Działam "w branży" i swego czasu interesowałam się debiutami młodych autorów i mam swoje przemyślenia na temat tego, jak wczesne wydanie wpływa na dalszy rozwój, z tego powodu jestem zaciekawiona.
Ok, sprawdziłam, na LC podana jest jakaś firma "L&M Design" - w internecie pod zbliżoną nazwą figurują tylko remonty i wykończeniówka.
Trochę dziwnie wygląda to "wydanie" szczerze mówiąc. Jakoś nie chce mi się wierzyć, że ktoś postanowił założyć nowe wydawnictwo i zainwestować w młode talenty i od razu urzekła go historia nastolatka zafascynowanego Wiedźminem na tyle, że od niej zaczyna nową serię...
Wygląda po prostu na to, że rodzice sami postanowili wydać to, co syn pisze - na co wskazują też te dziwne "zbiórki" i prośby o wsparcie. "Normalnie" wydanie tak nie wygląda, wysyłasz plik do Prószyńskiego, Media Rodzina, Znaku czy WL i jeżeli przyjmą tekst do wydania, to przechodzi redakcję i korektę, inwestują w autora i jego promocję - w tak komercyjnej tematyce nie powinno być to problemem.
Osobiście uważam, że z takimi krokami nie warto się śpieszyć - debiutuje się tylko raz i warto to zrobić, gdy naprawdę będzie się gotowym. A dla rozwoju bardzo ważna jest współpraca z doświadczonym redaktorem.
Mimo to tekst nie musi być zły, "sztampowość" pewnych tematów niekoniecznie musi działać na minus. Szkoda że autor nie zamieszcza fragmentu do przeczytania, tylko nagranie.
Skoro znasz go Maćku, to doradziłabym, by nie próbować promować książki na LC poprzez "anonimowe" opinie wystawione przez rodzinę i znajomych z kont założonych wczoraj. To naprawdę widać i jest przeciwskuteczne
Ja od zawsze chciałam coś wydać ale pierwsze musiałabym to napisać a potem jakimś cudem to wydać Miałam chyba że 3 rozpoczęte ,,dzieła", jednak każde z nich po czasie wydawało mi się zbyt głupie, infantylne i jakieś takie marne- więc lądowało w koszu. Dodatkowo przy rozważaniach o tej potencjalnej książce włącza mi się tryb Janusza narzekacza- że się nie opłaca (a ja to tak dla samej sztuki nie bardzo), że więcej z tym zachodu niż pożytku i w ogóle na co to komu potrzebne.
Po pierwsze nie jest powiedziane, że debiutuje się tylko raz. Można zmienić odbiorcę, gatunek i to też nazywane jest debiutem. Po drugie nie można w nieskończoność czekać z debiutem, aż będzie idealny. Czasem trzeba się rzucić na głęboką wodę. W tym na pewno pomoże wydawnictwo, bo jeśli profesjonaliści biorą debiut na warsztat, to znaczy że ma potencjał. Po trzecie nie każdy debiut ginie w otchłani niepamięci. W linkowanym artykule piszą o 400 sprzedanych egzemplarzach debiutu, ale to tylko średnia. Barbara Wysoczańska sprzedała prawa do ekranizacji swojego debiutu. Jeśli chodzi o mnie, sprzedałam dużo więcej niż 400 egzemplarzy swojego debiutu. Self publishing to osobna kwestia. Moim zdaniem raczej dla celebrytów albo mocno zdeterminowanych. Cały proces jest trudny i nie zawsze satysfakcjonujący. Za to można realnie zarobić, a nie 1,50-2 zł od egzemplarza jak w wydawnictwach. Reasumując, życzę Tobiaszowi powodzenia. A nawet jeśli zostanie to tylko w rodzinie, to kto komu broni spełniać marzenia? A wszystkich, którzy się wahają, czy pisać czy nie, czy wydać czy nie, zachęcam, by spróbowali. Wysłanie tekstu do wydawnictwa nic nie kosztuje. Ja wydałam bez znajomości i wkładu własnego i znam innych pisarzy, którzy też tak zaczynali. Warto więc zrobić pierwszy krok, chyba że ktoś jak @Mirala twierdzi, ze się nie opłaca. Finansowo na początku na pewno się nie opłaca (nie wszystkim), ale jest wiele innych plusów. Ja uważam, że warto.
@Gosia5 w zasadzie w bardzo wielu kwestiach się zgadzamy, na pewno w tym, że nie warto czekać w nieskończoność z wydaniem, bo zawsze można mieć wrażenie, że książka jeszcze nie jest idealna i coś można byłoby poprawić.
Sęk tylko w tym, że na opanowanie warsztatu pisarskiego potrzeba jednak czasu i ćwiczeń, praktyki. Tego nie da się "przeskoczyć". Niestety dorośli czasem robią niedźwiedzią przysługę, chcąc od razu promować synka czy córkę na "genialne dziecko", które od razu osiąga to co jest sukcesem dla starszych, zamiast mądrze ukierunkować na rozwój.
@Coralgol, nie wiemy tego. Może jest to marzeniem syna od lat i dopiero teraz napisał coś, co zasługuje ujrzeć światło dzienne? I nie traktowałbym nastoletniej twórczości jako debiutu rzutującego na karierę. To trochę jak dziecięce role aktorów. Mogą być trampoliną do sukcesu, jednorazową przygodą albo falstartem, który przerodzi się kiedyś w całkiem udaną działalność. Oczywiście teoretyzuję, bo nie czytałam i nie znam sytuacji. Obawiam się, ze Ty też teoretyzujesz, ale może się mylę. Po prostu nie lubię nikogo skreślać. A trzymanie własnej książki w ręku to frajda, zwłaszcza dla młodego człowieka. No i całkiem bezpieczne hobby.
Ja staram się zostawić do samodzielnego czytania. Ale jest też tak, że nauczyciel wybiera lektury, które klasa omawia. Mam syna w 3klasie i córkę w 2klasie i nie przerabiają tych samych pozycji. Zdarzyło się im, że omawiają tylko fragment książki, którą sami czytali i byli 'bardziej' w temacie. Albo np. dzieci z Bullerbyn - lektura, a dla młodszych dzieci idealna do czytania na dobranoc.
Ostatnio słuchaliśmy w podróży audiobooków z książkami Korczaka o królu Maciusiu I. Mnie w dzieciństwie lekko przerażały, ale moim dzieciom bardzo się podobały.
Moje dzieci czytały książkę Tobiasza i naprawdę im się podobała. Wśród znajomych dzieci i młodzieży też krążą o niej pozytywne opinie. Syn czeka na kolejny tom
Mój syn ma teraz 13 lat (czyli tyle, ile miał Tobiasz, gdy napisał tę książkę)... jest inteligentny, naprawdę zdolny ze wszystkiego, ma wyobraźnię i lekkie pióro, kocha czytać książki, więc i pomysłów mu nie brakuje, ale wiecie, delikatnie mówiąc nie lubi wysiłku myślę, że jest to przypadłość wielu chłopców w tym wieku.
I tak nawet sobie ostatnio o tym myślałam, że gdyby naprawdę się tak wysilił, że napisałby ponad 300 stron sensownej powieści, którą jego rówieśnicy (a nawet niektórzy dorośli) czytaliby z zainteresowaniem, to chyba faktycznie mimo obaw, że wpędzę go w pychę i skażę na przedwczesny debiut, i tak wydałabym tę książkę.
Rodzicom chodziło o docenienie tego wysiłku - tak po prostu, uznali, że wychowawczo będzie to dobry pomysł i myślę, że się nie pomylili.
Komentarz
@calour, już wydałam cztery, niedługo piąta. Życzę powodzenia
Po drugie nie można w nieskończoność czekać z debiutem, aż będzie idealny. Czasem trzeba się rzucić na głęboką wodę. W tym na pewno pomoże wydawnictwo, bo jeśli profesjonaliści biorą debiut na warsztat, to znaczy że ma potencjał.
Po trzecie nie każdy debiut ginie w otchłani niepamięci. W linkowanym artykule piszą o 400 sprzedanych egzemplarzach debiutu, ale to tylko średnia. Barbara Wysoczańska sprzedała prawa do ekranizacji swojego debiutu. Jeśli chodzi o mnie, sprzedałam dużo więcej niż 400 egzemplarzy swojego debiutu.
Self publishing to osobna kwestia. Moim zdaniem raczej dla celebrytów albo mocno zdeterminowanych. Cały proces jest trudny i nie zawsze satysfakcjonujący. Za to można realnie zarobić, a nie 1,50-2 zł od egzemplarza jak w wydawnictwach.
Reasumując, życzę Tobiaszowi powodzenia. A nawet jeśli zostanie to tylko w rodzinie, to kto komu broni spełniać marzenia? A wszystkich, którzy się wahają, czy pisać czy nie, czy wydać czy nie, zachęcam, by spróbowali. Wysłanie tekstu do wydawnictwa nic nie kosztuje. Ja wydałam bez znajomości i wkładu własnego i znam innych pisarzy, którzy też tak zaczynali. Warto więc zrobić pierwszy krok, chyba że ktoś jak @Mirala twierdzi, ze się nie opłaca. Finansowo na początku na pewno się nie opłaca (nie wszystkim), ale jest wiele innych plusów. Ja uważam, że warto.
Oczywiście teoretyzuję, bo nie czytałam i nie znam sytuacji. Obawiam się, ze Ty też teoretyzujesz, ale może się mylę. Po prostu nie lubię nikogo skreślać. A trzymanie własnej książki w ręku to frajda, zwłaszcza dla młodego człowieka. No i całkiem bezpieczne hobby.
Dlaczego późniejsze samodzielne przeczytanie ma być problemem?
Saga o dworze na lipowym wzgórzu
Jakiś średniak Mroza