Bosz, jakie to wszystko proste.... Naprawdę tylko praca zawodowa daje doswiadczenia do przekazania? Znam matkę pracującą - z pracy niezadowolona, o kolejnych pracodawcach wyraża się jak najgorzej, kompetencji nie podnosi, bo jej się nie chce/nie ma kasy/czasu (różne wersje słyszałam). Strach zadzwonić, bo jeszcze zacznie przekazywac swoje cenne doswiadczenia. Żeby ni
e było znam też wielo-matkę, co do której mam podobny stres: z dziećmi jest zawsze okropnie, nie słuchają, chorują gady jedne. I w ogóle kiedy wreszcie wyrosną? Jak pracowała to szef nie ten, studia nie te wybrała...
Dla odmiany miłość do historii przekazała mi niepracująca zawodowo, zq to.szalenie oczytana Babcia, wyboru zawodu pomogła mi dokonać Mama (10 lat w domu). A bardzo ważnym wzorcem była dla mnie Ciocia, która mimo trudnych przejść nie zramolala, prac imala się różnych, wychowywała sama syna i jeszcze starała się realizować pasje. Twórczo o wychowaniu dzieci mogę pogadać z pracującymi/niepracujacymi koleżankami-matkami, babciami albo nawet - o zgrozo- pannami! Z tymi samymi można pogadać o wielu innych rzeczach. Bo po prostu biorą się z życiem za bary i to życie kochają (choć to żadne ideały, czasem mają wszystkiego dość).
Już w ogóle nie mówiąc o tym, że dzieci mają też ojców i dziadków i oni chyba też jakies doswiadczenia przekazują...
A tu życie takie proste jak w TV sniadaniowej...
Tola, u nas nie ma korporacji. Najbliższa jest w Warszawie. 100km. Bratowa nie dojeżdża do korporacji tylko do zakładu załóżmy produkcyjnego. Nie wiem skąd jesteś ale z perspektywy dużego miasta to wygląda zupełnie inaczej. Ja w ogóle nie mam pomysłu do jakiej pracy by tu można było iść żeby mieć z tego korzyść. Ostatnia praca jaką wykonywałam to dokumentacja cen transferowych. Mogłabym ją wykonywać być może u pracodawcy byłego dojeżdżając 2 h do Warszawy i potem z dworca do Konstancina. Za 3tys. brutto. 6 godzin dziennie na dojazd plus 8 godzin pracy. Byłam, rozmawiałam. Dziećmi po szkole do nocy musiałby się zająć mąż, bo to są dzieci, którym nie dasz klucza do ręki a jedno nie ma 3 lat. Tutaj mogę iść do Tesco. Albo bić się w pośredniaku o miejsce w hurtowni artykułów hydraulicznych za pensję minimalną, ale 30 km za miastem. Gdzie i tak zwycięży panna Gosia, koleżanka synowej właściciela. Sklepy upadają jeden po drugim. Wszyscy kupują w lumpeksach, nawet buty, bo za 30-60zł można kupić nowe, angielskie skórzane buty. Czasem widzę nowo otwartą knajpkę ze świetnym pomysłem typu "makaroniarnia", "koktajle owocowe". Ale kto normalny kupi koktajl za 10 zł, już i makaroniarni nie ma i koktajlowni. Lęk o pracę powoduje, że kobiety po obowiązkowej dwójce nie chcą już więcej dzieci. A obowiązkowe 1 lub 2 dzieci to za mało na utrzymanie populacji w stabilności. Taka kultura jest samobójcza. Żeby ta kultura mogła trwać, praca kobiet nie może zniechęcać ich do posiadania trzeciego i czwartego dziecka. Tego się nie przeskoczy. Nie można w nieskończoność przysposabiać dzieci z innych kultur i nie zamienić swojego kraju w zupełnie inny. Jeśli tak się stanie to się okaże, że ta nasza kultura jest wybrykiem natury, ślepym zaułkiem ewolucji.
Ale dopuszczamy, że istnieją matki, które po prostu muszą pracować? Bez względu na to, jak wiele są w stanie dać dziecku? Nawet najbardziej troskliwa , kochająca i dbająca o dzieci musi mieć za co nakarmić i zrobić opłaty. I może właśnie taka matka da to "doświadczenie" , że są sytuacje kiedy trzeba sobie poradzić samemu, kiedy nie ma nikogo na kogo można liczyć. Może właśnie dziecko takiej mamy prędzej nauczy się samodzielności i zaradnosci mając matkę codziennie walczącą o byt dzieci i jej. Nie podejmuje się oceny tego, czy łatwiej nakłonić dziecko do codziennych obowiązków czuwając nad tym z domu czy łatwiej kontrolować telefonicznie. Czasem po prostu nie ma wyboru
@Joanna36 dziękuję za ten opis. Bardzo jest mi bliski, chociaż moja M. "nie pracuje" z zupełnie innych powodów. Jeszcze warto zauważyć, że gdzieś około 5-6 dzieci tej tzw. pracy niewidzialnej jest na tyle dużo, że po prostu sił może zwyczajnie brakować na pracę zawodową. Nie powinno natomiast zabraknąć jakiejś aktywności poza domem, ale to dla higieny psychicznej.
@kociara - mam wrażenie, że Ty chcesz na siłę poprowadzić linię podziału w tej dyskusji pomiędzy: "matka pracująca jest lepszą matką" a "matka niepracująca jest lepsza matką". Tymczasem to wygląda zupełnie inaczej. Przychodzi tu taka młoda ideowa osoba z trójką/dwójką małych dzieci i uświadamia nas, że "matka, która nie pracuje/nie pracowała nie będzie tak dobrą matką, jak ta, która ma doświadczenie pracy zawodowej", a druga strona dyskusji mówi tylko: "fakt, czy ktoś pracuje zawodowo, czy nie, nie wyznacza jakości macierzyństwa takiej osoby". Czujesz różnicę? Nadal obstajesz przy stronie utrzymującej, że doświadczenie pracy zawodowej jest niezbędne, by być dobrą matką?
Zgadzam sie, ze przy ktoryms dziecku sil zaczelo brakowac (pracowalam z domu po 2 godziny, gdy dzieci spaly, czasem wiecej, czasem przerwa). I przy 6 dziecku wysiadlam - juz sie nie da. Wbrew pozorom z przedszkolakami wcale nie jest wiecej pracy i zaangazowania niz przy dzieciach szkolnych. Zwlaszcza gdy szkola wymaga zaangazowania rodzicow (np. SM). A nocki zarywane regularnie w koncu odbijaja sie na zdrowiu, @coralgol i przestaje byc fajnie i ach, jaka jestem dzielna i zaradna. Ale fakt, ze gdy sie ma 30lat, to nie przychodzi do glowy
I dodam, ze moja praca byla fajna, rozwijajaca i "skrojona" pod moje predyspozycje i zainteresowania. I chcialabym dalej tak pracowac, ale doba sie nie rozciagnie.
Błagam, przestańcie przytaczać lekarza jako idylliczny, wolny, dobrze płatny zawód... podstawowa pensja męża mego niewiele się zmieni przez najbliższe jeszcze 4 lata (do końca rezydentury) i z tego ok 80% wydajemy na opłaty i placówki dla dzieci... a pierwsze dwa dyżury w miesiącu to jakies 14zł za godzinę.
@kociara, większość kobiet z 3 dzieci jak jest praca w okolicy, to pracuje tak jak inne. W pewnym wieku dzieci są już samodzielne dość i jak do 45stki już się "odchowały" to zostaje 20 lat do emerytury i z trójką nastolatków w dużym mieście, bez ogrodu, obejścia, to w mieszkaniu aż tak wiele nie ma do zrobienia. Inaczej jest, tak sądzę, przy większej ilości dzieci gdy posiada się w domu "malucha" przez kilkanaście lat. Mam 4 znajome z czwórką, dwie pracują, tylko, że jedna jest na urlopie tym rocznym (pracuje na uczelni, raczej jej nie zwolnią z powodu dzieci), a druga w firmie męża. Trzecia ma malucha i chorą na stałe ośmiolatkę, i ostatnio teściową z Alzheimerem, mąż z nowotworem żołądka idzie na operację, ona nie pracuje. Ledwo wyrabia, jest na skraju załamania. Mało znam nie pracujących zawodowo kobiet oprócz siebie, mam jedną taką koleżankę. Ja nie mam dokąd wrócić, ona mieszka dość daleko od cywilizacji i logistycznie przy maluchu i starszych dzieciach "do rozwożenia" nie kalkuluje się finansowo praca, bez uwzględnienia 500+. A żeby nie odbiegać od tematu, dla mnie 500+ jest redystrybucją dochodów, zawsze na tym są jakieś straty "przesyłowe" . Ale rozumiem, że może mieć sens zabieranie bez- i mało- dzietnym by dołożyć tym, którzy mają więcej dzieci dla dobra społeczeństwa jako całości. Tak jak się zabiera zdrowym by dostali chorzy, buduje ośrodki dla bezdomnych, by nie spali na ulicach. Ktoś to powinien tylko dobrze policzyć, a czy jest dobrze policzone, czy na oko, to nie wiem. Lepiej wzbogacić nawet tą "patologię" czyli rodziny dysfunkcyjne gdzie dzieci nie rodzą się z miłości ale z obojętności, i te zaniedbane dzieci przysposobić do społeczeństwa niż sprowadzać zupełnie obco kulturowo muzułmańskie dzieci, skoro "normalsi" nie chcą rodzić.
Dzień 1 Kiedy szef powiedział mi, że mam mu pomóc przygotować reportaż o rodzinach wielodzietnych, omal się nie popłakałam ze złości. Mam iść do patologii?! Ja, co znam dwa języki, jeden w gębie i drugi w bucie. Ale cóż zrobić, służba nie drużba! Ciężki jest los researcherki. A przecież muszę jeszcze parzyć kawę i pamiętać, że koniecznie trzeba mieszać w prawą stronę.
Dzień 2 Udało się. Zalogowałam się na jakimś obrzydliwie patologicznym forum. Podałam, że mam trójkę dzieci. Przez moment chciałam wpisać: siedmioro, ale zrezygnowałam. Ostatni raz widziałam małe dziecko, jak sama byłam mała. Ktoś mógłby coś podejrzewać. One się chyba rozpoznają po zapachu, te matki. A tak - mam trójkę, niby że na razie. Ha, ha!
Dzień 3 Głupie są te ludzie tutaj jak but. Opresyjni mężczyźni i ich zniewolone samice, bez świadomości płciowej i klasowej. Próbuję nieść kaganiec oświaty, ale to orka na ugorze. Z pewnością jednak w końcu traktory zdobędą wiosnę. Udaję tutaj nawet rozsądną zwolenniczkę kapitalizmu. Wybaczcie, towarzyszu Włodzimierzu Iljiczu, to zagranie taktyczne. Zresztą i tak nie do końca mi wychodzi. Mam też drugie konto, z którego niewiele piszę, ale dziękuję sobie samej za każdą wypowiedź. Rozpoznaję tu kilka innych funkcjonariuszek, też na służbie, dzielnie piszą, ale ta ciemnota nie daje się przekonać. Kiedyś trzeba będzie wypalić to towarzystwo do gołej ziemi.
Dzień 4 Nienawidzę ich, nienawidzę, nienawidzę. Nie wiem, jak można być tak głupim. Na razie jednak muszę się hamować. Mogę jedynie patrzeć na nich z wyższością i pogardą, dawać im od czasu do czasu do zrozumienia, że uważam ich za idiotów, ale trzeba być trochę uprzejmym, żeby mnie nie zbanowali.
Minęło wiele dni...
Dzień 700 Pojawiła się na forum jakaś nowa. Chyba nie lubi nas, wielodzietnych. Nasyłają tu takie z poczuciem misji, co to nas chcą wychowywać. Jak to dobrze, że nie muszę pracować poza domem. Niedługo drugi poród, a potem będzie trzeci, czwarty, piąty... Jeśli Pan Bóg pozwoli. Jak miło pomarzyć! Muszę koniecznie dzisiaj napisać, jak jestem wdzięczna za to forum.
To tez chyba jak wszędzie od razu się kokosow nie zarabia. W kazdym zawodzie typu lekarz, prawnik, programista, itp czyli tym lepiej płatnym trzeba sobie markę wyrobić.
I Tez zelezy od specjalizacji, jedne lekarskie lepiej płatne jak i u programistów zalezy jaka dzialka. To są wąskie specjalizacje.
@Katarzyna -no ja bardzo przepraszam, ale za czyjeś wrazenia trudno mi odpowiadać. Jeśli ktoś wprowadza lub próbuje wprowadzać jakikolwiek podział to na pewno nie jestem to ja. To mój drugi wpis po zmeandrowaniu wątka. Natomiast kolejna dyskusja, która od razu lub od drugiego razu pozycjonuje rozmówców. Brakuje jeszczę tylko x stron o hybrydach, tokiach i rechociku.chociaż. ....nie. przecież to już było. To nie jest tak, że ja komuś przyznaje racje lub jej odmawiam. Zwracam jedynie uwagę na proporcje.
Kociara, jak pisała Katazyna niektórzy sami się na pozycji ustawili. Od samego początku. W każdym wątku pod wiatr, w sposób drażniący większość. To nie wina forum,że je taka proporcja ani pozycjonowanie.
Większość kobiet, które znam pracuje dla pieniędzy a ponieważ dzieci są w wieku wczesnoszkolnym - prace domowe z pracą zawodową powodują przemęczenie, tak zasadniczo od 3 dziecka, choć czasem narzekają na przemęczenie matki dwójki, rzadziej jednego. Jak podrosną to może nie będzie przemęczenia. Nieprzemęczone są znajome matki jednego dziecka, jak mają obstawę dziadków - mogą iść na koncert czy do pubu z mężem. Chociaż ulubione powiedzenie to "w pracy znów kocioł".
Bo praca zawodowa to nie jest picie kawy, jak się niektórym wydaje. Zdecydowanie mniej jestem przemeczona będąc w domu z dwójką, niż pracując z jednym. Według mnie praca poszerza horyzonty, zmusza do ciągłego dokształcania, szkoleń, mierzenia się z nowymi wyzwaniami, przy czym faktycznie nie ma to jakiegoś wielkiego przełożenia na wychowanie dzieci, zwłaszcza malych.
@Aga85 - jak człowiek ma skłonność do tego, by się rozwijać i poszerzać swoje horyzonty, to robi to w pracy, w domu, czy na wakacjach. A jak ktoś nie lubi się wysilać i inwestować we własny rozwój, to i praca zawodowa i podróże i liczne dzieci mu w tym nie pomogą.
Zgodza się ale nie w każdym przypadku. Są ludzie, którzy jednak potrzebują pewnej motywacji z zewnątrz. Jak muszą zdać egzamin to będą się uczyć, jak nie muszą to się rozleniwiaja; )
Pracowałam jeszcze z 5 dzieci. To było straszne W końcu poszłam po rozum do głowy, przeliczyłam opłaty za placówki, spojrzałam na mój pasek wynagrodzeń i zobaczyłam, że dokładam do swojej pracy! Zrezygnowałam z pracy, wzięłam dzieci do domu, zaczęłam ED i na tym zyskałam finansowo. A jak jeszcze jest 500+ to przynajmniej nie musimy zaciskać pasa. Przy trójce dzieci pracowałam i jeszcze miałam dodatkowe zlecenia. Finansowo wychodziło na plus, ja spotykałam się z ludźmi, czy poszerzałam horyzonty to nie wiem, ale na pewno nie byłam, jak tu już ktoś wspomniał społecznym pasożytem ja wiem, że to się mieści w umysłach niektórych matek nawet 3-dzietnych, ale cóż, widocznie praca zawodowa nie poszerza tak horyzontów i nie wiedzą, że od pewnej ilości dzieci nie da się pracować zawodowo, a często ta praca nie opłaca się finansowo.
(...) Jeśli ktoś wprowadza lub próbuje wprowadzać jakikolwiek podział to na pewno nie jestem to ja. To mój drugi wpis po zmeandrowaniu wątka. Natomiast kolejna dyskusja, która od razu lub od drugiego razu pozycjonuje rozmówców. (...) To nie jest tak, że ja komuś przyznaje racje lub jej odmawiam. Zwracam jedynie uwagę na proporcje.
Toż nie piszę o "wprowadzaniu podziału", tylko o poprowadzeniu "linii podziału". Różnica może się wydawać subtelna, ale jednak znacząca jest. Nie dyskusja pozycjonuje rozmówców, tylko oni się pozycjonują sami - jedni na pozycji "oświecimy Was, ciemnogrodzianie - tylko my mamy rację", a reszta na pozycji "dziękujemy bardzo, nie potrzebujemy waszego oświecenia, mamy na ten temat własne zdanie poparte własnym (często dość bogatym) doświadczeniem i pozwalamy ludziom na podejmowanie własnych wyborów w oparciu o własne motywy". A Ty wchodzisz i sprowadzasz dyskusję do poziomu przepychanek między miłośnikami karmelków i cukierków owocowych.
Kwestii proporcji nie rozumiem. O jakieś parytety chodzi?
Jeśli chcemy chronić kulturę w jakiej żyjemy a pracy z wychowywaniem odpowiedniej ilości dzieci (2,5 średnio?) nie zawsze można pogodzić to trzeba zaakceptować fakt, że część kobiet nie będzie pracować w długim lub krótkim okresie np. - delikatne, słabowite matki, bez względu na ilość dzieci, u nich sukcesem wystarczającym jest, że kochają i dbają o dzieci. - matki w rejonach z dużym bezrobociem, - matki wielodzietne, gdzie praca zawodowa nie kalkukuje się finansowo i ogólnie. Skoro fakt ten jest zrozumiały, to nie ma co rozkminiać jak to zbawienne na dzieci jest, że matka jest np. kadrową w zakładzie drobiarskim.
@Aga85 pracowałam przed założeniem rodziny z wieloma osobami i w wielu miejscach (sporo awansowałam i zmieniano mi miejsce pracy). Dość późno założyła rodzinę, więc zdążyłam się sporo naoglądać tych kobiet o "szerokich" horyzontach. Widziałam to, co pisze @Katarzyna - jak ktos chce się rozwijac, jest ciekawy świata, wszystkiego, ma pasje, ciekawia go ludzie. chce poznawać - to zawsze będzie się rozwijał. A są osoby, którym nic nie pomoże - żadne szkolenia, dokształcania etc. Pracowałam tam, gdzie koniecznie jest dokształcanie się, bo zmieniają się systemy informatyczne, bo zupełnie inne są sposoby dostarczania i przetwarzania informacji i jest to po prostu absolutna konieczność. Cóż, były osoby, które nie robiły niczego, nigdy niczego się dobrowolnie nie nauczyły. Szkolenia - jak był obowiązek, to były na szkoleniu, posiedziały, posłuchały, ale niczego to u nich nie zmieniało i nie wniosło. One do końca pracy korzystały z wiedzy, z którą przyszły. I było to tragiczne, bo co z taką osobą zrobisz. Nie ma zupełnie, ale to zupełnie przełożenia, że pracująca osoba - to szerokie horyzonty, oczytana światła etc, a ta w domu - to ciemnota że nie wiem co. Jestem w domu z dziećmi 11 lat. Ten okres to dla mnie najlepszy czas na wiele przemyśleń, ogrom lektur, wiele nowych, zrealizowanych założeń, nowe wyzwania. Cóż pamiętam wiele rzeczy sprzed lat - jak ktoś miał swoje pasje, to je potrafi realizować przez całe życie bez względu na to czy pracuje zawodowo czy w domu. Jak ktoś się niczym nie interesuje, to żadna praca, nawet z założenia ambitna, mu nie pomoże. I jego horyzonty jak były wąskie, tak wąskie zostaną.
@Aga85, w mojej pracy była silna motywacja z zewnątrz - cóż, jak ktos nie chce, to naprawdę nawet taka motywacja mu nie pomoże. Egzamin - no, można zdać i koniec. Niczego nie nie musi zmieniać.
Ja widziałam w każdy miejscu gdzie pracowałam - jak ktoś chce, to góry może przenosić i zwłaszcza teraz, w dobie netu, pozna wszystko. Jak ktoś nie chce - to żadne szkolenie i egzamin tego nie zmienią.
Nie twierdzę, że będąc w domu nie da się rozwijać. Raczej chodzi mi o to, że praca również rozwija ,zmusza do myślenia i rozwoju, a nie jest to wyłącznie mechaniczne skanowanie produktów na kasie. Ponadto praca zawodowa może dawać coś innym. Wnosić wiele w życie ludzi, którzy potrzebują nas i naszego wkładu,a o tym się zapomina
Z tym rozwojem to jakieś legendy, co spotykam kobietę to marzy : a) o odpoczynku od pracy, b) o przedmiotach/pieniądzach/wakacjach c) żeby w domu było dobrze, mąż miły, dzieci dobre, d) żeby wyglądać ładnie Ponieważ nie pracuję, mam czas przeczytać i encyklikę i książkę, i ciekawostki o zdrowiu. Reszta patrzy na mnie jak na rozpuszczoną damulkę bo oni przez pracę nie mają czasu na czytanie ani sił na głupoty. W wolnym czasie babeczki robią przetwory, wożą dzieci na zajęcia, ćwiczą aerobik dla figury.Zdefiniujcie te poszerzanie horyzontów bo nie wiem. Rozwój zawodowy czyli kursy nauczcielskie są w weekendy i kobiety marudzą, że to przykre, że muszą to zaliczyć. Bo robota domowa sama się nie zrobi.
Komentarz
Nawet najbardziej troskliwa , kochająca i dbająca o dzieci musi mieć za co nakarmić i zrobić opłaty.
I może właśnie taka matka da to "doświadczenie" , że są sytuacje kiedy trzeba sobie poradzić samemu, kiedy nie ma nikogo na kogo można liczyć.
Może właśnie dziecko takiej mamy prędzej nauczy się samodzielności i zaradnosci mając matkę codziennie walczącą o byt dzieci i jej.
Nie podejmuje się oceny tego, czy łatwiej nakłonić dziecko do codziennych obowiązków czuwając nad tym z domu czy łatwiej kontrolować telefonicznie.
Czasem po prostu nie ma wyboru
Jeszcze warto zauważyć, że gdzieś około 5-6 dzieci tej tzw. pracy niewidzialnej jest na tyle dużo, że po prostu sił może zwyczajnie brakować na pracę zawodową.
Nie powinno natomiast zabraknąć jakiejś aktywności poza domem, ale to dla higieny psychicznej.
Czujesz różnicę? Nadal obstajesz przy stronie utrzymującej, że doświadczenie pracy zawodowej jest niezbędne, by być dobrą matką?
Kiedy szef powiedział mi, że mam mu pomóc przygotować reportaż o rodzinach wielodzietnych, omal się nie popłakałam ze złości. Mam iść do patologii?! Ja, co znam dwa języki, jeden w gębie i drugi w bucie. Ale cóż zrobić, służba nie drużba! Ciężki jest los researcherki. A przecież muszę jeszcze parzyć kawę i pamiętać, że koniecznie trzeba mieszać w prawą stronę.
Dzień 2
Udało się. Zalogowałam się na jakimś obrzydliwie patologicznym forum. Podałam, że mam trójkę dzieci. Przez moment chciałam wpisać: siedmioro, ale zrezygnowałam. Ostatni raz widziałam małe dziecko, jak sama byłam mała. Ktoś mógłby coś podejrzewać. One się chyba rozpoznają po zapachu, te matki. A tak - mam trójkę, niby że na razie. Ha, ha!
Dzień 3
Głupie są te ludzie tutaj jak but. Opresyjni mężczyźni i ich zniewolone samice, bez świadomości płciowej i klasowej. Próbuję nieść kaganiec oświaty, ale to orka na ugorze. Z pewnością jednak w końcu traktory zdobędą wiosnę. Udaję tutaj nawet rozsądną zwolenniczkę kapitalizmu. Wybaczcie, towarzyszu Włodzimierzu Iljiczu, to zagranie taktyczne. Zresztą i tak nie do końca mi wychodzi. Mam też drugie konto, z którego niewiele piszę, ale dziękuję sobie samej za każdą wypowiedź. Rozpoznaję tu kilka innych funkcjonariuszek, też na służbie, dzielnie piszą, ale ta ciemnota nie daje się przekonać. Kiedyś trzeba będzie wypalić to towarzystwo do gołej ziemi.
Dzień 4
Nienawidzę ich, nienawidzę, nienawidzę. Nie wiem, jak można być tak głupim. Na razie jednak muszę się hamować. Mogę jedynie patrzeć na nich z wyższością i pogardą, dawać im od czasu do czasu do zrozumienia, że uważam ich za idiotów, ale trzeba być trochę uprzejmym, żeby mnie nie zbanowali.
Minęło wiele dni...
Dzień 700
Pojawiła się na forum jakaś nowa. Chyba nie lubi nas, wielodzietnych. Nasyłają tu takie z poczuciem misji, co to nas chcą wychowywać. Jak to dobrze, że nie muszę pracować poza domem. Niedługo drugi poród, a potem będzie trzeci, czwarty, piąty... Jeśli Pan Bóg pozwoli. Jak miło pomarzyć! Muszę koniecznie dzisiaj napisać, jak jestem wdzięczna za to forum.
I Tez zelezy od specjalizacji, jedne lekarskie lepiej płatne jak i u programistów zalezy jaka dzialka. To są wąskie specjalizacje.
Ja Ciebie @tymka doskonale rozumiem.
Jeśli ktoś wprowadza lub próbuje wprowadzać jakikolwiek podział to na pewno nie jestem to ja. To mój drugi wpis po zmeandrowaniu wątka.
Natomiast kolejna dyskusja, która od razu lub od drugiego razu pozycjonuje rozmówców.
Brakuje jeszczę tylko x stron o hybrydach, tokiach i rechociku.chociaż. ....nie. przecież to już było.
To nie jest tak, że ja komuś przyznaje racje lub jej odmawiam. Zwracam jedynie uwagę na proporcje.
Od samego początku.
W każdym wątku pod wiatr, w sposób drażniący większość.
To nie wina forum,że je taka proporcja ani pozycjonowanie.
Zdecydowanie mniej jestem przemeczona będąc w domu z dwójką, niż pracując z jednym.
Według mnie praca poszerza horyzonty, zmusza do ciągłego dokształcania, szkoleń, mierzenia się z nowymi wyzwaniami, przy czym faktycznie nie ma to jakiegoś wielkiego przełożenia na wychowanie dzieci, zwłaszcza malych.
Przy trójce dzieci pracowałam i jeszcze miałam dodatkowe zlecenia. Finansowo wychodziło na plus, ja spotykałam się z ludźmi, czy poszerzałam horyzonty to nie wiem, ale na pewno nie byłam, jak tu już ktoś wspomniał społecznym pasożytem
ja wiem, że to się mieści w umysłach niektórych matek nawet 3-dzietnych, ale cóż, widocznie praca zawodowa nie poszerza tak horyzontów i nie wiedzą, że od pewnej ilości dzieci nie da się pracować zawodowo, a często ta praca nie opłaca się finansowo.
Kwestii proporcji nie rozumiem. O jakieś parytety chodzi?
Kazda praca nie tylko etatowa
wychowywanie dzieci to tez praca.. najbardziej kreatywna ze wszystkich
- delikatne, słabowite matki, bez względu na ilość dzieci, u nich sukcesem wystarczającym jest, że kochają i dbają o dzieci.
- matki w rejonach z dużym bezrobociem,
- matki wielodzietne, gdzie praca zawodowa nie kalkukuje się finansowo i ogólnie.
Skoro fakt ten jest zrozumiały, to nie ma co rozkminiać jak to zbawienne na dzieci jest, że matka jest np. kadrową w zakładzie drobiarskim.
Jestem w domu z dziećmi 11 lat. Ten okres to dla mnie najlepszy czas na wiele przemyśleń, ogrom lektur, wiele nowych, zrealizowanych założeń, nowe wyzwania.
Cóż pamiętam wiele rzeczy sprzed lat - jak ktoś miał swoje pasje, to je potrafi realizować przez całe życie bez względu na to czy pracuje zawodowo czy w domu. Jak ktoś się niczym nie interesuje, to żadna praca, nawet z założenia ambitna, mu nie pomoże. I jego horyzonty jak były wąskie, tak wąskie zostaną.
a) o odpoczynku od pracy,
b) o przedmiotach/pieniądzach/wakacjach
c) żeby w domu było dobrze, mąż miły, dzieci dobre,
d) żeby wyglądać ładnie
Ponieważ nie pracuję, mam czas przeczytać i encyklikę i książkę, i ciekawostki o zdrowiu. Reszta patrzy na mnie jak na rozpuszczoną damulkę bo oni przez pracę nie mają czasu na czytanie ani sił na głupoty. W wolnym czasie babeczki robią przetwory, wożą dzieci na zajęcia, ćwiczą aerobik dla figury.Zdefiniujcie te poszerzanie horyzontów bo nie wiem. Rozwój zawodowy czyli kursy nauczcielskie są w weekendy i kobiety marudzą, że to przykre, że muszą to zaliczyć. Bo robota domowa sama się nie zrobi.