Aha, super @Silesia że szukasz informacji! Ja do pierwszego porodu byłam kompletnie nieprzygotowana, zdalam się na lekarzy. Przy kolejnym moje motto brzmiało:" lekarz to wróg" przy trzecim: "no dobrze, porozmawiajmy".
Przy pierwszym zaskoczył mnie ból i to, że tak długo trwa rozbieranie szyjki. Byłam zmęczona i nie wiedziałam czemu to tak długo trwa. Chyba minka w równoleglym wątku o tym pisała. Sensownie brzmiało to co pisała I Chołuj, zwłaszcza przy pierwszym porodzie: kiedy zaczyna się poród (nie regularne skurcze, ale te które powodują rozwieranie).
Moim zdaniem ważne jest nastawienie na poród. Wydawało mi się: powiedzmy 8 godzin, max dzień i już. Ale od jakiego momentu? Bynajmniej nie od pierwszych skurczy. Przy drugim porodzie (pierwszy zakończył się CC) skurcze zaczęły się we wtorek rano, urodziłam w czwartek rano. Ale już wiedziałam, że to trwa. No i przy trzecim 7 godzin to było tak szybko!
Bardzo wartym rozważenia rozwiązaniem, szczególnie przy pierwszym porodzie, jest dogadanie się z jakąś położną (ewentualnie studentką III roku położnictwa) na asystę w domu w I okresie porodu. Taka obeznana osoba będzie w stanie stwierdzić, w którym momencie można przyjąć, że poród się faktycznie zaczął oraz w którym momencie warto ruszyć do szpitala, żeby nie być tam za wcześnie, ale jednak zdążyć na finał.
Mnie się mąż przydaje, siedzi sobie cichutko w kąciku, aż życzę wody czy żeby zawołał położną, no i zaraz po wędruje za młodym i patrzy na ręce a raz, to go tak mocno za ramię ściskałam, że mi już się pęknięcie z dwoma szwami zagoiło, a Krzysztof nadal miał siniaki!
Ja nie zakładam, ze każda położna jet nie ok. W ostatnim szpitalu trafiłam na życzliwy personel i zyczliwą położną, co nie zmienia faktu, że rodziłam na oksy, żeby było szybko i przyspieszano jak się dało poród i to fajne nie było. Pozostałe szpitale były paskudnawe pod tym względem. Ja nie wymagam nigdy, by mi ktoś prawił komplementy, ale chodzi mi o zwykłe podejście do drugiego człowieka, jako kogoś, kto czuje, a nie jak do wroga zakłócającego spokój. Z tego, co sama doświadczyłam, to 3 szpitale nie były ok, jeden ok - ale i tak tam trzeba rodzić szybko. nie ma ani chęci ani czasu na naturalny poród. I nikt mnie nawet nie pytał i nie informował co robi, sama mocno się dopytywałam o to co mi już zrobili.
@Haku jak Ty sobie załatwiłaś taką obstawę na poród?? Pozbierałam trochę kontaktów, do polecanych "towarzyszek porodu", ale wszystkie obce, a z resztą teraz się wstydzę dzwonić ">
a bo poród wypadł przypadkiem jak @Predikata i @Anulcia u mnie były z dzieciakami w ogródku na spotkanku babskim. Więc Predi stała przed drzwiami i konsultowała procedurę telefonicznie z @Katarzyną, a ja się przygotowywałam. W tym czasie Anulcia przejęła dzieci, Predi mnie wiozła do szpitala i tam została, bo mój mąż dopiero wracał z pracy i urzędu. I tak się Predi zupełnie przypadkowo znalazła na sali i już została jako zupełnie konieczny człowiek, idealnie na swoim miejscu jakby ktoś chciał rodzić, to polecam Predikatę na towarszysza. doula z urodzenia w 200 procentach, zupełnie serio piszę, a jak fajnie poród poprowadziłyśmy
Chyba musiałabym mieć podobny zbieg okoliczności, żeby było dobrze :P Jeszce pół roku, a ja już wymiękam i zaczynam myśleć "a po co Ci to wszystko, załatwiania tyle, a potem i tak się nie uda. Znasz dobry szpital do cc, ostatnio było miło i przyjemnie, nie trzeba będzie czekać nie wiadomo ile i nie wiadomo na co w niepewności". Wiem to może głupie, ale co zrobię jak nic nie zrobię :P
Serio Predi? z chęcią! Tylko w sumie nie wiem gdzie to jest "u nas" i czy jak wsiądę na przepowiadających do pociągu, to czy po drodze nie zdążę urodzić
A tak serio, serio to super, że macie siebie nawzajem to jest dopiero wsparcie!
@Hope - jasne, że wymodliłam, to tzw łaska dodatkowa w nowennie pompejańskiej :x i jezszce w dodatku NP w innej intencji odmawiałam, a to tylko rzucałam dodatkowo.
Tam zbieg okoliczności - CUD, bo ja jeszcze w domu narodzin rodziłam mimo braku kwalifikacji i przeciwskazań o jeszcze położna źle była usposobiona, bo mi ciągle powtarzała, że 'to poród szpitalny który się zaczyna w domu narodzin i tak go trzeba traktować i jak tylko w szpitaku się zwolni miejsce to mnie przeniosą' a ja myk! I w 2h urodziłam o 21 mi chcoeli zrobić ktg a nie zdążyli w książeczkę zdrowia Kosi wpisali 2fazę porodu na 5 min, ale myśkę, że przesadzili, bo 3min głupio wyglądały.
W każdym razie finish porodu był jak pantonima w moim nierealistycznym odczuciu rodzącej, co z jednej strony zwisa i ledwo dycha, a z drugiej przygląda się z uwagą i satysfakcją sytuacji.
W takich chwilach mam wrażenie, że mam rozbicie osobowości, bo nie umiem 'zdychać' całościowo.
bo to był cwany plan opracowany w wannie (w wannie opracowuje się najlepsze cwane plany @Hope), że takiego wała, nie damy sobie zrobić ktg, o 21 to będziemy już rodzić. No i faktycznie o 21 w zasadzie trzeba było się zająć czymś innym niż jakieś tam ktg.
Dostałam ze szpitala pliczek gdzie jest dokładnie opisane co i jak gdy zacznie się poród. Jest tam między innymi że od rozpoczęcia porodu nie można jeść poza płynnymi zupami (sam wywar), można też pić sok.
Ale słyszę (tu na forum) już któryś raz że lepiej coś jednak przegryźć. Wy jadłyście przed porodem? Wiem czym to "grozi". Ale dawałyście rade tyle bez jedzenia? Lepiej zjeść coś lekkiego czy faktycznie na głodniaka jechać?
będzie na przykładach: 1) bladym świtem, a świt wczesny, bo to początek czerwca, bez śniadanie pojechaliśmy do szpitala, bo się wody zaczęły sączyć, słabe wyniki badań z krwi, podjęli decyzję że wywołują, poddaliśmy się procedurom, wieczorem odłączyli mnie od kroplek, dali kolację (mój jedyny! posiłek w ciągu tego dnia) pozwolili odpocząć, powiedzieli, że poród to się jeszcze wcale nie rozpoczął i abarot, wlewali hektolitry kroplówek! Zosia urodziła się po ósmej rano, jak przewieźli nas w końcu na sale, koło południa, przyszła salowa spytać, czy dać mi śniadanie, czy zaczekam na obiad! nigdy w życiu nie zjadłam zimnej parówki z wilczym apetytem 2) zjadłam śniadanie, mieliśmy jechać na zakupy i KTG, ale poczułam że się zaczyna, pojechaliśmy do mojego brata, który miaszkał w pobliżu szpitala, koło południa mąż odwiedził sklep znany ze świetnych wyrobów typu placki ziemniaczane, kluski, pierogi - wszyscy obecni pojedli do wypęku, też i ja! o 16 jeszcze całkiem najedzona trafiłam do szpitala, o 18 bez sensacji powitaliśmy Tosię. 3 i 4) wszystko toczyło się tak szybko, że nie pamiętam, co wcześniej jadłam, no normalnie jadłam, kto by zgadł, że to już 5) nagotowałam na obiad rodzinie klusków ziemniaczanych - zjadłam chyba troszkę za dużo, bo mnie sen zmorzył, jak się obudziłam, wiedziałam, że czas jechać... ale nie było tak szybko jak z 4 i 5, także byłam zadowolona, że nie mam pusto w brzuchu, bo następny posiłek dopiero rano 6) podobnie jak z 5, tylko że po słabszym obiedzie. ot, i tyle!
Czyli jest szansa, że jak się człowiek obje to nie będą mogli wykonywać jakichś zabiegów medycznych? ATSD to nie wyobrażam sobie przechodzenia przez taki wysiłek fizyczny na głodniaka Chociaż mi też nie dali jeść jeden cały dzień, a potem z trzęsącymi uszami wcinałam zimny obiad (kluski leniwe z cukrem przy cukrzycy, najsłodszy obiad od 3 miesięcy:P, ale szpitalne obiady na diecie to osobny temat).
@Haku Twój poród był jak z marzeń! W takim domu narodzin 8-> Też tak chce, trzeba się za NP chyba brać... @Predikata, jak w maju jeszcze będziesz miała ochotę, to się odezwę
Póki co muszę chyba wynająć tę doulę tylko po to, żeby mi mówiła codziennie "warto, warto, warto rodzić naturalnie.... warto!"
To jest kwestia tego, że w przypadku nagłego cięcia znieczula się ogólnie i wtedy jest opcja, zwłaszcza u ciężarnych, że nastąpią wymioty, które zaleja płuca. Nie ma to nic wspólnego z oksytocyna czy napięciem krocza. W przypadku konieczności znieczulenia niebezpieczenstwo jest realne. Ja przy pierwszym porodzie się zdrowo najadlam jak się zaczęło, bo nim się dobrze rozkrecilo, to minęło magiczne 6h na czczo.
Bea, ja to rozumiem. Ja jestem zboczona trochę, bo mojemu mężowi się te płuca zarzygane trafiają. Na dodatek musiałabym jeść w toalecie, bo by nogi z tyłka powyrywal;-)
1) pocedury medyczne w każdym calu, jedzenia mało, wywoływany i generalnie, było ciężko. Ale do dzisiaj pamiętam, że całą porodówkę objadałam po porodzie, bo inne mamy jakies takie bardziej wybredne były 2-3-4-5) jechałam specjalnie na wypasiony obiad/kolację do knajpy, bo wiedziałam, że potem w szpitalu nędza:) I ostatnio wzięłam sobie 2 kostki czekolady i zaraz po sobie po prostu zjadłam.
Komentarz
Ja do pierwszego porodu byłam kompletnie nieprzygotowana, zdalam się na lekarzy. Przy kolejnym moje motto brzmiało:" lekarz to wróg" przy trzecim: "no dobrze, porozmawiajmy".
Przy pierwszym zaskoczył mnie ból i to, że tak długo trwa rozbieranie szyjki. Byłam zmęczona i nie wiedziałam czemu to tak długo trwa. Chyba minka w równoleglym wątku o tym pisała. Sensownie brzmiało to co pisała I Chołuj, zwłaszcza przy pierwszym porodzie: kiedy zaczyna się poród (nie regularne skurcze, ale te które powodują rozwieranie).
a raz, to go tak mocno za ramię ściskałam, że mi już się pęknięcie z dwoma szwami zagoiło, a Krzysztof nadal miał siniaki!
Pozbierałam trochę kontaktów, do polecanych "towarzyszek porodu", ale wszystkie obce, a z resztą teraz się wstydzę dzwonić
">
W tym czasie Anulcia przejęła dzieci, Predi mnie wiozła do szpitala i tam została, bo mój mąż dopiero wracał z pracy i urzędu. I tak się Predi zupełnie przypadkowo znalazła na sali i już została jako zupełnie konieczny człowiek, idealnie na swoim miejscu
jakby ktoś chciał rodzić, to polecam Predikatę na towarszysza. doula z urodzenia w 200 procentach, zupełnie serio piszę, a jak fajnie poród poprowadziłyśmy
Chyba musiałabym mieć podobny zbieg okoliczności, żeby było dobrze :P
Jeszce pół roku, a ja już wymiękam i zaczynam myśleć "a po co Ci to wszystko, załatwiania tyle, a potem i tak się nie uda. Znasz dobry szpital do cc, ostatnio było miło i przyjemnie, nie trzeba będzie czekać nie wiadomo ile i nie wiadomo na co w niepewności". Wiem to może głupie, ale co zrobię jak nic nie zrobię :P
Tylko w sumie nie wiem gdzie to jest "u nas" i czy jak wsiądę na przepowiadających do pociągu, to czy po drodze nie zdążę urodzić
A tak serio, serio to super, że macie siebie nawzajem to jest dopiero wsparcie!
Tam zbieg okoliczności - CUD, bo ja jeszcze w domu narodzin rodziłam mimo braku kwalifikacji i przeciwskazań o jeszcze położna źle była usposobiona, bo mi ciągle powtarzała, że 'to poród szpitalny który się zaczyna w domu narodzin i tak go trzeba traktować i jak tylko w szpitaku się zwolni miejsce to mnie przeniosą' a ja myk! I w 2h urodziłam o 21 mi chcoeli zrobić ktg a nie zdążyli
w książeczkę zdrowia Kosi wpisali 2fazę porodu na 5 min, ale myśkę, że przesadzili, bo 3min głupio wyglądały.
W każdym razie finish porodu był jak pantonima w moim nierealistycznym odczuciu rodzącej, co z jednej strony zwisa i ledwo dycha, a z drugiej przygląda się z uwagą i satysfakcją sytuacji.
W takich chwilach mam wrażenie, że mam rozbicie osobowości, bo nie umiem 'zdychać' całościowo.
Dostałam ze szpitala pliczek gdzie jest dokładnie opisane co i jak gdy zacznie się poród. Jest tam między innymi że od rozpoczęcia porodu nie można jeść poza płynnymi zupami (sam wywar), można też pić sok.
Ale słyszę (tu na forum) już któryś raz że lepiej coś jednak przegryźć.
Wy jadłyście przed porodem?
Wiem czym to "grozi".
Ale dawałyście rade tyle bez jedzenia?
Lepiej zjeść coś lekkiego czy faktycznie na głodniaka jechać?
1) bladym świtem, a świt wczesny, bo to początek czerwca, bez śniadanie pojechaliśmy do szpitala, bo się wody zaczęły sączyć, słabe wyniki badań z krwi, podjęli decyzję że wywołują, poddaliśmy się procedurom, wieczorem odłączyli mnie od kroplek, dali kolację (mój jedyny! posiłek w ciągu tego dnia) pozwolili odpocząć, powiedzieli, że poród to się jeszcze wcale nie rozpoczął i abarot, wlewali hektolitry kroplówek!
Zosia urodziła się po ósmej rano, jak przewieźli nas w końcu na sale, koło południa, przyszła salowa spytać, czy dać mi śniadanie, czy zaczekam na obiad! nigdy w życiu nie zjadłam zimnej parówki z wilczym apetytem
2) zjadłam śniadanie, mieliśmy jechać na zakupy i KTG, ale poczułam że się zaczyna, pojechaliśmy do mojego brata, który miaszkał w pobliżu szpitala, koło południa mąż odwiedził sklep znany ze świetnych wyrobów typu placki ziemniaczane, kluski, pierogi - wszyscy obecni pojedli do wypęku, też i ja! o 16 jeszcze całkiem najedzona trafiłam do szpitala, o 18 bez sensacji powitaliśmy Tosię.
3 i 4) wszystko toczyło się tak szybko, że nie pamiętam, co wcześniej jadłam, no normalnie jadłam, kto by zgadł, że to już
5) nagotowałam na obiad rodzinie klusków ziemniaczanych - zjadłam chyba troszkę za dużo, bo mnie sen zmorzył, jak się obudziłam, wiedziałam, że czas jechać... ale nie było tak szybko jak z 4 i 5, także byłam zadowolona, że nie mam pusto w brzuchu, bo następny posiłek dopiero rano
6) podobnie jak z 5, tylko że po słabszym obiedzie.
ot, i tyle!
ATSD to nie wyobrażam sobie przechodzenia przez taki wysiłek fizyczny na głodniaka
Chociaż mi też nie dali jeść jeden cały dzień, a potem z trzęsącymi uszami wcinałam zimny obiad (kluski leniwe z cukrem przy cukrzycy, najsłodszy obiad od 3 miesięcy:P, ale szpitalne obiady na diecie to osobny temat).
@Predikata, jak w maju jeszcze będziesz miała ochotę, to się odezwę
Póki co muszę chyba wynająć tę doulę tylko po to, żeby mi mówiła codziennie "warto, warto, warto rodzić naturalnie.... warto!"
W przypadku konieczności znieczulenia niebezpieczenstwo jest realne. Ja przy pierwszym porodzie się zdrowo najadlam jak się zaczęło, bo nim się dobrze rozkrecilo, to minęło magiczne 6h na czczo.
1) pocedury medyczne w każdym calu, jedzenia mało, wywoływany i generalnie, było ciężko. Ale do dzisiaj pamiętam, że całą porodówkę objadałam po porodzie, bo inne mamy jakies takie bardziej wybredne były
2-3-4-5) jechałam specjalnie na wypasiony obiad/kolację do knajpy, bo wiedziałam, że potem w szpitalu nędza:) I ostatnio wzięłam sobie 2 kostki czekolady i zaraz po sobie po prostu zjadłam.