Savia zostalismy z mezem poproszeni o bycie swiadkami na slubie cywilnym takiej parki: on i ona ochrzczeni, pewnie nawet po bierzmowaniu, ale katolikami bym ich noe nazwala. W kosciele sa raz do roku, jesli w ogole. I mnie jednak cieszy, ze po tylu latach mieszkania ze soba, po dwojce dzieci nastapil jakis postep, porzadek. Oczywiscie, ze najlepiej by bylo, gdyby wzieli slub koscielny i zaczeli zyc po katolicku. Ale to w tym momencie niemozliwe, teraz slub cywilny jest max dla nich na co moga sie zdobyc i z tego sie ciesze. Moze kiedys dojda do innego levelu.
Problem w tym, że jeszcze dwa lata wcześniej brat był wierzący. Przystąpił do bierzmowania, służył regularnie jako ministrant. Wtedy został chrzestnym. Minęło trochę czasu i bratu się "odwidziało", smutno przyznać, pod wpływem nowej narzeczonej...
@Maura gdy mlodzi mieszkaja ze soba narazaja sie na pokusy, daja przyklad, ktory innych moze sprowadzic na manowce. Nie widze by biala sukienka czy welon moglyby kogos zgorszyc, co najwyzej moga byc niestosowne do sytuacji. Natomiast nic nam do tego.
Swoja droga to chyba welon, a nie biala suknia jest symbolem dziewictwa.
Po drugie, co juz pisalam, dziewictwo moze byc odzyskane, duchowo i mentalnie. To nie blona dziewicza swiadczy o dziewictwie (bo przeciez moglo dojsc do gwaltu) tylko czystosc mysli, zachowan stosownie do stanu. I jesli ktos to odzyska - odzyskuje dziewictwo. Ale to kwestia poboczna.
Uwazam, ze motywacje ktore pchaja do slubu sa wylaczna sprawa narzeczonych. Nawet jesli spodziewaja sie dziecka. Rozwazanie tego przypomina mi zyczliwych, ktorzy dorabiaja teorie do poczynia sie naszych dzieci. Jedna ciotka nawet stwierdzila, ze ja na pewno nie wiem, ze kosciol zezwala na npr
No coz, sama zyczliwie dorabialas teorie do slubu cywilnego
------
Taaaaa??? Ja stwierdzalam, ze cywilny mnie nie kreci/nie popieram/ze sa czasem dla mnie sprawy wazniejsze niz obecnosc nan. A czemu ktos w ogole bierze slub? Nic mi do tego.
Brałam ślub cywilny jako osoba nieochrzczona dla mnie on był bardzo ważny i jedyny. Kiedy byłam wściekła na męża, zawsze przypominałam sobie słowa przysięgi: i zrobię wszystko, żeby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe. To studziło bardzo moje emocje, bo miałam poczucie, że nie zrobiłam wszystkiego.
Na dodatek ślub brałam w adwencie. Wtedy sobota wypadała 22 grudnia i więcej dni wolnego razem ze Świętami. Byłą na tym ślubie obecna moja koleżanka z ogólniaka, katoliczka i bardzo jej byłam wdzięczna za to.
Kiedy wychodziliśmy z pałacu ślubów widziałam spojrzenie portiera pełne niesmaku i pamiętam, jak bardzo byłam tym spojrzeniem uderzona, bo ja tu szczęśłiwa młoda mężatka, a tu tylke pogardy. I naprawdę nie rozumiałam tego.
Potem ta koleżanka wytłumaczyła mi, że jest adwent i co to znaczy. Wtedy zrozumiałam tego człowieka.
Zawsze mi było jednak wstyd za tę datę ślubu.
Potem, po chrzcie ślub kościelny był w piątek po mszy św. i nie ja wyznaczałam datę. Ksiądz jakoś nie wytłumaczył, że nie powinno być przyjęcia. Było spotkanie w małym gronie.
Ślub jako przysięgę małżeńską zawsze traktowałam i traktuję poważnie. Poważnie traktuję swoje słowa i zawsze mnie boli, kiedy nie mogę ich dotrzymać. Jednak słowa przysięgi małżeńskiej nie są słowami, których nie mogła, nie chciałam dotrzymać. Pan Bóg przyszedł we właściwym czasie, bo wiedział, że mogłoby bez Niego nie wyjść to dotrzymanie słowa. Z Nim to po prostu jest możliwe, choć wcale nie takie łatwe. Dodam tylko, że ślub kościelny zawarliśmy 29 października, tuż przed 14 rocznicą cywilnego. W tym roku będziemy obchodzić 35 i 21 rocznice ślubu.
Rozumiem, że pytania o ślub nie można potraktować ogólnikowo, trzeba zawsze podchodzić do ludzi indywidualnie. Przepraszam za tak długi wywód, ale może opis tego, co czułam/czuję pomoże zamknąć dyskusję.
Mamobabciu, to co napisalas calkowicie rozumiem. Bylas ateistka. Jednak ja mam za soba juz kilka takich sytuacji, gdzie ludzie po rozwodzie, podajacy sie za katolikow, lub tez bez rozwodu,nie majac zadnych przeszkod, biora slub cywilny nie patfzac na zalobe, bo ta powinnismy nosicw sercu, nie patrzac na np Wielki Post, a to jednak co innego niz Adwent i nie mowie o sytuacji naglej.
Naprawde obluda i argumenty typu, bo pragniemy byscie byli z nami w tym szczegolnym dniu, sa niesmaczne. Kzzdy katlik wie, czym jest Wielki Post, kazdy katolik wie, ze jest opcja slubu koscielnego i majac w rodzinie czy gronie bliskich znajomych ludzi wiary, powinien sie realnie liczyc z odmowa. I niestety, gdy chocizz z krwi bliskosc, z relacji dalekosc. Wtedy nie chodzi o obecnosc, a o kolejny powod do zalu o... O!
slowa przysiego malzenskiej w slubie cywilnym sa bardzo uczciwe: zrobie wszystko, co moge. nikt, polegajac tylko na wlasnych silch, nie moze slubowac wiernosci do konca... zreszta slub cywilny to juz krok dalej noi "ppmoeszkamy, zobaczymyi.
Mnie do ślubu prowadził tata, uważam, że to piękny zwyczaj, a symbolika, że odtąd mąż ma się mną opiekować jest jak najbardziej aktualna. I jeszcze do ślubu to ojciec jest najważniejszym mężczyzną w życiu panny młodej, po ślubie mąż, a ojciec prowadząc do tego męża pokazuje, że akceptuje tą zamianę miejsc. No i generalnie nie czułam się wielbłąda, ani żadnym innym towarem;)
Moim zdaniem tzw. ślub czyli kontrakt cywilny w Wielkim Poście może być uzasadniony nie dla niewierzących albo "trochę i po swojemu wierzących", ale tylko dla osób nieochrzczonych. Dla nich Wielki Post nic nie znaczy i teoretycznie mogą nawet nie wiedzieć o co chodzi. Natomiast osoby ochrzczone, które od Kościoła się odwróciły to powinny wiedzieć jaką wymowę ma ten czas dla katolików i uwzględnić to w swoich planach ślubnych, albo nie obrażać się, że ktoś z gości nie przyjdzie ani na ślub ani na wesele. To tak samo jakby zaprosić na wesele, kogoś kto ma żałobę po bliskiej osobie, a potem się obrażać, że nie przyszedł albo się na tym weselu nie bawi i szybko wychodzi. Trzeba też uszanować gości i zwyczajnie czasami pomyśleć, a nie mówić że to jest nasz dzień i my jesteśmy najważniejsi.
Mamy znajomych, to bardzo dobrzy, wartościowi ludzie. Z jakiegoś powodu trochę w sprawach wiary pogubieni, nie do końca rozumieją o co w katolicyzmie chodzi, może nie mieli w życiu okazji by przejść właściwą formację. Wzięli ślub cywilny i na nim poprzestali. Ale coraz częściej widuję ich w kościele, chętnie też podejmują rozmowy o Panu Bogu - zarówno on jak i ona. Modlą się. Mam wrażenie, że jakoś tak "orbitują wokół wiary" a nie ma kto nimi pokierować. I raz się zdarzyło, że tej mojej koleżance powiedziałam : "Proszę, nie obraź się, bo chcę Ci coś ważnego powiedzieć a bardzo nie chciałabym Cię urazić, nie mówię tego ze złą intencją." Zwróciłam uwagę, że jeśli się czegoś oczekuje od Pana Boga to fajnie by było też przestrzegać Jego Prawa. Zaproponowałam koleżance pożyczenie mojej sukni ślubnej, starałam się przekonać, że nie jest ważne kosztowne wesele, tylko sam sakrament i porzucenie życia w grzechu. Itp. Do dziś mam w oczach wyraz jej twarzy, jak wręcz spijała to co mówię, widać było, że potrzebowała takiej rozmowy. Podziękowała mi serdecznie, relacje się ociepliły, na koniec spotkania jeszcze raz wróciła do tematu - dziękując.
Inny przykład - sytuacja podobna: przyjaciółka, z którą parę lat nie widziałyśmy się, ma "męża cywilnego". Zagaiłam rozmowę w oparciu o Przykazania, dobro duszy, etc. (dało się tak rozmawiać, bo ona jest praktykującą katoliczką, zawsze była religijna, tylko niestety trochę życie jej się pokomplikowało i teraz ciężko to rozwikłać) - powiedziała, że ojciec jej dziecka nie bardzo chce się żenić. Obiecałam modlitwę w intencji przemiany jego duszy. Też mi podziękowała za poruszenie tematu.
Kolejny przykład - bezdzietna przyjaciółka, przymierzała się do in vitro. Też odbyłyśmy rozmowę na temat niemoralności tej metody. Ona sama zrezygnowała z tego pomysłu, ale rozmowa jeszcze ją utwierdziła. W każdym razie nie tylko nie obraziła się ale jeszcze dziękowała, że zagaiłam temat.
Tak na mój rozum , to ... nie można milczeć i biernie się przyglądać jak ktoś brnie w bagnie, idzie na zatracenie, lekceważy Prawo Boże - no co z nas za katolicy jeśli się temu tylko przyglądamy?
Naprawdę, żałuję, że wokół mnie było tylu katolickich pięknoduchów, którzy "nie mieli śmiałości" upomnieć mnie, kiedy lekceważyłam Boże Prawa, przed nawróceniem. Zawsze można przecież upomnieć delikatnie, z troską - niektórzy tego bardzo potrzebują!
"Gdy twój brat zgrzeszy przeciw tobie, idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata. Jeśli zaś nie usłucha, weź ze sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków opierała się cała sprawa. Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi. A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik."
To jest jedyny przykład kiedy należy/powinno się upomnieć. No i całą procedurę podaje Chrystus, krok po kroku. ---------------------------------
Nie wiem, czy dobrze zrozumiałam , ale ... nie chcesz chyba powiedzieć, że mamy upominać wyłącznie tych, którzy grzeszą akurat przeciwko nam??
Nauka Kościoła mówi wyraźnie, że mamy obowiązek upominać grzeszników i nie precyzuje adresata tego grzechu. Jeżeli tego nie robimy - sami ryzykujemy popełnienie grzechu, tzw. cudzego lub grzechu przeciwko miłości bliźniego. W dodatku, nie upominając - nie dokonujemy uczynku miłosiernego względem duszy grzesznika, co dla nas samych jest chyba ... grzechem zaniedbania. Tak więc nie napominając grzeszących sami obciążamy swoje sumienie grzechami, za które kiedyś odpowiemy.
Uczynki miłosierne co do duszy 1. Grzeszących upominać. 2. Nieumiejętnych pouczać. 3. Wątpiącym dobrze radzić. 4. Strapionych pocieszać. 5. Krzywdy cierpliwie znosić. 6. Urazy chętnie darować. 7. Modlić się za żywych i umarłych.
Dziewięć grzechów przeciw miłości bliźniego
l. Radzić do grzechu. 2. Grzech nakazywać. 3. Na grzech drugich zezwalać. 4. Innych do grzechu pobudzać. 5. Grzech drugich pochwalać. 6. Na grzech drugich milczeć. 7. Grzechu nie karać. 8. Do grzechu pomagać. 9. Grzechu Innych bronić.
Grzechy cudze
1. Namawiać kogoś do grzechu. 2. Nakazywać grzech. 3. Zezwalać na grzech. 4. Pobudzać do grzechu. 5. Pochwalać grzech drugiego. 6. Milczeć, gdy ktoś grzeszy. 7. Nie karać za grzech. 8. Pomagać do grzechu. 9. Usprawiedliwiać czyjś grzech.
Poza tym Pan Jezus zostawił nam jeszcze
Dwa przykazania miłości
1. Będziesz miłował Pana Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem.
2. Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego.
"Jak siebie samego" - tak więc jeśli ja dbam o czystość mojego własnego sumienia - to czemu mam się nie troszczyć o sumienie bliźniego?
ps. Podoba mi się radykalna i wyrazista postawa Savii. Chyba nie umiałabym tak jak ona (nie przyjść na ślub) - zbyt dużo mam fajnych znajomych, którzy nie wierzą albo są bardzo letni - ale uważam, że świat potrzebuje też takich radykalnych postaw jakie prezentuje Savia, ponieważ takie kategoryczne stawianie sprawy przywraca pewien porządek, otwiera oczy, niektórych budzi z letargu. Dobrze, że są też tacy wyraziści katolicy.
Nie wiem, czy dobrze zrozumiałam , ale ... nie chcesz chyba powiedzieć, że mamy upominać wyłącznie tych, którzy grzeszą akurat przeciwko nam??
---
Absolutnie nie. Napisałem co napisałem - że Chrystus mówił o sytuacji, w której "należy/powinno się" upominać. W pozostałych - można. Chrystus nie powiedział "upominaj zawsze, wszystkich, wszędzie".
Ale nikt nikomu przecież nie broni. Nie zawsze po prostu jest sens tracić siły i nerwy na kopanie się z koniem.
Z innej strony Św.Paweł pisał o "nastawaniu w porę i nie w porę". Przy czym tu też chodziło m.in. o upominanie we wspólnocie, wśród braci.
No właśnie też tak myślę że upominanie to zwrócenie uwagi na to że to co dana osoba zrobiła, robi lub zamierza zrobić jest złe. Co do ślubów to w wielkim poście bym poszła ale bez wesela.W Wielkim Tygodniu bym nie poszła. Choć uważam że to biorący ślub powinni mieć na uwadze żeby termin odpowiadał zaproszonym gościom. Są pewne zachowania niestosowne. Nikt nie ma np za zle muzułmaninowi że w ramadan nie przyjdzie na uroczystość. Czemu ma mieć za złe katolikom?
Absolutnie nie. Napisałem co napisałem - że Chrystus mówił o sytuacji, w której "należy/powinno się" upominać. W pozostałych - można. Chrystus nie powiedział "upominaj zawsze, wszystkich, wszędzie".
Ale nikt nikomu przecież nie broni. Nie zawsze po prostu jest sens tracić siły i nerwy na kopanie się z koniem.
Z innej strony Św.Paweł pisał o "nastawaniu w porę i nie w porę". Przy czym tu też chodziło m.in. o upominanie we wspólnocie, wśród braci. ------------
A mnie się wydaje, że właśnie trzeba upominać. Nie "można", tylko trzeba, że to jest nasz obowiązek. Tak mi wynika z nauki Kościoła. Chyba, że nie potrafimy lub z jakiegoś powodu nie możemy tego zrobić.
UCZEŃ. Teraz wyłóżcie nam uczynki miłosierne, tak względem ciała, jak względem duszy.
NAUCZYCIEL. Uczynków miłosiernych względem ciała jest siedem, z których sześć zapisane są w Ewangelii Świętej (Mt. XXV, 35), jako to: 1. Nakarmiać łaknących. 2. Napajać pragnących. 3. Przyodziewać nagich. 4. Dawać przytułek pielgrzymom. 5. Nawiedzać chorych. 6. Odwiedzać więźniów. A zaś o siódmym uczynku miłosiernym, to jest o Grzebaniu umarłych, nauczył Anioł Rafael (Tob. XII, 12).
Uczynków miłosiernych względem duszy jest także siedem. 1. Nauczać nieumiejętnych. 2. Dawać radę wątpiącym. 3. Pocieszać stroskanych. 4. Napominać błądzących. 5. Przebaczać urazy. 6. Cudze wady znosić. 7. Modlić się za żywych i umarłych.
U. Czy jest jaki powód mogący nas wymówić od pełnienia tych miłosiernych uczynków?
N. Trzy powody mogą nas od tego wymówić.
Pierwszym jest Niemożność. I tak, ów dobry Łazarz żebrak, o którym czytamy w Ewangelii (Łk. XVI, 20), nie czynił żadnych uczynków miłosiernych względem ciała, bo niemal wszystkich tych uczynków sam potrzebował; a jednak dostąpił korony Niebieskiej cierpliwością swoją. Jest bowiem w rozrządzeniu Bożym, iżby bogaci dostępowali zbawienia przez miłosierdzie, a zaś ubodzy przez cierpliwość. Podobnież i o uczynkach miłosiernych względem duszy rozumieć macie; iż od ich pełnienia uwalnia niemożność.
I tak: kto nie ma ani umiejętności, ani roztropności dla siebie, nie jest obowiązanym do nauczania drugich i do dawania im rady.
Drugim powodem uwalniającym od uczynków miłosiernych jest Służba Bogu w stanie wyższym od życia czynnego; to powołanie bowiem częstokroć pozbawia sposobności wypełniania wielu miłosiernych uczynków. I tak, Pustelnicy, lub też Zakonnicy zamknięci w celach swoich, a zatopieni w Bogomyślności, nie mają obowiązku zaniechania swych ćwiczeń duchownych, dla szukania ludzi, którym by uczynki miłosierne wyświadczać mogli.
Trzecim powodem, jest Brak potrzeby; to jest, kiedy nie znajdujemy takich, którzy by mieli wielką potrzebę miłosierdzia naszego; bo tych tylko wspierać obowiązani jesteśmy, którzy sami sobie dopomóc nie mogą, i nie mają nikogo, kto by chciał i mógł ich wspierać. Wszelako doskonałe miłosierdzie nie czeka aż do chwili w której się zaczyna ścisły obowiązek, lecz gotowe jest zawsze do wspierania jak największej liczby ludzi, w sposób jak może najlepszy i najobfitszy.
U. Zdaje się nam, iż co do ostatniego uczynku miłosiernego, to jest modlenia się za żywych i umarłych, wszyscy wypełniać go mogą.
N. Tak jest: pod tym też względem i Pustelnicy nawet czynią miłosierne uczynki, bo proszą Boga, aby wszystkich potrzebujących wspierał świętą łaską swoją.
Wykład Nauki Chrześcijańskiej, ułożony z rozkazu Klemensa VIII Papieża, przez kardynała Roberta Bellarmina. Na polski język przetłumaczony i w Propagandzie wydany, w Rzymie 1844. Ku większej chwale Bożej, i ku zbawieniu bliźnich przedrukowany, ss. 168-170.
Dokładnie tak, mader! Miałam tak samo jak Ty! Po co się tajniaczyć z wiarą? Po co chować światło pod korcem?
Dawniej nieraz miałam wrażenie, że znajomi katolicy mają wiarę tylko dla siebie, tak, żeby im było dobrze. Inni, pogubieni jakby mało ich obchodzili. A szkoda.
Ale mi nie chodzi o to by się tajniaczyć z wiarą. Tylko, że upominanie to bardzo indywidualna sprawa między upominającym, upominanym i tematem upominania. Nie ma na to algorytmu. Jednego można upominać za każdym razem byle jak i zrozumie, a innego upomnienie zablokuje na wiarę czy na rozmowę z wierzącymi do końca życia. Roztropności nigdy za wiele.
Ale głoszenie Chrystusa (ewangelizacja) a upominanie braci (katechizacja) to trochę chronologicznie dwie inne bajki. Bez pierwszego drugie nie ma sensu, bo nie ma Chrystusa, który jest punktem odniesienia.
Komentarz
E: do wpisu @maliwiju
Zdecydowanie bardziej ciesza mnie cywilniaki niz konkubinaty.
Swoja droga to chyba welon, a nie biala suknia jest symbolem dziewictwa.
Po drugie, co juz pisalam, dziewictwo moze byc odzyskane, duchowo i mentalnie. To nie blona dziewicza swiadczy o dziewictwie (bo przeciez moglo dojsc do gwaltu) tylko czystosc mysli, zachowan stosownie do stanu. I jesli ktos to odzyska - odzyskuje dziewictwo. Ale to kwestia poboczna.
------
Taaaaa??? Ja stwierdzalam, ze cywilny mnie nie kreci/nie popieram/ze sa czasem dla mnie sprawy wazniejsze niz obecnosc nan. A czemu ktos w ogole bierze slub? Nic mi do tego.
Mówi o tym dr Mieczysław Guzewicz od minuty 5:54 (nota bene świetna konferencja do odsłuchania w całości)
Bylas ateistka.
Jednak ja mam za soba juz kilka takich sytuacji, gdzie ludzie po rozwodzie, podajacy sie za katolikow, lub tez bez rozwodu,nie majac zadnych przeszkod, biora slub cywilny nie patfzac na zalobe, bo ta powinnismy nosicw sercu, nie patrzac na np Wielki Post, a to jednak co innego niz Adwent i nie mowie o sytuacji naglej.
Naprawde obluda i argumenty typu, bo pragniemy byscie byli z nami w tym szczegolnym dniu, sa niesmaczne. Kzzdy katlik wie, czym jest Wielki Post, kazdy katolik wie, ze jest opcja slubu koscielnego i majac w rodzinie czy gronie bliskich znajomych ludzi wiary, powinien sie realnie liczyc z odmowa.
I niestety, gdy chocizz z krwi bliskosc, z relacji dalekosc. Wtedy nie chodzi o obecnosc, a o kolejny powod do zalu o... O!
No i generalnie nie czułam się wielbłąda, ani żadnym innym towarem;)
To tak samo jakby zaprosić na wesele, kogoś kto ma żałobę po bliskiej osobie, a potem się obrażać, że nie przyszedł albo się na tym weselu nie bawi i szybko wychodzi. Trzeba też uszanować gości i zwyczajnie czasami pomyśleć, a nie mówić że to jest nasz dzień i my jesteśmy najważniejsi.
Mamy znajomych, to bardzo dobrzy, wartościowi ludzie. Z jakiegoś powodu trochę w sprawach wiary pogubieni, nie do końca rozumieją o co w katolicyzmie chodzi, może nie mieli w życiu okazji by przejść właściwą formację. Wzięli ślub cywilny i na nim poprzestali. Ale coraz częściej widuję ich w kościele, chętnie też podejmują rozmowy o Panu Bogu - zarówno on jak i ona. Modlą się. Mam wrażenie, że jakoś tak "orbitują wokół wiary" a nie ma kto nimi pokierować.
I raz się zdarzyło, że tej mojej koleżance powiedziałam : "Proszę, nie obraź się, bo chcę Ci coś ważnego powiedzieć a bardzo nie chciałabym Cię urazić, nie mówię tego ze złą intencją."
Zwróciłam uwagę, że jeśli się czegoś oczekuje od Pana Boga to fajnie by było też przestrzegać Jego Prawa. Zaproponowałam koleżance pożyczenie mojej sukni ślubnej, starałam się przekonać, że nie jest ważne kosztowne wesele, tylko sam sakrament i porzucenie życia w grzechu. Itp.
Do dziś mam w oczach wyraz jej twarzy, jak wręcz spijała to co mówię, widać było, że potrzebowała takiej rozmowy. Podziękowała mi serdecznie, relacje się ociepliły, na koniec spotkania jeszcze raz wróciła do tematu - dziękując.
Inny przykład - sytuacja podobna: przyjaciółka, z którą parę lat nie widziałyśmy się, ma "męża cywilnego". Zagaiłam rozmowę w oparciu o Przykazania, dobro duszy, etc. (dało się tak rozmawiać, bo ona jest praktykującą katoliczką, zawsze była religijna, tylko niestety trochę życie jej się pokomplikowało i teraz ciężko to rozwikłać) - powiedziała, że ojciec jej dziecka nie bardzo chce się żenić. Obiecałam modlitwę w intencji przemiany jego duszy. Też mi podziękowała za poruszenie tematu.
Kolejny przykład - bezdzietna przyjaciółka, przymierzała się do in vitro. Też odbyłyśmy rozmowę na temat niemoralności tej metody. Ona sama zrezygnowała z tego pomysłu, ale rozmowa jeszcze ją utwierdziła. W każdym razie nie tylko nie obraziła się ale jeszcze dziękowała, że zagaiłam temat.
Tak na mój rozum , to ... nie można milczeć i biernie się przyglądać jak ktoś brnie w bagnie, idzie na zatracenie, lekceważy Prawo Boże - no co z nas za katolicy jeśli się temu tylko przyglądamy?
Naprawdę, żałuję, że wokół mnie było tylu katolickich pięknoduchów, którzy "nie mieli śmiałości" upomnieć mnie, kiedy lekceważyłam Boże Prawa, przed nawróceniem. Zawsze można przecież upomnieć delikatnie, z troską - niektórzy tego bardzo potrzebują!
Przykład kiedy należy upomnieć?
"Gdy twój brat zgrzeszy przeciw tobie, idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata. Jeśli zaś nie usłucha, weź ze sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków opierała się cała sprawa. Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi. A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik."
To jest jedyny przykład kiedy należy/powinno się upomnieć. No i całą procedurę podaje Chrystus, krok po kroku.
---------------------------------
Nie wiem, czy dobrze zrozumiałam , ale ... nie chcesz chyba powiedzieć, że mamy upominać wyłącznie tych, którzy grzeszą akurat przeciwko nam??
Nauka Kościoła mówi wyraźnie, że mamy obowiązek upominać grzeszników i nie precyzuje adresata tego grzechu.
Jeżeli tego nie robimy - sami ryzykujemy popełnienie grzechu, tzw. cudzego lub grzechu przeciwko miłości bliźniego.
W dodatku, nie upominając - nie dokonujemy uczynku miłosiernego względem duszy grzesznika, co dla nas samych jest chyba ... grzechem zaniedbania.
Tak więc nie napominając grzeszących sami obciążamy swoje sumienie grzechami, za które kiedyś odpowiemy.
Uczynki miłosierne co do duszy
1. Grzeszących upominać.
2. Nieumiejętnych pouczać.
3. Wątpiącym dobrze radzić.
4. Strapionych pocieszać.
5. Krzywdy cierpliwie znosić.
6. Urazy chętnie darować.
7. Modlić się za żywych i umarłych.
Dziewięć grzechów przeciw miłości bliźniego
l. Radzić do grzechu.
2. Grzech nakazywać.
3. Na grzech drugich zezwalać.
4. Innych do grzechu pobudzać.
5. Grzech drugich pochwalać.
6. Na grzech drugich milczeć.
7. Grzechu nie karać.
8. Do grzechu pomagać.
9. Grzechu Innych bronić.
Grzechy cudze
1. Namawiać kogoś do grzechu.
2. Nakazywać grzech.
3. Zezwalać na grzech.
4. Pobudzać do grzechu.
5. Pochwalać grzech drugiego.
6. Milczeć, gdy ktoś grzeszy.
7. Nie karać za grzech.
8. Pomagać do grzechu.
9. Usprawiedliwiać czyjś grzech.
Poza tym Pan Jezus zostawił nam jeszcze
Dwa przykazania miłości
1. Będziesz miłował Pana Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem.
2. Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego.
"Jak siebie samego" - tak więc jeśli ja dbam o czystość mojego własnego sumienia - to czemu mam się nie troszczyć o sumienie bliźniego?
ps. Podoba mi się radykalna i wyrazista postawa Savii. Chyba nie umiałabym tak jak ona (nie przyjść na ślub) - zbyt dużo mam fajnych znajomych, którzy nie wierzą albo są bardzo letni - ale uważam, że świat potrzebuje też takich radykalnych postaw jakie prezentuje Savia, ponieważ takie kategoryczne stawianie sprawy przywraca pewien porządek, otwiera oczy, niektórych budzi z letargu.
Dobrze, że są też tacy wyraziści katolicy.
Absolutnie
nie. Napisałem co napisałem - że Chrystus mówił o sytuacji, w której
"należy/powinno się" upominać. W pozostałych - można. Chrystus nie
powiedział "upominaj zawsze, wszystkich, wszędzie".
innej strony Św.Paweł pisał o "nastawaniu w porę i nie w porę". Przy
czym tu też chodziło m.in. o upominanie we wspólnocie, wśród braci.
------------
A mnie się wydaje, że właśnie trzeba upominać. Nie "można", tylko trzeba, że to jest nasz obowiązek. Tak mi wynika z nauki Kościoła. Chyba, że nie potrafimy lub z jakiegoś powodu nie możemy tego zrobić.
UCZEŃ.
Teraz wyłóżcie nam uczynki miłosierne, tak względem ciała, jak względem
duszy.
NAUCZYCIEL.
Uczynków miłosiernych względem ciała jest siedem, z których sześć zapisane
są w Ewangelii Świętej (Mt. XXV, 35), jako to: 1. Nakarmiać łaknących.
2. Napajać pragnących. 3. Przyodziewać
nagich. 4. Dawać przytułek pielgrzymom.
5. Nawiedzać chorych. 6. Odwiedzać
więźniów. A zaś o siódmym uczynku
miłosiernym, to jest o Grzebaniu umarłych, nauczył Anioł Rafael
(Tob. XII, 12).
Uczynków
miłosiernych względem duszy jest także siedem. 1. Nauczać nieumiejętnych.
2. Dawać radę wątpiącym. 3.
Pocieszać stroskanych. 4. Napominać
błądzących. 5. Przebaczać urazy.
6. Cudze wady znosić. 7. Modlić
się za żywych i umarłych.
U.
Czy jest jaki powód mogący nas wymówić od pełnienia tych miłosiernych uczynków?
N.
Trzy powody mogą nas od tego wymówić.
Pierwszym
jest Niemożność. I tak,
ów dobry Łazarz żebrak, o którym czytamy w Ewangelii (Łk. XVI, 20), nie
czynił żadnych uczynków miłosiernych względem ciała, bo niemal wszystkich
tych uczynków sam potrzebował; a jednak dostąpił korony Niebieskiej cierpliwością
swoją. Jest bowiem w rozrządzeniu Bożym, iżby bogaci dostępowali
zbawienia przez miłosierdzie, a zaś ubodzy przez cierpliwość. Podobnież
i o uczynkach miłosiernych względem duszy rozumieć macie; iż od ich pełnienia
uwalnia niemożność.
I tak: kto nie ma ani umiejętności, ani roztropności
dla siebie, nie jest obowiązanym do
nauczania drugich i do dawania im rady.
Drugim powodem uwalniającym od
uczynków miłosiernych jest Służba Bogu w stanie wyższym od życia czynnego;
to powołanie bowiem częstokroć pozbawia sposobności wypełniania wielu miłosiernych
uczynków. I tak, Pustelnicy, lub też Zakonnicy zamknięci w celach swoich,
a zatopieni w Bogomyślności, nie mają obowiązku zaniechania swych ćwiczeń
duchownych, dla szukania ludzi, którym by uczynki miłosierne wyświadczać
mogli.
Trzecim powodem, jest Brak potrzeby;
to jest, kiedy nie znajdujemy takich, którzy by mieli wielką potrzebę miłosierdzia
naszego; bo tych tylko wspierać obowiązani jesteśmy, którzy sami sobie
dopomóc nie mogą, i nie mają nikogo, kto by chciał i mógł ich wspierać.
Wszelako doskonałe miłosierdzie nie
czeka aż do chwili w której się zaczyna ścisły obowiązek, lecz gotowe jest
zawsze do wspierania jak największej liczby ludzi, w sposób jak może najlepszy
i najobfitszy.
U.
Zdaje się nam, iż co do ostatniego uczynku miłosiernego, to jest modlenia
się za żywych i umarłych, wszyscy wypełniać go mogą.
N.
Tak jest: pod tym też względem i Pustelnicy nawet czynią miłosierne uczynki,
bo proszą Boga, aby wszystkich potrzebujących wspierał świętą łaską swoją.
Wykład Nauki Chrześcijańskiej,
ułożony z rozkazu Klemensa VIII Papieża, przez kardynała Roberta Bellarmina.
Na polski język przetłumaczony i w Propagandzie wydany, w Rzymie 1844.
Ku większej chwale Bożej, i ku zbawieniu bliźnich przedrukowany, ss. 168-170.
Po co się tajniaczyć z wiarą? Po co chować światło pod korcem?
Dawniej nieraz miałam wrażenie, że znajomi katolicy mają wiarę tylko dla siebie, tak, żeby im było dobrze. Inni, pogubieni jakby mało ich obchodzili. A szkoda.
@mader pisze :
"Ale zauważyłam, że świadectwo, czy upomnienie, zostają w głowie, są jak
ziarnko które zawsze ma szanse wyrosnąć. Dają do myślenia."
Mam takie same przemyślenia.