Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Kryzysy małżeńskie

11011121315

Komentarz

  • edytowano maj 2015
    Dalsze życie razem, po zdradzie, nie ma sensu

    Kto twierdzi, że nie ma ?
    Nie ma tylko 100% zaufania, oparcia w mężu ale, żeby było wybaczone to musi być silne postanowienie poprawy. A z podejściem męskim, że kobieta ma obowiązek przyjać zdradzającego męża za każdym razem gdy kochanka go wyrzuci ze swojej sypialni i jeszcze ma być wdzięczna i ona ma jeszcze czuć się winna zdradom, to raczej bez sensu. No chyba, że żonie obojętne jest czy ją mąż zdradza, byle jej nie zabił czy z domu nie wyrzucił pozbawiając praw do mieszkania.
  • Przyczyną kryzysu nie musi przecież być zdrada.

    Wielu mężczyzn twierdzi, że zdrada jest nie przyczyną tylko konsekwencją kryzysu. A kryzys oczywiście tylko i wyłącznie z winy żony.
    Tymczasem Jakikolwiek kryzys w małżeństwie zdrady nie usprawiedliwia.
  • Dlaczego więc ciągle kręcimy się wokół zdrady????????

    trzeba leczyć kryzys ZANIM do zdrady dojdzie
  • no dokladnie
  • Przyczyny kryzysu mogą być różne- małe dziecko, praca zawodowa, ciągłe zabieganie, rozczarowanie druga osobą... Uważam, że o dobre relacje w małżeństwie trzeba walczyć każdego dnia. Trzeba być wyczulonym na zaniedbania. Jeśli zaniedbamy rozmowę z mężem (żoną), wspólne spędzanie czasu i planowanie tego czasu razem to na efekty takich działań nie trzeba będzie długo czekać... Oczywiście nie mówię tu o rozmowach typu " kup mleko i chleb" oraz siedzeniu przed telewizorem. Nawet mając małe dzieci da się to zorganizować. Polecam organizowanie małżeńskich randek przynajmniej raz w miesiącu (sprawdzone)
  • o! i to jest w końcu jakiś konkret!
    dzięki @Marzena33
  • Polecam stronę dla trudnych małżeństw sychar.org
  • To oczywiste ze lepiej zapobiegac niz leczyc:) ale my tutaj rozmawiamy co zrobic jak juz mleko sie rozlalo i kryzys jest, czy da sie z niego wyjsc wspolnie i czy istnieje granica bycia razem.
  • ja mam inne doświadczenie niż @mader. dopiero postawienie sprawy na "ostrzu noża", praktycznie moje odejscie z dziecmi przynioslo otrzeźwienie i skłoniło do na początku pojscia do psychologa (zaznaczam, że tutaj też nie chodziło o zdrade), a potem do pracy nad soba itd.
  • U mnie tez dopiero pozew rozwodowy otrzezwil meza
  • mader,bardzo celnie napisane.
  • ten cytat z 1Kor chyba dotyczy tzw. przywileju Pawłowego, a nie małżeństwa jako takiego.

    Monia, zgoda, że godność przyciąga malzonka, że nie wolno jej zgubić i działać pod wpływem strachu. Ale mozna pojsc krok dalej, z godnością wybaczyc, i to nie własnymi silami, bo to niemozliwe czasem. I z godnością czekać, i przyjac. Tyle teorii :) ale są i praktycy tego podejścia.

    Przewija sie tu we wpisach, że po zdradzie to muszą byc konsekwencje, że trzeba dac odczuć drugiej osobie, jak straszne jest to, co zrobula itd. Wydaje mi sie, że takie podejscie może dotyczyc nie tylko zdrady, ale roznych innych, nawet drobnych win. Na samiutkim poczatku to praktykowalam, ale teraz myślę, że nie powinnam brac na siebie wychowania wspolmalzonka, bo to jest zadanie ponad moje siły i możliwości. Wystarczy, ze siebie wychowam (do wiekszej cierpliwości, wyrozumiałości, uporządkuje sie itd.), a jakość mojego małżeństwa wzrosnie, nie mówiąc o tym, że Mąż będzie szczesliwszy. Nie trzeba sie motac między własnym strachem i bólem, można wybrac trzecia droge.


  • Monia, z calym szacunkiem, ale glupoty piszesz. Jest dokladnie na odwrot: zakompleksiona, slaba kobieta czuje sie wiecznie obrazona i niedoceniona, bo szuka potwierdzenia wlasnej wartosci tylko i wylacznie w innych ludziach. Silna, z godnoscia wie kim jest i ile znaczy. To samo tyczy sie meza, nie bedzie darl koty o glupoty, latwo wybacza.
    Takie spakowanie walizek w wielszosci przypadkow swiadczy o wszystkim innym, ale nie sile.
  • Strasznie nie lubię czytać takich konfrontacyjnych wypowiedzi - a co się powinno zrobić takiemu, a które jajo najpierw urwać, a jak siłom i godnościom osobistom wywalczyć to i tamto.
    Mąż ma być sprzymierzeńcem, a nie potencjalnym zdrajcą, bardzo słusznie Joannna pisze. Myślicie, że naprawdę taki pilnowany i w ryzach trzymany oraz taki, co zna swoje miejsce - nic nie wywinie? Naprawdę chcecie najbliżego człowieka traktować jak Urząd Skarbowy podatnika - jak oszusta i złodzieja, tylko jeszcze niezłapanego?

    Mnie się wydaje, że lepiej szukać porozumienia i doceniać. I jego i siebie.
  • edytowano maj 2015
    Jesli obydwoje chca malzenstwa to go raczej nie psują.
    Najlepsze sa takie rozmowy.."jestem przeciwnikiem rozwodow ale jakby moj maz to i tamto to z nami koniec"
    albo "jestem przeciwnikoem aborcji ale jak ktoś ma trudną sytuacje to przeciez moze to zrobić"
    I tak ze wszystkim i w każdym temacie
    Slomiane kukly
  • Poczucie włąsnej wartości nie zawsze wiąże się z godnością. Godność człowiek ma w sobie. I - zgoda, to jest siła. tylko każda siła może być różnie użyta. Można ją spożytkować, żeby budować albo niszczyć.

  • Niektórzy wieszają psy na Cejrowskim, że taki niewiarygodny, że "rozwód kościelny" ;) sobie załatwił, itepe.

    Czytałam kiedyś wywiad z jego byłą żoną, przyznała publicznie,że nie ma i nie miała ochoty mieć dzieci ...
    To chyba wystarczający powód by starać się o orzeczenie nieważności.

    Cejrowski to twardziel, on tego nie powie publicznie, czasem mam wrażenie, że chroni Pawlikowską swoim kosztem, wziął na siebie złą opinię ...
  • Cejrowski chroni swoja prywatnosc i za to go szanuje. Nie sprzedaje sie tabloidom.
  • Mówimy o kryzysach....Kryzysy wcześniej czy później przyjdą w małżeństwie. Myślę, że trzeba mieć tego świadomość. Wtedy dużo zależy od obustronnego nastawienia do problemu. Jeżeli obydwie strony chcą go pokonać to znajdzie się z Bożą pomocą wyjście z sytuacji dobre dla małżeństwa. Podobno dobrze przemodlone i przepracowane kryzysy wzmacniają więź....
  • Uważnienie małżeństwa może być zwykłe (przy wyraźnej lub domyślnej zgodzie obu stron) lub nadzwyczajne, tzw. w zawiązku. Polecam lekturę: Uważnienie małżeństwa.
  • edytowano czerwiec 2015
    A propos przyczyn kryzysu:
    Odważam się stwierdzić, że obecny smutny kryzys, jaki teraz przechodzi społeczeństwo, jest w dużym stopniu spowodowany zaniedbywaniem własnego domu. Gdyby ojciec, matka, dzieci zajmowały się bardziej uważnie domem, z radością przyjmując odpowiedzialność za rodzinę, wzrósłby jej ludzki poziom; rozprzestrzeniłaby się szczera miłość, którą obdarzył nas Chrystus; możnaby uniknąć wielu konfliktów.

    Nikt nie powinien czuć się zwolniony z tej współpracy: dotyczy ona wszystkich. Ojcowie rodzin, choćby mieli liczne obowiązki zawodowe, muszą również czuć się odpowie-dzialni za swe rodziny. Niech jednak nie zapominają, – pisał święty Josemaria – że sekret szczęścia małżeńskiego zawiera się w codzienności, nie zaś w marzeniach. Polega na zna­le­zieniu ukrytej radości, którą daje powrót do domu, na serdecznym podejściu do dzieci, na codziennej pracy, w której uczestniczy cała rodzina, na dobrym humorze w obliczu trudności, którym należy stawić czoła w duchu sportowej walki, a także na wykorzystaniu wszystkich udoskonaleń dostarczanych nam przez cywilizację, aby dom uczynić przyjemnym, życie prostszym, a wychowanie skuteczniejszym[2].


    całość:http://opusdei.pl/pl-pl/document/list-od-pralata-czerwiec-2015-r/

    [sory, dziś spamuję w 3 wątkach, bo właśnie trafiłam na ww. list]
  • Kilka razy przewijał się motyw, że człowiek po odejściu współmałżonka musi zostać sam, bo nie może się z nikim wiązać.
    Myslałam o tym: nie jest to przymus bardzo bolesny. Wynika on po prostu z miłości. Do Boga do współmałżonka. Jeżeli miłość, wtedy i tu działa łaska sakramentu - Bóg pomaga w życiu samotnym. Łaska sakramentu "działa" także wtedy, kiedy małżonkowie odchodzą. Tylko z tej łaski trzeba korzystać.
  • edytowano czerwiec 2015
    panna młoda koniecznie chciała mieć ślub w kościele mimo że nie była w nim wcześniej z 10 lat.

    Ja myślę, że to jest objaw jakiejś potrzeby mimo wszystko, żeby było po bożemu. Czyli wielu ludzi ma nawet jak deklarują brak zaufania do kościoła, szacunku do ksieży albo w ogóle ateizm, ma gdzieś z tyłu głowy zakodowane poczucie, że aby było dobrze to jednak musi być to błogosławieństwo i wszystko tradycyjnie.
  • myślę, że Bóg mówi do każdego człowieka. I człowiek czasem sam przed sobą się nie przyznaje do tego, w co wierzy, bo to obnaża słabości. Ale to tylko moje obserwacje z rozmów z różnymi ludźmi na trzeźwo, a potem jak się już im trochę język rozplątał
    Z jakiegoś powodu księża dopuszczają do "z góry nieważnych" ślubów. Myślę, że oni wsyłuchują spowiedzi i bardziej od świeckich wiedzą, czy pozwolić, czy nie pozwolić na ślub. Wierzę, że kieruje nimi troska o dusze, a nie o stan posiadania.
  • Weźcie nie straszcie. :-O
  • Kto w ogóle załatwia to, że ślub będzie uznany za nieważny w przyszłości?
  • nie rozumiem pytania
  • edytowano czerwiec 2015
    ,,Na jakiej zasadzie wiadomo, że ślub zawarty w przyszłości będzie nieważny"


    O to powyższe pytanie mi chodzi. Czy rzeczywiście jest taka możliwość . Można się nagle po 20 latach dowiedzieć, że się żyje w nieważnym związku ? Ktoś może komuś wykręcić numer w dniu ślubu ? Jak to sprawdzić po latach czy sie nie figuruje w kościele jako konkubinat pomimo ceremonii ślubu?
    Zaintrygowało mnie to, bo wydaje się aż niemożliwe.
  • O matulu.

    Nie, nie można. Ksiądz, co by o czarnych nie myśleć, nie może symulować błogosławienia związku a potem go umieścić na czarnej liście do odgrzebania za 20 lat.
  • Oczywiście wiem. Nie ma sądów kapturowych w kościele. A księża nie mogą kłamać.
    Tylko tu sie czasem dziwnych rzeczy dowiaduję. ;)
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.