Nie mam wątpliwości, że ten punkt jest mądry, po przeczytaniu tego wątku nie mam wątpliwości, że wybór będzie taki, jak człowiekowi pasuje. Bez konsultacji z Bogiem.
Spójnik 'i' w tym zdaniu mógłby być zastąpiony przecinkiem. A wyrazy zamienione kolejnością nie zmieniają znaczenia zdania. Tak samo dalej- 'dla ważnych przyczyn i przy poszanowaniu'- oba tak samo ważne i oba jako warunek. Po co do tego filozofię dorabiać. Chyba że i w przysiędze małżeńskiej- 1. miłość, wierność mniej bo no2, a nr3 uczciwóść najmniej do poważania ???
Ja nie dorabiam właśnie, tak tłumaczyli mi księża. Udowodniłam cytatem, że z jakiś powodów najpierw autor umieścil roztropność, chociaż ktoś mi wmawiał, że jest inaczej. No ale jak fakty są niewygodne to tym gorzej dla faktów...
W Biblii jest napisane są te trzy wiara, nadzieja i miłość-z nich zaś najwieksza jest miłość. W przysiedze małżenskiej też wszystko inne tj. wierności uczciwość z miłości wynika.
No to ja jeszcze w kwestii tego zaufania, jeśli można... Chciałabym zapytać - jak Wy to robicie, że odczytujecie wolę Bożą? I skąd wiecie, że nie omyliliście się interpretując znaki? Skąd wiecie - mówiąc Jezu ufam Tobie - a potem szukając w życiu Bożych podpowiedzi - że to właśnie jest Boża wola, a nie Wasze osobiste pragnienie?
Szczerze mówiąc, to było dla mnie najtrudniejsze. Ładnie to tłumaczy o. Pelanowski, ale nie do końca umiem to zastosować w życiu. W pewnym momencie po prostu na modlitwie wiesz. Pytam i dostaję odpowiedź. Różnie. Czasami powracają jakieś obrazy, jakieś słowa z rekolekcji, z Biblii. Kilka lat temu zmagałam się z problemem w małżeństwie. Chodziła za mną święta Rita, wcześniej często trafiałam na jej życiorysy, modlitwy. I choć bardzo się buntowałam, odczytałam, że mam postępować z mężem jak właśnie ona. Nie mieściło mi się to w głowie. Powiedziałam wtedy Panu Bogu, że zrobię to, choć nie mam absolutnie pewności, czy to pomoże. Zrobię, bo On tego chce, zrobię to dla Niego. I choć było mi trudno, to zaczęło się dziać, a ja to przyjęłam. Odpowiadam na pytanie, wiem że to nie w temacie. Już znikam.
Po prawdzie to wola Boża zawsze się spełnia. Bóg jest wszechmogący, jeśli czegoś chce, to to się dzieje. Jeśli czegoś nie chce, to to się nie dzieje. Jeśli coś dopuszcza (chce by było możliwe), to to się dzieje lub się nie dzieje.
Takie to wszystko wydaje się logiczne: skoro wierzymy, że Bóg daje życie, Bóg decyduje, to skąd pomysł, by planować? On jest Wszechmogący. Rzeczywiście to chyba tylko słabość ludzka i grzech rozsiewa strach i brak zaufania. Człowiek wszystko sobie komplikuje i utrudnia.
Ale tez sobie mysle, ze roztropnosc nie jest cecha tylko doczesna, nie dotyczy tylko spraw ziemskich. Mowimy o Pannie Roztropnej w litanii, nie majac raczej na mysli, ze Maryja byla oszczedna i nie brala kredytow oraz wykorzystywala warzywa z rosolu. Roztropnosc Maryi polegala na szukaniu woli Bozej, bo slusznie zalozyla, ze to jest najwazniejsze. Choc nie watpie, ze w doczesnym wymiarze tez glupia nie byla.
I teraz - ta roztropnosc w szerokiej perspektywie moze tez oznaczac koniecznosc odsuniecia w czasie poczecia, bo czasem po prostu tak bywa. Ale to jest cos wiekszego i powazniejszego niz biezaczka.
A to już zależy od poziomu ogólności. Spełnia się wola Boża, aby człowiek sam decydował o swoich czynach. Ale te czyny niekoniecznie są miłe Bogu. --- I te czyny niemiłe nazywamy grzechami, dopuszczonymi przez Boga. A wola Boża się spełnia, aby człowiek dążył do szczęścia. Niektórzy na tej drodze otrzymają łaskę wiary i wytrwania do końca, by osiągnąć zbawienie. A niektórzy nie, i podążą za ułudą szczęścia.
Dla mnie kompletnie niezrozumiały jest argument z "wygodnictwa" w odniesieniu do płodzenia dzieci. Nie rozumiem, po co komuś kazać się unieszczęśliwiać. Jeśli ktoś w płodzeniu i wychowaniu dzieci nie znajduje zadowolenia, to po co ma to robić? Świadomie dążyć do własnego nieszczęścia?
W sensie ścisłym tylko oglądanie Boga jest szczęściem człowieka. Ani pieniądze, ani dzieci, ani mąż czy żona szczęścia nie dają
Nasza natura jest taka, że dążymy do tego, co nam daje zadowolenie. I ja tu jeszcze nie słyszałem wielodzietnych, którzy by byli niezadowoleni z tego powodu, że mają dużo dzieci. Czyli dążą do tego, co im daje zadowolenie.
Wolą Boga nie jest dążenie przez człowieka do takiego szczęścia, jakie każdy po swojemu wymyśla. Chodzi o o szczęście obcowania ze Stwórcą. Jeżeli ktoś szuka szczęścia wbrew Bogu, to dąży ku wiecznemu potępieniu.
@Anawim, moje dzieci i zadowolenie! zakrztusiłam się, bo akurat piłam, będę zadowolona, jak się wyprowadzą i na ludzi wyjdą. Jestem pewna, że więcej zadowolenia byłoby z hodowli kóz.
Problem polega na tym, że ludzie mają zaburzony obraz szczęścia, utożsamiają je z wygodą, dostatkiem, prywatnymi szkołami, górą pieniędzy na koncie, dużym domem, idealnym zdrowiem, zagranicznymi wakacjami dwa razy do roku oraz tzw. "świętym spokojem".
Jeśli takiemu "szczęściu" podporządkowujemy całe nasze życie to raczej nie postępujemy zgodnie z wolą Bożą. Bogiem staje się praca, pieniądze, dobrobyt, a nie Bóg, który jest miłością, która jest zdolna oddać życie za drugiego.
Problem polega na tym, że ludzie mają zaburzony obraz szczęścia, utożsamiają je z wygodą, dostatkiem, prywatnymi szkołami, górą pieniędzy na koncie, dużym domem, idealnym zdrowiem, zagranicznymi wakacjami dwa razy do roku oraz tzw. "świętym spokojem".
Jeśli takiemu "szczęściu" podporządkowujemy całe nasze życie to raczej nie postępujemy zgodnie z wolą Bożą. Bogiem staje się praca, pieniądze, dobrobyt, a nie Bóg, który jest miłością, która jest zdolna oddać życie za drugiego.
Widzisz, dla mnie i wielu znanych mi osób praca, pieniądze i dobrobyt mają znaczenie. Jednocześnie sądzę, że byłabym w stanie oddać życie za swoje dzieci i męża, których bardzo kocham. Śmiem twierdzić, że w pewnym sensie postępuję zgodnie z wolą Boga, mimo że nie mam tuzina dzieci i wyjeżdżam na wczasy, jak również mieszkam w mieszkaniu, za które kredyt właśnie spłaciliśmy.
Oddawanie życia nie zawsze polega na dosłownym daniu się zabić, w obronie drugiego człowieka.
Niekiedy przyjęcie kolejnego dziecka i rezygnacja z własnej wygody wymaga więcej heroizmu (i miłości też).
Domyślam się i również ja nie pisałam dosłownie. Nie podoba mi się tylko odmawianie miłości tym, którzy niekoniecznie chcą/mogą mieć więcej dzieci niż mają. Ja takie odmawianie i wartościowanie człowieka w zależności od liczby posiadanych dzieci w niektórych postach wyczuwam i jest mi przykro, gdyż generalnie bardzo Was szanuję i sporo czerpię, z tego co jest na forum. Uważam to po prostu za niesprawiedliwie i niskie - takie wartościowanie, kto jest Bogu bliższy. Tak, jakby zwykły człowiek mógł to wiedzieć.
A sytuacja gdy rodzina ma juz kilkoro dzieci i teoretycznie brak powaznych powodow do odkladania poczecia takich jak ciezkie problemy zdrowotne czy bezrobocie. Wszyscy zdrowi, ze stabilna sytuacja materialna. Po prostu uwazaja ze ich rodzina jest juz kompletna, powiedzmy 4 dzieci (wielodzietnosc light ) i chca teraz zainwestowac w podroze, rozwoj dzieci, swoje pasje itp. Kobieta uwaza ze dla niej etap rodzenia i opieki nad malymi dziecmi juz sie skonczyl, nie chce przechodzic tego po raz kolejny. Jako przykladni katolicy stosuja npr zamiast antykoncepcji. Czy to jest egoistyczne i niekatolickie podejscie?
A sytuacja gdy rodzina ma juz kilkoro dzieci i teoretycznie brak powaznych powodow do odkladania poczecia takich jak ciezkie problemy zdrowotne czy bezrobocie. Wszyscy zdrowi, ze stabilna sytuacja materialna. Po prostu uwazaja ze ich rodzina jest juz kompletna, powiedzmy 4 dzieci (wielodzietnosc light ) i chca teraz zainwestowac w podroze, rozwoj dzieci, swoje pasje itp. Kobieta uwaza ze dla niej etap rodzenia i opieki nad malymi dziecmi juz sie skonczyl, nie chce przechodzic tego po raz kolejny. Jako przykladni katolicy stosuja npr zamiast antykoncepcji. Czy to jest egoistyczne i niekatolickie podejscie?
Nie jest Marze o podrozy w cieply kraj Miec marzenia to chyba nie grzech
A sytuacja gdy rodzina ma juz kilkoro dzieci i teoretycznie brak powaznych powodow do odkladania poczecia takich jak ciezkie problemy zdrowotne czy bezrobocie. Wszyscy zdrowi, ze stabilna sytuacja materialna. Po prostu uwazaja ze ich rodzina jest juz kompletna, powiedzmy 4 dzieci (wielodzietnosc light ) i chca teraz zainwestowac w podroze, rozwoj dzieci, swoje pasje itp. Kobieta uwaza ze dla niej etap rodzenia i opieki nad malymi dziecmi juz sie skonczyl, nie chce przechodzic tego po raz kolejny. Jako przykladni katolicy stosuja npr zamiast antykoncepcji. Czy to jest egoistyczne i niekatolickie podejscie?
Nie jest Marze o podrozy w cieply kraj Miec marzenia to chyba nie grzech
Ja to generalnie jestem przeciwna ocenianiu czy osądzaniu innych małżeństw i ich decyzji. Uważam, że jest to sprawa ich sumienia i ich relacji wzajemnych oraz z Bogiem. Bóg patrzy w ich serca i będzie najlepiej wiedział jak ich osądzić we właściwym czasie i tyle. Takie wątpliwości konsultuje się ze spowiednikiem.
Komentarz
Po co do tego filozofię dorabiać.
Chyba że i w przysiędze małżeńskiej- 1. miłość, wierność mniej bo no2, a nr3 uczciwóść najmniej do poważania ???
Kilka lat temu zmagałam się z problemem w małżeństwie. Chodziła za mną święta Rita, wcześniej często trafiałam na jej życiorysy, modlitwy. I choć bardzo się buntowałam, odczytałam, że mam postępować z mężem jak właśnie ona. Nie mieściło mi się to w głowie. Powiedziałam wtedy Panu Bogu, że zrobię to, choć nie mam absolutnie pewności, czy to pomoże. Zrobię, bo On tego chce, zrobię to dla Niego.
I choć było mi trudno, to zaczęło się dziać, a ja to przyjęłam.
Odpowiadam na pytanie, wiem że to nie w temacie. Już znikam.
Księdza nie znam, mam swojego to skonsultuję to szalenie ciekawe.
A to już zależy od poziomu ogólności. Spełnia się wola Boża, aby człowiek sam decydował o swoich czynach. Ale te czyny niekoniecznie są miłe Bogu.
---
I te czyny niemiłe nazywamy grzechami, dopuszczonymi przez Boga.
A wola Boża się spełnia, aby człowiek dążył do szczęścia. Niektórzy na tej drodze otrzymają łaskę wiary i wytrwania do końca, by osiągnąć zbawienie. A niektórzy nie, i podążą za ułudą szczęścia.
Dla mnie kompletnie niezrozumiały jest argument z "wygodnictwa" w odniesieniu do płodzenia dzieci. Nie rozumiem, po co komuś kazać się unieszczęśliwiać. Jeśli ktoś w płodzeniu i wychowaniu dzieci nie znajduje zadowolenia, to po co ma to robić? Świadomie dążyć do własnego nieszczęścia?
Nasza natura jest taka, że dążymy do tego, co nam daje zadowolenie. I ja tu jeszcze nie słyszałem wielodzietnych, którzy by byli niezadowoleni z tego powodu, że mają dużo dzieci. Czyli dążą do tego, co im daje zadowolenie.
Jeśli takiemu "szczęściu" podporządkowujemy całe nasze życie to raczej nie postępujemy zgodnie z wolą Bożą. Bogiem staje się praca, pieniądze, dobrobyt, a nie Bóg, który jest miłością, która jest zdolna oddać życie za drugiego.
Niekiedy przyjęcie kolejnego dziecka i rezygnacja z własnej wygody wymaga więcej heroizmu (i miłości też).
Nie podoba mi się tylko odmawianie miłości tym, którzy niekoniecznie chcą/mogą mieć więcej dzieci niż mają. Ja takie odmawianie i wartościowanie człowieka w zależności od liczby posiadanych dzieci w niektórych postach wyczuwam i jest mi przykro, gdyż generalnie bardzo Was szanuję i sporo czerpię, z tego co jest na forum. Uważam to po prostu za niesprawiedliwie i niskie - takie wartościowanie, kto jest Bogu bliższy. Tak, jakby zwykły człowiek mógł to wiedzieć.
Marze o podrozy w cieply kraj
Miec marzenia to chyba nie grzech
Takie wątpliwości konsultuje się ze spowiednikiem.