Ten wątek będzie dobrym miejscem na pytania i odpowiedzi odnośnie porodu. Zwłaszcza dla tych "niewyrobionych"
Wszystko to, co możemy zrobić by uczynić poród lepszym przeżyciem.
Bo jakże taka kobiecina jak ja ma sobie napisać plan porodu gdy pojęcia o nim nie ma w kwestiach praktycznych.
Zacznę od zakazów, ogłaszam tu zakaz stwierdzeń typu
"po co Ci słuchać o znieczuleniu, dla dziecka można cierpieć"
"porodu nie da się zaplanować" (wiem ale co-nieco warto wiedzieć)
oraz wszelkie krwawe opisy rodem horroru
A więc proszę wszystkie doświadczone o porady w sprawach:
a.Jakie sposoby na umiarkowany ból były dla Was pomocne?
b.Z jakimi środkami na ból nie do wytrzymania macie doświadczenie i jakie?
c.Czy pchać męża ze sobą na porodówkę czy lepiej nie? (wiem że nie chce iść ale pójście uważa za sprawe honoru i męstwa)
d.W jakiej sytuacji nie zgadzać się na nacięcie? Mam zamiar napisać że zgadzam się tylko jeśli zdrowie dziecka jest zagrożone, to ma sens? Ponoć lepiej lekko pęknąć niż dać się naciąć. Jak to z tym jest?
e.Jakie pozycje porodu zmniejszają ból pleców i ryzyko nacięcia? Szukałam po internecie ale tam są jakieś akrobacje, poza tym jakoś nie lubię informacji wyciąganych z czeluści internetu.
f. Jak uniknąć leżenia godzinami pod KTG? Nie chcę nie zgadzać się na to badanie, a wiem że mogę nie dostać przenośnego. To głupie będzie odmówić dalszego monitorowania po powiedzmy 15 minutach?
g. Co myślicie o zapisie że nie zgadzam się na oksytocynę bez przeciwbólowca? (nie na wywołanie a już w czasie porodu)
Mile widziane inne porady o które nie mam pojęcia pytać
Komentarz
U mnie łagodzenie bólu to słuchanie siebie i ciepła woda. Przyjmowanie takiej pozycji, którą Ci podpowie umysł.
Co do męża - nie brałabym na siłę. Nie jestem na tak ani na nie. U mnie najpierw mąż był, przy ostatnim już nie. I to była dobra decyzja, bo mogłam się skupić na sobie i porodzie. Przy ostatnim była tylko położna i to było super, żadnego lekarza, żadnych oglądaczy.
Jeśli są takie standardy jak w Uk, to nikt Ci rzeźni nie zrobi. I nie będą nacinać bez powodu, o wszystko będą się pytać. I kto powiedział, że trzeba popękać bez nacięcia? Mogą Ci zasugerować pozycję, nie uwiążą cię na łóżku na siłę.
Ale swoje zdanie trzeba mieć i tyle.
Chyba że do Pl na poród jedziesz, to nie znam się.
Chociaż przyznam że na Twoją wypowiedź czekam w szczególności.
Książki o porodzie, karmieniu mam. Ale to zawsze co innego zapytać, a zwłaszcza jak tutaj z takim dużym doświadczeniem kobiety.
Rodzilam przy nim 3 razy. Pierwsze poronienie - tu uwazam ze byl niezastapiony. Jego jednego obchodzilo ze mnie boli i jako jedyny mnie sluchal. Bo umowmy sie ze polozne sa zainteresowane rodzacymi a nie roniacymi dzieci. Niewazne ze skurcze bola tak samo i jestes w gorszej formie psychicznej.
W kazdym razie moj maz nie wyobraza sobie nie byc i ja nie wyobrazam sobie jego nieobecnosci. Mielismy uklad- jesli ze mna ok to mial nie spuszczac z oka dziecka. No i generalnie polecenia w stylu "masuj" , "" nie masuj" " nie dotykaj mnie" moge rzucac bez zbednego udawania grzecznosci do poloznej.
Byl ile sie dalo.
2. Moim zdaniem nie warto sie upierac przy chodzeniu. Rozumiem ze nie warto straszyc ale czasem warto zaufac i lezec. Ja bylam chodzacs bohaterka, wiedzialm kiedy mozna chodzic itd, ale okazalo sie ze skurcze tak mnie zmeczyly ze jak mnie polozyli do ktg to juz nie zamierzalam wstawac. Drugi porod przelezalam caly "niechcacy". Po czym dowiedzialam sie ze sasiadka z sali kolezanki ktora rodzila w tym samym czaise miala wielka akcje ratowania dziecka , bo pepowina wypadla.
Co do oksytocyny to ja sie nie zgadzalam. Problem tylko ze okazalo sie ze przestalam miec skurcze przy partych. Majac pelne rozwarcie nie mialam skurczy. Potem problm z urodzeniem lozyska. Takze znowu moje ustalenie wzielo w leb bo okazalo sie ze oksytocyna nie jest taka zla, ale nie chcialabym jej jako przyspieclszenie na poczatku porodu.
3.Co do naciecia... Ja nie chcialam naciecia ale tak sie balam pekniecia ze ostatecznie o nie poprosilam przy pierwszym. Przy drugim peklam leciutko, ale wolalam byc nacieta akurat.
4. Inne: na bol ponoc termofor, ponoc tez generator pradow TENS - takie elektrody co sie przykleja na plecach. Nie wiem mialam oba , nie zdazylam uzyc - rodze w tempie ekspresowym raczej.
Jednak jest typ meżczyzny, który podczas porodu mówi: "Ty nie wtawaj, pani położna powiedziała, że masz leżeć", "nie jedz, bo lekarz powiedział, że nie możesz itp" - takiego typu bym ze sobą nie zabierała.
Poród (dla mnie przynajmniej) jest rzeczą średnioopisywalną - ale ponieważ porównać do czegoś trzeba, to porównam Dla mnie cięzkie chwile porodowe (te jakiś czas przez partymi) przypominały stan upojenia alkoholowego, z równoczesnym niespaniem od 100h, ciałem po biegu na 20km, cięzkim zatruciem wywarem z muchomora i rotawirusem - zadaj sobie pytanie czy w takim stanie potrafisz trzeźwo myśleć. Ja nie potrafię, mało tego jakby personel przyszedł i miłym tonem mnie przekonał, że konieczna jest korekcja nosa przy okazji porodu, zgodziłabym się bez wahania. Dlatego nad wszystkim miał czuwać mój mąż - i czuwał. Fukał na połozne, on był ten niemiły a ja miła. Pewnie są kobiety, które kotroluja wszystko do końca, jeszcze same przyjmują swój poród itp ja do nich nie należę. Na pewno jest to wspaniałe doświadczenie przy porodzie. Jednak - w pierwszym porodzie mój mąż łapał nasze dziecko, a połozna tylko stała obok. Dla niego to niesamowite, ale ja dalej nie wiem jak on się tam znalazł. W drugim porodzie robił za słup porodowy a w trzecim jako urządzenie transportowe i kamień porodowy. W każdym razie zawsze niezwykle się przydawał.
Ale - w ostatnim porodzie towarzyszyła mi Doula bez przeszkolenia formalnego czyli @Predikata z forum - co wyszło przypadkiem. I przy porodzie był i mój mąż i Predi właśnie. I to jest zupełnie inne doświadczenie. Męzczyzna działa zadaniowo: masuj plecy, nie masuj, podaj wodę, zabierz ręce, gdzie twoje ręce, trzymaj mnie itp.
Ale kobieta po prostu czyta w myslach - ale musi być z kręgu - już po porodzie.
Prawdą jest, że nam z Predi tak dobrze poszło, że połozna nie była potrzebna, ledwo zdążyła.
O to że sie przyda to nie wątpie. Zastanawiam sie czy sens go brać jak wiem że boi sie porodu bardziej niż ja (w zasadzie jeszcze nie zaczęłam) i ogólnie nie bardzo chce iść, ale nie sie nie przyzna.
Poza tym tam naprawdę z reguły jest niewiele krwi. Adrenalina działa - może być sklapciały po, jakby sam rodził, taki minus
Mąż: niech zdecyduje sam
Nacięcie: moim zdaniem brzmi ok.
KTG: jeśli to Pl to poszukaj szpitala, gdzie możesz sobie v wybrać pozycję do KTG. Polecam Zabrze. W Ie nie wiem. Ale z tego co mi siostra opowiadała, to tam wszystko takie raczej zgodnie z naturą.
G. Z mojego doświadczenia bez sensu taki zapis, o ile nie godzisz się na wywołanie. Jak już podadzą to lepiej wiedzieć, kiedy będziesz chciała przeć. Niech się Katarzyna wypowie lepiej
a.Jakie sposoby na umiarkowany ból były dla Was pomocne?
Dla mnie pomocne były: w pierwszym okresie porodu: piłka, wanna z ciepłą wodą i polewane brzucha tą ciepłą wodą, przy bólach krzyżowych w pierwszym porodzie umiejętny masaż (intensywny, punktowy) krzyża, swoboda przyjmowania wygodnej dla mnie pozycji (a pozycje były bardzo nieoczekiwane - np. siedzenie w kucki na krześle obrotowym zakutana w ciepły koc; w innym porodzie: zajęcie się sprzątaniem i to intensywnym), brak konieczności leżania, prawidłowe oddychanie, ograniczenie bodźców (wygaszone światła, brak hałasu w tle, nikt co mnie nie mówi i niczego ode mnie nie chce). W II okresie porodu: możliwość przyjmowania dowolnej wygodnej dla mnie pozycji.
Z innych metod, których sama nie próbowałam, a widziałam, że kobietom często pomagały: ciepłe okłady na dół brzucha lub krzyż (dobry do tego jest woreczek z solą, kaszą lub pestkami wiśniowymi nagrzewany w mikrofalówce lub piekarniku), zimne okłady (np. takie żelowe, chłodzone w lodówce, owinięte w pieluchę), TENS, aromaterapia (w szczegóły nigdy nie wchodziłam, bo nie całkiem moja bajka), relaksująca muzyka (też w szczegóły nie wchodziłam).
b.Z jakimi środkami na ból nie do wytrzymania macie doświadczenie i jakie?
Osobiście, z żadnymi i całe szczęście. W ramach wspierania: petydyna (dolargan) - środek narkotyczny, nie jest bezpieczny dla dziecka, może być przyczyną niewydolności oddechowej po porodzie - odradzam; znieczulenie zewnątrzoponowe z zachowaniem czucia i władzy w kończynach dolnych (ang. walking epidural) - jeśli właściwie podane, bywa pomocne w I okresie porodu, niestety, zwiększa ryzyko zabiegowego (vacuum, kleszcze) lub operacyjnego (cc) ukończenia porodu. Przy naturalnym porodzie (nie wspomaganym oksytocyną z kroplówki) u kobiety bez obciążeń i powikłań - odradzam.
c.Czy pchać męża ze sobą na porodówkę czy lepiej nie? (wiem że nie chce iść ale pójście uważa za sprawe honoru i męstwa)
Sprawa jest bardzo indywidualna. Jestem zdania, że powinniście wspólnie sami podjąć tę decyzję. Są liczne argumenty zarówno za obecnością męża na porodówce, jak i przeciw.
Za:
- może być bardzo pomocny, szczególnie w kontakcie z personelem, ale także w opiece nad żoną,
- może sam tego doświadczenia bardzo potrzebować, dla budowy lepszej relacji z żoną i dzieckiem,
- może mieć okazję, by nabrać większego szacunku dla żony,
- może poczuć się potrzebny,
- żona może tego potrzebować i chcieć mieć męża przy sobie w tym szczególnym czasie,
- dla żony obecność męża przy porodzie może być doświadczeniem pogłębiającym ich relację,
- mąż na sali porodowej może być dla żony wyznacznikiem poczucia bezpieczeństwa.
Przeciw:
- mąż może nie chcieć być obecny przy porodzie (on, w przeciwieństwie do żony, nie musi tam być ;-) ),
- żona może nie chcieć męża na sali porodowej (z różnych przyczyn),
- specyficzny mąż, może pod wpływem doświadczeń okołoporodowych nabawić się traumy i niechęci do własnej żony (rzadkość, ale wykluczyć się nie da; wiele zależy od relacji - jeśli wcześniej mąż już towarzyszył żonie w sytuacjach, gdy wyglądała i zachowywała się "niewyjściowo" (np. infekcja rotawirusowa), to bym nie przeceniała ryzyka, że zniechęci się do niej akurat przy porodzie),
- dla żony może być bardzo stresującym fakt, że mąż ją ogląda w tak niekomfortowej dla niej sytuacji (to może zahamować postęp porodu nawet),
- mąż odczuwający lęk bywa bardzo destruktywny (generalnie, lęk na sali porodowej to jest emocja, której tam być nie powinno, bo ona się roznosi gorzej niż najgorsza zaraza, a zalękniona rodząca, to wzrost ryzyka, że coś w porodzie pójdzie nie tak).
Warto pamiętać, że poród nie jest lepszy ani gorszy przez sam fakt, że mąż w nim uczestniczy, albo nie. Warto rozważyć indywidualne za i przeciw. Pewną opcją jest układ taki, że mąż towarzyszy żonie w I okresie porodu, a na sam finał oddala się w bezpieczne miejsce, by wrócić, gdy potomek będzie już na świecie, a żona ogarnięta po porodzie. Należy liczyć się jednak z tym, że plan może się zmienić w trakcie i mąż, który był zdecydowany towarzyszyć żonie tylko w I okresie porodu, zechce być dla niej wsparciem także i w finale. Warto zawczasu ustalić, że w takiej sytuacji, to jednak żona decyduje, czy go sobie na ten finał życzy, czy nie i jeśli sobie nie życzy, to mąż się z tą decyzją pokornie godzi nie strzelając fochów.
d.W jakiej sytuacji nie zgadzać się na nacięcie? Mam zamiar napisać że zgadzam się tylko jeśli zdrowie dziecka jest zagrożone, to ma sens? Ponoć lepiej lekko pęknąć niż dać się naciąć. Jak to z tym jest?
Rutynowe nacięcie to poważny (choć powszechny w Pl) błąd w sztuce położniczej. Bezwzględnym wskazaniem do nacięcia, z którym bym nie dyskutowała i nie dyskutowałam, gdy mnie dotyczyło, jest zagrożenie dla dziecka. W innej sytuacji - ciąć nie warto, szczególnie, jeśli kobieta rodzi w pozycji wertykalnej, a dziecko jest normalnie zbudowane (nie ma wodogłowia), i prawidłowo ułożone. Z wszelkich znanych mi badań wynika, że fizjologiczne pęknięcie krocza (szczególnie przy porodzie w wertykalnej pozycji) goi się lepiej niż standardowe nacięcie. Zwykle jest znacznie mniej rozległe. Moje osobiste doświadczenie to potwierdza - jedno nacięcie (i tak bardzo oszczędne, bo robione "po znajomości" ;-) ) wspominam kiepsko (2 tygodnie dużego dyskomfortu + 2 miesiące sporego), 5 pęknięć wspominam luzacko.
e.Jakie pozycje porodu zmniejszają ból pleców i ryzyko nacięcia? Szukałam po internecie ale tam są jakieś akrobacje, poza tym jakoś nie lubię informacji wyciąganych z czeluści internetu.
Ryzyko pęknięcia krocza zmniejszają wszystkie pozycje inne niż leżenie na plecach lub w półsiadzie. Podobnie, z bólem pleców - wszystko jest lepsze od leżenia. A jaka pozycja jest najlepsza dla danej kobiety, to już zależy konkretnie od niej i od tego, jak przebiega dany poród. Wyjdzie w praktyce. Fajne propozycje są w książce Ireny Chołuj "Urodzić razem i naturalnie" (bardzo polecam lekturę; inne polskie książki o porodach mogą się schować przy tej! a niektóre są wręcz szkodliwe)
f. Jak uniknąć leżenia godzinami pod KTG? Nie chcę nie zgadzać się na to badanie, a wiem że mogę nie dostać przenośnego. To głupie będzie odmówić dalszego monitorowania po powiedzmy 15 minutach?
Standardowe badanie KTG to 20-30 minut zapisu. Nie ma uzasadnienia robienie go częściej niż co 2 godziny, jeśli poród przebiega fizjologicznie. Inna rzecz, że wcale nie mam przekonania, do jego konieczności. Moim zdaniem, wystarcza osłuchiwanie czynności serca płodu za pomocą detektora.
Nawet przy stacjonarnym KTG nie ma konieczności leżeć. Da się zamocować elektrody w pozycji siedzącej i robić zapis np. na piłce. Trudniej jest u kobiet z dużą otyłością.
g. Co myślicie o zapisie że nie zgadzam się na oksytocynę bez przeciwbólowca? (nie na wywołanie a już w czasie porodu)
Dobry zapis. Choć ja mam duże wątpliwości co do używania syntetycznej oskytocyny w porodzie w ogóle. Naprawdę, bardzo niewiele jest sytuacji, gdy jest z tego jakiś pożytek dla rodzącej i jej dziecka.
O! To się pomądrzyłam ;-)
Potem 2godziny byl face to face z synem, bo ja mialam zabieg, bardzo jest dumnym i swiadomym tata od tamtej pory, choc nie byl przekonany.
Do dzis sie smiejemy 'ale byles dzielny, swietnie dales sobie rade' ;-)
co do reszty, ja w pelni ufam Katarzynie, polecam;-)
Życze spokoju:)
Dwa razy byłam nacinana, jedno wspominam bardzo źle, bo szycie było nieprawidłowe. Potem przez prawie pół roku wszystko czułam. Jeśli tylko tkanki są dobrze porozciągane (dla mnie kluczowa sprawa to ciepła woda), dobra, wybrana przez kobietę pozycja, to nacięcie nie jest potrzebne. Po porodzie bez nacięcia funkcjonowałam fantastycznie, mogłam siadać, chodzić bez problemu. Po nacięciu byłam jak inwalidka.
Nie do końca się zgadzam z Bea co do postępowania personelu. Niby tak, niby powinni się pytać o wszystko, ale w moich porodach było tak, ze robiono wszystko cichaczem, z zaskoczenia, oczywiście nikt nie pytał o zgodę ani nie informował. Ja się nie liczyłam, najważniejsze było to, bym urodziła w miarę szybko, nie absorbowała personelu i by im było najwygodniej. Moje doświadczenia pochodzą z różnych szpitali.
Co o tym myślicie?
edit:dopisałam
Nie jestem pewna jak kwestie formalne w szpitalu się załatwia, żeby dwie osoby były przy porodzie. Haku się udało. Ale to było legalne? Jest jakiś paragraf na liczbę osób przy porodzie?