrystusa nie wzbrania się przecież posługiwać
    nimi jako środkami zbawienia, których moc pochodzi z samej pełni łaski i
    prawdy, powierzonej Kościołowi katolickiemu.”

     

    I wiem, że mamy kłopoty.


    Potem czytam te kolejne i kolejne
    dokumenty „osadzone” w mętnych i niejasnych dokumentach soborowych i wiem, że
    coraz bardziej pogrążamy się w nielogiczności i niejasności. W końcu dochodzi
    do standardów w których papież najpierw głosi kazanie a później przychodzi
    „Drzycimski” i objaśnia „co Wałęsa miał na myśli” (ot choćby sławne ostatnio –
    ateiści wciąż idą do piekła).

     

    Przypomnę zatem jeszcze w jakim kontekście
    użyłem argumentu logiczności. Chodziło o to, że islam jest nielogiczny (co
    podkreśla każdy uczciwy badacz) a katolicyzm logiczny jest.

    Zapewne teolodzy islamscy potrafią
    wspaniale przy użyciu „normatywnie logicznych„ argumentów udowodnić, że
    denotacja (desygnat) tych zdań jest całkiem inna i całkiem logiczna J

    Przy czym nas to zdanie teologów mało
    interesuje, islam logiczny nie jest a katolicyzm jest – ot i wsio.

  • Co do jeszcze tych logicznych sedeków o których wspomniałeś ...
    To Ja to widzę tak.
    Ojciec w rodzinie zaczyna pić - no i mamy kilka postaw domowników.

    Jedni powiedzą - nareszcie! Te dzieciaki co po kryjomu popijały się cieszą, czekają ich teraz lepsze czasy, większe przyzwolenie na to co dotychczas robiły po kryjomu.

    Drudzy powiedzą - trudno, udajemy, że wszystko jest ok, uśmiechamy się i cieszymy nawet jak ojciec zalany i robi rzeczy nieprzyjemne.

    Jeszcze inni powiedzą - to nie jest nasz ojciec, nasz ojciec by nigdy się tak nie zachowywał, nigdy by nie pił, skoro ten Pan pije, to nie może być naszym ojcem (niektórzy nawet poszukają wśród siebie nowego ojca). I to ma być logiczne?!?

    Ostatni mówią natomiast tak: ojciec pijak, to wciąż nasz ojciec, kochamy go, oddajemy mu cześć i staniemy w jego obronie zawsze - z miłością i szacunkiem. Natomiast kiedy pije to będziemy mu mówić, że czyni źle i kiedy jest trzeźwy będziemy go upominać, z miłością i szacunkiem, że picie jest złe zarówno dla niego jak i dla całej rodziny - jeśli go naprawdę kochamy, to nie może być innego zachowania.

    Oczywiście łatwo dopasować do tych zachowań poszczególne grupy katolików.
  • edytowano czerwiec 2013
    Są też tacy, którzy twierdzą, że kochają i szanują swego ojca pomimo jego błędów, że napominają go i modlą się o poprawę jego zachowania, ale oprócz tego niestety wszem i wobec krytykują go i obgadują, czym podważają jego autorytet wobec wielu, którzy być może nie będą tak wyrozumiali wobec ojca i zaczną się pomału od niego oddalać.
  • edytowano czerwiec 2013
    @_Joanna_ szacun za postawe i wytrwalosc w dyskusji!
  • @_Joanna_ rozumiem, że gdy Twoje dzieci cieżko chorują to tylko sie modlisz a nie podajesz dodatkowo leku ? (To taka analogia).

  • @_Joanna_ a co do autorytetu Ojca Świetego, no cóż, smutnym jest fakt, że począwszy od Pawła VI prawie wszyscy papieże działają tak, aby tego autorytetu pozbyć sie w ogóle. Bo to nie krasnoludki wymyśłiły Komisje Episkopatów  i przyznanie im pewnych praw oraz pleniący sie jak chwast kolegializm. Czemu mam szanować czyjś autorytet, skoro ten ktoś samodzielnie sie tego autorytetu pozbawia? Ponadto: to właśnie tradsi optują za powrotem i umocnieniem autorytetu Stolicy Apostolskiej.
  • edytowano czerwiec 2013
    Są też tacy, którzy twierdzą, że kochają i szanują swego ojca pomimo jego błędów, że napominają go i modlą się o poprawę jego zachowania, ale oprócz tego niestety wszem i wobec krytykują go i obgadują, czym podważają jego autorytet wobec wielu, którzy być może nie będą tak wyrozumiali wobec ojca i zaczną się pomału od niego oddalać.
    Niech się wstydzi ten kto robi, nie ten kto widzi....

    Generalnie całowanie koranu robi z autorytetem ojca świętego rzeczy które 100 bractw nie zrobiłoby w 1000 lat.

    Aha! No i św. Paweł by się z Toba nie zgodził jednak:

    11 Gdy następnie Kefas przybył do Antiochii, otwarcie mu się sprzeciwiłem, bo na to zasłużył. 12 Zanim jeszcze nadeszli niektórzy z otoczenia Jakuba6, brał udział w posiłkach z tymi, którzy pochodzili z pogaństwa. Kiedy jednak oni się zjawili, począł się usuwać6 i trzymać się z dala, bojąc się tych, którzy pochodzili z obrzezania.13 To jego nieszczere postępowanie podjęli też inni pochodzenia żydowskiego, tak że wciągnięto w to udawanie nawet Barnabę. 
    14 Gdy więc spostrzegłem, że nie idą słuszną drogą, zgodną z prawdą Ewangelii, powiedziałem Kefasowi wobec wszystkich: «Jeżeli ty, choć jesteś Żydem, żyjesz według obyczajów przyjętych wśród pogan, a nie wśród Żydów, jak możesz zmuszać pogan do przyjmowania zwyczajów żydowskich?» 


    Wiesz mam nadzieje kto to Kefasz i dlaczego ten fragment idealnie pasuje do naszej tu dyskusji.


    P.S. Do Anawima - tak wiem, że denotacja (desygnat) tych słów św. Pawła do św. Piotra jest dokładnie odwrotny niż my prostaczki to rozumiemy i oznacza, że św. Paweł chwali św. Piotra i zabrania komukolwiek zwracać mu uwagę (tym bardziej publicznie)! 
  • edytowano czerwiec 2013
    Z tym „bezrobotnym humanistą” to była figura
    retoryczna nie atak ad personam – więc bez fochów proszę
    Nie odniosłem tego do siebie. Chodziło mi o to, że nastawiasz się negatywnie do lektury wartościowych pozycji z jednej strony, a z drugiej - chcesz zrozumieć coś, a nie tylko polegać na własnych intuicjach. Jeszcze raz zachęcam Cię do przeczytania rzeczonej pozycji.
    Cytat ten powstał w pewnej rzeczywistości historycznej (prześladowania, odejścia i powroty do Kościoła) i w tej perspektywie powinno się go odczytywać. To jest identyczna sytuacja jak z
    wcześniejszymi cytatami z Piusa, pozbawiasz cytata tła i oczywistej konotacji i używasz jako wytrycha do przeprowadzenia argumentu o zupełnie niepowiązanych z oryginałem znaczeniach.
    No to widzę, że się porozumiemy. Bo otóż to! Dlatego warto szczegółowo badać kontekst i wg mnie z góry przyjmować, że jesteśmy dziećmi naszych czasów, tj. nasza mentalność, mimo naszych szczerych chęci i niechęci jest bliższa "współczesnym modernizmom" niż św. Tomaszowi czy Piusowi.

    Odpowiadając w tym miejscu (bez cytowania) hurtem na kwestię świadomości w sakramentach. Zważ skutki sakramentu dla przyjmującego:
    - chrzest noworodka (np. "w wierze pielęgniarki"; "niewierze poganina, który ma jedynie intencję czynienia tego co Kościół),
    - namaszczenie nieprzytomnego (warunkowo - jeśli szafarz ma wątpliwości co do dyspozycji przyjmującego).
    Wg mnie trudność, którą masz z akceptacją łaski działającej poza świadomością obdarowanego wynika z tego, że mentalnie jesteś (jak większość współczesnych katolików) dzieckiem nurtu personalistycznego (gdzie świadomość jest bardzo podkreślana), choć zapewne uważasz to za modernizm. U św. Tomasza nie znajdziesz za dużo czegoś takiego. Świadomość sobie jakby pływa po powierzchni, a rozum i wola sięgają zdecydowanie głębiej. Co oczywiście potwierdza współczesne neurobiologia - świadomość jest wytworem pewnych nieuświadomionych procesów mózgu.
    Ten sam mechanizm wykorzystujesz Ty.
    Używasz fragmentów wyrwanych z kontekstu – albo kontekstu dokumentu; albo
    kontekstu pontyfikatu; albo kontekstu epoki.
    Skoro znalazłem nić porozumienia, to Ci wyjaśniam po co tak robię. Ponieważ robią tak nielogiczni lefebryści i nie widzą w tym błędu. Ty też tak zrobiłeś. Zacytowałeś zdanie papieża, że kto się nie modli do Boga, ten się modli do Szatana i uznałeś własną konotację za desygnat tego zdania. A u św. Tomasza czytamy, że składanie ofiar "Najwyższej Istocie" jest PRAWEM NATURY i wszyscy mają obowiązek to czynić. Dlatego: Drugą jest ofiara zewnętrzna, która z kolei maże być również dwojaka, gdyż są pewne ofiary, które są chwalebne jedynie dlatego, że coś zewnętrznie składa się Bogu w ofierze celem wyznania swego poddania się Jemu. Otóż do tego inaczej są zobowiązani ludzie żyjący w Starym i Nowym Zakonie, a inaczej ci, którzy żyją poza Zakonem. Pierwsi bowiem mają obowiązek składać ofiary wyznaczane przez ustawy Prawa. Drudzy natomiast są obowiązani do pewnych czynności zewnętrznych ku czci Bożej, stosownie do godziwych wymagań środowiska, w którym żyją, ale nie do szczegółowo określonych czynności.
    Można powiedzieć – papieża nie ma i zostać
    sedekiem, lub stwierdzić całkiem rozsądnie, papież ma rację wtedy, kiedy nie
    przeczy tradycji i nauce wcześniejszych papieży – ot i cała historia.
    Ja podałem swoje rozwiązanie tego dylematu na stronie 2 tej dyskusji. Uważam, że dla powszedniego katolika decydowanie o tym, co jest przedmiotem jego wiary jest błędem i grzechem. Szczególnie jeśli przyłącza się do nurtu formacyjnego jawnie krytykującego papieża. Można z czymś takim walczyć jak z jansenistami - potępiając jako heretyckie twierdzenia na 8 poziomie wysublimowania, poziomie, który w mojej opinii nie powinien dotyczyć zwykłego katolika. Dla zobrazowania: czy może pójść do Nieba moja babcia, któray być może nigdy nie zastanowiła się w swoim życiu nad tym, czy prawo świeckie może zrównać prawa katolików i niekatolików?

    Oczywiście, przyjmuję wolność sumienia i wolność religijną, ale to nie przeczy obowiązkowi wykazania błędu bratu, prawda? Dlatego punktuję to, co uważam za zagrożenie dla zbawienia. Rozumiesz? Punktuję "ortopraksję" niektórych "tradycyjnych" katolików.
  • No to widzę, że się porozumiemy. Bo otóż to! Dlatego warto szczegółowo badać kontekst i wg mnie z góry przyjmować, że jesteśmy dziećmi naszych czasów, tj. nasza mentalność, mimo naszych szczerych chęci i niechęci jest bliższa "współczesnym modernizmom" niż św. Tomaszowi czy Piusowi.

    Odpowiadając w tym miejscu (bez cytowania) hurtem na kwestię świadomości w sakramentach. 
    Nie sądzę abyśmy się tu zgodzili. Zauważ, że pomiędzy św. Tomaszem a JŚw. Piusem X (np.) istnieje przepaśc kilkuset lat i kilku "epok" a jednak stawiasz ich po jednej stronie i konfrontujesz z nami, oddalonymi od JŚw. Piusa X o "ledwo" kilkadziesiąt lat.
    Zmienić można bryczkę na samochód (albo i samolot) ale nie możemy zmienić nauki Kościoła choćby cel był najszczytniejszy a epoka był najtrudniejsza.

    Odpowiadając w tym miejscu (bez cytowania) hurtem na kwestię świadomości w sakramentach. Zważ skutki sakramentu dla przyjmującego:
    - chrzest noworodka (np. "w wierze pielęgniarki"; "niewierze poganina, który ma jedynie intencję czynienia tego co Kościół),
    - namaszczenie nieprzytomnego (warunkowo - jeśli szafarz ma wątpliwości co do dyspozycji przyjmującego).

    Wybierasz z wszystkich sakramentów dwa, dla nich wyszukujesz naprawdę "ekstremalnych" scenariuszy i coś co jest wyjątkiem, ostatecznością, czymś nadzwyczajnym traktujesz jako argument dla zupełnie innych sytuacji i zupełnie innych czynności.
    Poza tym, modlitwa (a to było początkiem tego wątku) nie jest sakramentem!

    W mojej ocenie to ciąg logiczny może być taki:
    Świadomość nie jest potrzebna do modlitwy -> modlitwa nie jest potrzebna -> kult nie jest potrzebny -> predestynacja.

    i proszę tu nie mieszać świadomej modlitwy z łaską, to są zupełnie osobne tematy. Przy czym nie znamy "wyroków" łaski bożej, nie możemy jej założyć ani nie możemy jej wykluczyć. Nasza "droga" jaką musimy przejść do zbawienia jest oczywista i została nam przekazana w sposób zrozumiały dla każdego (nawet prostaczka). Wiemy również, że poza tym co zrobimy lub nie, poza nagrodą za to i karą jest jeszcze łaskaPana Boga. Wiemy, że jest ale nie wiemy kiedy i jak działa (no wiemy, ze jest sprawiedliwa), dlatego choć trzeba zawsze mieć nadzieję i prosić o łaskę to "pracować" nad zbawieniem najbezpieczniej jest tak jakbyśmy tej łaski nie zakładali.


    Skoro znalazłem nić porozumienia, to Ci wyjaśniam po co tak robię. Ponieważ robią tak nielogiczni lefebryści i nie widzą w tym błędu. Ty też tak zrobiłeś. Zacytowałeś zdanie papieża, że kto się nie modli do Boga, ten się modli do Szatana i uznałeś własną konotację za desygnat tego zdania. A u św. Tomasza czytamy, że składanie ofiar "Najwyższej Istocie" jest PRAWEM NATURY i wszyscy mają obowiązek to czynić. Dlatego: Drugą jest ofiara zewnętrzna, która z kolei maże być również dwojaka, gdyż są pewne ofiary, które są chwalebne jedynie dlatego, że coś zewnętrznie składa się Bogu w ofierze celem wyznania swego poddania się Jemu. Otóż do tego inaczej są zobowiązani ludzie żyjący w Starym i Nowym Zakonie, a inaczej ci, którzy żyją poza Zakonem. Pierwsi bowiem mają obowiązek składać ofiary wyznaczane przez ustawy Prawa. Drudzy natomiast są obowiązani do pewnych czynności zewnętrznych ku czci Bożej, stosownie do godziwych wymagań środowiska, w którym żyją, ale nie do szczegółowo określonych czynności.
    No a tu to się będę musiał wycofać rakiem. Wycofać bo mi ostatnio ktoś zwrócił bardzo trafną uwagę: JŚw. Franciszek nie powiedział "..modli do Jezusa..." tylko "...modli do Boga..." (a ja nie wiem dlaczego [wiem - nadzieja] ubzdurałem sobie, że użył słowa Jezus) a w tym drugim to faktycznie mieści się absolutnie wszystko. Modli do Kriszny; do Buddy; do Jehowy; do boga-węża,..... 
    Czyli sprzeczności faktycznie nie ma. 



    Ja podałem swoje rozwiązanie tego dylematu na stronie 2 tej dyskusji. Uważam, że dla powszedniego katolika decydowanie o tym, co jest przedmiotem jego wiary jest błędem i grzechem. Szczególnie jeśli przyłącza się do nurtu formacyjnego jawnie krytykującego papieża. Można z czymś takim walczyć jak z jansenistami - potępiając jako heretyckie twierdzenia na 8 poziomie wysublimowania, poziomie, który w mojej opinii nie powinien dotyczyć zwykłego katolika. Dla zobrazowania: czy może pójść do Nieba moja babcia, któray być może nigdy nie zastanowiła się w swoim życiu nad tym, czy prawo świeckie może zrównać prawa katolików i niekatolików?

    Oczywiście, przyjmuję wolność sumienia i wolność religijną, ale to nie przeczy obowiązkowi wykazania błędu bratu, prawda? Dlatego punktuję to, co uważam za zagrożenie dla zbawienia. Rozumiesz? Punktuję "ortopraksję" niektórych "tradycyjnych" katolików.

    Więc tak.
    Po pierwsze rozwiązanie jest proste, sprzeczności nie było, nie było zdania ortodoksyjnego a obok niego zdanie nieortodoksyjne. Po prostu oba zdania były w duchu modernistycznym i ekukumenicznym.

    Po drugie, powszedni katolik niczego tutaj nie rozstrzyga na poziomie teologicznym, Pan Bóg nie zostawił nas, mamy wśród tradycjinalistów właśnie duchownych, właśnie kapłanów, właśnie biskupów i właśnie teologów którzy te kwestie opracowują. Sugerujesz więc taki teologiczny anarchizm tradycjonalistów całkiem niesłusznie.

    Po trzecie. W ogromnej większości przypadków, moderniści z kościołą katolickiego reformowanego nie dyskutują z tradycjonalistami tylko z  dawnymi papieżami, ojcami Kościoła i doktorami Kościoła.
    Tradycjonaliści nie wymyślili absolutnie niczego nowego, pozostają jedynie wierni nauką wcześniejszym co sprawia w niektórych miejscach "niekompatybilność" z naukami nowymi (no powiedzmy wprost - sprzeczność). I tutaj są trzy szkoły:
    Szkoła pierwsza (moderniści) mówi - jesteśmy sprzeczni z wcześniejszymi naukami Kościoła i to dobrze, straciliśmy łączność z Kościołem ostatnich stuleci a zyskaliśmy łączność z Kościołem pierwszych wieków (oczywiście bezsens i głupota - ale tak to można skompresować).
    Szkołą druga (reforma-reformy etc.)mówi - jest łączność choć na pozór jej niema. Wystarczy odpowiednio zinterpretować niektóre elementy nauki poSVII i wątpliwości znikają. Zatrudniono tu nawet spore teologiczne głowy co by stworzyły odpowiednie tło pod tą tezę. Wszystko fajnie ale wydaje się, że wraz z JŚw. BXVI teza odeszła w niepamięć.
    Szkołą trzecia - a co nas to obchodzi. Zatańczymy dookoła ołtarza, zagramy na gitarce, Jezus cię kocha.... papieże, bulle, ..... WHATEVER!
  • Nie będę odpowiadał na wszystko teraz, ale chciałbym byś mi pomógł coś zrozumieć.
    Zmienić można bryczkę na samochód (albo i samolot) ale nie możemy zmienić nauki Kościoła choćby cel był najszczytniejszy a epoka był najtrudniejsza.
    Tutaj masz link do moich starych wątpliwości dotyczących pożyczania na procent. Nikt mi jeszcze nie wytłumaczył, czym się różni ten przedsoborowy rozwój doktryny od rozwoju na II SW.
    http://wielodzietni.org/discussion/comment/508441#Comment_508441


  • Heheheh.
    Jako minarchista odpowiem ... różni się generalnie pojmowaniem tego czym jest lichwa :)

    Teoretyzowanie:
    W czasach gospodarki statycznej, w której nie występuje ani inflacja ani deflacja (hehe) pożyczając 100PLN oddam 100PLN po miesiącu i można śmiało powiedzieć, że oddałem bez lichwy.

    W czasach 10% inflacji, pożyczam 100PLN a oddaje 110PLN i również oddałem tyle samo i również nie da się powiedzieć o pożyczającym, że jest lichwiarzem :)

    Albo inny przykład:

    Pożyczam na rozwój firmy 200tys od Pana X w zamian za co Pan X staje się współwłaścicielem i moim partnerem w interesach. Po latach, firma się rozwinęła i Pan X odsprzedaje mi swoje udziały za więcej niż "kupił" je swoją wcześniejszą pożyczką. Pan X choć zarobił na pożyczce to lichwiarzem nie jest, ryzykował tak samo jak ja, gdyby firma jednak zysku nie dała to by również stracił.

    itd. itp.

    Lichwa była i jest elementem niemoralnym (i tak to rozpatruje Kościół - jako kwestię moralną), natomiast pytanie czy mamy z lichwą do czynienia, czy nie - to już inna sprawa (inflacja, partnerstwo, spółka giełdowa, pieniądze na rozwój przedsiębiorstwa,....).

    Sytuacja podobna jak z podatkami. Podatki płacić musimy, jest to niejako nasz obowiązek jako składnika pewnej całości społeczeństwa (na bezpieczeństwo oczywiście). Natomiast, kiedy podatek sprawiedliwy zamienia się w niesprawiedliwy którego katolik z czystym sumieniem może "unikać" - to już zależny od realiów (acz jakiś czas temu pewien bardzo szanowny kapłan powiedział mi, że dzisiejsze podatki (ich wysokość i zakres) są bez wątpienia niesprawiedliwe i można je bez grzechu ... omijać :)

    Kolejna kwestia to czym dla św. Tomasz jest pieniądz, jest czym stałym, nie zużywalnym, trwałym,... wszystko to prawda ale dla gospodarki tamtych czasów, dziś pieniądz się zużywa (inflacja), nie jest trwały (pieniądz fiducjarny) a już tym bardziej nie jest stały (kursy walut).

    P.S. Oczywiście żeby była jasność, wszystko co piszę to są MOJE poglądy nie wykładnia kogokolwiek....
  • :) gdyby to było takie proste;

    zasadniczo chodzi o to, że Tomasz uważał, że gospodarka jako taka jest czymś statycznym; wartość pieniądza w czasie jest stała, ponieważ nie istnieje coś takiego jak preferencja czasowa (wolę 100 PLN dziś, niż 100 PLN za rok; wolę chleb dziś, niż dokładnie ten sam chleb za rok). Brak występowania preferencji czasowej jest fałszem obecnie i był w czasach św. Tomasza. 

    W tamtym wątku cytuję odpowiednią encyklikę z 1745 r., która "jasno i jednoznacznie" wylicza wszystkie powody, które mogłoby się uważać za przyzwolenie na pobieranie procentów. Są tam też "engage in business transactions". Twój przykład z ryzykiem biznesowym jest o tyle niewłaściwy, że to samo ryzyko niewypłacalności jest obecne też w zwykłych pożyczkach. Ale to tak na marginesie. 

    II. One cannot condone the sin of usury by arguing that the gain is not great or excessive, but rather moderate or small; neither can it be condoned by arguing that the borrower is rich; nor even by arguing that the money borrowed is not left idle, but is spent usefully, either to increase one's fortune, to purchase new estates, or to engage in business transactions. The law governing loans consists necessarily in the equality of what is given and returned; once the equality has been established, whoever demands more than that violates the terms of the loan. Therefore if one receives interest, he must make restitution according to the commutative bond of justice; its function in human contracts is to assure equality for each one. This law is to be observed in a holy manner. If not observed exactly, reparation must be made.”
  • Zupełnie nie zrozumiałeś. 
    Ja nie mówię o preferencji czasowej tylko o utracie wartości pieniądza w czasie.
    Nie występowało to w czasach gospodarek naturalnych, występuje to dziś.
    Mówiłem również o celach pożyczek (wcześniej w większości biedocie do przeżycia, dzisiaj firmą dla rozwoju oraz średnio i bardzo zamożnym do realizowania zachcianek). 



    A tak w ogóle, to skoro mnie odsyłałeś do książek, to i ja ciebie odeśle - Michał Wojciechowski "Moralna wyższość wolnej gospodarki" w części II "wolność, własność, sprawiedliwość" znajdziesz rozdział "Pożyczanie czy lichwiarstwo?". 
    Polecam, jest tam wiele argumentów. Wątpliwości powinny zniknąć niczym oszczędności w cypryjskim banku :P

  • Raczej Ty nie zrozumiałeś. Współcześnie stopa procentowa pożyczki jest złożeniem stopy wolnej od ryzyka i premii za ryzyko. Wysokość stopy wolnej od ryzyka pokrywa oczekiwania rynku co do wysokości inflacji. A ryzyka są różne. Wśród nich jest też to związane z niewypłacalnością (czasową lub bankructwem) pożyczkobiorcy. O ile większość ryzyk jest związana z naszą nienaturalną gospodarką (np. zmiana stopy procentowej jako efekt zmiany oczekiwań co do wysokości inflacji), o tyle ryzyko niewypłacalności było obecne także w gospodarkach naturalnych. A mimo to nauczanie Kościoła było jednoznaczne - nie wolno pobierać żadnych procentów.

    Cele pożyczek, które wskazujesz, zostały uznane przez papieża Benedykta XIV za niewystarczające do uznania zasadności pobierania odsetek.

    Ale spoko. Wracam często do tego przykładu, ponieważ dla mnie on jest jedyną sytuacją, gdy Kościół faktycznie odwrócił swoje nauczanie o 180 st. Oczywiście nikt wokół tego kazusu się nie gromadzi we wspólnotę i nie tworzy "tradycyjnego systemu formacyjnego", gdzie o pobieraniu procentów "powtarza się jedynie to, co mówili tradycyjni papieże". 
  • @Anawim: nie mów, że  nikt, bo to zbyt ogólny kwantyfikator. Ja ubolewam, że Kościół sie odwrócił od potępiania lichwy. Z kolei niejaki pan Barcikowski z Christianitas, uważa, że to nigdy nie było nauczanie o poziomie magisterialnym
  • edytowano czerwiec 2013

    Lichwa złem i jest i basta, pytanie co jest lichwą (np. w przypadku spółek giełdowych, funduszy inwestycyjnych, partnerstwa,.......) a co nią nie jest.

    W czasach kiedy pieniądz był (jak to mawiano) bezpłodny - bo "pieniądz nie może zrodzić nowego pieniądza" a do tego nie zużywał się i nie podlegał inflacji (!) żądanie jakiegokolwiek oprocentowania uważane było za zdzierstwo i niesprawiedliwość. Moralnie podlegał krytyce Kościoła (a chyba nawet karze ekskomuniki przez jakiś tam czas?).
    Ale wraz z zmianą gospodarki, pojawieniem się przemysłu,.... pieniądz zyskał zdolność inwestycyjną, zyskał "płodność", a zatem przestał być "dobrem niezniszczalnym" na którego pożyczeniu właściciel nic nie traci.  
    Dlatego, już w pierwszej połowie XIXw. (a nie po SVII) Kongregacja Officjum wydawało dokumenty w treści zezwalające na pobieranie "umiarkowanego procentu" od pożyczek kapitałowych (patrz: słownik katolickiej nauki społecznej) . 

    Owszem, Vix pervenit mówi, że sam fakt pobierania procentów a nie ich wysokość jest grzechem ciężkim ale jak pisałem wcześniej, wynikało to z niemożliwości zrozumienia gospodarki której jeszcze nie było!

    W rerum novarum mamy wspomniane znów we wstępie i w treści na temat lichwy ale kontekst ewidentnie wskazuje na "niesprawiedliwe" oprocentowanie wobec biednych, którzy poprzez lichwę stają się "niewolnikami" bankierów (spójrz zresztą na cały kontekst tej encykliki). Ma się to nijak do części dzisiejszych kredytów które nie dotyczą biednych, nie dotyczą często nawet fizycznych osób....

     Oczywiście (jeszcze raz powtórzę) lichwa jako pobieranie nieusprawiedliwionego procentu od pożyczek udzielanych fizycznym osobą jest z pewnością moralnie złe i szkoda tylko, że banki islamskie potrafią dobrze funkcjonować bez tego źródła dochodu a "katolickie" nie potrafią. Choć pewnie kluczem jest owa "katolickość".

    A co do zamiany która faktycznie zaistniała, to po pierwsze granica zmiany podejścia do lichwy nie przebiega raczej nawet obok SVII; a po drugie zmian (zakaz na dozwolone i odwrotnie) w Kościele było przecież mnóstwo (mój ulubiony: zakaz klękania w kościele, ten z soboru nicejskiego)  ale nigdy nie dotyczyły doktryny (owe nigdy nie obejmuje czasu działania "ducha wiadomego").

    @Gregorius: Anawim chyba miał na myśli, że nikt się nie organizuje dookoła krytyki tego zagadnienia jak dookoła krytyki akukumenizmu, wolności religijnej itd. a nie, że nikt tak nie uważa. Nikt za to "umierać nie zamierza" - i słusznie :)
    Pan Barcikowski ma raczej rację - w tej akurat kwestii :)


  • Lichwa złem i jest i basta, pytanie co jest lichwą (np. w przypadku spółek giełdowych, funduszy inwestycyjnych, partnerstwa,.......) a co nią nie jest.
    W czasach kiedy pieniądz był (jak to mawiano) bezpłodny - bo "pieniądz nie może zrodzić nowego pieniądza" a do tego nie zużywał się i nie podlegał inflacji (!) żądanie jakiegokolwiek oprocentowania uważane było za zdzierstwo i niesprawiedliwość. Moralnie podlegał krytyce Kościoła (a chyba nawet karze ekskomuniki przez jakiś tam czas?).
    Ale wraz z zmianą gospodarki, pojawieniem się przemysłu,.... pieniądz zyskał zdolność inwestycyjną, zyskał "płodność", a zatem przestał być "dobrem niezniszczalnym" na którego pożyczeniu właściciel nic nie traci.  
    Dlatego, już w pierwszej połowie XIXw. (a nie po SVII) Kongregacja Officjum wydawało dokumenty w treści zezwalające na pobieranie "umiarkowanego procentu" od pożyczek kapitałowych (patrz: słownik katolickiej nauki społecznej) . 

    Owszem, Vix pervenit mówi, że sam fakt pobierania procentów a nie ich wysokość jest grzechem ciężkim ale jak pisałem wcześniej, wynikało to z niemożliwości zrozumienia gospodarki której jeszcze nie było!
    Masz niskie mniemanie o możliwościach poznawczych Magisterium :) Vix pervenit powstała w połowie XVIII wieku. Rozwój różnych instrumentów finansowych miał miejsce zdecydowanie wcześniej: np. obsługa handlu zagranicznego, lokowanie wolnych środków pieniężnych w kahałach żydowskich, finansowanie wypraw wojennych, powstanie Kompanii Wschodnioindyjskiej.

    Co do inflacji też się mylisz. Występowała ona również w kruszcowym systemie monetarnym (np. zwiększone wydobycie srebra, psucie pieniądza przez władców).
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.