Wlasnie pisze na Whatsappie z kierowniczka projektu o tymże projekcie. Obie sie jaramy co z tego wyjdzie To po prostu choroba, mozna zakończyć dyskusje
Ależ ja doskonale rozumiem, ze tym kobietom chodzi o gotówkę. Nie mam problemu ze zrozumieniem tego. Pytanie, dlaczego te kobiety nie rozumieją, ze wkład finansowy jest nie tylko wtedy, kiedy wnoszą do domu gotówkę. Ze och praca to tez konkretny wkład finansowy. Czemu same deprecjonują wartość takiej pracy.
Ponieważ są w związku partnerskim i czują się niekomfortowo, jeśli nie przynoszą gotówki czy wyciągu z banku do domu :P
Otóż to. Można być małżeństwem i nadal żyć jak w związku partnerskim.
@Paprotka, no to ten pierwszy mój wpis możesz odnieść wprost do siebie. Bez uogólnień.
Haha, wejscie w pojecie zwiazku partnerskiego to juz w ogole temat rzeka, bo chyba kazdy ma jakies swoje wyobrazenie na ten temat Tym bardziej ze na tym forum wiele osob lubi operowac swoimi definicjami pojec stworzonymi na potrzebe danej dyskusji;) Mozna sie po prostu wspierac i wspolnie wykonywac obowiazki domowe jak i razem zarabiac na wspolny dom i swoja rodzine. Niektorzy nazywaja to partnerstwem w malzenstwie. Ja raczej nie uzywam takich okreslen, bo kojarza mi sie wlasnie z roznymi latkami i steeotypami. Ktory "pierwszy Twoj wpis" mam odniesc do siebie? Chyba ze to znowu jakies psychotezy jak musi czuc sie pracujaca czy niepracujaca kobieta, to nie musisz odpowiadac;)
No mnie to nie dziwi, bo też nie czułabym się komfortowo gdybym sama nic nie zarabiała. To nie musi chodzić o poczucie niezależności, ale o to, że też dokłada się do budżetu domowego.
żona bezsprzecznie dokłada się do budżetu wychowując dzieci, dbając o dom, męża i dzieci. Wszystkie prace okolo dzieciowe to bezcenne dokładnie się do budżetu, wykonuje mnóstwo zawodów w tym samym czasie i 24 h na dobę, jej zaangażowanie nie ma ceny. Także nie rozumiem jak kobieta może twierdzić, że nie dokłada do budżetu domowego, to kompletnie zmanipulowany jeszcze za czasów PRL- u sposób myślenia, który się nadal ciągnie jak widać, ludzie są nim przesiąknięci do DNA i przekazują dalej
Agnieszko, to byla Twoja odpowiedz na moj post, w ktorym pisalam o sobie w takiej sytuacji. Zbudowalas sobie cala argumentacje na zarzut ktory w ogole nie padl, takze ten...;)
Wlasnie pisze na Whatsappie z kierowniczka projektu o tymże projekcie. Obie sie jaramy co z tego wyjdzie To po prostu choroba, mozna zakończyć dyskusje
No ale Ty jestes wedlug kolezanek odrealniona i nawet nie mieszkasz w Polsce, a tu jak wiadomo takie zjawisko jak kobieta ktora cieszy jej praca nie wystepuje
Wlasnie pisze na Whatsappie z kierowniczka projektu o tymże projekcie. Obie sie jaramy co z tego wyjdzie To po prostu choroba, mozna zakończyć dyskusje
No ale Ty jestes wedlug kolezanek odrealniona i nawet nie mieszkasz w Polsce, a tu jak wiadomo takie zjawisko jak kobieta ktora cieszy jej praca nie wystepuje
A choćby OlęodPawla, to PawełodOli sobie wymyślił.
Milion pięćset. Zależy co i jak gotuje. Jak Agnieszka napisała wyżej bezcenne. My sobie cenimy bez wyceny. Zwłaszcza profesjonalistę 24 na dobę z dzieckiem niepełnosprawnym.
Nie wiem czemu to służy, ale we mnie osobiście budzi niesmak przeliczanie mojej pracy dla ludzi , których kocham, na pieniądze. Może i dzieciom przeliczmy, ile kosztuje ich wynoszenie śmieci i koszenie trawnika. A rodzicom, ile opieka nad nimi na starość.
Dzieciom to trzeba paragony zbierać,żeby im pokazać jak dorosną ile nas kosztowały.
Moja teściowa do tej pory mojemu mężowi wypomina,
jakby by była ustawiona, gdyby on niewdzięczny tyle w dzieciństwie nie chorował.
A ona biedna tyle na dojazdy,na szpitale,na lekarzy wydała,że się potem dorbić już nie mogli.
Czy ktoś mi może wyjaśnić czemu ta przepychanka służy?
Bo dla mnie już dawno jest jasne,że każda kobieta-mama ma inną wizję siebie,
w innej się dobrze czuje i już.
Po co udowadniać komuś ,że powinien się czuć źle jak jest mu dobrze?
Wyliczenia chociażby po to, żeby się zastanowić czy powrót do pracy w ogóle się opłaca. Czy jak zatrudnisz nianię, poślesz dzieci do przedszkola, opłacisz obiady to jeszcze do całego biznesu nie dołożysz.
Kiedyś z koleżanką się kłóciłam bo ona twierdziła jak mało tej pracy domowej jest przy dwójce dzieci. Jedno miała w przedszkolu a drugie w żłobku No jak dzieci do 15 w placówkach to normalnie żyć nie umierać. Byłam jedyną osobą wśród znajomych która nie oddała starszego dziecka do żłobka jak urodziła drugie.
Ale w tym przypadku pyta się o cenę tej usługi obcą osobę i porównuje z ewentualnym zyskiem. Nie widzę związku
No jak nie? Strzyżenie 6 męskich głów 6×40 Maszynka100 praca matki 0 prąd nie wiem, ale chyba mało. Po drugim strzyżenie kino zamiast fryzjera. Czysty zysk.
Wlasnie pisze na Whatsappie z kierowniczka projektu o tymże projekcie. Obie sie jaramy co z tego wyjdzie To po prostu choroba, mozna zakończyć dyskusje
No ale Ty jestes wedlug kolezanek odrealniona i nawet nie mieszkasz w Polsce, a tu jak wiadomo takie zjawisko jak kobieta ktora cieszy jej praca nie wystepuje
A choćby OlęodPawla, to PawełodOli sobie wymyślił.
A to nie OlaodPawla pisala, ze w jej otoczeniu ludzie prezentowali poglad, ze matka powinna byc z dziecmi w domu i najlepiej by zapomniala o aktywnosci zawodowej, bo ma dzieci i wiecej jej do szczescia nie trzeba?
Co do przeliczania pracy w domu na kase, to ktos tu argumentowal, ze pomoc domowa za prace domowe dostaje pieniadze. no wlasnie,za zajmowanie sie cudzym domem. Za sprzatanie wlasnego tez jej nikt nie placi.
Powiem szczerze, że pierwszy post kilka stron temu zrozumiałam trochę inaczej - oto matka wielodzietna czuje przymus zarabiania pieniędzy, mimo, że mąż bardzo dobrze zarabia, bo ma jakiś problem z "wydzielaniem" pieniędzy przez męża. Czyli podstawa nie jest zdrowa - czy to ze względów ekonomicznych, bo dodatkowe pieniądze są konieczne lub przydatne, czy innych jak to, ze po prostu lubi swoja pracę.
Z tym zabezpieczaniem przyszłości, to można tylko na tym poprzestać i już nic więcej nie zdążyć. A co będzie, jak obydwoje rodziców zginie, a dzieci zostaną same?
W ubezpieczeniu na życie z tego co pamietam jest klauzula, ze jak oboje rodziców umrze, to dzieci całkiem sporo dostaja, nawet wiecej niz współmałżonek za smierć drugiego. A cała reszta już od nas nie zależy. Mam takie przeświadczenie, ze tam gdzie moge, to podejmuje jakieś kroki, ale i tak człowiek nie zabezpieczy sie przed wszystkim, życie zbyt nieprzewidywalne jest. Kazdy sam musi wiedzieć co mu pozwoli spac spokojnie.
Wczoraj przeczytałam coś takiego, myślę, że w temacie chociaż tutaj z punktu widzenia przekazywania wiary (rozmowa z dr Piotrem Wołochowiczem):
Czy posyłanie dziecka do żłobka lub przedszkola może utrudniać przekaz wiary?
Oczywiście, że tak. Dziecko jest wtedy pod wpływem innych osób – a Bóg dał rodziców, żeby kształtowali dzieci! Przedszkole może mieć sens, kiedy rodzic jest samotny albo kiedy w domu są tak duże problemy, że dziecko mimo wszystko liźnie tam trochę normalności. W kochającej się rodzinie miejsce mamy małych dzieci jest w domu (może być też tata). Chodzi o to, żeby nie oddawać dzieci do placówek wychowawczych. To nie jest popularna teza, ale głęboko uzasadniona. Nasze dzieci nigdy nie chodziły do przedszkola i widzimy wspaniałe tego owoce. Ceną było skromne życie z jednej pensji. Dzieci nie miały wielu rzeczy, które mieli rówieśnicy, ale miały mamę w domu.
Dzieci powinny mieć mamę. Z tym każdy się zgodzi. Z twierdzeniem, że lepiej nie posyłać ich do przedszkola – niekoniecznie.
Lista konsekwencji oddawania dzieci do placówek wychowawczych jest długa: wpływ ludzi innych niż rodzice, strata beztroskiego dzieciństwa (maluch musi wstawać, wychodzić z domu), zabrany czas przebywania z rodzicami, częstsze choroby, większe koszty prowadzenia domu. Matka idąca do pracy ma z tego powodu wydatki, nie ma też czasu na tańsze prowadzenie gospodarstwa domowego. To zabiera część jej pensji. Matka pracuje na dwa etaty i to jest bardzo złe. Zamiast „aktywizacji zawodowej kobiet” powinna być „aktywizacja macierzyńska matek małych dzieci”! Absurdem jest wydawanie 20 tys. zł za utworzenie miejsca w żłobku i dokładanie do niego co miesiąc 1 tys. zł. Nie lepiej dać z tego matce w domu chociaż połowę? Gdzie to konieczne – przedszkole tak. Ale to nieprawda, że z zasady ono daje coś dobrego. Do wychowania dzieci Bóg powołał rodzinę, a nie instytucję. To złe systemy polityczne kładły nacisk na wyrywanie dzieci rodzicom jak najszybciej.
Tych systemów już w Polsce nie ma.
Presja na kobiety, żeby szły do pracy i oddawały dzieci, jest olbrzymia. A prawie 40 lat temu, w „Familiaris consortio”, Jan Paweł II pisał, że trzeba przezwyciężyć mentalność, że „większy zaszczyt przynosi kobiecie praca poza domem niż praca w rodzinie”. Przez lata zła mentalność poszła jeszcze dalej. Zapomina się o tym, że nagroda za poświęcanie czasu małemu dziecku przychodzi po 20 latach – a pensję dostaje się od razu.
No właśnie po takim tekście mamy się tłumaczą z przedszkola. Tekst pana w wieku emerytalnym, ojca trójki mocno dorosłych dzieci dzieci. Po co? Dla jeszcze większej niepewności matek i większego wzbudzenia poczucia winy w nich?
Mi się nie podoba takie postawienie sprawy, raczej zazwyczaj dostają te matki, które zostają z dziećmi w domu, bo nieroby bo 500+. Jak tylko ktoś napisze, że jest w tym wartość to od razu cenzura, bo ktoś inny się może źle poczuć. Sama pracuję, dość rzadko, ale jednak mam dzieci w przedszkolu i mnie ten tekst nie boli ani trochę. No i jeszcze facet dostanie po głowie bo się podzielił osobistym doświadczeniem.
Idę płakać w ciemnym kącie. Zostałam umęczona szowinistycznym tekstem i nie zapewniam Józkowi rozrywek, jako i jego starszym braciom nie zapewniałam. Teraz już się nie pozbieram.
Komentarz
Ktory "pierwszy Twoj wpis" mam odniesc do siebie? Chyba ze to znowu jakies psychotezy jak musi czuc sie pracujaca czy niepracujaca kobieta, to nie musisz odpowiadac;)
A choćby OlęodPawla, to PawełodOli sobie wymyślił.
Zależy co i jak gotuje.
Jak Agnieszka napisała wyżej bezcenne.
My sobie cenimy bez wyceny.
Zwłaszcza profesjonalistę 24 na dobę z dzieckiem niepełnosprawnym.
Maszynka100 praca matki 0 prąd nie wiem, ale chyba mało. Po drugim strzyżenie kino zamiast fryzjera. Czysty zysk.
Co do przeliczania pracy w domu na kase, to ktos tu argumentowal, ze pomoc domowa za prace domowe dostaje pieniadze. no wlasnie,za zajmowanie sie cudzym domem. Za sprzatanie wlasnego tez jej nikt nie placi.
Jak mi źle, że tylko mentalnie A nie faktycznie podkarpacie.
A cała reszta już od nas nie zależy. Mam takie przeświadczenie, ze tam gdzie moge, to podejmuje jakieś kroki, ale i tak człowiek nie zabezpieczy sie przed wszystkim, życie zbyt nieprzewidywalne jest. Kazdy sam musi wiedzieć co mu pozwoli spac spokojnie.
Czy posyłanie dziecka do żłobka lub przedszkola może utrudniać przekaz wiary?
Oczywiście, że tak. Dziecko jest wtedy pod wpływem innych osób – a Bóg dał rodziców, żeby kształtowali dzieci! Przedszkole może mieć sens, kiedy rodzic jest samotny albo kiedy w domu są tak duże problemy, że dziecko mimo wszystko liźnie tam trochę normalności. W kochającej się rodzinie miejsce mamy małych dzieci jest w domu (może być też tata). Chodzi o to, żeby nie oddawać dzieci do placówek wychowawczych. To nie jest popularna teza, ale głęboko uzasadniona. Nasze dzieci nigdy nie chodziły do przedszkola i widzimy wspaniałe tego owoce. Ceną było skromne życie z jednej pensji. Dzieci nie miały wielu rzeczy, które mieli rówieśnicy, ale miały mamę w domu.
Dzieci powinny mieć mamę. Z tym każdy się zgodzi. Z twierdzeniem, że lepiej nie posyłać ich do przedszkola – niekoniecznie.
Lista konsekwencji oddawania dzieci do placówek wychowawczych jest długa: wpływ ludzi innych niż rodzice, strata beztroskiego dzieciństwa (maluch musi wstawać, wychodzić z domu), zabrany czas przebywania z rodzicami, częstsze choroby, większe koszty prowadzenia domu. Matka idąca do pracy ma z tego powodu wydatki, nie ma też czasu na tańsze prowadzenie gospodarstwa domowego. To zabiera część jej pensji. Matka pracuje na dwa etaty i to jest bardzo złe. Zamiast „aktywizacji zawodowej kobiet” powinna być „aktywizacja macierzyńska matek małych dzieci”! Absurdem jest wydawanie 20 tys. zł za utworzenie miejsca w żłobku i dokładanie do niego co miesiąc 1 tys. zł. Nie lepiej dać z tego matce w domu chociaż połowę? Gdzie to konieczne – przedszkole tak. Ale to nieprawda, że z zasady ono daje coś dobrego. Do wychowania dzieci Bóg powołał rodzinę, a nie instytucję. To złe systemy polityczne kładły nacisk na wyrywanie dzieci rodzicom jak najszybciej.
Tych systemów już w Polsce nie ma.
Presja na kobiety, żeby szły do pracy i oddawały dzieci, jest olbrzymia. A prawie 40 lat temu, w „Familiaris consortio”, Jan Paweł II pisał, że trzeba przezwyciężyć mentalność, że „większy zaszczyt przynosi kobiecie praca poza domem niż praca w rodzinie”. Przez lata zła mentalność poszła jeszcze dalej. Zapomina się o tym, że nagroda za poświęcanie czasu małemu dziecku przychodzi po 20 latach – a pensję dostaje się od razu.
Żródło: https://www.gosc.pl/doc/6095299.Czy-trafi-mi-sie-wierzace-dziecko
No ale jak odstęp między dziećmi jest niemniej niż 3 lata, to trzylatek nie ma w domu rodzeństwa do zabawy, chyba że ktoś ma ED.
A choroby... Hmm... Udam, że przespałam całą noc
Sama pracuję, dość rzadko, ale jednak mam dzieci w przedszkolu i mnie ten tekst nie boli ani trochę. No i jeszcze facet dostanie po głowie bo się podzielił osobistym doświadczeniem.
Teraz już się nie pozbieram.