Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Kto to jest ten Kiko??

123578

Komentarz

  • Jeszcze a propos Pasterek, to Google mówią mi o istnieniu w krajach latynoamerykańskich zwyczaju odprawiania tych Mszy o północy, tak jak u nas. Jest na nie nawet dość ciekawe hiszpańskie określenie: ,,Misa de Gallo", czyli Msza Koguta. A to dlatego, że koguty miały być świadkami Narodzin Pana. Ciekawe, że w naszej kulturze kładziemy nacisk na pastuszków, a tam na drób. :wink:
  • No tak. Masz rację, co do Pasterki :shamed:
    Odprawiana o 24.00 pod nazwą Misa de gallo.

    Pomyłka moja wzięła się stąd, że zawsze, kiedy obchodziłam Święta w Hiszpanii msza uroczysta (tak, jak u nas Pasterka- zaczynała się przy świecach śpiewaniem kolędy) była o 18.30. Potem, tak jak pisałam, procesja przez miasto.
    Misa de gallo była tylko w katedrze, więc na tyle daleko, że nawet mi o niej nie mówili (pewnie się bali, że będę chciała iść :wink:)

    Dodam jeszcze, że dlatego kogut, bo po Narodzeniu Jezusa leciał obwieszczać dobrą nowinę całemu światu.
    Pewnie był szybszy od pasterzy:wink:
  • Jestem na Drodze 20 lat w Lublinie Łodzi i Warszawie. Nie jestem specjalnie gorliwym neonem, ale dzięki Drodze odkryłem ze Kościół naprawdę żyje ( choć pierwsze nawrócenie przeżyłem w Odnowie w Duchu Świętym, a mam przyjaciół także w innych formacjach - Focolare , Communione Liberazione, Kościele Domowym), że chrześcijaństwo to nie tylko zbiór prawd intelektualnych ale Spotkanie z Bogiem i z drugim człowiekiem zwłaszcza w niewielkiej wspólnocie.
    Dzięki Drodze mogłem uczestniczyć w głoszeniu Dobrej Nowiny na ulicach (jako świecki posłany przez proboszcza), w ewangelizacji pod domach od drzwi do drzwi, mogłem się przekonać że liturgia Eucharystii może być porywającym doświadczeniem, co roku w parafii czuwamy cała noc z Wielkiej Soboty na Niedziele Zmartwychwstania kiedyś oddalony od Boga zacząłem systematycznie uczestniczyć w sakramentach, patrząc na przyjaciół którzy mają liczne rodziny i słysząc słowa zachęty - doczekałem się dziewięciorga dzieci. Ale przede wszystkim osobiście i po wielokroć mogłem odczuć że Bóg kocha mnie chociaż jestem grzesznikiem - że to nie jest teologiczny slogan. Naprawdę dzięki Drodze zupełnie zmienił się mój stosunek do Sakramentu Pojednania. Wreszcie na koniec - nauczyłem się śpiewać w kościele pełnym głosem, co więcej zacząłem modlić się tym co śpiewam.

    Neokatechumenat nie jest idealną formacją dla wszystkich (takich po prostu nie ma), ale dla mnie na pewno skuteczną. Wiele oczywiście zależy od osobowości moderatorów (formatorów, katechistów, animatorów). Ale tak chyba jest wszędzie. Można zacząć myśleć o sobie i tej formacji że jest jedyna i najlepsza - ale do poczucie każdego neofity - niezależnie od religii czy ideologii. Droga nie jest sektą. Wiele wspólnego ma Droga z Ruchem Anonimowych Alkoholików. Tyle tylko, że my jesteśmy wspólnotą (nie)Anonimowych Grzeszników. Oprócz AA - Droga kojarzy mi się ze świętym Franciszkiem i Ignacym Loyolą. Inicjator Drogi - Kiko Arguello wielokrotnie wspomina o swej fascynacji Karolem de Fucauld. Ja sam chociaż czasem niejednokrotnie zamiast iść Droga i wędruję "poboczem" - wciąż jestem pewien, że Droga znajduje się w samym sercu Kościoła. W Polsce do związków z Droga Neokatechumentalną otwarcie przyznają sie m.in. biskup siedlecki Zbigniew Kiernikowski, redaktor naczelny FRONDY Grzegorz Górny, także muzycy rockowi : Robert Friedrich Litza - założyciel zespołu ARKA NOEGO a także Tomek Budzyński (ARMIA) i Darek Malejonek (MALEO REGGAE ROCKERS).

    Pozdrawiam i Szczęśliwego Nowego Roku

    Raginis
  • Poniżej spory tekst ze strony jezuici.pl. Autorem jest ekspert - ks. Dariusz Kowalczyk - jezuita, doktor teologii dogmatycznej. Od 2003 r. prowincjał Prowincji Wielkopolsko-Mazowieckiej Towarzystwa Jezusowego.

    Życzę miłej lektury

    Raginis


    ---------------------------------------

    Dariusz Kowalczyk SJ

    SPÓR O NEOKATECHUMENAT


    W Liście apostolskim Novo millennio ineunte Jan Paweł II, pisząc o różnorodności powołań i o komunii w Kościele, wskazuje na obowiązek "popierania różnych form zrzeszania się, zarówno tradycyjnych, jak i nowszych ruchów kościelnych, ponieważ nadają one Kościołowi żywotność, która jest darem Bożym i przejawem prawdziwej Â?wiosny DuchaÂ?" (nr 46). Nowych ruchów kościelnych powstało po Soborze Watykańskim II rzeczywiście wiele, lecz... nie zawsze cieszą się one wsparciem wspólnoty Kościoła. Nawet te ruchy, które mogą pochwalić się kilkudziesięcioletnią historią oraz oficjalnym poparciem kolejnych papieży, bywają zwalczane przez tropiących nieprawomyślność współwyznawców. Do takich często krytykowanych wspólnot kościelnych należy neokatechumenat. Na internetowym forum Opoki (www.opoka.org.pl/porozmawiajmy) niejednokrotnie formułowano podejrzliwe pytania dotyczące Drogi Neokatechumenalnej. "Czy jest prawdą, że neokatechumeni nie odmawiają różańca, nie odprawiają drogi krzyżowej, nie śpiewają na swoich liturgiach tradycyjnych pieśni? Czy jest prawdą, że wszystkie naczynia liturgiczne używane przy Eucharystii neokatechumenatu mają napis Â?KikoÂ? [imię założyciela neokatechumenatu]" â?? dopytywał się dociekliwy internauta. Inny zdecydowanie nie zgadzał się ze mną: "Protestuję! Już rok temu Ojciec próbował wybielać Â?neoÂ? â?? i co z tego wynikło? W międzyczasie Ojciec Święty wystosował list w sprawie nieuregulowanego statutu tej organizacji i... głucha cisza"[1]. Ktoś inny pytał jeszcze o fundamenty: "Czy w neokatechumenacie uwzględnia się Tradycję Kościoła, a w tym szczególnie łaskę Miłosierdzia Bożego?" Warto zatem pokusić się o refleksję nad charyzmatem Drogi Neokatechumenalnej. Kim są neokatechumeni, którzy dla jednych reprezentują to, co najlepsze w chrześcijaństwie, a dla innych są po prostu podejrzaną sektą?

    NOWE SPOTKANIE Z CHRZTEM

    Dla Kiko Arg??ello, młodego Hiszpana, przełomowym doświadczeniem było zetknięcie się z konkretną ludzką nędzą. Stanął wówczas wobec nietzscheańskiego dylematu: albo Bóg jest dobry, ale nie może nic uczynić, by pomóc biednym ludziom; albo mógłby im pomóc, ale tego nie czyni, ponieważ jest okrutny. Młody Hiszpan, targany wątpliwościami, przeżywa - jak sam stwierdza - wielką niespodziankę: "Wiecie, co zobaczyłem w tych ludziach? Nie zobaczyłem tego, o czym mówi Nietzsche, czy Bóg może lub czy nie może. Zobaczyłem w nich Chrystusa Ukrzyżowanego"[2]. Kiko nie tylko doświadczył Jezusa w ubogich, ale postanowił żyć razem z najuboższymi. Ten dobrze zapowiadający się artysta malarz wziął ze sobą Biblię i gitarę i poszedł żyć wśród nędzarzy, Cyganów w barakach Palomeras Altas na przedmieściach Madrytu. Kiedy pewnego razu w jednej z cygańskich rodzin Kiko usiłował powiedzieć coś o Bogu, po kilku minutach przerwała mu znudzona i zirytowana stara Cyganka. "To są wszystko brednie - stwierdziła. â?? Rzeczy dla księży. Bóg istnieje, ale o innym życiu po śmierci nic nie wiemy. Mój ojciec umarł i nie przyszedł już więcej do domu. Widziałeś go? Bo ja nie! I czy słyszałeś w ogóle o kimś, kto wrócił z cmentarza żywy?" Zmartwiony "kaznodzieja" nie wiedział, co odpowiedzieć. Wrócił do domu i zaczął czytać Biblię. W Dziejach apostolskich znalazł fragment opowiadający o tym, jak to prokurator Festus wyjaśniał królowi Agryppie sprawę niejakiego Pawła z Tarsu, który został uwięziony na wniosek Żydów. "Oskarżyciele - stwierdza Festus - nie wnieśli przeciwko niemu żadnej skargi o przestępstwa, które podejrzewałem. Mieli z nim tylko spory o ich wierzenia i o jakiegoś zmarłego Jezusa, o którym Paweł twierdzi, że żyje" (Dz 25, 18-19). Kiko wiedział już, co odpowiedzieć starej Cygance. Zrozumiał, że oczekiwała ona na wskazanie człowieka, który umarł, ale powrócił z cmentarza żywy, świadcząc, że istnieje życie wieczne, w którym znajdują swoje spełnienie wszystkie nasze tęsknoty. Zrozumiał także, że chrześcijaństwo opiera się właśnie na tej nowinie: pewien człowiek zmartwychwstał; umarł, ale powrócił żywy i żyje do dziś, gdyż śmierć nie ma nad nim już władzy. Tym człowiekiem jest Jezus Chrystus, Syn Boży.

    W ten sposób rodziła się wspólnota złożona z żebraków, prostytutek, złodziei, kryminalistów i analfabetów. Kiko nie moralizował, nie czynił wyrzutów, ale głosił - jak umiał - Jezusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego. Proste słowo Ewangelii, śpiew psalmów, modlitwa i konkretne świadectwo solidarności przemieniały takich ludzi jak legendarny już Jos?? Agudo. Ten Cygan, który nigdy nie zajmował się godziwą pracą, a żonie i dzieciom kazał żebrać, któregoś dnia po prostu uwierzył, że w oparciu o Ewangelię może zmienić swoje życie. Oddał skradzione pieniądze, znalazł pracę, dzieci posłał do szkoły, pokochał żonę... To, co niemożliwe, okazało się możliwe.

    W barakach w Palomeras Kiko poznał Carmen Hernandez. Ta wykształcona kobieta, która również żywiła pragnienie bycia z biednymi, przyłączyła się do niego i do dzisiaj jest jego towarzyszką w dziele ewangelizacji. Pierwszą wspólnotę w Palomeras odwiedził arcybiskup Madrytu Casimiro Morcillo, który rozpoznał w niej działanie Ducha Świętego. To on zachęcił Kiko i Carmen, aby poszli ze swoim doświadczeniem do parafii. Okazało się, że Kiko odkrył - nie zdając sobie z tego sprawy - dynamikę katechumenatu, który w pierwszych wiekach Kościoła był skuteczną drogą przygotowania pogan do przyjęcia chrztu świętego. Główna różnica polegała na tym, że Kiko miał do czynienia z ludźmi ochrzczonymi. Jego oparta na głoszeniu Słowa Bożego, celebrowaniu liturgii i życiu we wspólnocie "metoda" ewangelizacji miała więc na celu odkrycie sakramentu chrztu i wypływającej z niego godności chrześcijanina, stąd mowa o neo-katechumenacie. Na ten aspekt wskazywał kilkanaście lat potem Jan Paweł II: Piękna jest także nazwa: Wspólnoty Neokatechumenalne. Ta nazwa przypomina nam katechumenów, którzy kiedyś przygotowywali się do Chrztu. Teraz w pewnym sensie brak nam tego, ponieważ chrześcijanie otrzymują Chrzest jako małe dzieci. Brak jest tej instytucji Kościoła pierwotnego, tzn. tego przygotowania, które by nas angażowało w Chrzest. Chrzest staje się sprawą dokonaną, ale brak mu w nas dojrzałości. I dlatego neokatechumenat usiłuje uzupełnić to, czego nam brak[3]. Kiko - słuchając zachęty arcybiskupa Morcillo - przyjął zaproszenie proboszczów dwóch madryckich parafii i rozpoczął w nich głoszenie katechez, jakie zrodziły się w barakach Palomeras. Okazało się, że również w środowisku wielkomiejskich parafii katechezy zaowocowały powstaniem wspólnot ludzi, którzy podjęli drogę nawrócenia. W ten sposób Droga Neokatechumenalna zaczęła rozprzestrzeniać się w Madrycie oraz w innych diecezjach Hiszpanii. Były to lata sześćdziesiąte, czas Soboru Watykańskiego II. W Polsce po raz pierwszy katechezy inicjujące Drogę Neokatechumenalną zostały wygłoszone w Lublinie w kościele księży jezuitów w 1975 roku.

    NOWE CHARYZMATY

    W 1968 roku Kiko z polecenia arcybiskupa Madrytu udał się do Rzymu, gdzie zaczął głosić katechezy. Również w Wiecznym Mieście owocowały one powstawaniem wspólnot. Dziś Droga Neokatechumenalna istnieje w ponad 80 parafiach diecezji Jana Pawła II, biskupa Rzymu. W wielu z nich gromadzi się kilkanaście wspólnot, będących na różnych etapach wtajemniczenia neokatechumenalnego.

    W ciągu trzydziestu lat neokatechumenat dotarł do większości krajów wszystkich kontynentów. "Neokatechumenat â?? informuje Józef Majewski â?? (...) jest dzisiaj prawdziwą wspólnotową potęgą: należy do niego ponad milion członków, działających w 105 krajach (przede wszystkim w Europie i Ameryce), w 883 diecezjach i prawie w 5 tys. parafii. Droga znana jest z licznych powołań kapłańskich, mając 731 Â?własnychÂ? księży, 63 diakonów i 1457 seminarzystów"[4].

    To szybkie rozprzestrzenianie się Drogi stało się możliwe dzięki charyzmatowi katechistów wędrownych. Są to ludzie, którzy pozostawiają na pewien czas swoje miejsce zamieszkania i pracę, aby być dyspozycyjnym w głoszeniu katechez wszędzie tam, gdzie o to są proszeni. Zgłębiając ten nowy charyzmat w Kościele, Jan Paweł II zauważył: Myślę, że jeśli dziś istnieją katechiści wędrowni - także i papież zaczął wędrować - to jest to owoc tego właśnie odkrycia. Gdy się raz odkryło owo bogactwo, ową tajemnicę Chrystusa, ową tajemnicę, która stanowi o naszej tożsamości osobowej, duchowej, chrześcijańskiej, to nie można nie usiłować dzielić się tym z innymi[5].

    Innym "neokatechumenalnym" charyzmatem jest tzw. misja rodzin. Chodzi o całe, najczęściej wielodzietne rodziny, które wyjeżdżają do innych krajów, aby tam zamieszkać i głosić Słowo Boże w sposób, jaki poznali w okresie wieloletniej formacji neokatechumenalnej. Będąc w Moskwie, spotkałem takie rodziny z Polski, Włoch i Hiszpanii. Tego rodzaju misję podejmuje się oczywiście w ścisłej łączności z biskupem danego Kościoła lokalnego. Warto tutaj zauważyć, że rodziny "neokatechumenalne" wyróżniają się otwartością na życie (przeciętna rodzina ma pięcioro dzieci). To kolejny, swoisty "charyzmat", który stanowi czytelny znak dla współczesnych, zlaicyzowanych społeczeństw, w których rozpowszechnia się rodzinny model "2 plus 1", gdyż większa liczba dzieci wydaje się być przeszkodą w tzw. samorealizacji. Warto na marginesie zauważyć, że jeśli zlaicyzowani chrześcijanie nie będą mieli dzieci, to jest tylko kwestią czasu, kiedy staną się mniejszością w krajach uważanych do tej pory za chrześcijańskie.Owocność misji jakiejś rodziny zależy, szczególnie na terenach, gdzie brak struktur eklezjalnych, od obecności kapłana. Coraz więcej rodzin czuło się wezwanych do dzieła ewangelizacji, ale nie zawsze można było znaleźć kapłana, który pojechałby z taką rodziną na misje. Tymczasem wielu członków neokatechumenatu słyszało powołanie do kapłaństwa, a zarazem do uczestnictwa w ewangelizacji w ramach charyzmatu "neokatechumenalnego". Wstąpienie do jakiegoś seminarium diecezjalnego lub zakonu oznaczało przyjęcie innej drogi formacji chrześcijańskiej. W tej sytuacji zrodziła się idea utworzenia seminarium, w którym formacja do kapłaństwa byłaby oparta na formacji we wspólnotach neokatechumenalnych. Pierwsze takie seminarium, nazwane "Redemptoris Mater", powstało w Rzymie. Obecnie na całym świecie jest ich ponad 30. Nie są to seminaria Drogi Neokatechumenalnej, ale prawdziwe seminaria diecezjalne zależne od miejscowego biskupa. Seminarzyści neokatechumenalni otrzymują tę samą formację filozoficzno-teologiczną, co wszyscy inni alumni seminariów. Pracują w parafiach jako diakoni, a potem przez kilka lat jako prezbiterzy, zanim biskup wyśle ich na misje m.in. z rodzinami ze wspólnot neokatechumenalnych. Jeśli jednak biskup uważa, że brakuje kapłanów w diecezji, może dysponować księżmi "z neokatechumentu" bez żadnych warunków.

    Cechą charakterystyczną seminariów "Redemptoris Mater", o których utrzymanie troszczą się wspólnoty neokatechumenalne całego świata, jest ich międzynarodowość. Droga neokatechumenalna odpowiada tym samym na wezwanie Soboru Watykańskiego II, który w Dekrecie o posłudze i życiu prezbiterów naucza: "Gdzie zaś wymagałyby tego racje apostolstwa, należy ułatwić nie tylko lepsze rozmieszczenie prezbiterów, lecz także trzeba zorganizować specjalne dzieła duszpasterskie dla różnych grup społecznych w jakimś kraju lub narodzie, czy w jakiejkolwiek części świata. W tym celu można zatem z pożytkiem utworzyć jakieś seminaria międzynarodowe [...] dla dobra całego Kościoła, [...] zawsze z zachowaniem praw ordynariuszy miejscowych" (PO, 10). Również w Warszawie od kilkunastu lat istnieje Archidiecezjalne Misyjne Seminarium "Redemptoris Mater", w którym - w oparciu o Drogę Neokatechumenalną - przygotowują się do kapłaństwa klerycy z różnych krajów świata.

    PO CO NEOKATECHUMENAT W PARAFII?

    Co mogą wnieść wspólnoty neokatechumenalne w życie parafii? Jaka jest misja neokatechumenatu w parafii? Otóż coraz pilniejszym zadaniem dla Kościoła jest przejście od duszpasterstwa sakramentów, czyli "zachowawczego", do duszpasterstwa ewangelizacji. Z badań statystycznych wynika, że w przeciętnej parafii Europy Zachodniej we Mszy świętej niedzielnej uczestniczy 10% wiernych. Księża docierają z posługą Słowa i Eucharystii właśnie do tej części wiernych. A co z pozostałymi, którzy są obojętni religijnie albo określają się jako niewierzący? Do nich nie trafia duszpasterstwo sakramentalne, bo za takowe trudno uznać tradycyjny chrzest, ślub i pogrzeb w kościele. Potrzebne jest duszpasterstwo ewangelizacyjne i misyjne, aby dotrzeć do ludzi oddalonych od Kościoła. Duszpasterstwo sakramentalne ogarnia tych, którzy wierzą i chcą swoją wiarę wzmocnić i pogłębić. Duszpasterstwo ewangelizacyjne zaś chce budzić wiarę w obojętnych i niewierzących.

    By dostrzec obecność Chrystusa w sakramentach czy biskupach, potrzeba wiary. Powstaje zatem pytanie: Jaka obecność Chrystusa budzi wiarę? Kiko w barakach Palomeras odkrył praktycznie i konkretnie znaczenie słów modlitwy samego Jezusa: "aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty, Ojcze, we Mnie, a ja w Tobie, aby i oni stanowili w Nas jedno, aby świat uwierzył, żeś Ty Mnie posłał. [...] Oby się tak zespolili w jedno, aby świat poznał, żeś Ty Mnie posłał i żeś Ty ich umiłował, tak jak Mnie umiłowałeś" (J 17, 21. 23b). Te słowa mówią o miłości Boga do człowieka oraz o rodzącej się z niej miłości pomiędzy ludźmi, która stanowi czytelny znak dla świata i budzi wiarę. Członkowie wielotysięcznych parafii są często anonimowi; nie znają się nawzajem. Jeśli ktoś ma się źle, to rzadko ktoś pójdzie go odwiedzić, ponieważ go nie zna. Anonimowy tłum parafian nie jest żadnym znakiem miłości i jedności. Stąd potrzeba małych wspólnot, w których dochodzi się do takiej miłości, która stanowi znak zapytania dla innych: "Popatrzcie, jak oni się miłują!" Pierwsza neokatechumenalna wspólnota w barakach na przedmieściach Madrytu była takim znakiem dla innych, biedaków i wykolejeńców, znakiem nadziei, że miłość istnieje. Była ona zaczynem, który przemienił życie wielu oddalonych od Boga i Kościoła. Wspólnoty neokatechumenalne chcą być właśnie takim zaczynem w parafii, czymś przyciągającym oddalonych... Jan Paweł II rozpoznał ten aspekt charyzmatu Drogi Neokatechumenalnej: Parafia jest czymś szerszym niż wasza wspólnota, ale Jezus tak właśnie tę sprawę ustawił. On mówi o zaczynie. Tak jest: istnieje zaczyn i istnieje ciasto, a zaczyn zawsze będzie tylko częścią czegoś większego, zawsze będzie czymś małym. Ciasto natomiast jest ciastem - potrzebuje zaczynu. [...] Kontynuujcie w tej parafii, pozostańcie zaczynem, kontynuujcie jako zaczyn[6].

    Dynamika Drogi Neokatechumenalnej jest taka, że raz uformowana wspólnota wchodzi na drogę nawrócenia, przeżywając określone etapy formacji. Zasadniczo nikt nowy do niej nie dochodzi. Nowe osoby mogą natomiast dzielić doświadczenie Drogi Neokatechumenalnej poprzez wejście do nowej wspólnoty, uformowanej po tzw. katechezach wstępnych. Stąd w niektórych parafiach znajduje się wiele wspólnot neokatechumenalnych, będących na różnych etapach. Na przykład w rzymskiej parafii Męczenników Kanadyjskich, do której należy 4000 mieszkańców, gdzie trzydzieści lat temu kościół był prawie pusty, są obecnie 24 wspólnoty, a tworzące je rodziny mają łącznie 950 dzieci. Ta etapowość formacji neokatechumenalnej budzi u niektórych różne podejrzenia. Na przykład ks. prof. Andrzej Zuberbier twierdził: "Neokatechumenat zorganizowany jest w szereg etapów czy stopni wtajemniczenia rozłożonych na wiele (kilkanaście) lat. Zastrzega się ich pełną tajemnicę w stosunku do tych, którzy do tych etapów jeszcze nie doszli. Wytwarza się w ten sposób swoisty ezoteryzm. Są wtajemniczeni i niewtajemniczeni"[7]. Trudno zgodzić się z tego rodzaju opiniami. Przecież jakiekolwiek kształcenie wymaga pewnych etapów. Jeśli ktoś chce nauczyć się tańczyć, to nie może zaczynać od startu w zawodach par tańca sportowego, bo jedynie się ośmieszy i zniechęci. W zakonie nie zaczyna się od uroczystej profesji, ale od nowicjatu, po którym następują inne etapy formacji zakonnej. Byłoby czymś dziwacznym, gdyby ktoś, widząc np. różnice w formacji nowicjuszy i kapłanów, podejrzewał dany zakon o ezoteryzm oraz niedopuszczalny podział na wtajemniczonych i niewtajemniczonych. Sam przeszedłem - najpierw jako kleryk, a potem jako kapłan - wiele etapów formacji neokatechumenalnej i nigdy nie czułem się mniej albo bardziej "wtajemniczonym" w sensie gnostyckim. Po prostu, szukałem woli Bożej na każdym z etapów i dziękowałem za to, co było mi oferowane. Ponadto, gdyby komuś oddalonemu od Kościoła, kto rozpoczyna dopiero katechezy neokatechumenalne, postawiono takie same wymagania-zaproszenia jak ludziom po wielu latach formacji, to prawdopodobnie bardzo szybko by się zniechęcili. Z drugiej strony, tak naprawdę wszystko zostaje powiedziane podczas katechez wstępnych, tyle że początkujący słuchacze nie są w stanie tego wszystkiego usłyszeć. Jeśli np. słyszy się słowo: "Miłujcie waszych nieprzyjaciół", to mentalnie rozumie się to zdanie, ale potrzeba długiej formacji, aby krok po kroku doświadczyć egzystencjalnie sensu takiego wezwania. W chrześcijaństwie powinni być mniej i bardziej wtajemniczeni (dojrzali). Jeśli rodzice prezentują taką samą świadomość bycia chrześcijanami jak ich pierwszokomunijne dzieci, to jest to chrześcijaństwo chore. Oczywiście zawsze mogą zdarzyć się chlubne wyjątki...

    NEOKATECHUMENALNE WTAJEMNICZENIE

    Na czym polega - dla niektórych bardzo podejrzane - neokatechumenalne wtajemniczenie? Polega ono na wchodzeniu w to doświadczenie, które stało się udziałem Kiko i pierwszych założonych przez niego wspólnot. Chodzi o życie tym charyzmatem, który Bóg dał Kościołowi poprzez Drogę Neokatechumenalną. Stąd dziwi kolejny zarzut księdza Zuberbiera: "W neokatechumenacie nie istnieje komunikacja z Â?dołuÂ? do Â?góryÂ?, tzn. od członków grup (wspólnot) młodszych do starszych, do tzw. katechistów. Nie ma miejsca na dialog, na wyjaśnianie wątpliwości. Liczy się jedynie transmitowany z Â?góryÂ? nakaz, katecheza, czy decyzja wyższych katechistów". Znowu odwołam się do analogii z formacją zakonną. Na początku życia zakonnego nowicjusz może, a nawet powinien rozmawiać, dzielić się trudnościami i wątpliwościami z mistrzem nowicjatu; nie oznacza to jednak, że nowicjusz tłumaczy mistrzowi jak powinno wyglądać życie zakonne. Podobnie jest w neokatechumenacie: charyzmat, który otrzymali Kiko i Carmen, jest przekazywany innym, którzy mogą go przyjąć albo odrzucić, ale nie mogą arbitralnie domagać się zasadniczych zmian w charyzmacie, bo wtedy nie będzie to już charyzmat "neokatechumenalny". Jan Paweł II w oficjalnym liście z 30 sierpnia 1990 roku pisze: Uznaję Drogę neokatechumenalną jako itinerarium formacji katolickiej ważne dla współczesnego społeczeństwa i dla naszych czasów. Życzę zatem, by Bracia w Biskupstwie docenili i wspomagali - razem ze swymi prezbiterami - to dzieło Nowej Ewangelizacji, aby ono realizowało się zgodnie z liniami zaproponowanymi przez inicjatorów. A zatem jest miejsce na dialog i wyjaśnianie wątpliwości, ale Droga Neokatechumenalna winna się rozwijać zgodnie z charyzmatem, który otrzymali jej inicjatorzy. W przeciwnym razie nie byłaby tym, co Duch Święty wzbudził jako dar dla Kościoła.

    Katechiści neokatechumenalni są zatem zobowiązani, by bronić powierzonego im charyzmatu. Niekiedy dzieje się bowiem tak, że jakiś - mówiąc delikatnie - mało pokorny kapłan pojawia wśród wspólnot neokatechumenalnych i zaczyna je "ustawiać" według swojego widzimisię. Napotykając na słuszny opór katechistów odpowiedzialnych za formację, podnosi larum, iż nie szanuje się w neokatechumenacie kapłanów. Wygląda to tak, jakby jakiś kapłan kazał siostrom karmelitankom głosić Ewangelię na ulicach, a słysząc ich odmowę, oburzał się, że nie słuchają Kościoła. Kapłani, a szczególnie biskupi, winni rozeznawać i strzec charyzmatów, a nie modyfikować według własnych upodobań. Wtajemniczenie w charyzmat Drogi Neokatechumenalnej odbywa się w trzech podstawowych etapach. Pierwszy etap rozpoczyna się 15 katechezami wstępnymi (faza kerygmatyczna), w czasie których poprzez głoszenie Słowa i celebrowanie liturgii (jedna liturgia pokutna, jedna liturgia Słowa z wręczeniem Biblii oraz jedna Eucharystia) formuje się - jeśli pragną tego uczęszczający na katechezy ludzie - wspólnotę. Rozpoczyna się wówczas neokatechumenalna droga chrześcijańskiego wtajemniczenia, oparta na trzech filarach: Słowo, Liturgia, Wspólnota. Ta druga faza pierwszego etapu, następująca po katechezach wstępnych, nazywa się prekatechumenatem. Po kilku latach prekatechumenatu wybiera się we wspólnocie katechistów, którzy tworzą ekipę i głoszą katechezy, zakładając następną wspólnotę. W ten sposób powstaje w danej parafii Droga, czyli sieć wspólnot będących na różnych etapach.

    Drugi etap to katechumenat post-chrzcielny. Wejście do niego odbywa się stopniowo: poprzez pierwsze i drugie skrutinium, pomiędzy którymi jest tzw. konwiwencja Szema. Potem rozpoczynają się katechezy dogmatyczne, dogłębna refleksja nad Credo i Katechizmem Kościoła Katolickiego. W tym okresie przeżywa się ważne fazy neokatechumenalnej formacji: Wprowadzenie w Modlitwę (neokatechumeni zaczynają modlić się z brewiarzem), Traditio (posyła się wszystkich po dwóch po domach na terenie parafii, aby dzielili się swoim doświadczeniem wiary), Redittio (podczas specjalnych liturgii w parafii katechumeni dają publiczne, oficjalne świadectwo swojej wierze). Etap katechumenatu kończy się wprowadzeniem w pogłębione rozumienie modlitwy Ojcze Nasz. Doświadczałem tego etapu formacji neokatechumenalnej w jednej ze wspólnot rzymskich. Robiłem wówczas licencjat i doktorat z teologii na Uniwersytecie Gregoriańskim. Muszę przyznać, że uczestniczenie w życiu wspólnoty neokatechumenalnej wzbogaciło mnie duchowo, ale również intelektualnie. Refleksja nad poszczególnymi artykułami Credo czy też wezwaniami Modlitwy Pańskiej wymagała bowiem połączenia egzystencjalnego, konkretnego doświadczenia z poważną lekturą i teologicznym studium. Stąd zupełnie nie rozumiem ks. Zuberbiera, który pisał: "W neokatechumenacie nie podejmuje się teologicznego czy katechetycznego kształtowania członków Â?drogiÂ?. Całe kształcenie polega na przekazywaniu od Â?góryÂ? katechez â?? pouczeń". Delikatnie mówiąc, tego rodzaju opinie są jakimś nieporozumieniem. Myślę, że niejeden młody kapłan po seminaryjnej formacji mógłby pozazdrościć katechistom neokatechumenalnym duchowego i intelektualnego wyrobienia w sprawach wiary.

    Trzeci â?? ostatni â?? etap Drogi Neokatechumenalnej to Wybór i Odnowienie przyrzeczeń chrzcielnych. Powyższe trzy okresy odpowiadają trzem stopniom życia chrześcijańskiego: pokora, prostota, uwielbienie. Chodzi o to, aby neokatechumen poznał samego siebie w świetle Ewangelii i przyjął prawdę o sobie w pokorze (prekatechumenat), a następnie - przez prostotę życia - doszedł do postawy nieustannego uwielbiania Boga w Kościele. Kiko wielokrotnie powtarza, że trzeba tworzyć wspólnoty chrześcijańskie takie jak Święta Rodzina z Nazaretu, które żyłyby w pokorze, prostocie i uwielbieniu i w których drugi jest Chrystusem.

    Etapowe wtajemniczanie na Drodze Neokatechumenalnej w doświadczenie chrześcijańskie nie oznacza wcale, że neguje się praktykę i przeżycia religijne z okresu przed wstąpieniem do wspólnoty. Przejście jakiegoś etapu nie oznacza też, że oto teraz ktoś posiadł wiedzę i duchową wrażliwość niedostępną niewtajemniczonym. Neokatechumenalne katechezy, wspólnotowa i osobista refleksja oraz modlitwa nie są jakąś gnozą, ale pomocą w odkrywaniu egzystencjalnego, konkretnego sensu wiary. Na przykład wprowadzenie w modlitwę Ojcze Nasz nie polega na odkrywaniu wiedzy tajemnej, ale towarzyszeniu człowiekowi, aby mógł głębiej odkryć znaczenie poszczególnych wezwań Modlitwy Pańskiej dla jego konkretnego życia. Jeśli zwracamy się do Boga "Ojcze", to warto zastanowić się, gdzie i w jaki sposób doświadczamy tego Ojcostwa. Neokatechumenalne wprowadzenie w Ojcze Nasz ma właśnie pomóc człowiekowi w spojrzeniu na swoją przeszłość, teraźniejszość i przyszłość, aby dostrzec różne przejawy Bożego Ojcostwa. Nie przekreśla się doświadczeń przeszłości, ale wręcz przeciwnie: uwydatnia się je. Z drugiej strony nie traktuje się takiego wprowadzenia jako czegoś, co czyni z wiernego pewnego siebie specjalistę od Pana Boga. Odkrywanie Boga Ojca we własnym życiu jest przecież czymś nieustannie wychylonym ku przyszłości. Stąd niezrozumiała jest dla mnie kolejna uwaga ks. Zuberbiera, że "w neokatechumenacie wszystko zaczyna się od nowa, jakby Bóg w życiu członków wspólnot dotychczas nie działał, owszem, jakby Jego jedynym działaniem było doprowadzenie człowieka do neokatechumenatu". Moje doświadczenie Drogi Neokatechumenalnej jest akurat odwrotne: kolejne etapy pomogły mi lepiej dostrzec wspaniałe, wielorakie działanie Pana Boga w całym moim dotychczasowym życiu.

    Neokatechumenat krytykowany jest niekiedy za swój specyficzny język. Na Drodze prawdy wiary chrześcijańskiej głosi się na swój sposób. Kiko Arg??ello mówił o tym do 253 biskupów z obu Ameryk: Droga ma swój język. Nie gorszcie się tym językiem, przeciwnie. Pewien ekspert od mass mediów powiedział nam, że gdyby Droga nie miała swojego języka, to nie miałaby nic. Ten, kto coś odkrył, natychmiast wzbogaca język. To jest kultura. Niektórzy księża są tak słabo wykształceni, że mówią, iż mamy własny język: "Ci neokatechumeni mają swoje śpiewy, mają swój sposób wyrażania się, mają swój język". Oczywiście, że musimy mieć swój język! I musimy mieć jakąś syntezę, to jest fundamentalne. Trzeba tylko wiedzieć, czy jest on profetyczny, rzeczywisty, prawdziwie pomaga ludziom[8]. W Kościele zawsze było wiele różnych sposobów mówienia o tych samych sprawach. Boga, który daje się doświadczyć w Kościele, nie można przecież zamknąć w jakimś jednym systemie pojęć i zachowań. Stąd potrzeba uczenia się akceptacji wielu różnych sposobów wyznawania wiary. Od księży natomiast należy wymagać, aby byli obeznani z różnym językami w Kościele. Proboszcz, który jest przekonany, że jego sposób katechizowania jest jedynym słusznym, nie zbuduje nigdy parafii, która byłaby - tak jak chce tego Sobór Watykański II - wspólnotą wspólnot. Droga Neokatechumenalna - jako jeden z charyzmatów dany Kościołowi przez Ducha Świętego - wpisuje się w ten soborowy model eklezjalnej jedności w różnorodności. Dlatego Jan Paweł II powiedział: Myślę, że istnieje pewien sposób odbudowania parafii na podstawie doświadczenia neokatechumenalnego. Naturalnie, nie można tej metody narzucać wszystkim; lecz jeśli jest tylu chętnych, to dlaczego nie? Jest ona bardzo autentyczna, dobrze współgra z samą istotą parafii [...]. Parafia jest podstawową wspólnotą w Kościele i może bardzo autentycznie wzrastać na podłożu doświadczenia neokatechumenalnego[9].

    Początki i rozwój neokatechumenatu przypominają mi historię zakonu jezuitów, który był podejrzewany o różne błędy i niecne intencje. Historia ta pokazuje, że przeciwności pozwalają dojrzewać i krzepnąć. Nasuwa się jednak pytanie: Czy tych przeciwności musi być aż tak wiele z wewnątrz Kościoła? Jan Paweł II podkreśla, że nowe stowarzyszenia i ruchy w Kościele winny okazywać posłuszeństwo miarodajnym wskazaniom pasterzy. Ale jednocześnie stwierdza, że do wszystkich odnosi się wymagające i stanowcze napomnienie Pawła Apostoła: "Ducha nie gaście, proroctwa nie lekceważcie. Wszystko badajcie, a co szlachetne â?? zachowujcie" (1 Tes 5, 19-21). Zresztą już Gamaliel przestrzegał faryzeuszów i uczonych w Prawie: "Jeżeli bowiem od ludzi pochodzi ta myśl czy sprawa, rozpadnie się, a jeżeli rzeczywiście od Boga pochodzi, nie potraficie ich zniszczyć i może się czasem okazać, że walczycie z Bogiem" (Dz 5, 38-39). Nowe ruchy kościelne są przejawem "wiosny Ducha". A że stwarzają niekiedy problemy i nie pozwalają nam zagnieździć się w utartych koleinach... To powód do zadziwienia i wdzięczności.
  • Dzięki, Jacek. Czekałem, aż ktoś wreszcie wklei jakąś neońską apologetykę. :thumbup:

    Swoją drogą ciekawi mnie, czy o organizujących się społecznościach sympatyków liturgii trydenckiej ks. Kowalczyk także by napisał, że to nowe ruchy kościelne, które są przejawem "wiosny Ducha" :tooth:
  • Pax, pax między krześcijany!

    (-:
  • Ks. bp Louis Emile Bougaud, Kościół. Poznań 1925, s. 165

    Jedność cechą prawdziwego Kościoła

    Ponieważ prawda z natury swej jest tylko jedna, Kościół, któremu powierzoną została, jeden jest również. A ponieważ skarb prawdy dlatego tylko został Kościołowi powierzonym, ażeby szafując nim oświecał dusze wszystkie jednym i tym samym światłem, przetoż Kościół sprowadza jedność. To go odróżnia od fałszywych religii; to jest cecha, po której go zawsze będzie można poznać.
  • Ks. Jules Didiot, Słownik Apologetyczny Wiary Katolickiej podług D-ra Jana Jaugey'a, opracowany i wydany staraniem x. Wł. Szcześniaka, Mag. Teol. i grona współpracowników, T. II. Warszawa 1894, s. 344

    (...)jeśli Jedność Rzymska sprzeciwia się logicznie wszelkiej herezji, to przecież nie sprzeciwia się wcale wolności umysłów i różnorodności zwyczajów poza istotowymi artykułami wiary i życia chrześcijańskiego. Nie przeraża jej bynajmniej rozliczność szkół i opinii, sama nawet rozmaitość rytów liturgicznych i praw kanonicznych, byleby centralna powaga Piotra utrzymywała się w swej sile. Nawet roczniki Kościoła stwierdzają ten fakt szczególny a na pierwsze wejrzenie dziwny, że owa rozmaitość w Kościele co dzień mocniej wykazuje konieczność jedności, każe ona coraz żywiej pożądać jej dobrodziejstw, i zacieśnia jeszcze bardziej święte jej węzły. Władza papieska nigdy nie bywa silniejsza w Kościele, jak nazajutrz po sporach biskupów i doktorów katolickich; wszyscy oni głębiej odczuwają, jak bardzo osobistą stałość i wewnętrzny pokój zawdzięczają Opoce, której bramy piekielne nie przezwyciężą.
  • Mona, a masz w swojej biblioteczce jakieś nowsze wydawnictwa? Choćby o. de Mello?

    :cool:
  • Kiedyś chodziłam do Jezuitów w kościele św. Anny na wykłady o ekumenizmie. Pamiętam ten na temat buddyzmu (były tylko 3 osoby w tym ja). Szkoda, że krztusiłam się ze śmiechu przy pytaniach, bo może więcej bym się dowiedziała... :devil:
  • ekumenizm między Kościołem a religią politeistyczną???

    Napisz, co oni tam mówili, bo normalnie nie wierzę w to, co przeczytałam :shocked::shocked::shocked:
  • A ja chodziłem do jezuitów na Rakowieckiej w Warszawie do kawiarni w podziemiach, bo mieli dobre ciastka. Więcej kontaktów nie miałem. A książki de Mello, których moja żona w czasach oazowych sporo nazbierała, komisyjnie wyrzuciłem do śmietnika.
  • Było spalić :devil:
    Jeszcze ktoś przeczyta i będziesz go miał na sumieniu :wink:
  • Sumienie by mi nie pozwoliło emitować dwutlenek węgla do atmosfery :cool:
  • Podobno medytacja buddyjska może zbliżyć do boga :devil:
  • w konkurencji neoni - tradsy wybieram TRADSÓW.

    TADAAAMMM!!
  • Czyli równowaga w przyrodzie zostaje zachowana :bigsmile::bigsmile::bigsmile:

    TADAAAAM!!!
  • więc neoni -NIE
    tradsi -hhmm
    OD--hhmm

    Ja mam podobnie :wink:
    Małgorzato, byłaś kiedyś na "tradycyjnej" Mszy św. ?
    Mój mąż, który nie mówi prawie nigdy o swoich odczuciach, po każdej takiej Mszy twierdzi, że czuje ogromną radość i wewnętrzny pokój.
    Nie jest to żadna wspólnota, tylko Msza św., na którą może przyjść każdy kto tego zapragnie...

    Opus Dei też mi się podoba
    http://sekrety-opusdei.pl/
  • no i nie bardzo wiem, jak się "dostać " do OD

    Ja też nie wiem :bigsmile:
    ... Z drugiej strony... Po co się dostawać?...
    Można stosować reguły św. Josemarii w swoim życiu i po prostu dążyć do świętości?
  • [cite] malgorzata:[/cite]nie byłam, nawet nie wiem , czy w Łodzi takie są
    W najbliższą niedzielę o 15:00 kościół pw. św. Józefa â?? ul. Ogrodowa 22.

    Opus Dei ma w Łodzi póki co tylko ośrodek dla mężczyzn.
  • Wracając do adremu.

    Owoce Drogi Neokatechumenalnej

    Minionych dwadzieścia lat było świadkiem, jak ta forma pochrzcielnego katechumenatu pobudziła do wiary żywej (wpływającej na codzienną egzystencję) wielu naszych parafian, którzy przedtem opierali swą pobożność i przynależność do Kościoła raczej na tradycji i przyzwyczajeniu niż na głębokim osobistym przekonaniu wpływającym na życie.
    We wspólnotach neokatechumenalnych naszej parafii żyje wiele osób przyciągniętych "kerygmatem" Dobrej Nowiny spoza Kościoła â?? były to osoby zsekularyzowane i "relatywnie" tylko związane z parafią. Przyciągnięte zostały w większości świadectwem wspólnot lub poszczególnych braci zdolnych już po trosze do życia w miłości i jedności tak zastanawiających, że ich autorstwo można przypisać jedynie Chrystusowi i rzeczywiście dojrzewającej już wierze. Drogę Neokatechumenalną można ze spokojnym sumieniem określić mianem duszpasterstwa "oddalonych" i polecić ją każdemu proboszczowi, któremu leży na sercu "zabłąkana owca".
    Wiele małżeństw Pan Bóg zdołał odbudować czy wręcz uratować od rozpadu poprzez Drogę Neokatechumenalną â?? większość z nich dziś prawdopodobnie by nie istniało.
    Zastanawiające jest również, że w neokatechumenacie spotykamy się zazwyczaj z rodzinami wielodzietnymi, z małżeństwami przeżywającymi z ogromną wielkodusznością swoją odpowiedzialność za rodzicielstwo. Trudno byłoby nie dostrzec, że wielkoduszność ta realizuje się często w heroicznym wręcz otwarciu na życie â?? są to postawy, które z mentalnością świata nie mają już nic wspólnego â?? są ewidentnym znakiem wiary.
    Innym owocem są młodzi â?? ratowani przez wspólnoty od pustego życia i prób wypełnienia go próżną rozrywką, alkoholem, narkotykami czy seksem. Wspólnota staje się dla nich środowiskiem wspierającym ich w walce z pociągającą często mentalnością świata i rówieśników. Nie należy tu zapomnieć, że rodzice często stają się w pewnym momencie bezradni w ich próbach przekazania dzieciom wiary â?? wspólnota staje się wtedy nie rzadko jedyną nadzieją i dopełnieniem ich rodzicielskich wysiłków.
    Parafia stała się "Kościołem apostolskim" w szerokim pojęciu tego słowa â?? ewangelizuje na zewnątrz swego terytorium. Katechiści z naszych wspólnot głoszą katechezy i są odpowiedzialni za neokatechumenat w różnych parafiach: Ewangelizuje także poza granicami kraju poprzez świeckie katechistki:
    Droga Neokatechumenalna w parafii wzbudziła powołania misyjne także wśród księży należących do wspólnot:
    ks. Andrzej Szczęsny â?? Karaganda (Kazachstan)
    ks. Andrzej Graczyk â?? Tbilisi (Gruzja)
    ks. Grzegorz Pawlaczyk â?? katechista wędrowny, obecnie w ekipie odpowiedzialnej za Drogę Neokatechumenalną w Rumunii.
    Dwukrotnie cała pierwsza wspólnota wraz z proboszczem i wspólnotami z Włoch oraz Hiszpanii przekazywała wiarę przez osobiste świadectwo i ryt "Traditio" dwóm wspólnotom węgierskim i jednej rumuńskiej. Obrzędom przewodniczył Jenq Sch??nberger â?? Biskup Ordynariusz Diecezji Satu Mare (Rumunia).
    Obok charyzmatu katechistów Pan Bóg wzbudził też na Drodze Neokatechumenalnej rodziny misyjne gotowe wyjechać dokądkolwiek, by wraz z dziećmi dawać świadectwo życiem i ewangelizować na terenach, gdzie nigdy nie było lub nie ma już Kościoła. W ten sposób Ojciec Święty Jan Paweł II wręczył krzyże misyjne i posłał na tereny, które sam określił mianem "terra nullius" (ziemia niczyja) ponad trzysta rodzin ze wspólnot neokatechumenalnych. Ich misję określił mianem "implantatio ecclesiae" (wszczepienie Kościoła). Kolejnych dwieście rodzin posłał już Ojciec Święty Benedykt XVI dnia 12 stycznia 2006 roku.
    Opisane wyżej rodziny potrzebowały oczywiście na misji Eucharystii, Sakramentu Pojednania i wszystkiego, co związane jest z posługą prezbitera. Tak zrodziła się myśl tworzenia diecezjalnych seminariów misyjnych opartych na formacji neokatechumenalnej i powołaniach pochodzących z "Drogi". Ojciec Święty uznał ich powstanie za konieczne i tak pierwsze Diecezjalne Seminarium Misyjne Redemptoris Mater powstało w Rzymie. Dziś jest ich sześćdziesiąt na wszystkich kontynentach. Seminaria te, wraz z setkami (a raczej już tysiącami) młodych, którzy je wypełniają, są kolejnym owocem Drogi Neokatechumenalnej.
    Także w naszych wspólnotach Pan podarował nam powołania do kapłaństwa misyjnego:
    ks. Piotr Modrzejewski â?? Chorwacja
    ks. Sebastian Krystkowiak â?? Szwajcaria
    Seminarzysta Piotr Gic â?? Zambia
    Trzeba też wspomnieć o wielu dziewczynach, które dzięki "Drodze" odkryły swoje powołanie do życia konsekrowanego. Jest ich ponad trzy tysiące w różnych zakonach kontemplacyjnych.
    Jednym z piękniejszych momentów dla wspólnot i całej parafii jest czas uroczystego wyznania wiary będący częścią rytu "Redditio". Do tej pory zostały dopuszczone do tego rytu dwie wspólnoty.
    Mówiąc o owocach, trzeba na koniec wspomnieć jeszcze o fakcie, który choć wzbudza wśród niektórych pewne kontrowersje, jest zapewne zmianą zasługującą na miano epokowej. Po Soborze Watykańskim II mówi się często o parafii jako "wspólnocie wspólnot". Droga Neokatechumenalna zakłada właśnie i powoli realizuje ten ideał przejścia z anonimowego duszpasterstwa ogółu â?? można by powiedzieć "duszpasterstwa świątyni", do duszpasterstwa wspólnoty, jako Ciała Chrystusa Zmartwychwstałego. Jest faktem oczywistym z psychologicznego punktu widzenia, że nie można prawdziwie kochać kogoś, kogo się nie zna. W formie przeżywania Kościoła jako małej wspólnoty, nie tylko zanika całkowicie anonimowość, ale także, po latach, wspólne życie w szczerości karmione Słowem i Liturgią rodzi prawdziwą braterską miłość. A przecież w niej właśnie ma objawiać się Kościół jako "lumen gentium" światło narodów.


    Źródło
  • Fragment Mszy św. z Łodzi
    (Z okazji dzisiejszego święta)

    hsWRGX7gfto

    Niektóre komentarze pod tym filmikiem na You Tube

    If only Belgium was as Catholic as Poland! Please relieve us of this horrible "modern church" experiment and let us restore the Holy liturgy everywhere!


    If Germany also would be like Poland! As same as all other countries who are captured by catholic liberalism

    I just got back from studying in Poland for 5 months and I already know one thing which I will miss most is the reverence of the Mass there, thank you for the video, Dzeinkuje Bardzo!
  • Maciek, chyba mnie zabijesz, że przytaczam opis z TEJ STRONY, ale własnie przypadkiem na nią weszłam i... :shamed:

    W dniach 5-6 grudnia [2008 r.] przeżywaliśmy w naszym seminarium adwentowy dzień skupienia. Był on wyjątkowy nie tylko z racji oczekiwania na przyjście Pana, lecz również z racji, iż po raz pierwszy prowadzili go katechiści wspólnot neokatechumenalnych. W pierwszej części dnia skupienia uczestniczyliśmy w nieszporach połączonych z głoszeniem kerygmatu. Z kolei druga część naszego skupienia poświęcona była głównie poznawaniu drogi neokatechumenalnej. Zwieńczeniem dnia skupienia była uroczysta Msza św., której przewodniczył Ks. Bp Marian Błażej Kruszyłowicz. W homilii podkreślił znaczenie i doniosłość ruchów i wspólnot w Kościele.

    Dalsze wersje nieoficjalne można sobie poczytać...
  • [cite] mona:[/cite]Niektóre komentarze pod tym filmikiem na You Tube
    Zapewne autorom komentarzy wydało się, że tak wygląda zwyczajna Msza w polskiej parafii. Tymczasem jeżeli chodzi o dostępność Mszy w starym rycie, to nie mamy powodów do radości. Nasz Episkopat wbrew Papieżowi uzależnił możliwość celebracji od zgody ordynariusza, co jest wykorzystywane do blokowania inicjatyw wiernych. Na przykład nasza prośba o zgodę na odprawianie Mszy w rycie nadzwyczajnym w kościele w Józefowie, pod którą podpisało się 50 osób, leży od września u księdza arcybiskupa na szufladzie i nic nie wskazuje na to, aby miała ją opuścić. Gdybym był złośliwy, to bym powiedział, że komuś zależy na tym, aby sympatycy liturgii trydenckiej z tej okolicy przyłączyli się do lefebrystów w pobliskiej Radości :confused:
  • [cite] mona:[/cite]Dalsze wersje nieoficjalne można sobie poczytać...
    Swój stosunek do "źródeł zastrzegających sobie anonimowość" wyrażałem już w innym wątku. A że dzień skupienia prowadzili świeccy, to chyba nie powinno nikogo bulwersować.
  • [cite] mona:[/cite]Coraz więcej kościołów z Mszą trydencką w Polsce...
    Czyli przez półtora roku po całkowitym uwolnieniu starej Mszy św. przybyło w Polsce aż PIĘĆ miejsc, w których taka liturgia jest sprawowana co najmniej raz w tygodniu. Niesamowita wielkoduszność, nie ma co...
  • Mój ojciec, kiedy rozmawiał ze swoim proboszczem o Mszy trydenckiej usłyszał, że odprawiaja ją tylko Lefebryści :confused:
  • Odnośnie anonimowych źródeł:
    Napisali, że "sprawę zgłoszą do Watykanu", więc nie ma się co martwić :wink: :bigsmile:
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.