Parę lat temu (tak z 10) klientka mówiła mi o pracy na pół etatu z domu, za ciężkie (dla mnie) pieniądze. Chodziło o prowadzenie strony internetowej nt.jogi.
@Maciejka rozmawiałam o tym testowaniu z synem i mówi, że do tego trzeba mieć porządny komputer, że na byle czym albo laptopie to nie da rady testować gier tak jak polecają na początek, żeby się w to wdrożyć. Prawda to?
@mamaw do gier tak, trzeba cos porządniejszego, ale nie jestem przekonana, ze należy od tego zaczynać, albo na tym kończyć Gry to osobny świat. Najczęściej robi sie teraz jednak aplikacje webowe, wiec wystarczy jakikolwiek komputer, co najwyżej z kilkoma przeglądarkami i to tyle. Masz specyfikacje i na początku po prostu czytasz ze zrozumieniem, czy cos jest tak zrobione i tak dziala jak mowi specyfikacja klienta, np. jak gdzies tam klikniesz to masz checkbox, a w następnym kroku button i jakis komunikat itd.
@mamaw, jako germanistka, mam też uprawnienia do nauczania angielskiego. Prowadzę zajęcia ze studentami co drugą sobotę, czasem kursy językowe. Od czasu do czasu robię coś jako doradca rodzinny, ale na tym nie zarabiam.
Z mojego punktu widzenia filologia obca to bardzo czasochłonny kierunek. Ja też byłam typem piątki i szóstki, a na studiach (na UJ) po prostu bardzo dobrą studentką. Teraz jestem tłumaczem i żałuję że wcześniej nie podjęłam decyzji, że właśnie to chce robić, bo wtedy olałabym niektóre przedmioty i wykorzystała zajęcia tłumaczeniowe na maxa. Trzeba umieć coś wybrać bo filologia przynajmniej wtedy (10-15 lat temu) to jedna wielka literatura, łacina, filozofia, gramatyka historyczna itp.
Pedagogów nadprodukcja, ale naprawdę dobrych wciąż za mało. Współpracuję w pracy z pedagogami i pedagogami specjalnymi, tych z powołaniem i sercem naprawdę jest niedostatek. Czy niskie zarobki? Często tak, ale z najbliższego otoczenia wiem, że nie musi tak być jak się ma łeb na karku i jest się naprawdę świetnym pedagogiem. Tylko, że to ciężki kawałek chleba, trzeba czuć, że to jest to do czego jest się stworzonym, inaczej człowiek może się wykończyć.
@mamaw, tak. Jestem bardzo zadowolona. Teraz często mówię dzieciom, jak się cieszę, że mam takie możliwości, np. tu tłumaczenie, tu kurs i mogę dużo być z nimi. Gdybym miała inny zawód, to albo musiałabym zrezygnować z pracy, albo wychodzić codziennie na kilka godzin.
A poza tym piękne i ciekawe są kraje niemieckojęzyczne.
W sumie trochę mnie ten problem nurtuje. Bo chciałabym pójść do pracy. Jak najmłodszy będzie mial 5 lat, może później, a może niedługo. Trochę to trudne, bo dzieci 4, 7, 9, 11 jednak potrzebują tej matki w domu... Albo może się mylę, może trzeba wreszcie wyjść. Trudne to, bo łatwo się pogodzić nie da czasem pracy z życiem rodzinnym.
@szczurzysko wszystko zależy od tego jak bardzo dzieci ogarnięte i czy placowkowe czy nie. Mam w podobnym wieku dzieci. Rano idą do szkoły, wracają kolo 14:00. Tak naprawdę nie ma mnie z nimi okolo 2 godziny dziennie. Obiady jedzą w placówkach. Pracując na etat bardziej brakuje mi czasu na własne potrzeby i ogarnięcie porządne domu niż na dzieci i spedzanie z nimi czasu. W sumie dzieci same ze szkoly wracają oprócz najmlodszego którego odbieram po pracy po 16:00. Jesli praca na miejscu, nie wymaga dojazdów, tak samo szkoła i przedszkole to da się ogarnąć etat i dom. Jeśli pracowałabym w Warszawie i wymagałoby to godzinnego minimum dojazdu to bez sensu taka praca i tylko w razie wyższej konieczności. Aczkolwiek rozglądam się za połową etatu, bo szkoda mi że nie mam czasu na wlasne projekty, choćby na zwykłe pójście na basen.
Praca do której bym poszla, raczej do pogodzenia z życiem rodzinnym jest trudna. Ale póki nie spróbuję to nie będę wiedziec, jak to się uklada. Zreszta, mam jeszcze czas. Może te pół roku, może rok? Dużo jest innych czynników które trzeba nam brać pod uwage.
@M_Monia bo masz małe dzieci. A dzieci mają to do siebie że rosną. Moje wszystkie są placowkowe. Siedzą w szkole/przedszkolu od 8:00 do minimum 14:00. To daje dość dużo czasu na dłuższe nawet zakupy samotne.
Myślę, że bardzo rzadko to tak działa. Jak dzieci są w placówkach to przecież nikt za mamę w domu nic nie zrobi. Dopiero po pracy trzeba wszystko ogarniać. Jak są z nianią to podobnie.
Mąż też pracuje, a jak wróci to robi swoje domowe stałe obowiązki, jeszcze dokładać mu część swoich??? Dzieci owszem, po 17, kele 18 marzą o obiedzie i chwili spokoju, potem lekcje, chwila rozmowy czekać na nich i liczyć, że wezmą moje obowiązki?
W sytuacji kryzysowej, ktoś tam zrobi co trzeba, albo coś się odpuści, nooo
W weekendy mam więcej luzu, dzieci lubią gotować, zdarza się, że chętnie pracują w domu
Wlasnie wiele matek uwaza ze jak pojdzie do pracy to bedzie miala jeszcze mniej czasu... Nie, czasu bedzie wiecej, bo sila rzeczy ktos przejmie czesc obowiazkow ktore na swych barkach dzwigala mama
Mam trójkę jeszcze dość małych dzieci (8,5,2) i pracuje na prawie cały etat. Dzieci w placówkach. I nie, nie jest łatwiej, czasu nie jest więcej. Dzieci po zlobku, szkole, przedszkolu też muszą zjeść, pobyć z rodzicami. Prania tyle samo, zakupów też, sprzątania podobnie. Dochodzi jeszcze czas rozwozenia i odbierania wszystkich. A z pracy pozadomowej to rzadko kto wraca wypoczety... Owszem, trójka maluchów z małą różnica wieku to na pewno spore obciążenie, ale trójka maluchów i praca na etat, to dla mnie osobiście hardkor trudny do udzwigniecia...
Edit. I dodam jeszcze, że mocno się z mężem obowiązkami dzielimy, dzieci też swój przydział mają.
Nie bardzo to widzę, że kobieta po dłuższej przerwie na wychowanie dzieci idzie do pracy, a w domu nic się nie zmienia w sprawie obowiązków
Ja widze ostatnio rozmawiałam z koleżanka, mama dwójki- rok i 4 lata, której mąż pracuje w innym mieście i zwykle nie ma go pon- pt. Jak zapytałam jak sobie radzi, to się poplakala... No niestety dodatkowe 9 h poza domem nie spowodowało żadnego bonusu...
No właśnie u mnie niewiele się zmieniło, trudne to ale brak dobrej woli i też mąż ma sporo obowiązków, których ja nie robię poza tym jest mega opór, nie mam zdrowia to tego musza przyjąć, że jak dam radę to robię i tak musi być, jak nie pasuje to sami mogą działać
ale, ale reszta stada jest bardziej świadoma, że ta pomoc jest na wagę złota
Mam doświadczenie, że prace domowe pochłaniają tyle czasu, ile się go ma. Jak jestem więcej w domu, to gotuję często i zupę i drugie danie, robię pracochłonne potrawy, sprzątam na okrągło. Jak pracuję, to jest prosty obiad i rzadziej posprzątane. Tylko z praniem nie ma zmiłowania.
Jak nie pracowałam zawodowo to dom miałam bardziej czysty, no może dokładniej posprzątany, teraz to jak się zacznie praca to "walczę o utrzymanie wszystkiego na powierzchni". Najbardziej czarny scenariusz to wracasz z pracy i nie nie przygotowałaś poprzedniego dnia na obiad, godzina powiedzmy 16, po drodze przedszkole więc wracasz z majdanem Zgroza Nie wspomnę o sytuacjach kryzysowych, a czasami jak usnę po południu w piątek to wstaję w sobotę rano I zonk, wypoczęta nie jestem, takie gonienie w piętkę jest fee
Komentarz
Dzieci owszem, po 17, kele 18
marzą o obiedzie i chwili spokoju, potem lekcje, chwila rozmowy
czekać na nich i liczyć, że wezmą moje obowiązki?
W sytuacji kryzysowej, ktoś tam zrobi co trzeba, albo coś się odpuści, nooo
W weekendy mam więcej luzu, dzieci lubią gotować, zdarza się, że chętnie pracują w domu
Edit. I dodam jeszcze, że mocno się z mężem obowiązkami dzielimy, dzieci też swój przydział mają.
No niestety dodatkowe 9 h poza domem nie spowodowało żadnego bonusu...
ale brak dobrej woli i też mąż ma sporo obowiązków, których ja nie robię
poza tym jest mega opór, nie mam zdrowia to tego
musza przyjąć, że jak dam radę to robię i tak musi być, jak nie pasuje to sami mogą działać
ale, ale reszta stada jest bardziej świadoma, że ta pomoc jest na wagę złota
Jak jestem więcej w domu, to gotuję często i zupę i drugie danie, robię pracochłonne potrawy, sprzątam na okrągło. Jak pracuję, to jest prosty obiad i rzadziej posprzątane. Tylko z praniem nie ma zmiłowania.
Najbardziej czarny scenariusz to wracasz z pracy i nie nie przygotowałaś poprzedniego dnia na obiad,
godzina powiedzmy 16, po drodze przedszkole więc wracasz z majdanem
Zgroza
Nie wspomnę o sytuacjach kryzysowych, a czasami jak usnę po południu w piątek to wstaję w sobotę rano
I zonk, wypoczęta nie jestem, takie gonienie w piętkę jest fee