Ja naprawdę nie rozumiem,skąd przekonanie, ze kazdy musi miec jakąś pasję. I ze ludzie ją z reguły mają Zainteresowania juz bardziej,niekoniecznie pasja Napiszcie w takim razie , jakie macie pasje czy jakim czynnościom oddajecie sie właśnie z tą pasją. @Agnieszka ale ja nie utozsamilam i nie zrównanłam tej troski o rodzine z mniejszymi możliwościami To są zupelnie rozne od siebie sytuacje.
Mnie się wydaje, że mówimy o różnych rzeczach. Rozwój to również to, że codziennie wykonujemy swoją pracę sprawniej, dokładniej, szybciej, doskonalimy technikę, poszerzamy narzędzia! Niekoniecznie znaczy to, że płyniemy na skrzydłach, każdego dnia, a kiedy o 6 dzwoni budziki, dziękujemy w duchu za naszą świetna robotę! Mnie się często nie chce iść do pracy, czasem mam wrażenie, że ciężka moja praca idzie na marne, krew w piach! I nagle dziecko, z którym pracuje robi wielki krok naprzód! Wchodzę do sali, a ona na mój widok wstaje i idzie do mnie przy barierce! I nie wiem jak to napisać, żeby nie brzmiało pompatycznie, ale normalnie czuje taka dumę, radość i satysfakcję! Po prostu parę centymetrów nad ziemią! A trudno powiedzieć, żem karierowiczka
Znam trochę rodzin w których ten pęd do kasy, rozwoju sprawił ze rodzina są na papierze. Ojciec dzieci praktycznie nie widuje, nie spędza się wspólnie wolnego czasu. Zawsze praca na pierwszym miejscu. Zwalniają wtedy, kiedy dopada choroba. I wtedy są wyrzuty, ze kiedy był czas na wszystko to praca wygrała. Teraz kiedy z praca wolniej to zdrowia brak. A nie zawsze pieniądz wybawia ze wszystkich problemów
A potem najwięcej laików dostają memy z obrazkiem osoby zwiniętej w koc z kubkiem herbaty , na kanapie. Z dopiskiem w stylu " nareszcie żyję" lub coś w ten deseń mniej lub bardziej, z naciskiem na bardziej
Tylko, że ta "herbata na kanapie" smakuje najlepiej po dobrze i pracowicie wypełnionym dniu Dla porządku dodam, że niekoniecznie w pracy zawodowej
A potem najwięcej laików dostają memy z obrazkiem osoby zwiniętej w koc z kubkiem herbaty , na kanapie. Z dopiskiem w stylu " nareszcie żyję" lub coś w ten deseń mniej lub bardziej, z naciskiem na bardziej
Tylko, że ta "herbata na kanapie" smakuje najlepiej po dobrze i pracowicie wypełnionym dniu
A to chyba tez nie u każdego. Ja wole poleżeć z mężem niż lecieć np gary zmywać. Praca wiadomo- bez pieniędzy żyć się nie da, ale tez nie jest tak, żeby gonić za nią tracąc wspólne chwile z najbliższymi
Ha, ha też wolę leżeć niż gary zmywac. Co nie zmienia faktu, że lepiej smakuje herbata w czystym domu! A wszystko, co trudne i ważne wymaga wkładu pracy. Za to jaka satysfakcja, kiedy widać efekty!
Ha, ha też wolę leżeć niż gary zmywac. Co nie zmienia faktu, że lepiej smakuje herbata w czystym domu! A wszystko, co trudne i ważne wymaga wkładu pracy. Za to jaka satysfakcja, kiedy widać efekty!
Nikt nie pisze o totalnym pierdolniku. Brudny zlew nie oznacza brudnego domu. A nawet gdyby pierdolnik w domu był, to posprzątać można zawsze, nadrobić wspólny czas z najbliższymi nie zawsze się da.
Czyli czysty dom, oznacza braku czasu z bliskimi? A brud i balagan świadczy dobrych relacjach w rodzinie? Aż nie wierze, jak można wypaczyc sens wypowiedzi
Uwaga, tlumacze: zdanie "W czystym domu przyjemnie wypić herbatę " nie oznacza, olej rodzinę i czas z najbliższymi! Nie oznacza też- pij herbatę wyłącznie wieczorem, po ciężkim dniu!
Ale ten mityczny rozwój może przebiegać w wielu sferach życia. Ja to generalnie rozumiem jako dążenie do bycia coraz lepsza w tym co robię i uczenia się nowych rzeczy. Rozwój zawodowy, nazwę go rozwojem A, to poszerzanie swoich kwalifikacji, chodzenie na szkolenia, konferencje, uaktualnianie wiedzy itd. Rozwój osobisty, powiedzmy kategoria B, to tez uczenie się nowych rzeczy, czytanie książek i oglądanie filmów które sa czyms więcej niż rozrywka, pracowanie nad swoimi wadami itd. Może po prostu nie każdy odczuwa potrzebę rozwijania kategorii A i tyle
Kurcze, my z mężem takie właśnie niespokojne duchy jesteśmy. Ten kubek z herbatą w kocu to tak raz na jakiś czas. Lubię wyzwania, dzianie się, eventy i działalność społeczną, rozwój, karierę i taniec i różaniec.
Jest tak wiele obszarów,które nas pochłaniają, bawią, dają satysfakcję.
Dawno już zrozumieliśmy,że praca i kariera tak,ale z dobrze rozumianym balansem.
Ten dom z tym obiadem o 14.00 kazdego dnia nie wydaje mi sie az tak atrakcyjny...To chyba kwestia temperamentu.
Ten dom z tym obiadem o 14.00 kazdego dnia nie wydaje mi sie az tak atrakcyjny...To chyba kwestia temperamentu.
Może Tobie taki dom nie wydaje się atrakcyjny, ale też nie o Ciebie tutaj w tym wszystkim chodzi. W sensie, że nie chodzi tu o nas, dorosłych.
Chodzi o dzieci.
O to, co jest DLA NICH najlepsze. I o to co dla ich psychiki oraz ICH ROZWOJU (a nie naszego) jest najlepsze.
Bo one dopiero zaczynają życie i ich rozwój może pójść albo w złym kierunku, przez nas, albo w fantastycznym kierunku, dzięki nam.
Dlatego to o nie, o dzieci, chodzi najbardziej, a nie o nas, dorosłych.
Dzieciom potrzebna jest stabilizacja i przewidywalność ich losu. Zwłaszcza małym dzieciom, czyli takim od urodzenia aż do kilku pierwszych klas podstawówki. W takich warunkach, o jakich pisała tu koleżanka - czyli ciepły i poukładany dom, ten przewidywalny obiad o 14 czy o innej tam godzinie, OBECNOŚĆ w domu dorosłych bliskich, życzliwych i zainteresowanych, którzy są gotowi poświęcić dzieciom czas, zwłaszcza wtedy, gdy je coś nurtuje, gdy potrzebują o czymś porozmawiać ( a nie przeżywać problemy w samotności) - właśnie w takich warunkach kształtują się dzieci mocne psychicznie, szczęśliwe i pewne tego, że są kochane.
A to jest bardzo, bardzo dużo.
Bo takie dzieci poradzą sobie potem w życiu, nawet jeśli ono okaże się bardzo trudne.
To, w co możemy wyposażyć nasze dzieci w trakcie ich dzieciństwa, ta siła psychiczna i poczucie własnej wartości - to jest najważniejszy posag, którego nie zastąpią i nie nadrobią żadne pieniądze, żadne zajęcia dodatkowe, żadne wojaże zagraniczne, ani żaden prestiż , że się ma dzianych albo "rozwijających się" rodziców, którzy robią karierę.
Bo to takie wtłaczanie ludzi w schematy. Ktoś pisał tu ze w jakichś środowiskach kościelnych naciska się by kobieta koniecznie była w domu z dziećmi i nie pracowała zawodowo. To tak samo nieżyciowe jak przekonywanie, ze każda kobieta potrzebuje i chce pracować zawodowo.
@Ida czyli co, zostajemy rodzicami i koniec z naszym życiem? Wszystko musi się toczyc wokół dzieci? Co z potrzebami dorosłych- rodziców? Nie maja? A jeśli maja to musza je „w szafie” schować póki ostatnie dziecko nie dorośnie? Przeviez to patologiczne -moim zdaniem! W każdej zdrowej rodzinie dba się o dzieci, o ich zdrowie, rozwój itd, w chorej rodzinie są zanurzone relacje, a takie podejście „nie licza się dorośli tylko dzieci i ch potrzeby” to są zaburzone relacje Dzieci wyjada z domu i co potem, skoro nawet nie ma o czym pogadać. Gdyby mój mąż mial takie podejście -nie liczymy się teraz my, tylko dziecko, to szybko stałby się samotnym ojcem a nam nie dane byłoby na starość bujać się w fotelu
Może Tobie taki dom nie wydaje się atrakcyjny, ale też nie o Ciebie tutaj w tym wszystkim chodzi. W sensie, że nie chodzi tu o nas, dorosłych.
Chodzi o dzieci.
O to, co jest DLA NICH najlepsze. I o to co dla ich psychiki oraz ICH ROZWOJU (a nie naszego) jest najlepsze.
Bo one dopiero zaczynają życie i ich rozwój może pójść albo w złym kierunku, przez nas, albo w fantastycznym kierunku, dzięki nam.
Dlatego to o nie, o dzieci, chodzi najbardziej, a nie o nas, dorosłych.
@Ida, sugerujesz @Gloria, że nie wiesz, co dla JEJ dzieci jest najlepsze? Matce dynamicznej 6, co już z niejednego pieca chleb jadła?
Ja bym nie była taka odważna.
Nawet, jeśli u mnie byłby ten obiad o 14.00 i inne stałości, to niestety nie mam pewnosci, czy nie pójdą w złym kierunku. Robić swoje, jak najlepiej, i dużo się modlić, żeby Matka Boża zakryła moje błędy wychowawcze (a dzieciom dała krótką pamieć) - to mogę zrobić. A owo "swoje" to jest właśnie "swoje" - każdej rodziny. Czy z taką, czy inną stabilnością. (Nie piszę - dla jasności - że stałość jest be, a freestyle cacy, ale, że nasze rodziny są różne. A Gloria, jako doświadczona mama samych chłopaków to już dobrze wie, jak stałość i jasność planów jest w takim wypadku ważna. Wie, bo ja, matka 5 pod rząd, też wiem. I z tej wiedzy korzystam.)
Ten dom z tym obiadem o 14.00 kazdego dnia nie wydaje mi sie az tak atrakcyjny...To chyba kwestia temperamentu.
Może Tobie taki dom nie wydaje się atrakcyjny, ale też nie o Ciebie tutaj w tym wszystkim chodzi. W sensie, że nie chodzi tu o nas, dorosłych.
Chodzi o dzieci.
O to, co jest DLA NICH najlepsze. I o to co dla ich psychiki oraz ICH ROZWOJU (a nie naszego) jest najlepsze.
Bo one dopiero zaczynają życie i ich rozwój może pójść albo w złym kierunku, przez nas, albo w fantastycznym kierunku, dzięki nam.
Dlatego to o nie, o dzieci, chodzi najbardziej, a nie o nas, dorosłych.
Dzieciom potrzebna jest stabilizacja i przewidywalność ich losu. Zwłaszcza małym dzieciom, czyli takim od urodzenia aż do kilku pierwszych klas podstawówki. W takich warunkach, o jakich pisała tu koleżanka - czyli ciepły i poukładany dom, ten przewidywalny obiad o 14 czy o innej tam godzinie, OBECNOŚĆ w domu dorosłych bliskich, życzliwych i zainteresowanych, którzy są gotowi poświęcić dzieciom czas, zwłaszcza wtedy, gdy je coś nurtuje, gdy potrzebują o czymś porozmawiać ( a nie przeżywać problemy w samotności) - właśnie w takich warunkach kształtują się dzieci mocne psychicznie, szczęśliwe i pewne tego, że są kochane.
A
piszesz to ogólnie w odniesieniu do pracy zawodowej kobiet? Bo brzmi to trochę jak opis jakichś skrajnych sytuacji gdzie oboje rodziców jest wiecznie poza domem i nie interesuja się dzieckiem. A jesli uogólniasz, to równie dobrze można uogólnić ze w wielowielodzietnej rodzinie dzieciom brakuje stabilizacji i spokoju, bo w domu jest ciągły harmider, mama zajęta mlodszym rodzeństwem i nie ma czasu no i co rok-dwa zachodzi w kolejna ciąże.
Ja mysle, ze dobrze sobie robić taki „rachunek sumienia” z zycia i pracy. Bo życie jest dynamiczne, dzieci rosną, albo sie pojawiają, zmienia sie miejsca zamieszkania itd. Nie ma recepty dla wszystkich (w Niemczech obiad sie je o 12, 14 to skandal ). Inaczej jest jak sama drobnica w domu, inaczej jak dzieci już przedszkole/ szkolne, a jeszcze inaczej z nastolatkami. Ja sobie siadam raz na jakis czas z kimś, kto mnie zna od podszewki (maz, spowiednik, przyjaciel) i zastanawiamy sie co w danym czasie jest najlepsze dla mnie, rodziny, innych ludzi. Czy lepiej tak, pracowac, czy inaczej, czy w ogole. Bardzo fajna sprawa.
No mnie to nie dziwi, bo też nie czułabym się komfortowo gdybym sama nic nie zarabiała. To nie musi chodzić o poczucie niezależności, ale o to, że też dokłada się do budżetu domowego.
Ja sie dokładam ze szkoda do budżetu Bo gdyby myśleć tylko o pieniądzach, to wygodniej by było, gdybym ja prowadziła cały dom, a maz zarabiał, bo ma płacone od godziny. A tak, to on załatwia wszelki terminy okolodzieciowe, czasem musi zostac w domu, jak dziecko chore. Ale przyznam, ze pracuje tez dlatego, ze ludzie czasem po prostu umierają. Nie chciałabym miec w takiej ciężkiej sytuacji jeszcze problemow finansowych.
Jakoś czuje sie pewniej wiedzac, ze jestem w stanie na całkiem dobrym poziomie zapewnić byt moim dzieciom.
Komentarz
Napiszcie w takim razie , jakie macie pasje czy jakim czynnościom oddajecie sie właśnie z tą pasją.
@Agnieszka ale ja nie utozsamilam i nie zrównanłam tej troski o rodzine z mniejszymi możliwościami
To są zupelnie rozne od siebie sytuacje.
Mnie się często nie chce iść do pracy, czasem mam wrażenie, że ciężka moja praca idzie na marne, krew w piach! I nagle dziecko, z którym pracuje robi wielki krok naprzód! Wchodzę do sali, a ona na mój widok wstaje i idzie do mnie przy barierce! I nie wiem jak to napisać, żeby nie brzmiało pompatycznie, ale normalnie czuje taka dumę, radość i satysfakcję! Po prostu parę centymetrów nad ziemią!
A trudno powiedzieć, żem karierowiczka
I wtedy są wyrzuty, ze kiedy był czas na wszystko to praca wygrała. Teraz kiedy z praca wolniej to zdrowia brak. A nie zawsze pieniądz wybawia ze wszystkich problemów
Dla porządku dodam, że niekoniecznie w pracy zawodowej
Ja wole poleżeć z mężem niż lecieć np gary zmywać.
Praca wiadomo- bez pieniędzy żyć się nie da, ale tez nie jest tak, żeby gonić za nią tracąc wspólne chwile z najbliższymi
A wszystko, co trudne i ważne wymaga wkładu pracy. Za to jaka satysfakcja, kiedy widać efekty!
Brudny zlew nie oznacza brudnego domu.
A nawet gdyby pierdolnik w domu był, to posprzątać można zawsze, nadrobić wspólny czas z najbliższymi nie zawsze się da.
Aż nie wierze, jak można wypaczyc sens wypowiedzi
Lubię wyzwania, dzianie się, eventy i działalność społeczną, rozwój, karierę i taniec i różaniec.
Jest tak wiele obszarów,które nas pochłaniają, bawią, dają satysfakcję.
Dawno już zrozumieliśmy,że praca i kariera tak,ale z dobrze rozumianym balansem.
Ten dom z tym obiadem o 14.00 kazdego dnia nie wydaje mi sie az tak atrakcyjny...To chyba kwestia temperamentu.
Może Tobie taki dom nie wydaje się atrakcyjny, ale też nie o Ciebie tutaj w tym wszystkim chodzi.
W sensie, że nie chodzi tu o nas, dorosłych.
Chodzi o dzieci.
O to, co jest DLA NICH najlepsze.
I o to co dla ich psychiki oraz ICH ROZWOJU (a nie naszego) jest najlepsze.
Bo one dopiero zaczynają życie i ich rozwój może pójść albo w złym kierunku, przez nas, albo w fantastycznym kierunku, dzięki nam.
Dlatego to o nie, o dzieci, chodzi najbardziej, a nie o nas, dorosłych.
Dzieciom potrzebna jest stabilizacja i przewidywalność ich losu.
Zwłaszcza małym dzieciom, czyli takim od urodzenia aż do kilku pierwszych klas podstawówki.
W takich warunkach, o jakich pisała tu koleżanka - czyli ciepły i poukładany dom, ten przewidywalny obiad o 14 czy o innej tam godzinie, OBECNOŚĆ w domu dorosłych bliskich, życzliwych i zainteresowanych, którzy są gotowi poświęcić dzieciom czas, zwłaszcza wtedy, gdy je coś nurtuje, gdy potrzebują o czymś porozmawiać ( a nie przeżywać problemy w samotności) - właśnie w takich warunkach kształtują się dzieci mocne psychicznie, szczęśliwe i pewne tego, że są kochane.
A to jest bardzo, bardzo dużo.
Bo takie dzieci poradzą sobie potem w życiu, nawet jeśli ono okaże się bardzo trudne.
To, w co możemy wyposażyć nasze dzieci w trakcie ich dzieciństwa, ta siła psychiczna i poczucie własnej wartości - to jest najważniejszy posag, którego nie zastąpią i nie nadrobią żadne pieniądze, żadne zajęcia dodatkowe, żadne wojaże zagraniczne, ani żaden prestiż , że się ma dzianych albo "rozwijających się" rodziców, którzy robią karierę.
czyli co, zostajemy rodzicami i koniec z naszym życiem?
Wszystko musi się toczyc wokół dzieci?
Co z potrzebami dorosłych- rodziców? Nie maja?
A jeśli maja to musza je „w szafie”
schować póki ostatnie dziecko nie dorośnie?
Przeviez to patologiczne -moim zdaniem!
W każdej zdrowej rodzinie dba się o dzieci, o ich zdrowie, rozwój itd,
w chorej rodzinie są zanurzone relacje,
a takie podejście „nie licza się dorośli tylko dzieci i ch potrzeby” to są zaburzone relacje
Dzieci wyjada z domu i co potem, skoro nawet nie ma o czym pogadać.
Gdyby mój mąż mial takie podejście -nie liczymy się teraz my, tylko dziecko, to szybko stałby się samotnym ojcem a nam nie dane byłoby na starość bujać się w fotelu
Może Tobie taki dom nie wydaje się atrakcyjny, ale też nie o Ciebie tutaj w tym wszystkim chodzi.
W sensie, że nie chodzi tu o nas, dorosłych.
Chodzi o dzieci.
O to, co jest DLA NICH najlepsze.
I o to co dla ich psychiki oraz ICH ROZWOJU (a nie naszego) jest najlepsze.
Bo one dopiero zaczynają życie i ich rozwój może pójść albo w złym kierunku, przez nas, albo w fantastycznym kierunku, dzięki nam.
Dlatego to o nie, o dzieci, chodzi najbardziej, a nie o nas, dorosłych.
@Ida, sugerujesz @Gloria, że nie wiesz, co dla JEJ dzieci jest najlepsze?
Matce dynamicznej 6, co już z niejednego pieca chleb jadła?
Ja bym nie była taka odważna.
Nawet, jeśli u mnie byłby ten obiad o 14.00 i inne stałości, to niestety nie mam pewnosci, czy nie pójdą w złym kierunku. Robić swoje, jak najlepiej, i dużo się modlić, żeby Matka Boża zakryła moje błędy wychowawcze (a dzieciom dała krótką pamieć) - to mogę zrobić. A owo "swoje" to jest właśnie "swoje" - każdej rodziny. Czy z taką, czy inną stabilnością.
(Nie piszę - dla jasności - że stałość jest be, a freestyle cacy, ale, że nasze rodziny są różne. A Gloria, jako doświadczona mama samych chłopaków to już dobrze wie, jak stałość i jasność planów jest w takim wypadku ważna. Wie, bo ja, matka 5 pod rząd, też wiem. I z tej wiedzy korzystam.)
Ja sobie siadam raz na jakis czas z kimś, kto mnie zna od podszewki (maz, spowiednik, przyjaciel) i zastanawiamy sie co w danym czasie jest najlepsze dla mnie, rodziny, innych ludzi. Czy lepiej tak, pracowac, czy inaczej, czy w ogole. Bardzo fajna sprawa.
Ale przyznam, ze pracuje tez dlatego, ze ludzie czasem po prostu umierają. Nie chciałabym miec w takiej ciężkiej sytuacji jeszcze problemow finansowych.