Nie no , zdarzają się dzieciaki, które rozkwitają na oddziale pediatrycznym. Trudno to złożyć na karb czegoś innego niż zaniedbanie. Dziewczynka 5 miesięcy, nawet nie unosząca głowy. Jak się nią przez kilka tygodni zaczęły zajmować pielęgniarki i mamy innych dzieci, błyskawiczny rozwój, uśmiech. Mama zjawiała się raz na dwa tygodnie.Więc jak zwykle w tym temacie, każdy okopuje się na swoim skrajnym stanowisku.
Martyna oczywiście, że są przypadki gdzie jest bardzo źle, ale to chyba każdy na tym forum wie, i nie wiem po co takie akcje uświadamiające Andory tu. Ludzie popełniają błędy wychowawcze a mimo to kochają dzieci i jakoś te dzieci się wychowują. A czasem nie kochają i krzywdzą. Czasem myślą, że kochają a krzywdzą... Ale tego się nie da ocenić liczbą kąpieli ani wizyt pediatrycznych.
Zabieranie dzieci z rodzin stało się w Europie swoistym przemysłem. Rzekomo w ramach walki z przemocą, ale jak się przyjrzeć poszczególnym przypadkom, to wcale nie o przemoc chodzi. Ta kobieta, o której opowiadam, żadnej przemocy się nie dopuściła, wręcz przeciwnie, otacza swojego synka wielką miłością i troską. Dzieci doświadczających przemocy, dzieci z okaleczona psychiką, dzieci żyjących niekiedy w środowiskach przestępczych, z reguły się nie zabiera. Takie dzieci mogą się buntować, sprawiać problemy. Za duże ryzyko, za duże kłopoty. Najlepiej zabrać jakieś zadbane, kochane dziecko jakiejś biednej, kochającej matce. A jak kobieta jest samotna, sama w obcym kraju, bez rodziny, przyjaciół, znajomych, to nawet nie będzie się w stanie bronić. Takiej matce dziecko zabrać najłatwiej. A po co zabierać? A po to, żeby je mieć, bez trudu rodzenia, zdrowe, odchowane. Owszem, dziecko będzie rozpaczać z tęsknoty za matka, ale są na to sposoby. Psychologia potrafi zaaplikować terapię zapomnienia o matce. Słyszałem o tym od pewnej pani profesor z Krakowa, która w jednej ze spraw sądowych jako biegła rekomendowała odebranie matce jej 10-letniej córki, a na pytanie – co zrobić z traumą dziecka i rozpaczą za matka – pani profesor, bez mrugnięcia powieką, powiedziała o możliwości terapii zapomnienia o matce.
tylko nie należy robić z tego systemu i instytucji (gdyż mają naturalna i automatyczną tendencję do rozrostu i pasożytowania). Jak widać po innych krajach, np. Szwecji a i naszych złego początkach, rozsadza to społeczeństwo;
a od tego jest właśnie policja, która niespecjalnie lubi namolnych donosicieli - o ile za donosami nie stoi wielka i wpływowa instytucja (a odbieracze dzieci, znaczy się rodzinni pomocnicy, są umocowani dużo wyżej niż władze naszego nieszczęsnego państwa, że tak polecę Michalkiewiczem).
och, normalny człek popukałby się przy takim donosie w czoło,
tzn. mam dobrych znajomych, którzy przyznają się, że latają po domu na golasa a wychowanie dzieci poszło im całkiem normalnie
widać tu, co robią z normalnością narzucone fantazmaty, znaczy się poprawność polityczna - marsze pedałów i adopcja przez nich dzieci ok, a latanie na goło, po domu, to zbrodnia, za która trzeba odebrać dzieci
Owszem w mediach podaje się, że kochajacym rodzicom wyrywAli dzieci ale w praktyce dzieje się tak rzadko. W większości przypadków naprawdę nie ma innego wyjścia. Był kiedyś głośny przypadek chłopca, którego rzekomo odebrano, bo rodzice byli biedni. Nie dodano jednak, że ta para ma już starsze dziecko w pieczy zastępczej, które w ciągu roku odwiedziła raz, pomimo, że mieszkało w tym samym województwie. A chłopca-niemowlaka, który z nimi pozostawał nie liczyli na zapalenie pluc.
@joanna_91 tak Cię czytam, i mam wrażenie, że pytasz o to, jak miałby wyglądać system, w którym dzieciom nie działaby się krzywda. Takiego systemu nie ma. bo dzieciom, którym dzieje się krzywda, nie jest potrzebna pomoc systemowa ale kochający rodzice jak to zrobić, żeby dzieci, które nie mają podstawowego, czyli miłości rodziców, nie były nieszczęśliwe, jak to rozpoznać, co ma zrobić policja albo sąsiad... Kryteria, zasady, procedury, rozmowy... Dziecko tego nie potrzebuje, potrzebuje miłości, czyli drugiego człowieka, który daje mu czas. A to jest zawsze poza systemem. zło i cierpienie w świecie istnieje i tu nie pomoże żaden system.
nie ma rzeczy idealnych, ale wszelkie rozwiązania instytucjonalne mają, poza pasożytnictwem i degeneracją, jeszcze i tę wadę, że zdejmują z ludzi odpowiedzialność, niszczą zachowania wspólnotowe...
miałam kiedyś dyskusję na temat jakiegoś opowiadania w podręczniku szkoły podstawowej, w którym rodzice się kłócą, kłócą, potem rozwodzą, po czym narrator, czyli ich dziecko, stwierdza, że "w końcu jest spokój". no i czy takie opowiadanie jest dobre czy nie? Koleżanka twierdziła, że dobre, bo takie dziecko, którego rodzice są po rozwodzie, może jakoś to sobie ułożyć w głowie, no bo co innego powiedzieć takiemu dziecku?
No i to jest to myślenie: "co powiedzieć takiemu dziecku?" "jaki protokół przyjąć, by było dobrze?" "jakie procedury wdrożyć, by pomóc rodzinie?"
jakby był jakiś przepis na ludzkie słabości, na cierpienie
moim zdaniem to jest zdejmowanie z siebie ciężaru pomocy bliźnim. Lepiej wymyślić "system", który pomaga, a w którym bezpośrednio nie muszę brać udziału. Jestem taka bystra, że na pewno coś wymyślę; coś, na co ci ludzie z problemami jeszcze nie wpadli, bo gupie som. (to nie jest bezpośrednio do Ciebie, @joanna_91 , żeby nie było wątpliwości; opisuję postawę, którą zauważam w sobie i w innych, i która wydaje mi się szkodliwa)
Czy to jest portfel inwestycyjny, w którym 5% walorów może iść się utopić i bez problemu się z tym godzimy, bo interesuje nas i tak fajny zwrot z całego portfela? To "rzadko" to są czyjeś tragedie. Na całe życie. I własnie dlatego one, i tylko one, są własciwą perspektywą oceny tego systemu. Bo to właśnie jest jego koszt, nie do ominięcia, i to jest przede wszystkim skutek, który nas interesuje.
Więc lepiej niech systemu nie będzie. On nie jest warunkiem koniecznym społecznej, państwowej pomocy. Z natury sprawy tutaj lepiej działać ad hoc. Wystarczy wysoki poziom merytoryczny i moralny, przede wszystkim moralny. System jest potrzebny jedynie współczesnej mentalności urzędnika, który jak kania dżdżu potrzebuje d*chronu. Żeby brać kasę, ale nie odpowiadać.
Kosztem tych tragedii. Które nie są "rzadkie". Do każdej wielkości da się dorobić taki układ odniesienia, że będzie "rzadko". Tylko, że to jest manipulacja.
Chyba nie rozumiesz tego co napisałam. A czy wobec tego możemy narazić inne 5%, które zostanie skatowane przez ojca zwyrodnialca?? Nie dostrzegasz tragedii dziecka, które rodzi się zdrowe z potencjałem a zostaje głęboko niepełnosprawnym czlowiekiem skazanym na domy dziecka i domy opieki. Tu już twoja "perspektywa" nie sięga jak sądze?
Sorry ale widzisz to co podają media, a nie dostrzegasz stanu faktycznego. Przez 6 lat pracy nie spotkałam się z bezpodstawnym odebraniem dziecka rodzicom, oczywiście nie oddaje to pełnej skali zjawiska. ale jak sądzę jest bliższe prawdy niż przekazy z massmediów
Powtórze jeszcze raz uważam, że kochająca rodzina jest najlepszym środowiskiem dla dziecka, gdy jednak rodzice nie chcą i nie potrafią zapewnić bezpieczeństwa i opieki swoim dzieciom rozwiązania instytucjonalne stają się koniecznością. Sytuacje gdy bezpodstawnie zabiera się dziecko są traumatyczne, ale mimo to nie są podstawą do tego, by nie reagować tam gdzie dzieje się faktyczna krzywda dzieciom.
bo jakoś inaczej tych niebezpiecznych bzdur nie potrafię sobie wytłumaczyć...
a niebezpiecznych dlatego, że przy zastosowaniu tego, co powyżej napisała adma, całe społeczeństwo wtłaczane jest w ramy zachowań i wychowania dzieci ustanowione przez urzędników, bo każdy będzie się bał odebrania dzieci
Szkoda słów. Niektórzy nie mają doświadczenia, kontaktu z rodzinami bardzo dysfunkcyjnymi , patologicznymi, ulagają medialnym sensacjom. Ja przez kilka lat pracy nawet nie pomyslalam o tym żeby jakieś dziecko z domu zabrać choć różne problemy w rodzinach były. U innych pracowników były pojedyńcze sprawy gdzie sąd przyznał dozór kuratora. Nieporadność rodziców i bieda nigdy nie jest przesłanką aby dzieci z rodzin zabierać. Naprawdę nie wiem jak bardzo zwyrodniała, patologiczna musi być rodzina żeby cały zespół interdyscyplinarny złożony z pracownika socjalnego, policji, pedagoga, kuratora za tym optował. Zaraz ktoś przytoczy przykład rodziny z Krakowa, ale to nie pracownik socjalny skierował sprawę do Sądu, a psycholog. Zresztą wyjątek tylko potwierdza regułę.
@Pioszo doprecyzuj co wg Ciebie jest "niebezpieczną bzdurą"? Jak wyobrażasz sobie wobec tego obronę osób bezbronnych, słabych, które same o siebie nie zawalczą w sposób inny niż poprzez instytucje? Czy uważasz, że dla "dobra ogółu" możemy poświęcić kilkoro dzieci?
niebezpieczną bzdurą jest tworzenie instytucji zajmujących się "pomocą rodzinie", czemu - napisałem i wytłuszczyłem wyżej;
Czy uważasz, że dla "dobra ogółu" możemy poświęcić kilkoro dzieci?
nie ma rozwiązania, które wszystko naprawi, tak jak napisała adma:
Z czystej matematyki lepiej, żeby ten jeden promil dzieci został odebrany nieprawidłowo (co można zawsze odkręcić, w kilku nagłaśnianych przez media przypadkach faktycznie po kilku tygodniach dziecko wróciło do rodziców) niż żeby w jednym promilu przypadków stała sie tragedia.
w dodatku jest to fałszywy rachunek, co również jest w wytłuszczonym i w poprzednich moich wpisach;
i owszem, ponieważ nie da się stworzyć raju na ziemi, należy wybierać większe dobro (lub mniejsze zło) a przy tym starać się by dobro powiększać a zło ograniczać, i właśnie system prlowski - sąsiedzi, policja, sąd - wydaje się dobrym rozwiązaniem.
dobro i zło można w tym wypadku policzyć - z jednej strony masz większą dzietność, lepiej wychowane i szczęśliwsze dzieci (miliony), a z drugiej być może kilka, kilkaanaście przypadków tragicznej śmierci;
a wogle, gdyby patrzeć tak jak Ty, należałoby zakazać samochodów...
Komentarz
Dziewczynka 5 miesięcy, nawet nie unosząca głowy.
Jak się nią przez kilka tygodni zaczęły zajmować pielęgniarki i mamy innych dzieci, błyskawiczny rozwój, uśmiech. Mama zjawiała się raz na dwa tygodnie.Więc jak zwykle w tym temacie, każdy okopuje się na swoim skrajnym stanowisku.
a jak są głodne to nie krzyczą ; " Gośka podaj obiad!!!" ?????? @-)
Zabieranie dzieci z rodzin stało się w Europie swoistym przemysłem. Rzekomo w ramach walki z przemocą, ale jak się przyjrzeć poszczególnym przypadkom, to wcale nie o przemoc chodzi. Ta kobieta, o której opowiadam, żadnej przemocy się nie dopuściła, wręcz przeciwnie, otacza swojego synka wielką miłością i troską.
Dzieci doświadczających przemocy, dzieci z okaleczona psychiką, dzieci żyjących niekiedy w środowiskach przestępczych, z reguły się nie zabiera. Takie dzieci mogą się buntować, sprawiać problemy. Za duże ryzyko, za duże kłopoty. Najlepiej zabrać jakieś zadbane, kochane dziecko jakiejś biednej, kochającej matce. A jak kobieta jest samotna, sama w obcym kraju, bez rodziny, przyjaciół, znajomych, to nawet nie będzie się w stanie bronić. Takiej matce dziecko zabrać najłatwiej.
A po co zabierać? A po to, żeby je mieć, bez trudu rodzenia, zdrowe, odchowane.
Owszem, dziecko będzie rozpaczać z tęsknoty za matka, ale są na to sposoby. Psychologia potrafi zaaplikować terapię zapomnienia o matce. Słyszałem o tym od pewnej pani profesor z Krakowa, która w jednej ze spraw sądowych jako biegła rekomendowała odebranie matce jej 10-letniej córki, a na pytanie – co zrobić z traumą dziecka i rozpaczą za matka – pani profesor, bez mrugnięcia powieką, powiedziała o możliwości terapii zapomnienia o matce.
Tutaj całość?: http://www.naszdziennik.pl/wpis/1937,niech-pani-zabiera-dziecko-i-ucieka.html
i powrót do interwencji sąsiedzkich, czasem z udziałem milicji i sądu
tylko nie należy robić z tego systemu i instytucji (gdyż mają naturalna i automatyczną tendencję do rozrostu i pasożytowania).
Jak widać po innych krajach, np. Szwecji a i naszych złego początkach, rozsadza to społeczeństwo;
wystarczy jak w prylu - sąsiedzi, milicja i sąd
tzn. mam dobrych znajomych, którzy przyznają się, że latają po domu na golasa
a wychowanie dzieci poszło im całkiem normalnie
widać tu, co robią z normalnością narzucone fantazmaty, znaczy się poprawność polityczna - marsze pedałów i adopcja przez nich dzieci ok, a latanie na goło, po domu, to zbrodnia, za która trzeba odebrać dzieci
bo dzieciom, którym dzieje się krzywda, nie jest potrzebna pomoc systemowa ale kochający rodzice
jak to zrobić, żeby dzieci, które nie mają podstawowego, czyli miłości rodziców, nie były nieszczęśliwe, jak to rozpoznać, co ma zrobić policja albo sąsiad... Kryteria, zasady, procedury, rozmowy... Dziecko tego nie potrzebuje, potrzebuje miłości, czyli drugiego człowieka, który daje mu czas. A to jest zawsze poza systemem.
zło i cierpienie w świecie istnieje i tu nie pomoże żaden system.
No i to jest to myślenie: "co powiedzieć takiemu dziecku?" "jaki protokół przyjąć, by było dobrze?" "jakie procedury wdrożyć, by pomóc rodzinie?"
jakby był jakiś przepis na ludzkie słabości, na cierpienie
moim zdaniem to jest zdejmowanie z siebie ciężaru pomocy bliźnim. Lepiej wymyślić "system", który pomaga, a w którym bezpośrednio nie muszę brać udziału. Jestem taka bystra, że na pewno coś wymyślę; coś, na co ci ludzie z problemami jeszcze nie wpadli, bo gupie som.
(to nie jest bezpośrednio do Ciebie, @joanna_91 , żeby nie było wątpliwości; opisuję postawę, którą zauważam w sobie i w innych, i która wydaje mi się szkodliwa)
"w praktyce dzieje się tak rzadko"
Czy to jest portfel inwestycyjny, w którym 5% walorów może iść się utopić i bez problemu się z tym godzimy, bo interesuje nas i tak fajny zwrot z całego portfela?
To "rzadko" to są czyjeś tragedie. Na całe życie. I własnie dlatego one, i tylko one, są własciwą perspektywą oceny tego systemu. Bo to właśnie jest jego koszt, nie do ominięcia, i to jest przede wszystkim skutek, który nas interesuje.
Więc lepiej niech systemu nie będzie. On nie jest warunkiem koniecznym społecznej, państwowej pomocy. Z natury sprawy tutaj lepiej działać ad hoc. Wystarczy wysoki poziom merytoryczny i moralny, przede wszystkim moralny. System jest potrzebny jedynie współczesnej mentalności urzędnika, który jak kania dżdżu potrzebuje d*chronu. Żeby brać kasę, ale nie odpowiadać.
Kosztem tych tragedii. Które nie są "rzadkie". Do każdej wielkości da się dorobić taki układ odniesienia, że będzie "rzadko". Tylko, że to jest manipulacja.
A czy wobec tego możemy narazić inne 5%, które zostanie skatowane przez ojca zwyrodnialca??
Nie dostrzegasz tragedii dziecka, które rodzi się zdrowe z potencjałem a zostaje głęboko niepełnosprawnym czlowiekiem skazanym na domy dziecka i domy opieki. Tu już twoja "perspektywa" nie sięga jak sądze?
Idę, bo zaraz będzie awantura
Przez 6 lat pracy nie spotkałam się z bezpodstawnym odebraniem dziecka rodzicom, oczywiście nie oddaje to pełnej skali zjawiska. ale jak sądzę jest bliższe prawdy niż przekazy z massmediów
odezwał się punkt siedzenia ?
bo jakoś inaczej tych niebezpiecznych bzdur nie potrafię sobie wytłumaczyć...
a niebezpiecznych dlatego, że przy zastosowaniu tego, co powyżej napisała adma,
całe społeczeństwo wtłaczane jest w ramy zachowań i wychowania dzieci ustanowione przez urzędników, bo każdy będzie się bał odebrania dzieci
Zaraz ktoś przytoczy przykład rodziny z Krakowa, ale to nie pracownik socjalny skierował sprawę do Sądu, a psycholog. Zresztą wyjątek tylko potwierdza regułę.
Jak wyobrażasz sobie wobec tego obronę osób bezbronnych, słabych, które same o siebie nie zawalczą w sposób inny niż poprzez instytucje?
Czy uważasz, że dla "dobra ogółu" możemy poświęcić kilkoro dzieci?
czemu - napisałem i wytłuszczyłem wyżej;
Czy uważasz, że dla "dobra ogółu" możemy poświęcić kilkoro dzieci?
nie ma rozwiązania, które wszystko naprawi, tak jak napisała adma:
Z czystej matematyki lepiej, żeby ten jeden promil dzieci został odebrany nieprawidłowo (co można zawsze odkręcić, w kilku nagłaśnianych przez media przypadkach faktycznie po kilku tygodniach dziecko wróciło do rodziców) niż żeby w jednym promilu przypadków stała sie tragedia.
w dodatku jest to fałszywy rachunek, co również jest w wytłuszczonym i w poprzednich moich wpisach;
i owszem, ponieważ nie da się stworzyć raju na ziemi, należy wybierać większe dobro (lub mniejsze zło) a przy tym starać się by dobro powiększać a zło ograniczać,
i właśnie system prlowski - sąsiedzi, policja, sąd - wydaje się dobrym rozwiązaniem.
a wogle, gdyby patrzeć tak jak Ty, należałoby zakazać samochodów...