To teraz Oboje jesteśmy już bardzo zmęczeni tematem...mąż smutny...mieszkań w szuflandii nie lubi, na budowę nie mamy za bardzo siły itp. Więc jest faza dołka...ja już nawet nie mam siły o tych tematach budowlanych rozmawiać itp.
AgaMaria wątka nie opuszczaj tylko zacznij używać edytowania ;0 wtedy możesz wszystko w jednym wpisie zmieścić a nie w 5 pod rząd
co do domku to nie obraź się ale wy chyba jesteście trochę "wygodniccy" a w domku to i odśnieżać trzeba i remontów pilnować, a jak on w takim złym stanie to hmm nie lepiej na wakacje do Norwegii pojechać? a domek sprzedać, albo pomalutku coś w nim dłubać
tak jak ktoś już pisał spore mieszkanie na parterze z ogródkiem to by było coś dla was i mała działka rekreacyjna z dobrym dojazdem i miłym domeczkiem
bez sensu pchać się w kredyty na stare lata (no chyba że budowanie i remonty to wasza pasja to wtedy warto się tym zajmować, ale chyba tak nie jest co?
Przyjaciółka: Aga, słuchaj najważniejsze, że twoje kolejne wyniki są dobre i że z W. jesteście razem, a reszta to naprawdę...też tak myślę, w którym lokalu to naprawdę drugorzędne...
@Maciejka, dokładnie tak myślę. Matematyka to matematyka. Nie stworzę tych pieniędzy. A nawet, jakby mi ktoś dom w b dobrym stanie dał, też bym się 10 razy zastanowiła, czy taka nieruchmość to dla nas... Jak najbardziej do przegadania. Na razie trochę się wyczerpaliśmy. Muszę wrócić do spraw bieżących, bo z tej pracy jemy chleb.
@AgaMaria, a nie łatwiej po prostu powiedzieć, że nie życzycie sobie niechcianych prezentów, które generuja koszty i poczucie winy, bo zwyczajnie macie dość kłopotów własnych? I rób tę kuchnie, kuchnia rzecz ważna. Od czegoś trzeba zacząć. Najlepiej od porządku. Graty na wierzchu frustrują bardziej niz rozstrój żołądka.
AgaMaria, pewnie to wiesz, ale tak mi się przypomina. Od urodzenia mieszkałam w domku, teraz w bloku. Domek nie tylko generuje większe koszty, ale nie da się wyremontować wszystkiego na całe życie. W domu, poza malowaniem co jakiś czas, masz też co jakiś czas np. troskę o dach, rynny (malowanie, zmiana etc), malowanie ogrodzenia, zajęcie się ogródkiem (nawet jak jest sama trawa, to też się sama nie będzie kosić, a trawnik nie rośnie przez lata sam, też wymaga czasu i zajęcia się nim) i in. Stary domek to zwykle konieczność wymiany każdej instalacji. Tak naprawdę stary dom, jego remont, może kosztować tyle, co postawienie nowego albo i więcej. Ja dom kocham, w jednej chwili bym wyprowadziła się z bloku, bo bloku nie lubię, ale dom wymaga zawsze dużego wysiłku. Im sił mniej, tym ciężej. Na studiach dużo pracowałam u ludzi, u starszych osób domy były często w bardzo złym stanie, bo one już nie miały ani sił ani pieniędzy na konieczne naprawy i remonty. Do tego jeszcze ekipy remontowe. Od wszystkich, którzy remontowali i budowali domy słyszałam, jak mało jest rzetelnych pracowników. Ludzie pracują byle jak, nie znają się na swojej pracy, na materiałach, które powinny być użyte. Jak ktoś się nie tym wszystkim nie zna, nie ma podpisanej bardzo dobrej umowy i nie stoi bez przerwy nad pracownikami z batem, to słabo widzę remont i ostateczny jego wynik. Owszem, ładny wygląd tak, ale szybko zaczną wychodzić takie cuda, które po piewsze trudno odkręcić, po drugie nie zawsze to jest możliwe. Domek to wspaniała rzecz, ale nic się tam samo nie zrobi i na to zawsze będę potrzebne pieniądze i wysiłek.
Tato chciał, ale czuje się za stary pod 80tkę. Małżonka rocznikowo tak samo, w b dobrej formie. Od początku nie chciała się w to pakować. Dobrze Jej u siebie w bloku. Tato marzył, że my tam zamieszkamy, ale niewielkim nakładem... też mu się zmienia. Najpierw chciał, żebym spaliła za sobą mosty, sprzedała mieszkanie. Teraz mówi, że chciał, żebyśmy tam latem mieszkali...a zimą w mieszkaniu. Nam się w ogóle nie chce tak przeprowadzać dla sportu... Nikt tu nie jest zaradny ani majsterklepka...biznesmeni też z nas żadni. Cała trójka Tato, Witek i ja lubimy zadania abstrakcyjne, intelektualne, wygodę, spokój, mało zmian, siedzenie przed kompem itp.
@AniaD, dzięki za Twój trzeźwy, realistyczny głos...widzę to podobnie. Faktycznie, trochę za późno sobie uświadomiliśmy, że stary dom, to dużo pułapek i nakładów...praktycy tak mówili, ale zarazem każdy mówi, co innego...dla osób z dziećmi, zaradnych, z doświadczeniem budowlanym taki dom, to nie problem. Faktycznie niepotrzebnie ponosimy nakłady na ogrzewanie, a nie korzystamy. Muszę przysiąść do tych formalności. Nie wiem, czy się kupiec znajdzie. Żeby sobie niczego nie wyrzucać, to sprawdzimy pewnie jeszcze koszt remontu po oględzinach przez eksperta...
Widzę to jako straszną akcję tzn potencjalny remont, przebudowę...nie mam ochoty. Do tego szarpanina emocjonalna. Wydaje mi się, że remont w bloku jest do ogarnięcia. A w domu starym to już hardcore. Nas przyśpieszyła ekipa. I my się sprężyliśmy pod każdym względem. A jak zaczęli odkrywać te boazerie i wykładziny, to się okazało, że jest hardkor...i koszty remontu szybują. Więc naprawdę...trudno. Tata mówi, że zniszczyłam i zrujnowałam dom, i będzie to poczucie winy podsycał...to mnie uczy...zanim coś weźmiesz, 50 razy się zastanów...
Tylko nie wiem, po co Tato tak podkopał we mnie pewność siebie? Co Mu to daje? No zawiniłam, że zdecydowałam się bez zbadania gruntownego zagadnienia. Ale pewne badania dało się zrobić po odsłonięciu...a poza tym tak naprawdę dopiero teraz wchodzę na serio w temat...
AgaMaria napewno znajdzie się kupiec a jak nie to może jakaś wielodzietna rodzina bez własnego mieszkania z obrotnym ojcem mogłaby zamieszkać? może ktoś kogo znacie? może w zamian za pomoc wam w remoncie mieszkania? wtedy rodzinna chałupa nie szła by w zupełnie obce ręce może tato by się ucieszył z "przyszywanych" wnuków, a dom by ożył
oczywiście o ile nadaje się do mieszkania a nie do zburzenia ;/
czytałam kiedyś o wielodzietnej rodzinie której jakiś Pan w Krakowie podarował dom w samym centrum
trudne to wszystko
ja jak się wkurzam na dom, na palenie w piecu, rynny, dachy, okna, odśnieżanie i inne niekończące się remonty to wołam: aaaaaaaaaaa a było w bloku zamieszkać !~;)
AgaMaria, to przykre, ale są rodzice, co lubią i wymagają, by dzieci robiły zawsze to, co oni powiedzą. Nieważne, czy to dobre, mądre i realne, ma tak być i koniec. Bo oni tak chcą, bo to ich marzenia, bo myślą, że tak będzie dobrze, bo to buduje ich dobre samopoczucie, jak dzieci słuchają rodzica. Tylko tak patrząc na dzisiejszy świat, niesamowicie zmienione realia, rady rodziców bywają zupełnie od czapy. Nie tylko mogą nie pomóc, ale potrafią prowadzić na bagna. A potem zawsze jest tak, że to nie rodzic zbiera gorzkie plony, tylko owo posłuszne dziecko.
@AgaMaria Na rozmowę z budowlańcami bierz ojca z małżonką. Czasem stara prawda usłyszana od kogoś neutralnego okazuje się odkryciem! Poza tym to ludzie, którzy znają się na rzeczy, praktycy, szybko wyperswadują nierealne pomysły i KWOTY.
Agamaria - szkoda, ze to jednak kawalek od nas, podeslalabym swojego konstruktora na ogledziny obiektywne - masz jakiegoś zaufanego? A ojciec niech sie zastanowi, czy UCZCIWIE jest sprzedawac komus dom, ktory moze okazac sie workiem bez dna, udajac, ze jest ok (bo jak rozumiem, w stanie przed oprożnieniem i zrywaniem boazerii takim mogl sie wydawac - w dobrym stanie bynajmniej nie byl). Teraz wszystko jest jasne, jesi kogoś stac, moze kupowac. Z drugiej strony - też rozumiem - mielismy w Warszawie trzy mieszkania po przodkach, w ktorych mieszkalam albo ja jako dziecko, albo rodzice (rozne, na Mokotowie w kamienicy, na Żoliborzu kawalerke, na Kole z lat 50-tych) - szkoda, ale wszystkie trzeba bylo posprzedawac, bo nie bylo nas stac na splatę reszty udzialowcow. Czlowiek ma sentyment, czasem przechodze kolo ktoregoś i patrze w okna, ale coz, sila wyzsza.
Ula, na eksperta budowlanego jestem chętna. Dla spokoju sumienia chcemy tę ekspertyzę zrobić, żeby nie żałować.
Ula, może daj namiar na tego konstruktora. Może przyjedzie? Może po drodze? Ula domek z roku 1934. Stropy 80 letnie... Jedna ściana stoi nie na fundamencie, ale na poprzecznych deskach...i w ogóle sufit trochę siadł...piony stare.
@AgaMaria napisałam tak, bo po rozmowie z budowlańcami teściowi szybko wywietrzały różne pomysły, a jak zdał sobie sprawę, że temat go przerósł dał nam spokój. Myślałam, że u Was to zdałoby egzamin.
@AgaMaria, przede wszystkim nie angażujcie się zbytnio ani emocjonalnie, ani czasowo, ani finansowo, ani decyzyjnie dopóki formalnie nie jesteście właścicielami domku, zeby w razie czego strat finansowych i moralnych nie ponieść. Niestety różnie się dzieje, ludzie potrafią zmieniać znienacka zdanie o 180 stopni, formalności potrafią się ciągnąć latami... Nie straszę, ale żeby podejmować decyzje trzeba wiedzieć na czym się stoi. Będzie wasze to zdecydujecie co z tym fantem zrobić i nikomu nic do tego.
Dziewczyny i Chłopaki dzięki! Dokładnie jestem takiego samego zdania, zwłaszcza po nowotworze bezcenny jest spokój - ten jest zawsze cenny , nie mam siły na szybką akcję, a przede wszystkim formalności to podstawa. Wymyśliłam opcję kolejną. Zrobię podłogi w jednym lub drugim pokoju. Pomaluję ten nieszczęsny jadalny z ciemną tapetą na jasno. I może namówię męża na zamieszkanie tam na lato.
Ahoj! Tylko tak nadmienię, że jak chcecie wiedzieć, jak to jest mieszkać w domku, to warto mieszkać w gorszym okresie, czyli zimie. Lato zawsze będzie fajne, nawet w rozpadającym się domku. Niewiele wtedy przeszkadza.
Komentarz
@Maciejka
@apowojek dzięki
Więc jest faza dołka...ja już nawet nie mam siły o tych tematach budowlanych rozmawiać itp.
co do domku to nie obraź się ale wy chyba jesteście trochę "wygodniccy" a w domku to i odśnieżać trzeba i remontów pilnować, a jak on w takim złym stanie to hmm
nie lepiej na wakacje do Norwegii pojechać? a domek sprzedać, albo pomalutku coś w nim dłubać
tak jak ktoś już pisał spore mieszkanie na parterze z ogródkiem to by było coś dla was i mała działka rekreacyjna z dobrym dojazdem i miłym domeczkiem
bez sensu pchać się w kredyty na stare lata (no chyba że budowanie i remonty to wasza pasja to wtedy warto się tym zajmować, ale chyba tak nie jest co?
Dzięki.
Przyjaciółka: Aga, słuchaj najważniejsze, że twoje kolejne wyniki są dobre i że z W. jesteście razem, a reszta to naprawdę...też tak myślę, w którym lokalu to naprawdę drugorzędne...
Jak najbardziej do przegadania. Na razie trochę się wyczerpaliśmy. Muszę wrócić do spraw bieżących, bo z tej pracy jemy chleb.
I rób tę kuchnie, kuchnia rzecz ważna. Od czegoś trzeba zacząć. Najlepiej od porządku. Graty na wierzchu frustrują bardziej niz rozstrój żołądka.
To wymieniłam...
Domek to wspaniała rzecz, ale nic się tam samo nie zrobi i na to zawsze będę potrzebne pieniądze i wysiłek.
Tato marzył, że my tam zamieszkamy, ale niewielkim nakładem...
też mu się zmienia.
Najpierw chciał, żebym spaliła za sobą mosty, sprzedała mieszkanie. Teraz mówi, że chciał, żebyśmy tam latem mieszkali...a zimą w mieszkaniu.
Nam się w ogóle nie chce tak przeprowadzać dla sportu...
Nikt tu nie jest zaradny ani majsterklepka...biznesmeni też z nas żadni.
Cała trójka Tato, Witek i ja lubimy zadania abstrakcyjne, intelektualne, wygodę, spokój, mało zmian, siedzenie przed kompem itp.
Faktycznie, trochę za późno sobie uświadomiliśmy, że stary dom, to dużo pułapek i nakładów...praktycy tak mówili, ale zarazem każdy mówi, co innego...dla osób z dziećmi, zaradnych, z doświadczeniem budowlanym taki dom, to nie problem.
Faktycznie niepotrzebnie ponosimy nakłady na ogrzewanie, a nie korzystamy. Muszę przysiąść do tych formalności. Nie wiem, czy się kupiec znajdzie.
Żeby sobie niczego nie wyrzucać, to sprawdzimy pewnie jeszcze koszt remontu po oględzinach przez eksperta...
Widzę to jako straszną akcję tzn potencjalny remont, przebudowę...nie mam ochoty.
Do tego szarpanina emocjonalna. Wydaje mi się, że remont w bloku jest do ogarnięcia. A w domu starym to już hardcore.
Nas przyśpieszyła ekipa. I my się sprężyliśmy pod każdym względem. A jak zaczęli odkrywać te boazerie i wykładziny, to się okazało, że jest hardkor...i koszty remontu szybują.
Więc naprawdę...trudno. Tata mówi, że zniszczyłam i zrujnowałam dom, i będzie to poczucie winy podsycał...to mnie uczy...zanim coś weźmiesz, 50 razy się zastanów...
a jak nie to może jakaś wielodzietna rodzina bez własnego mieszkania z obrotnym ojcem mogłaby zamieszkać? może ktoś kogo znacie? może w zamian za pomoc wam w remoncie mieszkania?
wtedy rodzinna chałupa nie szła by w zupełnie obce ręce może tato by się ucieszył z "przyszywanych" wnuków, a dom by ożył
oczywiście o ile nadaje się do mieszkania a nie do zburzenia ;/
czytałam kiedyś o wielodzietnej rodzinie której jakiś Pan w Krakowie podarował dom w samym centrum
trudne to wszystko
ja jak się wkurzam na dom, na palenie w piecu, rynny, dachy, okna, odśnieżanie i inne niekończące się remonty to wołam: aaaaaaaaaaa a było w bloku zamieszkać !~;)
Na rozmowę z budowlańcami bierz ojca z małżonką. Czasem stara prawda usłyszana od kogoś neutralnego okazuje się odkryciem!
Poza tym to ludzie, którzy znają się na rzeczy, praktycy, szybko wyperswadują nierealne pomysły i KWOTY.
Z drugiej strony - też rozumiem - mielismy w Warszawie trzy mieszkania po przodkach, w ktorych mieszkalam albo ja jako dziecko, albo rodzice (rozne, na Mokotowie w kamienicy, na Żoliborzu kawalerke, na Kole z lat 50-tych) - szkoda, ale wszystkie trzeba bylo posprzedawac, bo nie bylo nas stac na splatę reszty udzialowcow. Czlowiek ma sentyment, czasem przechodze kolo ktoregoś i patrze w okna, ale coz, sila wyzsza.
Ula, może daj namiar na tego konstruktora. Może przyjedzie? Może po drodze?
Ula domek z roku 1934. Stropy 80 letnie...
Jedna ściana stoi nie na fundamencie, ale na poprzecznych deskach...i w ogóle sufit trochę siadł...piony stare.
Już widzę, że cokolwiek się zrobi będą krytykować...
Jestem tym wszystkim umęczona, ale takie są uroki zarządzania zaniedbanym majątkiem.
napisałam tak, bo po rozmowie z budowlańcami teściowi szybko wywietrzały różne pomysły, a jak zdał sobie sprawę, że temat go przerósł dał nam spokój. Myślałam, że u Was to zdałoby egzamin.
Dokładnie jestem takiego samego zdania, zwłaszcza po nowotworze bezcenny jest spokój - ten jest zawsze cenny , nie mam siły na szybką akcję, a przede wszystkim formalności to podstawa.
Wymyśliłam opcję kolejną. Zrobię podłogi w jednym lub drugim pokoju. Pomaluję ten nieszczęsny jadalny z ciemną tapetą na jasno. I może namówię męża na zamieszkanie tam na lato.
Ahoj!
:-h