Gruba przesada, że pedagog w szkole jest przeciw rodzicom. Naprawdę może sensownie pomagać. Do tego w klasie gdzie jest circa 25 osób może czasem wychowawca lub nauczyciel potrzebować by ucznia lub kilku ktoś mógł indywidualnie potraktować. W grupie to nie zawsze możliwe. Myślę, że rozumiem co @Monira i @Malgorzata wyrażają i zdarza mi się, a jeszcze bardziej mojej żonie, ostro skonfrontować się z zadufanym w sobie przedstawicielem ciała pedagogicznego. Mam też bardzo pozytywne doświadczenia czasem też z tymi z którymi wcześniej się starłem. Z drugiej jednak strony wpisy @kociara odczytuję raczej jako dystans wobec części obecnego na forum przekazu absolutyzującego rodzinę. Z rodziną różnie się dzieje i nie chodzi mi o skrajnie patologiczne przypadki, ale nasze codzienne grzechy (świadomie używam słowa z porządku teologicznego). Piszemy w dziale polityka i niestety w tym co i jak piszemy odbija się ogromną trudność rozmowy we wszystkich okołopolitycznych relacjach. Nie dajmy się.
Widzę , że muszę się cofnąć i jeszcze raz przeczytać ostatnie wpisy , bo chyba cos mi umknęło Ja bardzo lubię wymieniać poglądy , nawet z osobami , z którymi się nie zgadzam . Nawet , jeśli mnie nie do końca lub zupełnie nie przekonają , to przynajmniej wiem , co o sprawie mogą sądzić inni . No i ma się potem wiedzę i argumenty , w różnego rodzaju dyskusjach. Po co sobie dowalać ?
Ja również nie mam zamiaru atakować personalnie, jak tak to brzmi, to przepraszam kociara. Po prostu mam zupełnie inna wizję i filozofię relacji szkoła- rodzic. A ponieważ moja filozofia nie da się zastosować w tych warunkach w praktyce, to mam dzieci w ED, konsekwentnie imho.
Nie, kociara. Szkoła jest służebna. Za pieniądze rodziców (podatki) ma wypełnić część ich zadań - edukacyjne oraz zapewnienia opieki nad dzieckiem w czasie ich pracy. Nic więcej, tylko to. Niczym - poza wielkością grupy nie różni się to co do zasady (bo w praktycznym zastosowaniu znacząco!) od zatrudnienia przez rodziców guwernantki.
No. I to jest właśnie wsparcie rodziny a nie służebność. Nauczyciele też płacą podatki, nie są niewolnikami czy służącymi.
Nie no. Spoko. Nie ma to jak dowolnie interpretować sobie cudze wpisy, dośpiewać sobie resztę i potem dyskutować z własnymi interpretacjami cudzych wpisów. I potem o pogardzie pisać.
Już pisałam-nauczyciele nie chcą niczego innego, niż wyłącznie uczenia dzieci. A nie zajmowania roli rodzica, rodziny, terapeuty, mediatora, prawnika, opieki społecznej, lekarza, pilota, sekretarki, księgowej, niani itp. To ustawodawca nakłada na szkoły kolejne zadania, szkoła o to nie prosi. Szkoła ma być wg ustawodawcy zapełnieniem luk w opiece systemowej - społecznej, rodzinnej, medycznej, terapeutycznej, terapii uzależnień, terapii rodzinnej itp. Nikt nie pyta, czy chce. Ma i już. Wg ustawodawcy szkoła ma zajmować się wszystkim. I nie piszcie mi, ze sie wpindala w tą cudowną rodzinę a problemy rodziny wynikają wyłącznie z działania pedagoga. Bo to jest kurde poniżające dla Waszej inteligencji. Szkoła nie generuje problemów rodziny. Rodzina sobie je sama generuje, bez udziału szkoły-za to szkołę się rozlicza z tego, czy cokolwiek zrobiła, by np zapobiec tym problemom - alkoholizmowi rodzica/uzależnieniu rodzica/przemocy w rodzinie itp czy wykluczenia dziecka z uwagi na dysfunkcję rodziny.
Ja sobie obowiązków sama nie definiuję. Ktoś za mnie to robi i ściśle mnie z tego rozlicza. I jeśli chcecie dyskutowac o moich działaniach to raczej dopiero wówczas, jeśli mielibyście okazję je poznać. A nie sobie własne wizje tworzyć.
Nasz system system edukacji powinien być oparty wyłącznie na nauczaniu i częściowo roli opiekuńczej (dla dziecka, nie rodzica) szkoły. Gdzie nauczyciel nie ma nawet prawa spytać o sprawy rodzinne czy życiowe dziecka-bo od tego są odpowiednie służby. A za dziecko powinni odpowiadać wyłącznie rodzice, nie szkoła i to rodzice powinni być rozliczani za swoje błędy wychowawcze/zaniechania/niewydolność itp, a nie szkoła.
A mało to nowoczesnych lemingow, którzy są taaacy tolerancyjni i dzieci na te zajęcia poślą? I nie ważne ze 80 procent będzie przeciw... trzeba narzucić większości obowiązującą wizję. Wystarczy prześledzić jak wyglądała rzecz z adopcja dzieci przez homo. Wszystko się dzieje stopniowo. Najpierw legalizacja związków partnerskich, pozniej małżeństwa homo a później adopcja dzieci przez homo. Dlatego warto na początku powiedzieć stop dewiacji, im głębiej w las tym więcej drzew.
Nie. Wsparcie zakłada równorzędne relacje. Czy pani z warzywniaka mnie wspiera, jak płacę jej za marchewkę? No nie. Ona też płaci podatki. Nauczyciela zatrudniam do wykonania zadań, których sama nie mogę, nie umiem, nie chcę wykonać. Nie oczekuję wsparcia, tylko usługi.
Rodzina nie potrzebuje wsparcia!!!! A jeśli już , to na pewno nie ze strony szkoły, której zadaniem jest EDUKACJA dzieci!!! Rozumiesz? Szkoła wcale nie wspiera! To jest pomieszanie z poplątaniem!
Ale nie ja ani nauczyciele plączą, tylko tak się określa rolę szkoły współcześnie. Milion razy pisałam, że szkoła w tej chwili nie uczy bo kolejni mądrusiowie mają swoje wizje i po kolei dorzucają obowiązków, które z nauczaniem nie mają nic wspólnego.
Miej pretensje do ustawodawców. Bo to oni uważają, ze rodzina to patologia i trzeba za nią wszystko robić, mysleć i załatwiać oraz wychowywać rodzinie dzieci. No i przy okazji trochę pouczyć dzieci.
Ależ ta cała pseudoedukacja, rozbudzanie seksualności u dzieci jest właśnie po to, żeby pedofile i różne inne popaprańce miały dostęp do dzieci!
Guzik prawda Powtarzacie farmazony
Ja wiem,ze niektórym slowo z cząstką sex od razu rozbudza rządze ale spokojnie... I mówię z pełnym przekonaniem. Mam doswiadczenie z bardzo dużą grupą dzieci w różnym wieku. A nie wyłacznie z własnymi,nawet jesli tych własnych byloby duuuuzo
@kociara, jakie masz doswiadczenia? Rozwiń, jestem ciekawa.
Ano choćby takie,ze juz kilkulatkom zdarza się oglądać różne filmiki,sluchac "uswiadamiajacych gadek" kolegów. Więc nie ma co udawać,ze maluchy szkolne to niewinne lelije tylko faktycznie zadbac o to,ze skoro juz tego dotknęły to niech to dalej nie będzie brud i bagno. Kolejna spraea- klasyka gatunku: dla wielu ( zbyt wielu niestety) rodzicow dzieci mają jeszcze czas na nauke czy rozmowy o "tych sprawach".
@Kociara, pozwól by zadbali o to rodzice. Wara od moich dzieci. Nauczyciele i inni specjaliści nawet nauczyć matmy i polskiego nie potrafią często (widać po zapotrzebowaniu na korepetycje). Jeszcze specjalistów od uświadamiania nam potrzeba.
No pewnie. Tylko niech faktycznie to robią a nie czekają do 18tki albo dnia ślubu.
Zebrałam w całość, żeby można było przeanalizowac moją pogardę, moje dopominanie się prawa do wchodzenia w rodzinę i moje zmielenie.
Wylewanie życiowych frustracji na kociare od rana, pewnie poprawia samopoczucie, co niektorym;) pedagodzy winni wszystkich problemów w rodzinie!
A owszem. Lekarze winni chorobom i smierciom,policjanci wypadkom,sądy przestepstwom i rozwodom,sprzedawcy alkoholizmowi, sprzątaczki bałaganowi a nauczyciele problemom wychowawczym. Tylko ta idealna rodzina niewinna niczemu a wszyscy ją wokół atakują
Nasza pedagog szkolna była dla mnie, jako rodzica, ogromnym wsparciem.
Kiedy moje dziecko miało problemy w relacjach z kolegami i z nauczycielką, zadzwoniłam do pani pedagog i, ku mojemu zdumieniu okazało się, że:
- moge liczyć na rozmowę telefoniczną niemal w każdej chwili i interwencję na miejscu, kiedy np. jestem w pracy i dowiaduję się, że coś sie dzieje
- zawsze mogę przyjść i porozmawiać, wymienić się obserwacjami i refleksjami
- pedagog zna dzieci, które ma pod opieką, obserwuje je, zna specyfikę danej klasy i relacje w niej
- zaoferowano mi pomoc w postaci zajęć integrujących dla klasy, ze szczególnym uwzględnieniem potrzeb córki
- pani pedagog chętnie podejmuje się mediacji między rodzicem a nauczycielem w sytuacji, w której trudno znaleźć płaszczyznę porozumienia, sugeruje ciekawe rozwiązania
Komfort psychiczny, który w trudnym momencie uzyskałam dzięki świadmości, że mogę liczyć na zrozumienie i pomoc, był dla mnie nie do przecenienia i dotąd, gdy o tym myślę, odczuwam ogromną wdzięczność.
Ale ja np nie widzę protestu nauczycieli w związku z tym że ministerstwo im narzuca pewne obowiązki. Wręcz przeciwnie widzę że dość chętnie realizują te dodatkowe zajęcia i uważają że szkoła jest od wychowania dzieci i wspierania rodziny, jakby ra była za mało kompetentna. Protestują tylko o wysokość wynagrodzenia. Sama spotykalam pedagogów którzy twierdzili że powinny być specjalne kursy rodzicielstwa bo ludzie nie wiedzą jak wychowywać dzieci. Co prawda to byli pedagogowie z PPP a nie szkolni ale w sumie niewielka różnica jak dla mnie.
Ale ja np nie widzę protestu nauczycieli w związku z tym że ministerstwo im narzuca pewne obowiązki. Wręcz przeciwnie widzę że dość chętnie realizują te dodatkowe zajęcia(...)
Nieprawda. Tylko władze nie słuchają
a co do tego poniżej - przecież i tak jest, i tak się zdarza- często o tym rozmawia się także i tu, na forum. Ale kiedy wygodniej, to się pisze, ze rodzina sama wie najlepiej, co dla niej dobre
Sama spotykalam pedagogów którzy twierdzili że powinny być specjalne kursy rodzicielstwa bo ludzie nie wiedzą jak wychowywać dzieci. Co prawda to byli pedagogowie z PPP a nie szkolni ale w sumie niewielka różnica jak dla mnie.
I sorry @kociara ale też uważam że dzieci mają czas na dowiedzenie się o seksie i niekoniecznie jest to wiek 9 lat. A dowiadywanie się od kolegów zawsze było. I moim zdaniem żadne WDŻ tego nie zmienią, ani nie zahamuja szukania pornografii na internetach.
no ciekawe, czego jeszcze się o sobie dowiem...etykiety powiadacie...ocenianie...no bardzo to wszystko ciekawe. Serio. Takimi wpisami też etykietujecie i siebie
@kociara ci rodzice którzy nie wiedzą jak wychowywać dzieci nie wiedzą tego dlatego że mają zryte mózgi różnymi teoriami. I oni sami szukają wsparcia. Natomiast reszta rodzin wie jak wychowywać swoje dzieci i poza patologią czyli skrajnym zaniedbaniem i przemocą nikomu nic do ich metod wychowawczych.
Bagata, a te zajęcia integracyjne że szczególnym uwzględnieniem potrzeb Twojej córki uwzględniały potrzeby innych dzieci? I zdanie ich rodziców? I rozumiem, że odbywały się jedynie poza godzinami lekcji, i były absolutnie nieobowiązkowe, prawda? Bo jak nie, to mówimy o wchodzeniu w kompetencje wychowawcze innych rodziców, którzy z różnych powodów mogą nie chcieć/ nie zgadzać się na podjęte działania, ich treść lub formę. Wszyscy zostali o tych działaniach wychowawczych, ich treści, zakresie i formie uprzedzeni, poinformowani, mieli czas i możliwość zgłosić swoje uwagi oraz, jak wyżej- zajęcia poza lekcjami i w pełni dobrowolne?
Patrzysz że swojego stołeczka. Dopóki interwencja pani pedagog obejmuje Twoją rodzinę a Ty z jakichś powodów tego chcesz, super. Ale tu interwencja objęła też inne rodziny, czego nie zauważasz.
Nie no, @E.milia, to juz jakieś fanatyczne jest, co piszesz.
Nie wiem, na czym polegały zajęcia integracyjne, i w życiu by mi nie przyszło do głowy, że "wchodziły w kompetencje wychowawcze rodzin". W sensie że jak w klasach 1-3 nauczyciel poświęci część lekcji na warsztaty w grupach czy rozmowę na jakiś temat, czy grę towarzyską, to wchodzi z butami w kompetencje rodziców???
Napisałam tylko o moim doświadczeniu w odpowiedzi na uwagi o tym, że zawód pedagoga szkolnego jest do zaorania. Mi pomógł, a doszukiwanie się w tej pomocy szkody dla innych dzieci i innych rodzin to szukanie dziury w całym.
Bagata, a te zajęcia integracyjne że szczególnym uwzględnieniem potrzeb Twojej córki uwzględniały potrzeby innych dzieci? I zdanie ich rodziców? I rozumiem, że odbywały się jedynie poza godzinami lekcji, i były absolutnie nieobowiązkowe, prawda? Bo jak nie, to mówimy o wchodzeniu w kompetencje wychowawcze innych rodziców, którzy z różnych powodów mogą nie chcieć/ nie zgadzać się na podjęte działania, ich treść lub formę. Wszyscy zostali o tych działaniach wychowawczych, ich treści, zakresie i formie uprzedzeni, poinformowani, mieli czas i możliwość zgłosić swoje uwagi oraz, jak wyżej- zajęcia poza lekcjami i w pełni dobrowolne?
Patrzysz że swojego stołeczka. Dopóki interwencja pani pedagog obejmuje Twoją rodzinę a Ty z jakichś powodów tego chcesz, super. Ale tu interwencja objęła też inne rodziny, czego nie zauważasz.
Idealnie podsumowałas. Sama widzisz,ze nie da się zrobić wszystkiego, czego się od szkoły oczekuje Nie mogę teraz szerzej pisac. Moze później
A i widze,ze slowo wsparcie budzi tu wiele nieporozumień. To,ze szkola ba byc wsparciem dotyczy mozliwosci nie obowiazku korzystania z niej a nie,ze ma zajmowac rolę rodzica. Czyli- rodzicu,szkola moze Cię co najwyzej wesprzeć a nie wychowywac za ciebie. To najczesciej pojawia sie,kiedy rodzice formułują oczekiwania,zeby szkola zapewniała to,co z natury lezy w gestii rodzica. No jasniej nie umiem. Tylko w praktyce najczesciej jest tak,ze to właśnie szkołę rozlicza sie, karze za dzialanie/ ich brak ze strony rodziców. Przykłady podam później
Komentarz
pedagodzy winni wszystkich problemów w rodzinie!
Myślę, że rozumiem co @Monira i @Malgorzata wyrażają i zdarza mi się, a jeszcze bardziej mojej żonie, ostro skonfrontować się z zadufanym w sobie przedstawicielem ciała pedagogicznego. Mam też bardzo pozytywne doświadczenia czasem też z tymi z którymi wcześniej się starłem.
Z drugiej jednak strony wpisy @kociara odczytuję raczej jako dystans wobec części obecnego na forum przekazu absolutyzującego rodzinę. Z rodziną różnie się dzieje i nie chodzi mi o skrajnie patologiczne przypadki, ale nasze codzienne grzechy (świadomie używam słowa z porządku teologicznego).
Piszemy w dziale polityka i niestety w tym co i jak piszemy odbija się ogromną trudność rozmowy we wszystkich okołopolitycznych relacjach. Nie dajmy się.
Nie no. Spoko. Nie ma to jak dowolnie interpretować sobie cudze wpisy, dośpiewać sobie resztę i potem dyskutować z własnymi interpretacjami cudzych wpisów. I potem o pogardzie pisać.
Już pisałam-nauczyciele nie chcą niczego innego, niż wyłącznie uczenia dzieci.
A nie zajmowania roli rodzica, rodziny, terapeuty, mediatora, prawnika, opieki społecznej, lekarza, pilota, sekretarki, księgowej, niani itp.
To ustawodawca nakłada na szkoły kolejne zadania, szkoła o to nie prosi.
Szkoła ma być wg ustawodawcy zapełnieniem luk w opiece systemowej - społecznej, rodzinnej, medycznej, terapeutycznej, terapii uzależnień, terapii rodzinnej itp.
Nikt nie pyta, czy chce. Ma i już.
Wg ustawodawcy szkoła ma zajmować się wszystkim. I nie piszcie mi, ze sie wpindala w tą cudowną rodzinę a problemy rodziny wynikają wyłącznie z działania pedagoga. Bo to jest kurde poniżające dla Waszej inteligencji.
Szkoła nie generuje problemów rodziny. Rodzina sobie je sama generuje, bez udziału szkoły-za to szkołę się rozlicza z tego, czy cokolwiek zrobiła, by np zapobiec tym problemom - alkoholizmowi rodzica/uzależnieniu rodzica/przemocy w rodzinie itp czy wykluczenia dziecka z uwagi na dysfunkcję rodziny.
Ja sobie obowiązków sama nie definiuję. Ktoś za mnie to robi i ściśle mnie z tego rozlicza. I jeśli chcecie dyskutowac o moich działaniach to raczej dopiero wówczas, jeśli mielibyście okazję je poznać. A nie sobie własne wizje tworzyć.
Nasz system system edukacji powinien być oparty wyłącznie na nauczaniu i częściowo roli opiekuńczej (dla dziecka, nie rodzica) szkoły. Gdzie nauczyciel nie ma nawet prawa spytać o sprawy rodzinne czy życiowe dziecka-bo od tego są odpowiednie służby. A za dziecko powinni odpowiadać wyłącznie rodzice, nie szkoła i to rodzice powinni być rozliczani za swoje błędy wychowawcze/zaniechania/niewydolność itp, a nie szkoła.
Milion razy pisałam, że szkoła w tej chwili nie uczy bo kolejni mądrusiowie mają swoje wizje i po kolei dorzucają obowiązków, które z nauczaniem nie mają nic wspólnego.
Miej pretensje do ustawodawców. Bo to oni uważają, ze rodzina to patologia i trzeba za nią wszystko robić, mysleć i załatwiać oraz wychowywać rodzinie dzieci. No i przy okazji trochę pouczyć dzieci.
Zebrałam w całość, żeby można było przeanalizowac moją pogardę, moje dopominanie się prawa do wchodzenia w rodzinę i moje zmielenie.
Tylko ta idealna rodzina niewinna niczemu a wszyscy ją wokół atakują
Kiedy moje dziecko miało problemy w relacjach z kolegami i z nauczycielką, zadzwoniłam do pani pedagog i, ku mojemu zdumieniu okazało się, że:
- moge liczyć na rozmowę telefoniczną niemal w każdej chwili i interwencję na miejscu, kiedy np. jestem w pracy i dowiaduję się, że coś sie dzieje
- zawsze mogę przyjść i porozmawiać, wymienić się obserwacjami i refleksjami
- pedagog zna dzieci, które ma pod opieką, obserwuje je, zna specyfikę danej klasy i relacje w niej
- zaoferowano mi pomoc w postaci zajęć integrujących dla klasy, ze szczególnym uwzględnieniem potrzeb córki
- pani pedagog chętnie podejmuje się mediacji między rodzicem a nauczycielem w sytuacji, w której trudno znaleźć płaszczyznę porozumienia, sugeruje ciekawe rozwiązania
Komfort psychiczny, który w trudnym momencie uzyskałam dzięki świadmości, że mogę liczyć na zrozumienie i pomoc, był dla mnie nie do przecenienia i dotąd, gdy o tym myślę, odczuwam ogromną wdzięczność.
a co do tego poniżej - przecież i tak jest, i tak się zdarza- często o tym rozmawia się także i tu, na forum. Ale kiedy wygodniej, to się pisze, ze rodzina sama wie najlepiej, co dla niej dobre
Największy problem współczesności.
Nie będę rozwijać.
Nie dogadamy się .
Patrzysz że swojego stołeczka. Dopóki interwencja pani pedagog obejmuje Twoją rodzinę a Ty z jakichś powodów tego chcesz, super. Ale tu interwencja objęła też inne rodziny, czego nie zauważasz.
Nie wiem, na czym polegały zajęcia integracyjne, i w życiu by mi nie przyszło do głowy, że "wchodziły w kompetencje wychowawcze rodzin". W sensie że jak w klasach 1-3 nauczyciel poświęci część lekcji na warsztaty w grupach czy rozmowę na jakiś temat, czy grę towarzyską, to wchodzi z butami w kompetencje rodziców???
Napisałam tylko o moim doświadczeniu w odpowiedzi na uwagi o tym, że zawód pedagoga szkolnego jest do zaorania. Mi pomógł, a doszukiwanie się w tej pomocy szkody dla innych dzieci i innych rodzin to szukanie dziury w całym.
Nie mogę teraz szerzej pisac. Moze później
To,ze szkola ba byc wsparciem dotyczy mozliwosci nie obowiazku korzystania z niej a nie,ze ma zajmowac rolę rodzica.
Czyli- rodzicu,szkola moze Cię co najwyzej wesprzeć a nie wychowywac za ciebie.
To najczesciej pojawia sie,kiedy rodzice formułują oczekiwania,zeby szkola zapewniała to,co z natury lezy w gestii rodzica. No jasniej nie umiem.
Tylko w praktyce najczesciej jest tak,ze to właśnie szkołę rozlicza sie, karze za dzialanie/ ich brak ze strony rodziców.
Przykłady podam później