Widzę np jak znajomi nasi reagują na koleżankę z kilkorgiem dzieci, niezbyt zamozna i nie pracująca, a jak na dziewczynę, która ma 3 dzieci, ma dobra pracę, niedawno zrobiła specjalizację. W tym drugim przypadku jest zachwyt i podziw. "Wymiata"
Przez wiele wieków matka w domu była normą, a nie czymś dziwnym. Mężczyzna zarabiał, kobieta dbała o ognisko domowe. Role były jasne.
Dzisiejszy świat wymusza na kobietach, by były zarówno wspaniały matkami, jak i oddanymi pracy pracownikami, a kobieta w domu utożsamiana jest z niedbająca o własny rozwój kurą domową lub w najlepszym razie ekscentryczką na garnuszku męża. Wymaga się, by zarówno kobieta i jak mężczyzna byli w swoich rolach uniwersalni, a potem się narzeka, że coraz trudniej o prawdziwego faceta.
Hmm, zastanawiam się, na ile to było normą w momencie, kiedy większość społeczeństwa stanowili chłopi? I matka i ojciec PRACOWALI, bo zajęcia w gospodarstwie i na polu to praca, bardzo ciężka, kobiety nie były z niczego zwolnione, a i matka i ojciec byli W DOMU, czyli w gospodarstwie.
Arystokracja, szlachta - dziećmi się zajmowały głównie bony, niańki, guwernantki, dzieci często wysyłano potem do szkół z internatem.
"Przez wieki' jedynie w obrębie mieszczaństwa - i to średniej i bogatszej klasy - taki model, o którym wspominasz, mógł funkcjonować. Biedaczki prały, szyły, usługiwały w domach bogatszych. Później z kolei przyszła rewolucja przemysłowa, w przemyśle pracowali oczywiście głównie mężczyźni, ale i kobiety też, także np. w kopalniach.
To wszystko to oczywiście pewne generalizacje, nie każda rodzina tak funkcjonowała, wyodrębnione warstwy społeczne dzieliły się jeszcze na mniejsze grupy, były bogatsze i biedniejsze, w grę wchodziła też kultura poszczególnego regionu Europy, jednak w większej części przypadków takie było życie w poprzednich wiekach!
Kompletnie nie rozumiem, skąd to romantyczne wyobrażenie przeszłości? Życie było ciężkie, obowiązków wiele, niekoniecznie był czas na robienie "ogniska domowego"...
Też obserwuję czasem takie babki. I praca, i dzieci. I w pracę i dom duże zaangażowanie. Czasem po czasie zdrowie siada. A niektóre wydają się wyrabiać. Tylko, nie wiem, ile śpią. Są też szybsze, omijają pewne rzeczy. Widzę też, że samotne babki z wiekiem mają bardzo dużo obowiązków. To one zwykle podejmuję opiekę nad starzejącymi się rodzicami, plus same walczą, by utrzymać się w pracy, bo nikt inny ich nie utrzyma. W takiej sytuacji chyba też już nie ma rozkminiania, czy tu jest rozwój.
Mi chodzi o to @Tola, że dostałam taką a nie inną możliwość zawodową, takie a nie inne predyspozycje. Na pilota F16 raczej mnie nie wezmą, mam problemy ze wzrokiem itp. I mogę się buntować przeciwko temu. I inne uwarunkowania osobiste, rodzinne. Każdy z nas je ma. Można się użalać, że nie mam tak jak Kowalska albo starać się podejmować się z tego pakietu szans i zadań, który dostaliśmy.
To tylko zdanie, sąd. Absolutnie też nie jesteśmy marionetkami, kukiełkami.
Im dłużej żyję, tym bardziej widzę rolę drobnych zdarzeń, spotkań. Dlaczego akurat wtedy spotkałam tę osobę? Dlaczego akurat dostałam tę propozycję? Skąd tacy fantastyczni przyjaciele?
Ale z wiekiem też power i energia spada. Szukam zatem inspiracji i poweru do działania.
A Wy ciągle o tym rozwoju. Strasznie lubię kilka znajomych kobiet, które mają ten cały rozwój w nosie. Kosmetyczkę, fryzjerkę, kasjerkę. Wykonują swoją pracę z przyjemnością, są zadbane, uśmiechnięte, lubią ludzi. Cieszą się z tego, że jadą na wakacje, że kupiły sobie ładną bluzkę, że w sobotę wieczorem wpadną znajomi, że zrobiły dobrą kolację dla siebie i męża.
Ale te kosmetyczki, fryzjerki i kasjerki porzuciły jakieś marzenia o super pracy? Musiały sobie radzić z myślą, że wcześniej chciały być nie wiem, dentystkami, inżynierkami itp. ale wybrały spokojniejszy tryb życia i okazało się, że tak też można się cieszyć życiem?
Te, o których mówię, raczej nie miały takich ambicji. Chciałam tylko zaznaczyć, że tak też może być. Bo słowem przewodnim w dyskusji stał się "rozwój". Niektórzy próbowali udowodnić, że każda praca może ROZWIJAĆ, inni, że prawdziwie ROZWIJAJĄCE jest tylko zostanie z dziećmi w domu. No może i może to wszystko rozwijać, ale może nie musi.
Ok, rozumiem o czym piszesz. Mnie chodzi o to, że "łatwo" jest pracować jako fryzjerka, jeśli się w tym odnajdujesz. Tak samo łatwo jest być mamą na 100%, jeśli tego się właśnie chce (vide wpisy Dorotak). Gorzej, jeśli ktoś naprawdę chce tego przysłowiowego rozwoju i nie może go realizować.
Jak komuś rozwoju trzeba, to o to zadba. Patrz, jak niesprzyjające warunki ma Polly, a ma. Jak kto chce, znajdzie sposób. Kto nie, ma wymówek bez liku.
Przez wiele wieków matka w domu była normą, a nie czymś dziwnym. Mężczyzna zarabiał, kobieta dbała o ognisko domowe. Role były jasne.
W związku z powyższym kiedyś to chłopcy się uczyli w szkole, a dziewczynki uczyły się szydełkować. Kobieta w domu nie "porzucała" innego życia. Dziś mamy obowiązek szkolny, więc łatwo zweryfikować, że niektóre dziewczyny są naprawdę zdolne, dużo bardziej niż ich koledzy. Przed takimi dziewczynami są ogromne możliwości, nie hipotetyczne tylko na wyciągnięcie ręki.
Ola masz rację, ale teraz nie jest tak, że pracują tylko te kobiety, które mają olbrzymi potencjał i chcą go rozwijać. Pracować musi większość, współczesny świat tego wymaga, zakładając, że bez tego nie powinny czuć się szczęśliwe i spełnione. Kobieta w domu, z dziećmi, postrzegana jak coś dziwnego, odbiegającego od normy.
@asia, masz oczywiście rację. Ale to zależy też od środowiska - ja jestem w środowisku "katolicko-wspólnotowym", które (dokładnie przeciwnie do tego, co piszesz) zakłada, że tylko kobieta w domu może czuć się szczęśliwa i zadowolona, a jeśli tak nie jest, to dlatego, że świat jej zrobił wodę z mózgu (tu też się przewija ten wątek).
[edit: nie każdego interesuje mój życiorys:)]
Czerpać radość z bycia fryzjerką, bo tak się wybrało, nie jest trudno. Czerpać radość z bycia fryzjerką, bo tyle zostało z niespełnionych ambicji zawodowych, to inna rzecz.
Ola, to może wybierz, to przestanisz się ciskać? Od dłuższego czasu kopiesz po kostkach. Pracuj spokojnie, jako inne. Albo rób co chcesz. W zgodzie z sobą.
Wiele najważniejszych decyzji życiowych podejmujemy jako ludzie młodzi, niedojrzali, nieświadomi siebie, i często dopiero po latach widzimy, czy to było słuszne i co można by zrobić inaczej. Jak się uda dobrze trafić to super. Tak chyba musi być. Pół biedy, jak jeszcze można coś z tym zrobić.
Ja nie wypadłam z obiegu, teraz mam działalność, jest ok. Tylko gdybym zeszła z ambicji w stylu "mama na 100% od 7 do 21 a potem tłumacz po nocach" tylko dała dzieci na kilka godzin dziennie jakieś niani, to miałabym więcej czasu dla męża, dzieci, a może i dzieci byłoby więcej heheh Zresztą nie będę tu swojego życiorysu pisać Chodzi mi tylko o to, że naprawdę każdy człowiek jest inny, co w podobnych dyskusjach padło już z milion razy.
Wiele najważniejszych decyzji życiowych podejmujemy jako ludzie młodzi, niedojrzali, nieświadomi siebie, i często dopiero po latach widzimy, czy to było słuszne i co można by zrobić inaczej. Jak się uda dobrze trafić to super. Tak chyba musi być. Pół biedy, jak jeszcze można coś z tym zrobić.
Ale popatrz, ile 'forumowych' mam 40+ zaczyna coś zupełnie nowego z sukcesami!
Wiele najważniejszych decyzji życiowych podejmujemy jako ludzie młodzi, niedojrzali, nieświadomi siebie, i często dopiero po latach widzimy, czy to było słuszne i co można by zrobić inaczej. Jak się uda dobrze trafić to super. Tak chyba musi być. Pół biedy, jak jeszcze można coś z tym zrobić.
Ale popatrz, ile 'forumowych' mam 40+ zaczyna coś zupełnie nowego z sukcesami!
Właśnie o to mi chodzi, jak pisałam gdzieś wyżej. Większość tych, które zaczynają coś w wieku 40+ muszą przecież robić coś nowego, bo na wiele rzeczy za późno.
Ola, to może wybierz, to przestanisz się ciskać? Od dłuższego czasu kopiesz po kostkach. Pracuj spokojnie, jako inne. Albo rób co chcesz. W zgodzie z sobą.
Ależ właśnie to robię, żałuję tylko, że tak późno posłuchałam siebie i dałam sobie wmówić, że istnieje tylko jeden słuszny schemat rodziny, a my tylko mamy robić "kopij-wklej". Ale cóż, młodość, naiwność
Ale popatrz, ile 'forumowych' mam 40+ zaczyna coś zupełnie nowego z sukcesami!
Właśnie o to mi chodzi, jak pisałam gdzieś wyżej. Większość tych, które zaczynają coś w wieku 40+ muszą przecież robić coś nowego, bo na wiele rzeczy za późno.
To fakt. Jestem takim przypadkiem. Póki się dało, starałam się jakoś ciągnąć kilka srok za ogon, ale przy trzeciej ciąży już się nie dało, i przepadło. Zaczynać coś od zera po tym, jak się zainwestowało dużo czasu i wysiłku w coś innego ma jednak dużo minusów. Tyle że nie żałuję, bo nie wiem, co bym mogła zrobić inaczej. Są dzieci, jak mogłabym tego żałować. Więc cieszę się tym co jest.
A tak zwyczajnie przyjąć. Nie wszystko dla każdego. Tak jak trudno jednocześnie być żona i zakonnica, tak też prawie nie da się być profesorem naukowcem i jednocześnie marka 10 dzieci. Szanujmy swoje wybory. To, że chciałam być nowym Bralczykiem było ok. A to, że zostałam w domu jest równie ok.
Uważam że uwaga o ojcu bardzo słuszna. Wydaje mi się też że 8 godzinny tryb pracy 5 dni w tygodniu daje wciąż bardzo dużo czasu do bycia ojcem. Gorzej jak facet musi pracować w nadgodzinach albo na swych etatach. Wtedy faktycznie czas na bycie ojcem bardzo się kurczy.
Trzeba też liczyć dojazd. Mój mąż ma pracę na etacie w trybie 8,5 godziny z przerwą śniadaniową + dojazdy w obie strony razem to 2 godziny, to wychodzi 10,5 godziny i tak codziennie. Jak wraca to ma 2 godziny przerwy i od 20-ej zaczyna drugi etat do 1-2 w nocy. Sypia 4-5 godzin na dobę.
Ola - może dlatego, że daleko mi do perfekcji w jakiejkolwiek dziedzinie nigdy nie patrzyłam na życie w taki sposób - żeby wdrażać jakieś sztywne zalecenia na szczęście rodzinne jakiejś grupy czy innego podręcznika. W sumie robię to co chcę czasem z większym, mniejszym lub bez powodzenia, ale to sa moje wybory i tyle. 1000 maili temu cos tam chciałam napisać, potem USA wyslaly drona i obawiam się że zaraz będziemy ten nasz rozwój schować głęboko do kieszeni.
Ola - może dlatego, że daleko mi do perfekcji w jakiejkolwiek dziedzinie nigdy nie patrzyłam na życie w taki sposób - żeby wdrażać jakieś sztywne zalecenia na szczęście rodzinne jakiejś grupy czy innego podręcznika. W sumie robię to co chcę czasem z większym, mniejszym lub bez powodzenia, ale to sa moje wybory i tyle. 1000 maili temu cos tam chciałam napisać, potem USA wyslaly drona i obawiam się że zaraz będziemy ten nasz rozwój schować głęboko do kieszeni.
Ponieważ, już jest po 22 to się przyznam. Za dnia jestem profesjonalną kura domową. A we śnie rozgrywam śmiałe zagadki kryminalne i fantastyczne. A co. Raz się żyje.
Uważam że uwaga o ojcu bardzo słuszna. Wydaje mi się też że 8 godzinny tryb pracy 5 dni w tygodniu daje wciąż bardzo dużo czasu do bycia ojcem. Gorzej jak facet musi pracować w nadgodzinach albo na swych etatach. Wtedy faktycznie czas na bycie ojcem bardzo się kurczy.
Trzeba też liczyć dojazd. Mój mąż ma pracę na etacie w trybie 8,5 godziny z przerwą śniadaniową + dojazdy w obie strony razem to 2 godziny, to wychodzi 10,5 godziny i tak codziennie. Jak wraca to ma 2 godziny przerwy i od 20-ej zaczyna drugi etat do 1-2 w nocy. Sypia 4-5 godzin na dobę.
4-5 na dobe?to stanowczo za malo,pozwalasz na to?
Wyobraź sobie, że sypiam tyle samo co mój mąż opiekując się mega marudnym niemowlakiem. Od roku nie przespałam nocy. Współczujesz też mnie, czy tylko mojemu mężowi? Solidarność jąder? Na szczęście mąż przez resztę czasu zarabia kasę, ja niestety nie.
nie potrafie tego sobie wyobrazic, Ty potrafisz ,naucz mnie-prosze 1.Ani Tobie, i Jemu tyz nie 2.to zalezy,ale tu tego nie napisze bo mnie usuna. 3 szczescie-kasa,zdecydowanie nie,wybieram zdrowie
Lubię słuchać o tym, jak ktoś się rozwija. Lubię słowo rozwój. Jak staje się lepszy w czymś, co robił do tej pory albo uczy się nowego (szycie, malarstwo, gotowanie, bycie z ludźmi, śpiew, taniec, rękodzieło etc). Jak zmienia się jego patrzenie na świat. Jak zmienia się jego życie duchowe, waga tego, co materialne i niematerialne. Wspomniana tu kosmetyczka - czy ona ciągle pracuje korzystając z tej wiedzy, z którą przyszła? Niczego nowego nie wprowadza, nie doskonali się? Fryzjerka podobnie? Do emerytury będzie tak samo obcinała włosy i robiła tylko te zabiegi, które poznała? Tak myślę o czasie spędzonym w domu z dziećmi... Tyle lat, tak dużo się nauczyłam i tak się mocno zmieniłam. Poznałam tyle osób z podobnym światopoglądem, wartościami... Bardzo ważne i cenne dla mnie i dzieci znajomości. To błogosławiony czas,który można tak wspaniale wykorzystać, a można zmarnować. To jak leżące na ziemi złote monety. Można podnieść, można ich nie widzieć...
Komentarz
Widzę też, że samotne babki z wiekiem mają bardzo dużo obowiązków. To one zwykle podejmuję opiekę nad starzejącymi się rodzicami, plus same walczą, by utrzymać się w pracy, bo nikt inny ich nie utrzyma.
W takiej sytuacji chyba też już nie ma rozkminiania, czy tu jest rozwój.
To tylko zdanie, sąd. Absolutnie też nie jesteśmy marionetkami, kukiełkami.
Im dłużej żyję, tym bardziej widzę rolę drobnych zdarzeń, spotkań. Dlaczego akurat wtedy spotkałam tę osobę? Dlaczego akurat dostałam tę propozycję? Skąd tacy fantastyczni przyjaciele?
Ale z wiekiem też power i energia spada. Szukam zatem inspiracji i poweru do działania.
Mnie chodzi o to, że "łatwo" jest pracować jako fryzjerka, jeśli się w tym odnajdujesz. Tak samo łatwo jest być mamą na 100%, jeśli tego się właśnie chce (vide wpisy Dorotak).
Gorzej, jeśli ktoś naprawdę chce tego przysłowiowego rozwoju i nie może go realizować.
Patrz, jak niesprzyjające warunki ma Polly, a ma.
Jak kto chce, znajdzie sposób. Kto nie, ma wymówek bez liku.
Ale to zależy też od środowiska - ja jestem w środowisku "katolicko-wspólnotowym", które (dokładnie przeciwnie do tego, co piszesz) zakłada, że tylko kobieta w domu może czuć się szczęśliwa i zadowolona, a jeśli tak nie jest, to dlatego, że świat jej zrobił wodę z mózgu (tu też się przewija ten wątek).
[edit: nie każdego interesuje mój życiorys:)]
Czerpać radość z bycia fryzjerką, bo tak się wybrało, nie jest trudno. Czerpać radość z bycia fryzjerką, bo tyle zostało z niespełnionych ambicji zawodowych, to inna rzecz.
Pracuj spokojnie, jako inne. Albo rób co chcesz. W zgodzie z sobą.
Pół biedy, jak jeszcze można coś z tym zrobić.
Tylko gdybym zeszła z ambicji w stylu "mama na 100% od 7 do 21 a potem tłumacz po nocach" tylko dała dzieci na kilka godzin dziennie jakieś niani, to miałabym więcej czasu dla męża, dzieci, a może i dzieci byłoby więcej heheh
Zresztą nie będę tu swojego życiorysu pisać Chodzi mi tylko o to, że naprawdę każdy człowiek jest inny, co w podobnych dyskusjach padło już z milion razy.
To fakt. Jestem takim przypadkiem.
Póki się dało, starałam się jakoś ciągnąć kilka srok za ogon, ale przy trzeciej ciąży już się nie dało, i przepadło. Zaczynać coś od zera po tym, jak się zainwestowało dużo czasu i wysiłku w coś innego ma jednak dużo minusów.
Tyle że nie żałuję, bo nie wiem, co bym mogła zrobić inaczej. Są dzieci, jak mogłabym tego żałować.
Więc cieszę się tym co jest.
Tak jak trudno jednocześnie być żona i zakonnica, tak też prawie nie da się być profesorem naukowcem i jednocześnie marka 10 dzieci.
Szanujmy swoje wybory. To, że chciałam być nowym Bralczykiem było ok. A to, że zostałam w domu jest równie ok.
Ty potrafisz ,naucz mnie-prosze
1.Ani Tobie, i Jemu tyz nie
2.to zalezy,ale tu tego nie napisze bo mnie usuna.
3 szczescie-kasa,zdecydowanie nie,wybieram zdrowie
to przygłupów na "wysokich stanowiskach" ?