Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Otwartość na życie

1192022242538

Komentarz

  • PaniWiosna powiedział(a):
    Może czasami być tak, że rodzice nie byli dobrzy dla swoich dzieci. Potem dorosłe dzieci nie chcą mieć do czynienia ze złymi rodzicami na stare lata, a otoczenie nie zna szczegółów sprawy.
    tak pewnie będzie z moja teściową co to taką "cudowną" matką i babcią jest.... Na dzień dzisiejszy jeśli będzie wymagała opieki to niestety czeka ją jakiś dom opieki bo jakoś nikt z tych cudownie zaopiekowanych dzieci, synowych i wnuków nie chce słyszeć o opiece nad nią. Otoczenie będzie w szoku bo non stop słyszy z jej ust jak to ona sie poświęca, jak kocha itd, a nikt nie widzi tego co robi jak jest z nami sam na sam.
  • O, akurat tego to nie kumam. Tzn nie tego że można być złym rodzicem, ale tego żeby w taki sposób okazywać brak miłości i szacunku do osób, które dały nam życie. No ale. Młoda, głupia, co ja wiem,.no nie rozumiem...
    Podziękowali 1annabe
  • @Dorotak pobyłabyś synową mojej teściowej to byś zrozumiała.
    Podziękowali 3Dorotak aga---p Monika73
  • Argument dobrego męża często się powtarza. A skąd są źli mężowie? Bo co innego zachorował, ale oprócz przypadków choroby, że mąż zaniemógł czy to fizycznie, czy to, "mu odbiło" to skąd?
    Był już taki, a mimo tego go wybrałam? przy mnie się popsuł?

    Moja mama miała złego męża, ale była ostrzegana... Jej wybór. 
    Podziękowali 3ela99 Maciejka Katia
  • Dorotak powiedział(a):
    O, akurat tego to nie kumam. Tzn nie tego że można być złym rodzicem, ale tego żeby w taki sposób okazywać brak miłości i szacunku do osób, które dały nam życie. No ale. Młoda, głupia, co ja wiem,.no nie rozumiem...
    Może niewiele poza życiem dały.  Albo wraz z dobrem dały wiele obciążeń. 
  • No pewnie był taki przed ślubem ale zakochana, młoda i naiwna dziewczyna tego nie dostrzega. Jak jeszcze nie ma oparcia w rodzinie, to o kłopoty nie trudno.
  • No. Znaczy uhetamy sie, a na starosc zostaniemy sami i dobrze nam tak. Bo nic niczego nie gwarantuje. 
    No wielka mi nowina, naprawde. Bezpieczniej nic nikomu nie dac, nikogo nie kochac, niczemu sie nie poswiecic. Zadnego ryzyka. 
    Nie mowie teraz, wazna uwaga, o kimkolwiek konkretnym. Bo wierze, ze tu wszyscy sie staraja i kochaja. Ale probuje pokazac, ze zasadniczo zycie jest ryzykowne i takie czajenie sie nic nie zmienia. Ma przyjsc kataklizm, to przyjdzie. A Pan Bog jest nad tym wszystkim, i coraz wyrazniej widze, ze naprawde zakrywa niektore rzeczy przed madrymi i roztropnymi a objawia glupkom i prostaczkom w oczach swiata. 
  • edytowano maja 2017
    Dorotak powiedział(a):
    O, akurat tego to nie kumam. Tzn nie tego że można być złym rodzicem, ale tego żeby w taki sposób okazywać brak miłości i szacunku do osób, które dały nam życie. No ale. Młoda, głupia, co ja wiem,.no nie rozumiem...
    Są sytuacje, że to jest tak trudne, że gdyby nie przykazanie 4, wcale byś nie chciała na nich patrzeć, może dlatego tak wysoko w przykazaniach, bo bez wybaczenia i tego z trudem wypracowanego szacunku mimo wszystko zima w sercu?

  • W jaki sposob okazywac bo nie zrozumialam @Dorotak ;
  • Zostawiając samotną staruszkę.
    Podziękowali 1asiao
  • Staruszki potrafią być okropne przez chorobę. Ja marzyłam o domu opieki dla mojej babci z którą mieszkalismy no mieliśmy z nią Armagedon ale teraz Bogu dziękuję że wytrwaliśmy...
  • @Agnieszka82 ;

    Daruj, że zerżnę bezczelnie fragmenty Twojej wypowiedzi.
  • @Berenika bierz co chcesz!
  • edytowano maja 2017
    Pamiętam w 2000 roku obóz nad Wdzydzami i opowiadanie spotkanego w przysiółku starszego pana. Szykował się z żoną do 75-lecia małżeństwa. Dzieci sześcioro pochował, wnuków połowę, a na jubileusz zjeżdżały się wnuki, prawnuki i praprawnuki z Kanady, Szwajcarii, Australii, ale w Polsce chyba nie mieszkał nikt i na swoje mocno starsze lata na co dzień byli sami. Pięknie zresztą się kochali :-)
    Także wychowanie gromadki dzieci może nie gwarantować towarzystwa w starszym wieku z różnych powodów.
    Podziękowali 3asiao Rogalikowa Katia
  • A jeszcze apropos deklasacji @Ida Nie wiem jaki kawałek moich historii czy spostrzeżeń chciała wywołać @Marcelina (podpowiesz?), ale orientuję się, że są osoby, które tego się boją.
    Niemniej kilka osób pisało już o tym, że pewne postawy, wartości i kulturę po prostu przekazuje się w domu w dużo większym stopniu niż poprzez uczestnictwo w kosztownych szkołach, kursach, rozrywkach.
    Jestem najstarszy z pięciorga rodzeństwa i sytuacja materialna mojej rodziny, w okresie gdy dorastałem, była raczej opłakana. Niemniej generalna postawa aktywności moich rodziców powodowała, że braliśmy udział w bardzo wielu aktywnościach kształcących wszechstronnie. I o ile nie bardzo potrafiłem zarabiać pieniądze (tego uczyłem się już w małżeństwie), to świetnie umiałem gospodarować niewielkimi środkami. Dodatkowo widziałem w praktyce, że można i warto dzielić się nawet niewielkimi zasobami, a z drugiej strony należy przyjmować, gdy ktoś coś ofiarowuje. Wiele razy spotykam osoby, które nie umieją przyjąć czegoś na co nie zarobiły, to jest odwrotna strona nieumiejętności dzielenia się.
    Z czasem okazywało się, ze dla osób (instytucji, organizacji) z którymi pracowałem moja aktywność i wkład we wspólne działanie były na tyle istotne, że jako 20-letni student latałem "służbowo" do Paryża na spotkania wspólnoty do której należałem lub byłem zabierany w inne miejsca teoretycznie finansowo dla mnie niedostępne.
    Raz tylko w życiu odmówiłem przyjęcia zaproszenia na bal (Czartoryskich bodaj), bo nie miałem kompletnie stroju na taką imprezę, a moja jedyna wtedy marynarka nie nadawała się na taką okazję. Czułem zresztą, że mógłbym się czuć skrępowany nie należąc do towarzystwa.
  • Na pewno pieniądze są przydatne w kształceniu dzieci ale nie najważniejsze. Kiedyś nawet czytałam , że dużo ważniejsze jest wykształcenie rodziny , wartości ,które ona wyznaje , aspiracje , siatka kontaktów (wiem, że podejrzanie się to kojarzy ;)) rodziny. Chyba , że kogoś zadowala wyłącznie Harward czy Oxford ale w cale nie ma gwarancji , że mocno doinwestowany jedynak tam się dostanie i ukończy z sukcesem.
  • O tym mniej wiecej myslalam, @jan_u , dziekuje. 
    Podziękowali 1Hope
  • A u nas ksiądz mówił właśnie na kazaniu, że Chrystusa do krzyża przybijają nie tylko nasze grzechy, ale też decyzje, w których sprzeciwiamy się Bożemu planowi na nasze życie.
  • mam kontakt z wieloma doinwestowanymi jedynakami (ewentualnie osobami gdzie w rodzinie było 2 dzieci) z bardzo zamożnych rodzin. Lekcja dość gorzka. Ponieważ wszystko podane na tacy to nie nauczyli sie pracowitości. Wiec jeśli nie weszli na gotowe (firma rodziców) to nic wybitnego nikt nie osiagnal. A ze jesteśmy w przedzielę 32-37 lat to już cos można powiedzieć.
  • andora powiedział(a):
    mam kontakt z wieloma doinwestowanymi jedynakami (ewentualnie osobami gdzie w rodzinie było 2 dzieci) z bardzo zamożnych rodzin. Lekcja dość gorzka. Ponieważ wszystko podane na tacy to nie nauczyli sie pracowitości. Wiec jeśli nie weszli na gotowe (firma rodziców) to nic wybitnego nikt nie osiagnal. A ze jesteśmy w przedzielę 32-37 lat to już cos można powiedzieć.


    No to ja mam doświadczenie zupełnie przeciwne. I na podstawie doświadczeń życiowych stwierdzam, że to, na ile wartościowy człowiek wyrośnie, w ogóle nie zależy od tego czy miał wiele rodzeństwa, czy nie miał go w ogóle.
    Wszystko zależy OD WYCHOWANIA.
    A to potrafią zmaścić zarówno rodzice jedynaków, jak i rodzice kilkorga.

    Znam bardzo dobrze jedynaczkę, urodzoną z mocno starszych rodziców, którzy poświęcili dla niej wszystko. Jej mama zrezygnowała z dobrze płatnej pracy, żeby stworzyć dziecku prawdziwy dom, zapewnić jak najlepszą opiekę; chciała sama wychować sobie swoje ukochane dziecko. Nigdy już nie wróciła do pracy na stałe.
    W tamtej rodzinie wszystko było podporządkowane dobru dziecka. Wszystko.
    Mimo, że finanse w tej rodzinie były zawsze mocno napięte - to dziewczynce nigdy niczego nie brakowało. Jej mama rezygnowała z ciuchów, kremu, kosmetyczki czy standardu w domu, natomiast wszystkie siły i środki inwestowano w wykształcenie i rozwój zainteresowań jedynaczki.
    Nauczono jej przede wszystkim zamiłowania do pracy i dyscypliny.
    Takie wychowanie dało znakomite efekty, przekraczające oczekiwania rodziców: ich wypieszczona i doinwestowana jedynaczka swoją pracowitością zaszła daleko, zna biegle pięć języków (w każdym rozmawia i pisze), była zawsze najlepsza w klasie, potem świetnie radziła sobie na studiach, zrobiła doktorat. Ciągle fundowano jej jakieś stypendia zagraniczne. Dziś pracuje w międzynarodowej korporacji, nieźle zarabia i ciągle awansuje.
    Gdybym miała w skrócie streścić program wychowawczy jej rodziców, to powiedziałabym: ogromna miłość i akceptacja dziecka, wymagania, nauczenie dyscypliny i pracowitości oraz tego, że wykształcenie jest bardzo ważne.
    Ta jedynaczka wykorzystała swoje talenty.


    Przyjaźniłam się w dzieciństwie i młodości z wielodzietną rodziną, był czas, że troszkę żyliśmy prawie jak rodzeństwo (w sensie, że ja i moja przyjaciółka, która  miała pięcioro rodzeństwa, byłyśmy jak siostry-nierozłączki).
    Bieda tam była straszna, bo zabrakło ojca, zmarł.
    W dorosłym życiu nic z tego, o czym tu nieraz piszecie - nie sprawdziło się.
    Nie wyrośli ani na niesamowicie zaradnych ludzi, ani (poza jedną siostrą) nie pokończyli nawet wyższych uczelni.
    A szkoda, bo dzieciaki super zdolne były, dziewczyny pokończyły niezłe licea.
    Moja przyjaciółka była lepsza ode mnie w szkole a nikt jej nie pomagał, nauka przychodziła jej z łatwością.
    W dorosłym życiu jednak to ona zaczynała jakieś (łatwe i bez egzaminów wstępnych) kierunki, nigdy ich nie skończyła, miała trudności ze znalezieniem pracy.
    A ja, z małodzietnej rodziny, utrzymując się na studiach w połowie sama, często jeszcze pomagając finansowo mamie i bratu, jak nie mieli akurat pracy albo mama chorowała - zdołałam ukończyć prestiżową uczelnię, rok w rok z najwyższym stypendium naukowym i otrzymałam nawet nagrodę rektorską za wyniki w nauce.
    Panny z wielodzietnej rodziny miały problemy z utrzymaniem samych siebie, ja z małodzietnej rodziny musiałam pracować, studiować, dbać o wyśrubowany poziom ocen, bo inaczej nie miałabym stypendium, i jeszcze był czas, że pomagałam rodzinie.

    Ja nie wiem skąd Wy bierzecie takie przykłady, ale ja w moim życiu widzę, że jednak doinwestowane i odpowiednio wychowane dzieci z rodzin jedno - dwudzietnych radzą sobie bardzo dobrze i nie marnują talentów. I mam na myśli trochę więcej przykładów niż te powyżej.

  • Rozpatrujesz sukces życiowy tylko przez pryzmaż wykształcenia i pózniejszych sukcesów zawodowych, a dla mnie to jakiś wycinek życia i nie musi swiadczyć o szczęściu człowieka.

  • ela99 powiedział(a):
    Rozpatrujesz sukces życiowy tylko przez pryzmaż wykształcenia i pózniejszych sukcesów zawodowych, a dla mnie to jakiś wycinek życia i nie musi swiadczyć o szczęściu człowieka.


    Nie. Odniosłam się tylko do tematu dotyczącego wykształcenia, bo o tym zaczęłam rozmowę, ten temat mnie interesuje.
    Ale nadmienię, że jedynaczka, o której pisałam jest też po prostu świetnym człowiekiem.
    Oczywiście moi przyjaciele z rodziny wielodzietnej też są bardzo fajnymi ludźmi.
    Tylko, że ja jakoś nie widzę u nich zaradności, która ponoć u wielodzietnych jest niejako z automatu...

    Podziękowali 1beatak
  • A jeszcze sa takie przyklady, jak moj maz i jego siostra: ci sami rodzice, oboje dzieci bardzo mocno wspierane w nauce i pasjach (niektorzy moze by powiedzieli, ze az zanadto). Maz przejal cech tescia, jest super zaradny i przedsiebiorczy, siostra dalej jest wspierana przez rodzicow, chociaz juz dawno temu dorosla jest. 
    Podziękowali 1Monika73
  • Ci sami rodzice też nie zawsze tak samo wychowują swoje dzieci, zwłaszcza jak jest różnica wieku między rodzeństwem.
    Podziękowali 1Rejczel
  • Zwykle miedzy rodzenstwem jest roznica wieku ;)

    Ale ich przyklad jest po prostu spektakularny, tak roznych ludzi pod kaudym wzgledem chyba w zyciu nie widzialam.
  • edytowano maja 2017
    Nie wiem, może za-mało-wielodzietna jestem, ale jakoś zupełnie nie widzę, by coś z automatu było!
    Ot choćby moje córki, ledwie rok różnicy, nawet podobne zainteresowania mają, a bardzo się różnią i w dorosłym życiu raczej inaczej ich domy będą wyglądać.
    Podziękowali 3Ida Rejczel Katia
  • Maciejka powiedział(a):
    A jeszcze sa takie przyklady, jak moj maz i jego siostra: ci sami rodzice, oboje dzieci bardzo mocno wspierane w nauce i pasjach (niektorzy moze by powiedzieli, ze az zanadto). Maz przejal cech tescia, jest super zaradny i przedsiebiorczy, siostra dalej jest wspierana przez rodzicow, chociaz juz dawno temu dorosla jest. 

    No i bardzo dobrze. Jestem zdania, że o ile od syna trzeba wymagać przedsiębiorczości, o tyle córkę powinno się więcej wspierać. Również finansowo. Kobieta ma po prostu mniejsze możliwości w życiu, bo ma inne zadania, równie ważne jak zarabianie pieniędzy. Bardzo mi się podoba dawny zwyczaj wyposażania córek w tzw. wiano.
    Zwykle ojcowie stawiali sobie za punkt honoru przygotować swoim córkom jakiś posag.

    Podziękowali 2Rejczel Malena
  • edytowano maja 2017
    Dużo też zależy od charakteru samego dziecka. Pewne rzeczy można pewnie wypracowac czy poprawić, ale osobowości i pewnych predyspozycji się nie zmieni.
    Mój mąż jest zaradny, chociaż wychowywał się właściwie jak jedynak.  
    Ja miałam rodzeństwo, nawet w podobnym wieku i finansowo nie jestem zbyt zaradna. Mogłabym to zwalić na dzieci, ale wiem, że niezaleznie od tego, drugim Bilem Gatsem nie zostanę  :p
    Podziękowali 2nowa Monika73
  • Ale teraz bedziemy skrecac w strone wychowania z tej wielo czy mało dzietnosci? 
    Sprawa w teorii jest prosta- trzeba nauczyc dzieci pracowac nad rozwojem cnot, a wykorzenianiem wad. Jak nie ma pracy nad cnota, wyrosnie wada, szybko i przemyslnie jak perz. Czy to w malej, czy wiekszej rodzinie.
    Ale jak wychowywac w cnotach, to juz watki byly.

    Moja kolezanka, ktora przyjechała na studia z malej miejscowosci, mająca większą rodzinę powtarzala nie raz: mam dwie ręce, umiem pracować, na pewno sobie poradzę. I patrzac na jej animusz i optymizm nikt w to nie wstąpił. Jasno mowila, ze w pakiet 'zaradnosc/pracowitosc' wyposazyli ja i jej rodzenstwo rodzice.

    Podziękowali 4Ida Joannna Karolinka AgaMaria
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.