@Berenika bardzo ciekawa ta oliwa. Ten tekst pięknie mógłby podsumować dyskusję. Ja tam się już nie przejmuję co o mnie gadają. Bardzo się cieszę moimi dziećmi i chciałabym więcej i więcej. Można powiedzieć, że chcę aż za bardzo. Przy moich kłopotach z zajściem w ciążę, ostatnia dwójka to prawdziwy cud. Jednak rozumiem, że to moja historia, ktoś obok ma swoją.
Dzieci rodzimy bo tak się Bogu podoba. Powołuje do zycia nowe dusze i one wezmą udział w Jego planie zbawienia. Czyli współpracujemy z Bogiem, po to rodzimy te dzieci. Nie hodujemy dzieci jak kozy na zarobek, mięso mleko nie wiem. Porownanie do kóz dotyczy tych maluchów które czasem czają tyle co kozy i robią podobny rozgardiasz:)
Dzieci rodzimy bo tak się Bogu podoba. Powołuje do zycia nowe dusze i one wezmą udział w Jego planie zbawienia. Czyli współpracujemy z Bogiem, po to rodzimy te dzieci. Nie hodujemy dzieci jak kozy na zarobek, mięso mleko nie wiem. Porownanie do kóz dotyczy tych maluchów które czasem czają tyle co kozy i robią podobny rozgardiasz:)
I jeszcze jedno: malodzietnych z nas nie zrobicie, juz tam bylismy. Mozecie ewentualnie sprawic, ze ktoras zmeczona matka sie podlamie i poplacze. Dogadywanie matce drobnej szostki to jak dogadywanie himalaiscie przy trudnym podejsciu "a na ch.j zes tu wlazl, trza bylo siedziec na tylku". Nic sie nie zmieni, tylko sie tlen marnuje.
Dzieci rodzimy bo tak się Bogu podoba. Powołuje do zycia nowe dusze i one wezmą udział w Jego planie zbawienia. Czyli współpracujemy z Bogiem, po to rodzimy te dzieci. Nie hodujemy dzieci jak kozy na zarobek, mięso mleko nie wiem. Porownanie do kóz dotyczy tych maluchów które czasem czają tyle co kozy i robią podobny rozgardiasz:)
Dzieci rodzimy bo tak się Bogu podoba. Powołuje do zycia nowe dusze i one wezmą udział w Jego planie zbawienia. Czyli współpracujemy z Bogiem, po to rodzimy te dzieci. Nie hodujemy dzieci jak kozy na zarobek, mięso mleko nie wiem. Porownanie do kóz dotyczy tych maluchów które czasem czają tyle co kozy i robią podobny rozgardiasz:)
Anawim.... Jakbyś był kobietą to byś rozumiał, że mimo radosnego oczekiwania na maleństwo i mimo instynktu macierzyńskiego ciąża i poród to nic przyjemnego a potem wrzaski i pieluchy non stop też do radości nie należy......
Aga, no ale jednak decydujesz się na kolejne dzieci, chyba nie z masochizmu? Btw, nie trzeba być kobietą, żeby rozumieć, że ciąża, poród i wychowanie to nie leżenie przed tv i odpoczywanie...
No tak Miłość do dzieci jest większa i pragnienie by były też większe:)
Ale skąd pomysł, że z ktoś z kogoś chce zrobić małodzietnych? Wielokrotnie było mówione, że wielodzietności budzi podziw. Jest to wybór, wiążący się z wielką praca ale i radością i spełnieniem. Spór i ostra wymiana argumentów pojawia się na linii -albo jesteś wielodzietny (nie używasz rozumu albo jesteś małodzietnych (więc egoistyczny i maloduszny)
Generalnie sie nie opłaca rodzic dzieci i w ogóle do luftu to rodzenie i użeranie sie z jeszcze kolejnymi jednostkami. Po ludzku patrząc to do d.py jest. Zadna kobieta w historii świata - oprócz jednej - nie chciała i nie chce dobrowolnie znosic trudów macierzyństwa, bólu rodzenia i tej calej "gownianej" roboty przez naście lat. Mi sie nie chce, jestem egoistką i najchętniej moje życie bym przebimbala na leniwym lezeniu i nic nierobieniu na zmianę z balangowaniem wplatając w to samorealizacje.
dopiero jak patrzeć na ta cala rzeczywistość mając na horyzoncie niebo i zbawienie - wtedy ta cala historia ma sens. I wtedy w całość sie uklada, jak puzzle, sens istnienia człowiek i jego bytność tutaj. Po co tutaj jestemi dokąd zmierzam.
po co rodze w takim razie dzieci? Po co przyjmujemy kolejne? Bo Pan Bóg mnie uwiadl swoja Miłością i pokazał mi kawalątek Nieba i szczęście nieporównywalnie większe do wszystkich dóbr materialnych świata - właśnie w moich dzieciach. I ja z własnej nie przymuszonej woli i rozumowo przyjmując doszlam do wniosku - w jedności z mężem - ze tylko będąc podporzadkowani Jego Woli będziemy szczęśliwi tu na ziemi i być może Jego Łaską dostapimy Nieba. Bo o zbawienie tu idzie. I nasze nawrócenie.
I akurat ta Jego Wola objawila sie u nas juz osiem razy. Ile jeszcze dzieci nam powierzy Bóg ? Nie wiemy.Moglby inaczej objawic swoja Wolę np nie dając nam dzieci pomimo naszej owtartosci na ich przyjęcie, ale Jemu spodobalo sie nam dać ich gromadkę. I tonie dlatego ze jestesmy jacyś super tylko dlatego ze te właśnie dzieci są NAM potrzebne do naszego nawrócenia - ja wiem jak mogłabym sobie spartolic życie i skazać sie na wieczne potępieni gdybym miała za dużo czasu wolnego do robienia pierdol. A tak - mam kupę roboty po kokardkę,ze wieczorem niewiem jak się nazywam. Taka nasza "gowniana" droga - mam nadzieje - ze do Nieba.
Ale wiemy ze codziennie stajemy wobec Niego w kruchości i w lękach których projekcje nam zapodaje diabel - i chcemy Mu mówić tak. Ponieważ On nas stworzył i wie co jest dla nas lepsze. Do tego doszliśmy rozumowo. Pełnienie Jego Woli w obliczu przyszłego wiecznego zycia z Nim jest po prostu bardziej oplacalne.
Edit: To ze chcemy przyjmować kolkeme dzieci i ze w ogóle chcieliśmy je przyjąć to Łaska Boża - to On jest Sprawcą wszelkiego dobra które sie dokonalo w naszym zyciu, bez Jego Łaski i bez Ducha św nie można powiedziec "tak" - sami z siebie możemy tylko mówić "nie" Bogu i wchodzić w grzech.
Marcelina, z drugiej strony błogosławieni są prześladowani dla sprawiedliwości, więc te ataki, złośliwości i niemiłe komentarze tylko dodają nam chwały w Niebie
@Skatarzyna robienie tego, co daje zadowolenie bardzo często łączy się z czymś trudnym i nieprzyjemnym; jak kobieta zamiast rodzić dzieci robi karierę w pracy, to często jest to mega trudne i nieprzyjemne (pod względem poziomu stresu i jego długotrwałości często pewnie gorsze niż macierzyństwo), ale daje jej satysfakcję. Poród też jest ciężki, ale może dawać satysfakcję. Zabawa z małym dzieckiem dla ojca też może być wymagająca, ale rosnące dzieciaki budzą zadowolenie.
Bronię tych kobiet, które przedkładają inne sprawy w życiu nad zrodzenie kolejnego dziecka. Choćby to było satysfakcjonujące życie z mężem i już urodzonymi dziećmi. Nie kupuję robienia dzieci przez kogoś, kto tego nie chce. Nie kupuję wielodzietności, za którą się kryje poczucie robienia czegoś wbrew sobie. I w zasadzie chyba tylko raz na tym forum spotkałem się z kimś, kto tak przeżywał wielodzietność. (Twoich wynurzeń o kozach, Skatarzyna, tak nie postrzegam; jakoś nie wyobrażam sobie, że np. gdyby się dało teraz w godziwy sposób pozbyć dzieci z domu to byś je zamieniła na kozy )
A co rozumiesz przez "zaparcie się siebie"? Jeśli rozumiesz unieszczęśliwianie się, to nie sądzę, byś miała rację. Znam trochę wielodzietnych matek, które na nic w świecie by nie zamieniły swojej wielodzietności. I nie tylko dlatego, że im Bóg nakazuje się mnożyć
@Anawim - nie, to o co innego mi chodziło :-) w ogóle nie łączę "zaparcia się siebie" z unieszczęśliwianiem się. Też za nic w świecie nie zamieniłabym swojej wielodzietności pomimo tych trudności które się z nią wiążą, jestem szczęśliwa. W zaparciu się siebie bardziej chodziło mi o to, że przyjmując kolejne dzieci zapieram się swojego wygodnictwa, tzw "świętego spokoju" itp, życia które mogłabym prowadzić gdybym tych dzieci nie miała.
edit: ale jeszcze mi taka myśl wpadła - bo w tym uszcześliwianiu bądź unieszczęśliwianiu się przez wielodzietność - jeśli patrzymy na wielodzietność i na kolejne dzieci to przyjmując kolejne będziemy się unieszczęśliwiać i przyjmować na siłę. Tylko w obliczu zbawienia i mając w perspektywie Niebo możemy być w tej wielodzietności szczęśliwi naprawdę.
Jednak celem małżeństwa jest być razem i mieć dzieci, a nie jeżdżenie na wakacje czy inwestowanie we własne pasje. Warto by małżonkowie to rozważyli, jeśli nie mają żadnych przeszkód, by przyjąć kolejne dziecko poza pragnieniem rozwijania hobby.
Dlatego podalam przyklad w ktorej jest juz kilkoro dzieci. Nie mozna uznac ze w pewnym momencie ten cel jest juz spelniony, biorac pod uwage swoje checi, psychiczne mozliwosci itp? Nie mowie tu tez o zadnych bogaczach, ot rodzina zyjaca na poziomie powyzej sredniej, gdzie kobieta nie chce juz po raz kolejny rodzic bo odchowala juz kilkoro dzieci i teraz razem z mezem chca spokojnie zainwestowac w ksztalcenie dzieci, zwiedzanie swiata, hedonistyczne cieszenie sie zyciem
Myślę i myślę o tym, co pisze @Agnieszka82 ... To nie jest tak, też u nas, że przyjmowanie kolejnych dzieci to taki lajcik. Ot dwie kreski i do przodu. Fakt, mogę napisać, że jesteśmy otwarci, że ufamy w tej kwestii Bogu, nie jesteśmy mocno wielodzietni. Ale jak trudno jest nam przyjąć Jego Wolę!. Szczególnie teraz odczuwam to bardzo osobiście. O krok jestem od buntu na Pana Boga, dzikiego wrzasku, że jeśli taka drogę mi wybral, to ja się poddaje, nie chce, buntuje, chce do pracy i robię po swojemu. I co z tego, że spodziewamy się czwartego dziecka - powinnam mieć dwoje i budować już wlasny dom.
Ale jakkolwiek bym się nie buntowała. Jakkolwiek bym NIE ROZUMIALA teraz, to wiem, że ta droga dla naszego małżeństwa jest najlepsza. Nie z dzisiejszej perspektywy, tylko z perspektywy Życia Wiecznego naszego i naszych dzieci. Skąd wiem? Chyba to się wiarą nazywa. Tak, wiarą. Niczym innym.
I dementuje, nie męczę się w swoim macierzyństwie. Kto mnie zna, ten wie, jak mi dobrze z własnymi dziećmi. Tylko to nie wyklucza, że czasem jest ciężko. Ponad siły ciężko.
Nie widzę powodu, by innym narzucać to, co ich naszym zdaniem uszczęśliwi. Są granice wytyczone przez to, co jest grzechem. W ramach tego co dobre, ludzie mogą godziwie wybierać.
Uszczęśliwi w jakim sensie? Tu i teraz? Za kilka lat jak dzieci będą się zjeżdżać do domu? Za kilkadziesiąt jak będzie miał się kto nimi zajmować na starość? Czy po śmierci jak spotkaja się z własnymi dziećmi w Niebie?
Może upraszczam. Ale na litość, otwartość na Wolę Pana Boga w życiu i zauwanie Mu nie równa się nastu dzieciom przy stole w ciągu nastu lat...
Znam staruszke ponad 90letnia ktora wychowala 5dzieci Aktualnie czesciej odwiedzaja ja sasiadki niz dzieci Wielodzietnosc sama w sobie nie daje gwarancji na nic
Ja spotkałam starszą panią w szpitalu, kiedy odwiedzałam babcię. Wychowała 5 dzieci i została sama na starość. Nikt jej nie odwiedzał, pytałam czy ma dzieci, odpowiedziała, ze owszem 5 ale wszystkie świecie.
Też leżałam w zeszłym tygodniu obok starszej Pani. Bezdzietnej. Pan Bóg wcześnie zabrał jej Męża, z nikim więcej się nie związała. Ale mówiła o sobie jako o wielodzietnej inaczej, wychowała pokolenie studentów. Ale sama w szpitalu nie była. Że studentami kontakt ma nadal. I czemu to dowodzi? Ano niczemu poza tym, że każdy ma swoją droge, każdy inna.
Kazdy ma łaskę otwartości na życie na swoją miarę. I to nie jest powód żeby oceniać, ten kto ma wiecej jest lepszy, czy gorszy.
To tak jak ze zbawieniem. Zbawic sie obok nas moze ten ktory nawroci sie tuz przed smiercią. I to jest boska sprawiedliwosc. Na szczescie. Gdyby to ludzie mieli decydowac to nie byloby tyle milosierdzia.
Komentarz
Nie hodujemy dzieci jak kozy na zarobek, mięso mleko nie wiem.
Porownanie do kóz dotyczy tych maluchów które czasem czają tyle co kozy i robią podobny rozgardiasz:)
Miłość do dzieci jest większa i pragnienie by były też większe:)
Spór i ostra wymiana argumentów pojawia się na linii -albo jesteś wielodzietny (nie używasz rozumu albo jesteś małodzietnych (więc egoistyczny i maloduszny)
Ufam, że to się wkrótce zmieni..
Generalnie sie nie opłaca rodzic dzieci i w ogóle do luftu to rodzenie i użeranie sie z jeszcze kolejnymi jednostkami. Po ludzku patrząc to do d.py jest. Zadna kobieta w historii świata - oprócz jednej - nie chciała i nie chce dobrowolnie znosic trudów macierzyństwa, bólu rodzenia i tej calej "gownianej" roboty przez naście lat. Mi sie nie chce, jestem egoistką i najchętniej moje życie bym przebimbala na leniwym lezeniu i nic nierobieniu na zmianę z balangowaniem wplatając w to samorealizacje.
dopiero jak patrzeć na ta cala rzeczywistość mając na horyzoncie niebo i zbawienie - wtedy ta cala historia ma sens. I wtedy w całość sie uklada, jak puzzle, sens istnienia człowiek i jego bytność tutaj. Po co tutaj jestemi dokąd zmierzam.
po co rodze w takim razie dzieci? Po co przyjmujemy kolejne? Bo Pan Bóg mnie uwiadl swoja Miłością i pokazał mi kawalątek Nieba i szczęście nieporównywalnie większe do wszystkich dóbr materialnych świata - właśnie w moich dzieciach. I ja z własnej nie przymuszonej woli i rozumowo przyjmując doszlam do wniosku - w jedności z mężem - ze tylko będąc podporzadkowani Jego Woli będziemy szczęśliwi tu na ziemi i być może Jego Łaską dostapimy Nieba. Bo o zbawienie tu idzie. I nasze nawrócenie.
I akurat ta Jego Wola objawila sie u nas juz osiem razy. Ile jeszcze dzieci nam powierzy Bóg ? Nie wiemy.Moglby inaczej objawic swoja Wolę np nie dając nam dzieci pomimo naszej owtartosci na ich przyjęcie, ale Jemu spodobalo sie nam dać ich gromadkę. I tonie dlatego ze jestesmy jacyś super tylko dlatego ze te właśnie dzieci są NAM potrzebne do naszego nawrócenia - ja wiem jak mogłabym sobie spartolic życie i skazać sie na wieczne potępieni gdybym miała za dużo czasu wolnego do robienia pierdol. A tak - mam kupę roboty po kokardkę,ze wieczorem niewiem jak się nazywam. Taka nasza "gowniana" droga - mam nadzieje - ze do Nieba.
Ale wiemy ze codziennie stajemy wobec Niego w kruchości i w lękach których projekcje nam zapodaje diabel - i chcemy Mu mówić tak. Ponieważ On nas stworzył i wie co jest dla nas lepsze. Do tego doszliśmy rozumowo. Pełnienie Jego Woli w obliczu przyszłego wiecznego zycia z Nim jest po prostu bardziej oplacalne.
Edit: To ze chcemy przyjmować kolkeme dzieci i ze w ogóle chcieliśmy je przyjąć to Łaska Boża - to On jest Sprawcą wszelkiego dobra które sie dokonalo w naszym zyciu, bez Jego Łaski i bez Ducha św nie można powiedziec "tak" - sami z siebie możemy tylko mówić "nie" Bogu i wchodzić w grzech.
robienie tego, co daje zadowolenie bardzo często łączy się z czymś trudnym i nieprzyjemnym; jak kobieta zamiast rodzić dzieci robi karierę w pracy, to często jest to mega trudne i nieprzyjemne (pod względem poziomu stresu i jego długotrwałości często pewnie gorsze niż macierzyństwo), ale daje jej satysfakcję. Poród też jest ciężki, ale może dawać satysfakcję. Zabawa z małym dzieckiem dla ojca też może być wymagająca, ale rosnące dzieciaki budzą zadowolenie.
Bronię tych kobiet, które przedkładają inne sprawy w życiu nad zrodzenie kolejnego dziecka. Choćby to było satysfakcjonujące życie z mężem i już urodzonymi dziećmi. Nie kupuję robienia dzieci przez kogoś, kto tego nie chce. Nie kupuję wielodzietności, za którą się kryje poczucie robienia czegoś wbrew sobie. I w zasadzie chyba tylko raz na tym forum spotkałem się z kimś, kto tak przeżywał wielodzietność. (Twoich wynurzeń o kozach, Skatarzyna, tak nie postrzegam; jakoś nie wyobrażam sobie, że np. gdyby się dało teraz w godziwy sposób pozbyć dzieci z domu to byś je zamieniła na kozy )
W zaparciu się siebie bardziej chodziło mi o to, że przyjmując kolejne dzieci zapieram się swojego wygodnictwa, tzw "świętego spokoju" itp, życia które mogłabym prowadzić gdybym tych dzieci nie miała.
edit: ale jeszcze mi taka myśl wpadła - bo w tym uszcześliwianiu bądź unieszczęśliwianiu się przez wielodzietność - jeśli patrzymy na wielodzietność i na kolejne dzieci to przyjmując kolejne będziemy się unieszczęśliwiać i przyjmować na siłę. Tylko w obliczu zbawienia i mając w perspektywie Niebo możemy być w tej wielodzietności szczęśliwi naprawdę.
Nie mowie tu tez o zadnych bogaczach, ot rodzina zyjaca na poziomie powyzej sredniej, gdzie kobieta nie chce juz po raz kolejny rodzic bo odchowala juz kilkoro dzieci i teraz razem z mezem chca spokojnie zainwestowac w ksztalcenie dzieci, zwiedzanie swiata, hedonistyczne cieszenie sie zyciem
Ale jakkolwiek bym się nie buntowała. Jakkolwiek bym NIE ROZUMIALA teraz, to wiem, że ta droga dla naszego małżeństwa jest najlepsza. Nie z dzisiejszej perspektywy, tylko z perspektywy Życia Wiecznego naszego i naszych dzieci. Skąd wiem? Chyba to się wiarą nazywa. Tak, wiarą. Niczym innym.
I dementuje, nie męczę się w swoim macierzyństwie. Kto mnie zna, ten wie, jak mi dobrze z własnymi dziećmi. Tylko to nie wyklucza, że czasem jest ciężko. Ponad siły ciężko.
Może upraszczam. Ale na litość, otwartość na Wolę Pana Boga w życiu i zauwanie Mu nie równa się nastu dzieciom przy stole w ciągu nastu lat...
Aktualnie czesciej odwiedzaja ja sasiadki niz dzieci
Wielodzietnosc sama w sobie nie daje gwarancji na nic
Sama mi to opowiedziała, nie wiedzieć czemu.
Niech przeto ten, komu się zdaje, że stoi, baczy, aby nie upadł.
Kazdy ma łaskę otwartości na życie na swoją miarę. I to nie jest powód żeby oceniać, ten kto ma wiecej jest lepszy, czy gorszy.
To tak jak ze zbawieniem. Zbawic sie obok nas moze ten ktory nawroci sie tuz przed smiercią. I to jest boska sprawiedliwosc. Na szczescie. Gdyby to ludzie mieli decydowac to nie byloby tyle milosierdzia.