Teraz doczytałam wypowiedź dr Dębskiego, że: "tę ciążę skończyliśmy w 35. tygodniu cięciem cesarskim, dziecko będzie żyło jeszcze przez dwa, trzy miesiące i będzie umierało w cierpieniach (...) "
Jeżeli to prawda, to dziecko nie przebywa w naturalnych warunkach, ale jak myślałam, jest umieszczone w inkubatorze i poddawane procedurom medycznym - inaczej zmarło by w bardzo krótkim czasie.
Faktem jest, że pewne środowisko mord dziecka nienarodzonego (II Trymestr ciąży) uważa za posunięcie słuszne i właściwe, natomiast jest bardzo "wrażliwe" na los dziecka, które urodziło się w 35 tyg. życia płodowego.
Dopowiem jeszcze, że osoba, która by przeprowadziła kolejne zapłodnienie pozaustrojowe u tej pacjentki, powinna trafić do kryminału. Przypominam, że ta kobieta wszystkie ciąże miała z zapłodnienia pozaustrojowego, kończyły się poronieniem; natomiast owocem ostatniej ciąży jest to, głęboko upośledzone maleństwo.
W powyższym nawiązuję do wypowiedzi dr Dębskiego: "ta pacjentka mogłaby za miesiąc próbować zachodzić w kolejną ciążę (...) jest pacjentka po cięciu cesarskim, w związku z tym będzie mogła zachodzić w ciążę za rok."
To dziecko wcale nie musiało by cierpieć. Są odpowiednie środki przeciwbólowe, powinny być kochające ramiona rodziców. Nie należało by trzymać tego maleństwa na oddziale intensywnej terapii, ale z zabezpieczoną główką oddać je rodzicom, którzy otoczyli by je swoją troskliwą opieką. Ten maluszek poza: środkami przeciwbólowymi, karmieniem, pojeniem i pielęgnacją ciałka, nic więcej nie potrzebuje.
Teraz przyszło mi do głowy, że być może to maleństwo zostanie rozebrane na przeszczepy. Odczekają tylko trochę, żeby sprawa przycichła. W Polsce robi się takie rzeczy, znam to z autopsji.
Piszą, że kobieta przezywa traumę i jest pod opieką psychologa. Ciekawe czy ta "trauma" uchroni ją skutecznie przed staraniem się o kolejne dziecko z IV?
1. Pomyśl - skąd są brane organy dziecięce do transplantacji, przecież wśród niemowlaków prawie nie ma takich, które giną w katastrofie.
2. Miałam kiedyś możliwość pracować w szpitalu (miasto wojewódzkie), mieliśmy na oddziale maleńkiego pacjenta (kilka miesięcy) z całkowitą niewydolnością wątroby. Rodzice się nim nie interesowali. Pewnego dnia przyszłam do pracy i zobaczyłam, że łóżeczko Krzysia jest puste, zapytałam - gdzie jest maluch? Usłyszałam odpowiedź, że pojechał do Centrum Zdrowia Dziecka na przeszczepy. Spytałam - dostanie wątrobę? Odpowiedzią była głucha cisza. Wtedy dotarło do mnie, co z maleńkim Krzysiem zrobią.
Wiem, że zawieziono go żywego. Domyślam się, że tak się postępuje częściej, tylko się o tym głośno nie mówi. Draki nie zrobiłam, bo byłam tam jako wolontariuszka. Wtedy już mieszkałam w Niemczech i w tym mieście przebywałam niejako na urlopie. Opiekowałam się dzieckiem z Syndromem Downa, które było wtedy w tym szpitalu, a jego mama była inwalidką na wózku. Chciałam być salową, bo nie jestem pielęgniarką, ale jak się przełożona pielęgniarek dowiedziała, że mam maturę, to mnie na pielęgniarkę wzięła. Oprócz swojego podopiecznego miałam pod opieką dzieci z DD i Krzysia właśnie - czyli dali mi dzieci, o które w razie czego i tak nikt by się nie upomniał. Robiłam przy nich wszystko, oprócz wkłuć dożylnych, m.in. wlewy. Tutaj powiem, że w Niemczech wlew (jest założony wenflon i przez niego podaje się zastrzyk do żyły) może tylko lekarz robić. W tym szpitalu spędziłam ok. 7 tyg., to był początek lat 90.
Miałam nawet jedno bardzo pozytywne doświadczenie. Przywieźli chłopca (już kilkuletniego, nie zapamiętałam imienia), który miał po raz drugi zapalenie opon mózgowych. Chłopczyk się "zatrzymywał", tak się określa stan nieprzytomności, był podłączony do jakiejś aparatury. Na cały szpital był jeden lekarz, poprosił mnie, żebym przy tym chłopcu siedziała i w razie gdyby coś się działo, zadzwoniła po niego. Siedziałam więc, podczas modlenia się na Brewiarzu usłyszałam głos, że mam się nad tym chłopcem pomodlić. Odłożyłam Brewiarz, położyłam na dziecku ręce i modliłam się dłuższy czas, widziałam, że chłopczyk się poruszył, ale nie byłam pewna czy mi się nie wydaje. To było rano, bo Jutrznię odmawiałam. O godz. 8 kończyła się moja zmiana, po powrocie do domu zaraz zadzwoniłam na odział - usłyszałam, że dziecko się obudziło, czyli odzyskało przytomność i pyta o tę siostrę, co przy nim w nocy była.
Te same osoby, które domagają się prawa do zabijania dzieci nienarodzonych, nawet w tak późnym okresie życia płodowego, zarazem najgłośniej gardłują przeciw ubojowi rytualnemu.
No błagam Klarciu, p ubojowi rytualnemu i niepotrzebnemu znęcaniu sie są wszyscy normalni chrześcijanie oraz ludzie bezwyznaniowi ale mający choć trochę Boga w sercu, większość przeciwników to katolicy. Lewica sie dokleiła bo po pierwsze za pomocą propagowania dobroci dla zwierząt można się wylansować po drugie niektórzy boją sie, że jakby byli za ubojem to gadano by o ich pochodzeniu.... Dziwi mnie jednak, że aborcja to tak drażliwy temat, przecież oczywiste jest, że to morderstwa na bezbronnych dzieciach.
W powyższym nawiązuję do wypowiedzi dr Dębskiego: "ta pacjentka mogłaby za miesiąc próbować zachodzić w kolejną ciążę (...) jest pacjentka po cięciu cesarskim, w związku z tym będzie mogła zachodzić w ciążę za rok."
Może lepiej powinna w ogóle nie zachodzic, ja na jej miejscu darowałabym sobie prokreację i to nie ze wzgl. na cesarki.
Ja się zastanawiam dlaczego nikt nie mówi o tym że to dziecko było z IV. Że ta kobieta kilkakrotnie była w ciąży za pomocą IV. Że powinna skarżyć lekarza który ją do tego kolejnego IV dopuścił bo moim zdaniem po tylu poronieniach z tego powodu i obciążeniach dla.organizmu kobiety przy tej procedurze nie powinien jej do tego dopuścić. Moim zdaniem to była od początku prowokacja. Zamyślona niekoniecznie w stosunku do prof. Chazana ale do klauzuli sumienia i zmiany w prawie do aborcji.
Tez jestem pewna, ze prowokacja, juz omowilismy, dlaczego.
Natomiast pani, ktora do prowokacji zostala uzyta niczym znaczone banknoty, pewnie sobie nie zdaje sprawy z tego. Pewnie przekonana, ze misje dziejowa ma, ze bedzie polska Jane Roe i dostanie haslo w wikipedii. Tymczasem, wychu.. li kobiete i to jest w sumie najbardziej kulturalne okreslenie. Wrocila pod skrzydla aborcjonisty Debskego, a ten opiekunczo i humanitarnie opowiada w mediach o dziecku-potworku, nawet pokazuje zdjecia, zeby i redaktor Kuzniar zalapal. Wyobrazam sobie atmosfere porodu, czy teraz panujaca na oddziale, gdzie dziecko przebywa. I budzenie sie codziennie jako "matka potworka". Z blizna, ktora "przypomina o potworku". Chazan dal tej kobiecie mozliwosc pokochania dziecka. Byc moze pierwsza w jej zyciu mozliwosc pokochania kogos, a nie sprowadzenia czlowieka do roli towaru. Ona nie skorzystala i sama jest teraz towarem, na ktorym juz zreszta nastepni probuja zbijac kase.
To samo mi chodzi cały czas po głowie. No bo jakim cudem kobieta po 5 IV, po 13 latach starania się o dziecko nie umie znaleźć w Wawie jednego gina aborcjonisty?
Tutaj znalazłam dowód, że Klarcia pisząc, iż podejrzewa, że dziecko od prof. Chazana zostanie przeznaczone na narządy do transplantacji, nie przesadzała:
"Inni kazali pacjentce kontynuować taką ciążę, żeby dziecko mogło być dawcą narządów "
Rozwala mnie ta historia i jazgot wokół całej sprawy. Widzę jak na fb kolejni znajomi stadnie się oburzają bo w tefałenach powiedzieli, że to oburzające. I mnie krew zalewa na zmianę ze skrajnym przygnębieniem.
Przerażające jest jak łatwo inteligentnym z pozoru ludziom zrobić mierzwę z mózgu.
Komentarz
http://www.tvn24.pl/gdyby-prof-chazan-zobaczyl-to-zycie-ktore-uratowal-mialby-inne-podejscie,446260,s.html
Jeżeli to prawda, to dziecko nie przebywa w naturalnych warunkach, ale jak myślałam, jest umieszczone w inkubatorze i poddawane procedurom medycznym - inaczej zmarło by w bardzo krótkim czasie.
Poród w 27 tyg. życia płodowego dziecka jest także nazywany poronieniem.
Faktem jest, że pewne środowisko mord dziecka nienarodzonego (II Trymestr ciąży) uważa za posunięcie słuszne i właściwe, natomiast jest bardzo "wrażliwe" na los dziecka, które urodziło się w 35 tyg. życia płodowego.
Dopowiem jeszcze, że osoba, która by przeprowadziła kolejne zapłodnienie pozaustrojowe u tej pacjentki, powinna trafić do kryminału. Przypominam, że ta kobieta wszystkie ciąże miała z zapłodnienia pozaustrojowego, kończyły się poronieniem; natomiast owocem ostatniej ciąży jest to, głęboko upośledzone maleństwo.
W powyższym nawiązuję do wypowiedzi dr Dębskiego: "ta pacjentka mogłaby za miesiąc próbować zachodzić w kolejną ciążę (...) jest pacjentka po cięciu cesarskim, w związku z tym będzie mogła zachodzić w ciążę za rok."
To dziecko wcale nie musiało by cierpieć. Są odpowiednie środki przeciwbólowe, powinny być kochające ramiona rodziców. Nie należało by trzymać tego maleństwa na oddziale intensywnej terapii, ale z zabezpieczoną główką oddać je rodzicom, którzy otoczyli by je swoją troskliwą opieką.
Ten maluszek poza: środkami przeciwbólowymi, karmieniem, pojeniem i pielęgnacją ciałka, nic więcej nie potrzebuje.
" ciekawa jest historia tej kobiety - ma 38 lat, stara się dziecko od 13 lat, to piąta ciąża, w wyniku in vitro. "
I przyrównam do wypowiedzi dr. Dębskiego, że cc uniemożliwiło tej pani szybkie staranie się o kolejną ciążę.
http://wielodzietni.org/discussion/comment/1065647#Comment_1065647
"Jeśli ona go nie chce, to ja je mogę adoptować"
Naprawdę, byłabyś na to gotowa?
Jeżeli tak, to chyba masz okazję.
Mnie by nie dali, ale gdybym mogła, to pojechałabym do tego szpitala i pielęgnowała malucha do ostatniego dnia jego życia.
Cały czas nagonka na niego a o in vitro i jego skutkach nikt nie wspomni.
---------------------
A ja jakoś jestem spokojna o profesora.
Ma Najlepszy Oręż po swojej stronie.
On już wygrał wojnę!
Ciekawe czy ta "trauma" uchroni ją skutecznie przed staraniem się o kolejne dziecko z IV?
1. Pomyśl - skąd są brane organy dziecięce do transplantacji, przecież wśród niemowlaków prawie nie ma takich, które giną w katastrofie.
2. Miałam kiedyś możliwość pracować w szpitalu (miasto wojewódzkie), mieliśmy na oddziale maleńkiego pacjenta (kilka miesięcy) z całkowitą niewydolnością wątroby. Rodzice się nim nie interesowali.
Pewnego dnia przyszłam do pracy i zobaczyłam, że łóżeczko Krzysia jest puste, zapytałam - gdzie jest maluch? Usłyszałam odpowiedź, że pojechał do Centrum Zdrowia Dziecka na przeszczepy.
Spytałam - dostanie wątrobę? Odpowiedzią była głucha cisza. Wtedy dotarło do mnie, co z maleńkim Krzysiem zrobią.
Draki nie zrobiłam, bo byłam tam jako wolontariuszka. Wtedy już mieszkałam w Niemczech i w tym mieście przebywałam niejako na urlopie. Opiekowałam się dzieckiem z Syndromem Downa, które było wtedy w tym szpitalu, a jego mama była inwalidką na wózku.
Chciałam być salową, bo nie jestem pielęgniarką, ale jak się przełożona pielęgniarek dowiedziała, że mam maturę, to mnie na pielęgniarkę wzięła. Oprócz swojego podopiecznego miałam pod opieką dzieci z DD i Krzysia właśnie - czyli dali mi dzieci, o które w razie czego i tak nikt by się nie upomniał. Robiłam przy nich wszystko, oprócz wkłuć dożylnych, m.in. wlewy. Tutaj powiem, że w Niemczech wlew (jest założony wenflon i przez niego podaje się zastrzyk do żyły) może tylko lekarz robić. W tym szpitalu spędziłam ok. 7 tyg., to był początek lat 90.
Miałam nawet jedno bardzo pozytywne doświadczenie. Przywieźli chłopca (już kilkuletniego, nie zapamiętałam imienia), który miał po raz drugi zapalenie opon mózgowych. Chłopczyk się "zatrzymywał", tak się określa stan nieprzytomności, był podłączony do jakiejś aparatury. Na cały szpital był jeden lekarz, poprosił mnie, żebym przy tym chłopcu siedziała i w razie gdyby coś się działo, zadzwoniła po niego.
Siedziałam więc, podczas modlenia się na Brewiarzu usłyszałam głos, że mam się nad tym chłopcem pomodlić. Odłożyłam Brewiarz, położyłam na dziecku ręce i modliłam się dłuższy czas, widziałam, że chłopczyk się poruszył, ale nie byłam pewna czy mi się nie wydaje. To było rano, bo Jutrznię odmawiałam. O godz. 8 kończyła się moja zmiana, po powrocie do domu zaraz zadzwoniłam na odział - usłyszałam, że dziecko się obudziło, czyli odzyskało przytomność i pyta o tę siostrę, co przy nim w nocy była.
nienarodzonych, nawet w tak późnym okresie życia płodowego, zarazem
najgłośniej gardłują przeciw ubojowi rytualnemu.
No błagam Klarciu, p ubojowi rytualnemu i niepotrzebnemu znęcaniu sie są wszyscy normalni chrześcijanie oraz ludzie bezwyznaniowi ale mający choć trochę Boga w sercu, większość przeciwników to katolicy. Lewica sie dokleiła bo po pierwsze za pomocą propagowania dobroci dla zwierząt można się wylansować po drugie niektórzy boją sie, że jakby byli za ubojem to gadano by o ich pochodzeniu....
Dziwi mnie jednak, że aborcja to tak drażliwy temat, przecież oczywiste jest, że to morderstwa na bezbronnych dzieciach.
za miesiąc próbować zachodzić w kolejną ciążę (...) jest pacjentka po
cięciu cesarskim, w związku z tym będzie mogła zachodzić w ciążę za
rok."
Może lepiej powinna w ogóle nie zachodzic, ja na jej miejscu darowałabym sobie prokreację i to nie ze wzgl. na cesarki.
"Inni kazali pacjentce kontynuować taką ciążę, żeby dziecko mogło być dawcą narządów "
http://wyborcza.pl/duzyformat/1,139142,16171511,Debski__Jestem_z_pacjentka_na_dobre_i_na_zle.html
http://wiadomosci.onet.pl/warszawa/zakonczono-konferencje-nieplodnosc-plaga-zdrowotna-xxi-wieku/je5w0
Każdy moę sobie takie historyjki z palca powysysać.
Przerażające jest jak łatwo inteligentnym z pozoru ludziom zrobić mierzwę z mózgu.